Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 12.03.17 1:47  •  Złomiarnia Kinzoku - Page 2 Empty Re: Złomiarnia Kinzoku
Udane transakcje zawsze sprawiają iż ma się więcej ochoty do pracy. Rudzielec niemal wcale nie wychodził ze swoich kontenerów. Nie chciał marnować czasu póki jego wena działała, a kreatywność rosła. Czuł się niczym prawdziwy wirtuoz otoczony swoją idealną orkiestrą. Wszystko musiało grać i grało, a jak. Kombinerki tu, klucze tam, młotki z drugiej strony, a na środku on ze swoim ulubionym śrubokrętem, wykręcał śrubka po śrubce każdy element i lutował coraz to nowe przewody, sprawdzając na zdobytym komputerze czy któryś z układów scalonych się do niego odezwie. Ostatnią przerwę zrobił sobie z samego rana, jednak tylko po to by porozwieszać nowe przynęty w pułapkach. Jakież to wygodne czyż nie? Założyć coś o świcie, a sprawdzić dopiero gdy się zgłodnieje. Póki te martwe szczury w jego skomplikowanych sidłach nie zamieniają się w jeszcze większe szczury był zadowolony.
Przetarł dłonią czoło i wyprostował się uznając iż potrzebuje nieco zregenerować swoje siły, nim te przyćmią jego zapał jakąś chorobą. Zabrał mniejszą skrzyneczkę z urządzeniami aby pomyśleć nad nimi podczas obiadu, po czym wyszedł na słońce. Ładna pogoda. Zmrużył oczy, założył łańcuchy na drzwi i ruszył do swojej kontenerowej chatki. To prawie tak jakby mieszkał w pudełkach i tylko zmieniał je od czasu do czasu. Niczym chomik od czasu do czasu wykopując trocinki i znosząc nowe ścinki do spania. Jedynie tego miejsca nie zaśmiecał, a mianowicie swojego poletka koniczyny. Jakież było jego zaskoczenie, kiedy ujrzał tarzającego się w niej przerośniętego i zmutowanego zwierzaka. On jest prawdziwy? W pierwszym momencie chciał się wycofać w bezpieczniejsze miejsce, jednak przez ten krótki szok oraz widok gniecionego ziela, kompletnie się zapomniał i upuścił swoje rzeczy. Metalowe części rozsypały się, dodatkowo uderzając o inną, równie głośną powierzchnie, tworząc hałas podobny do tego jaki wydaje z siebie samochód podczas romantycznego wbijania się w inną metalową maszynę. Skyu podskoczył, spoglądając pod swoje nogi, a zaraz ponownie na niebezpieczną ofiarę dziwnej mutacji. Nie chciał aby się do niego zbliżała. Niewiele myśląc, złapał jakieś przypadkowe przedmioty. Jednym cisnął w stronę lisa, a dwoma kolejnymi zaczął uderzać o siebie, by narobić jeszcze większego rabanu. Jeśli już hałasować to specjalnie! Wydawał z siebie też równie głośne i nieprzyjemne odgłosy, skacząc niczym szympans, by w końcowym efekcie wycofać się na drzewo. Jedyne, w miarę bezpieczne miejsce. Lisy chyba nie potrafią łazić po drzewach? Zawarczał, wyjąc i piszcząc gardłowo, przy każdym, dzikim podskoku. Istniała niewielka szansa, iż wyda się intruzowi na tyle bardziej niebezpieczny, czy też po prostu niezrównoważony, że ten się przestraszy i ucieknie z podkulonym ogonem. Tylko jak długo ma robić z siebie pawiana, ryzykując upadek i zdrowie? Te gałęzie nie wyglądały na zbyt wytrzymałe.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.03.17 14:45  •  Złomiarnia Kinzoku - Page 2 Empty Re: Złomiarnia Kinzoku
Nie spodziewał się kogoś ujrzeć. Albo raczej - usłyszeć. Hałas, jaki wydały z siebie upadające narzędzia, sprawił, że lis poderwał się szybko, zaskoczony. Oh nie... Zaatakują go teraz? Zabiją? Uszy stanęły na sztorc, a źrenice rozszerzyły się w pierwszym uderzeniu strachu. Wstał gwałtownie się z koniczynek i podkulił ogon, nie wiedząc, czy ma uciekać. Nie chciał przestraszyć tego człowieka. Uskoczył przed rzuconym w jego stronę przedmiotem, zastanawiając się, jak zwierzak może przeprosić? Chyba tylko wyglądając na niegroźnego albo bardzo uroczego. Zaskomlał cicho, starając się przybrać wyraz pyska wyjątkowo smutno-słodkiego liska. Oby mechanik nie był jedną z tych osób, które są odporne na urok osobisty wszelkich puchatych stworzonek.
Położył uszy i zniżył łeb, zamierzając chwilę powęszyć. Kojarzy ten zapach. Ale zanim mógł mocniej się na nim skupić, Skyu zaczął wydawać z siebie nieboskie dźwięki. Lis aż zapiszczał z bólu, cofając się i starając zakryć sobie uszy łapami. Jego czuły słuch okropnie cierpiał, wystawiony na taką kakofonię.
