Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 52 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 29 ... 52  Next

Go down

Pisanie 06.02.14 19:05  •  Bar - Page 7 Empty Re: Bar
"Na pewno się polubicie."
"Bądź miły."
Co to miało być? Schadzka przedszkolaków, które nie potrafią się dobrze zachować? I jakby w ogóle potrzebował zapewnień, że kogoś polubi. No jasne, oczywiście, bo Pan tak powiedział. Zawsze może udawać, ale nie znaczy to, że na skinienie swojego właściciela nagle zacznie darzyć kogoś sympatią. I nie dlatego, że nie chciał, a dlatego, że nie potrafił się do tego zmusić. Jak już dana osoba zrobiła takie, a nie inne wrażenie to tak pozostanie postrzegana przez kota do samego końca. Z czasem jego punkt widzenia może się zmieniać, choć to mało prawdopodobne, a do tego nieznaczne. Wolał się jednak skupić na spełnieniu polecenia Growlithe'a, więc zmusił się do słabego uśmiechu, którym uraczył zielonowłosą istotkę. Było w nim tyle prawdziwości co w cyckach Pameli Anderson, ale hej, liczyło się, że w ogóle był. Ważny jest sam gest, prawda? A to, że fałszywy uśmiech zniknął tak szybko jak się pojawił to już inna sprawa. Był? Był. Reklamacji nie przyjmujemy.
Dotychczas nie słuchał ich w ogóle, ale włączył się, kiedy do czarnych uszu dotarło słowo "anioł". Przez chwilę nasłuchiwał rozmowy, która raczej się zbytnio nie kleiła, lecz zdążył z niej wydedukować, że mieli do czynienia z aniołkiem. Przechylił lekko głowę, wciąż nie odrywając wzroku od panienki. Różniła się od aniołów, które już znał, a przede wszystkim od tego jednego ślepca. Była... radośniejsza? Tak, tak mógłby ją określić. Tak jakby całe zło tego zakichanego świata w ogóle jej nie dotyczyło. Chłopaka w pewien sposób to irytowało. Sam nie wiedział dlaczego, tak po prostu. Od tej chwili jednak już ich słuchał, choć nie miał zamiaru się odzywać czy jakkolwiek udzielać w konwersacji. Nie i tyle. Jakoś nie miał na to ochoty, wolał poobserwować swoją nową znajomą.
Nie dane mu było jednak zaznać spokoju. Nie miał nawet dłuższej chwili, żeby w pełni rozkoszować się bliskością wilczura, której tak bardzo mu brakowało. Tak, brakowało, cholera, przyznaję się. Yunosuke mimo wszystko jest osobą dość wrażliwą i gesty często znaczą dla niego więcej niż słowa. Może dlatego nigdy nie przywiązuje do nich większej uwagi i trudno go urazić. Tymczasem wystarczy krzywe spojrzenie, a on już inaczej myśli o człowieku... czy czymkolwiek dana osoba jest. Zapach mięsa podsuniętego pod sam nos dosłownie zawrócił mu w głowie. Fuknął cicho, pokazując przy tym swoje kiełki i obrzucił łakomym spojrzeniem to jakże przepiękne udko. Coś kazało mu zachować się jak jakaś tsundere, ale nie posłuchał tego czegoś. W zamian wbił ostre zębiska w mięso i urwał kawałek, żeby połknąć go niemal w całości. Odebrał pożywienie z rąk swojego pana i zaczął się nim zajadać. Nie jak jakaś wygłodniała bestia - którą de facto był - a spokojnie, choć iskierki w czerwonych oczach żarzyły się aż miło. Tak dawno nie jadł ciepłego i porządnego posiłku, że nie potrafił się po prostu wstrzymać. Zerknął na zielonogłowę, kiedy zaczęła prowadzić coś w rodzaju monologu o jego zdrowiu i tym, że powinien więcej jeść. Cholerni geniusze. Tak jakby, kurwa, tego nie wiedział.
- Jadłbym, gdybym miał co. To tutaj... - wskazał pazurem na talerze. - ... to dla mnie jak cud. Nawet sobie nie wyobrażasz jak dawno dane mi było ujrzeć coś porządniejszego, niż zeschły chleb i resztki owoców. - chwila zawahania. - Jace jest moim cudem.
Wraz z tymi słowami wrócił do swojego kawałka kurczaka. Cóż, ważne, że chociaż przemówił. Wciąż towarzyszył mu ten w pewnym stopniu nieprzyjemny ton, ale przynajmniej jego wypowiedź to było coś więcej niż dwa słowa na krzyż. Postępy, nie? Zamilkł ponownie, ale teraz mieli chociaż pewność, że obecność tutaj go nie boli. Mógł zachowywać się dziwnie, ale tak naprawdę bardzo cieszyło go to wyjście. Cieszyło go, że może spędzić trochę czasu z wilkiem. Cieszyło go, że nie będzie siedział sam w Norze przez cały dzień. Z nim przynajmniej czuł się bezpieczny. Cieszyło go nawet, że mógł poznać kogoś nowego. I oboje powinni przestać zwracać uwagę na jego intonację, spojrzenia i ogólną postawę. To nic innego, jak maska, która ma za zadanie ukryć wszelkie emocje. Osoba inteligentna to dojrzy. A czy oni tacy byli?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.02.14 2:21  •  Bar - Page 7 Empty Re: Bar
Skubnął brzeg swetra Yunosuke, wyraźnie marniejąc. Jakby cisza, która ― niestety ― zapanowała między nimi, zaczęła go co najmniej męczyć. Podniósłszy jedynie dłoń, w której jeszcze chwilę trzymał kurczaka, wysunął język i przesunął nim po palcach, zlizując pikantny smak ze skóry. Podniósł wzrok na Mi-Young, dokładnie w chwili, gdy z jej ust wyrwała się pierwsza głoska, zapowiadająca lawinę wiadomości. Ważnych czy nie ― byle jakichkolwiek. W pewnym momencie nawet przechylił nieznacznie głowę na bok, zdradzając swoje zainteresowanie.
Chłopiec? ― powtórzył, marszcząc przy tym nieco nos. ― Jak dziwne to były pytania? Nie powinnaś naiwnie spowiadać się każdemu kogo spotkasz na ulicy. Możesz narazić się na niebezpieczeństwo, jak... ― zawahał się. Imię pupila ugrzęzło mu w gardle. ― Jak cała masa naiwniaków, tłoczących się po ulicach. Nie bierz przykładu z byle pierdoły, jeszcze coś ci się stanie.
Nic nie mógł na to poradzić, że coraz częściej zmuszony był wysłuchiwać o błędach osób, z którymi, bądź co bądź, miał jeszcze jakiś w miarę pozytywny kontakt. Niby nic złego to zdanie nie zapowiadało ― po prostu rozmawiała z jakimś szczylem, który równie dobrze mógł być kolejną esencją niewinności, anielskim dzieckiem zmuszonym żyć na piekielnym ziemskim padole.
Wielu tu jednak narodziło się w niewyrośniętym ciele. Urocze rysy, duże, błyszczące, załzawione oczy, usta wykrzywione w płaczliwym wyrazie i niebezpiecznie drżący podbródek ― tyle wystarczyło, by ci, których sumienie jeszcze zżerało nocami, zatrzymywali się i wkładali rękę w paszcze wilka. Oby jego nadprogramowa ostrożność przynosiła dalsze sukcesy. Ile to razy ktoś błagał go o pomoc, by ujrzeć tylko rzucony przez ramię uśmiech zirytowania?
Wo`olfe prychnął nagle. Jej kolejne słowa były...dziwne. I nie na miejscu.
Gdzieś ty się posiała na ten czas, co? Jesteś aniołem, do cholery. To chyba wystarczający argument, żeby przejmować się terenami, które do aniołów należą, prawda? Poza tym dużo słyszy się ostatnio o planach inwazji grup wymordowanych na Eden. Chyba będziesz musiała się zainteresować, jeśli wciąż zależy ci na mieszkaniu z bieżącą wodą. ― Krzywy uśmiech. ― Dobrze się czujesz?
