Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Karty Postaci


Go down

Pisanie 02.06.16 12:45  •  Ee... Empty Ee...
...ok.

Godność: Franz Kafka. A to taka zabawna historia…
Pseudonim: Franz.
Płeć: Mężczyzna.
Wiek: 44
Zawód: Duży, przede wszystkim życiowy
Miejsce zamieszkania: To, no, miasto.

Organizacja: Neutralny
Stanowisko: Weteran
Rasa: Człowiek
Ranga: Emeryt

Technologia:
→ Po pewnym wypadku z zacną panią biomech Franz dostał protezę prawej ręki. Proteza ma udźwig niewiele większy od ludzkiego (ok. 80 kg), brak jej dodatkowych gadżetów, ale ma dobry pancerz zewnętrzny i może stanowić prymitywną osłonę przed pociskami. Jest również zgrana z jego starą…
→ ...FN-siódemką, która stanowi przedłużenie ramienia mężczyzny. Trochę dosłownie, bo Franz jest naprawdę dobrym strzelcem.
Umiejętności:
→ Standardowe szkolenie wojskowe. Franz to w czysto fizycznych testach był średniak, a teraz jest w wieku średnim i naprawdę nie ma ochoty się doskonalić, poza standardowym utrzymaniem formy. Głupio wymieniać, co było w takim szkoleniu, bo to raczej idzie w komplecie. W tej umiejce się mieszczą rzeczy… hm, przeciętne.
→ Detektyw – w jednostce dość prędko dostrzeżono raczej zdolności dedukcyjne Franza i skierowano go na jednostkę zajmującą się ordynarną, ludzką (i nie tylko) przestępczością. Ostatnio się trochę przytępił, bo od dobrych dwóch lat siedzi na zadzie na czymś w rodzaju renty, i zbija bąki, bo nie przeszedł testów. Tym niemniej, kontakt z jednostką ma, chociaż słaby, no i od czasu do czasu posłuży dobrą radą w kontekście tego czego gdzie szukać.
→ Kierowca – brawurowy, wściekły, prawie, że warszawski, gdyby ktoś jeszcze pojmował tę referencję.
→ Celność – gdyby nie to, że w testach fizycznych cokolwiek spierdolił, Franz najprawdopodobniej zostałby snajperem. Ma sokole oko.
→ Mechanik – przede wszystkim w sensie protetyki. Franz ogarnia własne ramię bez większego problemu.
Słabości: Dwie? Phi.
→ Psychika – Franz miał powód, dla którego musiał odejść ze służby, i to bardzo przyzwoity. Z tego wynika kilka rzeczy: rozprasza go imię Marie, ma tendencję do przesadzania z alkoholem, czasami wszczyna burdy, miewa koszmary, ma nerwicę natręctw (np. kiedy jest w domu, zawsze zapala światło we wszystkich pomieszczeniach)  
→ Alkohol – piękna ucieczka, prawda? Jeśli on pije, to Pije przez duże P. To oznacza, że się zalewa w trupa i… wtedy wracamy do punktu pierwszego.
→ Nie jest młody – człowiek w wieku lat dwudziestu paru – trzydziestu paru, to zupełnie inny organizm niż czterdziestoparolatek po przejściach z poważnymi obrażeniami fizycznymi i dość nieprzyzwoitym chlaniem. Franz po dłuższym wysiłku musi usiąść i odpocząć, następnego dnia bolą go plecy, po bójce odchorowuje dwa dni, a jego kace trwają przynajmniej jedną pełną dobę. Nie ma tej sprawności i witalności osoby zupełnie młodej, stracił część wigoru, nie wraca do zdrowia tak szybko.
→ Obrażenia – jego służba skończyła się… pękniętą czaszką, dwiema połamanymi nogami, jedną ręką złamaną, a drugą pogruchotaną tak, że nie było co zbierać. Dodatkowo miał zmiażdżoną wątrobę. Przyjemnie, prawda? A, że nie był najmłodszy, kiedy mu się to stało, tak naprawdę jego organizm nie wybaczył mu tych obrażeń tak do końca. Bycie człowiekiem jednak trochę ssie, jakkolwiek by się nie odnowiło po tych obrażeniach. Dość często go boli głowa więc, ale przede wszystkim – cios w wątrobę boli go bardziej niż normalną osobę. Podobnie w prawą piszczel lub lewe udo.
→ Z powodu dawniej pękniętej czaszki ma notoryczne migreny, a jeśli chcesz go ogłuszyć, lepiej celować w lewą skroń niż prawą.