Mechanik jednak ani myślał przestać. Wręcz przeciwnie, ten hałas tylko się nasilił. Lisowi aż świdrowało w mózgu. Nie chciał jednak uciekać. A naprostować tę całą sytuację. Przecież oni już się znają. Skyu go nie kojarzy? Byli razem... Na tej dziwnej pustyni. Z Echo i drugą, starsza kobietą.
Przeciągające się katusze sprawiły, że zrobił coś, czego zwykł unikać. Znajdował się na tyle na krawędzi wytrzymałości, że... zmienił się. Wrócił do swojej ludzkiej postaci i zaraz jedną parą rąk zakrył uszy.
- Przestań! - Krzyknął nienaturalnie piskliwym głosem. - Proszę! Nie skrzywdzę cię! - Twarz miał wykrzywioną bólem, oczy zaciśnięte. Z otwartych ust wystawały kły. Klęczał, wspierając się trzecią ręką, gdy czwartą odruchem przyciskał kitę do krocza. Nie wyglądał już na uroczego ani puchatego. Wręcz przeciwnie. Rosły, zmutowany mężczyzna nie jest niczym, co jakakolwiek osoba uznałaby za słodkie albo przyjemne do oglądania.
Tyle dobrego, że był zadbany. Czysty, wyszczotkowany. Włosy miał podstrzyżone, a twarz ogoloną. Mieszkając w Kościele ma dostęp do wszystkiego, co tylko potrzebuje. Zatem korzysta z dobrodziejstw Zakonu, dbając o własną higienę.
Gdyby jeszcze był zapuszczony i brudny... Skyu na pewno by się wystraszył. A tak może zdoła się jakoś przełamać i dać Kesilowi szansę?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.03.17 2:24  •  Złomiarnia Kinzoku - Page 2 Empty Re: Złomiarnia Kinzoku
Rudzielec w końcu się uspokoił, przestał skakać jak jakiś karaczan ze świerzbem w tyłku i chociaż miał otwarte usta, to już nie wrzeszczał. Ogarnął go za to jeszcze większy szok niż na początku. Wręcz zesztywniał, kiedy nieprzyjemne zimno rozlało się wewnątrz jego ciała i wzdłuż kręgosłupa, równocześnie przywołując na karku i przedramionach gęsią skórkę. To był pierwszy raz jak miał okazję być świadkiem transformacji wymordowanego zwierza w człowieka. Może nawet pierwszy i ostatni. Powinien uciekać póki ten ktoś jest oszołomiony? Wyglądał strasznie. Albo to po prostu wcześniejszy obraz mutacji wciąż migotał przed oczyma mechanika. To na pewno jest człowiek? Zabije go? To zawsze tak wygląda? Na jaki typ trafił? Nie chce wyglądać tak jak on. Pewnie zaraz poodcinałby sobie te dodatkowe kończyny szlifierką. Co musiało spotkać tego człowieka, że tak strasznie skończył? Czy to jest bardzo bolesne?
- Co do... - Nie miał jednak zbyt wiele czasu na rozważenie swoich dalszych domysłów i przemyśleń, bowiem gałąź na której przed momentem dawał swój najgorszy popis w życiu, dziwnie zatrzeszczała. Świat się zatrzymał. Niestety adrenalina jaka się weń przelała po raz wtóry już tego dnia, nie dała rady ocalić go przed nieszczęsnym upadkiem w dół. O dwa uderzenia serca za wolno! Prawa ręka wystrzeliła w górę, tylko po to by chwycić powietrze tuż nad głową. Moment w którym traci się twardą powierzchnię pod stopami nigdy nie należał do najprzyjemniejszych uczuć, czy to we śnie, czy na jawie. Różnił się jedynie końcem - w tym wypadku bólem. Nie ma różnicy czy to próg krawężnika, czy najniższa gałąź drzewa. Zawsze coś boli. Poleciały drzazgi, zaś nieprzyjemny trzask przywodzący na myśl łamane kołem kości oraz wtórujący mu głuchy dźwięk i cichy łoskot gubionych narzędzi, oznajmiły koniec lotu. Nie podnosił się jednak od razu. Czekał - jak ten pilot po udanym lądowaniu - na oklaski. Za głupotę. Twarz miał wykrzywioną bólem.
Lis uciekł? Znaczy się wymordowany? Przekręcił powoli głowę w tamtą stronę, zmuszając swoje ciało do ruchu, kiedy minął pierwszy paraliż. Jęknął. -Na zielone łąki... Moje plecy... - Przeturlał się na brzuch, robiąc sobie krótkie przerwy na poczucie wszystkich kończyn po kolei. Wszystko po to by koniec końców zadecydować czy są zdrowe i czy na pewno może ruszyć się dalej. Nabrał kilka głębokich wdechów, pozwalając sobie przyzwyczaić się do bólu, po czym dźwignął się na czworakach i usiadł jak należy. Było ciężko. Będzie siniak. - Moment! Gdzie on się podział? - Nerwowym wzrokiem, omiótł okolicę. To raczej nie była najlepsza pora na spokojny oddech.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.17 21:11  •  Złomiarnia Kinzoku - Page 2 Empty Re: Złomiarnia Kinzoku
Tak wiele pytań, tak mało informacji. Gdyby Skyu zechciał zadać je na głos, lis mógłby nawet rozważyć udzielenie odpowiedzi. Zależnie od tego, jak kulturalnie by chłopak spytał. Kesil nie lubi nazywania mutantem ani nie chciałby, by ktokolwiek się go bał. Nie ma jednak wpływu na los, jaki pokarał go takim, a nie innym ciałem - zmutowanym, pokracznym i przerażającym. Dopiero niedawno odzyskał pewność siebie, przestając tak paranoicznie obawiać się zmiany formy. Przekonamy się, czy spotkanie rudzielca nie odmieni tego stanu rzeczy.
Kiedy hałas ustał, lis chwilę jeszcze dociskał ręce do uszu. Głowa wciąż bolała, w mózgu dalej dźwięczały obijane garnki. Chyba długo nie pozbędzie się tego wiercenia i ćmienia w skroniach.
Przesunął dłonie z boków głowy na twarz i pomasował ją, oddychając wolno oraz głęboko. Kiedy mechanik zadawał sam sobie coraz to nowe pytania odnośnie charakteru mutacji Kesila, wymordowany kulił się wciąż, uspokajając po przeżytych katuszach.
Zbyt długo dochodził do siebie, aby być w stanie odpowiednio szybko zareagować na pękającą gałąź. Dopiero słysząc donośny trzask, a po nim mocne, głuche uderzenie o ziemię, ruszył się z miejsca.
Gdy Skyu uniósł głowę, wymordowany był tuż obok. Zdążył podejść, kiedy chłopak turlał się obolały i wyklinał zielone łąki. Teraz wymordowany klęczał przy mechaniku, pochylając się lekko i przyglądając mu z czymś, co można było spokojnie wziąć za strach oraz troskę. Z lisa da się czytać niczym z otwartej księgi. Zdecydowanie nie ma on talentu do ukrywania emocji.
- Tu jestem. Nie wstawaj. - Poprosił łagodnie. Wyciągnął ostrożnie dłoń. Nie chcąc go przestraszyć, celowo zwolnił ruchy. Aby mężczyzna wszystko widział i miał czas odsunąć się, jeśli nie życzy sobie kontaktu. Niemalże jak bezstresowa atmosfera. O ile można tak nazwać stan tuż po upadku z drzewa i towarzystwo zmutowanego liso-jaszczuro-faceta. Który nieustannie zasłania sobie krocze własnym ogonem.
- Wszystko dobrze? Nie złamałeś sobie nic? Może powinienem sprawdzić twoje żebra? - Ourell nie miał jeszcze okazji uczyć Kesila sztuki lekarskiej, niemniej lis często przyglądał się, jak anioł łata poranionych Desperatów. Przy czym mocno teraz żałował, że skrupulatnie odmawiał marnowania czasu Bernardyna i zamiast organizować szkolenia, ciągle wysyłał go do łóżka. Lepiej dla Skyu, aby nie miał nic połamanego niż jakby miał go składać nieogarnięty lis...
Przygryzł wargę, ostrożnie próbując dotknąć chłopaka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.03.17 22:43  •  Złomiarnia Kinzoku - Page 2 Empty Re: Złomiarnia Kinzoku
- Tu jestem. Nie wstawaj.
Rudzielca sparaliżowało ponownie do tego stopnia, że nie był w stanie nawet drgnąć. On gada... to na pewno nie jest poziom E? Spiął się i zmusił do odwrócenia głowy oraz spojrzenia na swego przyszłego oprawcę. Czteroręki człowiek! Zawiesił zielone oczy na jego mięśniach oraz wyciągniętej w jego stronę dłoni. Przypomniał sobie, że miał kiedyś taką zabawkę. Czterorękiego potwora z jakiegoś komiksu sprzed wieków. Oczy mu się świeciły i wydawał z siebie dziwne, skrzekliwe dźwięki. Czy ją lubił? Zwykle stawiał ją po tej złej stronie, przeciwko dobrym mecha-bohaterom. Roboty zawsze były dobre. Pomagały ludzkości i nigdy się nie męczyły walką z potworami. Każdy prawy wojownik musiał mieć przecież jakiegoś porządnego przeciwnika. Czy wymordowany był tym złym? Ciężko zdecydować czy bardziej przerażający wydawał się z  bliska, czy jednak z daleka. Gdyby nie ten ogon i zęby to nawet podobny do byłej nemezis jego zabawek. Zresztą jakim prawem on - złomiarz, rozwodzi się nad tymi kilkoma dodatkowymi kończynami, gdy sam nie wyglądał najlepiej? Sporo zadrapań, plamy od smaru, parę siniaków, przypaleń na rękawicach - pewnie też nadal pachniało benzyną i korozją. Natomiast z potarganej czupryny sterczały mu połamane patyczki, okruszki z kory oraz nieco młodej, zielonej trawy. Bez dwóch zdań najbliższą godzinę spędzi na doprowadzaniu się do porządku. Zakładając oczywiście, że nieco wcześniej nie zostanie zjedzony przez "złego lisa". Nie było co się nawet porównywać. Tamten był przynajmniej czysty. Zwierzęta miewają ten niesamowitą skłonność do częstego mycia się. Ludzie robią to dopiero w tedy gdy stwierdzą, że są brudni bądź po prostu mają ochotę się odprężyć?
- Wszystko dobrze? Nie złamałeś sobie nic? Może powinienem sprawdzić twoje żebra?
Poruszył bezgłośnie ustami, zauważając jednocześnie iż ręka 'drapieżnika' wciąż sunie w jego kierunku i nie ma zamiaru się zatrzymać. Zacisnął powieki biorąc głęboki wdech. Może niekoniecznie chciał znów krzyczeć. Kto by go tutaj usłyszał, tak daleko poza miastem? Raczej miał zamiar przypomnieć sobie jak się oddycha, bo przez te najbliższe kilka sekund kompletnie zapomniał o przymusie korzystania z tej funkcji życiowej. Co gorsza... Jakiś kłąk trawy, zaplątawszy się bliżej ust został wciągnięty do środka, wywołując napad kaszlu i częściowe zadławienie. Chłopak odwrócił się ponownie i pochylił, uderzając pięścią w pierś. Starał się połknąć lub wykrztusić zalegająca mu w przełyku roślinność. Jak wcześniej musiał być cały blady, tak teraz na pewno zrobił się fioletowy na twarzy. Co za dzień. To wszystko na pewno z powodu zbezczeszczenia jego poletka koniczyny! Matka natura znów próbuje się zemścić. Głupie chwasty! Część udało mu się już połknąć, jednak coś nadal zalegało mu w gardle. Przyczepiając się do ścianek przełyku. Jak zwierzęta mogą to jeść? Odchylił głowę w tył łapiąc się za szyję. Będzie musiał zaraz wypić trochę wody albo połknąć coś większego. Rozejrzał się nerwowo dookoła, tymczasowo ignorując obecność lisa na rzecz pilniejszego wypadku.


Ostatnio zmieniony przez Skyu dnia 26.03.17 23:41, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.03.17 16:13  •  Złomiarnia Kinzoku - Page 2 Empty Re: Złomiarnia Kinzoku
Kesil nigdy nie miał zabawek. Nie w takim sensie, w jakim rozumie to słowo ktokolwiek z bardziej cywilizowanej części tego świata. Zamiast tego były gałganki uformowane w przypominające zwierzaczki kształty. Raz dostał model pseudo-pojazdu. Mały samochodzik zrobiony przez któregoś z mocniej technicznie uzdolnionych. Można było go ciągnąć na sznurku... I miał ruchome koła! Prawdziwe cudo techniki jak dla dziecka z Desperacji. Uwielbiał go!
Czy gdyby miał taką czteroręką zabawkę, myślałby o sobie łagodniej? Jako o bohaterze komiksu albo filmu z superbohaterami? Cóż, tu Skyu miał rację. Takie potwory prawie zawsze są przedstawiane jako złoczyńcy, niszczący porządek prawych obywateli. Czarne charaktery, porywający piękne kobiety oraz zabijający honorowych mężczyzn w podstępny, godny potępienia sposób.
Dzieci myślą prosto i równie prostolinijne są filmy dla nich - bohater zawsze piękny, złoczyńca szkaradny. A potem w prawdziwym świecie przekonują się, że jest zupełnie odwrotnie - ładni ludzie posiadają przegniłe, obrzydliwe wnętrze, zaś ich czyny pełne są zakłamania. Istny szok dla maluchów, wyrosłych na stereotypach.
W pewien sposób dobrze, że Kesil nie wychowywał się na czymś podobnym. Już i tak myśli o sobie w kategoriach "brzydki" oraz "potwór". Nie potrzeba chłopakowi kolejnego źródła kompleksów.
Widząc, jak złomiarz zaczął kaszleć i się dusić, wpadł w lekką panikę. Kesil zdecydowanie jest najgorszą osobą, jaka może istnieć, a od której chciałoby się uzyskać jakiekolwiek wsparcie. W sytuacja kryzysowych kompletnie traci głowę. Teraz nie było inaczej.
Otworzył szeroko oczy, rozejrzał się, skulił, zagryzł zęby na palcu, a potem wpadł na inteligentny pomysł poklepania chłopaka po plecach. Z takim przejęciem, że Skyu pewnie płuca zaczęły skakać i obijać się o wnętrze klatki piersiowej.
Kiedy okładanie pięścią nie pomogło, ze stresu wrócił do swojej lisie formy.
Oooh, nie umieraj, dopiero pierwszy raz rozmawialiśmy-
Odbiegł od chłopaka i zaczął szukać czegokolwiek, co mogłoby zaradzić na duszność. W trakcie swojego biegu, wpadł niemalże na niską beczkę. Kiedy się z nią zderzył, metal odezwał się echem. Jakimś dziwnym, zduszonym. Lis powęszył chwilę i zaciekawiony stanął na tylne łapy, opierając przednie o krawędź naczynia i zaglądając. Woda! W prawdzie deszczówka wątpliwej jakości... Ale jednak mokra.
Nie było jej tam wiele. W pierwszym, zwierzęcym odruchu wsadził łeb w naczynie. Aby sięgnąć znajdującego się na dnie płynu musiał wręcz wejść przednią częścią ciała do wnętrza. Środkowe łapy znajdowały się teraz na krawędzi beczki. Cud, że się nie przewróciła.
Nabrał pyskiem wody, szurając zębami po dnie. Coś zachrzęściło, ale nie zwrócił na to wielkiej uwagi. Odepchnął się od dna, wydostając na zewnątrz oraz odbiegając kawałek. Szybko zauważył, że płyn mu wyciekł z pyska i zostały w nim tylko drobne kamyczki. Musiały powpadać do wnętrza beczki i teraz lis dostał żwirek przy okazji czerpania wody. Wypluł kamienie, wywalając język na zewnątrz.
Podbiegł znowu do beczki, szukając teraz czegoś, czym mógłby nabrać płyn... Oraz dostarczyć go w stanie nienaruszonym do potrzebującego.
Złapał w pysk jakąś spękaną miskę - chyba to była miska - i wrócił po deszczówki. Tyle, że z uporem maniaka starał się nabrać jej w lisiej formie, trzymając pojemnik w zębach.
Gdyby tylko był jakiś sposób, aby chwycić miskę pewniej i móc zaczerpnąć wody...
Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że przecież może zmienić się i ponownie byća człowiekiem. Co też skrzętnie uczynił i nareszcie zdobył wody dla rudzielca. Wrócił doń szybko i klęknął ponownie, mając nadzieję, że nie jest za późno. Tyle czasu się z tym męczył, że istniało ryzyko zastania pod drzewem zwłok.
Jeśli Skyu jeszcze dychał, podał mu miskę z wodą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.03.17 23:39  •  Złomiarnia Kinzoku - Page 2 Empty Re: Złomiarnia Kinzoku
Mnogość nieszczęść spadających jedno za drugim na ciało Kinzoku, powoli zaczynała go przerażać. Czy w tych ostatnich chwilach życia, winien spróbować szczęścia ten jeden ostatni raz i założyć się z niebiosami o to czy udusi go roślina zalegająca w gardle czy jednak wykończy go ten niezbyt inteligentny wymordowany, który nie dość że przypałętał się zupełnie nieproszony na teren złomiarni, to na dodatek nie zwracając uwagi na to że rudzielec dwie chwile temu przytulał ziemię po twardym lądowaniu, okładał go teraz pięścią po plecach. Normalnie Skuryu zacząłby krzyczeć z bólu i przeklinać lisa, jednak nie za bardzo był w stanie wydobyć ze swoich ust coś więcej, poza nieprzyjemnym kaszlem.
Logiczne myślenie wyłączyło się wraz z ponownym osiągnięciem parteru. Złomiarz leżał i udawał martwego, czekając aż ten bezmyślny potwór zostawi go w spokoju i przestanie nabijać mu nowych siniaków. Jeszcze trochę, a naprawdę będzie potrzebować lekarza... może nawet znachora, bo to ewidentnie zła passa do której nie powinien się tak łatwo przyzwyczajać. U ludzi gnębionych depresją takie sytuacje powtarzają się nagminnie. Wolałby tego uniknąć i nie dołować się zbyt wcześnie.
Po tych kilku nieprzyjemnych razach nastąpiła dość niepokojąca przerwa. Koniec? Czyżby ten dziwny człeko-zwierz odpuścił? Skyu nie był nawet w stanie się rozejrzeć. Kiedy jedzenie - w tym wypadku zielsko - kołkiem staje w gardle, nie ma co długo zwlekać i się kręcić w kółko. Trzeba zwalczyć je czymś większym! Pogrzebał w kieszeniach. Sucha bułka niestety nie nadawała się do tego zadania - by kogoś uderzyć lub zabić, to jeszcze - niestety była za twarda, a ugryzienie jej mogłoby zająć nieco więcej czasu niż ma. Wymiotów też nie spowoduje. Co prawda w czasie pracy miał na sobie rękawice, niestety głównie podczas zabawy benzyną i innymi chemikaliami zlewanymi z akumulatorów i silników. Lepiej aż tak nie ryzykować. Spojrzał w dół i skrzywił się niepocieszony wypatrując czterolistnej koniczynki pośród trawy. JEST! Naprawdę nie było innego wyjścia? Charknął kilkakrotnie, nerwowo zrywając zielone i związując w niewielką, ciasną kuleczkę. Nie powinna się rozplątać tak łatwo i gładko przejść przez gardło. RUDEGO DIABLI NIE BIORĄ! - zakrzyknął w myślach i połknął na raz, stwierdzając że to nie był wcale taki głupi pomysł. Chociaż cierpki posmak na dłużej pozostał w ustach. Nigdy więcej takich eksperymentów! Co gorsza, wyobrażenie o dojnej krowie i wszystkich tych roślinożercach żywiących się tym świństwem i tak przewinęło mu się przez myśli. Czy to jakiś wewnętrzny rodzaj samozapewnienia? Że ssaki to jedzą i żyją? Nie jestem królikiem! Fuj! Zacharczał, czując nadchodzącą zgagę i wywalił język, akurat w momencie gdy czteroręki pojawił się przy nim ponownie.
- Woah-kha-kha!? - Poderwał się do tyłu. To ostatnie nie było zamierzone. Najwyraźniej złomiarz jeszcze nie przyzwyczaił się do obecności tegoż jegomościa. Uspokoił się zaraz i popatrzył na naczynie. Skąd on to wziął? Jeśli to coś nieodpowiedniego, skończy się gorzej niż było. Mimo wszystko rudy zabrał miskę z rąk wymordowanego i z wyrazem twarzy człowieka na skraju szaleństwa powąchał. Nie trąciło niczym niestosownym. Chyba jest niegroźne. Wypił wszystko, dopiero w tym momencie uświadamiając sobie jak bardzo tego potrzebował. Zimna ciecz wlała się do wewnątrz łagodząc wszelkie podrażnienia i zmywając niepożądane uczucie zalegającego trawska. Jego gardło było mu wdzięczne, chociaż przez dzień lub dwa, nie będzie mógł się zbytnio wydzierać.
- Dzięki. - Odparł, powoli unosząc się z ziemi i próbując oddalić jakby nigdy nic.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.17 13:04  •  Złomiarnia Kinzoku - Page 2 Empty Re: Złomiarnia Kinzoku
Przyglądał się rudzielcowi z wyrazem niepewności malującym się na twarzy. Nie wiedział, czy on w ogóle przyjmie ofiarowaną wodę, czy może uzna, że wymordowany chce go w jakiś sposób otruć? O nie, nie, Kesil nigdy nie planował nikogo mordować jeśli naprawdę nie potrzebuje. Zwykle pcha go do tego głód lub samoobrona. Zapewne większość osób wie, co potrafi zrobić przerażone albo pchane instynktem przetrwania stworzenie. Głód oraz chęć przeżycia nawet ludzi potrafi zamienić w prawdziwe potwory, a co dopiero kogoś, kto już w większej części jest zwierzęciem?
Gorzej, jeśli nabrana woda okaże się sama w sobie zatruta. Może to specjalnie albo przypadkiem dostały się tam jakieś toksyny? Lis zawahał się, obserwując mężczyznę. Wypił. A tutaj nie ma innego źródła wody niż beczki ustawione przez nota bene samego Skyu. Zatem wniosek mógł być jeden - płyn był całkowicie bezpieczny, inaczej złomiarz dwa razy by się zastanowił lub przynajmniej spytał, skąd on pochodzi przed wlaniem sobie w gardło.
Twarz wymordowanego rozjaśnił uśmiech, gdy zdał sobie sprawę, że pomógł mężczyźnie. Wstał z ziemi i otrzepał się nieco z pyłu oraz kurzu, zanim podreptał śladem złomiarza. Póki co w formie ludzkiej, bowiem chciał sobie z nim porozmawiać. Ciekawe, co Skyu na to? Zapewne nie będzie zadowolony, że jakiś obcy mutant się doń przyczepił. Ale Kesil nie umie pohamować własnego entuzjazmu, a właśnie zaczynał go coraz więcej przejawiać. Tako względem samego mężczyzny, jak i jego zdolności do hodowania koniczynek. Nawet fakt, że parę minut wcześniej go rudy ogłuszał, przestał mieć znaczenie.
- Proszę! - Dopełnił grzeczności, nie zamierzając ulżyć mężczyźnie i sobie pójść. - Powiedz, mieszkasz tu? Bardzo osobliwe miejsce. - Zauważył, rozglądając się przelotnie po okolicy. Zaraz po tym kontynuował swoje pytania, podszyte ciekawością.
- Ty wyhodowałeś te rośliny? Czym one są? to jakieś zioła? - Być może w końcu mógłby uzyskać odpowiedzi na dręczące go kwestie w sprawie tożsamości koniczynek. A chwilę po tym doznał pewnego rodzaju olśnienia.
- A hodujesz więcej ziół? Powinieneś! Może przyniosę ci trochę nasion i zaczniesz? - Nie zna Skyu za dobrze, niemniej zdążył już przekonać się, że to trochę może i dziwny, ale całkiem fajny koleś. A skoro umie w ogrodnictwo i idzie mu to zaskakująco dobrze - biorąc pod uwagę ilość zieleni dookoła baraków - warto wykorzystać umiejętności mechanika.
- Mógłbym pomagać i byśmy podzielili się roślinami. - W prawdzie nie do końca jeszcze wie, w jaki sposób miałby okazać się przydatny... Ale dla jego siły za pewno gdzieś znajdzie się zastosowanie.
Uśmiechnął się szeroko do Skyu, licząc, że się zgodzi. W końcu w tym planie nie ma żadnych wad, prawda?
Poza oczywiście towarzystwem nadmiernie entuzjastycznego i zmutowanego jegomościa, którego sam widok mógł napawać przerażeniem. Ale to szczegół.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.04.17 23:30  •  Złomiarnia Kinzoku - Page 2 Empty Re: Złomiarnia Kinzoku
Od pewnego czasu spadła na anielice ogromna odpowiedzialność, jaką było szefowanie w szpitalu. Chociaż tamten upadający budynek nie można nazwać placówką medyczną, bardziej przypomina mordownię, ale Agape nigdy nie zamierzała powiedzieć tego na głos, wręcz przeciwnie, prędzej nastawi karku, by wszystko się ułożyło. Każdy w jej mniemaniu miał prawo do pomocy, a ona jako anioł miała zamiar tą pomoc oferować.
Ale co można czynić w szpitalu, gdzie skalpele i igły już są tępe od obgotowywania i wielokrotnego użytku, potrzebowała człowieka o dobrym sercu i dużym asortymentem żelastwa wszelakiego. Dlatego też postanowiła wyruszyć na Desperację i popytać znajome twarze, czy nie znają kogoś takiego. Szczęście jej dopisało, bo okazało się że ten człowiek wcale nie jest tak daleko, co lepsza - kojarzyła go. Kiedyś spotkali się przypadkiem i zamienili kilka całkiem przyjemnych zdań. Imię miał dosyć charakterystyczne, więc zapamiętała.
Dlatego tego dnia szła zadowolona do wskazanego wcześniej miejsca, ubrana w swoją błękitną sukienkę i słomiany kapelusz, do tego przechodzone już japonki. Przy pasie miała przywiązany cienki skórzany pasek, gdzie zawieszone były sakiewki z ziołami, które po zrodzę zebrała, do kompletu jeszcze jej naszyjnik z bursztynek, którego nie odstępowała na krok. Takim widokiem bardzo wyróżniała się na tale zniszczenia i niebezpieczeństwa, ale nie przejmowała się tym zbytnio. Z zadowolonym wyrazem twarzy stanęła przed celem swojej podróży.
Musiała przyznać, ze miejsce było całkiem nieźle schowane, ale spacerek jeszcze nikomu krzywdy nie zrobił, więc te parę kilometrów przeszła na spokojnie, co jakiś czas popijając wodę jaką wzięła ze sobą. Wiatr wiał i lekko chłodził jej skórę bez problemu przebijając się przez materiał sukienki. Uśmiechnęła się i bez zbędnych ceregieli weszła do środka oglądając się dookoła zafascynowana. Zapewne ma tutaj co jej trzeba, a może i więcej, w głowie od razu pojawiło się tysiąc myśli, z czego każda wystrzeliwała w inną stronę.
- Skyu-chan! Jesteś może? - zaczęła zadowolonym głosem. Miała jak zwykle lekki i ciepły ton, nawet jak mówiła głośniej. Ściany poniosły jej głos w dal, a Agape zajęła się oglądaniem rzeczy jakie porozrzucane były dookoła. Musiała przyznać, że dla kilku przedmiotów już miała wymyślony cel.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.04.17 1:48  •  Złomiarnia Kinzoku - Page 2 Empty Re: Złomiarnia Kinzoku
Szedł w stronę swojego baraku. Tak jak uprzednio planował, tuż przed napotkaniem wymordowanego. Zazwyczaj sam bywał tą wścibską i  natrętną osobą w towarzystwie. Nie sądził, że kiedykolwiek spotka na swojej drodze kogoś równie męczącego.
- Powiedz, mieszkasz tu? Bardzo osobliwe miejsce.
- TAK.
- Ty wyhodowałeś te rośliny? Czym one są? to jakieś zioła?
- TAK. NIE. Ochronną barierą szczęścia... - mruknął z rezygnacją, uznając że powinien jak najszybciej znaleźć się w jej obrębie, zanim niefart znów go dopadnie.
-A hodujesz więcej ziół? Powinieneś! Może przyniosę ci trochę nasion i zaczniesz?
- NIE. NIE. NIE. - Kaszlnął słysząc podobne wymysły. Nie chciał żadnych innych roślin poza koniczyną oraz badylem szczęścia, który aktualnie rósł sobie spokojnie nad jego łóżkiem, a cechował się niezwykłą wytrzymałością oraz tym, że nawet najmniejsza jego część potrafiła przetrwać, rozrastając się z jednego tylko urwanego listeczka. - Czy ja Ci wyglądam na zielarkę?
- NIE. - Zatrzymał się przed wejściem, nie wiedząc jak mu to dalej powiedzieć... po prostu nie chciał go tu. To wymordowany. Siedlisko wirusa, a w dodatku czteroręki, nagi mutant. - I nie, nie, nie, nie... Nie znam się na roślinach. Nie umiem ich sadzić, ani uprawiać... brrk... - Odbiło mu się od całej tej paplaniny. Zamilkł na moment. - Ale umiem wybekać alfabet! - Jak zapowiedział tak zrobił. - A, B, C, ... , X, Y, Z, NIE CHCĘ CIĘ TU WIDZIEĆ! - Na końcu już totalnie przyspieszył - czując że zaczyna go mdlić - dzięki czemu końcówka tego wątpliwej wartości merytorycznej występu, była już ledwo słyszalna i zrozumiała. Strasznie to niezdrowe. Co więcej, właśnie pokazał klasę największego kozaka na podwórku, równocześnie zaniżając swoją inteligencję. Teraz był na poziomie intelektualnym czterorękiego? Nie. To już poważny krok wstecz w ewolucji. Przecież takich rzeczy nie robił nawet w M3. Dlaczego wiec teraz? Poza żebrami i kręgosłupem, najpewniej ucierpiała i głowa, skoro nagle w jego konwersacji zabrakło tego minimalnego stopnia elokwencji.
- Nie ważne. Zapomnij. Po prostu...
- Skyu-chan! Jesteś może?
Do uszu złomiarza dotarł łagodny i wesoły głos, zbliżającej się kobiety. Dreszcz przeszedł go wzdłuż zbolałego karku. Akurat w tym momencie, najtrudniej będzie mu się wytłumaczyć z zaistniałej sytuacji. Klienci nie powinni widzieć takich rzeczy - nagiego mutanta ma się rozumieć. Bez chwili zwłoki, otworzył drzwi do swego 'domu' i wepchnął do środka wymordowanego.
- Właź tutaj i nie wychodź póki do Ciebie nie wrócę. Potem porozmawiamy. - Zachrypiał i zamknął klapę drzwi, mając głęboką nadzieję iż ogoniasty go posłucha. Albo przynajmniej nie zdemoluje mu przez ten czas 'mieszkania'. Otrzepał się lekko, prowizorycznie poprawiając swój wygląd, po czym ruszył na spotkanie.

- TU JESTEM. - Odparł donośnie, chociaż zszedł w dół o tych kilka typowych dla siebie decybeli, którymi zwykł raczyć wszystkich wokoło. - Któż to do mnie zawitał dzisiaj? - Przyjrzał się kobiecie z uśmiechem. Wyglądało na to, że była sama, a przede wszystkim normalna - cóż za ulga. - My się chyba skądś znamy. Agape, prawda? - Rudzielec zaśmiał się, rozładowując tym samym wcześniej nabyty stres. - W czym mogę panience służyć? Zaprosiłbym na herbatkę, jednak praca trochę goni. - Odchrząknął - Wręcz pali mi się w dłoniach. Jeśli to nie problem... możemy umówić się na jutro. - Puścił jej oczko. Jakby właśnie przyszła do niego na randkę, a nie w interesach. Coś w ostatnim czasie sporo kobiet go nachodzi. Nie ma ku temu nic przeciwko. Nie będzie narzekać na piękne towarzystwo, aczkolwiek w tym momencie goście niezbyt mu odpowiadali. Przynajmniej do czasu rozprawienia się z problemem zamkniętym w jego baraku. - A więc?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.04.17 3:32  •  Złomiarnia Kinzoku - Page 2 Empty Re: Złomiarnia Kinzoku
Widząc mężczyznę uśmiechnęła się promiennie. Zdjęła kapelusz i zaczęła się nim wachlować lekko przymykając przy tym oczy. Wszystkie jej ruchy były spokojnie, nie flegmatyczne, ale odnosiło się wrażenie, że dziewczyna nigdzie się nie śpieszy. W sumie tak było, ale przecież aktualnie mało osób z jej otoczenia o tym wiedziało.
- Tak, Agape - potwierdziła szczerze zadowolona, ze ktoś zapamiętał jej imię.
Podeszła do nieznajomego i już miała zacząć mówić, kiedy poczuła jak jej artefakt się włącza, to szybko spojrzała na Skyu, po czyj westchnęła i udała, ze niczego nie widzi. Moc powinna zrobić swoje, chłopak zaraz powinien poczuć jak ogarnia go spokój i wszelakie zdenerwowanie odchodzi w niepamięć. Nie była to żadna manipulacja, a zwykłe wyciszenie.
- Potrzebuję ostrych narzędzi, dokładniej skalpelów, nożyc, igieł i tym podobne przyrządy chirurgiczne - zaczęła bez owijania w bawełnę, była zwolenniczką rzucania żądań prosto z mostu, to ułatwiało negocjacje. Chociaż zabawne, ze pod tą anielską buzią krył się adwokat, który potrafił samego diabła wybronić, ale oczywiście Agape nie chciała zagadać ludzi na śmierć, więc wszystkie swoje asy pochowane po rękawach, chociaż jeżeli chodzi o szpital, to było ich wyjątkowo mało, więc musiał to wszystko bystrze rozegrać.
- Oraz części do maszyn... ale to jak przyjdę z technikami, sama się na tym nie znam...- spojrzała się zaraz na niego lekko przepraszająco - Wiem, ze masz sporo pracy, ale jutro spotykam się z pewnym człowiekiem, który nie lubi czekać, a chciałabym mieć już tą sprawę odhaczoną -
Specjalnie nie mówiła o swojej funkcji, chciała by ton zapytał i bardziej spoufalił konwersację. Zresztą dalej jej było dziwnie określać się przy-ziemskim tytułem. Od zawsze była Zwierzchnością, a teraz nagle Pani Dyrektor i niektórzy nawet nie znają jej prawdziwego wieku i traktują jak młodą kobietę z ogromnymi ambicjami. Mogłoby to urazić anielice, gdyby nie to, że ona nie potrafi chować urazy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach