Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Pisanie 11.02.20 21:28  •  Farma ropy Empty Farma ropy
FARMA ROPY


Ciągnące się po horyzont samotne kiwoty i kieraty przypominają stalowe, zardzewiałe zwierzęta porzucone na bezdrożu przez swoich nieodpowiedzialnych właścicieli. Chroniąca je czarna powłoka już dawno się zmyła, a osmolone liny zerwały, by następnie zniknąć na dobre pod brudem i piachem Desperacji. Połać niewielkich pagórków i łagodnych dolin w przeszłości pokrywał gęsty las iglasty, jednak teraz ziemia jest tu jałowa i wyschnięta – tylko nieliczna, skarłowaciała roślinność przetrwała w towarzystwie skażonej paliwem ziemi. W niedalekiej odległości znajdowało się miasto, ale kataklizmy zmiotły je z powierzchni. Część farmy ropy spotkał podobny los, na próżno szukać tutaj pozostałości po reszcie zabudowy, ostała się wyłącznie bezużyteczna już maszyneria.

Mówi się, że w nocy da się tu nadal słyszeć odgłosy pracy urządzeń i ludzi – skrzypienie mechanizmów, metaliczny pisk ocierających się wahadeł kiwotów i okrzyki pracowników. Jedni sądzą, że to wiatr prześlizgujący się wśród kieratów zmusza wielkie koła do skrzypienia, inni upierają się przy niezwykłych właściwościach miejsca, które pamięta nadal czasy swojej świetności. Nawet odważni rzadko kiedy zapuszczają się w te strony po zachodzie słońca.


                                         
VIRUS
VIRUS
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.07.20 16:34  •  Farma ropy Empty Re: Farma ropy
    Uśmiechała się do siebie — prawdopodobnie z bezradności; robiła dobrą minę do złej gry, jak zawsze. Gdy zgubiła drogę zaczęła odliczać swoje własne kroki, żeby nie krążyć myślami wokół swojej beznadziejnej sytuacji. Bo doskonale wiedziała, że ugrzęzła w bagnie, z którego prawdopodobnie już nigdy się nie wyswobodzi. Życie perfekcyjnej wojskowej stało się nic nieznaczącą przeszłością, cząstką, o której można było zapomnieć, bo nie miała żadnej wartości w tej szarej, trudnej i zupełnie innej teraźniejszości.
    Nie zastanawiała się dokąd zmierza — już dawno nie wiedziała gdzie jest, a z każdym kolejnym domysłem pojawiałoby się coraz więcej wątpliwości. Przez moment myślała nawet nad tym, by się zawrócić, ale czy tak naprawdę miała do czego wracać? Mimowolnie zacisnęła zęby.
    Początkowo nie zwróciła nawet uwagi na wyrastające przed nią pozostałości po lasie iglastym, który teraz bardziej przypominał karykaturę, nędzną imitację roślinności. Suche, powykrzywiane gałęzie słabych drzew przypominały ostre pazury dzikiej zwierzyny, które z każdym mocniejszym podmuchem wiatru próbowały zahaczyć o przechodzącą obok nich kobiecą sylwetkę.
    Następne jej oczom ukazały się resztki metalowych konstrukcji — wyglądały jak zastygłe w bezruchu cyrkowe dziwadła. Z trudem odrywała od nich wzrok, jakby te części stalowych struktur były czymś wyjątkowym, czymś czego wcześniej nie widziała. I możliwe, że widziała je zupełnie inaczej, jakby faktycznie były czymś unikatowym, na czym można skupić całą swoją uwagę w tej jednej, krótkiej chwili.
    Rozwarła powieki szerzej, gdy usłyszała niepokojący szelest — głowę zwróciła od razu w stronę, z której dochodził dźwięk. Jakieś małe istnienie odważnie przeskoczyło jej obok stóp, by dosłownie kilka sekund później rzucić się gdzieś między poszarzałe, suche gałęzi jednego z pobliskich krzewów. Yves odruchowo wyjęła z kabury broń — szybko wycelowała w miejsce, w którym widziała zwierzę ostatni raz. Była gotowa pociągnąć za spust, ale w ostatniej chwili uderzył ją zdrowy rozsądek. Wystrzał z broni palnej mógłby przyciągnąć pobliskich szabrowników. Na pustkowiach poniósłby się echem, usłyszeliby go wszyscy. Nie potrzebowała więcej kłopotów. Jeden spokojny dzień na pewno by jej nie zaszkodził.
    Szybkim ruchem schowała broń, a następnie na wpół zgięta ruszyła w stronę jednego z bliższych mechanicznych konstruktów, by jednocześnie znaleźć się bliżej zwierzęcia chowającego się między wysuszonymi badylami. W tamtej chwili w tym małym futrzaku widziała już tylko potencjalny obiad, który musiała za wszelką cenę dorwać.
                                         
Yves
Biomech
Yves
Biomech
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.07.20 3:38  •  Farma ropy Empty Re: Farma ropy
To dziecko, nie była niczym innym jak wyrośniętym dzieciakiem, skakało z miejsca na miejsce. Miało silne ręce i nogi, ale zwłaszcza te kończyny dolne, co to na nich odbijało się i leciało od słupa do słupa, od drzewa do drzewa, jakby tylko czekając na moment, w którym ktoś obwieści koniec gry, połamanie ciała, twarde nieprzyjemne lądowanie wśród stali i zgliszczy. Szukanie skarbów i zabawa w kuriera ciężko się ze sobą łączyła. Właściwie to w ogóle. Lekkomyślne dziewczę nie nauczyło się wszystkich zasad pustyni, kierując się raczej swoim fartem i kierunkiem, który wyznaczał jej wiatr. Czasem było to M3, czasem dalsze zakątki Desperacji, ale wszystko mieszczące się w Apogeum. Mogła znać opowieści, pijackie szepty z którymi dzielili się pijani marynarze, piraci, łowcy, najemnicy - cała ta zbieranina zbirów, których nigdy nie brakowało w Przyszłości lub w burdelu Jinxa. Zbierała każde słowo, gromadziła informacje, których mogła się trzymać podczas swoich wędrówek, przekraczając znane sobie granice.
Podobnie było i tym razem. Nadeszła od przeciwnej strony, mając krzywo założoną szmatkę koloru zielonego na głowę, obdarte kolana, cienkie spodenki i stanowczo za dużą koszulę, poszarpaną na wysokości łokci. Buty, trampki z odchodzącymi spodami, wydawały takie odgłosy jak okoliczne ptactwo, które osiadło na dawno nieużywanych sprzętach. Farma ropy brzmiała jak dobre miejsce do znalezienia nietypowych zabawek, które potencjalnie można by było zachować na czarną godzinę. Była bliska rozpoczęcia całej operacji, ale jej wyostrzony słuch wyłapał kroki, szelesty, zgrzyty broni. Momentalnie kucnęła i powoli zaczęła przesuwać się od jednego sprzętu do drugiego, zmniejszając dystans między sobą a nieznajomą istotą by podejrzeć czym się zajmuje.  Nastroszone uszy Miau wyłapały kolejną rzecz. Szuranie i krótkie miauknięcie. Czy to był wróg? Czy chciał zrobić krzywdę małemu zwierzątku? Zaprogramowana maszyna do krzywdzenia wszystkiego, co żywe?  Musiała myśleć. I to natychmiast. W głowie wykwitła pospieszna myśl, opierająca się o to, co słyszała najczęściej o tym miejscu. Duchy.
Poruszała krótko najbliższym kiwotem.
- Oooopuuuuuuść miejscee naszegoooo spoczynkuuuuu - przesuwając dłonią po gardle, podczas mówienia, starała się nadać tej wypowiedzi najdramatyczniejszy wydźwięk na jaki było ją stać. Po pewnym czasie uciekła stamtąd, nie patrząc się za siebie.

z/t


Ostatnio zmieniony przez Miau dnia 28.01.21 22:44, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Miau
Nosiciel
Miau
Nosiciel
 
 
 

GODNOŚĆ :
Miau, miau, miau.