Wygląd zewnętrzny: No, Franz tu nie wygląda jak statystyczny obywatel. Większość to Japończycy z dziada pradziada, pierwszym, co mężczyznę więc wyróżnia, jest brak fałdy mongolskiej oraz owłosienie. Weteran jest istnym niedźwiedziem w porównaniu z gładko ogolonym towarzystwem.
Ma notoryczny trzydniowy zarost, włosy na ramionach, nogach i klacie. To jest najważniejsze, co należy o nim wiedzieć.
Jest niewysoki, ale dość krępy. Ma zaledwie 175 cm wzrostu, także wielu nowoczesnym, dobrze odżywionym wyrostkom patrzy od górkę, ale nadrabia to mocną budową ciała. To znaczy… bez przesady. Barki ma dość szerokie, kiedy podwija rękawy koszuli, widać, że nie wysługuje się nikim przy noszeniu zakupów, a jeśli zdejmie przynajmniej górę, to można podziwiać kogoś w rodzaju brata kanadyjskiego drwala, który w dzieciństwie chorował na astmę. Franz jest krępy, mocno zbudowany, ale nie wygląda jak strongmen.
Za to prezentuje się, jakby bardzo chciał ci spuścić wpierdol. Na jego twarzy bowiem odbiły się już dawno zmarszczki mimiczne związane z częstym marszczeniem brwi i czoła, plus – w momencie, kiedy cera zaczęła się starzeć, te jeszcze się pogłębiły. W związku z tym Kafka ma facjatę dość surową, a permanentne wory pod oczami sprawiają, że dodatkowo wygląda on na notorycznie zmęczonego. Z reguły taki osąd nie jest zresztą daleki od prawdy.
Jest kilka cech w wyglądzie, które definitywnie go wyróżniają. Poza zarostem, zarówno tym na twarzy, jak i na klatce piersiowej, definitywnie do takowych zaliczyć należy kolor jego oczu – jasne, piwne. Dobrym wyróżnikiem jest również proteza ramienia, zaczynająca się na barku. Mężczyzna jej nie ulepszał, wygląda więc dość normalnie… jak na sztuczną kończynę. Dodatkowo, zarówno u jej nasady, jak i na praktycznie całym ciele Franza można znaleźć jakieś szramy, a to od kuli na plecach, a to jakaś szczepionka (to jest żart,  Franz nie jest Polakiem), kilka na nogach chyba od ran szarpanych i miażdżenia, no i jest jeszcze piękna szrama na lewej skroni, z reguły zasłonięta przez lekko falujące, półdługie, brązowe włosy.
Kafka się nie stara pokazać na mieście jako pan stylowy, więc standardowo nosi koszule, luźne spodnie, no i ewentualne proste płaszcze do tego. Generalnie dba o to, żeby w razie wu mieć jak schować niezbyt praktyczny jego zdaniem, nazbyt rozbudowany w okolicach lufy pistolet.

Charakter: Kurewsko nieprzyjemny. Naprawdę. Franza męczy życie, dlatego też mężczyzna odwdzięcza się tym samym całemu otoczeniu. W swojej robocie był dobry, bo był, najprawdopodobniej dlatego go trzymali; poza tym bowiem wydawało się, że reguł się trzyma bardziej z rozpędu niż ze względu na jakikolwiek szacunek do czegokolwiek. Jak na wojskowego zresztą zawsze wydawał się dość apolityczny. W związku z tym być może obecnie by go uznano za wywrotowca. No, ale co go to teraz obchodzi, kiedy już nie jest w strukturach.
Bardziej niefajny niż zorientowany społecznie, raczej gburowaty aniżeli… moralny? Zasadniczo trudno powiedzieć, jakie zasady ma ten facet.
Prawdopodobnie większość ludzi zwyczajnie go nie obchodzi. Franz skupiony jest w swoim życiu na kontemplacji jego bezsensu, utrzymywaniu stanu fizycznego na poziomie na tyle wysokim, aby do reszty sobą nie gardzić, czytaniu czegokolwiek, co mu wpadnie w ręce, aby wypełnić sobie czas, no i zawsze jest ten wieczorny rytuał siadania przy barze gdziekolwiek i picia alkoholu. Przelewa w kieliszki jakiś ciężar, to widać, ale nigdy o tym nie mówi. Czasem usłyszy tylko jakiś zgubny komentarz. Z reguły naprawdę ciężko określić, o co dokładnie chodzi, ale Franz chyba nie ma ochoty nad sobą panować i po prostu wszczyna burdy. Jest przy tym honorowym, zapijaczonym agresorem, bo zawsze tłucze się na pięści. A, że jedna z nich jest cokolwiek wzmacniana… to pech dla przeciwnika, kimkolwiek by ów nie był. Zwłaszcza, że mężczyzna stoi mocno za równouprawnieniem i w dupie ma, komu daje w pysk.
Na tyle, że ma się wrażenie, jakby mu nie zależało na własnym życiu.
Od nikogo nie oczekuje pomocy ani sympatii, nie wymaga również respektu, czy czegokolwiek w tym rodzaju. Nie widać po nim dawnego zawodu. Facet na trzeźwo raczej sprawia wrażenie, jakby chciał, żeby świat go zostawił w spokoju, co objawia się niezbyt przyjemnym usposobieniem.

Jeśli ktoś go znał z jednostki, to widzi tu kogoś w rodzaju upadłego gliny, o ile w ogóle ten stereotyp się utrzymał. Franz bowiem w trzonie wojskowym nie należał ani do ideowców, ani do oportunistycznych małp. Miał raczej po trochu i z jednego, i z drugiego, przede wszystkim skupiając się na tym, żeby wykonywać zlecane mu zadania. W testach psychologicznych od samego początku wyszło, że nie nadawał się na generała, ale miał akurat minimum dyscypliny, żeby nie uznać go za kłopotliwego, dzięki czemu przez bardzo długi czas utrzymywał status quo. Bardzo też chronił swoje życie prywatne; większość jednostki nie miała pojęcia o tym, co ze sobą robił, kiedy wychodził z roboty. Status oficera został mu zapewniony tak przez doświadczenie, jak i zmysł analityczny. Franz zawsze wszystko dokładnie przemyślał, z reguły miał gotowy plan działania, a nawet jeśli nie – zachowywał się tak, jakby wszystko, co robił, było dokładnie wykalkulowane. Problem polegał jednak na tym, że nie dzielił się najczęściej swoimi refleksjami. Nie był więc łatwym współpracownikiem, ale z całą pewnością efektywnym. Koniec końców w SPEC okazał się zawieszony pomiędzy byciem zbyt dobrym na szeregowca, za mało władczym na oficera wyższej rangi, zbyt mało charyzmatycznym na lidera i nazbyt mało komunikatywnym na instruktora dla kadetów.

Aż wreszcie doszła ostatnia cecha – nazbyt zmęczony, aby pozostać w jednostce.

Po pewnych wydarzeniach musiał przejść terapię i ponowne wdrożenie do wojska. Oba zabiegi zakończyły się klapą; Franza nie udało się przywrócić do służby. Nie chodziło tu o antysystemowość, czy jakąś głupawą tendencję do szukania logiki w wymysłach przełożonych, bardziej o kwestie osobiste. Gdyby go ktokolwiek ze starych znajomych zapytał o co dokładnie chodziło, nie odpowiedziałby. Psycholog wpisał mu elegancko zwolnienie ze służby, opatrzone dopiskami „zaburzenie stresowe pourazowe utrwalone”, „trwałe potraumatyczne zmiany osobowości” oraz „zaburzenia nerwicowe znacznie upośledzające zdolności adaptacyjne”, które normalnie niewiele powiedzą, ale w praktyce po prostu oznaczają, że to, co mu weszło na łeb, mogłoby się odbić na jego efektywności.

Historia:

- Nie możesz, czy nie chcesz.
Pułkownik Tokahawa spoglądał na Franza z góry – zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Major w odpowiedzi przeczesał włosy palcami i westchnął ciężko, wzrokiem badając zielone ściany gabinetu, brązową podłogę, przyjemnie, staromodnie zaprojektowane meble. Niemalże czuł się tak, jakby ktoś tęsknił za dwudziestym, czy dwudziestym piątym wiekiem. W kartach historii zatarło się, jaka to była epoka. Pozostawało magiczne słowo „retro”.
- Ma pan raport, panie pułkowniku – odpowiedział, kompletnie nie myśląc o rozmowie, jaką właśnie prowadził. Zastanawiał się nad drogą do mieszkania, drzwiami, które się za nim zamkną, no i pustką, którą tam zastanie. Kiedy miał rodzinę, zawsze gdzieś z tyłu głowy słyszał ich głosy, kiedy sam ją rozpierdolił, przerodziło się to w kłótnie, aż wreszcie zapadła cisza.
Przełożony go nie interesował.
- Mam. Ale wiecie, kiedy ostatnio nam się zdarzył ktoś niezdatny do służby w tak żałosny sposób?
Franz uniósł brwi. Nie miał pojęcia, nie obchodziło go to, dlatego prawdopodobnie za moment się dowie.
- Nie pamiętam w ciągu swojej kariery w S.SPEC, żeby ktoś taki się zdarzył! Myślisz, że jesteś pierwszym, którzy w ferworze walk stracili dzieciaka, majorze?
Podkomendny zacisnął zęby i powstrzymał się od komentarza.
- Przejdziecie drugie szkolenie, potem znowu do psychologa i wrócicie do mnie z lepszymi wynikami! Wymaszerować!
Zapowiadała się mała batalia. Mężczyzna wstał z krzesła – wcześniej siedział, uznawszy, że jego służba i tak się skończyła – a potem wyszedł i trzasnął drzwiami. Może powinien popełnić samobójstwo. Albo chociaż spróbować. Wtedy psycholog wysmarowałby mu takie papiery, że Tokahawa by mógł własną opinię sobie wsadzić tak głęboko w dupę, żeby dostał od niej wrzodów żołądka.

No, Kafka, powtórzenie ćwiczeń. Wylądował jako major między pierdolonymi kadetami, przeszedł testy fizyczne w miarę bez problemu – bez przesady, stare rany jeszcze się w pełni nie zabliźniły. Dostał wśród narybku tytuł „Starego Kafki”, zwłaszcza, kiedy raz, wkurwiony, zapytał:
- A wiecie w ogóle, skąd się wzięło to nazwisko?
Wyśmiali go. Poczuł się jak przedwczesny emeryt, zwłaszcza, że po chuj to mówił, skoro sam nie miał pojęcia skąd się wzięło jego nazwisko. Pierdolił to. Zacisnął zęby i przeszedł ponownie szkolenie, postrzelał sobie z lepszych karabinów aniżeli jego stara służbówka, a potem znowu usiadł naprzeciwko psychologa.

- Testy wyszły ci prawie identycznie, majorze.
Na nieszczęście pułkownika Franz dostał psychologa, który był prawie takim służbistą jak on, a dodatkowo nie lubił fałszować wyników badań.
- Pamiętałeś treść pytań?
- Nie te lata – odparł mu mężczyzna. Tym razem podziwiał spartański gabinet, przypominający raczej miejsce pracy psychiatry, przynajmniej wedle skojarzeń mężczyzny; biało-zielone ściany, plastikowe krzesło, stalowe biurko, wąski fotel, a i sam psycholog wyglądał na jakoś tak zasuszonego.
- I dalej nie chcesz nic powiedzieć na temat tego, co się wtedy stało.
- Nie mam zamiaru – odparł major szybko, ledwo poczekawszy, aż jego rozmówca skończy zdanie. Dodałby jeszcze „czy możemy mieć to za sobą?”, ale w odpowiedniej chwili ugryzł się w język. Zdradził się tylko z tym, że zmarszczył lekko brwi i na moment otworzył usta, co rozmówca, zdaje się, zinterpretował jako cholerną zachętę, bo rozpoczął litanie przywołujące retrospekcje:
- Majorze Kafka, przebieg wydarzeń znany jest odpowiednim osobom, nie ma więc potrzeby niczego ukrywać.
To był ten moment, kiedy Franz mógł uznać, że to pierdoli.
No i rzeczywiście. Psycholog go nie oszczędzał, przepracowywał każdy kolejny szczegół. Franz po raz kolejny usłyszał opowieść o swoich losach z perspektywy jednostki wojskowej: od badań podobnego typu, w nieco lepszych okolicznościach niż te, na których mężczyzna obecnie się znajdował, poprzez bardzo niefortunną zdradę, po niezbyt przyjemny finał małżeństwa, który skończył się na tym, że żona postanowiła się z córką rozerwać.
Na jakieś dwadzieścia części, rozproszonych w różnych punktach ich wspólnego mieszkania. Psycholog nie oszczędzał mu szczegółów, jakby liczył na to, że majorowi coś się wymsknie, a zamiast tego obserwował galerię odruchów nerwowych - a to Franz podrapał się po brodzie, a to chwycił za ramiona i zacisnął palce, jakby chciał sobie urwać po kawałku ręki z każdej strony, potem masował własne uda, stukał palcami o nie, drapał się za uchem, aż wreszcie lekko skoczyła mu powieka. Wrócił do rozglądania się po pomieszczeniu, pozwalając słowom psychologa wpłynąć i wypłynąć z jego głowy.

Podłoga była najprawdopodobniej z jakiegoś taniego linoleum. W końcu gdy wszedł do środka, przypomniał sobie, poczuł niemalże miękkość pod swoimi ciężkimi, wojskowymi butami.
- ...jako jedno ze źródeł późniejszej traumy można określić fakt, że nawiązałeś romans z…
Zieleń ścian wydawała mu się odpychająca i niezbyt przyjemna, taka w kurwę szpitalna. Gabinety, w których sprawdzało się, czy człowiek (lub gorzej) przypadkiem nie strzeli sobie albo niewłaściwej osobie w łeb, powinny robić zdecydowanie lepsze wrażenie, zwłaszcza, kiedy miały ogarniać kogoś na co dzień bawiącego się bronią palną.
- ...żona wystąpiła o roz…
Krzesło było niewygodne jak sam skurwysyn. Może to była celowa strategia; pacjent zaczynał się wiercić, jakby miał hemoroidy, co psycholog mógł spokojnie odczytywać i interpretować na swoją modłę. Przesunie się w lewo – schizofrenik. W prawo – jakiś inny pojeb. Sporo nomenklatury psychiatrycznej przepadło w odmętach czasu i tak zwanego końca świata.
- ...córka, Marie Kafka, wyraziła chęć utrzymywania kontaktu, dopóki ów się nie…
Tak, jeśli ktoś związał się z jego rodziną, musiał pogodzić się z europejskimi imionami u dzieci. Franz odchylił się nieznacznie na krześle i spojrzał na sufit. Ów był biały jak kokaina! Z tą całą paranoją materiałową, ludźmi i nie tylko, szczebioczącymi o nadchodzącym kryzysie surowcowym, miło było zobaczyć, że mieli na świeżą farbę w wariatkowie. Pewnie wróci tu za rok, dwa lata, może trzy, jeśli przeżyje za tę marną rentę i nie strzeli sobie w końcu w łeb. Lampa była ordynarnie czysta i żadna głupia mucha nie smażyła się pod kloszem.
- ...znaleziono je nad ranem, około godziny 4.30. Służby wezwała sąsiadka.
Kto wymyślił, żeby listwy przy suficie były tak szerokie? Wyglądały jak pamiątka po jakimś poprzednim, bardziej monumentalnym wystroju, które ktoś, zamiast oderwać, zrównać i wtedy odmalować, po prostu machnął białą farbą i uznał, że tak będzie w porządku. Nie było, listwa się wyróżniała na tyle, że jakimś cudem psuła i tak już nie najlepsze wrażenie.
- ...zmiażdżona wątroba, wyciśnięte gałki oczne…
Tik pojawił się w prawej powiece.
Oczywiście, wszystkie szafki były stalowe, z gatunku takich, których trzaśnięcie słyszały zapewne szczury kanałowe. No cóż, jeśli psycholog miał zły dzień, istniało spore prawdopodobieństwo, że cały szpital wojskowy o tym wiedział. Franz prawdopodobnie by trzaskał przez cały czas, choćby dlatego, że musiało to dawać prawie tyle satysfakcji, co wkurwione głosy za ścianą gabinetu.
- ...sprawcę znaleziono martwego. Sprawa zamknięta. Więc… proszę mi powiedzieć coś nowego.
Mężczyzna przeciągnął się na krześle.
- Chyba mam reumatyzm, bo na trzy dni przed ostatnimi ulewami strasznie mnie rwało w prawej nodze.
Uwaga była kretyńska, ale o tyle zabawna, że Franz czuł rwący ból w dniu, w którym miał sprawnościówkę. Zdał. Jakoś. O dziwo, bywali gorsi kadeci.
Psycholog westchnął.
- Proszę wracać do domu, panie Kafka. Postaram się, aby nie było potrzeby prowadzenia drugiej rozmowy z pułkownikiem.
„Panie Kafka”. Emeryt poczuł, że wreszcie w swoim marnym życiu coś osiągnął.

Nie wiedział, dlaczego obraz płaczącej Iko tak zapadł mu w pamięć, nim chyba szesnasta kula ją ostatecznie wyłączyła. Wydało mu się, że widział ją w mroku mieszkania, kiedy wrócił do siebie; błękitne, nienaturalne oczy połyskiwały krzemowo, zanim ostatecznie je zgasił, tym razem po prostu zapalając światło. Kochana emerytura, słodkie czterdzieści lat egzystencji, nim organizmowi zwyczajnie się odechce.
Ciekawe, czy ktoś przyjdzie.
Ciekawe, czy lepiej będzie mu sczeznąć w samotności.
Ciekawe, jak bardzo na to zasłużył.

Dodatkowe:

→ Naraził się Łowcom jakieś trzy lata temu, zabijając Iko – dość ważnego szpiega w szeregach S.SPEC, a co ważne – biomecha, któremu część systemów zwyczajnie źle zadziałała (i do dziś nie wiadomo, czy nawaliła strona ludzka, czy był jakiś przeklęty podzespół, w którym Avast nie zainstalował aktualizacji na czas). Codziennie rano dziękuje im za protezę i migreny.
→ W S.SPEC fakt, że Iko tak elegancko zdradziła (najprawdopodobniej o tym wiedzą), jest uznawany za dość kompromitujący, do dzisiaj więc Franz nie bardzo przyznał, że to się stało i ukrył smutne resztki po kobiecie głęboko w podziemiach miasta.  
→ Nie lubi obecnie ani S.SPEC, ani ruchu oporu najróżniejszego typu, ani… służb medycznych. Jedną z niewielu rzeczy, jakie zapamiętał po tym, jak go znaleźli półżywego w kanale, była żartobliwa dyskusja sanitariusza i lekarza, w której padło wesołe „Ha, zasadniczo moglibyśmy mu tę nogę dobrze zreperować, gdyby był pułkownikiem”. Dobrze dla niego (i dla nich), że nie usłyszał, co mówili na temat operacji czaszki.
→ Franz Kafka nazywa się Franz Kafka, ponieważ jego rodzina lata temu przybyła do Japonii z dalekiej Europy. Było to już w czasach, gdy dawna kultura zatarła się zupełnie, stąd nikt nie ma pojęcia, skąd wzięło się nazwisko i jakiej dokładnie narodowości była familia.
→ Psycholog na odchodne mu zalecił, żeby znalazł sobie stworzenie, o które musiałby dbać i się nim zajmować, żeby poczuł jakąkolwiek odpowiedzialność. Mężczyzna znalazł sobie psa, którego przygarnął i w sumie zaczął o niego dbać bardziej niż o siebie. Zwierz jest okrutnie rozpieszczony i kompletnie go nie słucha. Nazywa się Hermann Kafka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.06.16 23:15  •  Ee... Empty Re: Ee...
Rany, ale świetna karta postaci. Zresztą, sama postać super. I to imię oraz nazwisko. Masz zasłużony akcept i życzę miłej gry. I chcę relację. Jakoś. Nie wiem jak, ale chcę.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down


 
Nie możesz odpowiadać w tematach