Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 19.12.14 21:15  •  Cela Maynarda - Page 2 Empty Re: Cela Maynarda
Mówi się, że kto z kim przystaje takim się staje, jednak mimo otaczających go potworów, innych dziwnych stworów, których istnienie nie mieściło mu się do końca w głowie, wolał nie próbować ludzkiego mięsa. Mimo swojego kontrowersyjnego zachowania, dziwnych odchyłów i pracy w takim dziwacznym miejscu oraz w tak niecodziennym zawodzie, te wszystkie androidy, anioły, wymordowani... To go czasami przerastało, a w głębi duszy to się bał troszeczkę tych stworów. Maynard jako człowiek nie był słabeuszem - nie patrzeć na jego sylwetkę i zanik mięśni, he he - lecz myśl o jakiś mocach, rzucaniu ogniem i zabijaniu wzrokiem, sprawiała, że czasami zastanawiał się, co tutaj robi. To miejsce było przepełnione fanatykami, zabójcami, psycholami, kanibalami, a wśród nich żył sobie on - doktorek, który ich wszystkich musiał leczyć i wierzyć, że przeżyje następny dzień. Nie był tchórzem, ale raczej większość ludzi na jego miejscu by już dawno stąd uciekło. Z jednej strony przyzwyczaił się już do tego. Każdy kolejny dzień przynosił nowe zdarzenia, nowe osoby, nowe doświadczenia, a udawanie, że jest się niepoczytalnym i zgrywanie dziwaka było naprawdę wygodne i łatwe, szczególnie, że w ten oto sposób Maynard mógł spokojnie żyć z dala od kłopotów. O ile sam nie miał ochoty w jakieś się wpakować, bo jednak troszkę adrenaliny nigdy nikomu nie zaszkodziło.
Na przykład teraz. Jego pewność siebie i duma, która na co dzień dzielnie przy nim trwała i nie opuszczała na krok, nagle gdzieś się zapodziała. Nie wiedział, czy to przez alkohol, czy przez towarzystwo Hexa, ale Doktorek poczuł się naprawdę słabo i dziwnie, jakby stracił jedyną zaporę, która chroniła go przed tym dziwacznym światem. Nie mówił wiele, chociaż zazwyczaj nie zamykała mu się gęba. Nie groził nikomu nożem, bo po prostu się... Zawstydził? To jest dobre słowo? Nie do końca, ale powiedzmy, że to są pogranicze tego stanu gdzie nie wie się jak postąpić żeby nie wyjść na idiotę, a w dodatku żeby nie ukazać swojej drugiej strony, która była ukrywana przed wszystkimi bez wyjątku. To ten moment, gdy poznaje się kogoś przed kim, nawet nie trudno udawać, bo w tym Maynard był dobry, ale kogoś przed kim czuł się po prostu dziwnie. Dziwnie. Dziwnie. To słowo oddawało jego stan emocjonalny i umysłowy. Nie za bardzo wiedział, co ze sobą począć, gdzie patrzeć, kiedy mrugnąć i kiedy głęboko odetchnąć. Nie wiedział, po prostu. Bo stał przed osobą, której zachowanie zawsze starał się powielać, mimo że nie znał wcześniej Hexa, to właśnie zdał sobie sprawę, że poznał potwora, który był idealnym odwzorowaniem jego systemu obronnego.
To było przerażające.
Trzy spore łyki.
- Cooo? - Mruknął przenosząc zamglony wzrok na Zielonka. Przez chwilę przetwarzał w głowie jego pytanie, zastanawiając się jeszcze dłużej, co ma odpowiedzieć. Przez tam cały czas trwał nieruchomo pochylony z butelką w łapie i z pełnym skupieniem wypisanym na twarzy. Aż w końcu oblizał mimowolnie wargi i wyprostował się. Łyk. Nawet dwa. - Wszystko w jak najlepszym porządku. - Jego słowa były wypowiadane jakby w zwolnionym tempie, taki trochę slow motion. Maynard już trochę nie wiedział co mówi, ale trzeba mu wybaczyć, bo naprawdę... Ale to naprawdę. Tak. Przetarł po raz setny już dzisiaj twarz wierzchem dłoni i podrapał się po prawym policzku. Paznokcie przejechały po bardzo krótkim, ledwo wyczuwalnym zaroście. Doktorek tego nie lubił. Jutro trzeba się ogolić i w ogóle wybić do łazienek albo nad jakieś jeziorko i się wykąpać. Tak. To jego plan na jutrzejszy dzień o ile dotrwa. Kto wie.
Spojrzał na Ranthira, a jego usta wygięły się w miłym dla oka uśmiechu. Zaraz spuścił wzrok na butelkę, oblizał wargi i nieco rozbawiony tą sytuacją golną sobie jeszcze więcej wina. Tak żeby dodać sobie nieco odwagi, bo już naprawdę... Nie wiedział. Ale on nie wiedział, to to był hit życia no po prostu hit. - Pij to wino, bo się zmarnuje. - Tylko na tyle potrafił się teraz zdobyć. Brawa dla tego pana! Po prostu nie do poznania. Co też ten alkohol robił z ludźmi, Armageddon. - Nie mam czasu ostatnio na takie zabawy. - Dodał szybko odwracając się do Hexa tyłem. Nie wiedział po co to powiedział. Tak o, może żeby go jeszcze bardziej zachęcić? Nie wiem, a on tym bardziej nie wiedział. Dziwny człek, prawie jak kobita z okresem. Zdarzało się takie indywiduum czasami.
Na jego podziękowanie, kiwnął tylko delikatnie głową i podrapał się po znaku Kościoła, który miał wytatuowany po prawej stronie szyi. Zaraz po tym obszedł biurko, podszedł do płaszcza rzuconego w kąt i wyjął z kieszeni tekturową paczkę oraz zapałki. Oparł się plecami o ścianę, a następnie wsadził między zęby papierosa i podpalił czym prędzej. Zapałkę zgasił szybkim ruchem ręki, a następne rzucił gdzieś na ziemię. A się chyba zdenerwował chłopina. Zaciągał się dymem powoli, po same pięty, mogło się zdawać. Czas nakarmić raka, a co.
Kierując się w stronę materaca, wrzucił dopiero co napoczętego papierosa do umywalki, a paczkę z zapałkami wsadził sobie do kieszeni spodni. Siedząc na prowizorycznym łóżku spoglądał zza prześcieradła na postać Hexa, który znajdował się dokładnie na przeciwko niego jakieś pięć metrów dalej. Mimo to bez skrępowania zdjął z siebie biały podkoszulek, rzucił go w kąt i założył czarną koszulkę z długim rękawem. Następnie wstał i zmienił jeansy na luźne dresy. Buty, skarpetki rzucił tam gdzie podkoszulek, a potem schował się bardziej za kotarą w poszukiwaniu ubrań dla Hexa. Stanął jednak nagle nieruchomo, pochylony już nad czystymi ubraniami dla Dżina. Mimo wszystkich wcześniejszych myśli, mimo tego wszystkiego, dziwnej atmosfery... Uniósł prześcieradło, które sięgało ziemi, spojrzał na mężczyznę wzrokiem, który nie ukazywał żadnych zbędnych emocji i kiwnął na niego głową.
- Zapraszam.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.12.14 21:57  •  Cela Maynarda - Page 2 Empty Re: Cela Maynarda
Nie przesadzajmy, Kościół nie jest taki zły. Skupia poprostu istoty, które ciągną do tego co im oferuje jak ćmy do światła. Rozkosze ciała, jadło, wspólne modły, krwawe ofiary... Ciężko sprawić by do takiej instytucji należeli ludzie zwyczajni, rozsądni, byli katolicy. Prędzej spotkasz tu właśnie takie indywidua - potwory, kaleki psychiczne, morderców, gwałcicieli, psychopatów wszelakiej maści i rasy, w tym też tych różnych, potwornych ras. Jak tak spojrzeć - Hex ma nawet farta. Jedyny, nienaturalny element jego ciała to złote oczy, reszta została doskonale ukryta przez - teraz już niestety zapieczętowaną - moc, która zakryła przed światem jego blask. Złoty blask, trzeba nadmienić. Dosłownie złoty. Ale o tym shaaaa, w końcu i tak nikt się tego naprawdę nie dowie, nie? No, do momentu jak Hex tego nie ukaże, choć niestety - tylko czasowo. Jaka szkoda... No ale kto wie - może pokaże swoje "prawdziwe ja" blondynowi? ... Hm, fizyczne może, ale lepiej nie psychicznego. Jeśli już teraz jest w przestrachu, to gdyby poznał tego potwora...
Ysh. Lepiej nawet o tym nie myśleć. Czuł się dziwnie? Hex dostrzegał w nim tylko roztargnienie i brak skupienia się na czymś konkretnym, bo tak było. Mężczyzna był strasznie roztargniony i miał ogromne problemy z koncentracją - żeby nie powiedzieć że wygląda jakby trzymał się tylko na kofeinie i alkoholu (chociaż kawy to tu nigdzie nie widzi, ale shaaa, może gdzieś ukrył przed kawo-żłopami), co w sumie było słabym połączeniem dla jego zdrowia. Jeszcze mu serce wysiądzie, a patrząc na to że otaczają go same potwory...
