Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Karty Postaci


Go down

Pisanie 07.02.14 19:08  •  Theory of decay. Empty Theory of decay.


Prawdę powiedziawszy, kiedy jeszcze żyłem, miałem w papierach coś takiego, jak „Lyov Dimitriy Gavriilicz Yakov”. Prawdopodobnie teraz, w jakichś tam pośmiertnych dokumentach trzyma się to mnie dalej, acz w swojej branży i najbliższym otoczeniu…

…jestem bardziej znany jako Loki bądź Boski Prześmiewca, co w języki angielskim brzmi „Divine Mocker”, a co większość – jak już tego używa – i tak namiętnie skraca do Div. Nie to, żeby mi to szczególnie przeszkadzało, samemu nie chciałoby mi się wymawiać dwuczłonowego pseudonimu, który tak czy siak brzmi kiczowato. Ten pierwszy natomiast nie ma nic wspólnego z lokami w sensie, że z fryzurą, ułożeniem włosów, czy coś. Pochodzi od imienia nordyckiego boga kłamstw, co – niby złośliwie – podkreślić ma moją skłonność do oszustw i przekrętów nie tylko w hazardzie (gówno prawda, gram fair!) ale i w życiu (…nie-żyję też fair).

Moja płeć, mimo faktu posiadania dłuższych włosów niż facet teoretycznie „powinien”, raczej nie wzbudza większych podejrzeń jak w wypadku tajwańskich dziewcząt… czy raczej chłopców. Tak czy siak cycków nie mam, twarz ma ostre, męskie rysy a przyjaciel w spodniach (nie)grzecznie siedzi, toteż śmiało mogę nazwać się mężczyzną.

I choć powinienem gnić od dobrych kilkunastu lat, dane było mi powstać z martwych i rozpocząć to całe życie po życiu z pyskiem i ciałem godnymi dwudziestoczterolatka.


Jak to się teraz w panujących realiach nazywa? Wymordowany? Całkiem wdzięczna nazwa, jakbym zginął w jakiś zajebisty sposób z rąk seryjnego zabójcy. Tak czy siak nawet to ma jakiś tam swój chory podział na podkategorie, w których załapuję się bodajże do Opętanych. A tak na marginesie, serio to jest to, co obiecywał nam Staruszek? To pieprzone życie wieczne? Jeśli tak, to ja chcę chyba zgłosić reklamację i trafić do Piekła, już raczej tam jest mniejszy burdel i lepsza zabawa.

A tak nawiązując do burdelu i jego dosłownej definicji, gustuję nie tylko w kobiecych kształtach. Właściwie to mimo rzekomej biseksualności, do tej płci brzydszej i gorszej, której sam jestem przedstawicielem, ciągnie mnie nieco bardziej. Co za szkoda.

Moja praca nie sprzyja jednak miłosnym podbojom, choć z domu towarzyskiego nie powinienem zostać wyrzucony. Mimo wszystko, kto chciałby związać się z kimś, kto należąc do ugrupowania o nazwie Drug-on spełnia zlecenia tych, którzy płacą więcej i nigdy nie wiadomo, czy to przypadkiem nie na Ciebie dostanie robotę a za konkretną sumkę nie zawaha się Cię sprzątnąć? Ano właśnie, drogi chłopiec na posyłki lub raczej płatny złodziej, hacker, szpieg i morderca, jednym słowem – Wiwern. Strzelam, że nie jest to osoba, która wzbudza zaufanie. Dorzućmy do tego jeszcze zamiłowanie do hazardu

No ale nie samą miłością człowiek żyje. …Wymordowany samą miłością też nie nie-żyje. (W takich zdaniach zdaję sobie sprawę, jaki mój nie-żywot jest pogmatwany). Tak czy siak grunt, że mam gdzie to swoje nie-życie nie-przeżywać. A mianowicie dzielę norę ze swoim partnerem od brudnej roboty w Desperacji. Lepsze to niż spanie pod gołym niebem podczas burzy czy mroźnych zim, choć nie powiem, że nasz sufit czy ściany to jakiś szał. Ogólnie dupy nie urywa.

Coś, co jest równie mało widowiskowe co moje pseudo-mieszkanie? Moje moce, które zyskałem dzięki skrzyżowaniu z pieprzonym gadem. Są to faktycznie drobne szczegóły w moim wyglądzie i choć nie robią ze mnie niepokonanej maszyny do zabijania, bo nie miotam ogniem, nie wywołuję huraganów, tsunami czy też ostre przedmioty nie słuchają się mnie i nie poszatkują znielubionego osobnika na sałatkę, to wciąż są całkiem przydatne.
Mówię na przykład o pionowych źrenicach w których znajdują się receptory wrażliwe na podczerwień, co też przydaje mi się, gdy jest ciemno jak w dupie, trudno się wtenczas przede mną ukryć.
Kolejnym z wężowych cech, które przejąłem, są łuski na przedramionach, zachodzące na wierzch smukłych dłoni i kostki. Są naprawdę twarde, choć nie uchronią mnie przed orężem. Na pewno jednak na nich odniosę mniejsze obrażenia niż na nagiej skórze. No i cios z pięści zdecydowanie osiąga większą skuteczność, robiąc z twarzy przeciwnika przyjemną dla oka psychopaty miazgę.
Warto też wspomnieć o niepozornych, lecz najbardziej efektywnych kłach jadowych, dzięki którym toksyna w nich zawarta powoli odbiera życie, działając na tkanki jak kwas. Przeżera naczynia krwionośne powodując krwotoki wewnętrzne, przez co wkrótce krew musi się jakoś wydostać. Wybiera wtenczas każdy możliwy otwór (moimi ulubionymi są chyba oczy, krwawe łzy wyglądają całkiem uroczo), więc nie dość, że boli, to ofiara jeszcze się wykrwawia. I nie potrzebuję do tego Twojego ciała, wystarczy, że przyjmiesz ode mnie chociażby kufel piwa, do którego mogłem wpuścić toksynę. Więc jeżeli Cię nie lubię i masz ze mną na pieńku, radzę nie ufać temu, co ode mnie otrzymujesz.



