Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Karty Postaci


Go down

Pisanie 07.05.15 19:49  •  A reszta jest milczeniem Empty A reszta jest milczeniem

Nie ma de­monów,
jesli nie uwazac za de­mona wol­nosci;
swiat jest je­den i Bóg jest je­den,
i wiara jest jed­na, przy­byszu,
a reszta jest milczeniem.





godność


Isaiah Aaron Jerome Thynne


pseudonim


Jewha, Isa, Izka (błagam no)


płeć


mężczyzna


wiek


886 lat


orientacja


biseksualny


zawód


szpieg | prostytutka |  konsultant


miejsce zamieszkania


brak sprecyzowanego


rasa | ranga


wymordowany | opętany


organizacja | stanowisko


neomasoneria | C70





moce, artefakty, towarzysze




• Bestia — Wielki pająk — Co jest milusie, zawsze słucha właściciela i pała do niego ogromnym zasobem miłości i posłuszeństwa? Cóż, raczej nie to stworzenie, które zdecydowanie ani do grzecznych, ani do kochających nie należy. Przeciwnie wręcz, ponieważ przecież pokorne zwierzę nie pluje na właściciela, nie zaplątuje go w sieć w nocy, a tym bardziej nie żąda spełniania swoich wymogów, a raczej spełnia jego. Nie jest to więc przyjemniaczek, a również zapewniam Was, że przystojnym też nie można go nazwać. Swoje niedoskonałości pod względem potulności i aparycji nadrabia jednak praktycznością. Darmowa taksówka na ośmiu nóżkach? Pewnie. Paraliż niezbyt lubianego kolegi? Nie ma sprawy (ale tylko na dwa posty!). No i jeszcze pozostała właściwość uwięzienia panienki (a może w jego przypadku: pana), która(y) wpadnie w oko — w końcu nie na darmo produkuje pokłady pajęczyny, która przecież jest wytrzymała niczym stal. Właściwie to można stwierdzić, że pomimo całkiem sporej ilości walk i potyczek, Jewha i Skurwiel (bo przecież na inne imię to stworzenie raczej nie zasługuje) Puszek (ta nazwa ewentualnie pasuje, biorąc pod uwagę jego nie do końca przyjemny meszek) całkiem nieźle się dogadują. Może nie przypomina to relacji pan-pies, ale raczej traktowani są na równym poziomie, bo Jewha to (trochę) ciota i do końca Skurwiela Puszka nie umie ogarnąć.

• Artefakt — nieśmiertelnik z wygrawerowanym numerem 7—626 — Na pierwszy rzut oka zupełnie niepozorny, jakby stary, trochę już brudny naszyjnik. Kryje w sobie jednak znacznie potężniejszą moc niż przypuszczać by było można — pozwala on na kontrolowanie substancji, jaką jest krew. To otwiera przed Jewhą zasób możliwości — zmiana stanu skupienia cieczy i jej kształtu, na wskutek czego powstaje wszędzie dostępna i niezwykle ostra broń, która przekształcona być może w nóż, miecz, dzidę lub też nawet kaleczący sznur. Użyciem tej mocy chłopak może się pochwalić tylko, gdy jest ranny, a ponadto nie potrafi tworzyć dwóch postaci posoki na raz. Szybko się męczy, gdyż, bądź co bądź, broń jest częścią jego organizmu. Im dłużej korzysta z nieśmiertelnika, tym ostrze staje się bardziej tępe, a jego właściciel — wymęczony; czas trwania waha się od 1 do 4 postów, a czas regeneracji jest o 1 post dłuższy od użycia. Zwykle nie osiąga jeszcze rozwlekłego terminu użytkowania, gdyż nie panuje w pełni nad siłą czaru. Sam grawer ma znaczenie przenośne, odnoszące się do alfabetu liczb i numerologii. Siódemka ma symbolizować jego usposobienie — introwertyczny charakter i skupienie na myślach oraz emocjach. Sześćset dwadzieścia sześć natomiast, posiada przypisane do siebie litery, które wspólnie tworzą wyraz "oko" — narząd w jego mniemaniu najistotniejszy.

• Częściowa biokineza — pantera — Przemiana kosztuje go dużo energii, a także powoduje, że przez jego ciało przechodzą salwy bólu. Metamorfozę w postać pantery opanował już całkowicie i po jej zakończeniu wygląda niczym kopia drapieżnika. Czarna, aksamitna sierść otacza jego ciało, które stąpa pewnie na czterech długich, acz masywnych łapach, pozwalających na szybszy bieg. Wzrok zawsze ma czujny, na wypadek gdyby potrzebował szybko zareagować na atak i wtopić swoje białe, ostre kły w skórę przeciwnika. Często po transmutacjach pozostają mu ropiejące rany.




umiejętności



• Posługiwanie się bronią białą — Zdolność tę opanował niemalże do perfekcji, wyszczególniając jednak specjalny rodzaj rynsztunku, który dumnie dzierży nazwę Hsu Quandao. Wygląda on niczym miecz arabski, gdyż jego ostrze wygięte jest w łuk; różnica jednak polega na tym, że nie posiada on zwykłej rękojeści, a umieszczony został na długim, metalowym kiju, przypominającym może odrobinę trzon od włóczni. Chłopak wyrobił sobie nawyk owijania broni w biały kawałek materiału, w celu zapobiegnięcia destrukcyjnym procesom, jakie mogłyby na nią zadziałać. W razie potrzeby użycia Hsu Quandao zdejmowanie tkaniny trwa raczej krótki odcinek czasu, dzięki czemu nie jest on narażony na uzyskanie zbyt wielu obrażeń w trakcie tej czynności.


• Manipulacja —  Jego pasją wręcz jest władanie innymi. Ich emocje, myśli, czyny — wszystko ma być jego. Zdarza się, że niektórzy myśląc, że mają nad nim kontrolę, sami wpadają w jego sidła. Kocha, gdy inni są od niego uzależnieni; gdy przychodzą na kolanach i błagają, by żył u ich boku. Umie wyczuć kto jaki jest — co potrzebuje usłyszeć, żeby samemu podać mu na tacy niektóre odpowiedzi i rozwiązania. To gra — przybiera różne maski, by mu zaufano, zawiązano z nim jakąś sympatię, po to, aby później prokazać, że jego prawdziwy charakter siedzi gdzieś głęboko i być może nigdy nie został ujawniony.


• Pałac umysłu — Każde słowo skrupulatnie zapisane, rzeczy idealnie posortowane, informacje poskładane, a etykietki istot — również rozlepione. Wszystkie informacje kolekcjonuje w swojej głowie, przechowuje w skrytkach, do których nikt oprócz niego nie ma dostępu. Jego mózg jest jak ogromna forteca, składająca się z całych pokoi, magazynów wypełnionych analizami i raportami. Rozwiesza na wyimaginowanych ścianach zdjęcia, tworzy archiwa i specjalne tablice, przypominające te, z których korzystają detektywi, i które pomagają mu łączyć fakty. Posiada tam biblioteki, kopiuje książki, tomy i encyklopedie, by w każdym miejcu i zawsze mieć do nich dostęp.


• Zdolności wynikające z przynależności gatunkowej — Jak każdy Wymordowany, Jewha odziedziczył zwiększoną tężyznę, czujność, a także wyostrzone zmysły.




słabości



• Tatefobia — lęk przed pogrzebaniem żywcem — Nie wiadomo właściwie skąd u niego podłoża tego strachu. Nie zetknął się bowiem w całym swoim życiu z tego typu sytuacją ani nawet nie zna osoby, która mogłaby być świadkiem obrzędu. Mimo to, przebiegają go ciarki na samą myśl o znalezieniu się w trumnie i wciąż byciu w stanie otwierać świadomie oczy.


• Nyktofobia — lęk przed ciemnością — Najprawdopodobniej spowodowany pobytem w schronie w czasie końca świata. W budowli nie było dostępu do światła, a to rozbudziło w Thynne'rze obawę przed tym, czego nie jest w stanie zobaczyć. W końcu zmysł wzroku ceni sobie nad wszystko, a może i właśnie dlatego. Nie lubi spędzać nocy sam (co obok strachu wynika również z potrzeby poczucia obcego ciała), więc często jeśli nie ma towarzystwa, zaprasza przypadkowych nieznajomych, co zdecydowanie mądre z jego strony nie jest.


• Filofobia — strach przed zakochaniem się — Paradoksalnie przy całemu swojemu uwielbieniu do seksu, miłości duchowej unika jak ognia. Sądzi, że nie jest w stanie odnaleźć w niej żadnej siły, a wręcz przeciwnie — zniewoli go tylko i sprawi, że będzie od kogoś zależny. Przywiązanie emocjonalne oznacza trzymanie kogoś na krótkiej smyczy, więc nawet jeśli zapałałby do kogoś uczuciem, nie przyznałby się przed samym sobą, a już tym bardziej przed nieszczęściarzem.


• Klątwa Ondyny — Choroba odziedziczona najprawdopodobniej po rodzinie ze strony ojca. Głównym objawem jest zatrzymywanie się oddechu we śnie, lecz obok tego zauważyć można zaburzenia pracy żołądka i rytmu serca, nieprawidłowe reakcje źrenic na światło oraz złą tolerancję alkoholu (który hamuje ośrodek oddechowy). W dzieciństwie Isaiah miał poważne problemy z sennością, bał się bowiem, że umrze podczas spoczynku, a sytuacje bliskie śmierci rzeczywiście miały miejsce. Wraz z upływem czasu nasilenie choroby zmalało i symptomy występują znacznie rzadziej, co nie oznacza jednak, że zupełnie zniknęły.


• Czerń w oczach— Nie jest to żaden rodzaj schorzenia, a raczej osobista przypadłość. Normą jest dla niego nagła strata wzroku na parę sekund. Przejawia się to odłączeniem widoczności, a następnie powolnym odzyskiwaniem obrazu w postaci mroczków i znikających czarnych plam. Sytuacje te zdarzają się w najbardziej nieoczekiwanych momentach, a Thynne jest wtedy blisko paniki, gdyż nastaje w jego mniemaniu ciemność.


