Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Karty Postaci


Go down

when your dragon
is too modern
godnośćDesmond Cromwell
pseudonimFrankenstein
płećWzorowany na mężczyźnie
wiekWizualnie jakieś 30 lat. Realnie 10.
zamieszkanieDesperacja / Smocza Góra
android
drug-on windykator
zbuntowany android
rękawica "kuro"

Uroczo nazywana "rękawiczką do pracy". Luźno oparta na technologi rękawic "STRIKE", zbudowana jednak z mocniejszego tworzywa i jako źródło zasilania wykorzystująca energię samego androida. Ze względów bezpieczeństwa Desmond może przeznaczyć wyłącznie ułamek swoich rezerw dla KURO i odpowiedni program odetnie zasilanie, gdy próg zostanie przekroczony.
Głównym zastosowaniem KURO jest robienie przykrości innym. Ostre pazury pozwalają werżnąć się w mniej solidne materiały, w tym skórę i cienkie płaty metali. Ważna jest tutaj jednak funkcja umożliwiająca rozgrzanie palców rękawicy do diabelnych temperatur. Te poprawiają zdolności penetracyjne w przypadku solidniejszych materiałów, a tkankom żywym robi to, co Twoja babcia indykowi każdego Święta Dziękczynienia. Z tą różnicą, że jak martwemu ptakowi to wszystko jedno, tak żywym biedakom pieczenie żywcem, nawet chwilowe, robi bolesną różnicę. Oczywistym jest, że konstruktor Kuro był wynalazcą mądrym i jego twór nie pozwoli, by wysoka temperatura pazurów wpływała niekorzystnie na użytkownika.
      
Maksymalny czas użytkowania funkcji rozgrzewania: 4 posty.
Czas odnowy: 6 postów.
sztylet "fango"
      
Czarny, zakrzywiony sztylet o modernistycznym designie i z wbudowaną funkcją wysokiej częstotliwości jest nieodzownym kompanem tutaj, na Desperacji, gdzie umiejętność odcinania kończyn (i nie tylko) jest integralnym i chyba najlepiej przemawiającym elementem zdolności dyplomatycznych jednostki. A bycie dobrym Windykatorem wiąże się z byciem dobrym dyplomatą.
Maksymalny czas używania technologii wysokiej częstotliwości: 3 posty.
Czas odnowy: 2 posty.
umiejętności
      
Walka w zwarciu: Desmond ma szeroką wiedzę o walce wręcz. Prawdopodobnie nie istnieje styl, na który nie mógłby zareagować. Jego baza jest uzupełniona o doświadczenia wyciągnięte ze sporadycznych sparingów z innymi członkami Drug-on. Ruchy replikanta wykazują się nie tylko ludzką płynnością, ale też mechaniczną precyzją. Dodając do tego predyspozycje androida, bohater w bliskim kontakcie może okazać się orzechem nie do zgryzienia nawet dla najbardziej doświadczonych kopaczy tyłków. I szermierzy-wannabe, bo nie używa FANGO wyłącznie do wyciskania od innych zaległych szekli.
      
Zwinność: Choć może nie stwarzać takiego wrażenia, to Desmond jest dość ruchliwym androidem. Ten ważący ponad sto kilo osobnik potrafi wywijać się jak wąż, stawać na rękach, robić przewroty, salta, uskuteczniać parkour i nie tylko. Przydaje się to na Desperacji, gdy nie wiadomo jakie draństwo chce zamachnąć się na twoje zasilanie. Albo gdy trzeba doścignąć uciekającego dłużnika.
      
Tropienie: Nie była to część specyfikacji Desmonda a coś, co otrzymał dzięki wielkoduszności innych Smoków. Bohater został po prostu nauczony, jak wykorzystywać poszlaki celem zlokalizowania kogoś lub czegoś, albo kolejnych śladów, niechybnie zbliżających go do celu. Poza tym dowiedział się, jak mieć ofiarę na oku, samemu pozostając niezauważonym. No, chyba, że bohater śledzi kogoś posiadającego wykrywacza androidów dalekiego zasięgu.
słabości
      
Elektryczność: Niespodziewane, wprowadzone nie tam i nie tak, jak trzeba, napięcie pozbawia Desmonda zdolności motorycznych. Pada po czymś takim jak kłoda. Jego stwórca był jednak zapobiegawczy i dzięki temu android nie wyłączy się całkowicie ani nie zrestartuje, gdy zostanie potraktowany mocniejszym prądem. Ale wtedy przyda mu się czyjaś pomoc, żeby nie porósł mchem.
      
