Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Bogato wyposażone laboratorium, jedno z większych w S.SPECu.
Dokładniejszy opis później.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mówi się, że ślepy i kaleki kundel zawsze trafi do domu. Ile prawdy jest w tak idiotycznym i alogicznym stwierdzeniu Andriej nigdy nie był w stanie wybadać. Nie mniej aforyzm utkwił w jego pamięci na tyle mocno, ze był pierwszą rzeczą jaka mu przyszła na myśl właśnie w tej tragicznej chwili.
Oślepł. Może nie na dobre, atak powinien minąć za parę minut. Może kwadrans, może nieco dłużej. Nie mniej, czas, w którym bliżej mu było do nietoperza niż do porządnego człowieka, potrafił wykorzystać w sensowny sposób.
Zapytacie pewnie jaki.
Zwiedzał siedzibę S.Spec. +10 do inteligencji panie Tanaka.
Wiedziony (o ironio) psim zmysłem przemierzał kolejne korytarze. W lewo, prosto, znowu w lewo, schodami w dół. Pięć... Sześć... Uwaga wyższy podest. Prosto. Ostatnie drzwi po lewej.
Oparł czoło o chłodne tworzywo drzwi bezskutecznie przez chwilę poszukując klamki. W końcu odnalazł czytnik magnetyczny i wszedł do środka.
Metaliczny zapach unoszący się w powietrzu upewnił go, że jak ten ślepy kundel trafił wprost do pracowni Mirai'a.
Na cholerę tu przyszedłeś?- Warknął do siebie w myślach opierając się o ścianę i marząc, żeby wzrok mu wrócił nim dorwie się do niego ten inżynierek od siedmiu boleści co by "skrzydełka posprawdzać".
W tej samej chwili uczynny umysł odpowiedział swojemu właścicielowi. Jak to po co przyszedł? Wyżebrać dawkę morfiny, albo jakiegoś innego procha, dzięki któremu na chwilę odpłynie.
Miał dość. I za nic nie mógł tego pokazać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Papiery które niedawno otrzymał były nadzwyczaj interesujące.
Odnosiły się do ostatnich odkryć grupy naukowców badających kilku Wymordowanych. Może i Mirai nie był z tym bezpośrednio powiązany, bo skupiał się bardziej na maszynach, niemniej rozumiał wszystko co było tam zapisane i z zaciekawieniem doczytywał się o zmianach na poziomie mikrokomórkowym, znalezionych w układzie kostnym kilku bogu ducha winnych istot. Takie drobne różnice potrafiły czasem czynić cuda, na przykład sprawiać, ze kości stawały się niezwykle twarde albo puste w środku, jak u ptaków.
Hm...
Ta ostatnia modyfikacja byłaby niezwykle pożądana u Skrzydlatych. Mieli by jeszcze większe możliwości do wykorzystania mechaskrzydeł.
Białowłosy oderwał wzrok od papierów i skrzywił się wyraźnie. Jasne. Cecha genetyczna. Typowa dla ptaków. Ci idioci od inżynierii genetycznej od kilkudziesięciu lat nie potrafili wydobyć od jednego obiektu testowego sekwencji kodującej nadzwyczajną regenerację a on rozmyśla o pustych kościach. Nie za twojego życia, zapewne, Mirek.
Westchnął cicho i ruszył doskonale znanym sobie korytarzem wiodącym do jego pracowni. On na szczęście wzrok miał stuprocentowo sprawny, jednak nawet i z zamkniętymi oczami, też trafiłby bez trudu. Dotarł do drzwi, przejechał kartą magnetyczną po czytniku i wszedł do środka. Jakież było jego zaskoczenie, kiedy w środku kogoś zastał. Zanim nie rozpoznał tej charakterystycznej, niskiej sylwetki, przez chwilę chciał się nawet rzucić po przycisk wzywający ochronę. No, to by się narobiło.
- Kogo też moje oczy widzą. - odłożył papiery na biurko. Oparł się o nie biodrem i spojrzał na Skrzydlatego.
Zauważył ten nieco nieobecny wzrok, nie mogący skupić się na konkretnym punkcie. Aha, więc znów go dopadło. To było nieco żałosne, tak dobry żołnierz za jakiś czas przestanie być użyteczny z powodu utraty wzroku. Może powinien się zastanowić nad jakimś mechanicznym zastępstwem dla niego?
- Sam tu doszedłeś? W takim stanie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jego świat ciszy został brutalnie zgwałcony przez charakterystyczny zgrzyt otwieranych drzwi i echo kroków na posadzce. I może właśnie dzięki zbyt prędkiemu pojawieniu się Mirai'a ciemność zaczęła powoli ustępować.
"kogo moje oczy widzą"
Ha ha ha. Cóż za błyskotliwe poczucie humoru. Gdyby był w lepszym stanie powiesiłby się na własnych skrzydłach, tak go ten żarcik rozbawił.
Odwrócił głowę w kierunku skąd dobiegał głos naukowca.
- Nie jestem przecież aż tak chory. Mogę normalnie funkcjonować.- Zjeżył się, choć w jego głosie zabrzmiała delikatna obawa. Cholera. A jak poleci do szefów? Jeszcze mu samobójczej misji w Desperacji brakowało, przecież bywał tam tak rzadko.
Przez chwilę milczał zupełnie jakby przeliczał bilans strat i zysków jakie może ponieść przy wyjawieniu swojego problemu. Ale przecież, to Mirai był odpowiedzialny za te "cudeńka" co go pomalutku wykańczały.
- Naderwało się.- Mruknął krótko prezentując swoje prawe skrzydło, które przy rozłożeniu rzeczywiście ujawniało dość problematyczną wadę techniczną. Kilka mechanicznych przewodów majtało smętnie w powietrzu.-Nie mogę go używać, bo istnieje obawa, że skaza pójdzie dalej, a z jednym nie polatam. Dlatego usadzili mnie w Mieście dopóki się tym nie zajmiesz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uwierzy ktoś, jeśli Mirai powiedziałby, że ten "żarcik" został rzucony zupełnie bez żadnych podtekstów ani nawiązań do problemów chłopaka? On to samo powiedziałby pewnie jednemu z dyktatorów, gdyby zauważył że ci wleźli bez jego wiedzy do jego pracowni.
Podszedł do chłopaka. Te ataki były jednak problematyczne. Pieniądze, jakie zostały włożone w trening And'a oraz w mechaskrzydła nie mogły pójść w błoto przez fakt, że czarnowłosy tracił wzrok. Mirai stanął tuż przed Skrzydlatym i pomachał mu dłonią przed twarzą, sprawdzając, w jakim stanie jest obecnie jego wzrok. Powinni go wysłać do jakiegoś specjalisty od oczu, może by chociaż to to opóźnił. Mirai totalnie się na oczach nie znał.
- Inaczej nie byłbyś Skrzydlatym.
Swoją drogą, ostatnim, czego Inżynier by sobie życzył, to wysyłanie jednego z pierwszych prototypów jego dzieła na samobójczą misję. And był swoistym królikiem doświadczalnym, zniósł już wiele, mógł znieść więcej, takie było zdanie Mirai'a. Plus był przy tym wyśmienitym strzelcem i żołnierzem, tylko się to chwaliło.
A potem And doniósł mu o usterce technicznej. Źrenice białowłosego zwęziły się, gdy zobaczył naderwane przewody.
- I nikt nie doniósł mi wcześniej o tym, że jeden ze Skrzydlatych nie może latać?! - W jego głosie kryła się złość. Musiał jak najszybciej naprawić ten problem techniczny. Zaraz ruszył w inny kąt laboratorium by przynieść odpowiednie narzędzia. - Kładź się na stole.
Ufał, że nawet będąc ślepym And trafi na blat laboratoryjny, na którym już tyle razy leżał podczas wcześniejszych napraw. Mirai zaczął zastanawiać się, czy nie powinien czarnowłosego uśpić, przerwane przewody wyglądały na powiązane z systemem nerwowym odpowiedzialnym za sterowanie, grzebanie przy nich na pewno chłopak odczuje niemalże jak operację na jego własnym ciele.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Odruchowo zasłonił twarz lewym, sprawnym skrzydłem, gdy tylko dłoń inżyniera znalazła się zbyt blisko niej.
-Widzę cię.- Pozwolił sobie na to drobne kłamstewko, które kłamstewkiem prawie że nie było. Przecież plamy dostrzegał, ba! Nawet kontury stawały się już wyraźniejsze. Słysząc magiczne słowo "stół" zacisnął usta w wąską kreskę.
No już Andriej nie zachowuj się jak dziecko... Nikt nie powiedział, że będzie miło i przyjemnie prawda?
Powoli, drżącymi z lekka palcami zaczął rozpinać koszulę, którą rzucił na oparcie krzesła stojącego nieopodal i nieporadnie machnął obolałym prawym skrzydłem, krzywiąc się z bólu. Każdy przewód, każdy nerw połączone w jedną spójną całość gwarantowały czucie jakiego nie mogli dostąpić inni Skrzydlaci. Może i był prototypem, ale prototypem którego sukcesu nigdy nie udało się powtórzyć w stu procentach.
Pytanie tylko, czy rzeczywiście to było warte takiego cierpienia.
- Wszystko w imię dobra ludzkości, nie Mirai? Tak nas uczą, temu chcemy być wierni aż do końca.- Wyszeptał cicho kładąc się na stole operacyjnym i leniwie sunąc po ziemi końcówkami piór "zdrowego" skrzydła.
Jedynym plusem był fakt, że atak już minął. Spojrzenie skrzydlatego na nowo odzyskało drapieżny charakter.
- Gdybyś chciał eksperymentował z mechaniką oczu wiesz gdzie mnie szukać.- Na jego twarzy pojawił się chłodny uśmieszek. Nie zostało mu nic innego jak śmiać się z własnych niedoskonałości, które mogą go zabić każdego dnia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mirai odszukał potrzebne narzędzia i zaraz wrócił do czarnowłosego. Spojrzał na niego, kiedy ten już ułożył się na stole. Białowłosy wysunął spod spodu specjalny blat, na którym to rozłożył uszkodzone skrzydło. Szczerze powiedziawszy, jego wzrok niewiele go obchodził. Można jednak powiedzieć, że odczuł swego rodzaju ulgę, kiedy zobaczył, że And zaczyna znów widzieć. Bez trudu można było rozpoznać, kiedy miał swój atak i był ślepy jak kret a kiedy mógł zawstydzić innych sokolim spojrzeniem.
- Dla lepszej przyszłości naszego gatunku. - zgodził się, bo oczywiście usłyszał szept czarnowłosego.
Założył rękawiczki ochronne i ułożył narzędzia na specjalnym blacie na kółkach. Zrobił to starannie, zupełnie jak chirurg, szykujący się do operacji, która ma uratować życie pacjenta. Poniekąd w sumie tak było. Skrzydlaty, który nie może latać, był dla S.SPECu tylko balastem.
- Trochę cię nie rozumiem. Sprawiasz wrażenie, jakbyś już się poddał i miał dość noszenia tych skrzydeł, a jednocześnie robisz wszystko, by nie wywalono cię stąd na zbity ryj na ulicę, gdzie mógłbyś bez przeszkód zdechnąć. Nie przyszedłeś tu tylko po to, bym naprawił ci skrzydło, prawda? Po to żeś tu przylazł. - wskazał na strzykawkę z płynem w środku. Tak, And na pewno wiedział, czym była owa ciecz.
Białowłosy zaaplikował ją chłopakowi pod skórę, na prawym ramieniu. Lek powinien zmniejszyć ból związany z naprawą skrzydła. Mirai odłożył strzykawkę na bok i obejrzał dokładnie zerwane przewody. Na szczęście usterka nie była zbyt poważna. Białowłosy musiał odłączyć kilka z nich by zastąpić je nowymi. Zabezpieczył je, sprawdzając dwa razy czy na pewno zrobił wszystko co trzeba było. Kiedy był zadowolony, spojrzał na czarnowłosego.
- Powinno być okej.
Całość zajęła może jakieś czterdzieści pięć minut.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Pieprzenie. Oni sami już w to nie wierzą.- Podparł dłonią podbródek wpatrując się jakąś starą naklejkę techniczną jednego z urządzeń, która odkąd pamiętał stanowiła punkt zaczepienia dla jego zmęczonego wzroku, a fakt, że nieznacznie się odklejała powodował chęć zerwania się ze stołu i przymocowania jej porządnie.
Paranoja.
- To jasne, że nie rozumiesz. Wychodzisz z pracy, do rodziny, dzieci czy co tam w hodujesz. Wracasz do domu. A ja nie. Mogę nienawidzić tego co zrobiło mi wojsko, mogę się poddać, sprzeciwić i zniknąć stąd. Nie zatrzymują takich jak ja, mają lepszych, skuteczniejszych... to ich mięso armatnie, które szkolą już innymi sposobami, dają inną technologię. A jednak jakimś cudem jeszcze tu jestem. Od sześciu pieprzonych lat. Wojsko potrzebuje mnie, a ja jego.- Unosząc się nieznacznie na łokciach spojrzał ma strzykawkę po czym na nowo ułożył podbródek na wierzchu dłoni.
- Sprzedawać się inżynierowi za morfinę. Tania kurwa ze mnie, tańszej nie uświadczysz w naszym cudownym mieście.- Wymamrotał milknąc na dobre. Nienawidził operacji, napraw i konserwacji tych cholernych skrzydeł. Ale cóż poradzić?
Słysząc niezwykle pewne i budzące nadzieję "powinno być okej" podniósł się powoli do siadu i delikatnie poruszył skrzydłem. To rozłożyło się prawidłowo, uspokajając nieco właściciela.
- Sprawdź czy wszystko dobrze z drugiem, nie chcę tu zbyt szybko wracać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Białowłosy zdjął rękawiczki ochronne z dłoni. Odłożył je na bok i poukładał dokładnie narzędzia na blacie. Potem będzie musiał sprawdzić, czy żadne nie wymaga czyszczenia albo naprawy. Wolał mieć wszystkie swoje instrumenty zawsze gotowe pod ręką, dlatego dbał o nie jak o swoje twory.
- Dobro jednostki jest mniej istotne niż dobro ogółu. I to o ogół się troszczymy. Ty i ja. A przynajmniej tak być powinno. - odparł.
Fakt, sam Mirai był świadom, że S.SPEC nie jest organizacją idealną. Znęcanie się nad Wymordowanymi etc. Jednakże cel uświęca środki i ludzie zrobią wszystko, by uchronić siebie i całą populację przed wirusem.
Białowłosy odszedł jeszcze na chwilę i po chwili wrócił z małą oliwierką, musiał być pewien, ze mechaniczne tryby i zawiasy będą chodzić bez zarzutu więc jeszcze dla zabezpieczenia mechanizmu posmarował specjalnym olejem wymagające tego części skrzydła.
- To nadal nie tłumaczy, dlaczego tu jesteś. A swoją drogą, doskonale wiesz, że mieszkam sam. Mój dom to wiecznie pusty apartament.
Jeszcze zanim czarnowłosy się odezwał, Mirai poddał oględzinom również drugie skrzydło. Nie dostrzegł żadnych uszkodzeń, a przecież znał ten mechanizm na wylot więc zaraz spostrzegłby, gdyby coś było nie tak. Tutaj również naoliwił kilka zapadni i trybów.
- Nie lubisz mnie odwiedzać? Jesteś okrutny. - uśmiechnął się pod nosem, zakrywając mechanizm piórami. Wyciągnął z kieszeni małą latareczkę i podszedł do And'a. Co prawda na oczach się nie znał, zaczął się jednak poważniej zastanawiać, czy nie dałoby się zrobić dla niego mechawizjerów, by zastąpić dotknięte jaskrą gałki oczne. Poświecił mu przez chwilę w oczy, sprawdzając reakcje źrenic.
- Domyślam się, że nie boisz się ewentualnego bólu związanego z wymianą oczu? Zbudowanie prototypu nie powinno długo potrwać, bądź co bądź jako gówniarz zbudowałem technokręgosłup, gałka oczna będzie mniejszym wyzwaniem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Jednostka? A cóż to za dziwny twór?- Rzucił w eter dość wisielczym, ale prawdziwym żartem i uniósł kąciki ust w czymś co miało przypominać uśmiech.
Pozwolił jeszcze przez chwilę majstrować inżynierowi przy skrzydłach po czym złożył je. W końcu. Żadnych skrzypnięć i zacięć przypominających w odczuciu upierdliwy skurcz nogi.
- Za każdym razem jak przychodzę kładziesz mnie na stole i grzebiesz w ciele. Dziwisz się, że nie lubię?- Dopiero po chwili całkowitej ciszy dotarło do niego jak to zabrzmiało, więc zamilkł na dobre. A przynajmniej na kilka chwil, kiedy to nagle Mirai postanowił zainteresować się jego wzrokiem.
Dreszcz strachu przebiegł Andriejowi po plecach.
Wizja kolejnych prób, kolejnych operacji przerażała go. Przecież był tylko człowiekiem. Nieźle wykończonym, poharatanym, ale wciąż człowiekiem. Z wrażliwym układem nerwowym i pieprzonymi receptorami bólu.
- Nie boję się bólu.- Z trudem ukrył drżenie głosu zachowując tą samą co zawsze znudzoną maskę.
Nie możesz pokazać, że się boisz. To słabość. Gdy tylko ją okażesz będziesz łatwą ofiarą.
- Jedyne czego się obawiam, to ewentualnego fiaska. Góra odetnie fundusze i szto dalej? Ja będę ślepy już na amen, a twoja reputacja rąbnie z hukiem na ziemię. Ale jeśli jesteś w stanie przywrócić mi wzrok to zapłacę za to każdą cenę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Ty, chociażby. - odpowiedział, pukając go lekko w czoło.
Czy sytuacja And'a nie odzwierciedlała idealnie tego, co powiedział Mirai? Nie bacząc na konsekwencje, czarnowłosy po tym, jak zawiódł i jak odkryto u niego chorobę oczu, posłużył za królika doświadczalnego dla nowego projektu "Skrzydlaci". Niewiadome było, czy przeżyje. No i to na nim inżynierowie ze specu dopracowali mechaskrzydła i wiedzieli, jak najskuteczniej przymocować je do szkieletu kandydata bez zadawania takiego ogromu cierpienia, jakiego doznał czarnowłosy. Nie dbano, co się z nim stanie, tak długo, jak był przydatny. Poświęcić jednostkę dla ogółu.
Mirai zgasił latarkę i schował ją do kieszeni.
- Od tego tu jestem, mój drogi, niestety. Nosisz na plecach moje dzieło o które muszę dbać. - odpowiedział po prostu. Wyłapał tę dwuznaczność w wypowiedzi And'a, ale postanowił poprowadzić tę rozmowę "prostym" torem. Tym razem.
Odsunął się dwa kroki i skrzyżował ręce na piersi, spoglądając z uwagą na czarnowłosego. Nie po raz pierwszy zastanawiał się, czy chłopak faktycznie nie boi się bólu, czy tylko tak świetnie udaje. Bądź co bądź, był żołnierzem. Musiał nauczyć się nie okazywać targających nim uczuć. A Mirai nigdy nie był zbyt dobry w ich odgadywaniu.
Słowa czarnowłosego wyrwały go z zamyślenia.
- Fiaska? - powtórzył za nim - Oboje jesteśmy doskonałymi przykładami tego, że to słowo nie istnieje w moim słowniku. Gdyby istniało - obszedł stół i dotknął skrzydeł chłopaka - ciebie pewnie wyrzuciliby na zbity ryj po odkryciu jaskry, a ja do dziś jeździłbym na wózku inwalidzkim.
Skończywszy mówić stanął znów przed Andem i podwinął koszulkę, odwracając się do niego plecami, przez co czarnowłosy mógł zobaczyć skrawek ogromnej szramy ciągnącej się przez całe plecy Mirai'a.
- Wątpisz w moje zdolności?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach