Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 05.12.14 11:38  •  Cela Maynarda Empty Cela Maynarda
Cela Truciciela jest jedną z największych, bo wiem to tutaj mężczyzna przyjmuje poharatanych członków Kościoła i to tutaj przyrządza trucizny oraz lekarstwa. Mieszczą się tutaj dwie podniszczone już nieco kozetki, które okryte są białymi prześcieradłami - zawsze wymieniane i czyste. Na środku celi stoi wielki stół, na którym umieszczone są wszystkie zioła, dziwaczne płyny, pipety, miski, roślinki i mikstury, które Maynard sam przyrządza. Tuż za stołem mieści się drewniane krzesło oraz obszerne biurko zawalone wiecznie różnymi rysunkami kwiatków i podejrzanie wyglądających zwierząt. W jednym rogu celi stoi spory regał, którego pułki są wypchane po brzegi opasłymi tomiszczami z tytułami napisanymi w dziwnych językach. W każdym możliwym miejscu na chropowatej ścianie powieszone są lampy - zaczynając od prowizorycznych lampek z latarki, kończąc na lampach oliwnych, które nie wiadomo skąd tak naprawdę się tutaj wzięły. W najdalej oddalonym kącie na podłodze ułożony jest sporych rozmiarów materac, który zakryty jest przed światem białym prześcieradłem podwieszonym pod sufit. Przy prowizorycznym łóżku leżą ułożone w kostkę wszystkie ubrania i prywatne rzeczy mężczyzny. No. Ale ogólnie to panuje tutaj względny porządek. Tyle.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.12.14 22:24  •  Cela Maynarda Empty Re: Cela Maynarda
Prowizoryczne drzwi z miedzianej blachy oraz kawałka sznura otworzyły się nagle i oparły ze zgrzytem o chropowatą ścianę strącając przy tym z haka wbitego w skałę kawałek fioletowej świeczki. Mężczyzna przyglądał się jak twardy wosk rozpryskuje się na twardej podłodze opadając fioletowymi drobinkami nawet na jego ubrudzone od błota trampki. Stał tak chwilę wpatrując się w czubki butów. Minuta, dwie, trzy. Sam nie wiedział ile dokładnie stał tak oparty prawym ramieniem o miedziane drzwi ze spuszczoną głową i dłońmi schowanymi w obszerne klapy płaszcza. Nie miał siły żeby się ruszyć. Oddychał powoli i z widoczną trudnością. Jego oczy otoczone były fioletowymi cieniami, a skóra przypominała teksturą i kolorem białą bibułę. Usta otwierały się co jakiś czas i zamykały niczym o ryby wyrzuconej na brzeg. Truciciel nie wyglądał najlepiej i zauważyłby to chyba nawet ślepiec. Jasne włosy, które zazwyczaj nieposkromione sterczały mu na wszystkie strony, przylegały teraz do jego czaszki nadając mężczyźnie wygląd niedożywionego oraz schorowanego dziecka. Jego pewne ruchy i duma, z którą się nosił, wyparowała nagle, pozostawiając po sobie tylko cichy cień wspomnień za tamtą osobą. Dla osoby, która widziałaby po dłuższej przerwie, mogłoby się wydawać, że mężczyzna umiera, a na pewno bardzo ciężko choruje, jednak dla stałych bywalców i dobrych znajomych (o ile takowych miał) był to naprawdę częsty widok. Ten stan był spowodowany długim brakiem snu. Naprawdę długim. Sam Astley nie pamiętał kiedy ostatnio widział swój materac, nie mówiąc już tu o porządnym wyspaniu się za wsze czasy. Nie było jednak czasu na sen. Teraz nie dałby rady zmrużyć oka, nie było takiej opcji. Normalny człowiek, czy też inny stwór w takim stanie w zetknięciu z ciepłą kołdrą i poduszką od razu zapadłby w sen, jednak nie on.
Maynard, cały czas przytrzymując się ściany, powoli ruszył w stronę biurka, przy których zaraz usiadł rozkładając się wygodnie na krześle. Zrzucił z siebie płaszcz oraz bluzę, po czym rzucił to za siebie z postanowieniem, że później to posprząta. Biały podkoszulek, w którym został truciciel, opinał jego niezdrowo chude ciało i ukazywał przedramiona pokryte bandażami, przez które w nielicznych miejscach prześwitywała świeża krew. May nie przejął się tym zbytnio. Potem je zmieni i zrobi z ranami porządek. Oparł wygodnie nogi o biurko, a następnie wyjął z szuflady butelkę wypełnioną czerwonawym płynem i otworzył ją powoli, niby to z udawanym namaszczeniem i powagą, lecz w oczach jego można było dostrzec tęsknotę oraz przebłysk radości. Korek odłożył na drewniany blat i czym prędzej upił kilka sporych łyków trunku. Przyjemne ciepło rozlało się po jego gardle, a zaraz po całym ciele tłumiąc chłód panujący w celi oraz pozwalając rozluźnić się jego mięśniom. To był jego przepis na kilka godzin snu - alkohol. Nic innego. Nie pomagały mu już nawet lekarstwa, które sam przyrządzał. Próbował już wszystkiego, naprawdę, po nocach przesiadywał tutaj łącząc najróżniejsze zioła i mikstury, lecz po tylu latach nie znalazł wystarczająco silnego medykamentu. Dał sobie po prostu spokój, bo jednak przyrządzenie wina, czy pożyczenie whisky z kuchni było znacznie łatwiejsze, co nie? No i naprawdę lubił alkohol. Why not?
Maynard odchylił nieco głowę do tyłu i usadowił szklaną butlę między swoimi nogami. Długimi palcami przeczesał kilka razy swoje jasne włosy, poprawiając nieco ich wygląd. Wcześniej wyglądał niczym chodzący szkielet, a teraz przypominał raczej bezdomnego z tymi włosami sterczącymi na wszystkie strony świata. Nie przejął się tym jednak zbytnio, bo i po co? Była taka godzina, że raczej nikomu nie chciałoby się wpaść do gabinetu na ploteczki, czy też po kilka rad dotyczących zdrowia. A w ogóle, o ile się dobrze orientował, Kościół jakoś ostatnio szczególnie nie interesował wojażami i bitkami, więc nawet nie było kogo leczyć. Lepiej dla niego. Mimo że lubił swoją pracę to teraz naprawdę nie miał ochoty na odwiedziny, sprzątanie po pacjencie ani na jęki bólu i ubolewanie nad swoim losem. Bolała go głowa, ledwo widział na oczy i miał teraz o wiele lepsze towarzystwo niż którykolwiek z członków Kościoła. Był o tym święcie przekonany.
- Zdrówko, o najpiękniejszy i najlepszy Ao! - Zawołał unosząc butelkę z winem, po czym prychnął nieco zniesmaczony własnymi słowami i upił dwa spore łyki rozkoszując się cierpkim smakiem rozchodzącym się po języku. Cisza. To najlepsze, co go mogło spotkać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.12.14 22:53  •  Cela Maynarda Empty Re: Cela Maynarda
Niestety, niektórzy ludzie nie mogą mieć wolnego czasu, w tym wszelaki "wolontariat" leczniczy. Udowodni to zaraz Hex, który postanowił się przejść piechotą przez Desperację, zapominając ominąć pewne, dość niebezpieczne miejsce, gdzie otoczyła go całkiem spora zgraja przerobionych w kij wie co psiaczków i im podobnych stworków.
...
Co prawda wyszedł z tego w miarę obronną ręką, ale co dopiero nie dawno wydobrzał u Niji, to znów go pocięto, poszarpano i pogryziono. Great! Po prostu nie ma co. Prawa dłoń uciskała lewy bok, od którego jedna z tych hieno-podobnych bestii chciała sobie wygryźć kawał mięcha, a zaciśnięta w pięść lewa dłoń mówiła sama za siebie o bogatych odczuciach wewnętrznych Hexa. Tak bogate, tak różnorodne... Od groma! Zimno mu się robiło z chwili na kolejną chwilę, po jego ramieniu ciekła ciepła posoka, wabiąca swoim zapachem inne bestyjki (i jednocześnie jego też), nogi powoli odmawiały posłuszeństwa od niedoboru krwi (a prawa to w ogóle upominała się o uwagę), gdzieś po drodze zgubił rezon myśleniowy...
Ale jakimś cudem dotarł do jaskini kościelnej. Cud! Po prostu cud. Cudem też jest to że dobił się przez większość tych dziwacznych, zakrzywionych korytarzy, chyba intuicyjnie wymijając zarówno pomoc ze strony innych, jak i wszelakie pułapki, pędząc na złamanie karku do kogoś, kogo kojarzył ledwie z widzenia...
Ale teraz poznają się nieco dogłębniej. No, przynajmniej on pozna dogłębniej Dżina. Maynard, zakościelny medyk, który może przy odrobinie dobrej woli wyratuje zielonowłosego z umierania. MOŻE! Przy odrobinie szczęścia...
Albo może i nie, kto to tam wie. Drzwi były o dziwo otwarte szeroko, jakoby specjalnie czekały na przybycie rannego, wołając "tu, dawaj tu, ostatnia prosta!" ...
Jeb. Potknął się o jakiś wystający kawałek skały, dokładając jeszcze swojemu nieco w niezbyt dobrym stanie ciału przejazd ślizgiem (na szczęście - prawą stroną ciała, mniej poranioną) po zimnej skale, przez dobry metr czy dwa. Halle-fuckin-lujah, Ao, jeśli to widzisz, musisz mieć niezłą radochę.
Złotooki jednak się nie poddawał. Kaszlną kilkukrotnie, wpędzając swoje ciało w krótkie konwulsje i zgięcia się od tego, średnio zdrowego kaszlu, by następnie oprzeć się prawą - wyglądającą na w miarę sprawną - dłonią o posadzkę i podnieść się do pionu. Krew leniwie skapywała z poszarpanej rany, raz po razie zostawiając malutkie, czerwone "punkciki" na korytarzach. Zdecydowanie oznakował swoją drogę, przynajmniej jakiś fragment, bo resztę zmyje deszcz i zasypie piach. Tak...
Powłóczając nieco nogami, oparł się o "framugę"(jeśli tu w ogóle coś takiego było) drzwi i - zachowując resztki pozorów kultury - uniósł z cichym sykiem bólu lewą dłoń i zapukał w uchylone drzwi, po czym "wtoczył" (i to chyba pasujące dobrze słowo) się do środka. Próbując zachować resztki godności i powagi, wyprostował swoje ciało i ściągną prawą dłonią kapelusz, przykładając go do lewej piersi i kłaniając się delikatnie. - Witaj, Maynardzie. Rad jestem iż cię widzę... - Urwał, wkładając kapelusz na głowę i opierając się o drzwi prawym barkiem z lekko zbolałą miną, acz uśmiechając się wciąż tym swoim niemal niezmiennym, lisim uśmiechem. - Co ty na to by pobawić się w puzzle? Moja ręka i bok to kawałki, a ty zajmiesz się układaniem obrazka. Co powiesz? - Lepiej niech coś powie, bo mała kałuża krwi w przejściu do jego "gabinetu" powoli się powiększała, a złotooki wydawał się blednąć z sekundy na sekundę. Znowu. On ma chyba pecha do krwi i jej utraty... I to sporego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.12.14 15:16  •  Cela Maynarda Empty Re: Cela Maynarda
Drewniane krzesło, na którym właśnie siedział, zazwyczaj wydawało mu się twarde i niezmiernie niewygodne na dłuższe posiedzenia, szczególnie, gdy miał pacjenta i zadaniem Maya było wysłuchanie długich wywodów na temat wymyślonych chorób oraz bólów. Brzegi siedziska i podłokietników były wytarte, ostre kawałki drewna wbijały mu się często w ubranie i zaciągały materiał, co go bardzo, ale to bardzo irytowało, ale nie za bardzo wiedział co z tym zrobić. Mógłby pożyczyć sobie od kogoś krzesło, jednak trochę dziwnie by wyglądał niosąc przez całą siedzibę Kościoła fotel. To nie wchodziło w rachubę. Ale mimo jego narzekań i częstych przekleństw skierowanych w stronę starego mebla, teraz siedząc na sztywnym krześle czuł się jakby posadził swoje zacne cztery litery na najbardziej miękkich i puszystych poduszkach. Po wypiciu połowy butelki wina jego mięśnie nieco zwiotczały, a ciało przystosowało się do ostrych kantów oparcia. Maynard rozłożył się na krześle niczym królewicz tej celi i położył nogi na biurko, pozwalając sobie na delikatny uśmiech i niekontrolowane ruchu stopy, która poruszała się w rytm tylko jemu znanej piosenki.
- Aaaaaaaaaaa - ziewnął przeciągle nawet nie siląc się aby zakryć dłonią usta. Podniósł za to wino do warg i przykładając do nich rozgrzaną szyjkę butelki uraczył swoje gardło kolejną cierpką falą trunku. Mlasną przy tym głośno i ponownie wsadził butelkę między nogi, a następnie założył ręce za głowę i przymknął złote ślepia. Czuł błogi spokój, który rozchodził się po jego ciele i powoli zachęcał Maynarda do przeniesienia się do łóżka. Jeszcze chwilę. Zostało mu pół butelki, a wolał wypić całość żeby pospać jak najwięcej.
Rozkoszował się ciszą i półmrokiem, który panował w celi i tłumił jeszcze bardziej wszystkie zmysły mężczyzny. Jednak to było za piękne. Wizja miękkiego materaca położonego w kącie pomieszczenia oraz ciepła kołdra, którą opatuli swoje zmarznięte nogi i ręce. Mógł się spodziewać, że coś, a raczej ktoś przerwie mu tą błogą sielankę. Jak nie w trakcie snu, to jeszcze przed. Niestety.
Huk, trzask. Otworzył nagle oczy i zerknął z rezygnacją w stronę drzwi, które przez swoją nieuwagę pozostawił otwarte. Od razu wiedział, że kolejny pacjent zbliża się do jego gabinetu. W tej części góry mieszkał tylko on, więc nie miał wątpliwości co do zakończenia dzisiejszego wieczoru. Że teraz kurwa teraz. - Przemknęło mu przez zamroczony umysł. Odstawił butelkę na biurko i czekał aż gość doczłapie się do jego celi. Nawet gdyby ten ktoś był umierający i legł przy drzwiach, Maynard zapewne nie ruszyłby dupy żeby go wnieść do środka i ułożyć na kozetce. Po prostu udałby żeby nikogo nie widzi, tak właśnie by zrobił, zapewniam was.
- Byś się ruszył! - zawołał w momencie, gdy w drzwiach pojawił się zielonowłosy jegomość. Kojarzył go, przypomniał sobie nawet jego imię, bo rymowało się z bardzo ładnym słowem, ale to nie pora żeby o tym mówić, bo dzieci czytają. Maynard uśmiechnął się szeroko do mężczyzny i ruchem ręki zaprosił go do środka. Mniejsza o to, że Wierny nie miał nawet siły ustać, Truciciel zbytnio się tym nie przejął.
Na jego przywitanie kiwnął tylko głową i przeczesał jasne włosy długimi palcami. - Tak, tak. Ja też jestem rad, że właśnie dzisiaj musiałeś wpakować się w kłopoty i przeszkodzić mi w tak ważnym momencie. - Powiedział od niechcenia i zdjął nogi z biurka. - Lepiej sobie usiądź. - Wskazał ruchem głowy na kozetkę. Sam wstał z krzesła i wyprostował się powoli oceniając stan swoich kości oraz mięśni, nad którymi teraz nie do końca panował. Odetchnął głęboko, po czym dłonią przejechał po twarzy i klepnął się delikatnie po policzku. Narzekać sobie mógł, jednak obowiązki wzywały.
Obszedł biurko, wcześniej zabierając ze sobą wino i podszedł do wielkiego stołu umieszczonego na środku celi. Popijając trunek zgarnął z blatu kilka rolek bandażu, jednorazowe rękawiczki oraz dwa słoiki - jeden z roztartą czerejką pospolitą, a drugi wypełniony był  sokiem z kaukaskich granatów. Położył to na metalowym stoliku na kółkach i podjechał z nim powoli do mężczyzny, przypatrując się mu cały czas i oceniając jego stan. Nie było z nim najgorzej - sporo ran, osłabienie spowodowane utratą krwi. To akurat była dla niego kaszka z mleczkiem. Wystarczało zatamować krwawienie, odkazić i zabandażować rady i pozwolić Hexowi odpocząć.
- Trzymaj. Przyda ci się teraz bardziej. - Powiedział, po czym wepchnął Dżinowi butelkę wina w ręce. - Gdzieś ty się tak urządził, co, laluniu? - Mruknął pod nosem bardziej do siebie niż do pacjenta, mniejsza. - Musisz się rozebrać do gaci. Chyba sobie poradzisz, co? Ale radziłbym ci się pospieszyć, bo zaraz zalejesz mi krwią cały gabinet. - Pociągnął głośno nosem i oparł się plecami o ścianę, wpatrując się w Hexa i czekając na jakiekolwiek oznaki życia. W sumie to nic by się nie stało gdyby mu tu skonał i dał mu spać. Nic straconego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.12.14 16:36  •  Cela Maynarda Empty Re: Cela Maynarda
- Nie, wiesz, wczołgam się. - Mruknął pod nosem w reakcji na okrzyk, jaki posłyszał zza drzwi. Tak, to był Maynard. Tak, był zapewne w kiepskim sosie (hm, może przyprawić go takim do barbecue), i najwidoczniej wizyta kolejnego klienta wcale go nie radowała. No ale czemu? Spełnia swój obowiązek wobec Ao, powinien być szczęśliwy! Heksior by był na jego miejscu szczęśliwy. Krew, flaki, częste trupy... No, dobra, może i praca lekarza polega na tym by ograniczyć trupiarnię do minimum...
Ale zawsze zdarzają się wypadki, prawda? Takie tam, przypadki przy pracy, jak "przypadkowe" przecięcie krwionośnej tętnicy, "omyłkowe" wyrwanie płuca, "całkowicie nieplanowane" przebicie serca... No, tyle możliwości, nic, tylko korzystać.
Ten szeroki uśmiech zapowiadał, że może być to nader ciekawa wizyta... Ale chociaż nie będzie nudno! Prawda? ... Nu tak, prawda. Nie będzie nudy, patrząc na ten szeroki uśmiech, na to że miał w dłoniach butelkę wina którą pewnie pił... Tak, operowanie przez pijanego lekarzynę. Sounds fun! As hell. Zapraszający gest początkowo zignorował...
Ale długo nie mógł sobie odpuścić "próśb" ze strony zarówno jego chwilowego wybawcy, jak i swojego, słabnącego ciała. Przesuwając barkiem po ścianie kilka kroków, odbił się po niej, po czym poczłapał z niezbyt wyrazistym krokiem do jednej z kozetek. Nie zeszło się mu zbyt długo z tym, a już nim facet zaczął mu tłumaczyć o kwestii rozbierania się począł to właśnie robić. Choćby z powodu tego że te ciuchy już go irytowały... I tak WCALE cieplej mu nie było dzięki nim. W tej chwili tylko i wyłącznie przeszkadzały... Nic, zupełnie nic więcej. Stąd też kapelusz wylądował obok niego, podobnie jak i resztki marynarki i koszuli. I wtem bum, w łapkę dostał butelkę trunku. Zerknął z lekkiego ukosa na lekarza, uśmiechając się nieco na jego słowa. Och, tak? - Intrygujące. Co prawda już czuję się jak po kilku głębszych, ale skoro tak ochoczo mi to oddajesz... - Nie miał w tej chwili "czucia" by nawet sprawdzać czy to jakieś solidne wino, czy rozcieńczone wodą resztki - byleby kopnęło, stąd też uniósł prawą dłonią butelkę ku wargom, i pozwolił sobie na kilka, zdrowych łyków, gdzie całkiem przyjemna w smaku, szkarłatna ciecz przelała się przez usta do gardła, rozgrzewając jego - nieco oziębłe w tej chwili - ciało. Aż przeszedł go całkiem przyjemny, ciepły dreszczyk, po czym odstawił butelkę w miarę możliwości nieco dalej. W międzyczasie tego rytuału "picia" posłyszał jego mruczenie pod nosem a pro po tego, gdzie tak oberwał, a zaraz po tym o rozbieraniu się. Tak, tak, wakarimashta i tak dalej. Gdy więc odstawił już butelkę i mógł skupić się jako tako na działaniu i mówieniu, zaczął się siłować ze spodniami (dusząc w gardle wszelakie jęki przez poszarpany bok), odpowiadając również na wcześniej zadane pytania i wypowiedziane słowa. - Powiedzmy że powrót przez pół desperacji świeżo po wyjściu z wykrwawiania się nie pomaga uniknąć kolejnych krwawień. - Wyszczerzył białe zęby w szczerym, wyrazistym uśmiechu, zrzucając spodnie, które odłożył razem z resztą poszarpanych ubrań. Najwyżej doczłapie się do swojej celi i tam znajdzie sobie jakieś zastępcze ubranie... Tak... Dobry plan... Nawet świetny, lepszego by sam Sun Tzu nie wymyślił z całą swoją sztuką wojny. - Nah, raczej krew to tutaj nic nowego, nie sądzisz? I tak cały Kościół jest przesiąknięty jej zapachem - cóż to za różnica czy i tutaj jej będzie trochę. Poza tym - sam wyglądasz jakbyś potrzebował wizyty lekarskiej. - Rzucił, odgarniając nieco na lewo neonowo zielone włosy z czoła, przekrzywiając głowę na bok. Tak, czuł ból. Tak, starał się tego nie uwidaczniać. Nie, wcale nie czuł się lepiej po pozbyciu ubrania. Nie, dalej krwawi. Tak, krwi nie ma dużo w zapasie. Więcej pytań? A, no tak. Zimno też jest. I upiłby trochę krwi...
Jakiejkolwiek krwi...
- Masz może jakąś krew na zbyciu? - Rzucił nagle ni z tego ni z owego, spokojnie jakby pytał o to, która godzina. W końcu... Przywykł do tego. No i do swojego braku moralności, więc pytanie lekarza o odrobinę krwi wcale nie robi na nim wrażenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.12.14 17:07  •  Cela Maynarda Empty Re: Cela Maynarda
- Tak...? - zerknął na niego z ukosa i zaraz przeniósł wzrok na butelkę, z której mężczyzna upił kilka sporych łyków. -To zabieram. - Wyrwał wino z rąk Hexa i sam przyssał się ponownie do cierpkiego trunku, ruszając z powrotem w stronę stołu, z którego zgarnął sporej wielkości miskę i podszedł z nią do umywalki, po drodze, oczywiście, nawilżając swoje usta i gardło zawartością butelki, którą taszczył cały czas ze sobą. Gdy przekręcił kurek od ciepłej wody z kranu nie uleciała nawet kropelka. - Kurwa - warknął i uderzył kilka razy w metalową rurę, która zatrzeszczała cicho w proteście. Kolejny łyk. Maynard odłożył butelkę na podłogę po czym przyłożył rurze jeszcze dwa razy. Tyle na szczęście wystarczało. Letnia woda obmyła ubrudzoną nieco umywalkę pozostawiając na niej ciemniejsze smugi. Mniejsza jednak o te przepiękne i jakże ciekawe widoki. May podstawił miskę pod strumień i napełnił ją do połowy, zakręcił kurek i wrócił się do stołu. Z drewnianej szkatułki wyjął garść suszonych ziół, a następnie wrzucił je do miski. Celę zaczął wypełniać intensywny i naprawdę przyjemny zapach, który zdawał się oblepiać skórę oraz wnikać w głąb płuc. Truciciel uśmiechnął się do siebie, chociaż sam nawet do końca nie wiedział dlaczego, ale on tak czasami miał, więc proszę się nie przejmować.