Przyjrzał się jej już bardziej sceptycznie. O ile dwie sekundy po ujrzeniu jej był zaskoczony i ucieszony, tak teraz zaczynał nabierać niepotrzebnych podejrzeń. Niby czemu Mi-Young o niczym nie wiedziała? To przecież nie są ciche sprawy. Nie trzeba być wybitnym szpiegiem i detektywem ze stażem jak stąd po most Poniatowskiego. Wystarczy czasami zdjąć słuchawki, nadstawić uszu... głośny bełkot pijanych mieszkańców Desperacji, warkliwe obelgi niosące się echem, niezatrzymywane przez żadne z zabudowań. Ściągnął brwi. Naprawdę była tak obojętna na tragedie i plany? Nie, żeby kazał jej teraz warować dwadzieścia cztery ha na wycieraczce, ale jakieś granice zawsze były.
W tym przypadku powoli zaczynał powątpiewać w normalne funkcjonowanie zielonowłosej. Tak samo jak nigdy nie mógł pojąc jej wrodzonej uprzejmości. Dało się dostać od niej wysypki.
Trudno. Nie wiesz co tracisz ― burknął, dokładnie, jakby właśnie zarzuciła mu, że przespał się z rodzoną siostrą, co bardzo dobitnie musiałoby go urazić, skoro jego mina drastycznie się zmieniła. Mnogość emocji jaka pojawiała się na twarzy wilczura powiększała się z dnia na dzień, z każdą nową rozmową. Sięgnął po kawałek kurczaka dla siebie, trzepocząc jednym z uszu, do której dobiegały ciche odgłosy Yunosuke.
„Stanowczo powinieneś posłuchać Panicza”.
Wzruszył barkami, wgryzając się w kawał mięsa. Ogon mimowolnie poruszył się, prześlizgując się po materiale kanapy, aż w końcu jego końcówka zsunęła się z brzegu mebla i zawisła rozkołysana nad podłogą. Przełknął kolejny kęs i zachichotał cicho. Yunosuke miałby otrzymać „całusa” jak będzie grzecznie jadł? Jonathan pokręcił głową na boki.
Molestowanie zwykle było karą, a nie nagrodą. Mentalność ci się waha ― zauważył, przełykając ostatni, minimalny już fragmencik kurczaka. Nie mógł jednak zaprzeczyć. Mi-Young miała całkowitą rację. Nawet teraz, gdy obejmował chłopaka, jego ciało wydawało się być zbyt kruchych rozmiarów, w porównaniu do niego samego. Chodziło głównie o to, że Growlithe nie należał do byczych samców alfa, z karkiem jak dąb i rozesłaną po szyi siecią pulsujących żył. Zwykle nazywano go chuderlawcem, choć pod materiałem koszulki, nie kryły się same kości. Jego budowa ciała nie powalała jednak na kolana. Nic więc dziwnego, że stan Yunosuke zwrócił uwagę nawet wilczura. Najgorsze, że sam kotowaty zdawał się być tego świadomy. „ Jadłbym, gdybym miał co. To tutaj...” Jonathan po tych słowach najchętniej wstałby i zrzucił tynk ze ścian, trzaskając drzwiami. Zamiast tego pozostało mu tylko wyrażenie swojego buntu w formie głośnego, ostrzegawczego warknięcia. Bob zza lady spojrzał w ich stronę, ale szybko powrócił do polerowania swojego ukochanego kufla.
O co ci chodzi? ― wycedził przez zaciśnięte zęby, jakby wściekło go samo stwierdzenie, że chodzi po ziemi głodny. A przecież nie było to winą Jonathana. Słabsi umierali, męczyli się, katowali. To naturalne. Prawo pierdolonej Matki, której żadne dziecię nie kochało. Przeciągły syk zabrzmiał tuż przy jego uchu: ― To zwykły kurczak. Można podobne upolować na terenach Edenu. ― Zerknął na Kwon. ― Naprawdę uważasz, że jest uroczy? ― Uniósł brwi, płynnie podejmując następny temat. ― A co mam robić? To co zwykle. Po tylu latach spłaciłem parę długów i równie dobrze mógłbym zostawić wszystkich, te kurewskie misje, rzucić i zdeptać jak pustą paczkę papierosów. Mimo to nadal daję się wykorzystywać. Błądzę po polach, za granicą, w kanalizacji, żeby nie straszyć swoją parszywą gębą dostojników Desperacji. Nudzę się trochę, ale kociak dał mi fajne zajęcie. Jestem podekscytowany. Będziesz chciała popatrzeć?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.02.14 18:49  •  Bar - Page 7 Empty Re: Bar
- Nie odpowiedziałam mu, bo nawet nie zrozumiałam, o co pytał. - Wzruszyła ramionami, a jej powieki opadły na krótką chwilę na kolorowe ślepka. Kiedy już rozchyliły się, uśmiech rozkwitł na bladych wargach, a sama Kwon zaczęła swój wystrzał cytatów. - Mówił coś, jak... "za ile dasz się"... ehm... jak to słowo szło... "przeruchać"? Nie za bardzo wiem, co to dokładnie znaczy...
Proszę państwa! Oto kolejny nabój wystrzeliwany z karabinu niewinności, jakim była ta oto anielica. W ogóle nie pojmowała, co mogłoby jej się stać, gdyby stwierdziła, że od niej wszystko jest za darmo i poszła z tym pozornie słodkim dzieciaczkiem, wpadając w jakąś pułapkę na niedźwiedzie. Ten przypadek był bezpośredni, ale dziecięcy wygląd i tak nadawał wszystkiemu takiego uroku, że kobiety (oczywiście te, które rozumiały tamto słowo) zapewne potraktowałyby jego wypowiedź jako słodki żart nieśmiałego młodzieńca. Pewnie myślałyby sobie, że po prostu nie wiedział, jak zaproponować wyjście na kubek gorącej czekolady w taki sposób, żeby się przypodobać i zaszpanować odwagą. Albo co.
Przejmować się? Jasne, że się przejmowała. Może i nie chciała przeganiać każdego z terytorium, a tych, którzy byli jej bliscy, wręcz zapraszała, ale potwory wręcz najeżdżające na Eden były zwykłymi szumowinami i mogłaby z nimi skończyć w mgnieniu oka (oczywiście tak naprawdę bałaby się w ogóle wyrządzić komukolwiek krzywdy i zwaliłaby brudną robotę na kogoś innego, co również nie było zbyt szlachetne), a przynajmniej wywalić ich gdzieś do jakiegoś ścieku. Mimo tej opinii była odcięta od świata zewnętrznego na jakiś czas. Zamknęła się na trochę, zajmując się wyłącznie sobą i kotem o słodkiej mordzie, jak gdyby nie istniało żadne życie poza ich dwójką i, ewentualnie, jakimiś puchatymi przybłędami.
- Po prostu... nie rozmawiałam z nikim. Pielęgnowałam ogród i nigdzie nie wychodziłam. Nie wiem, jakoś tak. - Skruszony wyraz twarzy wcale nie wskazywał na nic dobrego. Jego kolejne pytanie uznała za retoryczne, tak więc nie miała najmniejszego zamiaru na nie odpowiadać. Najzwyczajniej w świecie jeszcze nie obudziła się ze swojego snu o cudownej utopii, w której nie ma niczego złego. Dlatego wciąż mierzyła nawet bliskie sobie osoby zdezorientowanym wzrokiem, jak gdyby oczekując, że to one jej wszystko wyjaśnią, pstrykną jej palcami przed nosem albo chociaż uszczypną w ramię. Byleby umiała otworzyć oczy trochę szerzej.
I wcale nie była aż tak milutka... chyba.
Przesunęła wzrokiem po twarzy wilczego. Nie chciała, żeby od razu się boczył, czy coś w te gusta. Najzwyczajniej w świecie miało być to ich jedzenie, nie jej. Dlatego też nie chciała, aby tracili, bądź poświęcali - co i tak równało się z utratą - cokolwiek dla przyjemności jej kubków smakowych. Poza tym, zwyczajnie nie dałaby rady chwycić za coś, co zostało już dotknięte dłonią mężczyzny. To jak niebezpośredni pocałunek, tylko dłonią, kurwa.
- Wie panicz, co? - Zaczęła, zupełnie tak, jakby miała go teraz skarcić do reszty, jeśli nie wdeptać w ziemię butem. - Ja bym to potraktowała jako nagrodę. Bo to urocze. I zapewne bardzo przyjemne. - Przyznała z nikłym uśmiechem, przechylając głowę, jakby celowo dodając sobie tym uroku. Choć zapewne i tak nie miała pojęcia o tym, że tak wyglądała w jakikolwiek sposób atrakcyjniej. Może chciała spojrzeć na nich z innej perspektywy? Tak zapewne było łatwiej patrzeć na ich dwóch na raz. Kolejne słowa Yunosuke z kolei skupiły jej wzrok na nim samym. Wtedy tym bardziej dołożył sobie plusowych punktów w kategorii "uroczusiość". Jednakże Growlithe był innego zdania. Czyżby chciał go tym zagonić do dopadnięcia kurczaka?
- Faktycznie - przyznała rację Wilkowi, jednak nie spuszczała z oka Mutanta - jest ich u nas dość sporo. Mógłbyś je bez problemu złapać. - Ciepły, pokrzepiający uśmiech miał jakby dodać łagodności do tego, co przed chwilą powiedział Jace. Niby miało to mu pomóc się zmotywować, ale cholera wiedziała, co tam łaziło po głowie Yuno. - Oczywiście, że tak uważam. Jest przekochany! Taki cichy, niewinny... po prostu uroczy. I... - przerwała na sekundkę. Czy powinna odpowiadać na tę falę prawie-że-narzekań? Nie. Przeszła do tematu numer cztery. - Oczywiście, że będę chciała, Paniczu. To dla mnie zaszczyt.

Ta, trochę krótszy. Ale dopiero wyszli ode mnie goście i nie mogę się skupić, che.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.02.14 5:25  •  Bar - Page 7 Empty Re: Bar
Nagle na jego twarzy pojawił się słaby uśmiech, tym razem na pewno szczerszy od tego, którym uraczył Mi, a to za sprawą tego, że nie był kierowany do nikogo, a wywołany został mimowolnie przez myśl kocura.
- Molestowanie? Karą? - nagle ruszył się niecierpliwie w objęciu wilka. - Nie uświadczyłem tego. Może powinienem?
A jakże, złe pupile się karze. Poza tym chyba przydałoby mu się sprowadzenie do parteru. Niekoniecznie za sprawą molestowania, choć nie miałby nic przeciwko, ale kilka ciosów w twarz na pewno by nie zaszkodziło. Ostatnio pozwalał sobie na zbyt wiele. Nie tylko w obecności swojego pana, a w ogóle.
Czarny ogon nagle uniósł się wyżej i otarł się o policzek wilczura. Ha, czyli jednak czasem miewa kontrolę nad tym czymś. No kto by się spodziewał~ Tym gestem chciał mu dać znać, żeby się uspokoił. Cóż, było to dość duże ryzyko, bo chłopak przecież nie wiedział o niemożności Yunosuke, choć ten miał zamiar mu powiedzieć. To tylko kwestia czasu.*
- Nie poluję, jasne? - mógł zabrzmieć trochę jak rozkapryszone dziecko albo osoba, która nie miałaby serca, aby zranić niewinne zwierzę, ale w ogóle nie o to chodziło. Nie przyzna się przecież, że nie może atakować małych, dużych lub jakichkolwiek zwierząt, bo naukowcy wyhodowali mu w mózgu blokadę. Mówienie o tym otwarcie wykraczałoby poza resztki jego marnej godności, czyli jednak istniały sprawy, o których nie miał ochoty opowiadać publicznie. Gdyby byli sami, jasne, ale nie przy niej. Już wolał wyjść na gnojka, niż przyznać się do swojej ułomności. Bo jak inaczej nazwać to zjawisko? Potrafi polować, ale nie może zaatakować, bo nie. To bezsens, a jednak tak prawdziwy. No chyba, że zwierzak stwarzał by dla niego silne zagrożenie, wtedy mógłby zaatakować. Szkoda tylko, że skończyłoby się to pewnie tragicznie dla kocura. W jego stanie i z jego siłą fizyczną miał raczej małe szanse na pokonanie wytrzymałego zwierzęcia. Dlatego nadrabiał szybkością i refleksem. Istota stworzona do ucieczki, świetnie. Naukowcy dobrze wiedzieli co zrobić, żeby nie mógł im się stawiać. A jednak i to miało swoje luki, bo jakoś mu się udało, hm. Cóż, wygląda na to, że w szale wszystko jest możliwe. Nawet atak bez prowokacji. - ... Hmpf.
Fuknął, kiedy do kocich uszu dobiegło pytanie skierowane do panienki. Nie miał ochoty być nazywanym uroczym, bo dobrze wiedział, że to totalne kłamstwo. Jednakże nikomu tego nie zabroni, prawda? Niech mówią co chcą. On wierzy w swoje zdanie, choć bardzo często było ono cholernie mylne. Tak jak ta jego pierdolona samoocena, która nijak ma się do rzeczywistości. Jakby nie był na tyle ogarnięty, żeby mieć wyjebane na własne problemy i wymyślane rozterki, to mieliby tutaj kolejnego rasowego emosa. Takiego, który ciągle płacze jaki jest biedny i nie umie się za siebie wziąć, a ludzie wokół mają miliardy razy gorzej. Na szczęście taki nigdy nie był i nie będzie. Chwała bogom, czy czemukolwiek co tam na górze tkwi i ma nas w dupie. "Taki cichy i niewinny", hm? Pierdolenie o Szopenie. Niewinności w nim było tyle co seksapilu w kałuży błota, a cichy był, bo tak.
Na chwilę zamarł, kiedy usłyszał wypowiedź zielonowłosej. Naprawdę? Ale serio? W tym momencie spojrzał na nią z zupeeełnie innej strony. Ale nie dał poznać po sobie jakiejkolwiek zmiany w podejściu. Zluzował trochę z tym swoim spojrzeniem kruszącym skały i skupił się na kawałku mięsa. Chyba jednak nie będzie jej traktował tak sceptycznie. To dziewczę wydało mu się zbyt... głupie. Nie, to złe określenie. Takie nieuprzejme, a nie o to chodziło, żeby kogoś obrażać. Głupiutkie, o. Istota niemal tak samo naiwna jak on sam. Dogadaliby się w tej kwestii, hę. Zaraz wrócił do tego, co robił i udał, że po prostu dalej ich nie słucha. W ogóle zauważyli, że ma totalnie gdzieś o czym rozmawiają? Coś mu się wydawało, że jednak nie. A nawet jeśli, to nie miało to absolutnie żadnego znaczenia.
PS To kłamstwo. Wcale nie ma ich rozmowy gdzieś, ale robi taką pozę, żeby nie wyszło, że jest jakimś podsłuchiwaczem czy innym gnojkiem. Nie chciał, żeby go za takiego brano, ot co. Wolał, żeby myślano o nim jak o zwykłym, nieogarniętym kocie. Zastanawiał się jednak jak mógłby włączyć się do rozmowy. O co mógłby spytać nowo poznaną osóbkę, żeby nie wyjść na totalnego dupka i jej przypadkiem nie obrazić? To był trudny orzech do zgryzienia i nie szło mu z tym za dobrze. A jednak jakoś chciał się odezwać, pokazać, że tu jest i cokolwiek go interesuje, choć nie było to prawdą. Gdyby coś go obchodziło to już dawno zalewałby ich dwójkę pytaniami... A tak? Ta cholerna obojętność przeszkadzała mu nawet w prowadzeniu konwersacji. Nagle uderzył ciężko ogonem o wierzch kanapy, na której siedzieli. Ot, kaprys bez jakiegokolwiek znaczenia.
Myślenie jest trudne, właśnie się o tym przekonał.