"Krwawienie" - Innowacyjna konstrukcja Desmonda zakłada wykorzystanie systemu rurek rozprowadzających specjalny płyn chłodniczy. Choć mniej skomplikowany, to można go porównać do systemu krwionośnego normalnego człowieka i każde, konkretniejsze uszkodzenie bohatera zwykło wiązać się z uszkodzeniem przynajmniej jednej rurki. Specjalny program monitoruje zasoby tejże substancji i wraz z jej ubywaniem, ogranicza zdolności bohatera celem minimalizacji zagrożenia wewnętrznego przegrzania.
wygląd
      
Choć początkowo oryginał rzeczywiście chciał stworzyć swoją idealną replikę w skali 1:1, tak później pozwolił sobie na lekkie zmodyfikowanie "swego" wyglądu. Choć dokładne gabaryty stwórcy Desmonda są nieznane, tak sam android bazuje na modelu mężczyzny o wysokości metra i osiemdziesięciu siedmiu centymetrów, odznaczającym się średnio widocznym umięśnieniem oraz jasną karnacją skóry. Solidny szkielet, cała mechanika oraz inne tworzywa mające na celu oddanie jak najlepiej ludzkiego ciała, w sumie posiadają masę stu trzydziestu dwóch kilogramów. Zastosowano materiały wykazujące najlepszy stosunek wytrzymałości do wagi. Twórca zadbał o szczegóły, więc pozbawiony odzienia Desmond może robić wrażenie ładnie wyrzeźbionymi bicepsami, kaloryferem na brzuchu i solidnymi nogami. Tylko w kroczu przypomina zabawkowego chłopaka popularnej lalki Barbie. Do tego sprytny i oszczędny system grzewczy sprawia, że android nie jest zimną kupą złomu, a maszyną utrzymującą statystycznie prawidłową ciepłotę ludzkiego ciała. Można więc bez obaw przytulić się do replikanta i odnieść wrażenie bycia w ramionach prawdziwego mężczyzny.
Choć od stóp do szyi starano się jak najwierniej odtworzyć wrażenie ludzkiego ciała, tak cały czar ideału pryska, gdy spojrzy się na głowę Desmonda. A ciężko jest tego nie robić, bo przyciąga wzrok niczym magnes. Bohater został całkowicie pozbawiony ludzkiej twarzy. W normalnym wypadku Desmond musiałby okazywać wszystkim metaliczne, mało atrakcyjne oblicze przywodzące na myśl postaci z "Terminatora". Widocznie był to zabieg celowy, bo reszta głowy jest zaprojektowana jak najbardziej ludzko, a android może poszczycić się krótkimi, kremowym włosami. By niepotrzebnie do siebie nie zrażać innych, replikant ukrywa swoje braki przy pomocy różnorakich masek. I istnieje spora szansa, że taki był właśnie zamysł twórcy. Ten aspekt prezentacji bohatera zwykł wzbudzać największe zainteresowanie wśród gapiów. Bo któż nie chciałby wiedzieć, co za facjatą się tam kryje? Nie ważne, jakiej maski by nie nosił Desmond, jedna rzecz pozostaje niezmienna: żółte światła, o zróżnicowanym natężeniu, wydobywające się z otworów na oczy.
charakter
      
Główny algorytm odpowiedzialny za symulację zachowania bohatera zakłada, by podstawowy schemat modyfikować przy ciągłej analizie podczas interakcji z daną jednostką. Najprościej można rzec, że charakter Desmonda jest zależny od osoby, z którą ma do czynienia. Kod dba jednak o to, by pomiędzy dwoma przypadkami nie było skrajnych różnic.
Standardowo Desmond odznacza się spokojem, wychowaniem i uprzejmością. Zdaje się otwarty i chętnie odgrywa rolę kompana do rozmowy. Nie stroni od żartów, a w przypadku przedstawicielek płci pięknej - od komplementów. Choć jego program nie zakłada sztywno wpisanej lojalności wobec Drug-on, to takową replikant się odznacza i poda pomocną dłoń każdemu z grupy, gdy ma ku temu możliwość.
Każda osoba, która ma jakieś bliższe relacje z androidem, otrzymuje bardziej spersonalizowany wzorzec zachowań u z jego strony. Dla jednych może być bardziej wredny i arogancki, a dla innych - weselszy, skłonny do zabawy i płatania figli. Nie jest to jednak na tyle sztywna zasada, by w niestosownej sytuacji Desmond dalej twardo trzymał się ustalonego programu. Choć w jego wypadku wyrozumiałość i współczucie to zbiór zer i jedynek, to potrafią być dość ludzko odwzorowane. Może być czasem szczery do bólu, nie obce jest mu zatajanie faktów czy kłamstwo. Czy to dla dobra, czy niedobra innych.
Podczas pracy stopniowo przechodzi z bycia poczciwym, miłym urzędasem proszącym o uregulowanie należności do bezlitosnego, sadystycznego kata, który jasno daje do zrozumienia, że dla własnego dobra należy wywiązać się z umowy, bo może się to skończyć permanentną niemożliwością zawarcia jakiejkolwiek innej, z kimkolwiek innym, w przyszłości. Skuteczność w wypełnianiu swoich obowiązków staje na pierwszym miejscu i to właśnie w tym wypadku można szczerze przyznać, że bohater nie jest człowiekiem.
historia
      
Granica między geniuszem a szaleństwem jest niebywale cienka. Nic dziwnego, że potrafi się nagle zupełnie zatrzeć.
      
Życie nie jest dla nas sprawiedliwe. Kiedy jedni muszą zmagać się z codziennością, inni dostają wszystko na tacy. Kiedy jedni muszą poświęcać swój cenny czas, by coś osiągnąć, innym udaje się to "przy okazji". Debata, czy ciężka praca i zaangażowanie są więcej warte od wrodzonego talentu - i vice versa - nadal pozostanie nierozstrzygnięta. Gdy jednak chodzi o stosunek skuteczności w czasie, odpowiedź jest jednoznaczna.
Pewnego razu istniał inżynier, który nie tylko urodził się niebywałym geniuszem w swej dziedzinie, lecz w swoją pracę wkładał całe serce i duszę. Był istnym artystą w sztuce tworzenia replikantów, lecz jego popularność była mocno ograniczona. Można by rzec, że jego produkty były ekskluzywne i dostępne wyłącznie dla wtajemniczonych osób z odpowiednio grubym portfelem. Nazywany był nekromantą, bo przez swoją dbałość o szczegóły i perfekcjonizm potrafił dosłownie "ożywiać tych, którzy już nie są z nami".
Tworzenie replikantów cieszących się takim uznaniem nie było proste. Metodyka naszego bohatera zakładała wcześniejsze zdobycie jak największej ilości informacji o osobie, na bazie której miał powstać zamówiony android. Nie ograniczał się jednak na opowieściach najbliższych, które nierzadko były przesłodzone i wyolbrzymione, lecz starał się zdobyć wszystko, co możliwe. W tym wszelakiego rodzaju nagrania, na bazie których - jeżeli wystarczająco skupiały się na osobie oryginału - było możliwe najlepsze odwzorowanie. Nekromanta szperał czasem nawet tak głęboko, że udawało mu się dostać do naprawdę brudnych tajemnic, których nie omieszkał implementować w swoje kreacje. To na najmniejszych rzeczach skupiał się najbardziej, czyli na tym, na co każdy inny wytwórca machnąłby ręką, bo pozornie nie robiłyby większej różnicy. Dla bohatera robiły, bo do takiego stopnia dopieścił algorytmy wykorzystywane w swoich replikantach, że prosta modyfikacja jednej zmiennej w kodzie na cholera-wie-ile-tysięcy-linijek wystarczyła, żeby gotowy produkt zachowywał się zupełnie inaczej, niż przed tą zmianą.
W końcu nasz inżynier, gdy oceniał swoje najnowsze dzieło, doszedł do wniosku, że osiągnął coś, czego żaden naukowiec nie powinien - perfekcję. Taką, na jaką pozwalały mu posiadane materiały o oryginale. Wtedy też pojawiła się w jego głowie myśl, że stać go na więcej, ale tylko wzorując się na jednej, konkretnej osobie - samym sobie. Nekromanta postanowił utrzeć nosa Śmierci, sięgając po nieśmiertelność za pomocą swego kunsztu.
Początkowo własny replikant był projektem pobocznym. Trzeba było skupić się na zamówieniach. Ale apetyt narastał w miarę jedzenia, gdy zmechanizowany brat-bliźniak inżyniera zaczął nabierać kształtów, a jego program stawał się jeszcze bardziej zaawansowany, niż któregokolwiek, wcześniejszego replikanta. Wszakże tym razem nasz artysta miał dostęp do najlepszych źródeł o pierwowzorze - własnych wspomnień, własnych doświadczeń, własnej wiedzy o samym sobie. Postanowił pójść krok dalej - zamiast odwzorować siebie co do joty, miał zamiar stworzyć swoją ulepszoną wersję. Proporcja między czasem poświęcanym na pracy i nad własnym projektem zaczęła z każdym dniem zmieniać się na korzyść tego drugiego. Terminy, których dotrzymywanie wcześniej nie było żadnym problemem, nagle zaczęły ciążyć...
- Jeżeli liczysz na jakiś tragiczny, intrygujący zwrot akcji, to muszę Cię zawieść - stwierdził Desmond - Zostałem aktywowany w opuszczonej pracowni. Nie, nie takiej, gdzie doszło do jakiejś krwawej jatki, której ofiarą był mój oryginał. Bo zgaduję, że właśnie tego się spodziewaleś. Wszystko było jednak na swoim miejscu, poza jakimiś pierdołami. Poczekałem kilka dni na mojego stwórcę, ale w końcu sobie dałem z tym spokój. Tak widocznie kazał mi program. W międzyczasie zaznajomiłem się z jego notatkami, literaturą i tym, do czego miałem akurat dostęp, a czego nie miałem w pamięci od początku. Potem uciekłem z miasta. Android bez pana byłby albo złomowany, albo przeprogramowany, a żadna z tych opcji nie generowała u mnie przyjemnych sygnałów. Pamięć o ucieczce skasowałem. Potem trafiłem na Smoki, zapolowałem na jakieś paskudztwo w ich piwnicy, żeby zabawić się w dentystę i wyrwać temu czemuś ząb. Dziś pewnie dałbym radę całą szczękę tej potworności wymienić, ale wtedy musieli poświęcić na mnie kupę żelastwa i tworzywa, żeby poskładać do kupy. A to był tylko jeden ząb.
Założył nogę na nogę. Splótł palce dłoni i położył je sobie na kolanach. Jego prawe oko zaświeciło jaskrawym, żółtym światłem.
- To skoro tak sobie pogadaliśmy, to może przejdziemy w końcu do interesów?
dodatkowe
      
Choć jest replikantem swojego stwórcy, to nie nosi jego imienia oraz nazwiska. Desmond Cromwell było wymysłem oryginału, które brzmiało jego zdaniem fajnie, więc postanowił tak nazwać swojego androida.
      
Czasem burzy sobie czwartą ścianę. Prawdopodobnie przez jakiś bug w programie. A może przez dziury w kodzie forum?
      
Świetnie czuje rytm i potrafi to udowodnić. Najczęściej przez Jumpstyle, Melbourne Shuffle lub Tap Dance.
      
Intrygują go - jeżeli tak można nazwać działanie algorytmu, który za to odpowiada - Anioły i koncepcja Boga.
      
Choć los oryginału jest nieznany, to nie ma w kodzie Desmonda ani jednej linijki kodu, nakazującej androidowi być posłusznym swemu stwórcy.
      
Swój kieł nosi jako naszyjnik.
      
Oryginał zadbał o to, by konstrukcja Desmonda była innowacyjna i nietypowa. Dlatego naprawa androida może okazać się problematyczna nawet dla uzdolnionych techników. Tak długo, jak nie mają dostępu do szczegółowych schematów, którymi nasz bohater może podzielić się tylko z najbardziej zaufanymi osobami.

Poradzi sobie jako niańka, kucharz, sprzątaczka, masażysta. Warto było czytać o rzeczach pozornie niepotrzebnych.

KURO i FANGO, oraz dodatkowy, mniejszy bagaż, zwykł nosić w czarnej, drewnianej walizce.


Ostatnio zmieniony przez Frankenstein dnia 21.02.18 14:56, w całości zmieniany 3 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

1. Czyli wychodzi na to, że rękawice mają funkcję obronną, do tego ostre ostrza i jeszcze rozgrzewają się do niewiarygodnie wysokiej temperatury? Odpada. Za dużo. Musisz zredukować.
2. Do następnego ładowania Desmonda... czyli kiedy?
3. Wymagane są "co najmniej 2 słabości, które pozwalają na pokonanie/osłabienie w walce", a widzę jedną tego rodzaju.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

1. Więc funkcja obronna poszła do kosza.
2. Wstępnie myślałem o co najmniej razie po każdej misji/wydarzeniu czy bardziej aktywnym (uwzględniającym walkę czy jakieś konkretniejszą ruchliwość) wątku. Czy może widzisz to jakoś inaczej?
3. Nie rozumiem. Są dwie słabości i przez obie moja postać może mieć przekichane. W drugim wypadku, na własne życzenie. :c
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

2. Proponuję, by po 6 postach mógł ponownie tego używać.
3. Niestety, ale nie widzę tego jako słabość osłabiająca w walce. To coś na zasadzie 'nie skrzywdzi dziecka'
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

2. Więc jest 6 postów.
3. Jakbym miał to ubrać w trochę inne słowa, to postać na początku konfrontacji przyjmuje bardziej defensywne podejście coby przeciwnika za szybko nie pokonać. Pojawi się okazja, żeby załatwić sprawę szybko, prosto, ale Desmond jeszcze nie zaspokoił swojego głodu wiedzy o wrogu? To nie skorzysta. Normalna osoba raczej chce załatwić sprawę jak najszybciej. Moja postać już nie bardzo.
Mam nadzieję, że to wyjaśnienie wystarczy. Jeżeli nie, to będę kombinował dalej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie, bo twoja postać wciąż się "bawi", mogąc załatwić to w każdej chwili.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

No, teraz jest okej. Akcept.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down


 
Nie możesz odpowiadać w tematach