To by do nich dołączył, czyż nie? I wtedy mógłby już bez problemu oddać się swojemu "ja" i być... Potworem. Tym, których się bał. Wszak podobno ten, który zbyt długo jest w kontakcie z potworami sam się takowym staje, a patrząc w otchłań, otchłań patrzy w niego i tak dalej... Tylko właśnie. Czy drogi Maynard podoła wyzwaniu, jakie sam sobie narzuca? Zobaczymy...
Póki co musi przetrwać spotkanie z Hexem. Jeśli temu da radę - to potem będzie z górki... No, o ile nie wpadnie na Ex'a. Wtedy będzie dużo większy i dużo gorszy problem...
Znowu chla. Jeny... Czy on chce się naprawdę na tyle poważnie upić, by jutro miał amnezję? Pomijając kaca, bo ten go też z pewnością nie ominie, a i delikatny na pewno nie będzie. Jego pytanie było wprost rozbrajające. Naprawdę jest w tej chwili roztargniony... Wciąż nie tracąc uroczego i słodkiego uśmiechu z mordki, wpatrywał się w mężczyznę jaki intensywnie próbował poskładać całe zdarzenie do kupy.
Tak, pomimo upicia miał dość przejrzysty umysł. Chyba...
Kolejne łyki. Zaraz chyba koleś tu padnie... - Słychać. - Rzucił, przewracając oczyma, a jego wyraz twarzy wprost był rozbrajająco uroczy. Tak, Hex doskonale wiedział o tym, że trzeba już mu wybaczyć brak świadomości i kontroli nad słowami...
A jak z czynami? Bo poza kontrolowaniem pociąganiem z butelki raz po raz to ciężko powiedzieć by kontrolował swoje reakcje i odruchy, ciągle się podrapując, rozglądając, ziewając, wzdychając i macając. Nie jest skupiony. Ni za cholerę.
... Gdy usłyszał o tym że ma pić wino, które się zmarnuje jak tego nie zrobił, rozejrzał się najpierw dość pół-przytomnie wokół, po czym zwrócił swojego spojrzenie na niego, drapiąc się po tyle głowy z miną "wtf, man". Dopiero po sekundzie czy dwóch zastanowienia postanowił odpowiedzieć. - ... Ale jedyne wino które tu jest poza twoim biurkiem trzymasz w dłoni... - Napomkną, dośc zmieszany tą sytuacją. Koleeeeś, trochę mniej alkoholu i będzie lepiej. A najlepiej odstaw tą butelkę którą trzymasz na później. Jutro, na kaca. Dobry plan.
- Ostatnio... - Powtórzył po nim, gdy na moment zamilkną, po czym od razu dodał. - ... A teraz? - Nie no, może i by go nie owiną teraz w ozdobną, czerwoną wstążkę, ale skaczące libido chętnie by skorzystało z opcji nagi doktor raz. Bez względu na to czy, gdzie i jak by to było. Przechylił znów głowę, tym razem na drugi bok, przyglądając się jego plecom. Etto... Tia. Bardzo fajne... I w ogóle.
Tyłek bardziej...
Sha. Nawet jeśli byś chciał to i tak nie masz na to siły.
No tak... Tak, wiem...
Oj, zdenerwował się? A czym niby? Widok Hexa ssącego cuksa był taki denerwujący? Czemuż niby? Przecież on tylko kulturalnie jadł cuksa, nic więcej. Może w sposób dość perwersyjny - ale hej, nie miał w tym złych myśli! Po prostu w taki sposób go jadł, i tyle. Gdy zessał go w miarę "do końca", a raczej do stopnia gdzie podłużna laseczka zrównuje się z zakrzywionym końcem, zaczął to odgryzać, ząbkami. Dziabu, dziabu, dziabu, dziab... O, skończył się. SMUT! ... No ale nic, chociaż trochę glukozy więcej, tak? Nu, to lepiej, nie? Nie przywiązywał chwilowo uwagi do gestów mężczyzny, ale dźwięk rozpalającego się płomienia i odczucie dymu jednak do niego dotarło. Nie to żeby go aż tak drażniło... Ale jako niepalący może i miał nieco więcej "przeciw" niż "za" paleniem, aczkolwiek... Nie będzie na to marudził, więc sha, nie było tematu.
Hm, bez skrępowania... A czemu miałby się krępować? W końcu to nie on był tu nagi od niemal samego początku wizyty, he he. Okey, pół-nagi, ale i te bordowe slipy raczej nie kryły aż tak wiele, tylko jeden, znaczący punkt. Na szczęście jednak - nie były nadszarpnięte, więc dżin nie gorszył(da się?) lekarza tym widokiem. Chyba. Po zadaniu swojego pytania oczekiwał jakiejś konkretnej odpowiedzi, wgapiając się w pół-przezroczysty materiał, bo koniec końców - nic lepszego do roboty nie miał. Ewentualnie mógł się położyć na kozetce na której leżał i zamarznąć, ale jakoś średnio mu się to widziało...
Więc zaproszenie przyjął z ochotą, choć dotarcie przez te pięć metrów okazało się wyzywające. Pierwszy ruch - podniesienie się. Oparł dłonie o kozetkę i trwał chwilę w skupieniu, po czym jednym, szybkim ruchem wypchnął swoje ciało do pionu. Och, zamotało nim nieco, aż musiał rozsunąć nogi na boki by w miarę uzyskać równowagę. Ysh... Pochwycił lewą dłonią czoło, przysłaniając - chyba nieświadomie - lewe oko przy tym geście, po czym zaczął się kierować powoli i metodycznie przed siebie. Kroooczek. Druuuugi... Trzeeeeeci, czwarty, o, rytm złapał. Dobrze... Choć chwiał się jak pijany w trakcie kontroli policyjnej (wróć, był pijany) to jakoś dotarł do Maynarda...
I stracił w ostatnich krokach równowagę, po czym całym ciężarem ciała runął na białowłosego, ryjąc głową w jego klatkę piersiową. Zaraz po lądowaniu potarł lewą dłonią głowę, mrużąc oczy nieznacznie. - Nah, Ikke... Wybacz...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.12.14 23:03  •  Cela Maynarda - Page 2 Empty Re: Cela Maynarda
Tak. Miał już dosyć wina, zdecydowanie. Zdawał sobie z tego sprawę, naprawdę. Normalnie szedł, trzymał pion i nawet jeszcze nie bełkotał od rzeczy, ale jego świat wirował mu przed oczami trochę bardziej niż powinien i tylko ostatkami sił nie zaczął chodzić zygzakiem po całej sali śpiewając tylko sobie znaną piosenkę. Na jego zachowanie wpływał jeszcze długi brak snu, który dokładał swoje trzy grosze do całkowitego efektu. Nie wiedział co dokładnie mówi, trudno mu było ogarnąć wszystkie myśli, które buszowały w jego głowie i nie był pewien co się dzieje. Ale on tak miał, a podobno po alkoholu ukazuje się to prawdziwe ja. Ciekawe. Miło było jednak czasami tak spuścić z tonu i po prostu się wyciszyć, szkoda tylko, że do takiego stanu mógł doprowadzić tylko poprzez alkohol, ale coś za coś. Chociaż... Nie. Maynard lubił pić, naprawdę, jeszcze fakt, że znał się na pędzeniu wina dopełniał wszystkiego, a co. No i to pozwalało mu zasnąć. Jeszcze jeden plus do kolekcji.
- Przepraszam. - Wypalił nagle nie wiadomo do końca z jakiego to ważnego powodu. Nic nie zrobił, a nawet był bardzo grzeczny jak na siebie i zachowywał się nienagannie. Nie dość, że opatrzył Hexowi rany, oddał mu ostatniego lizaka to jeszcze dotrzymywał mu wspaniałego towarzystwa i raczył swoim geniuszem. No niemożliwy był! - Trochę... mm... Jestem zmęczony. - Przetarł kąciki oczu kciukiem oraz palcem wskazującym krzywiąc się przy tym nieco. Odłożył już prawie opróżnioną butelkę na biurko. To był właśnie ten moment, w którym wiedział, że czas zejść ze sceny, po prostu. Zazwyczaj nie miał w niczym umiaru i jakoś nie przejmował się, że czegoś nie może, ale naprawdę nie miał zamiaru paść na ziemię i zasnąć na podłodze. Za długo czekał na to jakże cudowne spotkanie z poduszką i kołdrą. O tak. Hex teraz był jedynie dodatkiem, niestety, taka smutna prawda, ale chyba Zielonowłosy doskonale sobie zdawał z tego sprawę, bo gdyby naprawdę miał ochotę to Maynard by już dawno skończył... No właśnie. Tutaj wszyscy wiemy o co chodzi. Skończyłby, że aż nie mogę.
- Ale przed chwilą... - Rozejrzał się dookoła jakby nie wiedział, co się dzieje i zmrużył złote ślepia, unosząc palec ku górze w dziwnym geście prawdziwego myśliciela. - Dopiero co ci dawałem... Wino. - Został całkowicie zbity z tropu. Tak. Nawet on wiedział, że to już jest koniec tego picia. Dziękuję, dobranoc, ale pan kończy z karierą. W jego głowie toczyła się naprawdę piekielna walka pomiędzy jakimś tam jeszcze zachowanym poczuciem godności, a moralnością pijanego człowieka, któremu wydaje się, że wszystko może. Chociaż w sumie to teraz mógł wszystko i pewnie wszystko zostałoby mu wybaczone, wolał jednak nie ryzykować. Nie jak stał. To mogło skończyć się na podłodze, a Hex chyba nie dałby go rady podnieść.
- Wiesz jak jest. - Zaśmiał się cicho, po czym spojrzał wymownie na Dżina. Okłamywać się ani jego nie będzie, no bo po co, sytuacja była prosta do zrozumienia. Chyba, ale no nie ważne. Wyjdzie w praniu, hie hie. - Teraz jest okej. - Znowu odpowiedź z dupy. Ach ten May.
Opuścił białe prześcieradło i odsunął je nieco, gdy zobaczył, że Ex jednak postanowił ruszyć swoje cztery litery. Maynard uśmiechnął się delikatnie przyglądając się jego nieporadnym ruchom. Nie podszedł jednak do niego i nie pomógł mu, bo po co? Oboje chyba teraz poruszali się równie niezdarnie, więc lepiej nie ryzykować podwójnego plaska na ziemię. Lepiej wylądować na materacu, który był o wiele wygodniejszy od kamiennej posadzki. Złote ślepia śledziły poczynania mężczyzny, a ten był co raz bliżej i bliżej, aż znalazł się na wyciągnięcie ręki, wystarczała chwila i już by spokojnie siedzieli na materacu, jednak... Coś poszło nie tak. W mgnieniu oka doktorkowi wróciło nieco siły oraz jego mózg ruszył na nieco szybszych obrotach, jego refleks nie zawiódł go nawet w takim stanie. Astley złapał Hexa za ramiona i przytrzymał mocno aby oboje nie upadli. Chyba by mu kości połamał gdyby na nieco spadł. Tragedia.
Jego zimne palce zacisnęły się na jego nieco bardziej rozgrzanej skórze, którą przecinały ledwo widoczne zadrapania. Spojrzał na nieco z góry i uśmiechnął delikatnie, przypatrując się jego twarzy i rozkoszując się słodkim oddechem Zielonka, który go otoczył. - Wszystko okej? - Spytał głupio, tak na wszelki wypadek, jednak zamiast usiąść cały czas zaciskał dłonie na jego ramionach bojąc się, że pacjent upadnie i już więcej nie wstanie. Sam się ledwo trzymał... Nie ważne. ~ - Może lepiej się połóż. - Oho, instynkt doktorka włączony. Wystarczało, że Hex raz się potknął, a ten już całkowicie trzeźwy. No może nie trzeźwy, ale na pewno bardziej czujny, czego jego serce nie mogło znieść i waliło już naprawdę ostatkami sił. - Kładź się. - Znów ten ton głosu, który nie zniósłby sprzeciwu i żadnego ale. Odwrócił się nieco bokiem do mężczyzny, po czym, cały czas trzymając go jedną ręką, pochylił się i odrzucił kołdrę na bok by Dżin mógł się bez problemu ułożyć. Taki pomocny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.12.14 0:09  •  Cela Maynarda - Page 2 Empty Re: Cela Maynarda
No to witamy w klubie - Heksior co prawda był mniej spity, ale ciężko to określić - zdecydowanie dużo mniej krwi w jego ciele nasączało alkoholem, przez co ten raczej się łatwiej wchłaniał i miał ułatwione otumanienie, już i tak niezbyt przytomnego dżina. Może i nie był jeszcze w stanie Maynarda i w jego słowach czaiła się logika tak, skryta za sałatą, ale też nie należał do najprzytomniejszych na umyśle. Najlepiej świadczyło o tym to, że w ogóle nie gestykulował, jedynie przekrzywiając głowę z lewa na prawo i wywołując emocje mimiką twarzy. Pewnie gdyby oderwał dłonie od oparcia to by rąbnął na niepodtrzymywaną stronę, czy cuś. I nie, to nie tak że Hex nie lubi tego - rzadko ostatnimi czasy już mu się zdarzało tak pić, a już zwłaszcza upić się, a tym bardziej upić się tak niewielką ilością alkoholu. Dzizus, co się tu wydarzyło, to lepiej nie wiedzieć. Ze zwyczajnej wizyty medycznej i zszywania ran skończyło się na upiciu się i prawdopodobnie wspólnej nocy w łóżku. I nie, nie w tych celach, raczej śpiąc twardo jak skały które otaczają ich zewsząd.
Zsuną brwi, próbując zrozumieć skąd nagle pojawiły się te przeprosiny. Etto... Whut? Chwila, moment, co on zrobił takiego by przeprosić? Wyliczmy... Gapił się z bliska, tykał, opatrywał, dał po gębie (na życzenie zresztą), dał cuksa, podzielił się winem...
Etto, nie widać tu żadnego powodu do przeprosin, soł... The hell? - Eee... - Tylko tyle wydało mu się z głowy, gdy podrapał się po głowie w zamyśleniu prawą dłonią (wow, siedzi prosto, najsu), ale po chwili wrócił do poprzedniej postawy, i usłyszał jako takie wytłumaczenie. I tak, trzeba przyznać że zdawał sobie sprawę z tego, że raczej ta noc nie zakończy się przyjemniej, niż snem, i kacem nazajutrz. Cóż, jakoś to przeżyje, niestety. Choć byłby to miły koniec nieco niezbyt przyjemnego dnia. A nawet bardziej niż tylko miły... Ale dobra, mniejsza. Nie będzie tego codziennie, w końcu ludzie (i nie tylko) aż tacy rozrzutni nie są. Mieh.
Och, chyba próbuje wyłapywać logiki w swoich słowach, skoro zaczął się rozglądać i pojmować sens swoich słów. Zdecydowanie tym zakłopotaniem i niezrozumieniem sytuacji. - Nieee, drugą butelkę tylko ty piłeś. - Stwierdził, klarując sytuację do w miarę logicznych wniosków. Pił tylko drugą butelkę, a i z niej wiele nie wypił... No i wiele nie potrzebował w takim stanie do upicia, więc gdyby wypił więcej to już by zaczął bełkot od rzeczy. I fakt - nie dałby rady go podnieść z podłogi, chyba że chciałby zostać przekopany na materac.
Uwaga - Hex nie obiecuje że ten sposób przenosin ciała nie skończy się obiciem lub połamaniem żeber. Przed użyciem należy się skonsultować z butem lub spytać Heksiora, gdyż każde nieprawidłowe użycie zagraża twojemu życiu lub wątrobie.
- No wieeem, wieeem. - Te dwa wyrazy ostatnie wypowiedział jednocześnie ziewając dość wyraziście, stąd przeciągnięcie głosek... No i faktycznie przez ten alkohol był rozluźniony. I senny. I chętny. Z naciskiem na senny i rozluźniony, chętny trochę mniej. Ysh... Seeen. Taki zły w swoim bycie. Kiwnął głową na kolejną odpowiedź "z kosmosu", już nawet nie chcąc drążyć tematu. Próba dogadania się z nim powoli sięgała apogeum niemożliwości... WIęc lepiej nie będzie próbował za nadto swoich sił.
Nie Ex, a Hex. To pewna różnica, i lepiej by Astley jej nie poznał, bo to może się skończyć czymś więcej, niż kacem. Bólem. W każdym milimetrze jego ciała. Lepiej więc by tego nie odczuł. Serio - nie chce tego odczuć. Po prostu... Nie chce...
Zdecydowanie nie chce.
Taaak, zdecydowanie czuł na sobie wzrok lekarzyny i to, że jest rozbawiony jego mizernymi próbami dotarcia na miejsce. Nie miał mu tego za złe - wszak widać było że ani jeden, ani drugi nie będą sobie zbyt pomocni, a jedyne czym mógłby się skończyć altruizm to zbieranie zębów z podłoża, jeśli tylko zęby by skończyły w tym źle - a to najbardziej optymistyczny scenariusz.
Idylla była już na wyciągnięcie ręki, już tuż tuż... Tak jeszcze troszeczkę, odrobinkę... Ale nie. Nogi musiały go zawieść na samym końcu, przez co zarył twarzą w tors mężczyzny - choć został nieco wyhamowany i pochwycony (syknął cicho z bólu bo chwyt był nagły i dość mocny), to i tak nie było to najprzyjemniejsze. Meeeh... Nie czuł aż tak wyraźnie jego zimna, choć zdecydowanie dotyk tych smukłych palców był kojącym przeżyciem... Po krótkiej chwili znów uśmiechał się do mężczyzny, spoglądając na niego "z dołu", jakkolwiek to nie brzmi. Na pytanie pokiwał głową potakująco. Przecież się nie połamał od byle upadku, jeeeny... - Miałem to w sumie w planach... - Wymruczał cicho w odpowiedzi na jego "może lepiej", choć jakoś tak średnio miał ochotę opuścić przyjemny uścisk lekarza. Taki miły, uczynny, opiekuńczy, och, milusio. Serio. I to nie to co w wypadku Niji, gdzie albo trafiał w dłonie zimnego androida, albo nazbyt rozemocjonowanej pięciolatki. Ten dotyk był... Dojrzały...
Przyjemny...
Bardzo przyjemny...
Aż naprawdę nie chciał się z nim rozstawać, ale rozkazujący ton niestety nie miał niestety wyjątków... Szkoda... Przysiadł na moment na materacu i rozsznurował, po czym ściągnął ze zmęczonych stóp glany, jakie zostawił przed prześcieradłem, by następnie wślizgnąć się do wewnątrz, blisko ściany (acz za wszelkie skarby świata nie zamierza zetknąć z nią pleców), kładąc się na brzuchu. Zdecydowanie nie miał ochoty w tej chwili na zbytni ruch... No i wolał mieć łatwiej do objęcia Maynard'a, hehe. Gdy już ułożył swoje ciało, zostawiając jak najwięcej miejsca lekarzynie, spojrzał na niego dość ponaglająco... Choć w sumie zauważył pewien problem.
- ... A kto zgasi światło i zamknie drzwi? - Spytał ni z tego ni z owego, zauważając że oba fakty są niedokonane. W sumie, mógłby spróbować użyć swojej mocy do tego... Ale wezwanie Ex'a byłoby złym planem, zaś użycie kreatywnych zdolności byłoby... Destrukcyjne dla tego miejsca. Stąd też, spojrzał na blondyna, szukając w nim odpowiedzi na to pytanie i dalszego ruchu. On już nie drgnie... A przynajmniej nie ma na to choty...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.12.14 13:32  •  Cela Maynarda - Page 2 Empty Re: Cela Maynarda
Oparty plecami o ścianę spojrzał na Hexa wzrokiem pełnym nieufności i podejrzeń. Dałby sobie uciąć rękę, że kilka minut temu widział jak Zielonek popija wino ze swojej butelki, która Maynard sam mu poda - specjalnie przecież poszedł po następną, żeby nie siedzieć o suchym pysku... Coś tutaj nie było tak jak powinno być i Doktorek naprawdę nie wiedział, co począć. To był ten moment, w którym do głosu dochodzą dwa sprzeczne poglądy, które rozpoczynają prawdziwą walkę w głowie. Był przekonany o słuszności i prawdzie swoich poglądów oraz pijackich wspomnień, lecz to co mówił Hex i brak butelki w jego rękach, a także jego nieco zaniepokojona mina, jakby mówił "stary wyluzuj z tabletkami" - to było naprawdę przekonywujące, a zarazem niebezpiecznie niepokojące. Dla Maya, który nie do końca wiedział, co się dookoła niego dzieje, ta sytuacja była niczym bez wyjścia, wolał chyba zostawić to bez odpowiedzi, bez zbędnych słów i dłuższych rozmyślań nad sprawą. Jeszcze by nam się chłopina załamał i co? Uzdrowiciela by nie było, a to wszystko wina Hexa! - Aha. To beka w chuj. - Skomentował to wszystko, co się zadziało między nimi i w jego głowie. Tyle przychodziło mu na myśl, reszta to były tylko i wyłącznie jakieś dziwne zbitki obrazów oraz informacje o odbieranych bodźcach z zewnątrz. Koniec tego dobrego. Definitywnie. Pocieszała go tylko myśl, że nigdy jeszcze nie miał w swoim życiu kaca. Naprawdę. Taki szczęściarz z niego, więc pewnie obudzi się bez zbędnego bólu głowy, jakby poprzedniego dnia raczył swoje gardło ciepłą herbatką z miodem i cytrynką. A w ogóle to wypiłby herbatę o tak. Może nieco rozjaśniłaby jego zaćmiony umysł. I jeszcze jakby teraz ktoś mu przyniósł coś dobrego do jedzenie... Nie obraziłby się. Dawno porządnie nie jadł, w ogóle rzadko zaglądał do jadalni, a jeśli już to wchodził, zabierał trochę owoców, jeśli takowe były, jakiś kawałek mięcha i wychodził, nie zwracając nawet uwagi na powitania innych członków Kościoła. Bo po co miał zostawać więcej. Nie lubił tutaj raczej nikogo, wszyscy byli tacy sami - nudni. Wolał towarzystwo książek, lekarstw i swojego umysłu. Trochę za wysokie ego, ale co tam. To chyba było akurat dobre dla niego, szarego człowieczka, który otoczony był takimi dziwnymi osobowościami. Żeby nie powiedzieć - potworami.
Wizja znalezienia się z Hexem w jednym łóżku nie do końca mu się uśmiechała. Nie żeby miał coś do towarzystwa Zielonka, akurat tutaj można powiedzieć, że hmm... Cieszył się? Nie, to złe określenie. Raczej było mu miło, że obok niego będzie ktoś leżał, ktoś kto jest o wiele cieplejszy od skalnej ściany i o wiele bardziej rozmowny. Dokładnie. Jednak patrząc na to z innej strony i zważając na to, że Maynard pewnie nie będzie mógł teraz zasnąć... Nie podobało mu się to, wcale a wcale. Był tak bardzo zmęczony, że gdyby nie przenieśli się na materac, to zasnąłby zapewne po pewnym czasie w krześle przy biurku. Oddalony od Dżina o kilka dobrych metrów usnąłby niczym dziecko po mleku, lecz ta bliskość go nieco rozbudziła, że tak powiem. Jeszcze ten cholerny alkohol sprawił, że nie do końca wiedział, jak się zachować. Także tego... Troszkę zawstydzony Maynard nam tu się pokazał, a to mi nowość i tutaj bez zbędnej ironii, bo to się rzadko zdarzało. Dziwne.
Trzymał Ranthira za ramię do momentu aż ten usiadł na materacu, sam jednak stał cały czas wyprostowany, patrząc z góry na mężczyznę złotymi ślepiami, jakby bał się, że nawet teraz może zrobić sobie krzywdę. W sumie to wystarczałoby pewnie, że delikatnie przechyliłby się do przodu i zaryłby twarzą o podłogę - wolał być dlatego w pobliżu by w razie czego złapać go i przywołać do pionu. Poczekał aż Zielonek ułoży się w łóżku i sam już chciał się rzucić na miękki materac, ale słowa pacjenta sprawiły, że mruknął pod nosem kilka przekleństw i obrzucił go lodowatym spojrzeniem, jakby właśnie zrujnował mu całe jego życie. Odwrócił się jednak powoli na pięcie, po czym ruszył w stronę drzwi. Nawet nie założył butów narażając swoje gołe stopy na kontakt z zimną podłogą, tak właśnie przeciwnik zimna się poświęcał dla jakiś głupich zachcianek Hexa. Zdaniem Maya to po pierwsze - światło było na tyle przytłumione i delikatne, że nikomu w spaniu by nie przechodziło - a po drugie - o tej porze już nikt by pewnie tutaj nie przyszedł. A jeśli już to widząc czerwone ślady przed celą na pewno odpuściłby sobie wizytę. Ale mus to mus.
Przymknął miedzianą blachą dziurę w skale po czym zaczął obchodzić celę gasząc wszystkie świece i lampy. Zostawił tylko zapalony szklany lampion, który wisiał przy jego biurku. Światło było delikatne, jednak Maynard wolał nie ryzykować, że potknie się o coś w drodze do łóżka, wtedy już żadna siła nie podniosłaby go z ziemi, nie ma takiej mowy.
Będąc przy biurku złapał jeszcze za butelkę i upił sporego łyka, a następne schował trunek z powrotem do szuflady jakby w obawie, że zniknie. Te kilka kropel, które nawilżyło jego gardło było tymi, które miały mu dodać nieco otuchy, lecz już w tym stanie nie odczuł żadnej różnicy w swoim zachowaniu. Bywa. Ruszył więc powolnym krokiem w stronę wiszącego prześcieradła, a w trakcie tej małej wycieczki zdjął z włosów gumkę i poprawił małego kucyka. Mimo to pojedyncze kosmyki jasnych włosów wypadły z uścisku frotki i opadły mu na czoło i policzki. Nie lubił tego. To łaskotało. Przejechał dłonią po szyi i twarzy, po czym przetarł mocno zmęczone, jakby miało to go teraz całkowicie go wybudzić z letargu.
- Zadowolony? - Mruknął siadając w końcu na materacu. Otrzepał bose stopy aby nie nanieść do pościeli brudu z celi. Odchylił się zaraz do tyłu i legną jak długi na swoją poduszkę z cichym westchnięciem. Powoli chwycił za rąbek kołdry i okrył się nią po pachy. Uśmiechnął się przy tym delikatnie, jakby ciepło poszewki sprawiło mu niewyobrażalną przyjemność. Leżąc na plecach skrzyżował dłonie za głową i zerknął z ukosa na Hexa nic nie mówiąc, bo nawet nie wiedział jak przerwać tą natrętną ciszę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.12.14 14:13  •  Cela Maynarda - Page 2 Empty Re: Cela Maynarda
Ale, ale... Dlaczego, Senpai?! Co takiego Heksior zrobił mu, że ten tak nieufnie i podejrzliwie się w niego wpatruje? Przecież powiedział tylko prawdę - butelka została opróżniona i zabrana, a potem wyjął drugą, niekoniecznie wręczając wcześniej tą opróżnioną Hexowi. Albo on już nie kojarzył... Lepiej nie wdawać się w dylematy na ten temat, i kwitujące stwierdzenie Maynarda było wystarczające do tego, by zakończyć ten temat. Dlatego też, gdy takowy powiedział co powiedział, dżin nie drążył tematu, jedynie kiwając głową na te słowa. Leeeepiej tego nie drążyć. Bo albo wyjdzie na to że to Hex jest bardziej pijany od Maynarda i próbuje takowemu wmówić że ten jest bardziej pijany od niego. Stahp, koniec tematu. Zdecydowany koniec tematu.
Och, nie będzie miał kaca? Jaka szkoda... Nie będzie można zastosować jednego ze sposobów na ból głowy ranem. No, chyba nie będzie można. Chyba... Etto... Zobaczy się zresztą.
Nie za dużo życzeń? Może jeszcze frytki i średnio-wysmażonego burgera do tego? Jest na środku pustyni, wewnątrz jednej z niedostępnych gór, i tak powinien się cieszyć że ma ryby za darmo, bo sporo tego pływa w jeziorkach, a nie marudzić. I bu... Nie lubił nikogo?
A Hexia polubił? Może polubił? Proszę? Polubił? Polubił? Z pewnością polubił, zwłaszcza biorąc pod uwagę wszystko to, co się stało...
Albo i nie, i jutro faktycznie będzie miał pierwszy raz w życiu kaca+amnezję, a budząc się obok pół-nagiego faceta będzie próbował skolekcjonować fakty na temat tego, co się stało że właśnie w taki sposób i w takim układzie się znalazł w swoim łóżku. Albo i nie, i bez namysłu wykopie Jeneviera za progi jego gabinetu.
Cóż... Heksior jest osobą dość konfliktową, problematyczną i wprowadzającą w zakłopotanie swoim brakiem moralności, dosłownością i taką "bliskolubnością". Pomińmy fakt że lubił towarzystwo innych - gdy nie był sam, było mu o wiele łatwiej przestać myśleć o mroku. Mroku w umyśle, mroku wokół... I nawet był zdolny do zapomnienia o tym, że ma nyktofobię i parę innych... Problemów. W tym nawet pragnienie krwi nie było tak dokuczliwe. To coś dziwnego, niezwykłego wprost, za co warto podziękować lekarzynie. Za to, że poświęcił swój czas na kilka, komfortowych godzin w egzystencji Dżina, których ostatnio było jak na lekarstwo chorób, będąc w środku Desperacji. Czyli - mało. I czemu niby obecność pół-nagiego, ciepłego, zmęczonego i bezbronnego dżina była rozbudzająca? Czyżby ktoś tu miał problemy z libido? A nie...
To tylko Hex. On zawsze je ma.
Jeny, jeny, traktowanie jak osoba z kośćmi które mogłyby się połamać od pstryknięcia palców lub powiewu wiatru. Spokojnie - przecież się nie zabije po pijaku... Chyba. No i raczej miał dość twardą czaszkę, więc lądowanie twarzą na posadzce może nie byłoby aż tak fatalnie zakończone. Może. Oby. Na szczęście jednak nie ma po co o tym myśleć - bo tuż nad nim jest biały ranger blondyn, jaki czuwał w tej chwili nad każdym ruchem i działaniem, byleby tylko przypadkowo się nie uszkodził. Wszystko poszło jednak dość dobrze, a Heksior mógł się skryć pod kordłą, która przyjemnie ogrzała jego obnażoną skórę...
I tak, spodziewał się tej reakcji, ale to było dość naturalne, prawda? Owszem, nie było to standardowe u Heksiora, który ma nyktofobię...
Ale powiedzmy że NA MOMENT udało mu się zapomnieć o swoich problemach, tak? Taki dobry lekarz, że aż dał chwilę wytchnienia od swoich zmartwień. Yey! Zdecydowanie yey!
Nie mógł się powstrzymać od szerokiego, słodkiego uśmiechu na jego reakcję i cichutkiego, delikatniego. - Przecież wiem o tym że chciałeś tego od samego początku... - Nie mógł się powstrzymać od parsknięcia cichego chichotu, gdy widział z jaką niechęcią zareagował na tą prośbę. Może i światło nie było tak złym pomysłem - ale drzwi... Nie zapominajmy że jesteśmy w Kościele Nowej Wiary, gromadzącym wymordowanych i różne bestyjki. A jeśli trafiłby się jakiś wyjątkowo wrażliwy na zapach krwi osobnik, na przykład krzyżówka człowieka i rekina? Zanim by się lekarz zaorientował to już by chrupał biednego zielonowłosego, a raczej nawet taki geniusz medycyny jak Astley by nie wyratował przetrawionych części ciała, prawda?
Poza tym - nie musieli być jedynymi osobami z bezsennością.
Obserwował spod kordły działania mężczyzny, i im bardziej ciemniało w pomieszczeniu, które zaczęło się wydawać z każdym światełkiem bardziej przestrzenne, tym szybciej docierało do jego głowy...
Że to mrok. Ten mrok, od którego ucieka. Ten, którego się boi. Ten, którego...
Nie chce...
Ten który... Tak uwielbia go dręczyć... Zdusił ciche jęknięcie, gdy niemal całe pomieszczenie skąpało się w mroku, skupiając swój wzrok na towarzyszu snu, jaki właśnie wracał do łóżka po ostatnim golpnięciu wina. Chyba naprawdę uważa ten alkohol za jakieś Panaceum...
Starając się nie ukazywać że "coś go gryzie" powrócił na swoją twarz doskonale wyćwiczony uśmiech, którego nie musiał nawet wymuszać - umiał go zagrać. Idealnie zagrać, stąd też gdy tylko posłyszał pytanie, wyszczerzył ząbki do niego, by następnie zamruczeć cicho w zamyśleniu, jakby się zastanawiał czy coś jeszcze. Gdy tylko lekarz do niego dołączył i zgarną kordły dla siebie, Dżin bez żadnych pytań przyległ do jego boku, obejmując jego klatkę piersiową ramieniem i posyłając mu szczerze sympatyczny uśmiech. - Teraz tak. Dzięki tobie prawie zapomniałem o swojej Nyktofobii... - ... Nagle zmarudniał, odwracając wzrok od jego twarzy i wpatrując się z ogromną zażyłością i skupieniem w materiał jego koszuli. - Prawie... - Powtórzył cicho, wtulając się ściśclej w jego, nieco chuderlawe i niezbyt rozwinięte - acz wystarczające miłe by było "przytulanką" ciałko. Tak... Przytulanka w sam raz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.12.14 20:25  •  Cela Maynarda - Page 2 Empty Re: Cela Maynarda
Jak już było wspomniane, Maynard kojarzył Hexa z różnych spotkań, czy po prostu mijał go od czasu do czasu w tunelach. Nigdy dłużej nie rozmawiali, może w jadalni zamienili kilka zdań, czy tam słów, prosząc się żeby jeden podał drugiemu widelec. Nic więcej. Doktorek nie miał raczej dobrych znajomych, nie mówiąc już o przyjaciołach. Jego jedynymi rozmówcami byli pacjenci, którzy od czasu do czasu się tutaj pojawiali z bólem głowy, zadrapaniem, czy też złamaną ręką, jednak i wtedy dochodziło jedynie do suchej wymiany zdań i rzadkich głupich uwag Maynarda, na które mało kto odpowiadał. Gdy pojawił się tutaj dzisiaj Hex był przygotowany na ten samy schemat rozmowy co zawsze, jednak został mile zaskoczony - w końcu ktoś ciekawy i warty zainteresowania. Mógłby częściej tutaj przychodzić, May by nie pogardził takimi wizytami, wcale a wcale. Może gdyby Astley się nie upił to zostałby zapamiętany przez Zielonka trochę inaczej, lecz no niestety, Człowieczyna tak właśnie zachowywał się po procentach, co trzeba było mu wybaczyć. To wszystko wina bezsenności, naprawdę~ I Dżina, że mu z łap nie wyrwał tej butelki. Chamidło jedne.
Lubił ciemność, mimo tego że brak światła kojarzył się raczej z zimnem, co jak wiemy nie przemawiało do Atley'a, to jeśli już zabierał się do drzemki to przy świetle nie potrafił zasnąć. Zapalony lampion zostawił tylko dlatego że tutaj raczej okien nie było, a bał się, że w takim stanie może gdzieś się wyrżnąć no i jeszcze... Prawie w ogóle nie znał Hexa, a jednak, mimo alkoholu, miał odrobinę rozsądku i czujność pozostała w ryzach. Kto wie, Dżin mógł się okazać jakimś zabijaką, co w sumie pasowało do jego stanu oraz ran, a biedny Maynard nie byłby w stanie nawet się obronić, no bo czego się spodziewać po tych mięśniach, hmm? Obraz Zielonowłosego z nożem w ręce gdzieś tam krążył po jego głowie, lecz no co zrobisz? Nic nie zrobisz. Wino to wino i nie drążmy tematu. Mnóstwo przeciwieństw, które powinny raczej stworzyć jedną wielką papkę, a tutaj oto mamy przed sobą blond Truciciela. Pozdrawiam serdecznie.
Kołdra ogrzewała powoli jego obolałe ciało, miękka poduszka otulała głowę - normalnie idealne warunku do spania, lecz mimo wcześniejszych zapewnień, że jest naprawdę zmęczony, nie mógł nawet przymknąć na chwilę oczu. Sama obecność mężczyzny w jego łóżku sprawiała, że nie do końca mógł się skupić i rozluźnić. Może to z ostrożności, a może całkiem z innego powodu... Kto go tam wie. Sam wolał nad tym nie myśleć, bo jeszcze doszedłby do jakiś dziwnych wniosków i co? Jeszcze by się tutaj chłopak załamał, a tego chyba nie chcemy.
Gdy Hex przylgnął do niego i objął jakby nigdy nic, Maynard mimowolnie napiął wszystkie mięśnie i odchrząknął cicho nie do końca wiedząc, co robić. Ale do cholery! Doktorku! Ogarnij się! Przecież to tylko jakiś facet, nikt inny, a przecież już nie raz w takiej sytuacji byłeś, więc weź się w garść!
May rozluźnił się zaraz. Delikatny uśmiech rozpromienił jego twarz, a oczy skierowały się w stronę rozmówcy. - Mogę zapalić światło, jeśli chcesz. - Odpowiedział całkiem poważnie. Byłby w stanie wstać i pozapalać te wszystkie świeczki w pokoju by tylko Hex się nie bał. Blondyn wiedział doskonale jak to jest się czegoś panicznie bać i nigdy w takich kwestiach nikogo nie osądzał. - Chodź tu. - Dopowiedział nagle, po czym wyjął spod głowy lewą rękę, a następnie objął mężczyznę, jeszcze mocniej go do siebie przyciągając. Długie palce wplótł w jego zielone włosy, którymi się zaczął bawić, co jakiś czas przejeżdżając palcami po jego czole i policzku. Co jak co, ale jego małym zboczeniem było dotykanie innych po twarzy, to było najlepsze co mogło być, nie wiedział dokładnie od czego to się wzięło, ale to naprawdę go odprężało. Robił to trochę nieświadomie, jakby w amoku wpatrując się w wysoki sufit, którego nierówna faktura oblana była wzorzystymi cieniami, które delikatnie podskakiwały wraz z falującym płomieniem świeczki w lampionie. - Nie ma się czego bać. Mrok to tylko kłębowisko naszych zmartwień i słabości, jeśli je zignorujesz, to w ciemności możesz poczuć się jeszcze lepiej niż w środku lata. - Szepnął z uśmiechem, przejeżdżając palcem po zarysie jego szczęki. - Ja zignorowałem swoje koszmary, pogodziłem się ze swoją przeszłością i pokonałem strach. Jest to trudne zadanie i wymaga czasu, jednak warto. Warto dla odrobiny spokoju. - Jego ton głosu był delikatny, a zarazem przepełniony ledwo wyczuwalną nutką niezidentyfikowanej mocy, przez którą było wiadomo, że mówi to z serca. Nie wiedzieć czemu zebrało mu się na jakieś filozoficzne zwierzania, ale kto wie przez co to dokładnie. Nie wnikajmy.
- Czego się boisz, Hex? - Zerknął na niego z ukosa, zawijając sobie kosmyk jego włosów na palec.


Ostatnio zmieniony przez Maynard dnia 21.12.14 19:10, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.12.14 22:38  •  Cela Maynarda - Page 2 Empty Re: Cela Maynarda
Hm, teoretycznie Hex nie był tak zadomowiony w tym miejscu, jest tu w sumie od niedawna, a i tak dość często podróżuje do M-3 i z powrotem. Raczej jeśli się spotkali, było to faktycznie dość... Sporadyczne, żeby nie powiedzieć że mogło się w ogóle nie zdarzyć, a jedynie się mijali na korytarzach (ewentualnie gdy Dżin pytał o drogę, przechodząc któryś korytarz po raz siódmy raz i próbował rysować sobie jakieś azteckie symbole na znak drogowskazów). Nawet dobrze się nie zadomowił w swojej celi - zostawił tam trochę ciuchów... I to w sumie tyle. Kiedyś musi się tam lepiej zadomowić, wymyśleć coś konkretniejszego - moze sprowadzić sobie meble? Pomyśli się o tym, w zależności od tego jak długi pobyt sobie zaplanuje pomiędzy członkami Nowej Wiary. Póki co - zawiązuje przyjaźnie. A przynajmniej się stara, choć powiedzmy że w wypadku Astley'a poszło mu nieźle, prawda? Chociaż zweryfikuje to czas - a głównie - przyszłość. Lub następny poranek, ale raczej przyszłość.
Że czo? Hex, niebezpieczny? Mordercą? Bez przesady no, jakżeby ta słodka mordka, neonowo-zielone włosy i świecące się w ciemności jak u kociaka oczka mogłyby należeć do rasowego mordercy? ... Fakt, mogłaby, biorąc pod ścisłą lupę fakt, że właśnie takowym jest dżin. Mordercą, zabójcą, brutalnym, cieszącym się z nieludzkiego rozlewu krwi, chłeptającego każdą, spływającą z tętnic kroplę jak najprawdziwszy nektar. Mógłby nawet teraz to zrobić, gdy już legli przy sobie. Mógłby szarpnąć zrywem sił z pomocą swojej mocy ze ściany kamienny sztylet, jakim roszarpał by żyły lekarzyny, uśmiercił go, a potem ucztował na jego martwym ciele...
Ale chyba tego nie zrobi. Jakoś... Nie ma na to ochoty. Przeszło mu, przynajmniej chwilowo. No i za milutko jest, więc czemu by to przerywać? Skoro może odsunąć wszystkie złe myśli na boczny tor, i przez jakiś czas... Cieszyć się z tego, co mu naniósł los, to czemu tego nie zrobić? Dokładnie.
Hm? A z jakiego innego powodu mógłby nie móc zasnąć w kwestii Heksiora? Czyżby jednak jakieś nieetyczne myśli podsuwało mu libido? A może chciał go spić do tego stopnia by mógł potem robić mu za nieprzytomną lalkę? Kij wie co kryje się w głowie lekarzyny. Lepiej nie wiedzieć, a pytać nie będzie. Wszystko naniesie czas, prawda?
Poczuł że jego chude ciało nagle się spina wyraziście, ale nie zwrócił na to uwagi, zupełnie jak gdyby nigdy nic tuląc się do dopiero co poznanego faceta jakby go znał conajmniej od kilku lat. Zabroni mu ktoś? Jest ktoś chętny? No właśnie, nikt.
Gdy jednak mówił o swoim problemie, czuł jak napięcie ulatuje z ciała Maynarda, jak rozluźnia się, w końcu "akceptuje" tą sytuację, można rzec, a nawet...
Hm? Zapalić? Pokręcił głową przecząco, wzdychając cicho i zaciskając dłoń otaczającego go ramienia w pięść. - Nie... Nie trzeba... Tak długo jak nie myślę o ciemności, jak w nią nie patrzę... Jest dobrze. - Przyznał, może z pewną dozą niepewności w tonie, acz było to raczej subiektywne wrażenie jego samego, niż fakt. Nie był po prostu pewien czy sam wierzy w to co mówi...
Bo to że nie widzi mroku nie zmieniało faktu że u Niji nie musiał patrzeć, by słyszeć jak monstra w cieniach próbują przebić się przez cienkie szkło. A tu co go odgradza od mroku? Mały, subtelny płomyczek w lampce...
I jego dotyk. Jego bliskość. Czuł się teraz naprawdę słaby i bezbronny wobec tego, co go otaczało... Pragnął. Pragnął bliskości. Nie w celach zaspokojenia libido czy coś - chciał w tej poczuć coś na styl namiastki bezpieczeństwa, tak dziwne uczucie, biorąc pod uwagę że zawsze musiał sobie z tym radzić na własną rękę...
Lecz nie spodziewał się że jej otrzyma, co się nagle stało. Wątłe, acz nader silne w tej chwili ramię blondyna objęło jego nagie ramiona i plecy, dociskając go do jego odzianego ciała. Zamruczał cichutko, nie mogąc wstrzymać tego wydźwięku zadowolenia. Tak... Zdecydowanie to był miły gest. Więcej mu takich! Chętnie przyjmie więcej. I nawet od razu je dostał, wow! Jego włosy nagle stały się zabawką długich, smukłych palców lekarza, podobnie jak skóra jego twarzy. To było... Miłe. Ten dotyk nie był taki, jak u Niji wcześniej. Był delikatny, choć dojrzały, wyraźny... Przyjemny, kojący. Nawet bardzo. Pozwalał mu odsunąć od siebie złe myśli i skupić się tylko na nim... Na tym dotyku... Na tych subtelnych czułościach...
Wsłuchał się w jego głos, rozkoszując się tym dotykiem ze zmrużonymi oczętami, przez co jego złote tęczówki wydawały się teraz delikatnie iskrzyć z skrytego w jego duszy zadowolenia. W głębi pragną tego więcej... Ale nie chciał się narzucać. Przynajmniej nie teraz. Może i nie blokowało go nic - ale serio nie chciał się narzucać. Tak jakoś go wzięło na to, by być grzecznym, heh.
Gdy zakończył swoje słowa pytaniem o to "co" jest źródłem strachu dżina, ten zszedł wzrokiem na swoją dłoń, jaką położył na jego boku. Czego się boi... Nie... Kogo...
- Pytanie powinno brzmieć "kogo"... Boję się... Siebie. Tego, co czai się w mroku mojej duszy. - ni z tego ni z owego oparł się dłonią którą do teraz go obejmował o materac z drugiej strony i "wepchnął się" na Maynarda, kładąc się na nim tak, że miał głowę gdzieś na wysokości jego klatki piersiowej. Patrzył się prosto w jego oczęta, uśmiechając wyraźnie. - Spójrz mi w oczy, Maynardzie. Za barierą ze złota, szlachetnego i jasnego... Czai się ciemność. Potwór, którego trzymam pod kluczem. Kluczem do którego jest mrok... Lecz można spętać tą bestię łańcuchami, nawet jeśli mrok jest wokół. Wystarczy miłe towarzystwo... - Przesuną się nieco po nim ku górze, zbliżając jego twarz do swojej na tyle blisko, że w praktyce gdyby wysuną język, sięgnąłby jego warg. Ściszył swój głos do szeptu, który jednak wystarczył, by obaj usłyszeli te słowa, jakie chciał przekazać. - Takie jak twoje. Dziękuję ci za to.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.12.14 22:22  •  Cela Maynarda - Page 2 Empty Re: Cela Maynarda
Był nieszkodliwy, bo komu cokolwiek mogłoby zrobić takie chucherko jak on? Umiał się bić, to trzeba było mu przyznać, miał niezły cios i pomimo braku wyrośniętych mięśni to gdzieś tam pod skórą uchował nieco siły do wykorzystania w razie potrzeby, jednak w porównaniu do reszty... Te wszystkie wyszkolone monstra, które jeszcze uchowały się z tymi mocami. Maynard pewnie na ringu nawet piętnastu minut by nie wytrzymał. Chociaż lubił się bić, serio. Często z nudy zaczepiał nieznajomych by po prostu dostać po mordzie i żeby się na kimś chociaż trochę wyżyć. Miał trochę masochistyczne zapędy, lecz większość z jego wyskoków była spowodowana frustracją, która narastała w nim każdego dnia, aż w końcu dochodziło do momentu kiedy wypadałoby się trochę tego pozbyć, bo naprawdę... Nie wiadomo co by sobie jeszcze zrobił. May znał siebie doskonale. Jego wszystkie zachowania, odzywki - to wszystko było wyuczone i po pewnym czasie stało się cząstką niego. Nie był taki. Na przykład teraz, po alkoholu, był całkowicie innym człowiekiem niż na co dzień w kontakcie ze swoimi pacjentami, czy znajomymi spoza Kościoła. Lubił udawać, ale też bał się prawdziwego siebie. Bał się swojej przeszłości.
Odetchnął głęboko. Myśli przepływały powoli w jego głowie pozwalając by mężczyzna wybrał sobie odpowiedni temat do rozmyślań. Jego chłodne palce błądziły po twarzy Hexa. Doktorek nie do końca już panował nad swoimi ruchami, wiedział jednak, że dotyk ciepłej skóry Zielonka, miękkie włosy oraz słodki oddech go uspokoił. Nabrał ponownie głęboko powietrza do zmaltretowanych przez chemikalia płuc i wypuścił je zaraz przez uchylone usta. - Swiatło jest silniejsze od ciemności, pamiętaj. Nawet odrobina jasności, która w tobie tkwi, wygra z przeważającym mrokiem. - Skwitował spokojnym tonem głosu. Blondyn spojrzał na Dżina by zaraz nieco przekrzywić głowę w bok i zatopić twarz w jego zielonych włosach. Trwało to zaledwie kilka sekund. Doktorek ponownie legł na poduszkę z delikatnym uśmiechem, który zdobił jego malinowe usta.
Zrobił wiele w swoim krótkim życiu. Był tylko człowiekiem, nie była mu dana nieśmiertelnść, czy choćby nieco wydłużony żywot, lecz mimo przeżytych 28 lat, co wydaje się zaledwie mrugnięciem oka w porównaniu do setek lub tysięcy lat, zrobił sporo. Z niektórych spraw był dumny, nie mógł powiedzieć, że nie. Lubił pomagać innym, mimo częstych pyskówek oraz zapewnień, że prędzej by innych pozabijał niż poskładał w całość, ale to właśnie leczenie innych było jego powołaniem i rzeczą najważniejszą. I to chyba na tyle. Reszty swoich wspomnień albo się wstydził albo się najzwyczajnie w świecie bał. Dlatego starał się nie myśleć o swoim dawnym życiu i swoich poczynaniach, chociaż teraz... Hm.
Serce zabiło mu mocniej, a palce zamarły zatopione we włosach Ranthira. Maynard zamknął oczy i wstrzymał na chwilę oddech by się uspokoić. Mimo osłabienia miał ochotę coś rozwalić. Coś rozwalić na drobne kawałeczki, albo kogoś uderzyć. To właśnie była ta frustracja, która czasami musiała zostać uwolniona, ale co teraz? Przecież nie zerwie się nagle z materaca i nie wybiegnie z celi by tylko pierwszej napotkanej osobie przyłożyć w mordę. Nie teraz. Ale już było wiadome, że mimo przemęczenia i ciągnącego ostatkami organizmu, nie zaśnie do póki nie wyłąduje swojej złości. Nie zaśnie i już.
Wzdrygnął się, gdy jego rozmówca położył się na nim. May jęknął cicho zaskoczony ciężarem oraz samym tym działaniem. Zmrużył złote ślepia, nagle całkowicie odkładając swoje wcześniejsze myśli na bok. Tak właśnie. Miłe towarzystwo. Uśmiechnął się delikatnie czując słodko-cukierowky oddech mężczyzny, który otoczył jego twarz. Blondyn podrapał się po znaku Nowej Wiary i całkowicie nie skrępowany bliskością Zielonka, ponownie podłożył dłonie pod głowę by lepiej go widzieć.
- Przeznaczenia i swojego prawdziwego ja nie oszukasz. Odezwie się i tak w odpowiednim momencie, jednak nie ma się czego bać na zapas. Trzeba się pogodzić z otaczającym nas światem. - Mruknął cicho wpatrując się w jego złote tęczówki, które wydawały się płonąć w delikatnym świetle świecy. - Tylko tak zachowasz równowagę. - Dodał, przenosząc wzrok na sufit, któremu ponownie zaczął się dokładnie przyglądać. Często gdy tak leżał w tym miejscu, gdy nie mógł zasnąć i wpatrywał się w sciągnę lub w sufit. Zdażało mu się zachwycać takimi drobnostkami jakimi były chmury, deszcz, czy zwyczajnymi piegami na czyjejś twarzy. W świecie przepełniomym wielkimi sprawami warto było czasami zatrzymać się na dłuższą chwilę i pomyśleć, przyjrzeć się, odnleźć prawdziwe piękno oraz większt cel w tym wszystkim. Ech... Coś chyba Maynardowi padło na głowę. Nigdy więcej wina.
Żarcik.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.12.14 23:34  •  Cela Maynarda - Page 2 Empty Re: Cela Maynarda
Nooo, teoretycznie dałby radę werżnąć nóż między żebra, gdyby się uparł. Tak z zaskoczenia, pierdut, morderstwo. Zwycięstwo słabego człeka nad "potężnym" biesem. Co prawda trudniejsze i bardziej skomplikowane od machnięcia ręką i wywołania apokalipsy w co po niektórych wypadkach - ale za to jaka satysfakcja musi być z czegoś takiego! Czyż nie? Zdecydowanie musiałaby być ogromna, pokonanie kogoś kto by cię mógł zgasić kilkoma ruchami. Takie "wow, jestem boss'em biatch, możesz mi naskoczyć" i w ogóle. Ale jednak...
To nie to samo, co być na równi, prawda?
Prawdziwego siebie? Hm... Prawdziwy ja... Ciekawe co Hex może o takim "prawdziwym ja" powiedzieć. Co tak naprawdę jest w nim prawdziwego, gdzie jest ten niepowtarzalny Jenevier i co sprawia tą niepowtarzalność. Gdzie zgubiłeś samego siebie, zielonowłosy dżinie?
Nie ma w sumie co o tym myśleć... Teraz lepiej się skupić na towarzyszu, prawda? A towarzysz był to zaiste miły. Jego dotyk wyraźnie koił nieco rozemocjonowanego swoim lękiem wobec powrotu "samego siebie" Hexa, jaki w sumie... Wydaje się być shizofrenikiem i cierpieć na wyraziste rozszczepienie jaźni. Z jednej strony w jednej chwili może być pewny siebie, by zaraz popaść w strach przed samym sobą. Straszne, prawda? Tak nie móc ustatkować swoich emocji...
Ale bliskość Maynarda była dziwnie pomocna w tej kwestii. Odprężała... Te sunące po twarzy opuszki palców... W sumie, było to dość dziwnym gestem, acz nie przeszkadzało to złotookiemu w rozkoszowaniu się nim. Nie miał jakichś "barier" by się tego bać, wstydzić lub od tego uciekać. Po co? Nie rozumiał tych wstydliwych ludzi...
Pewnie to dlatego że sam nigdy nie posiadał czegoś takiego jak poczucie "moralności". Ale to tam, swoją drogą.
- Tylko czy we mnie jest jakieś światło... - Odpowiedział bez zbytniego zamysłu, odczuwając tuż po chwili jego oddech przesuwający się pomiędzy jego włosami. Nasuwało mu się na myśl pytanie czy ładnie pachną, ale nie wypowiedział go, tylko cieszył się zwyczajnie z bliskości blondyna i jego czułych gestów, jakich i on się nie bał, pomimo że ledwie się znali. Bratnia dusza? Heh, może? Oczy mają podobne. Charaktery nawet w jakimś stopniu tak.
Więc może pokrewieństwo duszy tu występuje i Hex znalazł swojego duchowego braciszka? Yey!
... Tylko co za zwyrodnialec chciałby wykorzystać członka swojej rodziny?
A no tak... Przecież nie dawno dopiero było wspominane o braku moralności Hexa. Brak pytań, idziemy dalej.
Co zrobił Hex w swoim, dość długim życiu? Był sługą. Przez 98% swojej egzystencji wszystko co robił, to poświęcanie swojego żywota zachankom jego "władców", aniołów. Był im oddany, bezgranicznie, beznamyślnie, całkowicie, spełniając każdą prośbę i myśl, zgodnie z tym jaki powinien być...
I wtedy coś trafił szlag. A pozostały mu czas żywota się zmienił. Około 1.5% było chochlikowymi rozróbkami, dowcipami, zabawami...
A pozostałe pół procenta jest teraz. Stracenie rezonu i logiki myślenia, popadania w co raz gorsze fobie i zniszczenie umysłowe, stopniowa degradacja psychiki... Powoli tracił swoje "człowieczeństwo", jeśli w ogóle takie miał jako istota stworzona tylko w podobnym stylu do człeka. Tiaaa...
Przechylił lekko głowę na bok, słysząc jego ciche jęknięcie. Och? Taki jest ciężki? Jeny, musi schudnąć czy coś. Albo więcej ćwiczyć... A parę ćwiczeń z Mayem mógł mieć na myśli ciągle. Mógł... Ale czy musi? Nie, nie koniecznie. Ucieszyło go jednak że rozluźnił się dość szybko, przez co nie musiał go przekonywać do niczego w stylu "wcale nie chcę ci wyrwać wątroby" ani podobne. Przyglądał się gestom mężczyzny, słuchając go i analizując każde słówko w swojej główce. Tak... Odezwie się... Wie coś o tym... - Wiem już coś o tym... Jednak nie jest to coś co chciałbym zaakceptować... - Odwrócił spojrzenie i odsunął się nieznacznie, mówiąc to. Tak... Nie czuł się dobrze...
Będąc sobą, ale cóż z tym zrobić? Tak jak mówił... Trzeba się pogodzić. Niestety to jedyne co można było zrobić, co dało się zrobić.
Przysuną się na powrót do jego twarzy i bez pytania, zapowiedzi, bez niczego... Zwyczajnie wpił się w jego malinowe wargi własnymi, delikatnie smakując jego dolną wargę lekkimi, czułymi muśnięciami ust i języka. Zrobił to ledwie przez krótki moment, po czym - jak gdyby nigdy nic - zsuną się w dół i wtulił w jego klatkę piersiową, uśmiechając nieznacznie do niego, gdy opierał głowę polikiem o jego pierś. - Nie przeszkadzam ci leżąc na tobie? Mogę zejść jak za ciężko ci.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.12.14 1:01  •  Cela Maynarda - Page 2 Empty Re: Cela Maynarda
Gdy już miał ochotę dostać bęcki to wybierał sobie raczej przeciwnika o nieco bardziej rozbudowanych mięśniach. To chyba oznaczało, że naprawdę był masochistą, hmm? Mogło to tak wyglądać, jednak prawda była nieco inna. Maynard sam nigdy nie mógł się przed samym sobą przyznać do tego, lecz te wszystkie bitki, podbite oka, siniaki, ból - to była kara. Karał się, a raczej zmuszał do tego nieświadomych nieznajomych. Cień przeszłości ciągnął się za nim do dzisiaj i będzie pewnie przy nim już do końca jego życia. Mimo że już trochę minęło, to nadal wspomnienia tamtego zdarzenia były na tyle żywe i realistyczne, że wystarczało, że tylko delikatnie dotknął w głowie obrazów z tamtego dnia, a wszystko stawało mu z powrotem przed oczami jakby ponownie w tym uczestniczył. Krew, krzyki, ciało matki, lodowaty śmiech ojca. To było bolesne. W jego serce wbijało się milion igieł, które powoli rozdzierało mięsień na drobne kawałeczki. To był już koniec.
Koniec.
Maynard przejechał dłońmi po swoich policzkach próbując skupić się na czymś innym. I obrazy znowu zniknęły, wystarczało, że spojrzał się na Hexa i skupił na jego twarzy, delikatnej skórze, po której przejeżdżał opuszkami palców, słodkim zapachu. Dziwne, że wystarczało tak mało żeby chociaż na chwilę zapomnieć o tamtym dniu. Tak mało żeby prześcignąć swoją przeszłość i zostawić ją na kilka krótkich chwil daleko za sobą. Może jednak izolowanie się od reszty było jednym z gorszych wyborów w jego życiu? Lecz... czy wszyscy by zrozumieli?
Na pewno nie.
- Nikt nie rodzi się zły. - Był o tym święcie przekonany. Zło i ciemność była w danej osobie powoli zaszczepiana, rozpalana, pobudzana żeby w końcu mogła w odpowiednim momencie zamieszać w życiu innych, żeby zniszczyć wszystko na swojej drodze. Żeby niszczyć. Tak. Mimo okropnego charakteru, instynktu zabójcy, nienawiści do innych to nikt tak naprawdę nie rodził się żeby niszczyć, lecz żeby żyć. I przetrwać. Wychowanie oraz otaczający nas świat ma ogromny wpływ na nasz los, tylko to, a niby efekt końcowy jest tak nieprzewidywalny i znaczący. To smutne. - Teraz raczej nie zanosi się żebyś miał zamiar pozabijać wszystkich w promieniu kilku kilometrów. - Uśmiechnął się. - Zawsze jest światło. Problem jednak polega na tym, czy potrafisz je odnaleźć. - Dodał wpatrując się intensywnie w jego oczy jakby chciał tylko tym przekazać mu jak wiele ma do powiedzenia na ten temat. Szkoda, że nie mógł mu o wszystkim powiedzieć. Pierwsze spotkanie... To już chyba za dużo. Chyba już i tak za dużo powiedział, jak na te parę godzin spędzonych w jego towarzystwie. Pokrewieństwo duszy pokrewieństwem duszy, lecz uprzedzeń do innych nie dało się tak szybko wymazać, tak samo nie dało się do końca unicestwić jako takiej niechęci do zwierzeń. Może i chciał, bo trochę by chciał, lecz to było trudne i wymagało czasu. Sporo czasu, jednak na pewno godziny były za krótkie na taką sprawę. Zdecydowanie.
Nie było mu ciężko! Po prostu się tego nie spodziewał, szczególnie, że co chwilę tracił kontakt z rzeczywistością i pogrążał się we własnych myślach, a czasami w takich momentach to nawet Armageddon by go nie wybudził z letargu. Ale jeszcze ta bliskość Hexa... Trochę się zdziwił. Ale tylko troszeczkę, bo w sumie to miło było tak z kimś poleżeć. Nie powiem, że nie.
- A może tak by było łatwiej? - Powiedział, chociaż takim tonem jakby pytał się samego siebie. Odetchnął głęboko i w zamyśleniu przetarł wierzchem dłoni zmęczone oczy. Cały czas szumiało mu w głowie od nadmiaru alkoholu, dziwne, że jeszcze potrafił się logicznie wysłowić, chociaż to właśnie w takich chwilach włączał mu się tryb filozofa. Powinien jednak spać, już dawno. Odkąd wypił pierwszą butelkę. Ale zapomnijmy o tym, jeszcze się wyśpi za wsze czasy. Przez takie nagminne przeciąganie momentu, w którym powinien się pogrążyć w swoich marzeniach sennych, to na pewno legnie na kilka dobrych godzin. Kilka godzin... Może z pięć. Więcej na pewno nie da rady. No niestety.
Znowu stracił rachubę. Nie do końca rozróżniał, co i kiedy się działo i z jakim odstępem czasowym. Równie dobrze mógł sobie tak leżeć i rozmyślać jakieś kilka ładnych minut. Ponowne zaskoczenie, tym razem jednak zaakceptowane przez Maynarda w stu procentach. Oddał pocałunek kosztując ust Hexa, które smakowały niczym świąteczny lizak, który przed chwilą Zielony jadł. Ciepło, które ogarnęło mimowolnie jego ciało było niezwykle przyjemne i rozluźniające. Ech, co się działo. Pokrewieństwo dusz, powiadacie?
Blondyn wyjął jedną jedną rękę spod głowy i ułożył ją na plecach swojego rozmówcy, po czym nieznacznie się uniósł i po raz kolejny na kilka sekund wtulił twarz w jego kolorowe rozmówcy by zaraz ułożyć się z powrotem wygodnie na poduszce. - Pewnie gdybym był trzeźwy to powiedziałby ci żebyś wypierdalał, że teraz będę miły. Leż ile tylko chcesz. - Kolejny tajemniczy uśmiech i wzrok w sufit. Nudziarz z niego. Zero szału. Ach, no cóż.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach