Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Karty Postaci


Go down

Pisanie 04.05.14 14:53  •  And they never saw her again Empty And they never saw her again
***


Dziecko w pościeli przypominało bardziej kłębek wełny niż żywą istotę. Machało rączkami, bawiąc się w jakąś wymyśloną zabawę. Nad nim zawisły dwie kobiety żywo zainteresowane poczynaniami bobasa.
- Jak będzie się panienka nazywać? - zapytała pielęgniarka.
- Vivith Aersis Neveta - bez zawahania odpowiedziała Symphonia Neveta. Anielica i jednocześnie matka przecudownego niemowlaka. Pielęgniarka zapytałaby o powód tak długiego imienia, ale na porodówce osłuchała się jak Symphonia zachwycała się modą na długie dziecięce imiona, a mąż temu nie protestował. Dlatego znała odpowiedź i nie zamierzała pytać.
- Kiedy zaczną rosnąć skrzydła? - zapytała po chwili zapatrywania się w Vivith.
- Myślę, że już za tydzień. To nie będzie szybki proces. Dziesięć ziemskich lat schodzi nim z pojedynczych piórek wyłonią się skrzydła, a później rok nim nauczy się latać. Mimo wszystko z Vivith wyrośnie wspaniała anielica.
Symphonia kiwnęła głową. Nie potraktowała tego jako komplement, czy hojne życzenie, a jako coś oczywistego.


***


- VAN! Hej, VAN! Jesteś tam? - wołał wesoło anioł imieniem Yoshito.
- Nie znoszę jak tak do mnie mówisz! Powtarzałam milion razy, że możesz mówić tylko Viv! - pokrzykiwała rozzłoszczona Vivith.
Wraz z rodziną przeprowadzili się do Edenu. Najbliżej im więc było do Ogrodów, gdzie młoda (na ziemskie lata to już byłoby 30 lat;z wyglądu na dziesięciolatkę z w pełni rozwiniętymi skrzydłami) Vivith zwykła bawić się z poznanym Yoshito. Oboje byli aniołami, więc większą część dnia, w przerwach między naukami, wypełniała zabawa w berka po całym Edenie.
- Kiedy nie mówisz do mnie po imieniu to używaj Viv. Będę wiedziała, że mówisz do mnie. Bo tak nie wiem, czy nie mówisz do anioła, który ma jakieś typowe przezwisko, którym byś również i mnie nazywał. Viv jest jedna i niepowtarzalna. Nazywaj mnie tak a...
- Dooobra, nudziaro. Kapuję, a teraz mnie goń! - wzbił się wysoko i śmignął w kierunku Góry Babel. Vivith nie pozostała w tyle - latanie opanowała perfekcyjnie w ciągu sześciu miesięcy.
Była oczkiem w głowie rodziców, którzy szkolili ją w wielu naukach i dziedzinach życia. Nauczyła się biegle władać angielskim i japońskim. Nie ma sensu wspominać o matematyce, pisaniu i czytaniu, gdyż tego nauczyła się niemal błyskawicznie. Zaraz po przeprowadzce rodzice zakupili pierwszy instrument - flet. Później dołączył jeszcze fortepian i harfa.
Rozpoczęła treningi z szermierki, których szczerze mówiąc nie lubiła. Szło jej to średnio i właśnie przeciętniakiem była. Wolała się uczyć i bawić wodą niż stawać w fizyczną rywalizację. Nauczyła się tam posługiwać wszelakiego rodzaju orężem, ale bez wskazania na konkretną broń. Woli jednak lżejsze i krótsze miecze, bo w nich odnajduje się najlepiej. Pozostałymi walczyła raczej z przymusu.
Przeważnie też umiejętnie korzysta z tego, co będzie mieć pod ręką - zardzewiały pręt, stara decha - nie ma najmniejszego problemu.


***


M|O|C|E




Teraz poćwiczymy operacje na żywiołach. No, już, już, Vivith Aersis Neveta - uśmiechając się do niej ciepło, nauczyciel imieniem Hiro wskazał pustą szklankę. Vivith oddalona była od niej na jakieś 50 metrów.
- Skupiony strumień, kontroluj siłę, abyś nie rozwaliła szklanki - Viv wyciągnęła ręce przed siebie, w zaledwie kilka sekund na dłoniach pojawiły się pierwsze kropelki. Woda to jej nominalny żywioł, a jej główna mocą - sama woda i wszystkie jej stany. W tym momencie ćwiczyła wykorzystanie stanu ciekłego. Jest na takim etapie zaawansowania, że potrafi tworzyć dowolnej szerokości i długości strumienie, bicze wodne (potrafi naprawdę zaboleć), kontroluje siłą deszczu. Potrafi formować z wody różne formy o maksymalnej wielkości samochodu typu van.
Sama woda pochodzi z niej samej i przez używanie żywiołu odwadnia się. Bez większej straty może używać mocy przez 2 posty, później jednak (jeżeli nie ma wody w pobliżu) musi odczekać kolejne dwa posty, aby uzupełnić płyny. Jest wtedy osłabiona, cicha, markotna, łapczywa na każdy rodzaj cieczy(!), średnio też u niej z walką wtedy.
Vivith trafiła bezbłędnie co nie często się zdarza w tym wieku. Szklanka była pełna aż utworzył się menisk wypukły. Żadna z kropel nie spadła na trawę. Hiro był zadowolony.
Chwilę później podfrunęli na Wieżę Babel. Od wielu lat Hiro ćwiczył jej koordynację w locie i zdolności w powietrzu. Trzeba jej to przyznać - potrafiła sprawnie latać. Nauczyciel zwykł ścigać się z Viv jako trening. Jeszcze nigdy z nim nie wygrała, ale nie przestawała próbować.
Rozpoczęli na szczycie Wieży. Oboje puścili się z zawrotną prędkością w dół. Jak to zwykle bywało Viv straciła do Hiro kilka sekund na pierwszym kilkunastu metrach. Nie rozumiała dlaczego i jak nauczyciel rozwija takie prędkości. Hiro wydawał się niewzruszony wyścigiem. Skrzydła miał rozłożone, choć nieco przykurczone. Vivith bała się choćby na moment składać skrzydła - traciła panowanie nad lotem; obawiała się, że nie zdąży rozłożyć ich ponownie.
Teraz jednak przyszedł czas na przełamanie. Uda się! - pomyślała. Złożyła skrzydła, przeistaczając się w istny pocisk, lecący w kierunku ziemi. Pomknęła obok Hiro, omal go nie taranując. Nauczyciel zdębiał - szczerze nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Viv czuła jak na policzku działają potężne siły, a oddech staje się niemożliwy. Do ziemi zostało niewiele, jeżeli teraz nie otworzy skrzydeł - zginie.
Opór powietrza był ogromny, ale rozportarła skrzydła i wzniosła się wysoko. Hiro, który obserwował wszystko z góry najpierw zaklaskał za odwagę, a później mocno ją opieprzył za brawurę. Gdy oboje wylądowali, Viv zdematerializowała skrzydła. Pamiętała jak jeszcze kiedyś dematerializowało się na przykład jedno skrzydło, albo jakaś jego cześć. Chowanie obu skrzydeł całkowicie wyćwiczyła z Hiro i nie ma z tym już najmniejszych problemów.


***


- Ciii... - przyłożył jej palec do ust. - Dzisiaj twoje święto, Viv.
Drugą rękę wplótł w pióra skrzydeł Vivith. Westchnęła cicho, a na policzki wystąpił rumieniec.
- Nikt jeszcze mnie tak nie dotykał - szepnęła. Yoshito uśmiechnął się. Dobrze znał ten ton głosu - nie kłamała. Jest pierwszym, który dotyka ją tak czule.
- Jesteś piękną anielicą. Te ciemnofioletowe włosy... zapadam się w nich za każdym razem. Uwielbiam je. Twe oczy to jeden wielki ocean niewinności i najprawdziwszej kobiecości. Masz je...
- Po matce, tak. Kolor wyblakłych fiołków - uśmiechnęła się, a on przysunął się do jej ust i pocałował ją po raz pierwszy. Objął anielice w talii. Nie było to trudne, gdyż Vivith była niesamowicie szczupła (nie mylić z wychudzoną). Zdążyła nabrać też pełnych kobiecych kształtów, które Yoshito od zawsze bardzo lubił. Zresztą nie tylko on - do Viv wzdychało wiele aniołów.
Anioł rozwiązał kokardkę na plecach Vivith, a kremowa suknia osunęła się na stopy anielicy. Stała przed nim naga i cała jego. W końcu to były jej pięćdziesiąte urodziny.


***


- Viv, polećmy dzisiaj do Desperacji. Tam no... do Apogeum! Po podglądamy Wymordowanych! - zaproponował Yoshito.
Vivith kiwnęła głową. Była szczerze oczarowana swoim mężczyzną. Kochała go jak nikogo wcześniej. Był jej pierwszą miłością. Dlatego nie obawiała się jego czasami dziwacznych pomysłów.
Wylecieli po zmierzchu, aby w Apogeum coś się działo. Podlecieli tam i zdematerializowali skrzydła, żeby nie rzucać się w oczy. Generalnie w Apogeum Wymordowani zdawali się zachowywać jeszcze jakieś cechy człowiecze. Yoshito zaciągnął anielicę pod jeden z domów. Podśmiechując pokazał jej pieszczoty dwóch Wymordowanych tej samej płci i chociaż nie dała tego po sobie poznać, to zaintrygowało ją to.
- Tak można robić? - wskazując na nich.
Yoshito prychnął.
- Pewnie, że można, ale chyba lepiej dwa przeciwne bieguny, hm?
- Tak... - odpowiedziała dość niepewnie. Podobało jej się to, co oglądała. Nie chciała jednak niepokoić Yoshito i przytaknęła. - A z czym jeszcze można?
No... - zakłopotany - Z różnymi rzeczami, zwierzętami, nawet zwłokami... ale kto by to praktykował - wzdrygnął się. - Prawda?
Kiwnęła głową i pocałowała go.
Jestem biseksualna - pomyślała, nie wiedząc, czy to dobrze, czy źle.
Oddalili się od Apogeum, nieświadomie kierując się w okolice kryjówki DOGS-ów. Było tam cicho i spokojnie. Można było porozmawiać... albo coś więcej. I takie zamiary mieli.
Szczerze mówiąc ich beztroska nie trwała długo, ponieważ niespodziewanie pojawił się Wymordowany. Zaskoczył ich i zaatakował. Na szczęście dla Viv, Yoshito był akurat na górze i to na nim spoczęły kły bestii. Anioł jęknął, czy to z przyjemności obcowania z doskonałym ciałem Vivith, czy przez świadomość, że jego życie się kończy.
Anielica pisnęła przerażona. Krzyczała w kierunku Yoshito lecz ten już nie reagował. Jego ręce były wiotkie, a kły Wymordowanego wyłamały mu kark. Te wspaniałe białe pióra wraz ze śmiercią opadły niczym liście na jesień.
Vivith uciekła. Uciekła naga, posikana, przerażona, w płaczu. Leciała jak najszybciej potrafi do Edenu. Dla niej życie się skończyło. Postać Wymordowanego na zawsze pozostanie w jej myślach. Choć o tym nie wiedziała, to już wtedy zawładnęła nią żądza zemsty.


***


- CO TY SOBIE, KURWA, MYŚLISZ?! - grzmiał ojciec. - CAŁKIEM CI SIĘ WE ŁBIE POPIERDOLIŁO?! NOCNE SPACERY?!
Vivith leżała na podłodze w kałuży łez. Chciała, by ojciec skazał ją na śmierć, by nie pozwolił jej dalej cierpieć. Ale to byłoby wyzwoleniem, nagrodą, a nie karą.
Chwycił ją za ciemnofioletowe włosy.
- Rodzina Yoshito cię zamorduje gołymi rękami. Nie przeżyjesz tutaj. Wiesz przecież jakie oni mają wpływy! Dziecko drogie, kurwa mać!
Matka wpadła do pokoju Viv. Ujrzała swoją córkę nagą, z pogniecionymi skrzydłami, we łzach i szlochach. Padła do niej i zakryła własnymi skrzydłami, szeptała do niej.
- Co się stało, kochanie?
- Yo-yo-yoshito nie żyje... - Symphonia popatrzyła na męża z przerażeniem. Ten w skrócie wyjaśnił co się stało.
- Musi zniknąć. Niestety. W Edenie nie dadzą jej spokoju. Wyjdzie na anielską kurwę, winną śmierci anioła. Takich czynów się nie przepuszcza - po raz pierwszy ojciec się zamartwił. Sięgnął do szafy i rzucił jej kremową sukienkę z ornamentacją na rękawach i zdobionym pasem. - Ubierz to, dziecko. Zaraz ruszasz do Desperacji. Uznają cię za zaginioną, a o Yoshito nikt się nie dowie. A nawet jeśli, to za stulecie... Symphonia głaskała ją po ciemnofioletowych, rozczochranych włosach. Całowała ją po policzkach.
- Miałaś w przyszłości stać się Dowódcą Zastępu...ale teraz zostaniesz Aniołem Stróżem. Będziesz opiekować się ziemią. Wybacz, tylko to teraz można zrobić - mówiła jej.
Vivith rozumiała. Wiedziała, co się stało i że to koniec jej normalnego życia. Niestety nikt jej nie zabije, żeby mogła zapomnieć o Yoshito. Z tą raną pozostanie do końca życia.


***


Niewątpliwie charakter Vivith Aersis Nevety zmienił się po tragedii Yoshito. Stała się ostrożniejsza, ale i bardziej nieprzewidywalna, tudzież niebezpieczna zważywszy na miejsce, gdzie przebywa. Desperacja przyprawiała ją o nienawiść, której nigdy wcześniej nie czuła. Za punkt honoru postawiła sobie pomoc innych i dorwanie mordercy jej ukochanego. Dla ludzi, darzących ją sympatią odwdzięcza się tym samym. Jest uprzejma, miła, lojalna, uczynna. Pomaga jeżeli może, dba o środowisko wodne. Musiała przywyknąć do Wymordowanych i ich miasta. Utrzymywała z nimi rozmaity kontakt, unikając raczej rozmów o swoim pochodzeniu. W uczuciach jest skryta i zachowawcza, nigdy nikogo nie wpuściła do serca po śmierci Yoshito. I choć wielu próbowało, wszyscy spotkali się z odmową.
Poznała nieco świata. Wie, że za śmierć ukochanego odpowiada jeden z DOGS-ów, a co za tym idzie - pała wobec nich nienawiścią i pogardą. Choć nie ma broni to marzy, że któregoś dnia wpadnie do ich kwatery i wszystkich ich tam wyrżnie. Albo zaleje ich potężnym tsunami...
Fakt, trochę zrobiła się niebezpieczna...


***


Waży 45 kg i mierzy 170 cm wzrostu. Wygląda jak świeżo upieczona osiemnastolatka, no, maksymalnie dwudziestolatka z dobrego domu. Jak już zostało wspomniane - jest szczupła i zgrabna. W sumie to typowe dla doskonałych stworzeń. Nosi tę samą suknię, którą rzucił na nią ojciec w noc ucieczki - barwa kremowa i złote ornamenty na rękawach. Suknia jest wycięta od boku i na plecach, a utrzymywana jest przez podwójnie związaną kokardkę. Zasłania cudowne piersi anielicy, brzuch i nogi. Jest utkana z nieziemskiego materiału, który nigdy się nie brudzi, więc nie wymagana jest zmiana odzieży. Ciemnofioletowe włosy sięgają poniżej pośladków i są niebywale gęste. Kiedy ma sposobność i możliwość to je czesze. Ma też grzywkę, żeby włosy nie wchodziły jej do oczu. A one same są piękne. Trzeba być ignorantem, żeby nie stwierdzić, że te duże, wyblakłofiołkowe oczy nie są czarujące.
Na wąskich biodrach wisi pas wykonany z tego samego kruszcu co innego ornamenty - złota. Po bokach zwisają łańcuszki.
Skrzydła to najcenniejsza rzecz u Vivith. Dba o nie i chroni. Nie nadwyręża ich. Są w niesamowitym kolorze czerni (nie wiadomo co jest do końca powodem innej barwy skrzydeł niż u typowego anioła), czym zawsze się wyróżniała. Mają rozpiętość czterech metrów, może je jednak złożyć blisko ciała. Wtedy nawet praktycznie ich nie widać. Vivith potrafi skrzydła dematerializować.


***

S|Ł|A|B|O|Ś|C|I




Jest niemal chorobliwie lojalna. Kiedy już raz komuś pomoże to bardzo łatwo można zacząć ją wykorzystywać do brudnej roboty. Oczywiście ma to swoje granice, ale często chwila minie jak Vivith w końcu odmówi. Taka natura anioła - pomocna dłoń i te sprawy...

Uważa, że jeżeli się ponownie zakocha to wspomnienia Yoshito zostaną zapomniane. Dlatego obawia się ponownej miłości, a w zasadzie nawet cielesności.

Ma kompleks tej-która-zawiniła. Wystarczy wspomnieć choć jedną jej porażkę, a dziewczyna popada w marazm i bardzo się dołuje. Może to jednak skutkować podwyższoną

agresją, jeżeli słowa padają z ust Wymordowanego. Jeżeli ktoś porusza sprawę Yoshito niemal od razu skutkuje po powodzią lub ostrym, łamiącym żebra biczem wodnym.

Androidy wywołują u niej lęk, ponieważ nie ukazują emocji i Viv nie może ich zrozumieć. Dlatego stara się ich unikać.


***


| Informacyje dodatkowe: |



Jest ciekawa Świata-3.
Jednym z marzeń jest odkupienie win i powrót  do Edenu.
A jeżeli w/w się nie uda, to chciałaby poznać jakiegoś człowieka.
Nie chce się zakochać. Nigdy przenigdy.



***
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.05.14 22:25  •  And they never saw her again Empty Re: And they never saw her again
W sumie wciąż trudno mi uwierzyć, że anioły tak by zareagowały, ale okeeej. Akcept.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down


 
Nie możesz odpowiadać w tematach