Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Pisanie 16.03.19 0:10  •  Równina Empty Równina
Równina FZL6d7H
Ogromny, płaski teren na wyżynie. Gdzie okiem nie sięgnąć tam piach i suche zarośla, daleko w tle w jedną stronę widać góry, podążając w drugą po dłuższym czasie dotrze się do oceanu. Miejsce wydaje się być pozbawione życia, choć istnieją formy zwierzęce, które upodobały sobie ten rejon. Wśród traw często przemykają gryzonie i węże, z rzadka natknąć się można na większe ssaki. W pobliżu płynącego strumienia gromadzi się ich najwięcej.


Wybrała się tym razem z karawaną na wycieczkę. Rozklekotany wóz toczył się powoli, ciągnięty przez dwa woły, którym nigdzie się nie spieszyło. Siedziała na pojeździe, dość radośnie machając kopytami i unosząc głowę w kierunku nieba. Poprawiła płaszcz, opatulając się nim szczelniej, błoniaste skrzydła pod materiałem dodatkowo otulały jej sylwetkę w ciasnym kokonie. Trochę wiało, ale na szczęście było sucho. Opaska na oczach utrudniała dokładniejszą obserwację otoczenia, dlatego zadanie to pozostawiała woźnicy oraz dwójce konnych znajdujących się po bokach, parę metrów za wozem. Razem w czwórkę wieźli swoje wyroby oraz płody rolne, szukając chętnych na wymianę handlową oraz mając nadzieję, że nikomu nie wpadnie do głowy głupi pomysł obrabowania ich. Trójka potrafiła całkiem nieźle walczyć, zaś prowadzący pojazd poganiacz wołów dobrze radził sobie z kryciem się gdzie popadnie.
Rogata postać opuściła głowę. Palce wychynęły spod płaszcza, przesuwając się delikatnie po dwóch specyficznych ostrzach. Oby nie musiały kosztować krwi, ani przez resztkę dnia, ani też samym wieczorem, ani tym bardziej w nocy. Zabrała je, bo byli łakomym, bogatym kąskiem dla niecnych złoczyńców, a ona nie zamierzała dać się obrabować byle komu. Zarządziła skręt w pobliże strumienia, gdzie mieli dalej podążać lekko wydeptaną ścieżką. Sama oparła się wygodniej o brzeg wozu i przysnęła. Dzień nie był jej sprzymierzeńcem. Wciąż przyzwyczajała oczy do blasku Słońca, ale to Księżyc był jej prawdziwym opiekunem i to w jej panowanie się oddawała. Musiała jednak zmieniać czasem tryb życia i tak się to kończyło. Opaską, przysypianiem co jakiś czas, traceniem czujności na krótkie minuty. Jeszcze tylko parę dni i przestawi się do normalnego, dziennego funkcjonowania, choć oczy wciąż nie będą zadowolone z konieczności oglądania znacznie ostrzejszego oświetlenia. Czemu to ją wybrano na Jutrzenkę, skoro dbać o swoich mogła tak naprawdę tylko nocą, kiedy większość sióstr i braci było jednak stworzeniami dnia? Nie kwestionowała wyboru. Musieli dostrzec w niej coś specjalnego, skoro powierzyli tak ważną misję jak udanie się w inny zakątek świata. I jak na razie wszystko szło pomyślnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.19 10:24  •  Równina Empty Re: Równina
Ciekawym zbiegem okoliczności okazało się to, że ta równina aktualnie mieściła nie jeden mobilny punkt handlowy, a dwa. Wspięcie się na ten teren nie było aż takie trudne jak uważał, a bliskość strumienia była mu potrzebna biorąc pod uwagę fakt, jak sucho było w pobliżu. Czuł praktycznie jak wysycha przy powiewach wiatru, więc wolał mieć zapas wody "pod ręką", jakby to ująć. Siatka przewieszona przez lewy bark i trzymana lewą łapą dyndała przy każdym kroku, podrzucając całkiem spory, rybi połów wszelakich okazów słonowodnych ryb, niektórych specyficznie zmutowanych. Tak, między innymi miał płaszczkę ze szczypcem kraba w miejscu jej kolca jadowego. Trujące szczypce, auć.
Niemniej jednak, również wolał mieć narzędzie obronne w razie potencjalnego napadu. W końcu takie źródło pożywienia łażące sobie same po Desperacji? Nic, tylko brać. O ile oczywiście ktoś nie był wystarczająco zastraszony jego wyglądem, lekko podrdzewiała kotwica wielkości rosłego mężczyzny była trzymana przez prawą łapę i oparta o bark, gotowa do bycia narzędziem obronnym, w razie potrzeby.
Zdarzyło się akurat tak, że Amep szedł z przeciwnego kierunku do którego szła karawana. Ryba początkowo nie zwracała uwagi na to, co przed nią, bardziej skupiona na fakcie tego, by przypadkiem nie zgnieść jednego z małych zwierzątek jakie plątały się po równinie przy strumieniu. Wolał nie zabijać niczego bez powodu, stąd poświęcił swoją uwagę okolicom swoich stóp, łap... Tego co ma na dole. No, przynajmniej do momentu, gdy był już kilkadziesiąt metrów od nich, i zaczął słyszeć (i czuć) toczący się wóz, ciągnięty przez zaprzęg wołów. Uniósł spojrzenie i ściągnął brwi, przyglądając się z ciekawości zjawisku jakie widział. Widział tu sporo rzeczy, głównie zwierzęta albo pojedyncze osoby, lub grupki takowych.
Ale nie widział dotąd karawany ciągniętej przez woły z konną obstawą. Interesujące.
Ryba postanowiła przyśpieszyć zmniejszenie dystansu między nimi, sama idąc na kurs kolizyjny z karawaną. No, do momentu aż pozostało między nimi około 20 metrów, wtedy już przestał. Nie chciał być staranowany, nie?
- Jesteście całkiem ciekawym zjawiskiem. Czy mogę spytać co tu robicie? - Wypowiedział raczej dość donośnie, ale nie pozował żadnego zagrożenia. Nie licząc faktu że był sam prawie wielkości tej karawany, oczywiście. Był ciekaw, i chciał potencjalnie jak najbardziej pokojowo zaspokoić swoją ciekawość. O ile oczywiście karawana nie postanowi go ominąć bez słowa. Byłoby to nieuprzejmie, ale desperacja to desperacja, pewnie stałoby się i tak.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.03.19 11:41  •  Równina Empty Re: Równina
Kołyśnięcie w jedną stronę, potem drugie w drugą. Wóz podskoczył lekko, kiedy koło natrafiło na większy kamień i ześliznęło się z niego gdy woły prąc naprzód pociągnęły cały ten majdan w przód. Konna obstawa zaczęła między sobą cichą rozmowę dla zabicia czasu, ale Ying Yue ich nie słuchała, zajmując się lekkim kimaniem z tyłu. Nie przywykła do podsłuchiwania innych, choć ta dwójka nie rzucała właśnie na prawo i lewo jakimiś sekretami. Nim się wyłączyła przez płytką drzemkę dosłyszała tylko coś o polowaniu. Właściwie mogłaby zarządzić jakieś grupowe łapanie saren, dzików czy co tam spotkają w lesie. Problem w tym, że nie mogli mordować co popadnie na terenach swoich osobliwych, skrzydlatych sąsiadów. Może wypadałoby ich zapytać o zgodę? Niby pojedynczy myśliwi zapuszczali się na zielone łąki, przetrząsali krzaki i podchodzili prawie do obrzeża Rajskiego Miasta, ale ich łowy kończyły się jedną czy dwiema zwierzęcymi ofiarami, nierzadko też sprowadzanymi żywcem do ich siedziby. Lepiej było się upewnić czy właśnie nie pojmali jakiegoś oswojonego, który utknął w swojej formie i nie mógł się o własnych siłach z niej wydostać. Zjadanie swoich wcale nie było takie fajne, choć bogowie wcale tego nie zakazywali. Dopóki świat nie zostanie odbudowany, musieli przetrwać. Kości i duchy nie pomogą planecie się odrodzić.
Wybudził ją charakterystyczny sygnał dany przez jednego z towarzyszy. Krótkie gwizdnięcia oznaczały kogoś w zasięgu pola widzenia. Nie nastąpiło powiadomienie o zagrożeniu ani też znak, że nieznanych istot jest więcej. Jeden samotny wędrowiec na tym płaskim skrawku ziemi niczyjej. A może jednak czyjejś? Mógł być właścicielem, samozwańczym lub też całkiem legalnym i właśnie szedł przegonić ich ze swojego terytorium. Albo może po prostu jak oni udawał się gdzieś z jakąś swoją sprawą. Rogata odwróciła się częściowo przodem do kierunku jazdy, starając się wyłapać zapach nieznajomego. Zaleciało jej odrobinę morzem, ale mogła to równie dobrze zrzucić na fakt, że właśnie w kierunku wielkiego zbiornika słonej wody się udawali. Następny dotarł do niej głos. Opaska nie pozwalała na dokładne określenie wyglądu stworzenia, ale było rozumne. I spore, sądząc po zamazanych zarysach. Karawana zatrzymała się, a Jutrzenka zeskoczyła na ziemię. Stuknęło, kiedy jedno z kopyt natrafiło na twardy kamień. Podeszła spokojnie do istoty, dłonią wiodąc najpierw wzdłuż drewnianego wozu, a potem po boku jednego z wołów, który zaczął skubać suchą trawę.
- Poszukujemy kupców chętnych do wymiany, szanowny panie - odezwała się w odpowiedzi, zatrzymując około dwunastu metrów od ryboczłeka. Zadarła głowę do góry, gdzie majaczyła górna końcówka sylwetki wędrowca. Na Matkę, ale on był ogromny! Czuła się prawie jak przy posągach w świątyni - marna i mała. Lepiej byłoby go nie zdenerwować, musiał mieć mnóstwo siły. Lub ciężaru. Prążkowany ogon zamiótł po piasku, kiedy naszła ją wizja wielkiego kształtu obracającego ich wszystkich w proch. - Sprzedajemy wszystko to, co dzięki łasce Wszechmatki urodzi nam Ziemia: warzywa i owoce, przyprawy, zioła, produkty pozyskane z hodowanych zwierząt, naczynia z gliny, ozdobne kamienie i szkło stworzone dzięki staremu wulkanowi. Przerabiamy znaleziony złom na rzeczy użyteczne, tkamy ubrania oraz materiały, pozyskujemy barwniki. Jeśli czegoś nie mamy, z chęcią to zdobędziemy - rozwinęła dość obszernie. Co robili? Handlowali. Czym? Wszystkim.
Niektórzy to by nawet własnych rodziców sprzedali.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.19 21:36  •  Równina Empty Re: Równina
Nim uzyskał odpowiedź, taskował spojrzeniem cała karawanę, razem z obstawą. Zdecydowanie woły były najbardziej interesującym zjawiskiem jakie widział w tej okolicy od conajmniej miesięcy. Tak, Amep był podekscytowany widokiem krowo-podobnych zwierząt. Nie brońcie mu, chyba może, prawda?
Niemniej, długo nie trwało nim w jego stronę został wysłany (lub sam się wysłał) negocjator, tudzież zwyczajnie rozmówca. Zdecydowanie na tyle niezwykła co sama karawana, wyglądała trochę jak on, tylko będąca mieszanką zwierząt lądowych a nie morskich. Miło wiedzieć że nie tylko on wygląda jak źle złożony obrazek z puzzli z kilku pudełek.
Kupców? Kolejne niespodzianki jakich się nie spodziewał. Więc miał do czynienia z obnośnymi handlarzami? Tutaj?
- Nie chcę zabrzmieć gburowato, ale szukacie kupców... Tutaj? Na tym pustkowiu? Tylko zbiegiem okoliczności skrzyżowałem z wami drogę. - Zauważył, rozglądając się jeszcze dla pewności na boki czy przypadkiem nie przegapił jakiegoś nomadowskiego obozu pełnego kupców. Nope, pusta równina jak okiem sięgnąć. Może jechali do innego punktu? Niemniej, to nie zmienia faktu że mieli dziwną trasę, jak na poszukujących kupców chętnych na handel wymienny. Wysłuchał jej kolejnych wyjaśnień. Zainteresowały go słowa o ziołach i przyprawach. Tak, to... Może być interesujące zatem. Również naczynia, może coś na miarę by mu uszyli? Byłoby miło mieć dla odmiany normalny strój. No, jako tako normalny.
- Interesujące, ale brzmi zbyt dobrze. O czymś muszę nie wiedzieć, brzmicie zbyt dobrze jak na małą grupkę kupców. - Przez chwilę wydawało się że mielił jakieś słowa w ustach, chcąc powiedzieć a zarazem nie chcąc, ale ostatecznie postanowił najpierw zadziałać. Stąd też, zsuną z barku sieć i postawił ją między sobą a rozmówczynią, luzując więzy z lekka by mogła zajrzeć.
- Tak się składa jednak że również jestem chętny do handlu wymiennego, lecz jak widzisz, handluje głównie owocami morza i rybami. Jestem Theodore Olivier Cordio, lecz dla ułatwienia możesz mi mówić Amep. Czy widzisz coś co by cię zainteresowało? Podejdź, bez obaw. - By pokazać że nie stanowi zagrożenia, wbił kotwicę w ziemię obok siebie i splótł dłonie za plecami, wykrzywiając rybi pysk w pogodny uśmiech. - Ta kotwica to głównie narzędzie intymidacji. Nie gryzę. Chętnie wymienię to czym będziesz zainteresowana na przyprawy i zioła wszelakiego typu. Wszystko jest zasolone i odkażone, wymaga tylko przygotowania w preferowany sposób. - Postanowił wyprzedzić potencjalne pytania odpowiedziami na "faq" jego osoby i jego towarów. Kto wie, być może to początek dobrej współpracy? Najemnicy wystawili jego i jego połów w pole ostatnim razem, tutaj przynajmniej jego rozmówcy wyglądali jak faktyczni handlarze. No i woły. Kto by nie uwierzył karawanie ciągniętej przez takie ładne krówki?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.06.19 13:37  •  Równina Empty Re: Równina
Woły też mogli sprzedać, choć raczej nie tę parę, która obecnie im towarzyszyła. Konie gorzej sprawdzały się w roli zwierząt ciągnących ich kolorowy dobytek, chociaż poruszały się mniej mozolnie. Większość dóbr mieli i tak w ich siedzibie, ze sobą nosząc przeróżne próbki, które mogłyby zachęcić potencjalnych nabywców do odwiedzenia gór i wymiany większej ilości przedmiotów.
- Badamy też tereny i zbieramy co ciekawsze rzeczy. Nad oceanem rzucilibyśmy pewnie sieci i przytargali ze sobą nowe zdobycze. Zyskujemy nawet jeśli nikogo nie spotkamy - uśmiechnęła się kocio, zadzierając lekko ogon. Nikt nie groził im atakiem, jeśli nikogo tu nie było. A jeśli kogoś napotkają, to w pierwszej kolejności spróbują handlu. Ryzykowali co najwyżej stratę paru dni, które mogliby wykorzystać na udanie się w miejsca na mapach zapełnione kolorami lub pracę na ich ziemiach. Przed zwierzętami i roślinami wiedzieli jak się bronić, a pokonanie ich również wiązało się z zyskiem. Czym był czas w obliczu wieczności?
Przechyliła rogatą łepetynę. Zawsze węszyli podstęp, jakby w zamian Bractwo wymagało oddania duszy, nerki i tego co zastaną w domu po powrocie. Mieszkańcy tego regionu byli naprawdę fascynujący i nieufni. Aż przydałoby się ich wszystkich zbadać, bo może istniał sposób na uspokojenie ich wątpliwości wobec wszystkiego co nowe. Takie doszukiwanie się drobnych druczków wyjaśniających niedostrzegalną gwiazdkę w umowie mogło zaszkodzić interesom. Tak. Trzeba to zbadać. Ale później.
- Pachnie tak cudownie, Theodore - zamruczała, wciągając zapach soli, który roztoczył się po okolicy. Zsunęła opaskę z oczu, od razu je mrużąc. Tryb życia nocą jeszcze nie do końca ustąpił dziennemu, drażniąc źrenice jasnością. Ogromna sylwetka przestała być teraz jedynie kształtem, a nabrała kolorów i prawdziwej postaci. Teraz, nawet jeśli lekko rozmazany, był jeszcze bardziej fascynująco-przerażający. I był rybowaty. Choć ślinka napływała raczej na zawartość sieci, a nie na żywego osobnika. Rzuciła za siebie krótkie polecenie po chińsku i przysunęła się ostrożnie do Amepa. Mimo zapewnień o niegryzieniu, wolała się nie narażać. - Mnie zwą Ying Yue - przedstawiła się.
Przykucnęła przed siatką, zaglądając do wnętrza. Były świeże i zdecydowanie pochodziły ze słonej wody. Kilka gatunków kojarzyła nawet z ich rodzimych stron. Jadąca konno obstawa zsiadła z wierzchowców i złapała kilka małych woreczków. Obaj zbliżyli się do ryboczłeka i pokazali mu zawartość. Jutrzenka podniosła się i stanęła obok nich.
- Bazylia, cynamon, czosnek, papryka, tymianek, kminek, pieprz. Mm, wybuchowa mieszanka zapachów. Dla łatwości transportu wszelkie zioła oraz przyprawy przewozimy suszone, jednak na naszym rynku i przy zamówieniach indywidualnych mamy też świeże okazy. Na wozie z tych niesproszkowanych znajdzie się też pewnie kilka korzeni imbiru, anyż i goździki, czosnek i cebula. Szukasz może konkretów, Amepie? Zdaje się, że wzięliśmy też kilka innych ziół, ale ilość rąk mamy ograniczoną.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Równina Empty Re: Równina
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down


 
Nie możesz odpowiadać w tematach