• Marchewka — Warzywo, którego absolutnie przełknąć nie potrafi. Ledwie jej zapach wywołuje u niego odruch wymiotny. Wcisnąć mu nie wciśniesz, nie ma szans.







wygląd zewnętrzny



Opis Isaiah'a Aaron'a Jerome'a Thynne'go na podstawie relacji kobiety.

Patrzę na niego i widzę ciało, które sypia z mężczyzną. Fakt ten nie jest jednak w żaden sposób hańbiący, a wręcz przeciwnie — nadaje mu seksapilu. Chodzi o sposób w jaki się porusza. Posiada jakiegoś rodzaju grację i płynność ruchów, widoczną w gestach dłoni, przekrzywianiu głowy, rozchylaniu warg. No i te oczy — są pierwszym czym widzisz jak spojrzysz na twarz. Swój dosyć banalny kształt nadrabiają zmysłowym przymrużeniem, ale również mroźną intensywnością niebieskiego. Lecz nie jest to błękit, nie, nie; kolor ten jest ciemnym chabrowy, wpadającym wręcz w granat, a mimo to jakby jaskrawym i wciąż nietypowym. Otacza je ciemna obwódka gęstych rzęs koloru hebanu, który pokrywa się z barwą puszystych, przydługich włosów, otaczających twarz. Na drobnej facjacie ze szpiczastą brodą znajduje się jeszcze niewielki nos i również nieduże usta koloru ciemnej wiśni, a może soczystej czereśni. Jego oblicze wolne jest od wszelkiego rodzaju znamion — nie posiada piegów tudzież pieprzyków. Pod podbródkiem zwykle znajduje się szyja, a jego budowa nie odstaje od tego schematu. Jej zwieńczeniem są dwa wystające obojczyki, które budują dosyć szerokie ramiona. Ręce ma długie, zakończone smukłymi palcami, ale mimo to rysuje się na nich jakieś umięśnienie. Podobnie powiedzieć można o klatce piersiowej, która pełna jest lekkich konturów mięśni. Przy każdym jego kroku odbija się od niej nieśmiertelnik — nigdy go nie zdejmuje, jakby był to dla niego jakiegoś rodzaju talizman. Nogi ma długie, szczupłe, zbyt cienkie jak na chłopskie, a stopy kościste i niewielkie. Duży palec znacznie wystaje ponad inne. Skórę ma gładką, dosyć jasną, ale nie przeźroczystą — prawie zupełnie czystą, nie licząc paru zadrapań na całym ciele; jedne są właściwie niewidoczne, inne szpecą jego ciało i mogą pozostawić po sobie wieczny ślad. Nie ma owłosienia prócz tego na głowie, a jeśli jest, to tak jasne, że niezauważalne. Nigdy nie widziałam też, żeby się spocił albo nabrał rumieńców. Zawsze przybiera tą obojętną maskę, a spod niej pozwala przebijać się tylko złości lub minom, które na celu mają uwieść. Jego postura nie przypomina już kobiecej tak jak zwykła dawniej i pomimo całej swojej delikatności, jest widocznie męska. Powoduje to może kształt sylwetki, która zwęża się w stronę bioder od barków. Nie jest wysoki, acz nie należy do niskich — na oko jakieś sto siedemdziesiąt osiem centymetrów. Wagi oszacować dokładnie się nie da, jednak wydaje się, że posiada raczej jej deficyt niż nadmiar — wahać się może w granicach sześćdziesięciu pięciu kilogramów.
Ubiera się zazwyczaj w ciemne materiały — w jego szafie dominują czerń, szarość i biel, a także ich wspólne wariacje. Czasami zawita w garderobie coś w odcieniach czerwieni lub granatu. Nosi luźnie koszulki lub eleganckie koszule, zazwyczaj dopasowane do obcisłych — bardziej lub mniej — spodni. Dba o swoją prezentację, dlatego raczej ostrożnie dobiera odzież. Mimo to, zależy mu również na wygodzie, więc w bojówkach również można go niekiedy zauważyć. Dobrze się czuje, gdy na koszulkę narzucone ma jeszcze coś z długim rękawem — często jego wybór pada na materiałową, smolistą wiatrówkę albo długi, luźny płaszcz tego samego koloru, lecz zadowoli się również flanelową koszulą. Wiecznie obecna jest również, obok nieśmiertelnika, broń z zasłoniętym ostrzem.
Kolorystyka panująca w jego szafie, odpowiada ubarwieniu sierści jego drugiej postaci — pantery. Zwierzę jest smukłe, ale dobrze zbudowane. Pysk ma niezwykle urodziwy, a ruchy są ostrożne i taneczne — cechy te więc występują w obu jego postaciach. Jako pantera jest jednak lżejszy. Stawia kroki szybciej i bardziej płynnie. Charakterystyczną cechą jest jeden szarawy prążek na ogonie drapieżnika.


Na­lezy po­nizac ciato,
aby tym wyzej wzniesc ducha.


charakter


Fragment wypowiedzi znajomej mężczyzny oraz jego własna opinia na swój temat.

Po raz pierwszy widziałam go, chowającego się w uliczce. Może kogoś szpiegował lub przeprowadzał analizę. Był skupiony, nie docierało do niego nic z zewnątrz, najcichszy nawet dźwięk. Pomyślałam wtedy, że musi być kimś niezwykle zdystansowanym i wycofanym. Miałam rację poniekąd. Gdy zaczęłam z nim rozmawiać, na twarz przybrał maskę obojętności, dużo milczał, wolał skupiać się na moich słowach niż pozwolić mi usłyszeć swoje. Nie znaczyło to jednak, że był nieśmiały — wręcz przeciwnie. Jego sylwetka emanowała pewnością siebie; w oczy patrzył prosto i hardo, nie wstydził się. Trudno go zawstydzić. Wszędzie czuje się komfortowo, dlatego często wychodzi do ludzi. To zależy od jego humoru czy jest gadatliwy — w niektórych sytuacjach, tak jak w momencie nawiązania pierwszego naszego kontaktu, zachowuje się milcząco; w innych zaś można nazwać go wręcz gadułą, co nie znaczy, że jest otwarty. Raczej nie mówi o sobie. Broni swoich poglądów, nie obawia się czyjejś niezgody z jego zdaniem. Wiem, że przyciąga wiele spojrzeń i wiem też, że mu się to podoba. Lubi czuć, że ma nad kimś władzę, uwielbia manipulować ludźmi, a nienawidzi gdy, ktoś ma w garści jego. Oczekuje szacunku, chce być ceniony i wychwalany, a gdy nie jest, denerwuje się. Osobie, która nie czuje do niego respektu, odwarkuje, co czyni z niego jeszcze bardziej dziecinnego. Z drugiej strony jednak nie przypomina oseska — umie podjąć dojrzałe decyzje, a zachowuje się przy tym niezwykle nonszalancko. Niekiedy mnie to w nim denerwuje, bo sprawia wrażenie jakby cały świat i życie go nie obchodziły. Lubuje we wszelkich kontaktach seksualnych, aczkolwiek nie pozwala się zbliżyć do siebie na tyle, żeby stać się kimś ważniejszym. Nieufny. Zaprzyjaźnić się z nim? Ciężkie zadanie. Ci jednak, którym się to udało są przez niego cenieni, a także zawsze mogą liczyć na jego wsparcie i ochronę. Ponadto zaborczy — o bratnie dusze jest niezwykle zazdrosny, często przesadnie. Cała jego postać otoczona jest przez aurę jakiejś wyższości, która często pokrywa się z egoizmem i arogancją, ale również posiada w sobie nutę tajemniczości. Enigmatyczny. Patrzy w oczy i uśmiecha się zagadkowo, ale nie ujawnia co krąży po jego głowie. A znajduje się tam z pewnością wiele — jest mądry i posiada wielki spryt, lecz przy tym także poetycką duszę. Często nachodzą go refleksje, dlatego rzuca jakieś niejasne do końca słowa, zdania, cytaty. Uważany przez pewną grupę osób za dziwaka, czasem nawet za szaleńca. Trudny. Gdy coś go rozdrażni, pokazuje to. Można nazwać go pyskatym, ale posiada takt. Wie jak być pokornym, jeśli zajdzie taka potrzeba. Słucha innych po to, by potem zrobić coś zupełnie innego. Ceni honor i dumę ponad wszystko, a jednocześnie sprawia wrażenie, jakby już dawno ktoś je zdeptał. Nigdy nie potrafiłam go rozgryźć. I prawdopodobnie nigdy mi się to nie uda.
Lubiłem swoją postać śmierci, dzierżącą na ramieniu kosę i wskazującą kto w następnej chwili umrze. Niestety, okazałem się być dużo mniej wpływowym i bardziej banalnym, a przy tym, co smutne, zupełnie nieodstającym od reszty. Powstałem z człowieka i jakąś ludzkość zachowałem, a że są to istoty najprostsze, pozostała ta prostota i we mnie. Dlatego chyba podświadomie szukam urozmaiceń, a wybieram zazwyczaj same komplikacje. Interesuję się końcem — próbuję zrozumieć dlaczego los się potoczył w taki sposób. Na jakiej zasadzie działają modyfikacje, które zaszły w naszych ciałach. Dlatego wiele obserwuję, chowam się czasem w cieniu i po prostu patrzę. Ale przebywam wśród innych właściwie ciągle, nie lubię być sam. Nie przepadam, gdy ktoś jest zbyt wścibski. Irytuje mnie to. Mogę bywać trochę zarozumiały, zdarza mi się też kpić sobie z innych i być wrednym, ale nie robię tego specjalnie... Czasem działam zbyt impulsywnie, najpierw słowo wychodzi mi z ust, potem dopiero dociera od mózgu i wtedy mówię za dużo. Staram się tego unikać, ale to chyba sprzeczne z moją naturą. Nie rozmyślam na temat przeszłości, analizuję jedynie teraźniejszość i fakty. Uważam, że nie ma sensu żałować i rozpływać się nad wszystkimi ośmieszającymi mnie sytuacjami w życiu, bo to bezcelowe i w sumie żałosne. Zresztą, niewielu udaje się speszyć — to chyba kwestia tego, że sporo już doświadczyłem.



dodatkowe



• Rozczulają go ludzie — Wywołują w nim sympatię, coś na kształt współczucia. Uważa ich za najsłabszą rasę i czuje, że zobowiązany jest do pomocy, gdy ci znajdą się w tarapatach.

• Mieszana krew — Jego ojciec był Łowcą, jednak los chciał, że odziedziczył krew człowieczą po matce. Utożsamia się w pełni z ludźmi, mimo że przestał należeć do tego gatunku.

• Używki — Kocha. Uzależniony od nikotyny, kurzy non-stop. Po narkotyki sięga co prawda rzadko, jednak częściej spotyka się z alkoholem. Źle wpływa to na jego organizm, co potęgowane jest przez występowanie wyżej opisanej choroby, jednak Isaiah nie przejmuje się skutkami ubocznymi, czego często później żałuje. Oprócz procentów, cieczą, którą pije nieustannie, jest kawa. Czarna, z mlekiem, ciepła, zimna — jakakolwiek, dajże pan po prostu.

• Nimfomania — Chorobliwe pragnienie zbliżeń stało się następnym nałogiem. Bez seksu jest bliski szaleństwa. Szczególną przyjemność czerpie ze stosunków homoseksualnych i na takie zdecydowanie częściej się decyduje, choć potrafi zadowolić go również kobieta.

• Miętówki — Gdy nie ma w ustach papierosa, wsadza do nich miętówki. Związane jest to prawdopodobnie z syndromem palacza.

• Notatnik — Przedmiot, który zawsze mu towarzyszy wraz z zestawem cienkopisów i długopisem. Zapisuje w nim wszelkie swoje obserwacje i odkrycia, zarówno te, które przydać się mogą organizacji, jak i te, którymi interesuje się prywatnie.

• Brak stałego miejsca zamieszkania — Posiada co prawda jakieś tanie kawalerki tu i ówdzie, jednak rzadko w nich przebywa. Żyje w przekonaniu, że zawsze znajdzie się jakaś dziura, w której może przenocować, a w razie czego — ktoś, kto oprócz dachu nad głową, zapewni mu także innego rodzaju przyjemność.

• Poezja — Lubi ją zarówno czytać, jak i tworzyć. Uważa to za czynność niezwykle relaksująca i pozwalająca na wyrzucenie z ciała negatywnych emocji.

• Interesuje się astrologią — Dlatego skłonny jest wierzyć we wszelkiego rodzaju wróżby i horoskopy. Sam także uczył się kiedyś jak przepowiadać przyszłość na podstawie położenia gwiazd na niebie w dniu urodzin. Czasem nadaje też planetom własne imiona i wymyśla ich historie.

• Poliglota — W czasach człowieczeństwa zwykł uczyć się wielu języków i zdolność ta mu pozostała. Biegle wysławia się w języku angielskim (ten jest akurat jego narodowym), japońskim (ze względu na to, że uczęszczał w tym kraju do szkoły), ale również hiszpańskim i francuskim.

• Pachnie miętą.

• W młodości farbował włosy — Jednakże w niebieskim było mu nie do twarzy, więc wrócił do naturalnej czerni.

• Dobry słuchacz — Lubi być osobą, do której przychodzą ludzie, by się wypłakać. Nie zawsze ich przyjmie, fakt, jednak gdy już zdecyduje się na rozmowę z nimi, skupia się rzeczywiście na ich problemach i całkiem nieźle pociesza.

• Szlacheckie nazwisko — Jest potomkiem starego brytyjskiego (i kiedyś szanowanego) rodu, choć najprawdopodobniej straciło to już jakiekolwiek znaczenie.






historia


Jest to zaledwie fragment, na potrzeby lepszego zrozumienia postaci. Wersja rozszerzona być może pojawi się w przeznaczonym do tego temacie.