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.01.21 21:08  •  Farma ropy Empty Re: Farma ropy
Parł do przodu jakby od tego zależało jego życie. Co, w pewnym stopniu, było prawdą. Olbrzymie metalowe konstrukty górowały nad nim złowieszczo, przyglądając się w ciszy się jego desperackiemu marszowi po suchej ziemi. One jedyne na razie wiedziały, że Ego się zgubił. Nikogo innego nie było dookoła. Wystający badyl, o którego się zahaczył, popatrzył na niego z wyrzutem. Powstrzymał się, żeby go nie przeprosić. Cudem również hamował się od monologowania na głos. Trzymał się więc swojej zadumany, a umysł we względnym rozluźnieniu. Pustka dookoła wyciszała go. W czasie swoich pierwszych tygodni na Desperacji bał się, że cała ta przestrzeń, wolne niebo, głusza i niebotyczne odległości przytłoczą go. Że będzie czuł się mały, nieważny i przerażony. Ale... ale zamiast tego, widok odległego horyzontu i resztek ludzkiej pracy zmienionej przez żywioły w nicość otulał go. Ramiona opadały swobodnie, a szyja, którą zazwyczaj chował głęboko w ramionach jak żółw, garbiąc się niebotycznie, wyciągnęła się do góry.

Wbrew całej brzydoty, biedy i desperacji okolic, podobało mu się. Tak ogólnie, bo w tej konkretnej chwili nie podobało mu się, bo był fizycznie (i w pewnym stopniu również metaforycznie) zagubiony, więc przeszedł w tryb spokojnej paniki. Spokojnej, bo oglądał się trzeźwo dookoła siebie upewniając się, że nic nie próbuje rozszarpać mu gardła; paniki, bo zgubił się i jak nie wróci do warsztatu na noc, to czekał go po zmroku bardzo nerwowy czas w miejscu, gdzie wśród zdradliwie łagodnych pagórków i intrygująco podejrzanych głosów w oddali, nie da rady znaleźć bezpiecznej kryjówki. Mógł odpędzić się co najwyżej swoim łomem od nietoperzy, może pogrozić dzikim zwierzom zamkniętą pięścią, ale niewiele ponad to. Zagłębie ropy z każdą minutą stawało coraz bardziej ponure. Ha, zagłębie ropy! Przeżytek jak nie wiadomo co. Nieodnawialne źródło energii. Nic dziwnego, że teraz to miejsce zapadało się samo pod sobą.

Westchnął i zadarł wysoko głowę. Choć ciągle było jasno, tak nie widział słońca zza chmur. Nie potrafił stwierdzić godziny. Zegarek miał wbudowany przepustkę, która odłączona od sieci miasta leżała teraz jak truchło, ukryte w jego warsztacie. Miał godzinę w telefonie, ale ten miał wyłączony w plecaku i nie chciał marnować materii na jego włączanie. Mógł do kogoś zadzownić? Hahahha. I przyznać się, że wylazł jak ostatni kretyn na zwiedzanie martwej niebezpiecznej ziemi, bo czemu by nie? Hahha. Wolał już umrzeć z godnością, zagubiony i rozszarpany przez lokalne ptaszory.

Złapał łom w obydwie dłonie, potrząsnął sobą i nim, próbując ponaglić się do dalszego marszu. Chęci były, ale strach przed obraniem jednego kierunku nie sprawiał mu żadnej przyjemności. Kierunków było wiele, a ten jeden właściwy tak ciężki do wykminienia. Pomimo to, kroczek za kroczkiem, skierował się tam, gdzie podświadomość najbardziej się z nim zgadzała.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.02.21 12:52  •  Farma ropy Empty Re: Farma ropy
Jałowa gleba. Szarość. Suchość w ustach. Poczucie beznadziei. Dlaczego więc nogi i myśli Marceliny przywiodły ją właśnie tutaj? Miejsce to było wręcz zatopione w depresyjnej ciszy. Zapewne właśnie dlatego w umysłach podróżników rozbrzmiewał duch tego miejsca. Jedyne, co zdradzało wątpliwość dochodzących do wymordowanej bodźców był brak jakiegokolwiek ruchu w promieniu wielu kilometrów, po sam horyzont - a przecież dźwięk pracujących maszyn i gwar związany z ruchomym metalem mógł mieć źródło tylko w wielkich maszyneriach, które obecnie leżały bez żadnego pomysłu na przyszłość...
Tak, właśnie dlatego właścicielka kasyna postanowiła przywędrować aż tutaj, na cmentarzysko starej maszynerii i wielkich obelisków ludzkiej pomysłowości. Po raz kolejny jednak natura pokazała dwunożnym, jak bardzo słabi są i zależni od niej, choć bardzo chcieliby to zmienić i odwrócić role... Marcelina rozprostowała kości, wyciągając ręce oraz ciało do góry. Podrapała się po gęstej, ciemnej czuprynie, rzuciła okiem w kilka kierunków chcąc wybrać jeden, konkretny i po krótkiej chwili jej droga zaczęła iść w stronę południowo-wschodnim. Postanowiła pozwiedzać okolicę i przyjrzeć się szkieletorom z bliska.
Podeszła do jednej ze stalowych bestii. Uśpiona, nieruchoma, zimna. Ta konkretna wyróżniała się bardzo ciekawym kształtem; połowicznie była powalona ciężarem płynącego czasu i brakiem jakiejkolwiek konserwacji, co obecnie mogło posłużyć jako dobre miejsce do rozpalenia nierzucającego się zbytnio w oczy ogniska. W okolicach nie grasowały raczej żadne desperackie potwory - najwyraźniej nie miały tu czego szukać, miejsce to było zbyt rzadko odwiedzane przez kogokolwiek. Wymordowana znalazła starą, ciężką płachtę, którą przykryła dość dużą dziurę mogącą zdradzić jej położenie już daleko na horyzoncie. Podobnie zrobiła z ubytkiem po drugiej stronie, korzystając z leżącej nieopodal metalowej płachcie. Zebrała śmieci znalezione dookoła, a z plecaka wyciągnęła kilka suchych kawałków drewna, które zabrała ze sobą mijając puszczę. Przed wyprawą zaopatrzyła się w kasynie w najpotrzebniejsze rzeczy, dzięki czemu rozpalenie małego ogniska nie stanowiło żadnego problemu. W małej buteleczce trzymała trochę benzyny, którą polała w kilku kroplach rozpałkę i podpaliła ją swoją zapalniczką. - Cudownie. - mruknęła, czując ciepło małego ogniska. Chwyciła upolowanego wcześniej zająca, którego trzymała od godziny na długim kiju - chciała jak najszybciej go oporządzić i zjeść, by jego zapach zbyt długo nie kusił okolicznych drapieżników. Jasne, mogła po prostu pożreć surowego zająca jak na prawdziwego jaguara przystało, jednak Marcelina była na zbyt wygodnickim kotem, by czasami nie sprawić sobie tej przyjemności i nie przyrządzić go sobie tak, by prócz żołądka zaspokoić kubki smakowe. W końcu długo pomieszkiwała w m-3, gdzie jadło się głównie dla przyjemności, i teraz trudno o tej przyjemności zapomnieć. Marcelina zbudowała bardzo prosty ruszt, wyciągnęła sztylet i zaczęła przygotowywać posiłek. Zając był bardzo puszysty i mięsisty - te łowy przyniosły jej szczęście.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.02.21 20:25  •  Farma ropy Empty Re: Farma ropy
Znalazł miejsce spoczynku Marceliny tylko i wyłącznie dlatego, że go nie szukał. Nie było nic bardziej prawdopodobnego w tej sytuacji niż przypadek. Gdyby próbował być sprytny, szukać śladów, woni i wypatrywać okazji - nie ma chuja, nie udałoby się, nie umiał w takie rzeczy. Jedyne co go ratowało to łut szczęścia albo, jeśli wierzyło się w takie rzeczy, zrządzenie losu. Dla niektórych były to synonimy, ale Ego czuł w tym wyraźną różnicę i miał swoje zdanie na ten temat.

Na tym etapie czuł się, i zapewne również wyglądał, jakby zdążył umrzeć parę godzin temu. Ale zamiast zamienić się w wymordowanego jego duch postanowił obrać farmę ropy na miejsce swojego nawiedzania. W smętnym milczeniu sunął do przodu jak zjawa, wchodząc w coraz szybciej zapadający półmrok, który tylko podkreślał jego bladą cerę, jasne włosy i zmęczone spojrzenie niebieskich oczu. Bezmyślnie bawił się przyjemnie ciążącym w dłoni łomem, pozwalając wahadłowym ruchem lecieć mu do przodu i do tyłu. Myślami był kompletnie gdzie indziej, może przyjmując już za pewne, że nie dotrze w żadnym najbliższym czasie do warsztatu, jeśli w ogóle tam dotrze. I wtedy zorientował się, że przeszedł koło czegoś. Wrócił się te kilkanaście kroków do tego czegoś, co wyglądało jak prowizoryczna osłona obozowiska. Z pewnym wahaniem, ale za to kulturalnie, zapukał delikatnie łomem w konstrukcję. Intencjonalnie, choć nie stanowiłoby przecież problemu aby obejść płachtę, nie wychylał się ani nie podchodził zbyt blisko, tak więc poza ogólną świadomością czyjejś obecności przy ognisku, nie bardzo wiedział kto to był.
- Um. P-przepraszam? - spytał, wpatrując się w poświatę ogniska w ciemniejącym dniu. - Szukam k-kierunku - dodał zaraz, żeby nie było żadnych wątpliwości co do jego powodu bycia na tym pustkowiu. Nie miał pojęcia co można by tu robić w wolnym czasie.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.03.21 17:03  •  Farma ropy Empty Re: Farma ropy
Mięso wyglądało na zdrowe i nietrawione przez żadną chorobę. Futro zająca było puszyste, pozbawione oznak grzybicy czy innego paskudztwa. Tak dobrze prezentujące się łupy należą do rzadkości na desperacji, ich zdobycie nie jest jednak niemożliwe jeśli znasz odpowiednie miejsca. Marcelina, jak na prawdziwego łowcę z dużym doświadczeniem przystało znała lokalizację kilku takich rajów myśliwskich. Sztyletem powoli i bez pośpiechu oskubała zająca, nucąc sobie cicho pod nosem. W tamtej chwili żałowała, że nie potrafi gwizdać.
Nabijając mięso na wcześniej zaostrzony, średniej wielkości kij Marcelina myślała o dziwnym spokoju, który nawiedził desperację. Z początku myślała, że desperatom znudziły się kasynowe perypetia (mogące zresztą posłużyć jako materiały do jakiegoś czasopisma), potem jednak zaczęły docierać do niej wieści, że i inne budynki służące do uciech cielesnych, duchowych i społecznych zaczęły pustoszeć. Była to sprawa co najmniej niepokojąca. Jegomość Apokalipsa nie pojawił się od dawna, może to jakiś nowy wirus dziesiątkujący ludność? Ale w takim razie gdzie są trupy? Marcelina uniosła brew i zagryzła wargę, próbując rozwikłać tę przedziwną zagadkę. Jej przemyślenia przerwał głos dochodzący spoza jej świeżo zbudowanej mini-bazy. Choć wiedziała, że odwaliła zwykłą prowizorkę, chcąc jak najszybciej dorwać się do świeżo upieczonej zajęczyzny, na jej twarzy zagościł cień irytacji, a lewe oko przybrało na chwilę złowrogi odcień. -A co ja, kompas? - warknęła w odpowiedzi, wzdychając ciężko. Opuszkami palców dotknęła zgrubienia na udzie - tam, gdzie trzymała Mary Jane. Rewolwer jeszcze nigdy jej nie zawiódł, a Bóg jeden wie, kim okaże się gość "szukający kierunku".
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.03.21 20:23  •  Farma ropy Empty Re: Farma ropy
- Jeśli mi p-pomożesz, to t-tr-trochę? - zaryzykował, choć wyraźnie spłoszył się na odpowiedź, która była bardziej agresywna niż się spodziewał. Poszurał butem w ziemię, zastanawiając się nad swoimi opcjami. Wreszcie powoli przeszedł kilka kroków i ostrożnie wychylił się zza płachty, okazując swoją twarz i wreszcie mogąc obejrzeć obozowiczkę. Siedząca kobieta była podobnego wzrostu co on i miała ten sam kolor oczu, ale jej odcień był o wiele ciemniejszy, intensywny i twardszy. Ego nie lubił patrzeć nikomu w oczy, wręcz unikał kontaktu wzrokowego, ale błysnęło coś kociego w jej spojrzeniu i czegoś takiego nigdy nie widział u człowieka. Co tylko świadczyło o tym, że nie widział zbyt dużo Desperacji i jej mieszkańców. Czy to był odblask od ogniska czy coś innego, nie był wstanie stwierdzić, ale też i nie miał zamiaru. Był trochę zajęty czymś innym.
- Proszę? - dodał ciszej, a słowo jakby wypadło mu z ust i zginęło w ogromie przestrzeni ciszy farmy ropy i zmierzchu dnia. Trochę się czuł, że skończy jak to słowo, gdzieś się rozpłynie w tej okolicy bez śladu i będzie kolejną ofiarą pustki, która dręczyła ostatnio Desperacje.
- N-nie sądzę, żebym miał spotkać kogoś innego w tej okolicy - powiedział trochę ponuro, ale głównie z rezygnacją, dający wyraz temu co obydwoje myśleli - coś jakby ostatnio tu pusto. Nie, żeby mu to przeszkadzało, nawet trochę dawało poczucie większego bezpieczeństwa. Odkąd przybył do Smoczej Góry, z tygodnia na tydzień wszystko zdawało się cichnąć. Na korytarzach widział coraz mniej Smoków, a nawet jeśli ich widział, to bał się zagadać. Niedawna konwersacja z nowo poznanym Abrahamem była istotnie powiewem świeżości, ale nie miał nic przeciwko poznaniu kolejnego reprezentanta Desperacji. Smoków już się naoglądał, choć nie miał okazji głębszej konwersacji z kimkolwiek poza duh, poza Yurym. Boże, Yury - sama myśl, że Yury wziął na siebie kłopot sprowadzenia go tu, a teraz miałby przypadkowo umrzeć pod jakimś metalowym słupem była przygnębiająca. Nie chciał zawieść Yurego. Nie po to się kłopotał z ucieczką z M3, żeby teraz machnąć na to ręką, choć bardzo miał na to ochotę. Chciał zobczyć Yurego i porozmawiać z nim. Wicie się we własnym nieszczęściu chorób psychicznych było imperatywem narracyjnym z którego nie potrafił uciec. Jednak z nowym dreszczem motywacji powtórzył:
- Proszę. P-potrzebuję tylko k-kierunku i nie będę ci już.. um... przeszkadzał. K-kierunek na Smoczą Górę.

Zmarszczył lekko brwi na zapach królika, ale wyraz jego twarzy ginął w ogólnym obojętnym nieszczęściu, więc ciężko było stwierdzić o co mu chodzi. Ten zapach był... to całe pieczenie mięsa było... to było okropne. Nie trzeba było mówić jak bardzo dalekie to było od jedzenia M3, ale nawet było to inne od tego co dostawał w smoczej tawernie. Były to głównie resztki, ale nie było to tak... świeże i bezpośrednie jak pieczony królik. Odwrócił od niego wzroki i przeniósł w kierunku Marceliny w uprzejmym, choć nie pozbawionym pewnego desperackiego napięcia, oczekiwaniu na odpowiedź.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Farma ropy Empty Re: Farma ropy
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down


 
Nie możesz odpowiadać w tematach