Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Go down

The way I carry on I'll end up six feet underground... UN7DAC3

Uczestnik: Luxferre.
MG: Arthur.
Poziom trudności: Średni.
Możliwość zgonu: Brak.
Miejsce akcji: Głównie Eden i Desperacja.
Cel: Odzyskanie kosy śmierci.


Czymże jest Śmierć bez tego, co najbardziej przeraża śmiertelników? Bez swojej broni, charakterystycznego przedmiotu wzbudzającego lęk? Jest tą samą istotą, jednakże wybrakowaną. Wybrakowaną tak silnie, że jednocześnie taka sama nie jest. Ktoś wykorzystał ułamek sekundy, w którym uwaga była odwrócona jakąś mało ważną sprawą, a kosa została oparta gdzieś na uboczu. Jaki idiota chciałby polować na najgroźniejszego z drapieżników, odbierać mu jego własność tak świętą jak Graal dla średniowiecznych rycerzy? Złodziej musiał być umysłowo chory, aby porwać się na coś tak niebezpiecznego. A może był to samobójca szukający zbawienia w mrocznych objęciach śmierci, który jednocześnie nie chciał tchórzyć zabijając się samemu? Można było się tylko domyślać powodów kradzieży, a mogło ich być tysiące i każdy odmienny. Wiadomym było jedno: pojawił się nagle, zabrał to, co zechciał i uciekł bez zostawiania za sobą śladu. Poza jednym. Tam, gdzie wcześniej spoczywała najniebezpieczniejsza z broni, teraz leżał srebrny krzyżyk i kremowe, długie pióro. Zdecydowanie za długie i zbyt delikatne na ptaka. Anielskie? I ta barwa... Kojarzyła się z jednym miejscem - Edenem. A dokładniej z jedną ze Świątyń Pańskich, gdzie służyły kremowoskrzydłe Anioły, chwaląc imię Stwórcy.
Piękna pogoda sprawiała, iż Rajskie Ogrody wyglądały cudownie, niczym żywcem wyjęte z jakiejś starej baśni. Słońce głaskało swoimi czułymi, ciepłymi promieniami smukłe, soczyste źdźbła traw, falujących przez delikatne podmuchy wiatru. Świątynia stała w otoczeniu wiecznie kwitnących drzew, kamienne ściany komponowały się z okolicą. Strzeliste łuki dużych, acz wąskich okien-witraży rozświetlone były blaskiem wielkiej, ognistej kuli dającej życie. Na belce tuż nad wejściem siedział młody chłopak o delikatnych rysach twarzy, jasnobrązowych, kręconych włosach i dużych, kremowych skrzydłach. Machał lekko nogami, bawiąc się kłosem pszenicy. Zerknął w dół, gdzie pojawiła się okradziona postać.
- Wejdź do środka, Szukający Odpowiedzi - powiedział spokojnym głosem. Uśmiechnąwszy się przyjaźnie, powrócił do muskania palcami złotej rośliny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Piękna pogoda sprawiała, iż Rajskie Ogrody wyglądały cudownie, niczym żywcem wyjęte z jakiejś starej baśni.
Naturalny bieg wydarzeń tętniącej życiem baśni burzył tylko mroczny wędrowiec, zatruwający powietrze gorzkim oddechem śmierci. Czym jest niebezpieczna i okrutna Śmierć bez swojej kosy? Rozjuszoną i bezwzględną bestią. Potworem, przemierzającym zastępy w poszukiwaniu zguby. Siewcą grozy, unicestwiającym wszystko, co stanie na drodze.

Nie podobało mu się, że ktoś uległ pokusie posiadania świętego rekwizytu. Czy istniała szansa, że winowajca nie wiedział, iż okrada samego Anioła Śmierci? A może była to dobrze przemyślana pułapka? Nie zamierzał jednak rozpatrywać podejmowanych działań w kategoriach wątpliwego bezpieczeństwa bądź boleściwego ryzyka. Zamierzał sięgnąć szponem tam, gdzie znajdowało się plugawe życie łupieżcy. Czego miał się bowiem obawiać? Śmierci? Etos Jeźdźca wymagał, by wyrównał rachunki. Za wszelką cenę. Nawet cenę cudzego życia.

Nie dawał mu spokoju ten nieuporządkowany ciąg niejasno zdefiniowanych czynności, prowadzających do wykonania nieokreślonego zadania.
Wszystko, co żyje... odpływa do wieczności. Wszystko jest wiedzą, a każda wiedza próbuje wyrwać się z okowów kołtunerii i ciasnoty umysłu, próbuje wyfrunąć i wywalczyć sobie drogę do otwartej, frywolnej i nagiej dysputy. Tak nauczył się słuchać szeptów. Woda, ziemia, powietrze, ognie i wszystko inne zawiera informacje o przeszłości. Wszystko jest zaszyfrowaną księgą tego, co zaszło. Czar wspomnień...
Ścisnął w dłoni trzymane pióro. Przedmioty zwykle świadczą o egzystencji, która mija, lecz się nie zapisuje. I tylko słowa wyglądają zawsze tak samo. Zupełnie, jakby niewrażliwe były na jakiekolwiek zmiany. Zupełnie, jakby jako jedyne przechowywały wciąż pełną wiedzę o wszystkim, co kiedykolwiek zaszło.
Czuł, jak esencja życia kumuluje się i przepływa. Mowa rzeczywistości urzeczywistniła się w postaci opasłej księgi – ostatniej kolebki i ostoi autentycznej, niezdegradowanej historii. Teraz nie było już tajemnic. Każda chwila była spisana na kartach dziejowego opowiadania, poczynając od momentu ukształtowania, drążąc historię przez moment oderwania, a kończąc na... ściskaniu w dłoni trzymanego pióra. Tak mógł poznać i zrozumieć.

Mrok zdawał się okrywać anioła nieprzeniknionym całunem. Jedynie ślepia emanowały światłem płonącego piekła. Był niczym poczwara nieczysta, napinająca teraz łydki przy wtórze głuchych syków i jęków. Nawet jego oddech – odmienny, ciężki i przytłaczający – przypominał bardziej następujące po błyskawicach uderzenia grzmotów.

Kroki, które z wolna stawiał twierdziły, że do celu dotrze niebawem. Na horyzoncie majaczyła już niewyraźna poświata anielskiej świątyni. Ciszę, która zazwyczaj otacza to miejsce, przerywał  stukot chodu niesiony echem przez libertyńskie podmuchy wiatru.

- Co zamierzasz zrobić ze złodziejem? - zapytała w końcu Rozpacz, rozdrażniona długotrwałym milczeniem.
- Może kremową bransoletkę z piór? - odpowiedział beztrosko.

Czarnoskrzydły siłą rzeczy zerknął na mężczyznę, gdy podszedł wystarczająco blisko, aby przerżnąć spojrzeniem jego facjatę. Na twarzy zagościła maska przyjaznej serdeczności i z zainteresowaniem wsłuchiwał się w przesiąknięty cnotliwością głos. Zimny jak stal rozum podejmował wewnętrzną polemikę, ale sylwetka nie wyrażała nic, co mogłoby zaniepokoić lub upychać w głowie myśli o nieuchronnie nadchodzącej zagładzie. Nawet gdy serce wrzało, na ustach gościł przyjazny uśmiech.

- Nie szukam odpowiedzi, tylko skradzionej kosy. Odpowiedzi udzielę sobie sam. - spoważniał. Chociaż nie temporyzował sztucznie wypowiedzi, zdawało się jakby każde słowo celebrował wolą.

Kilkaset uderzeń serca później rozległ się przedśmiertny okrzyk otwieranych wrót.

[Ps1. Przepraszam za zwłokę i jakość posta. Ostatnie dni nie były dla mnie łaskawe.
Ps2. Użyłem jednej ze swoich mocy ("Księgi dziejów"). Wykorzystałem ją na piórku, więc w domyśle powinienem we wspomnianej księdze wyczytać wiele przydatnych informacji. O efektach, Arthurze, możesz poinformować mnie w kolejnym poście, albo na PW. Myślę, że druga opcja będzie korzystniejsza, bo powiem Ci, na jakie informacje zwracałem szczególną uwagę.]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pióro nie dostarczyło zbyt wielu informacji. Zupełnie tak, jakby były one ukryte przed wzrokiem świata i samej Śmierci. Magiczna mgła otaczała dane, ujawniając jedynie malutki skrawek: delikatny przedmiot nie należał do złodzieja, został wyrwany ze skrzydła edeńskiego kapłana i był jedynie wskazówką co do tego, gdzie szukać dalszej części układanki. Rozległ się też cichy szept, lecz słów nie dało się odczytać. Były lekkie, delikatne jak wiatr, wypowiadane w dziwny sposób. Może to język sprawiał, iż nie można było zrozumieć najmniejszego słowa? Spośród nieczytelnych wiadomości w uszy rzucił się jeden wyraźniejszy wyraz. Ferre. I cichy, przypominający brzmienie dzwoneczków śmiech. A potem zaległa cisza, niezmącona niczym, spokojna i chłodna.
Kim mogła być osoba, która ukradła artefakt? Anioł w łaskach Pańskich, kryjący swe oblicze w blasku Kreatora? A może zwykły żebrak, Wymordowana szumowina z brudnej ulicy Desperacji? I czy te kopnięte na umyśle anioły ze świątyni mogły coś wiedzieć? Młodzieniec z kłosem wydawał się być zamieszany w jakiś spisek. Ten miły, niewinny uśmiech, poza jakby spodziewał się tej osobistości w progach przybytku Bożego. Pokiwał lekko głową, cały czas wyginając wargi w przyjaznym wyrazie.
- Jeszcze nie wiesz, iż szukasz. Każdy poszukuje, a jak powiada Pismo - proście, a otrzymacie; szukajcie, a znajdziecie; pukajcie, a otworzą wam - Anioł skłonił głowę, zamknął oczy i zamilkł, teraz już naprawdę nie wyglądając, jakby miał coś jeszcze powiedzieć. Czekał, aż drzwi zostaną otwarte, przez co jego rola zakończy się i będzie mógł powrócić wreszcie do swoich prawdziwych obowiązków. Nie, wcale nie uśmiechało mu się robienie za kierunkowskaz. Może i należał do grupy pierzastych-służebnych, ale posiadał swoje zadania.
Wrota skrzypnęły donośnie, brzmiąc jak potępiony jęk umierającej istoty. Niegdyś dźwięk ten był całkowicie inny, pełen życia, radosny, jednak od chwili odejścia Stwórcy, przestały chwalić Jego imię całym swoim drewnianym ciałem. Wnętrze świątyni również nie było tak piękne jak dawniej. Drewniane ławki stały opuszczone w równych rzędach, przez witraże wpadało o wiele mniej światła, niż mogłoby się wydawać z zewnątrz. Panowała atmosfera prosto z cmentarza późną, wieczorną porą. Nawet temperatura pasowała. Przed ołtarzem, tyłem do wejścia, stał kolejny skrzydlaty o kremowych piórach. Już od drzwi było widać, iż ma lekkie braki w opierzeniu na jednym z czterech potężnych, złożonych skrzydeł. Lewe górne miało lekko wyskubany plac, jednak kto by się tym przejmował? Jasne, złociste włosy opadały na wątłe ramiona poskręcanymi falami, długa, śnieżnobiała szata sięgała samej ziemi, zakrywając stopy, zapewne bose. Postać uniosła dłonie w górę, szepcząc coś cicho, ale zamarła, gdy tylko wrota trzaśnięciem oznajmiły zamknięcie się. Anioł opuścił kończyny i odwrócił się. Jego blada twarz o delikatnych rysach skierowana została na Luxferre, choć nie wiadomo, czy coś widział. Oczy zasłonięte miał opaską o barwie nieskazitelnej bieli.
- Miłość nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego - odezwał się i nie zrobił tego jednocześnie. Blade wargi nie poruszyły się, jednak dźwięk zabrzmiał i odbił się echem wśród kamiennych ścian. Pogłos towarzyszący słowom powodował lekkie dreszcze. - I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Absterget deus omnem lacrimam ab oculis. Słowa ust ludzkich są wodą głęboką, potokiem obfitym jest źródło mądrości. To mów, do tego zachęcaj i karć z całą powagą, niechaj cię nikt nie lekceważy. Oto ja posyłam anioła przed tobą, aby cię strzegł w czasie twojej drogi i doprowadził cię do miejsca, które ci wyznaczyłem - można rzec: losowe cytaty z księgi pisanej pod natchnieniem danym przez Kreatora. Bezsensowne zdania, które nie miały ze sobą powiązania. I niby to miało pomóc odzyskać kosę? - EDENU zwierzęta, chwalcie imię Stwórcy. Ukarajcie złodziei, ptactwo wszelakie. Swymi szponami naznaczcie nieczystego - kapłan rozchylił wreszcie wargi. Jego głos brzmiał inaczej niż ten, który sypał bezsensownie cytatami. Mężczyzna ruszył z miejsca, zbliżając się do Anioła Śmierci. Stanął może ze dwa metry od niego.
- Po owocach ich poznacie. W Rajskim Mieście, w Ogrodzie Świata, tam, gdzie noc i dzień stają się jednością - skłonił jasną głowę, milknąc.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Skowyt niepamięci odbijał się echem od wszystkich ścian bożej świątyni. Jak krople łez po policzku, tak po murowanych ścianach ściekała utęskniona desperacja, pozostawiająca śliski ślad zniechęcenia i rozgorączkowaną bliskość goryczy. Na sercu każdego wyznawcy zalegał ciężar, który gromadził się w środku, niczym ołowiane kule przepełniające komory i przedsionki. Wrażenie porzucenia i osierocenia zdawało się boleć nawet bardziej, niż seria żelaznych pocisków.
Sam Lux z każdym oddechem wypluwał z siebie nagromadzony jad, zebrane cząstki niestrawionego, skonsolidowanego poczucia krzywdy. Rzygał tym bolesnym ciśnieniem, które miażdżyło wnętrzności, tą wewnątrzmolekularną zgagą, tym autodestrukcyjnym poczuciem niedosytu i niezrealizowania. Wszystko to niknęło w cynicznym monologu pacierzy, pękało jak balonik z prezerwatywy.
Zbawienne niegdyś szepty modlitw same teraz dusiły się tutaj w atmosferze kąśliwej rozpaczy, próbując ponownie rozniecić w sercach płomienie mięsistej wiary. Boga jednak nie było tutaj od dawna i nawet recytowane z zapałem frazesy nie mogły tego zmienić. Mało kto więc wierzył w ich efektywność, podobnie jak mało kto wierzył, że Stwórca jeszcze powróci. Religijność chyliła się ku nieuchronnemu zapewne upadkowi, strącając w bezdenną próżnię niełaski każdego teistę. Sacrum wstrzymało oddech tamtej pamiętnej chwili, w której zniknęła boska opatrzność. W jej miejscu wykwitła próżnia, nieskończona otchłań zwykłych pragnień i niezwykłych lęków. Gdzieś w tej melodii anielskich szmerów wybijały się soprany, wciąż poszukujące rady i pocieszenia.  
Zagubione owce pozostawione bez pasterza na pastwę głodnego wilka.
Tak w oczach Szablozebnego rysował się syntetyczny obraz anielskiego społeczeństwa, ekstrakt wszystkiego, co chciałoby się uchronić od zatraty i co zapisało się w pamięci, utrwaliło w sentymentach jako ważne.

Niektóre słowa obdarowane zostały darem życia. Krążyły po świecie jak niewidzialne ptaki i  donośnie roznosiły wolę wielkich oratorów poprzez rozćwierkane gaworzenie. Niewiele osób pamiętało, że wyrazy zawsze były eutanazją myśli, nieudolnym substytutem i zubożonym kształtem. Mimo to stanowiły pożywną, narkotyczną paszę dla słabych i rozkojarzonych umysłów.
Mówi się, że nawet Słowo Boże w nadmiarze szkodzi, bo nie samym Słowem żyje anioł.
Nosiciel Światła uśmiechnął się w duchu, po raz kolejny zdając sobie sprawę, jak niedaleko padła rzeczywistość od groteskowej dykteryjki. A właściwie jak niedaleko padła dykteryjka od nawiedzonej postaci kapłana. Rzucane z impetem slogany przypominały nieprzemyślaną i przygłupiastą ramotę. Kolejna ofiara nałogu, pozbawiona mózgu, a wyposażone tylko w święte zwoje wypisane po krawędzie błogosławionymi literami.

- Graaah, słyszałem te słowa tysiące razy, całą Biblię znam na pamięć! - głos Rozpaczy bez tych dźwiękonaśladowczych ingrediencji nie miałby tej zmysłowej sugestywności, jaką ma.
- To wskazówka. - odezwała się Nadzieja, zaintrygowana istotą Starca. - W móżdżkach licznych przeorów wyrosło przekonanie, że niejasność wypowiedzi odsieje ziarna od plew. Sprawdzają w ten sposób umiejętność lawirowania po krętych dróżkach logiki. Bardziej cenią bowiem sprawność umysłu od sprawności ciała. Co wynika pewnie z faktu, że ich ciała już dawno odmówiły posłuszeństwa, jakkolwiek obleśnie by to nie brzmiało.
- Czy to znaczy, że mój umysł jest za mało sprawny? - zastanowiła się gorsza z jaźni i posmutniała nieznacznie.
- Ty nie masz umysłu, sam przecież jesteś tylko jego częścią. - Nadzieja sfinalizowała dyskusję jednym spostrzeżeniem, podnosząc swój status do godności jedynego głosu rozsądku w tej głowie.

- Jestem wdzięczny za podpowiedź. Czym prędzej wybiorę się do Miasta Edenu. - wyznanie skwitował uprzejmym poddaniem swojego ciała, uwydatniając przy tym arystokratyczną kurtuazyjność.  
- Chciałbym jednak jeszcze zapytać, jak to się stało, że Zakon Kremowoskrzydłych wmieszał się w sprawę tej wagi. W końcu wygląda na to, że świadomie mnie tu sprowadziliście, a to pozwala przypuszczać, że albo znacie złodzieja, albo sami za nim podążacie. Nie chciałbym informować Anielskiej Rady, że odłam moich skrzydlatych przyjaciół knuje za plecami, a ze Śmierci robi prywatnego posłańca. Zapewniam, że jestem pionkiem jedynie w rekach Boga, dlatego z większą rozwagą dobierałbym wrogów i sojuszników. - monologował z bezprzykładną głębią surowości, nadając dźwiękom cechy wielkiego kolorytu emocji.
- Będę rad, jeżeli jeden z Twoich ludzi potowarzyszy mi w podróży. W końcu – jak sam powiedziałeś - Ukarajcie złodziei, ptactwo wszelakie. - zaśmiał się, jakby opowiedział właśnie niebanalny dowcip. Z eksperymentalną ciekawością przyglądał się reakcji rozmówcy. Przewidywał bowiem, że  ironiczna sugestywność nie umknie jego uwadze.
- Wierzę, że nie odmówisz. Dla naszego wspólnego dobra. - ranga nobilituje i rozgrzesza, dlatego pozwalał sobie na konwersacyjne szelmostwo. Splótł ze sobą zbitki wyrazowe z miłodźwiękiem półgłosu, dając krzycząco do zrozumienia, że nie ulegnie konformizmom.

- A ja myślałem, że nie poinformowałeś Anielskiej Rady o kradzieży, bo było Ci najzwyczajniej w świecie wstyd, że zbłaźniłeś się i pozwoliłeś wykraść sobie jeden z najcenniejszej, anielskich artefaktów.
- zaszydziła Rozpacz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Naczelnik misji

Jeśli do czwartego stycznia nie pojawi się post Mistrza Gry (który, notabane, powinien być wieki temu) to misja zostanie zawieszona (do czasu znalezienia innego MG), ewentualnie zamknięta, w zależności od kaprysu uczestnika.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czy gdyby Kreator nadal czuwał nad swymi opierzonymi owieczkami, w tej chwili wszyscy musieliby się tak przejmować złodziejstwem w Edenie? Hah, ziemski Eden nawet by nie istniał, a anioły prowadziłyby spokojną egzystencję w Raju, nie mając praktycznie żadnych trosk, pozornie będąc w posiadaniu wszystkiego, czego by sobie zapragnęły. Ale na pewno byłoby bezpieczniej, nikt by nikogo nie mordował, a i kradzieże zapewne zdarzałyby się rzadziej. I zdecydowanie porwania artefaktów nie byłyby takie proste w realizacji.
Anioł splótł palce niczym do modlitwy i zdawał się patrzeć na Nosiciela Światła, choć ciężko było stwierdzić, czy ma oczy zamknięte, czy może raczej otwarte. Opaska nie pozwalała nawet określić, jakiego są koloru i czy w ogóle je ma. Dlaczego w ogóle je zasłaniał, skoro wnętrze świątyni było mroczne? Może ślubował pozostanie w wiecznym mroku, bo nie czuł się godnym do obserwowania dzieła Pana? A może po prostu był ślepy? Powody mogły być naprawdę różne. Od zwykłych, prostych, wręcz ludzkich wytłumaczeń, aż po jakieś skomplikowane teorie spiskowe. Ha! Może widział doskonale, ale nie potrafił ukryć kłamstwa zdradzanego swoimi patrzałkami? Nie, nie... Zostawmy już te bezsensowne domysły. Wcale nie musiał mieć w tym jakiegoś celu, bo równie dobrze mógł to być po prostu element stroju. Ot, kaprys. Kto bogatemu kapłanowi zabroni?
Powiedzmy, że i nam coś odebrał. Ukradł nam Tchnienie Stwórcy, a Aniołowie Pieśni utracili Zwoje Błogosławionego Słowa. Wcale nie próbujemy cię wykorzystać i uczynić posłańcem. Zaginęły trzy potężne przedmioty, które w nieodpowiednich rękach mogą zniszczyć to, co próbujemy naprawić – odpowiedział spokojnie jasnowłosy. Wydawał się być kompletnie wyprany z emocji, dźwięki wypływające spomiędzy bladych warg wyrzucane były z tą samą głośnością, bez zaakcentowań. Ale jednocześnie odnosiło się wrażenie zmartwienia, jeśli nie strachu. Zaraz uniósł rękę i pstryknął palcami. Echo odbiło się o marnych, kamiennych ścian. Po paru sekundach obok dwójki pojawił się chłopak o półdługich włosach koloru ciemnej czerwieni i bystrych oczach w barwie miodu. Skłonił się głęboko, przykładając dłoń do klatki piersiowej.
Lureen ci pomoże, jeśli potrzebujesz towarzysza. Jest na twoje rozkazy – powiedział po chwili kapłan, zwracając głowę w kierunku młodego anioła, który ponownie się ukłonił, choć tym razem już nie tak mocno. Starzec nie widział sensu w odmawianiu Aniołowi Śmierci kogoś ze swoich podopiecznych. – Był tamtej nocy strażnikiem Tchnienia, może ci opowiedzieć, co widział. Rozmawiał też z Aniołami Pieśni o ich stracie – dodał. Więc już wiemy, dlaczego to czerwonowłosy ma być pomocą. Schrzanił sprawę, więc mu się oberwie, proste.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down


 
Nie możesz odpowiadać w tematach