* Chyba??? Nie pamiętam czy wymieniłem to w liście rzeczy, które Grow jednak wie... Ten no, edytuję jak coś. Albo uznamy, że jednak nie wie. Wybaczcie. ._.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.02.14 19:16  •  Bar - Page 7 Empty Re: Bar
Wymordowany uśmiechnął się lekko, by w pewnej chwili zmrużyć swoje pomarańczowe oczy, które lekko zabłyszczały. Co go tutaj przywiało? W sumie...sam nie wiedział.
- Czysty zbieg okoliczności. - Wypalił, uśmiechając się lekko do Anielicy. Cóż, aktualnie nie miał nic pożytecznego do roboty...więc czemu by nie na nowo zawitać w knajpie? Nie ma to jak upić do nieprzytomności i obudzić się w jakimś obcym łóżku...brr.
- Jesteś tego pewna? Takiego pięknego Aniołka nie da się po prostu ominąć. - Zażartował, wybuchając serdecznym śmiechem. Cóż, może już alkohol zaczął działać? Albo mówił to od serca? Nikt nie mógł wiedzieć, co działo się w jego głowie.
Sam dla siebie pozostawał zagadką, słysząc jednak jej słowa, uśmiechnął się do niej ciepło.
- Czyli wcześniej wyglądałem gorzej? Smutno mi, że tak sądzisz. - Zaśmiał się po raz kolejny, patrząc na nią z wesołością, która wiązała się też z działaniem alkoholu. Wódka...była mocna. A jemu to się podobało, oczywiście pozostawały jakieś resztki świadomości. Sam zawsze potrafił wrócić do wozu i w nim zasnąć, ale chyba nie dzisiaj...zwłaszcza, że nie był sam. Skrzydlata była przez niego lubiana, więc nie miał nic przeciwko, aby upijać się razem z nią. Sami jednak uważnie słuchał jej słów i pokiwał lekko głową.
- Raziel to świnia. - Wypalił, lecz szybko się ocknął i uśmiechnął przepraszająco. Doprawdy dziwnie się zachowywał....Jak tak można postąpić!
- Cóż...ostatnimi czasy nieco się pozmieniało. Wiesz kim jestem. Chodzi mi o...pracę? Jeśli tak można to nazwać. Ostatnimi czasy pojawia się coraz więcej zleceń, musiałem aż chwilowo zaprzestać mordu, jeszcze by mnie namierzyli. Można więc uznać, że jestem...bezrobotny? Miło jest zrobić sobie urlop, odpocząć od tego wszystkiego. Poznałem parę nowych ludzi, głównie młodzi mężczyźni jak i kobiety. Nie, nie myśl sobie, że byłem w jakimś burdelu... Po prostu byli to moi najczęstsi zleceniodawcy. Na szczęście pozwolili mi chwilowo ''odetchnąć''. I wiesz co? Zawsze byłem zimnym skrytobójcą bez uczuć. Teraz jednak...coś mnie męczy i to nie wiem co. Mam ochotę się solidnie napić. Masz ochotę zrobić to ze mną? Wiesz, do niczego nie zmuszam Aniołku. - Jego głos na moment był zmartwiony, jednak szybko powrócił ten uśmiech, towarzyszący mu od...nie dawna. Coś go trapiło, jednak on sam nawet nie mógł powiedzieć co dokładnie.
Wtem jego wzrok oderwał się od dziewczyny, by obejrzeć się za siebie. Grow? Z początku zmrużył oczy, gdyż mógł mieć problemy z widzeniem...jednak nie mylił się. To był Grow. Zaskoczony, nie odezwał się jednak. Był chyba zbyt...pijany? Żeby cokolwiek zrobić, więc powrócił do wcześniejszej pozycji i ponownie spojrzał na Aurea. Cóż, wiedział, jaki miała stosunek do jego pracy.
Niestety nie on o tym decydował, zabójcą zostaje się do końca życia.
Uśmiechnął się więc do niej i sięgnął po drobny kieliszek, po czym znowu upił kolejne łyki. Jeśli tak dalej pójdzie, to on ledwo co ustanie na nogach. Przykro jednak było wiedzieć, że gdzieś tam znajdował się jego szef. No trudno się mówi, przecież nie zawsze musi być w najlepszej kondycji fizycznej i psychicznej.
Zobaczymy jednak, co zrobi jego przyjaciółka...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.02.14 23:18  •  Bar - Page 7 Empty Re: Bar
Ach... jaki piękny dzień! Cisza, spokój... można by wręcz usłyszeć lekki szmer delikatnego wiatru na zewnątrz. Wszystko miało się ku temu, że tej ciszy nic ani nikt nawet nie pomyśli przerwać, a co dopiero wprowadzić tę myśl w czyn. Tak się jednak niekorzystnie złożyło, że jednak ktoś postanowił nie dać osobom w barze napawać się pięknem tego dnia.
Z początku było słychać za drzwiami huk. Zapewne samym hukiem nikt się nie przejął, bo gdyby kogoś w tych okolicach miał obchodzić pierwszy lepszy huk na zewnątrz, to bar przez cały czas stałby pusty, bo wszyscy (łącznie z barmanem) staliby na zewnątrz i obserwowali, cóż to takiego dokonało "472 huknięcia tego dnia".
Huk ten jednak szybko został zastąpiony krzykiem. Krzykiem osoby obdzieranej ze skóry. To już nie mogło nie zainteresować nikogo. Widać było, że ktoś w barze nawet postanowił ruszyć się z miejsca i zobaczyć, jakież to fascynujące widowisko rozgrywa się na zewnątrz. Jego szczęście, że zareagował dopiero po chwili, bo w momencie, kiedy już podchodził do drzwi, te otworzyły się z dużą siłą.
Do baru wbiegł Wymordowany z psimi uszami. Był cały zakrwawiony i nie patrzył nawet, gdzie biegnie. Po prostu biegł; byle jak najdalej... tylko od czego...? W całym tym swoim pędzie potknął się o wystającą deskę i upadł twarzą na ziemię, lecz po sekundzie już odwrócił się na plecy i nie wstając z podłogi zaczął cofać się w tył. Niestety jednak jego ucieczkę powstrzymał stół barowy. Ten przyległ do niego i wrzasnął na całe gardło:
- To szaleniec! Pozabija nas wszystkich! Uciekajcie!
- Szaleniec, tak...? - odezwał się głos zza drzwi.
Pod dach lokalu weszła kolejna osoba. Był to mężczyzna w zniszczonym, brązowym płaszczu. Zapewne po dostrzeżeniu go oczy wszystkich skierowały się ku jego imponujących rozmiarów byczym rogom na głowie, oraz dosyć komicznie wyglądającemu krowiemu ogonkowi, który niczym  metronom kiwał się raz w tą, raz w tą, jakby w jakimś rytmie. Nie tego jednak mógł się w tym Wymordowanym obawiać jego przerażony "towarzysz". W prawej ręce miał on bowiem obrzyn wymierzony prosto w głowę zakrwawionego. W lewej znajdowała się jakaś podniszczona książka, ale ponieważ nie ona była "tym-zabójczym-czymś", więc zapewne 90% osób w sali jej nawet nie zauważyło.
- Nazywasz mnie szaleńcem, podczas gdy sam jesteś nikim lepszym. - odezwał się ponownie Wymordowany z obrzynem.
- To nie tak! - wrzasnął zakrwawiony. - Ja naprawdę jestem niewinny! Nic złego nie zrobiłem!
- Pijesz, uprawiasz hazard, a co najgorsze ZABIŁEŚ TAMTEGO PSA!
- Ale ja... rzucił się na mnie!
- Milczeć! - wrzasnął Wymordowany, po czym strzelił tamtemu w głowę.
- Wy wszyscy... - zaczął po chwili ciszy. - Wszyscy jesteście tacy sami... Wszyscy nie zasługujecie na nic lepszego, niż on... Dalej! - wrzasnął, wymachując obrzynem i celując po różnych osobach w sali - kto uważa się za niewinnego niech pierwszy wstanie i mi to powie prosto w twarz!
Najwyraźniej ten Wymordowany nie żartował. Wyglądał, jakby był gotowy pozabijać wszystkich w tej sali. Barman zrobił jedyną słuszną w tej sytuacji dla niego rzecz i schował się pod ladę żałując, że nie zatrudnił żadnego wykidajły, który by w jednaj chwili zademonstrował na przykładzie tego wariata z obrzynem, że byki jednak potrafią latać.
Tak czy tak... sytuacja jest napięta i jeśli nie zostanie rozegrana delikatnie, to mogą być ofiary... nawet śmiertelne.


|Czyli innymi słowy gwałtowny "przerywacz-sielanki". Dotyczy on wszystkich pechowców, którzy teraz siedzą w barze i o ile nikt nie będzie miał nic przeciwko, to może nawet zakończyć się śmiercią lub chociaż okaleczeniem kogoś. To taka informacja od MG, aby ktoś nie pomyślał, że mgółby równie dobrze "pobiec do niego unikając jego strzałów i go rozszarpać" lub coś w tym stylu, bo gdzie wtedy będzie zabawa?|
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.02.14 23:34  •  Bar - Page 7 Empty Re: Bar
Uszy zatrzepotały.
Niewinność powinna być karana śmiercią.
Nie to, żebym był uszczypliwy, ale będziesz ostatnią osobą, która dowie się o twojej śmierci. Zresztą, co tam dowiedzenie się. Mam wrażenie, że gdyby ktoś cię zabił, zapomniałabyś umrzeć. Wiesz, że ruchanie nie ma nic wspólnego z sadzeniem kwiatków, tak? ― Wcale nie był tego taki pewien. Już sam fakt, że zaczepił ją jakiś gówniarz, zapewne metr siedem od ziemi, a ona z uśmiechem potrafiłaby przytaknąć i dać się zaprowadzić w ciasny, smętny zaułek... cóż. To nie wróżyło jej dobrej przyszłości, pełnej cukru i różu. Nawet jeśli ze wszystkich sił chciała być dobra dla każdego stworzenia wykazującego jakiekolwiek pokłady życia ― tak się nie dało. Miał więc tylko lichą nadzieję, że choć Yunosuke, z grona tych całych „naiwnych”, zdawał sobie sprawę, że gdy ktoś ciągnie go w stronę mrocznego, zaszczanego miejsca, to nie będą razem piec kiełbasek, śpiewając: „Mydełko Fa”, w świetle przygasających gwiazd.
Może powinien go bardziej pilnować?
Spojrzał na niego. Na tyle, na ile pozwalała mu ta (niesprzyjająca oglądaniu) pozycja.
Ta myśl była przede wszystkim upierdliwa. Jeśli faktycznie zaostrzy wartę przy słudze, role powoli zaczną się odwracać, a nie chodziło tu o to, by z roli wilka przeskoczyć na typ merdającego ogonem psa-strażnika. Już teraz był gotów wpakować pięść w gardło niedoszłego gwałciciela, a to tylko za sprawą cichego słówka Yunosuke, którego nie widział bardzo długo. Jak więc wyglądałaby ta chora relacja, gdyby widywali się zdecydowanie częściej? Gdyby głosy w głowie były ciut głośniejsze?
„Wie panicz co?”
„Nie uświadczyłem tego...”
„... potraktowała jako nagrodę!”
„Może powinienem?”
„... bardzo przyjemne”.
Ja pierdole, warknął w myślach, faktycznie pierdoląc w głowie teraz wszystko i wszystkich jak leci, byle pozbyć się tej cholernej świadomości, że wystarczy teraz subtelnie złe słówko, zbyt kruchy gest, a żyłka pęknie, aktywując wulkan. Przecież tego nie chciał, tak? Miał dość zabijania, bicia, plądrowania.
Tyk.
Powieka delikatnie drgnęła.
Czarny ogon Yunosuke otarł się o jego polik, ale nim jednak z powrotem trafiłby na kanapę, Growlithe zacisnął na nim palce, nie hamując miażdżącego uścisku. Przy okazji druga ręka, która dotychczas czule i luźno obejmowała go w talii, wgryzła się mocno w brzuch kota,  zabójczym uściskiem, pragnąc wyładować nagły przypływ emocji ― niekoniecznie tych przytulnych.
Sekunda.
Tyle wystarczy, aby życie się zmieniło diametralnie. To w sekundę wpadamy na korzystne pomysły. Potrzeba sekundy, aby ktoś wbił nóż w plecy. Sekunda nieuwagi może skutkować wpadnięciu na przypadkową osobę. Po sekundzie żałujemy narwanych decyzji. Ta sekunda potrzebna była też, aby świat wokół przybrał morderczą scenerię.
Palce puściły ogon, Growlithe spojrzał na bok. Do baru wpadł psowaty. Sama jego obecność nie wywołała w wilku żadnych uczuć. Przyglądał się tylko zaciekawiony postaci, jak upada, a później ze strachem cofa pod bar, jak krzyczy, rozdziela gardło. Chwilę później kolejny trzask. Growlithe zmarszczył nos, chwytając Yunosuke za ramię i szarpnięciem zrzucając go z kanapy, aby móc się podnieść. Palce musnęły jeszcze policzek kota, gdy pomieszczenie owiała śmierdząca woń. Wilk uniósł dwubarwne spojrzenie ku przybyłemu. Ohydny odór każdego psychola.
„ZABIŁEŚ TAMTEGO PSA”.
Wo`olfe drgnął. Niezauważenie, gdzieś pod warstwą ciepłych ubrań, mięśnie spięły się  niemożliwie. Przez jego twarz przeleciał dziwny wyraz. Psa? W okolicy? „Niemożliwe”, wyryło się w jego umyśle. „Niemożliwe, Grow”, podpowiadał umysł. Faktycznie. To było niemożliwe. Z pewnością nie było powodu, aby się martwić... aby nawet myśleć o czymś tak nieprawdopodobnym.
A jeśli?
„Wy wszyscy...”
Zmrużył nonszalancko ślepia, wysłuchując dramatycznej kwestii nieznajomego. Zdusił w sobie chęć podniesienia rąk i zaklaskania ― byłby zapewne jedynym widzem, cieszącym się z takiego spektaklu. Aberracyjne zachowanie agresora nie było co prawda zachwycające, a serce, które postanowiło przypomnieć o swoim istnieniu, uderzając żarliwie o żebra wymordowanego, potwierdzało tylko, że Growlithe nie ma do czynienia z byle jakim. Jakim prawem jednak wilk nie miałby poradzić sobie z bydłem?
„Dalej!”
Czarne uszy przylgnęły do czaszki. Coś zamajaczyło za szczupłą sylwetką białowłosego: jakby jego cień nagle ożył, poruszył się, przybierając mniejszą, wychudzoną postać na czterech... łapach. Tak, zdecydowanie. To trwało chwilę by w półmroku jaki panował w pomieszczeniu, cieniste wygięcia na ścianach zaczęły się poruszać, przeobrażać w stworzenia tak szaleńczo przypominające zwierzęta. Większe jednak, roślejsze, o masywniejszych posturach i dłuższych kłach. Gdzieś przy barze kręcił się czarny lis. Po suficie przebiegła linia ośmionożnych pająków. Za Jonathanem czaił się smolisty wilk, kryjący się w absolutnej zasłonie z mroku.
„...kto uważa się za niewinnego niech pierwszy wstanie i mi to powie prosto w twarz!”
Gratuluję wiary w cuda ― parsknął, co zabrzmiało dokładnie tak, jakby w ostatnim momencie powstrzymał się przed śmiechem. Zwrócił spokojne spojrzenie ku bykowi, ułamek sekundy po tym, jak przyjrzał się pozostałości po głowie psowatego. Gdzieś w kącikach tych wilczych oczu malutka iskierka fiknęła koziołka, tonąc po drugiej stronie.  ― I co zamierzasz? Wyrżnąć nas co do jednego, bo nie jesteśmy święci? A gdzie twoja aureolka, aniele?
Oscar Wilde miał jednak rację. Owacje dla gościa, spokojnie przekręcającego się w grobie siedem metrów pod ziemią. Jego niezaprzeczalna ponadczasowość właśnie ponownie się wybudziła.
Ludzie znają dziś cenę wszystkiego, nie znając wartości niczego”.
Nikt już nie bał się śmierci. Nikt nie cenił życia. Wszystko wszystkich nużyło.

Wilk za plecami Growlithe'a. Lis szczerzący zęby tuż przy barze. Gromada bezgłośnie przemykających płasko po ścianie pająków, kroczących już ku agresorowi. W mroku skrywały się bestie, których nie chciało ujrzeć niczyje oko. A wszystkie gotowe, jak jeden brat, rzucić się ku nieznajomemu. Teraz tylko czujne, spokojne, przyglądające się.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.02.14 18:42  •  Bar - Page 7 Empty Re: Bar
- Przepraszam, ale... - jęknęła, naprawdę skruszonym tonem, częściowo chowając twarz w dłoniach, jednak wciąż spoglądając na "Panicza" przez palce. - Ale, jak już mówiłam, nie mam pojęcia, co to słowo znaczy. To aż tak ważne, że wszyscy muszą to wiedzieć...?
Zbyt wielka wiedza również była grzechem, a ona nie miała zamiaru poznawać słów, które mogłyby się przyczynić do tego, aby i ją wciągnęła przemądrzałość, czy wiedza niekoniecznie adekwatna do jej osoby. Nigdy, nigdy, nigdy. I tak nie miała wiele czasu, by się tym przejąć. Przecież miała ważniejsze rzeczy na głowie.
Takie, jak to, co ten idiota w ogóle próbował wyprawiać z biednym Kociskiem. Zmarszczyła brzydko nos, spoglądając podejrzliwie na Jonathana, jak gdyby zakładała, że coś kombinuje. Po chwili pozbyła się tego wrażenia, co z kolei okazało się być błędem. Przesunęła błękitem swoich oczu po ogonie młodzika, ściskanym przez jedną z dłoni jasnowłosego. Druga z nich sprawiła, że brwi uniosły się jeszcze wyżej w całym tym zaskoczeniu, a powieki rozwarły się niebezpiecznie szeroko. Można było rzec, że te dwie gały zaraz wypadną z oczodołów Anielicy.
- PANICZU. - Uniosła się niebezpiecznie, zaciskając dłonie w pięści. To nie był gniew. Bardziej przerażenie i wszechogarniająca niemoc, niezdolność do zrobienia czegokolwiek, poza spróbowaniem ściągnąć chłopaka na ziemię poprzez słowa. - Nalegam, aby Panicz prze...
"To szaleniec!"
Urwała w połowie wypowiedzi, lustrując wzrokiem już nie Growlithe'a, który zresztą dał sobie spokój, a postać wtulającą się ciasno w ladę barową. O co mogło mu chodzić. Czy miał na myśli to, co działo się w gronie ich trójki? Nie. To nie możliwe. Nie spoglądał w ich stronę. Jego oczy były skierowane ku wyjściu, co mogło oznaczać tylko jedno.
Nie był sam.
Paskudny dreszcz ogarniający całe jej ciało raz po raz. Przygryzła wargę, starając się nie odwracać wzroku, ani nie zamykać oczu. Nie miała w tym najmniejszego celu. Po prostu nie mogła tego zrobić. Wreszcie dobyła głosu w krtani i wyrzuciła z siebie cichą formułkę:
- Requiem aeternam dona eis, Domine, et lux perpetua luceat eis. Requiescant in pace. - Wyszeptała, składając prędko dłonie, splatając ze sobą palce. Kontynuowała modlitwę, powtarzając wciąż dwa króciutkie zdania, starajac się nie wsłuchiwać w to, co miał do powiedzenia byczy. Mimo wszystko każde jego słowo dotarło do jej uszu bardzo wyraźnie.
- Amen. - Zakończyła, na krótko przed tym, gdy Pan Wybawiciel kończył swoje groźby, a tuż po tym dotarł do niej dźwięk, którego nie chciała usłyszeć, choć i tak się go spodziewała.
Jace, nie... - przebiegło w zielonym czerepie, kiedy to Wilczy kontynuował swój wywód. Musiała kazać mu się zamknąć! Czemu tego nie zrobiła!? Mogła, do cholery! Teraz wszystko było niemal pozamiatane, a warczący na wszystkich wymordowany mógł wybrać sobie pierwszą zabawkę.
Westchnęła głośno, ponownie zaciskając dłonie w pięści i podnosząc się powoli z miejsca, unosząc także ręce. Już chwilę po tym wyminęła siedzących obok młodzianów, próbując powoli, drobnymi kroczkami, zbliżyć się nieco w kierunku byczego. Nie spuszczała z niego pobłażliwego, kojącego spojrzenia, a z ust nie znikał uśmiech. Choć kolana drżały, próbowała choć troszeczkę zmniejszyć dystans. Próbowała (żeby nie było, że się sprzeciwię woli MG, w razie czego, he~).
- Drogi Panie... - podjęła cicho, wciąż zastanawiając się, czy dobrym pomysłem było podejmowanie jakiegokolwiek działania. Nie. Nie mogła o tym myśleć, jak o udręce. Przecież chciała pomóc, tak? Nie chciała bawić się w wielkiego bohatera, tylko po prostu trochę załagodzić sytuację. - ...moim skromnym zdaniem, "qui sine peccato est vestrum, primus in illam lapidem mittat" nie jest odpowiednim wersetem na dzisiejszy dzień. - Kontynuowała, nie zważając już na to, co może stać się jej z czyjejkolwiek strony. Nadal miała tę pokrzepiającą minkę. - Dobrze Pan wie, że nawet sam Bóg potrafi poddać się grzechom. Nikt ich nie uniknie. Pan również tego nie zrobił, zabijając swojego pobratymca. Stał się Pan grzesznikiem, chcąc grzesznika zabić. I co z tego Panu wyszło...?
Zmrużyła nieco powieki, powolnym ruchem opuszczając dłonie.
- Z całym szacunkiem, ale nie tędy droga.

Borze, jaka Mary Sue. e_e Nie mogę. *załamała się nad samą sobą*
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.02.14 23:28  •  Bar - Page 7 Empty Re: Bar
// nie, nie chcę zabijać swojej postaci ani jej okaleczyć. xD ona jest po prostu pijana! XD

Samiirii w między czasie napił się raz jeszcze...i jeszcze raz, a po chwili...no cóż, wszystko zaczęło mu się kręcić. Świat zawirował mu w łepetynie, nic nie miało już większego sensu. Banan jego na twarzy nie znikał, kiedy do baru wparował drący japę koleś. Morderca uśmiechnął się, patrząc na niego z tym czymś dziwnym w oczach.
Czyżby coś do niego dotarło? Ani trochę!
Spojrzał na typa, zastanawiając się co jest grane...i nagle, bum! Do baru wparował jakiś kolo, którego Sami nie znał. Zaczął wymachiwać szogunem we wszystkie osoby po sali, ale...wymordowany to olał. Spojrzał na niego wzrokiem typu ''pojebało Cię koleś?'' I położył ręce na blacie jakby nigdy nic.
~ zabili mu pieska! Nie zasługuję na taki los! Weź, wolę... ~ Przy upijaniu się, zawsze Dobermanowi towarzyszyły dziwne głosy, głosy obcych....KOSMICI.
~ Wstań, wyjdź na przód...~ Sami uśmiechnął się drapieżnie, a ten błysk w oku oznaczał coś...niemiłego. Złowrogiego. Sami jednak pozostawał w świadomości, że nic mu się nie stanie...
I właśnie zszedł z krzesła. Raczej nie zszedł, tylko się wywalił. Wypadł, zbijając szklankę. Oj Sami, źle z Tobą druhu. Walnął się bokiem o ramę stolika i syknął wściekły, chyba było to jakieś przekleństwo...ale w takim stanie trudno było go zrozumieć. Tak więc wstał i...zrobił chwiejny krok do przodu. Dlaczego? Czyżby była to jakaś próba samobójcza? Nie, on tego po prostu nie wiedział. Coś tam zrozumiał ze słów kolesia, ale teraz... po prostu chciał wyjść. Równowaga jednak była trudna do utrzymania, więc stał i tępo gapił się na typa, po czym przeniósł wzrok na trupa. Biedactwo. Umarło. Na jego oczach. To straszne! Koszmary będą mu się śniły po nocach. Tak więc czarnowłosy sprowadzał na siebie niechybną klęskę, zmrużył oczy i zamrugał kilkukrotnie, jakby starał się przebudzić ze złego snu. Nic się jednak nie zmieniało, wszystko było na swoim miejscu.
~ Lepiej wróć na swoje miejsce... ~
~ Nie...idź na przód. ~
Dwa sprzeczne głosy. Którego miał posłuchać? Takie trudne sprawy się działy w jego umyśle. Umyśle, którego za chiny nie dało się zrozumieć. Tak więc stał i gapił się tempo...przed siebie. Nawet zapomniał o swoim aniołku! Obrócił się w jej stronę, mrużąc oczy i zastanawiając się...kto to jest..
Dobra, już wiedział. Uśmiechnął się, wybełkotał coś...i...powrócił do swojej pozycji. Za pewne wszyscy myśleli ''jejku, jaka ciota'' Ale, on na to zlewał. Zamknął na moment oczy, unosząc rękę ku górze, jakby miał się zgłosić...czasy szkoły, co nie?
Pozostało mu tylko czekać....
Miał nadzieję, że ta kula nie wyląduje w jego brzuchu. Nie chciał się wykrwawić na śmierć, to takie...mokre i lepie...zaplami jego ubrania!
~ bzzzzzz ~
Mina Samiego zrobiła się nieco bardziej poważna, jakby zdał sobie powagę z sytuacji, w której się znajdował. Szybko upuścił rękę, którą zakrył oczy. Jejku, coraz gorzej z nim. Gdyby był tylko świadom, w jakiej znajdował się sytuacji...że zaraz naprawdę może umrzeć...lub, zostać poważnie zranionym.
Ten alkohol go kiedyś w końcu zabije.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.02.14 19:56  •  Bar - Page 7 Empty Re: Bar
Notka od autora: YOLO.
Pieprzyć ściśnięcie w pasie, ale złapanie za ogon było błędem. Policzki Yuno momentalnie przybliżyły się barwą do jego włosów, choć rumieniec zniknął równie szybko, jak się pojawił. Nie zniknęło jednak poczucie słabości, które momentalnie ogarnęło całą jego postać. Wzdrygnął się i westchnął. Dobra, źle się zachowuje, ale już ten chwyt Jace mógł sobie darować. Dobrze wie, że ogon jest jednym z najczulszych miejsc u kota i dobrze wie, jakie skutki ma łapanie za niego. A jednak zrobił to. Sam kotowaty zniósł to dzielnie, lecz panna, która się temu przyglądała najwyraźniej miała coś przeciwko. Czyżby wiedziała cokolwiek o konsekwencjach takiego czynu? Przekrzywił głowę zastanawiając się nad tym, ale nie trwało to zbyt długo. Jego myśli zaraz zostały rozgonione niczym chmura dymu, a do baru wpadł osobnik, którego nigdy wcześniej nie dane było mu ujrzeć. Jakiś dziwny typek. Kotopodobny skrzywił się lekko.
Obserwował całą scenę z nieukrywanym zaciekawieniem. Zamiast skupiać się na słowach mordercy spojrzał po towarzyszach. Po Growie nie spodziewał się innej reakcji, ale zielonogłowa go trochę zdziwiła. Zaczęła się modlić, hm. Dawno nie widział kogoś modlącego się. Patrzył na nią spokojnie, a w myślach studiował każde słowo obcego. I co z tego, że nie wsłuchiwał się w jego przemowę jakoś dokładniej? Podzielność uwagi, moi drodzy. Przejechał dłonią po swojej twarzy. Zmęczyło go to.
Nawet szarpnięcie za ramię nie zdołało zrobić na nim jakiegokolwiek wrażenia. Po prostu się poddał. Kot westchnął ciężko, oparł się wygodnie o kanapę i zamknął oczy. Zacisnął usta i pięści, kiedy próbował głęboko odetchnąć. Ogon gniewnie uderzył o mebel. Przez myśl przebiegł mu krótki wywód:
Marzę o kąpieli. Takiej ciepłej, długiej kąpieli w normalnej wodzie i normalnej łazience. Chcę, żeby ciepłe krople spłynęły mi po ciele, chcę poczuć się czysty i świeży. Chciałbym chwili relaksu i spokoju. Najlepiej, gdybym mógł podzielić się tą chwilą z kimś bliskim. Wiem, że tego nie zaznam, a przynajmniej nie tak szybko. Miałem jednak okazję na luksus. Dzisiejszym luksusem okazał się ten posiłek, ale cóż... Najwyraźniej nie jest mi dane spożyć go w spokoju. I nie tylko mi, ale wszystkim tutaj obecnym. No i ten "biedak" pod ladą... Jebać to.
- Jeden raz. - syczący głos przeciął ciszę, która na moment zapanowała na sali. - Jeden PIERDOLONY raz, do kurwy nędzy.
Gwiazdka, śnieg spadł, cuda się dzieją. Yunosuke podniósł głos. Yunosuke się wkurwił. I to naprawdę zakrawało na cud. Podczas, gdy niektórzy byli zdania, iż jakikolwiek krzyk ze strony tego chłopaka mógłby ostro nadszarpnąć jego struny głosowe, on zwyczajnie dał im znać, że jednak się mylą. Tak się nie stało, choć unoszenie się w jego wykonaniu jest dość nietypowe. W ogóle nie pasuje do tej wiecznie zamulonej buźki. Młody podniósł się z miejsca i zgrabnie wyminął postać swojego Pana. Przechodząc obok niego musnął palcami jego dłoń, pozostawiając po sobie dotyk zimnych palców. Na chwilę nawet wychwycił jego spojrzenie i zatrzymał się w nim, niemo przekazując, aby chwilowo się nie odzywał. "Nic nie rób." Dokładnie te słowa miał na myśli kocur. Spokojnym krokiem podszedł do zielonowłosej i położył dłoń na jej głowie. Delikatnie przeczesał jej włosy i spojrzał na byczego osobnika.   Hej, czy byki przypadkiem nie żywią nienawiści do czerwonego koloru? Co zrobi ten tutaj, kiedy czerwień bijąca od oczu, włosów i ubrania chłopaka dotrze do jego marnych receptorów obrazu?
- A ty? Właśnie zaprzeczyłeś swojej niewinności. - zaczął spokojnie, już swoim zwyczajnym tonem. Tym, którego zazwyczaj nikt nie potrafi rozszyfrować. Czule pogładził dziewczynę po ramieniu, zupełnie jakby pocieszał przestraszone dziecko. I co z tego, że ledwo się znali, a jeszcze chwilę temu był gotów wydrapać jej oczy? Teraz była miliardy bardziej wiarygodna niż ten typek przed nimi. W międzyczasie wychylił się, aby spojrzeć za drągala i jednocześnie wskazać mu kogoś z tyłu. Zapijaczonego Samiiri'ego, którego w istocie widział pierwszy raz w życiu. - Widzisz tego tam? Nadal uważasz, że ktokolwiek jest w stanie dać ci szczerą odpowiedź? Hm, powiem inaczej. Nikt przy zdrowych zmysłach się nie przyzna, ponieważ się boją. Mi też nie widzi się kulka w łeb lub, co gorsza, w brzuch z tego czegoś. Mam jednak skromną radę. - odsunął się od Mi-Young i wykonał kilka powolnych kroków w stronę trupa spod lady, jednocześnie wymijając mordercę łukiem. - Nie szukaj sprawiedliwości w świecie, w którym jej nie ma.
W tym momencie zamilkł i wbił spojrzenie w martwe ciało. Trzeba przyznać, że kto jak kto, ale kocur miał niesamowity dar wpierdalania się w sytuacje bez wyjścia. Do tego najczęściej niekorzystne dla niego. Igrał ze śmiercią jak tylko się dało, wciąż zapraszając ją do tańca, aby za chwilę zniknąć jej z pola widzenia. Tym razem jednak możliwe było, iż nieco przesadził. Niby przeciwnik nie miał powodu, aby go tu i teraz zabijać, ale według świadka koleś jest szaleńcem, a świadek... nie żyje. Do tego postępowania szaleńców nigdy nie da się przewidzieć. Równie dobrze teraz w każdej sekundzie może zwrócić się w stronę najniewinniejszej istoty w tym lokalu i przestrzelić czaszkę drobnej dziewczyny. Może również strzelić tego zapijaczonego biedaczynę, który zapewne nawet nie byłby świadom, iż właśnie umiera. Jest też możliwość, iż skieruje się w stronę Growlithe'a. I nie ważne jak silni są osobnicy w tym miejscu. Nikt nie ucieknie przed pociskiem. Może też zwyczajnie strzelić kocurowi w łeb, z krótkim "zamknij ryj" na ustach, co byłoby w tej chwili najbardziej prawdopodobną ewentualnością.
W jednej chwili zwrócił spojrzenie w stronę wilczura, jakby chciał sprawić czy chłopak nadal stoi w tym samym miejscu. Zupełnie zapomniał o tym, że jest śmiertelnikiem, w przeciwieństwie do wilczura. Martwił się o niego, a całe to zachowanie było marną próbą zwrócenia na siebie uwagi, aby ponieść ewentualne konsekwencje lub dać swojemu Panu czas na działanie. Skoro nie może atakować fizycznie to zrobi to werbalnie. I tak, nadal nie mógł zaatakować. Aby blokada w jego głowie przeskoczyła musiałby znaleźć się w bezpośrednim zagrożeniu, to jest w uścisku byka lub na jego celowniku, choć wtedy już niewiele mógłby zrobić. Cholerni naukowcy wiedzieli jak go unieszkodliwić. Im jednak to nie pomogło, więc może i tym razem nie pomoże. Wszystko zależało od dalszych czynów napastnika, a także od działania całego zgromadzenia. Nawet ten pieprzony "Bob", który teraz chował się za swoim barem mógł w jednej chwili się zza niego wychylić i oddać strzał w kierunku byczka z krowim ogonem. Nikt nie mógł się spodziewać tego, co ma nastąpić. Nikt. I to był chyba ten dyskomfort, który przepełnił Yunosuke. Niepewność.
I to nie tak, że nagle stał się bohaterem. Tak naprawdę nerwy zżerały go od środka i nie była to złość, którą poczuł na początku, a szczery strach. Nie potrafił jednak okazać go inaczej. Marna godność, którą posiadał zabraniała mu płaszczyć się i prosić o litość. Jedynie co pozostawało to gniew, nawet jeśli sztuczny. Zresztą, zachowywał się tak spokojnie, że nawet ten gniew był trudny do rozpoznania. Mieszanka uczuciowa, sama z siebie trudna do opisania stawała się jeszcze bardziej zagmatwana, kiedy patrzyło się na spokojne lico czerwonowłosego i zadawało pytanie: "Co on sobie myśli?"
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.02.14 17:29  •  Bar - Page 7 Empty Re: Bar
No dobra, Samirii. Nie zabiję cię ani nie uszkodzę jakoś poważnie (o ile się rzeczywiście nie wepchasz pod lufę), ale zawsze jakieś tam chociażby i niewielkie niebezpieczeństwo mogłoby ci grozić, aby nie było zbyt kolorowo.

Zaraz po usłyszeniu słów Jace'a, byk skierował muszkę obrzyna w jego stronę. Kącik jego prawego oka zaczął lekko drgać. Widać było, że się zirytował. Być może nawet byłby już gotowy wystrzelić (bo kto mógłby przewidzieć, co siedziało w jego głowie), ale zawahał się. Co było powodem jego zawahania się? Otóż dobiegł do jego uszu delikatny głos zielonowłosego Anioła, kierującego się powoli w jego stronę. Byk opuścił swoją broń i odwrócił wzrok na Mi-Young. W miarę jednak, jak mówiła, jego twarz przybrała poważny wyraz. Kto wie, być może chciał w tym momencie się odezwać, ale zdarzyło się coś, co ponownie wytrąciło go z równowagi...
Cóż, można by raczej powiedzieć, że byki nie tyle reagują na czerwony, co ogólnie na ruch w pobliżu nich, zatem tak czy tak sprawca całego zamieszania zirytował się, kiedy Yunoskuke przeszedł koło niego. Nie spuszczał z kotowatego wzroku. Widać było wyraźnie, że ręka, w której trzymał broń zaczęła mu lekko drgać, jakby prowadził wewnętrzną walkę.
"Wycelować w niego, czy nie wycelować...?"
Ostatecznie spuścił na ułamek sekundy wzrok w dół, nabrał powietrza i zaczął "atakować" spojrzeniem wszystkich w pomieszczeniu.
- Mówicie to wszystko, jakbyście myśleli, że jestem jakimś rąbniętym fanatykiem. Nie... Wy tego nie rozumiecie! Nie macie pojęcia, co ja widziałem! Co ja przeżyłem! Co przeżył mój brat...
Byk zaczął powoli cofać się od Yunosuke, zbliżając się w stronę Mi-Young i nie zaprzestając sondowania każdej osoby w tej ruderze. Dało się zauważyć w jego oczach strach. Najwyraźniej został zmuszony do przypomnienia sobie jakiejś traumatycznej sytuacji.
- ...to było około miesiąc temu. Włóczyliśmy się z moim bratem po Desperacji, kiedy nagle usłyszeliśmy jakiś hałas. Okazało się, że to pojazd terenowy Wojskowych. Urządzili sobie "polowanie". Mogli nas  spokojnie zabić, bo było nas tylko dwóch i nie mieliśmy niczego do obrony, ale nieee... nie, oni nas schwytali żywcem, rozbili obóz i postanowili się nami "pobawić". Torturowali mnie i mojego brata przez cały dzień i przywiązali wycieńczonych do uschniętego drzewa, żebyśmy się przez noc wykrwawili. Miałem dużo szczęścia, bo przecenili moją siłę i nie związali mnie dostatecznie mocno, zatem kiedy ci zasnęli, ja się uwolniłem... ale dla mojego brata było już za późno. Wziąłem z ich obozowiska trochę medykamentów, tę broń i dziennik ich dowódcy, po czym wyruszyłem w drogę, mając nadzieję na cud. Zdarzył się. Spotkałem pustelnika, który opatrzył moje rany. Mówił mi, że powinienem dziękować niebiosom za ocalenie mnie. Przez tydzień u niego przesiedziałem, czytając ten dziennik - w tym momencie podniósł do góry książkę, którą trzymał. - Ten człowiek pisał tam, że nienawidzi nas za to, że jesteśmy tak samo dzicy jak pospolite zwierzęta. Wtedy zacząłem zadawać sobie pytania. Czemu tak jest? Czemu nie możemy być tacy, jak ludzie, którymi przecież dawniej byliśmy?
W sali pojawiło się lekkie zamieszanie. Zdecydowana większość przypadkowych osób wyglądała, jakby miała zaraz wstać i wsadzić mu ten obrzyn do odbytu (przed czym w sumie powstrzymywało ich tylko to, że znajdował się w jego ręce gotowy do wystrzelenia), ale niektórzy nawet cicho przytakiwali na jego słowa.
Faktem jest jednak, że nie wiedział on zupełnie, że stał przed nim ktoś, kto spędził w laboratorium praktycznie całe swoje życie, będąc poddawanym różnym eksperymentom. Nie miał też najwyraźniej jakimś cudem zupełnie pojęcia o Zdziczałych czy o Level E. Niemniej był uzbrojony i lekko rozzłoszczony. Co się zaraz stanie...?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Bar - Page 7 Empty Re: Bar
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 52 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 29 ... 52  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach