Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Karty Postaci


Go down

Pisanie 20.10.13 13:10  •  Ku postępowi! Empty Ku postępowi!
" - Pomoc już jest w drodze! Jean, dasz radę! Jeszcze tylko kilka chwil...
W ciemności nocy, rozświetlonej blaskami przy ulicznych latarni niosły się żałosne, acz pełne nadziei okrzyki, jakie miały najprawdopodobniej dać komuś chęć do przetrwania. Gdy byśmy przyjrzeli się bliżej, z łatwością można by dostrzec źródło tych głosów. Dwie osoby, młodzi mężczyźni, na granicy światła latarni. Jeden z nich wyglądał dużo znośniej od drugiego. W miarę logicznie wyglądający ubiór, pokrwawiona twarz i ślady bicia. Krew spływająca po jego twarzy wyjątkowo dobrze kontrastowała się z jego włosami, jakie postępowo zmieniały od czubka głowy kolor z białego, poprzez róż, do fioletu. Tenże mężczyzna siedział na krawężniku ulicy, trzymając opartego o jego kolano drugiego osobnika, który wyglądał dużo gorzej. Uciskał jego szeroką ranę na szyi kawałem urwanego rękawa swojej koszuli, z której ciągle wypluwały się strumienie krwi.
- Proszę, nie możesz się poddać, Jean! Błagam! Jeszcze tylko kilka chwil...
Krew na jego twarzy mieszała się ze słonymi łzami bezsilności, bo choć starał się przekonać bliskiemu mu mężczyznę iż pomoc przybędzie, sam sądził że już jest za późno. Nie pozwalał jednak tym myślom dotrzeć do swojego umysłu, a jego dziwnie jaskrawe oczy w kolorze magenty miotały zdesperowanym wzrokiem na boki.
- POMOCY! KTOKOLWIEK! BŁAGAM! POMÓŻCIE!
Jego żałosne wołania niosły się echem przez pustą ulicę, jakby nagle całe miasto specjalnie zamarło, by przyglądać się temu dramatowi. Zanosił się donośnym, jękliwym płaczem, zaciskając z bezsilności dłonie na tamującym wyciek krwi, prowizorycznym bandażu. Spuścił
- Boże... Jak nigdy nie prosiłem cię o pomoc... Błagam, spraw cud...
- Oli...
- Csiii... Nic nie mów, Jean.
- Oli... Dlaczego... POZWOLIŁEŚ MI UMRZEĆ?!
Mężczyzna nazywany "Jean" z niesamowitą wprost prędkością złapał swoją dłonią za gardło jego "lekarza" i uniósł do góry, wciskając dziwne, zwierzęce pazury w skórę i tworząc krwawiące rany. Sam unosił się wraz z podnoszeniem osobnika, a z jego tętnicy szyjnej wciąż lały się strumienie krwi. W miejscu oczu ziały czarne pustki, niczym para otchłani, z których toczyła się bulgocząca, wrząca krew. Z ciemności poczęły się wyłaniać kolejne kształty ludzi. Nagich ludzi, z widocznymi zszytymi ranami. Niektórzy nie posiadali oczu, inni nie posiadali warg, nie mieli nosów, ich skóra w wielu punktach była zdarta i odsłaniała nagie mięśnie. Niektóre ciała pełzały, inne szły nierównym, powłóczającym krokiem. Wszystkie jednak szły ku uniesionemu w górze mężczyźnie, jaki próbował się wyrwać z potężnego uścisku Jean'a, jednak bezskutecznie. Zbliżające się, nagie osoby niczym mantrę powtarzały jedno słowo. Imię. Xarent. Ich dłonie sięgały już do duszącego się osobnika, a jego "przyjaciel" wyciągał dłoń w tył, po czym jednym, szybkim ruchem wbił szponiastą dłoń w klatkę piersiową "Xarenta", by następnym ruchem wyrwać mu w fontannie krwi jego własne, bijące serce.
- To twoja przyszłość, Olivierze...
Z tymi słowami uniósł jeszcze ciepłe, bijące serce mężczyzny do ust, po czym otworzył je i jednym, zdecydowanym ruchem wgryzł się w serce...


Gwałtownie uniósł powieki, niemal podskakując do góry, gdy poczuł jak ktoś nim potrząsnął. Jego nieprzytomne spojrzenie przetoczyło się po otoczeniu. Siedział w wagonie metra, z walizką na kolanach, a potrząsała jego barkiem malutka dziewczynka, niewiele więcej niż mająca zapewne 4-5 lat. Duże, niebieskie oczka, długie blond włoski spięte w dwa kucyki.
- Plosę Pana! Plosę Pana! Dlaczego ma Pan takie kolorowe włosy?
Nie mógł powstrzymać śmiechu na ten słodki, dziecęcy głosik. Nim jednak zdążył cokolwiek odpowiedzieć, zjawiła się osoba, która była prawdopodobnie jej matką. Pociągnęła dziewczynkę za barki po siedzeniu do siebie, po czym z typowo matczynym uśmiechem pogłaskała dziewczynkę po głowie.
- Abi, dobrze wiesz że nie wolno zaczepiać obcych, prawda?
- Ale mamusiu, ten Pan ma takie fajne, kolorowe włosy...
- Spokojnie, nie musi się Pani nie pokoić, nic się nie stało. Pytasz czemu mam takie włosy?
Z uśmiechem zaciągnął jeden z kosmyków tak, by mu przysłaniał oko, jakby mu się przyglądał.
- Kiedyś, jak byłem nieco starszy od ciebie, przy malowaniu mieszkania kubeł różowej farby wylał mi się na włosy. Do dziś nie dałem radę jej domyć.
Wesoły ton mężczyzny i bogata wyobraźnia dziecka sprawiły, że mała Abi zaczęła się wesoło śmiać, wyobrażając sobie jak kubeł różowej farby ląduje na głowie Xarenta, farbując jego włosy na te różowo-fioletowe kolory. Sam mężczyzna z uśmiechem zwrócił swój wzrok ku oknu, ziewając przeciągle, po czym przetarł dłonią oczy z markotną miną.
"Powinienem więcej sypiać..."

Nie potrafił dojrzeć sensu w tej wizycie. Przecież jest nadal jednym z czołowych naukowców w laboratoriach S.Spec. Dlaczego wysłali go do psychiatry? Po co ma on sprawdzać, czy Xarent dalej jest zdolny do pracowania? Przecież to jasne, że dalej jest w stanie to robić, ba, on dalej CHCE to robić. Sen jaki mu się przyśnił w drodze do tego budynku dokładnie to mu przypomniał. Jean...
Potrząsnął głową, naciskając dzwonek do drzwi domostwa psychiatry. Spojrzał po sobie, na wszelki wypadek by się upewnić, że nie wygląda jakoś potwornie. Lepiej by to wyglądało jakby mógł się przejrzeć w lustrze... Patrząc tak, nie wyglądał aż tak fatalnie. Miał czarne, wygodne buty, brązowe, materiałowe spodnie z głębokimi kieszeniami, ciemno-różową bluzę na której zaś miał nałożoną białą koszulę zapinaną na guziki, acz rozpiętą pod szyją, oraz brązowy, nieco już wysłużony płaszcz. W prawej dłoni trzymał średniej wielkości, brązową, skórzaną walizkę. Spróbował ułożyć swoje włosy sięgające najdalej do połowy, acz nader gęste i rozsiane we wszystkie strony w coś logicznego, ale po chwili zrezygnował, wzdychając, co przeszło w ziewnięcie. Zdecydowanie powinien się przespać...
Ale jeśli to ma mu się śnić, to woli nie spać.
W końcu drzwi uchyliły się, a zza nich dało się ujrzeć sylwetkę krótko ściętego szatyna z może trzydniowym zarostem, oraz okularami na twarzy, ubranego raczej dosyć oficjalnie. Krawat, koszula, kamizelka, spodnie...
- Tak?
- Pan Sinclair? Byłem umówiony na wizytę...
- Ach, oczywiście, Pan Olivier Avalar. Proszę wejść.
- Um... Proszę mówić Xarent, ewentualnie samo nazwisko. Nie preferuje swojego imienia.
Po tych słowach Xarent wszedł do środka, zaś Sinclair zamknął za nim drzwi.
- Proszę usiąść na jednym z foteli, zaraz zaczniemy.
- I mam nadzieje że również skończymy... Jak dla mnie to bez sensu.

Godność: Olivier Avalar.
Pseudonim: Xarent.
Płeć: Mężczyzna.
Organizacja: S.Spec
Ranga: Naukowiec.
Rasa: Człowiek.

- Najpierw kilka pytań bardziej oficjalnych i nieco wprowadzających, bym lepiej poznał twoje otoczenie i ciebie. Ile masz lat?
Psychiatra chwilowo był zajęty przerzucaniem wzroku z pliku kart, które prawdopodobnie były informacjami jakie dostarczono jako wstępny raport zapoznawczy z Xarentem. Sam badany siedział dosyć wygodnie w jednym ze skórzanych foteli, zupełnie rozluźniony, oparty wygodnie. Walizka tkwiła obok jego stóp.
- Nie widzę sensu w tych pytaniach i mam nadzieje że nie będą zbyt wnikliwe, ale dobrze. W tej chwili mam 26 lat.
Na jakiejś czystej karcie psychiatra zapisał coś dosyć szybko, po czym już skupił swój wzrok na badanym, poprawiając okulary. Rzucił mu się w oczy fakt, który go trochę zaciekawił i postanowił o niego spytać.
- Twój kolor oczu jest naturalny?
Spytał z zaciekawieniem, na co badany odpowiedział uśmiechem, po czym wyjął niewielkie pudełko i otworzył je, a następnie ostrożnie zdjął ze swoich oczu soczewki, które schował do tegoż pudełka, a potem do kieszeni. Jego rzeczywisty kolor oczu okazał się dosyć soczystym, jaskrawym nawet zielonym.
- To chyba wystarczy za odpowiedź, prawda?
Podłożył dłonie pod głowę, splatając nogi w kostkach, całkowicie rozluźnionym. Znów krótka notatka na karcie psychiatry, po czym poszły w ruch kolejne pytania.
- Jako że to co mówimy nie wyjdzie poza ten pokój, a to pytanie mi pomoże... Jaka jest twoja orientacja seksualna?
- To jest zdecydowanie prywatne pytanie, nie sądzisz? Powiedziałbym nawet że zbyt prywatne jak na spotkanie obcych osób. Lecz jeśli chcesz wiedzieć... Poszedłbym do łóżka nawet i z tobą.
Cmoknął ustami z szerokim uśmiechem do psychologa, na co ten, nieco zmieszany odpowiedział.
- A więc jesteś homoseksualistą?
Biało-różowo-fioletowa czupryna pokręciła na boki przecząco.
- Dla mnie nie ma znaczenia, czy mężczyzna, czy kobieta. Jeśli mi się spodoba i wylądujemy w łóżku, potrafię się zabawić i z tym i z tym. Biseksualizm, jeśli dobrze myślę?
Zmieszany psychiatra kiwnął głową na tak, po czym spisał kolejną notatkę na kartce.
- Czym się zajmujesz?
- Przynoszę postęp naszemu miastu!
Zawołał z niezłym entuzjazmem, unosząc obie dłonie do góry z szerokim uśmiechem, po czym znów wróciły one pod głowę, a psychiatra dopisał kolejne notatki do kartki. Ciekawe ile jeszcze tego zapisze... Po krótkiej chwili nastąpiło kolejne pytanie.
- Gdzie Pan mieszka?
- Ekhem... A gdzie mogę mieszkać? Raczej w tym mieście, prawda? Dokładny adres mogę podać jak się bliżej poznamy.
Cmoknął po raz kolejny wargami, znów powodując zmieszanie u psychiatry. Ech... Jak na psychiatrę, to dosyć łatwo ulega emocjom, nieprawdaż? Ta kadra medyczna robi się gorsza z roku na rok...

Wiek: 26 lat.
Orientacja: Biseksualizm.
Zawód: Badania naukowe.
Miejsce zamieszkania: Świat-3.

- W porządku, ruszajmy więc dalej. Proszę mi opowiedzieć o tym, co Pan umie i co Pan uważa w sobie za mocne strony.
Och? Ciekawe pytanie. Zielonooki podłożył w zamyśleniu kciuk pod dolną wargę, zastanawiając się, jak odpowiedzieć na to pytanie i co odpowiedzieć. Co ma podać? Hm... Zaczął drugą dłonią podskubywać i targać w zamyśleniu mankiet koszuli, myśląc nad odpowiedzią.
Po chwili zamyślenia pstryknął palcami, jakby wpadł na genialny pomysł... Lub poprostu wie już, jak odpowiedzieć na pytanie. Tak, to brzmi logiczniej.
- W porządku zatem. Moje umiejętności i mocne strony? Hm... Uważam że mój intelekt to jedna z moich dobrych stron. Nie chcę brzmieć jak narcysta, ale uważam iż jestem naprawdę inteligentny i obyty w różnych dziedzinach naukowych. Moja duża wiedza na temat medycyny, anatomii i chemii to również cechy, które uważam w sobie za mocne strony. Nie mówię iż moje dłonie są na tyle cudowne że wyratują kogoś od śmierci, ale z pewnością dam radę zdziałać wiele, jeśli mam dobre narzędzia ku temu. Jak na swój wiek, jestem naprawdę dobrym chemikiem... Co nie zmienia faktu że czasem wysadzę w powietrze przypadkiem swoją pracownię. Anatomia to nauka, jaką naprawdę uwielbiam. Co jeszcze uważam za swoją dobrą stronę? Hm... Posługuje się ostrzami nader profesjonalnie. Potrafiłbym z pomocą odpowiednich narzędzi bez jakiegokolwiek problemu wyciąć problematyczne czynniki z ciała, nie uszkadzając przy tym ich właściciela. Hm... Nie wiem jak inaczej odpowiedzieć.
- To wystarczy.
Mruknięcie psychiatry znad notatek było ciężkie do usłyszenia, ale dało radę to usłyszeć. Jako że chwila zeszła się z tym pisaniem, Xarent poprawił nieco zdrętwiałe ciało w fotelu, choć miał ochotę wstać i je trochę rozejść tak... Darował to sobie, przynajmniej na tą chwilę. Po chwili nastąpiło kolejne pytanie, które sprawiło, iż Olivier rzucił swego typu dziwne spojrzenie w stronę psychiatry. Jakby... Podejrzliwe.
- Jakie są więc strony, które uważasz w sobie za słabe?
Naukowiec podniósł się z fotela i przeciągnął z ziewnięciem, po czym przespacerował od jednej ściany do drugiej z dłońmi splecionymi za plecami, a następnie wrócił na fotel, łokieć opierając o podłokietnik fotela, zaś dłoń zaciskając w pięść i opierając na niej policzek.
- Wolałbym nie mieć żadnych ale owszem, mam. Jestem nerwowy, wbrew pozorom, dosyć łatwo mnie rozdrażnić, acz jednak umiem się też równie szybko uspokoić. Bywam przemęczony przez fakt pracy, którą lubię i chcę wykonywać. Mało sypiam i przedkłada się to na moje zmęczenie, czasem markotność i problemy z myśleniem... No i senność. Nie cierpię swojego imienia, naprawdę niesamowicie mnie irytuje gdy ktoś zwraca się do mnie "Olivier", i dodatkowo wykorzystuje fakt mojego wyglądu, przyrównując mnie do kobiety. Nie lubię być porównywany do kobiet, zapewne jak wielu mężczyzn. Mam kiepską formę, głównie przez fakt iż moja praca to siedzenie w laboratorium. Czasem, gdy naprawdę prawie przysypiam, robię się... Lepliwy do innych osób, w ten sposób to określę. Męczą mnie koszmary, co jednak można podłożyć pod moje przemęczenie, gdyż nawet jeśli chcę spać, to wyspać się nie mogę. Co tu jeszcze... Chyba tyle.
- Rozumiem.
I znów odgłos pisma. Ciekawe że mężczyzna wciąż stosuje ten staromodny sposób pisania, czyli ręczne pismo na papierze, miast notatek elektronicznych, jak to w dzisiejszych czasach bywa. Chociaż pismo mechaniczne pod tym względem jest lepsze, iż łatwiej je ukryć i ciężej jest się do niego dostać, pliki, do których zdolni hakerzy się włamią. To ma sens.

Umiejętności:
- Rozwinięta inteligencja, pozwalająca mu działać na wielu polach nauki.
- Medycyna.
- Anatomia.
- Chemia.
- Posługiwanie się ostrzami (zarówno pokojowo jak i bojowo).
Słabości:
- Przemęczenie.
- Nerwowość.
- Niechęć do swojego rzeczywistego imienia.
- Niechęć do bycia porównywanym do kobiety.
- Kiepska forma fizyczna.

- Mówił Pan iż bywa przemęczony, co zresztą dobrze widać. Ile Pan mierzy i waży?
- Um... Szczerze, nie pamiętam. Metr i siedemdziesiąt osiem centymetrów? Chyba tyle. Co do wagi... Też nie jestem pewien, ale chyba Pięćdziesiąt siedem kilo. To dobra waga? Jakoś się nad tym nie zastanawiałem...
- Poniżej normy, tak sądzę. Zdecydowanie muszę przyznać, iż nie wyglądasz zdrowo.
- Ech... Wiem o tym.
Doskonale o tym wiedział. Jego ciało nie ma jakiejś niezłej rzeźby, co jednak łatwo wytłumaczyć. Jego praca raczej mu nie pozwala zbytnio na ćwiczenia... Przez fakt iż poświęca jej dużo czasu, mało jada i teraz są efekty tego w jego wyglądzie. Widać też i po włosach, że nie są one aż tak zadbanie przycinane i zadbane, choć nie wyglądają nader fatalnie. Oczy z widocznymi podkrążeniami, spowodowanymi brakiem snu. Nieco zaczerwienione białka takowych. Blada skóra, gdyż rzadko wychodzi na słońce... Ogółem nie wygląda zbyt zdrowo. I wie o tym doskonale.

Wygląd zewnętrzny:
- 178 centymetrów wzrostu i 57 kg wagi.
- Blada skóra.
- Zielone, jasne oczy, acz często nosi soczewki zmieniające kolor oczu na magentę.
- Krótkie, acz gęste włosy sięgające do połowy karku w kolorach przechodzących od białego, przez różowy na fioletowym kończąc.
- Brak konkretnej rzeźby ciała, raczej jeśli już, to dosyć delikatna.
- Nieco zniewieściały wygląd, za co czasem jest porównywany do kobiety.
- Twarz pomimo wieku wydaje się młoda, choć wyraźne zmęczenie ją postarza. Wyraźne niewyspanie widoczne jest pod postacią "worków" pod oczami oraz lekko zaczerwienionych białek ocznych.
- Wyraźnie zaspany wygląd.

- Hm... Nim dalej będziemy kontynuować test a pro po twojej pracy, zaproponuje ci wziąć kilkudniowy urlop i wypocząć, co ty na to?
Drgnął gwałtownie, spoglądając podejrzliwie na psychiatrę. Podniósł się do pionu i oparł dłońmi o jego biurko, spoglądając z bliska w oczy "lekarza", który wydawał się nieco zlęknięty tym widokiem... Wydawał, hm, ale czy taka prawda?
- Czuje się dobrze, nawet wspaniale. Nie widzę powodu bym miał brać urlop od pracy.
Psychiatra przełknął ślinę i odpowiedział dosyć pewnie.
- Powinieneś wziąć ten urlop. Miasto się nie zawali, jeśli odpoczniesz nieco lepiej kilka dni, prawda? Nie zostanie opętane przez demony, nie wybuchnął epidemie czy coś innego. Twoje zdrowie jest równie ważne, co twoja praca...
- Hm... Może masz rację.
Uśmiechnął się dosyć ciepło, wyprostowywując się, po czym ruszył z powrotem ku swojemu miejscu siedzącemu. Czarnowłosy odetchnął z ulgą i zaczął pisać, nieco nerwowym pismem po kartce kolejną notatkę, nie zauważając tego, że Xarent podnosi walizkę, którą następnie otwiera na fotelu i coś z niej wyjmuje. Gdy psychiatra podniósł wzrok, Xarent siedział na fotelu, walizka zaś stała gdzie stała. Czarnowłosy z przyjemnym uśmiechem wstał ze swojego miejsca i ruszył ku swojemu pacjentowi.
- A więc co Pan na to by nasza następna rozmowa odbyła się za tydzień, o tej samej godzinie?
Zielonooki podniósł się z uśmiechem i psychiatra coś dostrzegł, acz nieco późno, bo dopiero jak biało-różowo-fioletowowłosy podszedł do niego na odległość wyciągnięcia ręki. Jego lewa dłoń miała na sobie gumową, jednorazową rękawiczkę.
- Proponuje zakończyć nasze spotkania...
Wyjął lewą dłonią pistolet jakim wystrzelił w prostej linii za siebie, jednocześnie wyjmując prawą z kieszeni skalpel medyczny, jakim jednym, szybkim, zdecydowanym i prędkim ruchem rozciął tętnicę szyjną psychiatry.
- ... Teraz, kolaborancie. Próbowałeś mnie zabić, jako iż jestem zbyt dużym zagrożeniem dla wymordowanych. Ta kula będzie tego dowodem.
W miarę jak mówił te słowa, psychiatra cofał się w tył, łapczywie łapiąc oddechy i próbując zatamować krwawienie z tętnicy. Szybko stracił równowagę i upadł, a Xarent, przyklęknął przy nim, wciskając mu w prawą dłoń pistolet, zaciskając jego palce tak, jakby wcześniej wystrzelił. Wiedział że krwawienie nie pozwoli mu zbytnio na działanie, bo będzie wolał tamować je, niż strzelać... I zresztą, tak zrobił. Szybko wypuścił broń i desperacko próbował zatamować krwawienie swojej tętnicy. Naukowiec upuścił obok nieco swój skalpel, uśmiechając się.
- To daremne, już za późno na pomoc.
Szeroki, psychiczny uśmiech zdobił twarz Xarenta gdy ten wstał, po czym swoją gumową rękawiczką podniósł kartkę z notatkami umierającego psychiatry, jaki próbował w jakiś sposób wezwać pomoc. Niestety... Za późno. Naukowiec powoli analizował pismo i to, co psychiatra o nim nakreślił.

Profil psychologiczny(charakter): Muszę przyznać iż Olivier Avalar to dosyć ciekawy pacjent. Na pierwszy rzut oka zdaje się być wyluzowanym, acz przemęczonym osobnikiem, reagującym różnorako na różne pytania. Strzeże dosyć wyraźnie swojej prywatności, acz jeśli pytania faktycznie w jakiś sposób są dla niego ważne lub trudne w odpowiedzi, umie na nie odpowiedzieć, pomagając sobie humorem, jakiego widać u niego całkiem sporo. Gdy się zastanawia, skubie mankiet koszuli, hm. Szybko można jednak zauważyć, iż coś ukrywa...
Im bardziej zagłębiam się w jego umysł, tym co raz mocniej odczuwam, iż z tym mężczyzną jest coś nie tak. Niby wszystko w porządku, nie wydaje się w jakiś sposób inny lub dziwny, jest jedynie oddany swojej pracy, ale... Coś w nim jest nie tak. Słysząc co mówi, widząc jego zachowanie i dziwne sposoby reakcji na niektóre pytania, mam co raz większe wrażenie iż ma do ukrycia więcej, niż się wydaje na pierwszy rzut oka. I że nie powinienem sięgać dalej w głąb jego umysłu, który jest bardziej zniszczony, niż z początku myślałem...
Uch, myślałem że mi coś zrobi. To było dziwne, na zaproponowanie mu urlopu, zaczął się zachowywać nader irracjonalnie, jakbym tą propozycją conajmniej zabił mu pół rodziny. Jego zachowanie też było podejrzane... W jego oczach widziałem dziwny błysk obłędu i niemal mogłem wyczytać w jego wzroku, jak wyobraża sobie podrzynanie mi gardła. Uch... Mam nadzieje że to tylko moja wyobraźnia i być może i ja potrzebuje urlopu i odrobiny przerwy od pomagania innym z ich problemami.
Xarent... Dziwne imię sobie wybrał jako zastępcze. I choć jednocześnie mnie ciekawi, sprawia iż boję się go...


- Och... Szkoda, zafascynowałem go. Kto wie, może by nawet dał się zaprosić na jakieś wspólne spotkanie i by faktycznie mnie wyciągnął na jakiś odpoczynek.
Z nieco przybitym wyrazem twarzy odłożył kartę na biurko, po czym zerknął na psychiatrę. Już nie żył... Używając swojego identyfikatora na nadgarstku, wezwał wojskowych.

- Co tu się stało?
- Ten osobnik był kolaborantem wymordowanych i próbował mnie zabić. Udało mu się zabrać mi broń i strzelić, na szczęście dałem radę uniknąć śmierci i uśmiercić zdrajcę. Hm... Kiedy będę mógł odzyskać broń?
- Niedługo. I mówisz że zaatakował cię od tak, uznając cię za zagrożenie gdy wyznałeś mu, iż jesteś naukowcem? Mam w to uwierzyć?
- Wierz w co chcesz. Chciałbym jednak odzyskać swoją broń i skalpel jak najszybciej. A teraz, jeśli pozwolicie, oddalę się. I hm... Może dostarczycie te zwłoki do laboratorium? Możliwe iż jako kolaborant również jest zarażony wirusem X...
Podniósł z ziemi walizkę, włożył słuchawki do uszu, po czym słuchając muzyki, zupełnie spokojnie wyszedł z budynku, a wojskowy z jakim rozmawiał westchnął wyraźnie.
- Wymiga się znowu... Jak zwykle.
- Jak to "jak zwykle"?
Kobieta, będąca również członkem wojska, podeszła do swojego "partnera", podeszła z zaciekawieniem do niego, spoglądając w drzwi za którymi zniknął Xarent.
- To już nie pierwszy raz gdy takie "zamachy" na niego zostały wykonane. Zawsze jednak potrafi wyjść na jego zdanie. Jest naprawdę inteligentny... No i jest również wysoko postawioną osobą, przez co na pewne rzeczy "przymyka się oko" w jego wypadku.
- Nawet na zabijanie ludzi?
- Zabici zazwyczaj lądują w jego laboratorium... Jest niezwykle oddany znalezieniu lekarstwa na wirus X... Czasem jednak ludzie się zastanawiają, czy te zwłoki traktuje faktycznie tylko służbowo.
- Że niby jest nekrofilem?
- Kto go wie...
Dodatkowe:
- Podejrzewany o nekrofilię.
- Jest paranoikiem na punkcie wymordowanych, i potrafi za każde, podejrzane zachowanie zabić z zimną krwią.
- Obsesyjnie chce wynaleźć szczepionkę na wirus X i wybić wszystkich wymordowanych.
- Nosi ze sobą walizkę, w której trzyma narzędzia chirurgiczne, odpowiednik apteczki i... Małą piłę mechaniczną. Do jednej dłoni, o krótkim ostrzu, służącą mu głównie do cięcia kości.
- Zapytany o kolor włosów lub soczewki, mówi że to jego kobieca strona duszy chce, by to nosił i tak wyglądał.
- Koszmary nie pozwalają mu się wysypiać.
- Zasypia często w różnych miejscach, środkach podróży lub w swoim laboratorium.
- Potrafi czasem ubrać się w sukienkę i zrobić sobie "make-up", jeśli faktycznie mu "odbije" z niewyspania do tego stopnia.
- Rzadko w ogóle zdradza swoje rzeczywiste imię. Zgoda na używanie go jest dowodem ogromnego zaufania... Lub faktu, iż mu się podoba dana osoba.
- Lubi odprężać się przy muzyce.
- W trakcie zdenerwowania lub w zastanowieniu albo nerwowej sytuacji, skubie mankiet koszuli.
- W zaspaniu potrafi się lepić i tulić do nawet zupełnie obcych osób.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.10.13 17:43  •  Ku postępowi! Empty Re: Ku postępowi!
    Wow, genialna karta postaci. Masz moje pełne uznanie i obym cię widział jak najwięcej na fabule! Na początku jak czytałem byłem jakoś... yh, nie mam pojęcia jak dobrze ubrać w słowa moje myśli. Nie tyle znudzony, co niezdecydowany. Chcę czytać - nie chcę czytać. Chcę - nie chcę - chcę - a może nie chcę? I tak w kółko. Przerywałem co dwa zdania, zerkałem na chatbox, poszedłem sobie nawet chamsko zrobił herbatę. A później stwierdziłem, że muszę sprawdzić, że "będę to mieć z głowy" i... cholera. Tak dużo bym stracił, gdybym do tego jednak nie przysiadł. W pewnym momencie oczy mnie rozbolały, bo pomarańcz jest tak oczojebny, że mózg wysiada. Ale trudno, treść niesamowita. Szóstka z plusem, amigo.

    Ku postępowi! Ds39
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down


 
Nie możesz odpowiadać w tematach