Skoro już tak zacząłem mówić o tych gadzich elementach mojego wyglądu, może już opowiem o swojej specyficznej brzydocie tak dokładniej? Raczej powinienem, w końcu i to jest tu wymagane.
Opisując bardziej szczegółowo węża we mnie, łuski, które pokrywają moją mleczną skórę (jakbym był jakąś pieprzoną arystokratyczną dziewicą, która wszędzie chodzi z parasolką, coby nie dotknęły ją przerażające promienie słoneczne, cholera) są jasnoniebieskiej barwy, blade, wręcz wyblakłe. Przechodzą za to zgrabnie – w obu wypadkach – w tatuaże na ramionach, będąc tym samym częścią rękawów. Właściwie owe barwne ozdoby składające się przede wszystkim z róż, kart, szachownic, łańcuchów i kolczastego ogrodzenia, co rzecz jasna symbolizuje moje zamiłowanie (bo uzależnienie to takie brzydkie słowo) do hazardu, jeszcze za życia pokrywały całe ręce, teraz, niestety lub stety, połowa z nich została zasłonięta łuskami. Nie są to jednak jedyne tatuaże na moim ciele. Wzdłuż prawego boku ciągnie się napis „Even Hell can get comfy once you’ve settled in.”, zakończony niewielkim, czarnym, odwróconym krzyżem. Szkoda tylko, że faktycznie nie wylądowałem w tej pieprzonej Otchłani a z powrotem na Ziemi, która warta jest tylko splunięcia.
Na podbrzuszu zaś, po lewej stronie, tuż nad linią bielizny wdzięczne hasło „Suck my…”, pozostawiając pewne domysły, cóż za słówko mogło ukryć się w kropkach. Może lollipop?
A skoro jesteśmy już w okolicach moich wąskich bioder, ku uciesze fetyszystów ścieżek miłości dodam, że i ja taką posiadam. Ale lepiej opuśćmy te części, bo zjedziemy jeszcze niżej i niepotrzebnie pozostaniemy tam na dłużej, gdy tak publicznie to nie wypada (aczkolwiek dorzucę jeszcze nieskromnie, iż mój tyłek jest płaski i całkiem zgrabny, a w moim przypadku kość ogonowa się przydała, gdyż po tych wszystkich mutacjach, abrakadabra i innych dziwnych zjawiskach czasem pojawia się w tamtym miejscu czarny, lwi ogon).
Z innych zwierzęcych dziwactw, które to się do mnie przyczepiły a które znikają wraz z moim kaprysem są dość sporych rozmiarów, ciemnobrązowe, niemalże czarne koźle rogi, na których punkcie jestem przewrażliwiony i jeśli pozwalam Ci ich dotknąć, to chyba muszę Cię wręcz kochać. Widzicie? Zdecydowanie do Piekła nadawałbym się bardziej.
Wyłaniają się one z równie bladoniebieskich co łuski, włosów. Kosmyki sięgają długością obojczyków, przerzucone są zaś na prawą stronę, gdy lewy z boków jest wygolony niemal do zera. Zdarza mi się często, dla wygody, związywać je w niechlujnego koka, acz jest to raczej domowa fryzura i mało kto kiedykolwiek mnie tak widział. I dobrze, powszechnie uznawane jest to za pedalskie i nie daj Boże nadszarpnie to moją reputację skurwiela.
Pociągła gęba odznacza się przede wszystkim mocno zarysowaną szczęką i kośćmi jarzmowymi, co skutecznie kontrastuje z mleczną karnacją, która dodaje mi przeklętej delikatności (jak w takim warunkach być badassem?!). Na szczęście ostre rysy twarzy równoważą tę arystokratyczno-dziewiczą cerę. Oczy zaś, typowo gadzie, są barwy bladozielonej, zakrapiane równie bladym złotem z ciemną obwódką i czarną jak otchłań, pionową źrenicą. Mimo, że tak wymyślne, trudno z nich jednak cokolwiek wyczytać. Jestem mistrzem kłamstw i tak, jak ich kolory są wyblakłe, tak uczucia w nich schowane równie beznamiętne. Istnieją jednak istoty, które nawet w nich potrafią odnaleźć to, co leży mi na sercu. Należą do nich bardzo nieliczne jednostki.
Jeśli mam się bardzo rozdrabniać na szczegóły, to usta także nie są zbyt nasycone jakimkolwiek kolorem, są wąskie, za nimi natomiast kryje się garnitur białych zębów z widocznymi kłami jadowymi oraz typowo wężowy jęzor, którym upierdliwie syczę, wysuwam go i wsuwam, gdy jestem rozdrażniony czy zirytowany, a sytuacja nie wymaga ode mnie tuszowania emocji. Ozdobiony jest on dwoma kolczykami – kółeczkami, przy prawej krawędzi.
Inny piercing, którym mogę się pochwalić, to półtoracentymetrowe tunele i przebite sutki. Jednym się to podoba, drugim nie, ja to całkiem lubię i nie mam zamiaru z tego rezygnować. Tym bardziej, że uwielbiam, gdy ktoś tymi drugimi się bawi, ale to tak w tajemnicy, nie powinienem zdradzać miejsc szczególnie wrażliwych, jeszcze ktoś to bezczelnie wykorzysta (jakbym miał coś przeciwko, haha…).
Natomiast jeśli chodzi o aspekty, które mnie teoretycznie oszpecają, a które nie zależały już ode mnie, to na pewno są nimi liczne blizny na plecach. Mniejsze lub większe, głębsze lub płytsze – do wyboru do koloru. Je również podpisałem tatuażem. Jest to jedyny komentarz, jaki można ode mnie usłyszeć na temat ich pochodzenia, a mianowicie:
„It has been a beautiful fight.
Still is.”
Epitety, którymi mogę określić swoją sylwetkę to „wysportowana” i „szczupła”. Lubię pojeść, to prawda, ale nie zawsze jest co. Niestraszny mi też wysiłek fizyczny a o kondycję regularnie dbam, dlatego i dobrze wyrzeźbionym ciałem mogę się pochwalić. Do tego mam także długie nogi, które opanowałem już na tyle, że sprzyjają szybkiemu bieganiu nie plącząc się i nie sprawiając, że szoruję mordą o beton. Natomiast coś, co szczególnie w sobie lubię? Zgrabne dłonie o długich palcach, uwydatnione jabłko Adama i wystające kosteczki. Nadgarstków, kręgosłupa, barków, bioder czy obojczyków, co sprawia, że wydaję się jeszcze szczuplejszy niż jestem w rzeczywistości.
Podsumowując, tako to ze mnie umarlak o dość specyficznej urodzie, która niektórym przypadnie do gustu a niektórych odstraszy. Nie wiem, która reakcja łechta mi ego bardziej.
Tobie się nie spodobałem?
Owww, what a pity!


Jak już mowa o ego, jest to zdecydowanie moja słabość. Nienawidzę, gdy najeżdża mi się na moją samoocenę, ambicję, na moją dumę i fundamenty całego charakteru. I nie mam tu na myśli zwrotów „jesteś gruby, głupi i brzydki!”. Mimo wszystko bardzo łatwo wpadam w furię, zirytowanie mnie jest banalnie proste, podobnie do wytrącenia z równowagi. Chyba, że jestem w trakcie mojej gry aktorskiej, wtedy każda moja emocja jest pod kontrolą więc i wściekłość łatwiej mi się tłumi.
Do tego panicznie boję się dużych zbiorników wodnych i od pływania trzymam się z daleka. Jest to bezpośrednio powiązane ze sposobem, w jaki zginąłem, dlatego nie przepadam za tym żywiołem, jeśli jest w takiej ilości, że nie potrafię już nad nim zapanować.


Dodatkowo mam okropną tendencję do… Naciągania prawdy i nie mówienia jej do końca. Jaki z tego wniosek? Zdecydowanie nie jestem godny zaufania. W moim wypadku bardzo trudno odróżnić czy w danej chwili kłamię, czy mówię zupełnie szczerze. Nie powinno się wierzyć w nic, co wydobywa się z moich ust, bo nie ma się pewności, czy tym razem nie zmyślam, czy aby na pewno jestem uczciwy. Tak na dobrą sprawę nie udowodnicie mi, że wszystko, co znajduje się w tej karcie faktycznie jest trafnym opisem mojej osoby. Może przekoloryzowałem, być może napisałem coś tylko po to, by podbudować swoją reputację, stworzyć pewny image mnie. A może to teraz kręcę, by jeszcze bardziej namącić? Cholera wie. Przecież nie bez powodu zostałem ochrzczony mianem „Loki”.
Tak czy siak ta natura oszusta przejawia się u mnie nie tylko w nie-życiu codziennym, ale także w hazardzie. Ba, chyba przede wszystkim tam, bo już nie pamiętam, kiedy ja ostatnio przegrałem albo kiedy ostatnio złapano mnie na kantowaniu. I dobrze, bo jestem wstrętnym materialistycznym egoistą, który na dobrą sprawę dba tylko o swoją zgrabną dupę. Słowo „wierność” i „lojalność” odnosi się w moim wypadku w niewielkim stopniu do organizacji, do której należę. W znacznie większym – do mojego partnera od brudnej roboty. Być może dlatego, że nieraz uratowaliśmy sobie nawzajem tyłek i wspólnie dzielimy ekstremalne wspomnienia, wiele dni naszego nie-życia, marny los nie-człowieka i mieszkanie? W każdym razie trudno oczekiwać ode mnie przywiązania czy zaangażowania. Całe to nie-życie-po-życiu jest dla mnie właściwie nic niewarte, stąd ciężko mi zbliżyć się do kogoś tak „na poważniej” o silnym uczuciu pokroju miłości nie wspominając. To też przejawia się ogólnie naturą samotnika, choć umiem odnaleźć się w towarzystwie i nie widać po mnie tego, jak kurewsko mi czasem ciąży. Bardziej komfortowo czuję się w małym gronie osób, a jeszcze lepiej – w jego braku.
Wbrew pozorom dużo myślę. Wbrew pozorom często odczuwam zmęczenie i znużenie sytuacją, w jakiej się znalazłem. Mało kto jednak jest w stanie dostrzec na mojej twarzy pewien brak motywacji i zwyczajnej chęci. Jeśli nie obojętność, to bezczelność i pewność siebie widnieje na tym moim krzywym, bladym pysku.
Dobry ze mnie aktor. Jeśli mam z tego jakieś korzyści – potrafię naprawdę długo udawać, że kogoś lubię tylko po to, by później bezczelnie go wykorzystać, wydać, zabić, oszukać. Nie należę do osób przyjaznych i empatycznych, dlatego bym był dla kogoś miły muszę mieć albo jakiś zysk, albo naprawdę mocno tego kogoś darzyć sympatią, co jest skrajnym przypadkiem.
Bywają w moim nie-życiu chwile, w których mogę spokojnie nazwać się sadystą, a widok moich ofiar konających pod wpływem podanego im jadu często szalenie mnie kręci. Działa to jednak i w drugą stronę. Czasem lubię, kiedy to mnie boli i gdy czuję się uniżony wobec kogoś, potrafię czerpać z tego przyjemność. I tak jak to pierwsze jestem w stanie okazywać w kółko i na każdym po kolei, tak na drugie – niestety – trzeba sobie nieźle zasłużyć i zdobyć wręcz mój szacunek i uznanie, cobym zechciał faktycznie być swego rodzaju niewolnikiem.
Jaki jeszcze jestem? Ooo, zdecydowanie niecierpliwy i cholernie impulsywny, misja musi być naprawdę poważna, żebym podszedł do niej z takim profesjonalizmem, który pozwoli mi hamować agresję, pochopne działanie i rzucanie się pod wpływem emocji.
Jestem także okropnie łasy na pochwały, słodzenie, wazelinę i docenianie mojej osoby, choć z reguły tego nie okazuję. Bo moje ego to taki mały, uroczo obrzydliwy, tłuściutki potworek, który niemal wiecznie jest głodny (prawie jak ja) i którego często trzeba karmić, a stanie przed lustrem i mówienie do własnego odbicia „jesteś zajebisty, Yakov” przestało już niestety działać. Zrobił się jeszcze bardziej zachłanny i potrzebuje porządnych dawek żarcia pochodzenia innego, niż jego właściciel.
Bywam bezczelny i sarkastyczny. Bywam ignorantem i dupkiem. Bywam prawdziwym sobą i bywam zmęczony własnym towarzystwem. Zdarza się nawet, że bywam romantykiem dostrzegającym piękno w szczegółach, w drobiazgach. Ale skoro kłamię, czy powinno wierzyć mi się w takie ckliwe wyznania?
Śmiem stwierdzić, że jestem skrajnościami. Nie każde pozwalam jednak dostrzec, acz szaleje we mnie mnóstwo przeciwnych emocji, zdań i odczuć. Potrafię być różny, zależnie od sytuacji, od rodzaju relacji, od mojego zaufania, zwyczajnego kaprysu. Mało kto wytrzymuje ze mną na dłuższą metę. Jestem zbyt zgryźliwy, zbyt jadowity, zbyt humorzasty, zbyt egoistyczny, zbyt nieufny. Po prostu zbyt. A czasem chodzi o „tylko”. Jestem tylko martwym człowiekiem, tylko marionetką w rękach pozornie niezależnej organizacji. Tylko trudną do złożenia zabawką. Tylko desperatem, któremu odebrano wiarę w coś takiego jak dusza. Tylko pustą skorupą, maszyną do wykonywania poleceń.
A jednak i we mnie tli się ta chęć przetrwania. Chęć ujrzenia słońca raz jeszcze, spojrzenia w niebo po raz kolejny. Napicia się następnego piwa, spalenia setnego papierosa. Bo może to nie-życie-po-życiu nie jest takie złe? Może brakuje mi jedynie ostatniego puzzla?



x Chyba przede wszystkim umiejętność – wręcz wzorowa – posługiwania się bronią palną. Moje celne oko naprawdę rzadko kiedy mnie zawodzi, nawet w ciemnościach.
x Walka wręcz także jest moją mocną stroną, jeszcze za życia ćwiczyłem wschodnie sztuki walki.
x Posiadam wyczulone zmysły, zwłaszcza węch i wrażliwość na drgania, wyczuwam wibracje w powietrzu i ziemi jak typowy wąż, którego geny we mnie dominują, stąd łatwo wytropić mi przeciwnika.
x Zwiększona tężyzna fizyczna - jestem szybki, zwinny, potrafię naprawdę szybko uciekać skacząc po dachach i wykorzystując inne elementy terenu, w którym się znajduję. Nazywa się to podobno parkourem, lub po prostu francuską sztuką spierdalania.
x Całkiem niezła ze mnie złota rączka. Nawet nie tyle, że większość przedmiotów jestem w stanie naprawić to i motocykl z kradzionych części sam sobie złożę. Właściwie już złożyłem.
x Biokinezę opanowaną mam do tego stopnia, że jestem w stanie manipulować tym kiedy widnieje mój ogon i rogi oraz posiadam możliwość zmienienia się w niewielkiego, jasnoniebieskiego węża na krótki okres czasu.
x No i chyba kolejna taka ważna umiejętność, którą powinienem tu uwzględnić to to, że jestem dobry w łóżku. Istotne, nie?

x Mój śmiech można spokojnie określić mianem „rechotanie”. Jest po prostu dość specyficzny.
x Jestem uzależniony od papierosów, palę jak smok a w domu widnieje wiecznie przepełniona petami popielniczka.
x Jeśli chodzi o alkohol – mam bardzo silną głowę i właściwie prawie nigdy nie jestem pijany.
x Najbardziej czułe na pieszczoty mam sutki, kark, podbrzusze oraz linię wzdłuż kręgosłupa.
x Natomiast jestem fetyszystą dłoni, wystających kostek, których sam jestem posiadaczem (ach to samouwielbienie), uwydatnionych linii szczęk, muzyków, tatuaży, piercingu i zadziornych uśmiechów.
x Za życia trudziłem się profesją tatuażysty, te, które widnieją na moich ramionach są zaprojektowane przeze mnie.
x Nie lubię kawy.
x Jestem ciepłolubnym stworzeniem, dlatego podczas chłodniejszych dni najchętniej nie wychodziłbym spod koca. Bywam wtenczas także rozdrażniony.
x Wbrew pozorom nie cuchę padliną, mój zapach jest dość ostry, być może drażniący, ale nie nieprzyjemny. Zmieszany często z wsiąkniętym we mnie dymem nikotynowym.
x Lubię się czasem tak położyć na jakimś pustkowiu i pogapić w niebo. No ale kto nie lubi?



Ostatnio zmieniony przez Divine Mocker dnia 08.02.14 15:48, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.02.14 19:54  •  Theory of decay. Empty Re: Theory of decay.
Devie napisał:No ale nie samą miłością człowiek żyje. …Wymordowany samą miłością też nie nie-żyje. (W takich zdaniach zdaję sobie sprawę, jaki mój nie-żywot jest pogmatwany). Tak czy siak grunt, że mam gdzie to swoje nie-życie nie-przeżywać.
xD
Devie napisał:Najbardziej czułe na pieszczoty mam sutki, kark, podbrzusze oraz linię wzdłuż kręgosłupa.
Cute.

Karta postaci pod względem wizualnym daje po pysku. Dobrałeś też niezłe arty. Nigdy wcześniej się z nimi nie spotkałem *podaje drugi dzisiejszego dnia dwutonowy plus* Nie doszukałem się też żadnych błędów w tekście. I dobrze, że kolejny członek Drug-on. Trzeba zapełnić te pustki. c:
Theory of decay. Fkag
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down


 
Nie możesz odpowiadać w tematach