Nigdy nie poznałem swojego ojca. Porzucił mnie, zostawiając matkę, która będąc ludzką kobietą, okazała się być dla niego atrakcją niebywale krótko. Matka, na imię miała Eleonora — piękne, dumne imię, lecz pomimo wyrazu jakim się określała, była osobą z problemami. Wyglądała atrakcyjnie, mimo tego, że była już przecież po ciężkiej ciąży ze mną. Przyprowadzała do domu wielu mężczyzn, a ja miałem wrażenie, że nie różnią się od siebie niczym oprócz nazwiska i może koloru oczu. Były to osoby wysokie, umięśnione — typ mięśniaka, koksa. Dzisiaj, gdy patrzę na to z perspektywy czasu, wydaje mi się, że Eleonora szukała po prostu kogoś, kto mógłby nią pokierować; kogoś, w czyich ramionach mogłaby ze spokojem się wyłączyć, wiedząc, że gdy znów się przebudzi, nie będzie panował chaos. Niestety, mimo dobrych chęci — a przynajmniej wolę nazywać to takowymi — naprawdę wielu identycznych kandydatów, przekonaliśmy się, że pustki w głowie nie da zapełnić się niczym, a mózg to jedyny mięsień, który od podnoszenia ciężarów raczej nie urośnie. Tak trwało to koło inicjowania i kończenia związków, aż w końcu matka przyprowadziła kogoś innego. Wyróżniał się już na pierwszy rzut oka. Ubrany był w czarny, dobrze skrojony garnitur — najprawdopodobniej cholernie drogi — i wypolerowane, lśniące buty. Miał blond czuprynę i nietypowo zielone oczy, ale co najbardziej mi zapadło w pamięć — posiadał rozum. Przy nim Eleonora zaczęła się zmieniać, nabierać wartości, którą wcześniej straciła; podjęła się jakiejś pracy, która choć nie wnosiła ogromnych sum do domowego budżetu, pomogła jej się jakoś odnaleźć, na nowo nakładając na nią rutynowe obowiązki. W narzeczonym mamy mogłem szukać wsparcia. Pamiętam, że miałem problemy w szkole — śmiali się z mojego wyglądu. Jako dziecko bowiem moja budowa ograniczała się do wystających obojczyków i kościstych (ale nie męsko) kształtów. Moje ciało było delikatne i przypominało dziewczęce — nadali mi przydomek Izka, od mojego pierwszego imienia, a ja boleśnie przeżywałem szyderstwa. On wstawił się za mną i od tamtej chwili jaśniał w moich oczach niczym ktoś niepokonany i niezwyciężony, zupełnie jakby stał się jakiegoś rodzaju bogiem, a ja ochoczo go czciłem. Ich związek trwał długo, dzięki temu, że zbudowany został na solidnych fundamentach, a i posiadał perspektywy na przyszłość. Dzięki ich wieloletniemu stażowi miłosnemu, zaczęliśmy tworzyć normalną rodzinę i to wcale nie powierzchownie, a z ogniem tlącym się także w środku. Zbudowaliśmy dom, zamieszkaliśmy razem. Eleonora zatrudniona została na posadzie pielęgniarki w pobliskim szpitalu, czego konsekwencją była konieczność brania nocnych dyżurów. Bywała rzadziej w domu, ale mną opiekował się mój tata. Tata, tata, tata. To słowo było chyba wówczas moim ulubionym; powtarzałem je w kółko radosny, że nie odbija się ono głucho o ścianę, a jest rzeczywista osoba, która je odbiera. Niestety, mój tata — mężczyzna perfekcyjny, autorytet, ideał — okazał się być człowiekiem, a każdy z nich ma jakieś wady.
Matka miała nockę. W domu zastałem Jego w nietypowej pozie — siedział skulony w kącie, drżący, wydał mi się nagle słaby i nietypowo ludzki. Podszedłem, pytałem o coś, ale nie otrzymałem żadnej konkretnej odpowiedzi. Myślałem, że płakał, jednak gdy podniósł głowę, przekonałem się, że założenie moje było mylnym. Jego oczy lśniły, a twarz wykrzywiona była jakiegoś rodzaju agresją i napięciem; wyglądał odrobinę jakby się zastanawiał usilnie nad czymś, a decyzja wymagała potężnej wewnętrznej bitwy. Pogłaskał mnie po głowie, zatrzymując dłoń wplecioną w czarne kosmyki włosów. Często mnie dotykał, ale nigdy nie wsunął pod bluzkę rąk jak w tamtej chwili. Przycisnął mnie do podłogi mocno, silniej niż mogłem wytrzymać. Rozerwał koszulę i przystąpił do czegoś, co było dla mnie zupełnie nowe, popchnął mnie na nieznane tereny. Sądziłem, że to dobre, dopóki nie wycharczał mi do ucha — Jesteś dziewczynką. Twoje ciało reaguje jak dziewczęce, wygląda na takie. Bóg zakpił sobie z nas wszystkich, postanawiając uczynić z ciebie chłopca. Pamiętałem kiedyś datę tej pierwszej nocy, ale wraz z pojawianiem się następnych, przestałem liczyć. Minęło sporo czasu, nim zorientowałem się, że nasze akty nie powinny mieć miejsca. Nie przestawał mnie gwałcić, a ja uzależniłem się od stosunku — oddawałem się na boku, a również brałem, co mi zaoferowano. Nie pałałem do ojca romantyczną miłością, ale po przejściu fazy, w której seks sprawiał mi cierpienie, przekształcił się w czystą przyjemność. To był ten okres, gdy zacząłem gnić, a każda moja relacja stawała się toksyczna.
Po opuszczeniu M-2 (wówczas jeszcze dumnej Wielkiej Brytanii) wiele osób zadawało mi to samo, nużące swoją rutyną pytanie — czy uczyniłem tak z powodu sytuacji rodzinnej. A moja odpowiedź niezmiennie i stale była negatywna. Nie chciałem od niech uciekać; wydawać się to może dziwacznym, ale nigdy nie żywiłem do nich małego nawet cienia ubrazy czy nienawiści. Zaakceptowałem tylko fakt, że byli słabymi ludźmi. Do Ś-3 (ówczesnej Japonii) przeniosłem się w celach edukacyjnych, mając nadzieję na zdobycie większego wykształcenia za granicą niż w ojczystym kraju, za którym nigdy tak naprawdę nie przepadałem. Uczęszczałem do renomowanej placówki — akademii założonej tylko dla mężczyzn (dzięki temu wciąż mogłem swawolnie odczuwać nocną rozkosz), której wyniki osiągały poziom jeden z najwyższych w państwie. Teren szkoły był ogromny, ale mimo to zadbany i oszałamiający nie tylko swoim zasięgiem, ale również pięknem. Budynek był stylizowany na epoce baroku, a więc pełen przepychu i mieszających się odcieni bieli ze złotem. Poza świetnie wykwalifikowaną radą pedagogiczną, atrakcyjnymi przedmiotami i potrzebnym wyposażeniem, placówka mogła pochwalić się parkiem z licznymi fontannami, własnymi restauracjami, a nawet rozbudowanym ogrodem zoologicznym. Uwielbiałem uczęszczać do tego ostatniego, szukając wiecznie swojego azylu w towarzystwie zwierząt. ZOO podzielone były na (odrobinę rasistowskie) sekcje kolorystyczne, łamiąc wszelkie zależności gatunkowe czy też pochodzeniowe. Białe zwierzęta znajdowały się obok siebie, czarne przy czarnych, a zielone wraz zielonymi. Kuriozalna była ta selekcja, ale wprowadzała pewien rodzaj magii.
Gdy nadszedł koniec świata, myśleliśmy, że wybuchła wojna. Ludzie zaczęli panikować, więc mieszkańcy z pobliskich wiosek schowali się w przygotowanym na podobnego pokroju sytuację schronie, a my wraz z nimi. Pamiętam te dni dokładnie: Gdzieś na powierzchni słychać hałasy, ale u nas panuje kompletna cisza. Nikt się nie odzywa, aż słyszę w uszach dzwonek, wyobrażając sobie, że jeszcze żyję. Obok mnie jakaś kobieta ściska obrazek z podobizną Boga i szeptem się modli. O potężna i sławna Święta Rito, oto u twoich stóp nędzna dusza potrzebująca pomocy, zwraca się do ciebie z nadzieją, że zostanie wysłuchana. Nie wiem kim była Święta Rita, jednak słysząc słowa, które miały nieść nadzieję, sam recytuję niektóre fragmenty, znając już tekst na pamięć. Cała moja nadzieja jest więc w tobie i za twoim pośrednictwem czekam ze spokojnym sercem na spełnienie moich życzeń. O droga Święta Rito, spraw, aby moja ufność i moja nadzieja nie zostały zawiedzione, aby moja prośba nie była odrzuconą. Mijają dni, może tygodnie. Nie wspieramy się nawzajem. Czas nam się dłuży. W końcu nie wytrzymuję i wstaję gwałtownie. Wychodzę, przedzieram się na zewnątrz. Nikt mnie nie zatrzymuje. Na powierzchni panuje błogi spokój, a przynajmniej większy niż mi się wydawało, że będzie. Ziemia nie zniknęła, a atmosfera nie wyparowała w niewyjaśnionych okolicznościach. Kieruję się do szkoły, a potem do Zoo. Zwierzęta są wychudzone, nikt nie zadbał o nie podczas ewakuacji, mimo faktu, że wśród nich znajduje się wiele wyjątkowych gatunków. Powietrze jest dziwne — ciężkie (nie wiedziałem wtedy jeszcze, że oznaczało to jego skażenie). Moim domem jest dżungla przepleciona metalem krat. Żyję wśród zwierząt — nie wiem, gdzie mam się podziać. Niespodziewanie straciłem z oczu cel, stałem się nieprzynależący do czegokolwiek i kogokolwiek. Nie widzę wokół siebie żadnego człowieka, jestem tylko ja i one. Nie mam siły się ruszać. Dużo kaszlę, choć nie wiem dlaczego, z każdą chwilą zaczynają mną miotać coraz silniejsze konwulsje. Wypluwam krew, czuję jak moje płuca stają w ogniu; pali się mój mózg, moje serce, pieką oczy, nie widzę już nic. Zwierzęta panikują, gdy nadchodzą coraz gęstsze opary, fale dymu i mgły. Słyszę szczęk klatek, głośną salwę dźwięku, zgrzytu. Kłęby brązowoczarnych chmur układają nad moimi oczami postacie, których nie znam. Chyba wariuję. Dostrzegam twarz matki, a potem szarpie mnie ostry ból. Podnoszę ostatnim wysiłkiem głowę i dostrzegam jak moja noga obszarpywana jest z kawałków mięsa przez zwierzę. Jak ono się nazywało? Widziałem je w podręczniku. Czarne, smoliste, groźne. Oczy błękitne. Pantera — jego nazwa to pantera. Kładę się zrezygnowany. Zamykam oczy i ostatnią rzeczą jaką widzę w dziurze między oparami to czyste, niebieskie niebo. Dawno go nie widziałem. Leci na nim nisko czarny ptak.

Jestem martwy. Stoję na zielonym, rozległym polu i przyglądam się ceremonii. Dostrzegam Eleonorę, znajduje pod drzewem, a obok niej On. Ona — płacze, twarz schowaną ma w dłoniach, wiem jednak, że cicho łka; On — minę ma niezrozumiałą dla mnie, nie wiem co myśli. Może też w duszy szlocha. Nigdy nie widziałem pogrzebu z tej perspektywy. Znajduję się za nagrobkiem, więc obchodzę go, by zobaczyć jakie słowa zostały na nim umieszczone. Kamień jest mały, więc miejsca starczyło na nim tylko na wyrycie podstawowych danych. Isaiah Aaron Jerome Thynne. Lat 19. Żałuję trochę, że nie uprzedziłem ich jaki napis chciałbym tam umieścić. Gdybym miał na to wpływ, podpowiedziałbym, żeby zdecydowali się na "Każde odetchnięcie, każde uderzenie ser­ca jest od­ro­biną śmier­ci. Kro­kiem ku unicestwieniu" lub też — "Z każdą śmier­cią człowieka gi­nie cały niez­na­ny świat". Zastanawiam się jak będzie przebiegało życie beze mnie. Prawdopodobnie tak samo — czymże jest bowiem jedna, marna jednostka. Chciałbym powrócić i porozmawiać z ludźmi, jakoś naprawić niektóre błędy. Niestety już za późno, bo nie żyję, a przecież zmarłych nie da się przywrócić do życia.

Zrozumiałem, że się myliłem w chwili, w której ponownie mogłem unieść powieki. Całe moje ciało pulsowało. Dudniło. Ciążyło. Ale mimo to funkcjonowało, chociaż w sposób jakiś dziwaczny. Chciałem podnieść się do pionu, ale nie potrafiłem, jakby moje kości były sztywne, zrośnięte. Spojrzałem na swoje nogi i ujrzałem potężne, ciemne łapy, z których wystawały ostre pazury. Podniosłem rękę, a ta składała się ze zwykłych palców — ludzkich. Dużo czasu minęło nim zrozumiałem, co się dzieje i czym się stałem, a jeszcze więcej nim nauczyłem się odpowiednich transformacji, by nie wyglądać jak kreatura rodem z koszmaru. Spotkanie z takimi monstrami stało się możliwe, co dziwne — mijałem je na ulicach, widziałem kulące się w zaułkach, a także takie, które nie były w stanie się poruszać. Dziękowałem komuś — sam nie wiem komu, może Świętej Ricie, choć nigdy nie byłem przecież wierzącym — za to, że los mój potoczył się inaczej. Ale to jedno szczęście nie oznaczało, że czekają mnie inne. Nie wiedziałem jak kontrolować nową formę. Potrafiłem rzeczy, które kiedyś uznawać mogłem tylko za niemożliwe. Widziałem więcej, czułem więcej. Świat stał się wyraźny i głośny, a ja wydawałem się zaledwie małym punktem umieszczonym gdzieś, nie wiadomo po co. Kim byłem? Dlaczego? Nikt nie potrafił udzielić odpowiedzi, więc sam zacząłem szukać.
A potem spotkałem ich, którzy wypatrywali tego samego. Pytali mnie o moje własne skonanie, więc opowiedziałem im o nim, chociaż tak naprawdę przeżyłem więcej śmierci niż jedną zaledwie. Gdy ojczym mnie zgwałcił — umarłem. Gdy oddawałem się każdemu i każdej — gasnąłem. Gdy przemieniłem się w Wymordowanego, a także gdy modliłem się do kogoś, czegoś, w czego istnienie nie wierzyłem. Życie to ciągłe pasmo śmierci. A ludzie? Ludzie to składanka przeciwieństw. Są samotni i nie są. Są zagubieni.
I nie.



Prze­ciez po­win­nismy byc
czar­nym prochem miedzyg­wiez­dnym,
prze­ciez norma to hucze­nie gwiazd,
po­top me­teorów, próznia, ciem­nosc, smierc...






Ostatnio zmieniony przez Jewha dnia 07.05.15 20:19, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.05.15 19:56  •  A reszta jest milczeniem Empty Re: A reszta jest milczeniem
To tak:

Biokineza - możesz przybrać formę tylko jednego zwierzęcia. Jeżeli masz mieszankę, to nie możesz albo w panterę albo w łabędzia. W jedno, bądź mix obu zwierząt.

Umiejętności - jako wymordowany możesz mieć tylko 3 umiejętności, więc musisz zredukować.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.05.15 20:43  •  A reszta jest milczeniem Empty Re: A reszta jest milczeniem
I teraz wszystko gra. Chcę cię. Akcept i miłej gry~
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach