Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Karty Postaci


Go down

Pisanie 08.08.15 18:22  •  こだ Empty こだ

    i'm a scrapyard, i'm a burned ground
    i'm a chest of suffering painted gold
    i'm a soldier, i'm a gunshot
    i'm a minefield waiting to explode
    would my dry mouth speak your words now?
    would my concrete heart open the door?

Godność: Aoshima Miwa.
Pseudonim: Coda. (こだ/コダ)
Płeć: Żeńska.
Wiek: Trzydzieści dziewięć lat.
Orientacja: Nie ma czasu myśleć o takich bzdurach.
Zawód: Lekarz. Zrobiła specjalizację z medycyny ratunkowej; obecnie zajmuje się wszystkim po trochu.
Miejsce zamieszkania: Ma własną klitkę w Katakumbach, ale większość czasu spędza włócząc się po Desperacji.

Organizacja: Masoni.
Stanowisko: B70.
Rasa: Człowiek. (jeszcze)
Ranga: Desperatka.

Moce/artefakty/technologie:
Umiejętności:
Medycyna. Każdy szanujący się lekarz z M3 złapałby się za głowę, widząc warunki, w jakich przyszło jej pracować, ale Coda przystosowała się do nich całkiem nieźle i w swojej wędrownej klinice oferuje wszystkie usługi medyczne, jakich mieszkańcy Desperacji mogą potrzebować, w szczególności: pierwszą pomoc; diagnozę i leczenie mniej i bardziej popularnych chorób; odcinanie zbędnych kończyn; przyszywanie kończyn omyłkowo odciętych; i inne.
Zielarstwo. Całkiem nieźle wyznaje się na tych dziwacznych chwastach i zielskach porastających Desperację, umie też przyrządzać z nich lekarstwa.
Posługiwanie się bronią palną. Głównie dubeltówką, której używa do polowania na większą i mniejszą zwierzynę, ale w razie potrzeby poradzi sobie też z pistoletem.
Survival. Lata spędzone na pustkowiach zahartowały ją na tyle, że nawet w największej dziczy umie sobie znaleźć schronienie i pożywienie.
Podzielna uwaga. Lewą ręką mieszać zupę, prawą wiązać bandaż, a do tego w myślach rozwiązywać sudoku? Żaden problem.

Słabości:
● Od kilku miesięcy dręczą ją dwie rzeczy: bóle głowy (szczególnie uciążliwe rano, słabnące wieczorami) i napady podobne do padaczkowych (szczęśliwie dość łagodne), podczas których na kilka-kilkanaście sekund wiotczeją jej mięśnie, a umysł odpływa gdzieś hen, daleko. Zazwyczaj wygląda to tak, że Coda upuszcza to, co trzymała w rękach, i przez chwilę nie reaguje na żadne bodźce, a potem jakby nigdy nic wraca do przerwanych przed chwilą czynności, ale czasem zdarza jej się fiknąć na podłogę albo stracić przytomność. Stara się w miarę możliwości ignorować te objawy i nie zastanawiać się, jaka jest ich przyczyna. Może to i dobrze; kto wie, jak by zareagowała, gdyby dowiedziała się, że w jej mózgu przyczaił się guz, który – jeśli się go nie wytnie albo w inny sposób nie zneutralizuje – za kilka lat prawdopodobnie ją zabije.
● W ogóle nie umie się bić, więc fizycznych konfrontacji unika, jak może, a w razie potrzeby wyciąga strzelbę; żeby ją unieszkodliwić, wystarczy po prostu zabrać jej broń.
● Taszczenie całego dobytku ze sobą zaczęło się w końcu odbijać na jej zdrowiu – Coda od niedawna ma problemy z kręgosłupem, objawiające się bólem i sztywnością pleców.

Wygląd zewnętrzny:
Kiedy się tak pochyla, wygląda na dużo niższą niż jest naprawdę. Zgięta wpół nad zbyt niskim blatem wydaje się być drobna jak dziecko i dopiero, kiedy na chwilę odrywa się od pracy i prostuje kości, widać, że jest w zasadzie średniego wzrostu. (161 cm) Opiera dłonie na wąskiej talii i wygina się w łuk, aż trzeszczy kręgosłup. Przeciąga się szybko – mięśnie napinają się, grają pod jasną skórą, najmocniejsze na udach, rękach i plecach, choć teraz oczywiście nie widać tego przez ubrania. Wspina się na palce i przez krótką chwilę utrzymuje na nich całą masę ciała. (62 kg) Wreszcie przeciera skośne oczy wierzchem dłoni, mruga kilka razy, by znów się skoncentrować, i wzdychając cicho wraca do pracy.

Minuty mijają powoli. W lampie powoli kończy się nafta, więc pochylona nad stołem kobieta coraz mocniej mruży oczy; siateczka zmarszczek w kącikach nieco się pogłębia, podobnie jak pionowa bruzda między wiecznie zmarszczonymi brwiami. Jej dłonie, drobne i szorstkie, wydają się żyć własnym życiem: same odgarniają z twarzy czarne kosmyki włosów spadających na równie czarne oczy; same zakładają ostatnie szwy; same budzą ogłuszonego anestetykiem pacjenta; same zbywają jego podziękowania gestem; same zamykają za nim drzwi. Jej umysł śpi, ciało działa na autopilocie. Widać to w każdym jej ruchu, kiedy powoli, pieczołowicie zapina guziki koszuli, wsuwa na siebie znoszoną, połataną kurtkę – jedyne odzienie wierzchnie nadające się jeszcze do użytku – rozwiązuje i ponownie wiąże sznurówki wysokich butów. Nie musi patrzeć w lustro, żeby wiedzieć, że jej cera jest ziemista, oczy podkrążone, a twarz przejawia mniej więcej tyle emocji co betonowa płyta (chociaż to ostatnie jest akurat normalne). W tej chwili wygląda na jakieś osiemset lat i tak też się czuje.

Kładzie się do łóżka w ubraniu i butach i zasypia, gdy tylko dotknie głową poduszki. Żadnego lunatykowania, żadnych dziwacznych pozycji – całą noc śpi jak kamień, oddychając głęboko i powoli. Na jej twarzy nie drga żaden mięsień. Grube brwi ułożone w neutralne łuki, długi nos, wyraźne kości policzkowe, szerokie wargi, mocno zarysowany podbródek – nic się nie porusza. Jej włosy, proste, czarne, z nielicznymi pasmami siwizny, leżą nieruchomo na cienkiej poduszce. Tylko po powolnym ruchu klatki piersiowej można zgadnąć, że Coda w ogóle jeszcze żyje.

Charakter:
Budzi się wcześnie, równo o świcie albo odrobinę po nim. Zawsze wstaje ze słońcem, choć z podziemi, w których obecnie się znajduje, oczywiście go nie widać. Dzisiaj jest dobry dzień, co poznaje po tym, że ma zwyczajny poranny ból głowy, a nie obezwładniającą migrenę. Poranna gimnastyka, lodowaty prysznic, papieros i filiżanka kawy – śniadanie mistrzów… O ósmej rano jest zwarta i gotowa do pracy. W Desperacji oznaczałoby to, że pora wyruszyć w dalszą wędrówkę, przenieść ruchomą klinikę jeszcze kawałeczek dalej; zdążyła już zapomnieć, że tu, w katakumbach, życie toczy się nieco wolniej. W tej chwili nie ma dla niej nic do roboty. Bezczynność i bezruch niezbyt jej odpowiadają. Zostaje się wtedy sam na sam ze swoimi myślami.

Żeby zabić trochę czasu, rusza na spacer. Korytarze, które przemierza równym krokiem wprawnego piechura, są o tej porze wyludnione; za jedyne towarzystwo ma kości. No i dusze, jeśli ktoś wierzy w takie rzeczy. (Sama nie jest już pewna, co o tym myśleć.) Przemawia do nich cichym, spokojnym głosem, nie przejmując się zbytnio, że nie odpowiadają – tak naprawdę mówi do siebie. Chodzi o to, żeby sobie co nieco przemyśleć, żeby posłuchać, jak jej myśli brzmią wypowiedziane na głos, nie o to, żeby otrzymać odpowiedź. Kiedyś prowadziła dziennik, ale to było dawno, kiedy mogła sobie jeszcze pozwolić na takie luksusy jak stały dostęp do papieru i długopisu. Teraz gada do trupów.

W pewnym sensie woli zmarłych od żywych. Może to trochę dziwne, w końcu jej praca polega na tym, żeby w miarę możliwości powstrzymać tych drugich od zmienienia się w tych pierwszych, ale zwłoki – w porównaniu z ciałami, które jeszcze chodzą i oddychają – mają dużo zalet. Nie mówią i nie oczekują, żeby ich słuchać albo, o zgrozo, prowadzić rozmowę – w tym nigdy nie była dobra. Nie zajmują się takimi bzdurami jak plotki, flirty, sympatie, antypatie, seks i te wszystkie inne irytujące rzeczy, do których nieodmiennie dochodzi, kiedy się trzyma żywych w jednym pomieszczeniu. Nie przeszkadzają nikomu w pracy. Nie potrzebują uwagi. Idealni towarzysze.

– Chociaż – mruczy sama do siebie, maszerując tunelami – to nie jest tak, że ja tych ludzi nie cierpię. To znaczy, oczywiście, irytują mnie i zajmują mój czas, ale… Jakby to… – Gestykuluje dość intensywnie, jak zwykle, gdy nie może znaleźć słowa. – Oni są przecież sensem mojego życia. Poniekąd. Gdybym nie lubiła ludzi, nie chciałabym im pomagać. Nie chciałabym się nimi opiekować. Nie chciałabym dbać o nich i robić, co w mojej mocy, żeby im jakoś pomóc, żeby ich życie było chociaż odrobinę lepsze. Nie zostałabym – „matką”, myśli, i natychmiast odpędza to słowo – lekarzem – kończy wreszcie zdanie, ale już za późno, głos już jej się złamał, gardło już się ścisnęło. Ze złości gryzie wargi. Głupia, głupia, miałaś już o tym nie myśleć, ile to już lat, daj sobie spokój, daj sobie spokój, daj sobie spokój…

Oczywiście nie ma na to szans. Dopóki żyje, dopóty nie zazna spokoju.

Dodatkowe:
● Uciekła z M3 pięć lat temu w poszukiwaniu córki, która wymknęła się z miasta. Obie zostały oficjalnie uznane za zaginione.
● Wciąż ma swoją (niedziałającą już) przepustkę.
● Umie zasnąć w każdych warunkach i w dowolnym miejscu.
● Oprócz ojczystego japońskiego zna też angielski, nie jakoś przesadnie dobrze, ale do zwykłej rozmowy wystarczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.08.15 12:49  •  こだ Empty Re: こだ
こだ Growlithe_eepnhas


Akceptuję.
Bardzo ładna karta postaci.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down


 
Nie możesz odpowiadać w tematach