- Dobra, ptysiu. Nic nie będzie boleć, obiecuję, ale lepiej się nie wierć, bo się wkurzę. Wolę żeby twoja wizyta nie trwała dłużej niż to naprawdę konieczne. - Powiedział to takim tonem jakby właśnie opowiadał o pięknej pogodzie. Uśmiech nie znikał z jego twarzy, a zamglone oczy błądziły po ciele pacjenta oceniając straty. A może i nie, he he. Nie ważne. Miskę położył obok Dżina na stole na kółkach i wrócił się jeszcze szybko po czysty ręcznik. - No, do roboty. - Mruknął bardziej do siebie niż do Hexa, ale kto by to wiedział, do kogo on naprawdę mówi.
Uzdrowiciel zamoczył gąbkę w ciepłej wodzie, po czym zdjął powoli wszystkie prowizoryczne bandaże, które zakrywały krwawiące rany i zaraz zaczął je ostrożnie obmywać. Rany zaczęły na początku jeszcze mocniej krwawić, lecz po chwili osocza zaczynało ubywać co raz mniej i mniej. May cały czas szeptał coś do siebie pod nosem jakby oceniał rany i na bieżąco planował swoje działania, lecz żadnego słowa nie dało się zrozumieć. Nic nadzwyczajnego. Astley pracował z niezwykłą precyzją i skupieniem, jego dłonie delikatnie muskały skórę Hexa jakby nie chcąc zrobić mu większej krzywdy, a mimo to ruchy były błyskawiczne i precyzyjnie. Obmył Dżinowi twarz, każdy ubrudzony krwią kawałek ciała, aż w końcu włożył gąbkę do prawie czerwonej już wody i mlasnął głośno przyglądając się swojej pracy. Nic nie powiedział przez tak długi czas, co było naprawdę dziwne. Teraz musiał się wygadać, a co.
- Matko, dawno nie widziałem tak kurewsko okropnie założonych opatrunków. Moja ślepa matka zrobiłaby to lepiej. - Zaświergotał wesoło, po czym wytarł mokre dłonie o zniszczone ubrania Hexa, które leżały obok. Nawet nie spytał się, czy może, ale te łachmany chyba już nie będą Zielonowłosemu potrzebne. Odwrócił się w stronę stolika i zamarł z wyciągniętymi rękoma. - Gdzie moje wino... - Rozejrzał się po celi i znalazł wzrokiem butelkę pod umywalką, więc zostawił krwawiącego jeszcze pacjenta na kozetce i czmychną po wino, po czym szybko wrócił tupiąc głośno. - Nerwy, sam rozumiesz. - Chlusnął sobie i znowu podał mężczyźnie butelkę. Właśnie sobie uświadomił, że miał całą szafkę tego, więc mógł się podzielić z poszkodowanym. Niech niesie wieść, że z Maynarda cudowny i łaskawy jegomość, a co!- Teraz może trochę piec, ale chyba dasz racę, co, twardzielu? - Powiedział to bez żadnych emocji, jednak uśmiech nie znikał z jego twarzy.
Sięgnął po jednorazowe rękawiczki, nałożył je na szczupłe dłonie, a następnie odkręcił jeden ze słoików, przyglądając się Hexowi z każdej strony. Zamoczył kawałek bandaża w dziwnie pachnącej mazi i zaczął roznosić go na wszystkie poważniejsze rany - na te największe nałożył naprawdę sporą ilość, lecz mimo to lekarstwo szybko wchłonęło się i pozostawiło po sobie delikatnie pieczenie, które jednak znikło po chwili i przyniosło upragnioną ulgę pacjentowi.
- Bezsenność. Nie polecam. - Kolejny łyk. I dziwne pytanie, na które Maynard prawie się zakrztusił. Odkaszlnął kilka razy, po czym spojrzał z ukosa na Hexa. - Obrażenia nie był na tyle poważne żebym musiał marnować dla ciebie jednostkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.12.14 18:24  •  Cela Maynarda Empty Re: Cela Maynarda
... No to było już chamskie. Z lekka zmieszany spojrzał "spod byka" na truciciela, który mu wyrwał jedną z najprzyjemniejszych możliwych trucizn całego świata - czyli alkohol, wprost z jego własnej dłoni. - A buuuuu! Niegrzeczny Maynard! - Zawył wyraziście, bucząc przed tym na niego. No jak tak mógł, biednego i poszkodowanego pozbawić jedynego, solidnego sposobu na znieczulenie? Co za nieludzkie traktowanie!
...
A no fakt. Hex nie jest człowiekiem. Okey, cofam to. Ale to i tak nie było miłe! Tak się nie robi pacjentowi. Nie robi! No nie robi się poprostu... Etyka tego zabrania!
...
Nic nie mówiłem.
Przekręcił głowę lekko na bok, patrząc na mocującego się z kranem człeczka. Coś nie tak? Jeny, jaki nerwowy. Czy lekarz nie powinien być bardziej opanowany i nie pozwalać na poniesienie się nerwom? Już zwłaszcza jedyny lekarz w okolicy, bo żadnej odmiany chwilowo nie kojarzy... - Etto, Panie specjalisto w kwestii medycyny, nie powinieneś być w sumie spokojniejszy w swoim zawodzie? - Spytał, marszcząc brwi w zamyśleniu. Biorąc pod uwagę że ma w dłoniach życie innych, to mógłby być nieco mniej pochopny i nerwowy w swoich działaniach. I zamiast bić kilka razy, to przywalić raz i porządnie. Cierpliwość! Skrupulatność! Dokładność! ... Chociaż w sumie raczej nie spodziewał się tych cech po nim, no ale nic.
Z zaciekawieniem godnym oglądania teatru, nawet pomimo bólu, stopniowego słabnięcia pod wpływem utraty krwi i paru innych czynników powodujących rozkojarzenie. Faktycznie ciekawiło go, jak przygotowuje się do zabiegów medycznych. Zdecydowanie nie używał standardowych medykamentów - rozkosznie przyjemny aromat ziół rozszedł się po pomieszczeniu, kojąc umysł dżina i pozwalając mu nawet na swoiste odejście myślami od swojego właściwego stanu, dlatego początkowo nie zareagował na jego słowa, jakoby bardziej "bujając w obłokach". Co prawda słyszał to, ale nie był na tyle przytomny by odpowiedzieć coś konkretnego, więc jego odpowiedź była bardziej... Podświadoma. - Szkoda, pobyłbym z tobą dłużej... - Był to rozmarzony, cichszy głos niż wcześniej, ale wystarczająco wyraźny, by nie mógł zostać pominięty. Dopiero brzdęk legnącej na ruchomym stoliku miski wypełnionej ciepłym roztworem ziół go ocucił, pozwalając wrócić do rzeczywistości. Syknął cicho, przypominając sobie o bólu, i dość nieprzytomnie zamrugał parukrotnie oczyma, rozglądając się. Szybko utkwił swoje spojrzenie znów w lekarzynie, który już był tuż przy nim, gotów do działania. W miarę możliwości oparł ramiona na tyle wygodnie, by nie miał problemów z dotarciem do ran, starając się ograniczać ruch do minimum. Lepiej nie wmuszać ciało i mięśnie w pompowanie krwi - i tak wiele jej już nie zostało, pozwolił sobie więc na rozkoszowanie się przyjemniejszymi etapami leczenia - jego dotykiem. Delikatny, acz dokładny i precyzyjny w każdym ruchu, z każdym dotknięciem pozbywając się brudu i zaschniętej krwi, docierając do właściwych ran, ale też pielęgnacyjnie pozbywając się krwi z reszty, niezagrożonego ciała. Jaki uczynny! Yey. Jego spojrzenie przez cały ten czas wodziło po całym mężczyźnie, obserwując jego działania i jego ciało pod każdym, możliwym kątem. Z ciekawości, z chęci, lub po prostu bo tak, albo dla zabicia chwili. Jedyne w sumie co mógł zrobić - oprócz współpracy i pozwalania mu na dotarcie do odpowiednich miejsc - to ta obserwacja. Czemu więc nie?
Przechylił głowę na prawo, gdy ten zaczął się przyglądać w milczeniu swojemu "dziełu". Chciał już nawet o coś spytać, zaskoczony cichością osobnika, ale został uprzedzony uwagą o opatrunkach. Słysząc to, wzruszył barkami z wyrazistym uśmiechem, jaki znów wrócił na jego twarz po kilku chwilach nieobecności, gdzie pochłaniał wzrokiem działania(i ciało, może) Maynarda, skupiając się na tym. - Nie opatrywał mnie taki maestro jak ty. - Przyznał bez chwili zawahania. Takara nie była specjalistką w opatrywaniu ran, ani też i Niji, żadne z nich dyplomu z medycyny nie miało, i wiedział o tym. Co prawda robiły to wystarczająco dobrze, by było okej... Ale i tak. No i ta prowizorka na ramieniu to jego robota, a i on sam specjalistą nie jest. Puścił mimochodem to, że wytarł dłonie resztkami jego ubrania. Prawda była taka że i tak by już tego nie włożył... To były - słownie - resztki, cóż to więc za różnica. Jedynie jego broń warto potem z tych resztek wydobyć. I inne "itemki". - Może Ao podskubną? - Spytał pół-żartem, ćwierć dowcipem i ćwierć ze śmiechem zduszonym w ciele, ale jednak butelka się znalazła. Yey, znalazła się. Nie zginie, bo lekarzyna będzie szukał butelki. Super! Propsy, i w ogóle, pożyje jeszcze z dziesięć minut albo dwadzieścia. Kiwnął głową, wskazując swoją aprobatę (choć trochę go zastanawiało czy alkohol nie wpłynie na efektywność jego pracy), a że jeszcze mu po tym podał butelkę, to już w ogóle wow! Zerknął do wnętrza butelki, dostrzegając że trochę już tego ubyło. No nic... Chlupną sobie łyczka, po czym oddał konowałowi, gotując się na dalsze działania. Pieczenie? Och... Straszne. - Odebrałeś mi całą przyjemność z wizyty lekarskiej - wylegiwanie się w konwulsjach i bólu. Aż czuję ukłucie żalu. - Wykrzywił swoje usta w podkówkę, ukazując dezaprobatę tego że nie czuje bólu ani wylegiwania się, ani w ogóle nic z tego. Nie może sobie leżeć i truć lekarzowi, nie może go boleć... Meeeh. Słabo.
Ponownie skupił się na podziwianiu działań chwilowego zbawcy jego ciała i życia. Ciekawiło go w sumie co to za pachnidło jakie rozprowadza mu po ciele, ale już po chwili dawało rezultaty w wyraźnej uldze w bólu i powolnym słabnięciu. Całkiem miłe, trzeba przyznać, a to pieczenie... Cóż, póki nie nałoży mu tego na krocze, to chyba nie będzie źle...
Wróć. Po co by miał to robić? Hmmmm... Właśnie. - Też nie polecam, ale jakoś sobi e ztym radzę. - Odpowiedział na wyrwane z kontekstu słowa o bezsenności, wzruszając barkami. Reakcja na pytanie o krew jednak go zdziwiła. Przecież to logiczne że pacjentowi potrzebna jest krew...
A to w jakim celu to już mniejsza, prawda? - A czy ja chcę jej do transfuzji? - Spytał, posyłając mu w pełni zagadkowe spojrzenie i szelmowski uśmiech. Jako lekarz powinien wiedzieć o schorzeniach, w tym powinien też wiedzieć, że krew nie jest potrzebna pacjentom tylko do transfuzji...
Czasem się trafi dziwak któremu chce się chlupnąć... Troszkę takowej...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.12.14 19:35  •  Cela Maynarda Empty Re: Cela Maynarda
- Szafka w biurku jest pełna tego wina, chcesz to bierz. - Powiedział to wiedząc doskonale, że mężczyzna nie ruszy się teraz z kozetki. Taki tam żarcik lekarski, a co tam, może, kto mu zabroni. Aż sam siebie rozśmieszył. Zachichotał niczym dziecko, po czym ponownie przywołał spokój na swoją twarz, co wyglądało trochę dziwacznie, ale kto by się tam przejmował takimi wybrykami Maynarda. Żeby to było najdziwniejszym z jego zachowań, dałoby się to zrozumieć, lecz niektóre ze słów i poczynań Truciciela były często niepokojące, a nawet uważane za nienormalne oraz zagrażające życiu innym. Był typem człowieka, który nie miał granic moralnych. W zależności od sytuacji oraz rozmówcy zachowywał się inaczej, mówił w inny sposób i było to dla niego normalną rzeczą, chociaż dla osób z zewnątrz mogło wydawać się odchodzące od normy. Ale co go to tam obchodzi. Lubił szokować, lubił być sam z dala od normalnych. Nudzili go. Może dlatego często mówił sam do siebie. Oto rozwiązanie.
- Spokojniejszy? - Uniósł ku górze prawą brew i zmrużył złote ślepia, które natychmiast skierowały się w stronę Hexa. Zaraz prychnął głośno, drapiąc się po przedramieniu, który skrywał bandaż. Spokojny Maynard... Tak naprawdę to teraz był bardzo spokojny, naprawdę. Jego umysł był nieco przyćmiony alkoholem, więc nie pokaże na co go stać. - Zamknij dziób. Pamiętaj, że jesteś teraz w moim królestwie. - Wyrwało mu się. Nie lubił, gdy ktoś go pouczał, do tego tutaj, w miejscu, które świadczyło o jego profesjonalizmie, wiedzy. GENIUSZU! Też by coś. Przychodzi taki z bitki i mogiły, pewnie umie się tylko bić i jeszcze mówi mu jakieś głupoty. - Jestem spokojny - dodał zaraz spokojnym głosem i z uroczym uśmiechem, jakby wcześniejsze zdanie było jakimś dziwnym wtrąceniem jego drugiego ja. Tak właśnie. Niech sobie chłopina nie przeszkadza.
Na kolejne słowa Dżina po prostu nie odpowiedział, bo jakoś dziwnie mu zabiło szybciej serce, że aż się spłoszył. Nie dał po sobie jednak tego poznać i skarcił się tylko duszy. Że też by chciał wykorzystać pijanego! Znaczy nie żeby coś i że by się opierał, bo nie z tych cnotek May był, ale jakie to bezduszne! Wspaniałe! Cisza...
... maestro... Za wysokie już ego Maynarda zostało przyjemnie połechtane, pogłaskane i jeszcze obficiej posypane cukrem. Mężczyzna uśmiechnął się aż pod nosem, a następnie pokręcił głową. Kilka kosmyków jasnych włosów opadło na jego czoło oraz oczy, rzucając nieprzyjemne cienie na jego zmęczoną twarz. - W nagrodę dostaniesz cukierka. - Uśmiechnął się i stojąc nad Hexem pochylony spojrzał mu w oczy. W tym samym momencie sięgnął op butelkę i prostując swoje plecy pociągnął łyka wina, a może i dwa. To i tak już nie robiło różnicy. Upił się chłopczyna. Był jednak na tyle skupiony nad pracą, że żaden mięsień mu nawet nie drgnął podczas mycia i oględzin pacjenta. Zboczenie zawodowe, a może jednak nazywano to profesjonalizmem. Chociaż gdyby tak to właśnie wyglądało, to może nie pił by przy poszkodowanym, który oddaje życie w jego ręce. Eeee, jebać.
Gdy lekarstwo wchłonęło się w rany, Maynard sięgnął po kolejny słoik i jego zawartość nałożył w te same miejsca, lecz teraz nieco mniej. Po tym zabiegu od razu wszystkie większe rany zabandażował śnieżnobiałym bandażem, który po kontakcie z drobinkami drwi automatycznie nasiąkał czerwonym osoczem. Owijał ramie mężczyzny powoli i starannie, pilnując by opatrunek nie był za ciasny ani za luźny. Bok i inne mniejsze zadrapania, jednak na tyle poważne żeby nie zostawić ich samopas, zakleił sporymi plastrami. Po tym wszystkim odłożył słoiki na miejsce, wylał czerwoną wodę z miski, posprzątał resztki bandaży i wyrzucił do śmieci zniszczone ubrania Hexa - a że kosz na śmieci znajdował się blisko drewnianego biurka od razu wziął ze sobą kolejną butelkę wina. Tak na wszelki wypadek. Podchodząc do zielonowłosego wyciągnął korek zębami i rzucił go na mały stolik na kołach. - Masz ten swój ból. - I uderzył go otwartą dłonią w policzek. Tak o dla zabawy. Dżin i tak nie miał siły żeby wstać, he he. Punkt dla Astley'a. Cofnął się powoli do tyłu, po czym oparł się plecami o ścianę nie spuszczając wzroku z Hexa.
- Nie dam ci krwi. - Stwierdził oschle. Kolejny łyk. Nie był głupi i wiedział do czego potrzebna była mu ta krew. Znał takie przypadki. Psychoza? A może jakiś kolejny psychol z dziwnymi upodobaniami? Cholera go wie, jednak nic nie dostanie. Byli inni potrzebujący, którzy mogli wpaść tutaj umierający w każdym momencie. May nie miał zamiaru ryzykować, szczególnie, że musiał wiele poświęcić żeby tę krew pozyskać. Takie tam włamania i kradzieże, nic nowego.  - Chcesz jakieś ubrania? - Zmienił temat jakby wcześniejszy nigdy nie został poruszony.


Ostatnio zmieniony przez Maynard dnia 19.12.14 17:09, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.12.14 20:25  •  Cela Maynarda Empty Re: Cela Maynarda
... Burknął coś niezrozumiałego pod nosem na jego słowa o winie, przewracając oczyma. Jaaasne. Wprost świetnie, masz więcej sucharów w zanadrzu? Może jeszcze dasz mu karnet do spa i wyżywienie przez miesiąc, jak przebiegnie maratonik z jego gabinetu do wyjścia z Kościoła? A może coś jeszcze? Mieh. Zauważając jednak że sam się zaśmiał ze swojego, dość czarnego poczucia humoru westchną cicho, samemu przywołując uśmiech z powrotem na twarz. Cóż poradzić, taki gatunek człowieka, Dżin w sumie do lepszego gatunku nie należy. W końcu, śmiał się kiedyś z tego jak długie było jelito przy wypruwaniu go komuś z żołądka...
Ale o tym cichosza, to tylko takie, nieco mroczne poczucie humoru Heksia, gdy nieco mu odpada psychika. Nieco. Nieco bardziej niż normalnie i trochę bardziej niż teraz. Teraz... Czy bliżej mu czy dalej do takiego stanu? Trudno powiedzieć, nie?
- Ano. - Odpowiedział natychmiastowo po jego powtórzeniu, stykając swoje spojrzenie z jego. Nie zniżał wzroku, nie odwracał - wgapiał się swoimi złotymi ślepami w, o dziwo, równie złote ślepia człowieka na przeciw niego. Człowieka jednak... Nie potrafił z nim poczuć nici bliźniactwa rasowego, poza pokrewieństwem duchowym w kwestii moralności... Chyba. Na jego nagły atak słowny zareagował uniesieniem prawej brwi ku górze, i odchyleniu głowy w geście takiego "łooooo, maaaan" i w ogóle. - A w tej bajce były smoki? - Spytał drażniąco, dodatkowo nieco wkurzając panicza lekarzyka przed nim. A czo, podrażnić się nie można, co mu zrobi? Zabije go? Zgwałci? Hm... Ta druga perspektywa nie jest taka zła...
Hm. Zdecydowanie nie jest zła. Barki zielonowłosego po raz enty uniosły się w szybkim geście wzruszania nimi i opadły, gdy usłyszał zapewnienie iż kitlowiec JEST spokojny. Zaiste, bardzo spokojny. Pijany, ale spokojny. No, przynajmniej tak długo jak nie zabierze się za chirurgię, na szczęście (etto, chyba) nie była potrzebna. Była? Oby nie.
Nie to żeby faktycznie miał na nie odpowiadać - Dżin miał mało krwi, która już w dużej mierze została "zainfekowana" alkoholem, a kojące opary ze strony naparu jaki stworzył przed chwilą tylko dodatkowo go rozluźniły. Do tego stopnia, że pewnie nie odpowiadałby dość dobrze za swoje czyny... Odpowiadałby? Ciężko powiedzieć, serio. No nic... Zobaczymy jak potoczy się ta wizyta lekarska.
Naprawdę to jedno słowo aż tak wyraźnie zadziałało na jego ego? Jej, łatwo go jednak chyba pochwalić tak, by się z tego radował. Warto pamiętać, o ile w ogóle zrobił to przytomnie. Widok jednak uśmiechniętego, kręcącego głową mężczyzny w stylu "och stahp it youuu, but say more" wystarczył, by się upewnić że faktycznie tak to podziałało. I jeszcze cukierek!? WOW!
...
Nie mógł się powstrzymać od jednego, specyficznego pytania, gdy Maynard był tak blisko. Poszerzył wyraźnie uśmiech, ukazując rząd białych zębów, i gotując się do odpowiedzi... Nie, nie przeszkadzała mu bliskość mężczyzny, ani to że zanim odpowiedział, ten zaczął chłeptać kolejne łyki wina. Usłyszy... - A... Czy to będzie jakiś długi lizaczek? - Nie powstrzymał się od cichego chichotu z trzewi gardła. Był upity? Prawdopodobnie tak. Było fajnie? Jasne! Wizyta lekarska zdecydowanie była super i chętniej będzie wpadał na takie "casualowe" dyskusyjki do Astley'a, może nawet da się specjalnie poranić po to, co by miał powód do opatrywania go? Dobry planik. Bardzo dobry. Tym czasem jednak, wszystko działo się zgodnie z zamierzeniem - Hex ulegle poddawał się jego dłoniom, pozwalając czyścić swoje - nieco pobladłe od utraty posoki ciało - co jakiś czas pomrukując cichutko, bez większego powodu. Może to od dotyku, może tak po prostu, może prowokacyjnie...
Trudno powiedzieć. Serio.
I następna maź. Dzizus, ile tego? No ale nie będzie oponował - w końcu to May tu jest lekarzem, nie Heksior, prawda? Stąd też pozwalał na działania wszelakie w związku z jego organizmem, skórą i mięśńmi jakie wyczyniał. Zimna... Acz to zimno było przyjemniejsze od ogólnego zimna otoczenia, to trzeba było przyznać. Dużo przyjemniejsze, kojące, podobnie jak i dotyk smukłych palców. Dzizus, zdecydowanie gdy ma za mało krwi i za dużo alkoholu nie powinien tego łączyć, to kończy się źle... I tego typu myślami. Czyli źle. I jeszcze bardziej źle. I może jeszcze trochę gorzej, ale cichosza o tym, nie mówcie jego rodzicom!
... Wróć. On ich nie ma, fakt.
...
Czekaj, co? Nagle ni z tego ni z owego, po swoim marudzeniu o brak bólu dostał z liścia w twarz. Zapiekło cholernie, a z ust Hexa wydał się zdławiony, cichy jęk, zaś polik, do teraz blady, cały poróżowiał od uderzenia. Jeny... Odruchowo przytknął dłoń do takowego, lecz po krótkim momencie rozwagi przesuną palcem wskazującym i środkowym po śladzie uderzenia, po czym lekko lizną swoje palce, uśmiechając się wyraźnie. - Słodkie. - Przyznał, ciężko w stwierdzeniu czy o zachowaniu lekarzyny, czy o smaku skóry, czy może smaku miejsca które zostało uderzone... Mniejsza z tym.
Na zdecydowaną odmowę zbiegł wargi i przesuną je w bok, po czym cmokną nimi ze zniesmaczeniem. No trudno... Jakoś to przeżyje. Chyba... Pragnienie nie jest jeszcze tak silne. Nie mówił jednak już nic o tym, uznając że nie ma po co wracać do tego tematu.
Chociaż w sumie jest jeden typ krwi, który może by mógł mu dać... Ale w trochę innej barwie...
Csi, mniejsza z tym. Pokręcił głową przecząco w reakcji na pytanie o ubrania. - Nein, jak się dowlekę do swojej celi to znajdę tam swoje. Poza tym - i tak nie masz nic w moim rozmiarze, chyba że zdzierasz z niektórych pacjentów ubrania w celach nieznanych. - Puścił mu oczko, uśmiechając się zadziornie. Tak... Zdecydowanie drażnił swoimi zachowaniami. Ale cóż poradzić? Wyrzuci go?
Hm... W sumie jak się uprzeć, to faktycznie mógł to zrobić, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.12.14 18:15  •  Cela Maynarda Empty Re: Cela Maynarda
Za każdym razem, gdy przechodził z miejsca na miejsce, czy zwyczajnie odwracał się na pięcie w inną stronę, jego wzrok wędrował w stronę prowizorycznej kotary zrobionej z białego prześcieradła, która skrywała za sobą ogromny materac. Maynard miał ogromną ochotę wtulić twarz w poduszkę i okryć obolałe ciało chłodną kołdrą. Każdy kolejny łyk cierpkiego, a zarazem słodkiego wina przymykał co raz mocniej jego fioletowe powieki, które powoli poruszały się w górę i w dół. Miał nad sobą kontrolę, nie żeby nie mógł ustać, czy się wysłowić, tylko troszkę nabrał nieco pewności siebie i już nic nie było mu straszne. Mógłby teraz latać - o ile zmęczone serce by mu na to pozwoliło - po całym Kościele i tańczyć. Naprawdę. Często robił tak nawet na trzeźwo. Albo zjadłby coś. Tak. Chętnie przygarnąłby jakiegoś pieczonego kurczaka i ziemniaczki. Albo może jakiś porządny kawałek ciasta, ale na to chyba nie miał co liczyć. Jeśli w kuchni pojawiało się coś zjadliwego, to znikało w ciągu pół godziny, czasami nawet szybciej. Trzeba było mieć wielkie szczęście żeby się najeść. Cóż... Można było napchać sobie brzuch winem - polecam.
Maynard nie spuszczał wzroku z Hexa. Chętnie poszedłby już spać, ale ten gość naprawdę go zaintrygował. Dawno nie rozmawiał z kimś komu nie przeszkadzało w większym stopniu jego odchylenie od normy. Przyjemnie mu się z nim rozmawiało, nie musiał udawać i miał kąpana do butelki, zawsze raźniej. I musiał przyznać przed samym sobą, że tak chętnie to już dawno się nikomu nie przyglądał - jednak mężczyzna w samych slipach siedzący u niego w celi. Bardzo kuszące...
May potrząsnął głową przebudzają się z amoku i zaczął przyglądać czubkom swoich ubrudzonych butów. Mógłby je w sumie zdjąć, a najlepiej to gdyby się przebrał w coś wygodniejszego. Jakieś dresy, ciepła bluza. Idealnie. Co jak co, ale mimo alkoholu to było mu trochę zimno, a nie lubił zimna. Sam w ogóle nie wiedział co tutaj robił. Nie dość, że góry, ciągłe przeciągi to jeszcze jakieś okropieństwa, które kapały z sufitu. Nie do przeżycia.
Na słowa Zielonowłosego uśmiechnął się delikatnie, ponownie pokręcił głową w zamyśleniu i spojrzał na niego z ukosa. - Smoki, księżniczki. Wszystko czego zapragniesz. - Odpowiedział świdrując go złotymi tęczówkami. Doktorek mógłby mu dać wszystko o co by tylko go poprosił. Nie, nie. Koniec. Truciciel przejechał chłodną dłonią po swojej twarzy i ziewnął przeciągle. Kolejny łyk. Kolejny. Następny. Zwrócił jednak po raz enty spojrzenie w stronę zielonowłosego i prychnął teraz rozbawiony. Sięgnął po gumkę do włosów leżącą na biurku, po czym związał jasne włosy w krótkiego kucyka na czubku głowy, odsłaniając przy tym zmęczoną twarz. Przetarł zaciśniętą dłonią zmrużone ślepia i zajrzał do szuflady drewnianego biurka. - Taki ze mnie magik. - Mruknął i rzucił Hexowi czerwono białego lizaka w kształcie laseczki, jakie czasami wiesza się na choinkach w ludzkich domach. Nie wiedział dokładnie skąd to się u niego wzięło, bo gdyby wiedział o istnieniu słodyczy w swojej celi to już dawno by je zjadł, ale no niech się cieszy pacjent, co nie.
Praca jako uzdrowiciel była dla niego stworzona. Nie dość, że mógł popisać się swoją ogromną wiedzą, pomóc innych, co mimo wszystko było dla niego naprawdę ważne, to do tego mógł macać swoich pacjentów. Nie, nie. Nikogo nie wykorzystywał do swoich niecnych celów, nic z tych rzeczy, ale jako osoba ciepłolubna lubił dotyk innych, nawet ten przelotny i całkowicie przypadkowy, bez uczuć. Lubił ciepło skóry, słodki oddech, który otaczał jego twarz, gdy pochylał się nad pacjentem. Miał jakieś takie zboczenie, sam do końca nie wiedział od czego to się wzięło, ale hmm... To było spoko. Naprawdę przyjemne. Polecam - Astley.
Śmieszny był ten Hex. Trochę do końca nie wiedział, co robi, tak go denerwując, ale nie będzie go powstrzymywał, bo po co? Tak było zabawnie i przynajmniej nie było nudno. Zignorował jednak jego komentarz i uraczył swoje gardło kolejną dawką wina, która przyjemne rozgrzała jego żołądek. Uśmiechnął się delikatnie, po czym przejechał palcami po swoich malinowych ustach wycierając z nich resztki trunku. Dziwne, że wcześniej bliżej się nie zapoznał z tym gościem. Widywał go tylko na korytarzach albo na spotkaniach, na których sam okazyjnie bywał, bo jakoś nie chciało mu się ruszać dupy, szczególnie, że mieszkał stosunkowo daleko od głównej sali. Może teraz zacznie częściej wychodzić, kto wie.
- Cóż... Nie każdy zasługuje na miłe traktowanie. Ty za to mi nieco ułatwiłeś to zdzieranie ubrań, nie powiem. - Również puścił do niego oczko i zaśmiał się krótko, stawiając butelkę na biurku. Ruszył w stronę prześcieradła zwisającego z sufitu. - Co ty pierdolisz. Zamarzniesz. Znajdzie się coś na ciebie. Jesteś podobnej postury. - To był ton głosu, który nie zniósłby sprzeciwu. Pożyczy mu ubrania. Przynajmniej będzie musiał kiedyś tu wrócić żeby je oddać. Maynard odchylił nieco prześcieradło i przysiadł na miękkim materacu, które leżało na ziemi. Zlustrował wzrokiem swoje rzeczy... Dresy oraz bluza... Gdzie to było?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.12.14 19:48  •  Cela Maynarda Empty Re: Cela Maynarda
Jak się uprzeć to można też sobie zapchać żołądek innymi, ciekawymi rzeczami. Ludzkiego i nie-do-końca ludzkiego mięsa ma wokół wbród, tym bardziej po ofiarach rytualnych mordów, tylko trzeba przejść na kanibalizm i już, mnóstwo mdło-słodkiego mięska, które odpowiednio przygotowane całkiem nieźle smakuje i z pewnością jest nader zapychające... No i wszędzie go w bród - w końcu jakby nie spojrzeć, to największą śmiertelnością cieszą się właśnie ludzie. Więc czemu tu jeszcze siedzi i marudzi na głód, jak wszędzie wokół tyle mięsa łazi sobie, gotowe do przygotowania i zjedzenia?
Może i nie zwracał na to uwagi, ale zauważał iż mężczyzna co rusz na moment czy dwa zerka w kierunku białej kotary, zza której było widać niski, rozmazany kształt, prawdopodobnie jakiegoś typu legowiska. Hm... Czyżby przyszedł nie w porę, a jego "wybawca" tak naprawdę zdycha ze zmęczenia? Jejku... Powinien jakoś mu się odwdzięczyć za tą pomoc. Może będzie na dzisiejszą noc jego przytulanką? Dobry plan - przy okazji też i Hex się wyśpi, bo będzie spał z kimś innym - jedyny, skuteczny sposób na sen, świadomość że ktoś jest w pobliżu... Nie będzie wariował bez powodu, ani przy okazji nie puści z dymem pół Kościoła wtedy. Polecam!
Zimno... Hm... A no tak, to uczucie od którego dostajesz ciarek na całym sercu, trzęsiesz się i w ogóle? Ekhem... Gdyby nie fakt że raczej miał mało sił, to może i by drżał, ale wyglądał nader twardo, siedząc jak posąg... A po prawdzie to poprostu nie pozwalał dopuścić sobie do głowy myśli o zimnie. Coś w stylu "zwycięstwo umysłu nad ciałem". Tak, zdecydowanie tak. A to że pewnie za jakiś czas się rozchoruje, zakatarzy i będzie kichał i smarkał to inna kwestia, prawda? Tiaaa, zdecydowanie inna.
I nieee, w ogóle nie zauważał tego, że lekarz się na niego gapił...
Chyba. W końcu nie mógł mieć jakichś nieetycznych myśli, to lekarz, i nic mu nie zrobi...
Nie zrobi? A może... Mmm...
- Wyglądasz jakbyś bił się z jakimiś myślami. Coś nie tak? - Spytał zupełnie niewinnie, przechylając głowę na bok z wyraźnym, słodkim uśmiechem na swojej mordeczce. Co jak co - ale lekarzyna był naprawdę roztargniony przez jakieś myśli. To patrzył na kotarę, to na niego, to na buty, to na butelkę... Weź koleś się skup na czymś. Czymkolwiek konkretnym. Może na tym, że Heksiorowi zimno i chciałby by jakiś Pan go przytulił? Tak, to dobry pomysł. No i potrzebuje też zostać rozgrzanym... Hmm. Może Astley coś wymyśli w tej kwestii? Z pewnością miałby wiele ćwiczeń i sposobów na "rozgrzanie" zielonowłosego, oj, tak. Lekarz w końcu najlepiej się na tym zna.
- A ty, owinięty w czerwoną, ozdobną wstążkę na nagim ciele? - Spytał, lekko oblizując wargi z uśmiechem. Tak, to była jawna prowokacja. Tak, zrobił ją chętnie. Nie, nie wie jak na to zareaguje. Co on, wróżka by czytać w myślach innym albo przyszłość odgadywać? Chyba nie. Hm... Patrząc na to z jaką intensywnością i jak szybko pochłania to wino, to albo zaraz uśnie, albo stanie się na tyle rozluźniony, że mu pęcherz puści... Czy coś innego. Zapach alkoholu na szczęście nie przebijał się ponad aromat ziół użytych dość niedawno, więc z pokoju Maynard'a nie ulatywał zapach jak z gorzelni w kierunku reszty Kościoła. Propsy za to!
... Woah, nie spodziewał się. Złapał w prawą dłoń lizaczek, uśmiechając się. Dawno nie miał okazji spróbować czegoś słodkiego, więc bez chwili namysłu nawet pochwycił go jak kotek wymarzoną zdobycz i zaczął mu się przyglądać z szerokim uśmiechem. - Yeeeeeeeey! Dziękuję! - Zawołał szczęśliwy, po czym wsuną sobie dłuższą końcówkę do ust i zaczął ją przesuwać do wnętrza i wysuwać, ssąc ją i liżąc. Nie, wbrew pozorom nie robił tego prowokacyjnie - poprostu w taki sposób lubił jeść tego typu cuksy. Nawet nie patrzył przy tej czynności na Maynarda za nadto, jedynie przyglądając się mu gdy zaczynał wykonywać jakieś ruchy lub działania.
Nikogo? Hm... Może więc Hex pozwoli na bycie pierwszym "wykorzystanym"? Pierwszy raz, he he...
Bu, ma się poczuć zignorowany dlatego że nie odpowiedział na jego komentarz? Aż może się zacznie czuć urażony!? O tak, dobry plan. I będzie wymagał rekompensaty na mężczyźnie. Etto... Tak. Chyba się upił i libido zaczęło mu wirować, i to dość solidnie. Za to jednak riposta była przednia, nie mógł się powstrzymać od tego by zawtórować złotookiemu śmiechem. Zdecydowanie warto było tu przyjść, nawet umierającym. Dobra, może umierający nie był, ale na drodze do schodków na górę to jednakowoż był. Czy tam na spotkanie z kostuchą, Ao, Lucyferem i jego składem lub kij wie kim. Nieważne. Skrzywił się lekko, przełykając kolejną dawkę cukru z rozpuszczanego wargami i językiem cuksa. Pragnienie krwi było trochę dokuczliwe... I nie miał pomysłu jak mu zaradzić...
Poza jednym, choć wątpił czy ta "krew" by tu pomogła. Westchnął zrezygnowany, wyjmując cuksa z ust i zaczął się przyglądać temu, jak przeszukuje swoje kąty w poszukiwaniu jakichś stroi. W którymś momencie przyszła mu do głowy myśl, od której nie mógł się powstrzymać przed wypowiedzeniem jej. - Więc ogrzej mnie. Przy okazji skorzystasz z tego materaca - widzę jak tęsknie za nim patrzysz. Ja też raczej się stąd szybko nie ruszę... - Przyznał naprawdę szczerze. Nie czuł się na siłach by stąd zabierać, chyba że dopiero po godzinie czy dwóch, albo trzech. Lekarzyna tyle czasu jego obecności zniesie? Nie wiedzieć czemu, ale zielonowłosy powątpiewa w ten fakt... Choć kto to tam wie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach