Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 18 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 12 ... 18  Next

Go down

Pisanie 24.12.14 1:15  •  BAR  - Page 6 Empty Re: BAR
Wymawiać poprawnie?
Jeżeli samozwańczy cesarz elokwencji twierdzi, że alfabeciarz figuruje w słowniku, to tak musi być. Jakim prawem szara masa, jak Al miałaby poprawiać tak znamienitą osobistość, jak wielki, oświecony Gruby?
- ...wracając do pytania...
Czarnowłosy z ociąganiem spojrzał na kolorowowłosego, nie siląc się na udawanie zajętego konwersacją.
Uszy odruchowo wychwytywały słowa, ale oczy wodziły od pasemka do pasemka, kiedy Al próbował policzyć ilość kolorów na głowie niezn... Christophera Black'a.
- ...Desperacja i tak jest piekłem, więc wdepnięcie na pierwszy stopień do niego już mi nie grozi.
Oczywiście. Przy Al'u mógł najwyżej spaść z tego stopnia na sam dół łańcucha pokarmowego.
Na samo dno.
Wodorosty, dwa metry mułu.
I trochę skał wulkanicznych.
Zrezygnował z liczenia. Jego samczy umysł rozróżniał za mało kolorów, żeby ustalić ich rzeczywistą liczbę.
Kiedy wrócił do twarzy mężczyzny, zastał kolejny uśmiech.
Boże. Jakim cudem to dziwactwo przeżyło w Desperacji do tej pory?
Jako osoba zbyt zgorzkniała na okazywanie pozytywnych uczuć, Al tylko przyjrzał się Black'owi krytycznie. Zaraz po kolejnym pytaniu gwałtownie odchylił głowę w jego stronę, bo Fafik - nie zważając na to, że jego człowiek też ma uczucia - wpił drobne pazurki w jego szyję, żeby nie stracić równowagi i wychylił się, rzucając Christopherowi podejrzliwe spojrzenie. Jakby wyczuwał, że ktoś śmie o nim rozmawiać. Nie zdążył jednak nic zrobić, bo Packard stanowczym ruchem ściągnął go z ramienia i z rozdrażnieniem usadowił na blacie.
Pieprzyć konsekwencje.
- Pchlarz podobno nazywa się Fafik. Niestety. Ale jest na tyle inteligentny, żeby nie reagować, kiedy się go woła. - mruknął, gromiąc zwierzątko spojrzeniem. Fafik nie pozostał mu dłużny. Fuknął i obrócił się tyłem, z niezadowoleniem bijąc ogonem o bar.
Zawsze udaje, że nic nie rozumie. Chyba, że chodzi o jedzenie.
Pieprzony materialista.
A podobno zwierzęta są takie bezinteresowne.
'Bezwarunkowa miłość i przyjaźń na całe życie!'
Nie.
Spoty reklamowe kłamią. Zwierzęta są równie pragmatyczne, co ludzie.
'Chcesz żebym usiadł? Okej, ale najpierw ciasteczko. Jak to nie masz ciasteczka? Żartujesz sobie ze mnie? Mam siadać za darmo? Chrzanić taki układ. Nie ma ciasteczka - nie ma siadu. Będę się turlał, dopóki mnie nie powstrzymasz.'
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.12.14 23:07  •  BAR  - Page 6 Empty Re: BAR
......Bardzo trafne pytanie. Jakim cudem przeżył? Jeśli Darwin wcześniej płakał, teraz pewnie rwał sobie włosy z głowy, widząc, że to ów coś, z pofarbowanymi włosami przeżyło. Mało tego; w sumie ma się całkiem przyzwoicie, jak na warunki kochanej Desperacji.
Szczęście?
Nie. Na pewno nie. Christopher zdecydowanie bardziej o wiele częściej miał w życiu pecha, a dodatkowo jego los był doprawiony odrobiną kpiny. Zresztą, wystarczy przecież na niego spojrzeć. Nawet, jeśli powiedzenie „nie oceniaj książki po okładce” miało w sobie dużo prawdy, to jednak w jego wypadku... no, aż braknie człowiekowi komentarza.
Którego z kolei nigdy nie braknie Skoczkowi, chociaż czasem łaskawie zatrzyma go dla siebie. Huh, najwyraźniej Al miał sporo pecha, bo blondyn był najwyraźniej w zatrważająco dobrym nastroju i jego ust kompletnie nic jak na razie nie mogło zatrzymać. Biedaczyna z tego nieszczęsnego nosiciela. Nie dość, że musiał znosić niewątpliwie niechciane towarzystwo, to jeszcze jego podopieczny również nie wyglądał na zbyt dobrze wychowanego.
Nie, żeby Christopher zamierzał to mówić na głos. Nie miał żadnego zwierzęcia i nawet nie chciał mieć. Jeszcze by się ów stworzenie przy nim wykończyło. Przy nim, niekoniecznie przez niego. Sadysta z niego marny, temu nie można zaprzeczyć.
- Fafik? Oryginalnie – rzucił, nieco zbyt późno gryząc się w język – zawsze jest taki... takim … indywidualistą, tak jakby?
Zabrakło mu odpowiedniego słowa, ale prawdopodobnie Nosiciel doskonale wiedział, o co mu chodzi. Ewentualnie wykorzysta to jako okazję do odpłacenia się mężczyźnie za ciągłe pytania. I słowa. Słowa, słowa, słowa. Jednak pewnie domyślił się już, że Skoczka wcale nie jest tak łatwo spławić. Chyba że poszczuje go swoją Ikuruą. Christopher naprawdę nie zamierzał spierać się z jakimś dominującym ptaszyskiem. Nie. Koniec kropka.
I zamilkł. Najwyraźniej skończył mu się chwilowo zestaw pytań.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.12.14 3:28  •  BAR  - Page 6 Empty Re: BAR
Witaj, desperacjo. Twoje skromne, chłodne progi zapomniały już o słynnych schizofrenikach z depresją, łyse polany nie czuły twardego chodu narwanych wariatów, z kawałkiem oderwanej od walącego się płotu deski w dłoniach. Pełnej gwoździ i niemiłosiernych drzazg, które dalej wyrywam sobie z palców. O, ironio. Gościłaś nas tu u siebie z pokorą. Sama doprowadziłaś nas do takiego stanu, a teraz z uśmiechem obserwujesz, jak niszczymy świat.
Drewniane drzwi od baru otworzyły się z hukiem. Kurz, dowód lekkiego zaniedbania lokalu, uniósł się wysoko nad głową następnego gościa, by majestatycznie opaść na podłogę, nie oszczędzając najbliższych stołów. Do pomieszczenia weszła drobna, niska sylwetka, krocząc dumnie przez sam środek baru. Wokół nastała grobowa cisza, przeszyta pojedynczymi szeptami - czyżby starzy znajomi nie zapomnieli o starej, dobrej Neko? Hardo podeszła do długiej lady, za którą - jak zwykle - siedział stary znajomy, Gruby. Zmierzyła krótkim spojrzeniem siedzących nieopodal mężczyzn, Skoczka i Al'a, tracąc nimi szybko zainteresowanie. Cel był jeden, nie przyszła tu tylko na pogaduszki. Przyszła po zemstę i odebrany jej kiedyś skrawek dumy. - Siema, Gruby. - zawołała, opierając się o ladę dwiema rękami, spoglądając bystrymi oczami na barmana. - Solidny kufel. Nie na kredyt.  - dodała, unosząc woreczek z brzęczącą zawartością. Barman bez zawahania sięgnął po solidne naczynie, napełniając go szybko piwem - wiedziała, że dobrej kawy tu nie dostanie, ani teraz, ani za dziesięć, ani za sto lat. Nie, póki Gruby sprawuje tu pieczęć.
Chwyciła kufel i za jednym, solidnym razem opróżniła prawie jego trzy czwarte. Rzuciła na blat odliczone złoto. Barman zgarnął je, próbując zagadać, podpytać, dowiedzieć się czegoś. Ta jednak odstawiła grube szkło z hukiem, oblizując wargi i z pogardą odwracając się w stronę lokalu, wzruszając lekko ramionami, przez co ten nie skończył nawet pierwszego zdania. Po kilkusekundowej obserwacji dziwnych - jak zawsze - klientów baru, wyciągnęła z kieszeni swoje ulubione, niedawno zakupione smakowe papierosy i wsunęła jeden do ust, odpalając zapalniczkę z motywem super-kota na bordowym tle. Miał nawet czadową, fioletową pelerynę i wołał radośnie "Don't worry, I'm you hero!" wyciągając łapki ku górze. Na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu, z resztą jak zawsze, gdy patrzyła na to cudo. Schowała ją wraz z pudełkiem z pewnością lepszej od reszty jakości papierosów z powrotem do kieszeni. Zaciągnęła się porządnie, mrużąc oczy i delektując się kolejną porcją nikotyny. Wtedy jej słuch wychwycił krótką rozmowę, a raczej rozkaz. Cóż, znajomy głos. Gruby nigdy nie śpi! Odwróciła się ponownie i utkwiła spojrzenie na Al'u, przesuwając wzrok na członka DOGS. W tej samej chwili jej w jej głowie rozległ się huk i szum - wymordowany. Spośród nie przyciągających uwagi wspomnień udało jej się wyłonić imię kundla - Christopher, wołają na niego Skoczek. Drugi również okazał się być trupem - wołali na niego Al. Szumy w jej głowie w końcu ustały, Neko powróciła do rzeczywistości, potrząsając energicznie głową.  
Z cichym westchnięciem odprowadziła Grubego znudzonym wzrokiem, a jej lewe oko przybrało odcień niebieski. Implant czasami się przydaję. Tym razem jej obiektem obserwacji stało się urocze stworzonko, które wcześniej siedziało na blacie, a teraz puszyło się na ramieniu nieznajomego.
Z transu wyrwały ją ciężkie, zbliżające się kroki. Uraczyła właściciela pytającym spojrzeniem. - Był tu ostatnio? - obydwoje wiedzieli, o kogo dokładnie chodzi. Takich sytuacji się nie zapomina. Barman przerwał solidne polerowanie szkła - oparł się ciężko o blat i przybliżył usta do ucha Neko, niebezpiecznie przekraczając jej sferę osobistą. - Wczoraj. Bywa tu codziennie... Lada chwila powinien odwiedzić nasze skromne progi. - Marcelina skinęła, uśmiechając się tajemniczo. Mężczyzna w końcu odsunął się, pozwalając jej w końcu odetchnąć ś w i e ż y m powietrzem. Nieznośna, gryząca woń starych petów doprowadziła ją niemal do mdłości... Poczęstowała łakomego Buldoga swoimi smakowymi fajkami ze współczującym spojrzeniem, które skierowała na kolorową czuprynę Skoczka. Uśmiechnęła się do siebie, ponownie delektując trzymanym papierosem - lubiła takie fryzury. Taka ekstrawagacja to fajny pomysł na oderwanie się od rzeczywistości i zaprezentowanie własnego, indywidualnego JA.
-----
Po około pięciu minutach drzwi baru ponownie otworzyły się z hukiem. Marcelina uniosła wzrok, wbijając go w punkt przed sobą. Kąciki jej suchych warg lekko uniosły się. Do pomieszczenia wkroczył wysoki, szczupły mężczyzna z nieobecnym, zamyślonym wzrokiem. Pojedyncze pasma czarnych włosów przysłoniły jego zmęczone oczy koloru wzburzonego morza. Sam był niczym burzliwy ocean, zawsze chętny do bezpodstawnego kopa w pysk. Argumenty wymyślał później.
Podszedł do lady zupełnie spokojnym krokiem. Nie spodziewał się tu chyba nikogo nowego, tym bardziej ciekawego. Jego szyja i odkryty skrawek ramion pełne były blizn - pamiątek po latach świetności, po latach ciągłych bójek i walki o wysoką pozycję. Jego prawe oko przeszywała paskudna blizna, ciągnąca się od brwi do samego kącika warg. Nie uraczył spojrzeniem siedzącej kilka miejsc dalej dziewczyny. Bawiąca się szwajcarskim scyzorykiem dama była tak na prawdę obrośnięta sierścią i w każdej chwili mogła dotkliwie podrapać, zwalając winę na przypadek - iluzja oszukiwała całe otoczenie już od pierwszego kroku w tej klitce. Przechyliła lekko głowę w stronę nowego gościa, ogarniając grzywkę z twarzy i chowając obiekt przeszłego zainteresowania do kieszeni. Objęła prawą dłonią lewą pięść. Błysk w oku.
Delikatny uśmieszek.
Papieros, a właściwie jego resztka, spoczywał ściśnięty pomiędzy trzecim a czwartym palcem. Dym osłabł, tracąc na intensywności, lecz sala i tak była przepełniona brudną, paskudną aurą. Wymieniła z barmanem porozumiewawcze spojrzenia. - Tak, wiem. Zasada numer trzy. Bójki tylko na zewnątrz. - prychnęła cicho w jego stronę, by ten posłał jej krótkie spojrzenie. Problem był jeden.
Nigdy nie przestrzegała zasad.


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 05.01.15 11:32, w całości zmieniany 2 razy
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.12.14 21:06  •  BAR  - Page 6 Empty Re: BAR
- ...zawsze jest taki...
Nieposłuszny? Dziki? Denerwujący? Wredny?
- ...takim...
Upierdliwcem? Wrzodem na...
- ...indywidualistą, tak jakby?
Roześmiałby się, gdyby nie był sobą.
- To pieprzony dyktator. - odparł ze śmiertelną powagą, ignorując drobny dziób, zawzięcie szarpiący mu rękaw. Zwierzak nagle przysiadł i przekrzywił łebek. Spojrzał na Packarda z niemym wyrzutem, wyczuwając w jego głosie niepochlebną nutę.
Mężczyzna zerknął na 'swojego pupila'.
Fafik znowu zaczął się wyżywać na jego kurtce.  
W sumie nawet inteligentne to cholerstwo. Szkoda, że taki z niego indywidualista.
Tak jakby.

Był zbyt zajęty rozważaniami na temat swojego związku z Fafikiem, żeby zwrócić uwagę na nowego gościa. Na szczęście Iku nadal był niezmiennie podejrzliwy wobec całego świata i od razu zaczął taksować dziewczynę wzrokiem.
Jego zwierzęcy instynkt szybko podpowiedział mu, że coś się święci.
Ikurua najeżył się i świsnął nerwowo. Al, jeszcze nienauczony, że intuicji zwierząt się nie ignoruje, puścił to mimo uszu. Zwrócił na Fafika uwagę dopiero wtedy, gdy ten skoczył mu na ramię i ugryzł go w ucho. Zanim zdążył go zelżyć, zreflektował się, że Fafik, bądź co bądź, z reguły aż tak się nad nim nie znęca. Kiedy posadził pierzastego na barze, ten dalej się kulił i cicho pofukiwał, nieruchomo wpatrując się gdzieś obok, na innych gości.
Packard zerknął w bok, jakby od niechcenia.
Nie był typem, który potrafi odczytywać zmianę aury pomieszczenia. Ale wiedział, co znaczą takie krzywe spojrzenia i zaciskanie pięści. Wypowiedź dziewczyny też nie pozostawiała wątpliwości co do zbliżającej się burzy. Nie wychwycił całości, ale wystarczyło, że usłyszał bójki.
Gruby też coś wietrzył, bo krzywił się jeszcze bardziej, niż zwykle.
Iku wskoczył do plecaka zakopał się głębiej w otchłani majątku swojego człowieka. Jego majestatyczna osoba była zbyt cenna, by brać udział w porachunkach dwunogów.
Packard też uważał się za na tyle cennego, żeby spieprzać stąd jak najdalej.
Zasada numer trzy - zasadą numer trzy, ale nikt nie powiedział, że wszyscy przestrzegają przykazań Grubego, jak dekalogu. Swoją drogą, mógłby nie zdążyć się oddalić, jeśli jednak faktycznie wyszliby na zewnątrz.
Wspinając się na wyżyny aktorstwa, spokojnie obrócił się na stołku i przysunął plecak w wygodniejsze miejsce, ze stoickim wyrazem twarzy zbierając się do wyjścia.
Przelotnie omiótł salę spojrzeniem, oceniając, jak szybko uda mu się przedrzeć do wyjścia.
W razie czego.
Jak dotąd rekord wynosił nieco ponad trzy sekundy, ale wtedy nie było jednego okna, a plecak miał już na ramieniu.
Najszybciej byłoby wskoczyć pod ladę, w starym, westernowym stylu.
Tego jeszcze nie próbował.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.14 0:37  •  BAR  - Page 6 Empty Re: BAR
......Przeczucie. Intuicyjne przeświadczenie, że coś się stanie; z reguły złego. Cóż, Skoczek może i nie miał wysoko rozwiniętej intuicji, ale wpadał w kłopoty dostatecznie dużo razy, by rozpoznawać po otoczeniu, że zaraz stanie się coś niedobrego albo przynajmniej nieprzyjemnego... miał co prawda nikłą nadzieję, że tym razem nie odbije się to na jego personie. Jednak, jeszcze nie o tym teraz.
Ponownie spojrzał się na nieznajomą; wcześniej odprowadzał ją wzrokiem aż do baru, a teraz sprawdzał, co robi. Nie spodziewał się, że ta akurat w tym momencie swoje spojrzenie skoncentruje na n i m. Nawet, jeśli to trwało krótką chwilę, to i tak utwierdziło go to w przekonaniu, że czas najwyższy zmienić fryzurę. Skupiała za dużo uwagi, a czasy oraz cięższe, tak. Pomijając fakt, że pewnie koniec końców zrezygnuje z tego postanowienia albo w ogóle jego włosy zostaną poddane jakiemuś nowemu eksperymentowi.
Wracając do meritum; zobaczył uśmiech? Możliwe, ale jego umysł nie bardzo przejął się tym faktem i stwierdził, że nie będzie go zadręczał tak niepotrzebną informacją. Tym bardziej, że Christopher wyprostował się i luźno zahaczył kciukami o kieszenie swych granatowych dżinsów, z niejakim zafascynowaniem obserwując zachowanie towarzysza Nosiciela - Fafika. Zadziwiające, jak bardzo rozwinięte instynkty i zmysły mają zwierzęta. Na tyle rozwinięte, że tylko niektórzy Wymordowani czuli się podobnie jak oni ~ o ile wirus całkowicie nie przejął nad nimi kontroli.
- Wyglądasz na zaniepokojonego – rzucił w kierunku drugiego mężczyzny, barwiąc ton subtelną nutą zaciekawienia.
Bowiem swoistego rodzaju intuicja (dość marnie rozwinięta, raczej po prostu zdolność obserwacji otoczenia, którą z natury posiadał każdy „drapieżnik”) odezwała się dopiero po przybyciu kolejnego osobnika do baru, zresztą, nie od razu, a dopiero po paru minutach. Po prostu zabrakło tej błyskawicy, która oświetliłaby pomieszczenie i dramatycznej muzyki, jednak bez tego życie było dość utrudnione. Cóż, tak to bywa, że w filmach wszystko wydaje się być o wiele, wiele prostsze.
Christopher powoli otaksował oczami przybyłego mężczyznę, analizując uważnie jego wygląd. Miał lepszy wzrok od ludzi, jak przystało na wymordowanego, jednak żałował, że nie posiada zdolności częściowej biokinezy. Będąc harpią mógł wypatrzeć dwucentymetrowy obiekt z odległości dwustu metrów, co dopiero mówiąc o bliskich odległościach i większych stworzeniach. A umiejętność dostrzegania szczegółów była bardzo, ale to bardzo cenna. Z cichym westchnieniem obiegł wzrokiem całą knajpę.
Dlaczego wydawało mu się, że ów typ wręcz mówi „jestem alfą” oraz przyciąga tą samczością kłopoty? Szlag by to trafił, miał nadzieję, że się mylił i w sumie było co do tego duże prawdopodobieństwo, ale ta nuta niepokoju pozostała. Ostatnie, na co miał ochotę, to uczestniczenie w jakieś bójce. To zdecydowanie nie był jego żywioł. Po co on tu w ogóle przycho... a tak, paczka.
A skoro mowa o paczce... cena, tak, dowiedzieć się, jaka jest cena usługi. Zdecydowanie. Wymaga do podejścia do baru, a potem trzeba się zmyć, póki można. Zwrócił więc wzrok na nowego znajomego i posłał mu krótki uśmiech. Wątpił, by za parę minut jeszcze tu był. Wątpił nawet w ich przyszłe spotkanie, ale cóż, nowe znajomości zawsze mają jakieś pozytywy, nieprawdaż? Chociaż teoretycznie wszystko mogło przybrać jakich niespodziewany obrót, tak, to też było prawdopodobne. Gorszy dla Skoczka, skoro pech trzymał się go niczym rzep psiego ogona.
Suma summarum, równym, dość lekkim krokiem (pamiętaj, nie potknij się na podłodze, prostej podłodze) ruszył w kierunku baru, chcąc znaleźć barmana, spytać się, na jak duże wydatki (początkowo zapewne zawyżone, jak to się z kupcami ma) ma się przygotować. Spojrzenie niebieskich ślepi zwrócił na Marceliną, przyglądając się jej z niejakim zaciekawieniem. Zresztą, patrzył się tak na praktycznie każdą nieznajomą osobę, hmmh. Co poradzić, był otwartym człowiekiem... w sumie, nieco za otwartym w niektórych sytuacjach. I za bardzo gadatliwym, co również sprzyjało mu w pakowaniu się w różnego rodzaju kłopoty. Tak czy owak, jakaś deska skrzypnęła nad wyraz głośno, sprawiając, że blondyn skrzywił się subtelnie.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.14 16:36  •  BAR  - Page 6 Empty Re: BAR
Czuła na sobie ciekawskie spojrzenia. Roztargniona dwójka siedząca niebezpiecznie blisko dziewczyny wyraźnie wietrzyła wiszącą w powietrzu aferę. Wyczuwała doskonale ich zdenerwowanie, a ich tęskne spojrzenia w stronę drzwi wyjściowych nie zdołały umknąć jej uwadze.
Uniosła solidny kufel, dopijając pozostawione wcześniej piwo. Zerknęła na Samuela. "Anioł Stróż" od siedmiu boleści... - pomyślała, nie spuszczając z niego oczów. Śledziły dokładnie każdy gest, poruszając się zgodnie z ruchem jego unoszącej szklanki dłoni. Gdy wargi mężczyzny musnęły gładką powierzchnię, szklanka nagle przechyliła się, wylewając na gościa alkohol. Zgodnie z reakcją odruchową odrzucił kufel, kładąc go z impetem na drewnianą ladę, wyrzeźbioną już od podobnych uderzeń. Niewzruszona Marcelina sięgnęła po brudną serwetkę, wsadzoną niedbale w metalowy, lekko zardzewiały, spiralny uchwyt. Jej aroganckie, powolne i płynne ruchy ironicznie wpasowały się w tło tej dziwnej sytuacji – przypadkowa osoba szybko wyciągnie własne chusteczki, podając je ofierze własnego napoju i kapryśnej grawitacji... uniosła lewą rękę, imitując uprzejmy gest - podawała mu serwetkę trzymaną pomiędzy dwoma palcami – wskazującym i kciukiem. Mężczyzna zajęty był ocenianiem szkód na swoim ubraniu, dlatego szybko chwycił kawałek obszytego materiału, by następnie wykorzystać go brutalnie do chociaż powierzchownego wytarcia i wyczyszczenia koszulki.
Prychnął cicho, z niedowierzaniem unosząc rękę, próbując obrócić to wszystko w żart. Zupełnie mu to nie wychodziło. - Humor Ci dziś nie dopisuje. - parsknęła drwiąco, zaciągając się porządnie papierosem. W przeciwieństwie do mnie. Przez pierwsze trzy sekundy nie reagował, zastygając w bezruchu, analizując właśnie usłyszane zdanie. W końcu uraczył Marcelinę zszokowanym spojrzeniem, odstawiając zgniecioną i mokrą serwetkę na stół. Jego jasne oczy wierciły w siedzącej nieopodal sylwetce dziurę, usta lekko rozchyliły się, a stłumiony głos wydobył się dopiero po paru chwilach. - C... co ona tu robi? - zapytał w końcu, kierując zagubiony wzrok na Grubego. Ten jednak wzruszył ramionami, wskazując wymownym spojrzeniem na drzwi. Kilku gości właśnie ruszyło w ich stronę, szepcząc niezrozumiałe słowa. Nagle jeden ze stołów, stojący nieopodal drewnianych drzwi, przesunął się w ich stronę, taranując reszcie drogę. W pomieszczeniu pozostał właściciel, dwóch mężczyzn, Marcelina i Samuel. Oraz śpiący na końcu sali nieznajomy, uśpiony przez alkohol i mamroczący przez sen. Biedak.
Dziewczyna w końcu oderwała wzrok z punktu na zapleśniałej ścianie. Skierowała twarz w stronę anioła, czując, jak krew powoli gotuje w jej żyłach. Przygryzła wargi, kąciki jej ust uniosły się nieznacznie, ukazując szereg perłowo białych, niemal wampirzych kłów. Odłożyła papierosa, kładąc go do świeżo czyszczonej, porcelanowej popielniczki w kwiatki. W tej chwili mężczyzna wstał z zajętego miejsca i ruszył w stronę wyjścia. Na jego drodze stanęły – a raczej zawisły – bojowo trzy krzesła, skierowane nóżkami w jego stronę. Marcelina zeskoczyła z siedzenia, wzdychając cicho i prostując kości, niczym rozgrzewający się olimpijczyk przed biegiem. Znacznie bardziej pasowałoby tu porównanie niczym zawodnik walk MMA przed decydującym starciem, ale pozostańmy przy olimpijczyku. Samuel odwrócił się i ruszył w kierunku baru, krzesła upadły z głośnym hukiem. Marcelina odsuwając się podłożyła niedoszłemu uciekinierowi nogę. - Ups. - Upadł, klnąc donośnie pod nosem, ratując facjatę przed bliskim spotkaniem z glebą przednimi kończynami. - Tchórz. - syknęła, spoglądając na niego z góry i obserwując z satysfakcją, jak ten podnosi swoje wielkie cielsko, wywołując szeroki, podły uśmiech na jej twarzy. W końcu wstał, odwracając godność w jej stronę - facet, mierzący około 1.93 cm, lekko umięśniony i o ciele atlety, w furii zaciskający pięści i szczękę. Swoje dzikie, wzburzone oczy wbił w jej dwukolorowe tęczówki, podchodząc coraz bliżej do dziewczyny, dysząc ciężko. - Ty mała suko! - Uniosła niebezpiecznie brew. Jej prawe oko zrobiło się krwisto-czerwone. Napędzana własną wściekłością jeszcze bardziej zmniejszyła odległość - niemal stykali się klatkami piersiowymi. Sięgnęła dyskretnie po ostry, szwajcarski scyzoryk w tylnej kieszeni jej spodni, obejmując go teraz palcami, ściskając mocno. Zadarła głowę do góry, podczas gdy ten ją opuścił. Mierzyli się wzrokiem, żaden z nich nie myślał odpuścić drugiemu. Samuel chwycił Marcelinę za kołnierz, lekko unosząc do góry. - Skurwysyn. - szepnęła groteskowo, wbijając ostrze scyzoryku głęboko w jego prawy bark i nie puszczając. Ryknął, odpychając ją i chwytając się za świeżo otwartą ranę. Chłop będzie miał kolejną bliznę do kolekcji, a przy okazji pamiątkę po dzisiejszym dniu, którego nie zapomni do końca życia. Gdy chciał ponownie ruszyć w jej stronę, poślizgnął się, upadając głucho na plecy. Podniósł się, wracając do siadu i uniósł pobrudzoną dziwną, śmierdzącą substancją dłoń - palce miał mokre, klejące i cuchnęły na kilometr. Ta ostra woń... przerażonym spojrzeniem powiódł za śladem znajomej, oleistej cieszy, zatrzymując się na kanistrze oznaczonym wielką literą "X". Za uchwyt trzymała pogardliwie uśmiechnięta dziewczyna.
Zaśmiała się kpiąco, bawiąc zakrwawionym ostrzem w długich, chudych palcach. W drugiej trzymała kanister, oblewając mężczyznę resztkami jego zawartości i odrzuciła go po chwili na jego kolana. Gruby był wściekły - wyszedł zza lady, kierując zirytowane spojrzenie na dwójkę. Ta dwójka odgoniła mu klientów! Marcelina uniosła zapalonego papierosa, obserwując reakcję buldoga, który momentalnie zatrzymał się, podpierając o wysoką ladę. Wszyscy mogli poczuć zimne dreszcze przebiegające po plecach. - Tylko spróbuj, a wysadzę twoją budę w powietrze. - szepnęła na tyle głośno, by wszyscy tu obecni usłyszeli jej zuchwały ton.
Anioł nie śmiał się ruszyć. Wiedział, że Neko usłyszy najcichszy szmer, zauważy najmniejszy ruch, a gdy ten podejmie próbę ucieczki, spłonie, nim zdąży wypowiedzieć najkrótsze słowo. Marcelina zaciągnęła się ponownie, ciesząc się wewnętrznie z sukcesu, który właśnie osiągnęła . Odsunęła papierosa i spojrzała w stronę siedzących mężczyzn. Może wy mnie powstrzymacie? - usłyszeli obydwaj w myślach, czując na sobie jej prowokujący wzrok.


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 05.01.15 11:32, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.12.14 16:37  •  BAR  - Page 6 Empty Re: BAR
Ostatnio zaczął ciekawić go ten świat i coraz częściej po nim spaceruje, co stało się dziwne, bo on to zawsze miał wszystko w dupie. Chodził bo musiał psy wyprowadzać, spał w piaskownicy, bo piasek. Nie interesowało go czy już jest ciemno, czy jasno, lecz ostatnio wszystko się zmienia. Chodzi bardziej po mieście, niż na uboczu czy gdzieś po lesie. Jakby jego życia poszukiwało czegoś nowego, co by zainteresowało obie jego strony. Albo to ta druga strona podświadomie nim kieruje, po to by znaleźć jakieś miejsce do rozwalenie. Najlepiej jakby było tak dużo istot, wtedy mógłby sobie trochę pomordować. Byłaby wspaniała zabawa.
No i czas się w końcu porządnie napić. L tak długo czekał na kufel piwa czy coś innego. Uwielbiał te ciepło wpływające do żołądka i rozpalające całe ciało. Przeczesał ręką blond włosy, rozglądając się po budynkach. Ubrany w czarny sweter rozpinany z futerkiem w kapturze, rękawach i na końcu. Do tego czarna bluzka i tego samego koloru spodnie i buty. Po co miał się stroić i ubierać się nie wiadomo jak, zresztą i tak miał mało ciuchów. Potarł dłonie o siebie, spoglądając na Jacka, które właśnie wąchał jakiś śmieć na chodniku. Ach te psy, zawsze mają jakieś durne pomysły. Cała zgraja pałętała się teraz wokół jego nóg. Jedynie Dante stał grzecznie, czekając na decyzję właściciela, który chyba właśnie się zgubił. Kompletnie nie wiedział gdzie iść, a zwierzaki ciągnęły go w każdą możliwą stronę. Poprawił maskę, która spokojnie zakrywała jego twarz, i pomachał czarnych ogonem. Jak on tego nienawidził. Stać jak kretyn i nie wiedzieć gdzie iść. Tylko on tak potrafi.
Naglę usłyszał jakąś rozmowę dwójki ludzi. Dotyczyła ona jakiegoś baru, że jakaś bójka tam się robi czy coś. Na pewno wracali z tego miejsca, więc droga została właśnie wyznaczona, a co do bójki... Najwyżej znów wpadnie w jakieś tarapaty, co za problem. Ruszył przed siebie, cały czas się rozglądając i ciągnąc za sobą psiaki. "Pić, pić, pić" tylko to teraz dudniło mu w głowie, chociaż było jeszcze coś. Chłopak wyciągnął z kieszeni paczkę mocnych papierosów, po czym wyciągnął jednego szluga oraz włożoną tam już wcześniej, zapalniczkę. Zadowolony odsunął maskę na głowę, włożył filtr między wargi, odpalił początek i zaciągnął się. Tego właśnie było mu trzeba. Niepotrzebne już rzeczy włożył do kieszeni. Relaksujące uczucie zagościło w jego mózgu, a ciemny papierosowy dym pomieszał się z jego czarnym dymem, co dało ciekawe połączenie. Dotarł przed bar, szukając jakiegoś miejsce gdzie mógłby psy zostawić, bo przecież ich tam nie wprowadzi. Jeszcze się upiją i co to będzie. Przywiązał Dante, Rocketa, Castiela i Dashiela do jakiegoś uchwytu, a Rebela i Jacka wziął ze sobą. Z tych dwóch to nieźli ochroniarze, więc się na coś przydadzą, skoro ma tam być jakaś bójka.
L spokojnie otworzył drzwi, spojrzał do środka i aż mu ciśnienie podskoczyło, gdy zobaczył anioła na ziemi. Nienawidził ich tak samo jak kotów. Skoro ktoś wykonuje już za niego całą robotę, to on nie miał zamiaru się wtrącać. Niech się powybijają nawzajem i to byłoby najlepsze wyjście. Jakby nigdy nic, razem z psami, podszedł do lady, żądając jakiegoś mocnego piwa. Gruby posłuchał go, jednak wzroku nie odrywał od tego przedstawienia, na które syn Szatana z chęcią popatrzy. Dostał kufel, więc mógł zgasić swoje pragnienie, wypijając wszystko na eksa. To jedyny rodzaj picia, który mu odpowiadał. Nie potrafił powoli delektować się trunkiem. W piekle trzeba było wszystko szybko pić, bo nie wiesz kiedy ktoś Ci tego nie zajebie, a to nie byłoby fajne. Swój chłodny wzrok miał cały czas wbity w kocice, którą sam by z chęcią zabił. Tak, to byłoby najodpowiedniejsze, a anioła wziąłby na deser. Na samą myśl zamachał ogonem z podekscytowania, jednak na jego twarzy nie było tego widać. Rebel i Jack siedzieli obok niego, cały czas byli czujni i przygotowani na wszystko.
- A po co ktoś ma Cię powstrzymywać? Powybijajcie się nawzajem i każdy będzie zadowolony - wtrącił swoje pisiont groszy z wrednym wyrazem twarzy. Skończył kiepa, którego popił kolejnym kuflem piwa, po czym nałożył maskę na twarz. Czarna mgła otaczała ją, jak i całe jego chude, szatańskie ciało. Z chęcią zamknąłby ich obu w swoim świecie tortur, gdzie ciekawe rzeczy by z nimi robił, ale musi się powstrzymać, bo mu żyłka pęknie i jego druga strona weźmie to wszystko w swoje ręce, a on nic z tego nie będzie pamiętał. Przejście w nowy rok to on ma zamiar pamiętać. Spojrzał dwóch osobników siedzących niedaleko, do których dziewczyna się wcześniej zwróciła. Nie znał ich, jak i każdego w tym świecie bo nie lubi on poznawać ludzi. Po co mu oni skoro sam sobie daje świetnie radę, a ma psy i to mu w zupełności starczy. Zmierzył ich tylko wzrokiem zza maski, po czym uśmiechnął się. Miał wielką ochotę się dobrze zabawić, chociaż wiedział, że to nie wypali. Wrócił wzrokiem na teatrzyk w którym główną rolę gra kot i anioł. Ciekawi go jak akcja dalej się potoczy.
Nie wiedział czemu od razu pałał do niej nienawiścią, zresztą co się dziwić, skoro on nienawidzi wszystkich. Poprawił blond włosy, zastanawiając się co z sobą począć. Nudziło mu się ostatnio strasznie, a świat przecież cały czas się kręci i jest na pewno wiele ciekawych rzeczy. Musi w końcu znaleźć jakieś zlecenia i wrócić do starej roboty. Będzie miał z tego przyjemność i kasę, ale to zajmie się tym jak dokończy pić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.01.15 13:20  •  BAR  - Page 6 Empty Re: BAR
Solidarnie podniósł swoje cztery litery razem z pozostałymi wymordowanymi.
Nie biegnij. Nie siej paniki. Idź, wyjdź. I wtedy uciekaj.
W połowie drogi ku wolności stanął jak wryty.
Stół się przesunął.
Dlaczego, do jasnej cholery on przesunął się sam?
Cofnął się pod ścianę, w kąt między nią, a barem.
Kilka razy zacisnął i otworzył dłoń, nerwowo wodząc wzrokiem po pomieszczeniu.
Zaczęło się.
Zawsze był pełen... podziwu, ile zamieszania może wywołać dwójka ludzi. Wymordowanych.
Dziewczyna mogła lewitować przedmioty.
Dwójka czegoś.
Może spróbować przez okno?
Trzy czwarte zabite grubymi dechami i blachą. Szklane - po drugiej stronie. Musiałby przejść obok tych wariatów.
Chwilowo przyparty do muru, uważnie obserwował walkę, bezskutecznie próbując doszukać się momentu, w którym mógłby się przedrzeć.
Gruby postanowił interweniować.
Tak, cesarzu elokwencji, pokaż im.
Nie, nie, nie. Nie zatrzymuj się. Co ty robisz? Wywal ich na zbity pysk, tak, jak zawsze.
- Tylko spróbuj, a wysadzę twoją budę w powietrze.
...
Bardzo przekonujący argument.
Może wy mnie powstrzymacie?
Drgnął lekko, marszcząc brwi.
Głos wyraźnie rozbrzmiewał w jego głowie. Okropne uczucie. Jakby ktoś siedział ci w mózgu.
Powstrzymywać ją?
Ani mu się śni.
Zerknął na Black'a.
To on tu był z gangu. Co prawda bardziej wyglądał na sekretarkę, niż na zabójcę. Ale pozory mogą mylić. Prawda?
Ktoś wszedł do środka.
Kolejny podejrzany typek. Wspaniale.
Zaraz.
Wszedł.
Drzwi.
Wariatka już nie pilnuje stołu.
Powoli zaczął się przesuwać w stronę wyjścia.



// przepraszam za zwłokę
// jeśli Marcelina go nie zatrzyma, to Al wymknie się przez drzwi i mam z/t. jeśli go zatrzyma - kolejka po staremu
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.01.15 20:23  •  BAR  - Page 6 Empty Re: BAR
Idąc wolnym krokiem z rozmachem otworzyłem drzwi. Cała atmosfera wyglądała z mała na napięta. Jakiś typek kwitł na ziemi oblany bóg wie czym. Inny gościu siedział przy barze i chyba go cała sytuacja bawiła, a nieznana dziewczyna cóż chyba była obecnie sprawczynią całej sytuacji. By nie zawadzić głową o framugę musiałem sie lekko uchylić. Bądź co bądź ma sie te 195 cm wzrostu, a szeroki w barach jestem dostatecznie by nikt nie wyszedł póki stoję w przejściu. Wiekowe klepki tworzące podłogę głucho zatrzeszczały sygnalizując, że ktoś po sporej wadze wszedł do środka.

Początkowo nie zwróciłem większej uwagi na całe wydarzenie, lecz czułem się niczym piąte koło u wozu. Ignorując całe zajście podszedłem do baru i zacząłem rozmawiać w najlepsze z barmanem szeptem, by mało kto usłyszał, lecz na pewno byli tacy co spokojnie usłyszeli, że chodzi o robotę.

Cała awantura w środku nikogo nie interesowała, lecz po chwili widać, że barman wpadł na pomysł bo zaczął podekscytowany energicznie szeptać wyciągnąć parę co większych nominałów z kasy i wskazując palcem na dwie postacie. Cóż robota nie śmierdzi schowałem parę banknotów do kieszeni i spojrzałem na jedną z wymienionych postaci - Wy dwoje. Tak wy dwoje. Zakłócacie tutaj spokój jak się właściciel wyraził macie opuścić to miejsce, a moja głowa w tym by to się wydarzyło. A szczególnie ty oblany czymś paskudnym -

Byłem luźny system operacyjny podpowiadał, że zagrożenie żadne nie istnieje dla mnie, wiec nie przejmowałem się się niczym. Zostało mi jedynie wyrzucić ich pokojowo, albo bardziej brutalnie. Zakończenie było w każdym razie wiadome i jednoznacznie dla mnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.01.15 0:06  •  BAR  - Page 6 Empty Re: BAR
......Aktualna sytuacja nie przedstawiała się zbyt różowo w opinii Christophera. Niebieskie ślepia zmrużyły się subtelnie, uważnie obserwując coraz bardziej natężoną negatywnymi emocjami akcję. Zdecydowanie nie podobał mu się jej obrót, dlatego też uważnie przyjrzał się nieznajomej, notując w umyśle, że wypada się o niej czegoś dowiedzieć. A także najpewniej niepokoić się, ilekroć ów panna pojawi się w pobliżu organizacji DOGS. Bo z całą pewnością nie była członkiem tego gangu, Skoczek jako Pudel znał dosłownie wszystkich i żadnemu z nowych dotychczas nie udało się przemknąć chyłkiem koło jego świdrującego spojrzenia morderczego królika zabójcy. Tak, zdecydowanie w pierwszym wrażeniu wszyscy, czy też większość członków DOGS wpatrywało się w niego z miną w stylu „yyyy... że niby kim ty tutaj jesteś?”.
Jednak to w aktualnym momencie jest nieważne, blondyn czuł, że zaraz sytuacja stanie się dla niego bardziej niepokojąca. Dlaczego? Gdyż zdolność utrzymywania języka za zębami w sytuacjach wysokiego ryzyka zawsze była u niego dziwnie zaburzona. Zresztą, on  n i g d y  nie potrafił milczeć dłużej niż paręnaście minut, więc logicznym było, że prędzej czy później się wtrąci. Tym bardziej, że nie znosił widoku mordowania, torturowania... aż nasuwało się pytanie, jak tak długo przeżył w Desperacji. Zadziwiające, jak wiele osób szokuje fakt, ile już chodzi po tym padole łez i rozpaczy.
Może wy mnie powstrzymacie?
No tak, Christopher nagle zauważył, że ponownie sytuacja się zmieniła, jego myśli najwyraźniej zawsze miały swoistego rodzaju opóźnienie. Zamrugał oczami, potrząsając głową, czując, jak kolejne dreszcze zaniepokojenia przebiegają mu po plecach. Widział, co planuje kobieta. Widział i w żadnym razie mu się to nie podobało... a jeszcze mniej chętnie akceptował fakt, że najwyraźniej musiała być dobra w walce... czy też zabijaniu, jak kto woli, jedno z drugim z reguły bardzo chętnie ze sobą współpracuje. A to zdecydowanie nie było dla niego żadnym pozytywnym faktem.
Generalnie, już otwierał usta. Już miał jakiś plan, jednak nagle do baru weszła kolejna osoba. Christopher dosłownie się zjeżył, słysząc jego słowa i nie mógł powstrzymać parsknięcia, które wydostało się z jego warg. Nieznajomy najwyraźniej był z lekka ślepy, bo ów sytuacja ewidentnie nie wyglądała na taką, gdzie ze spotkania nikt nie wyjdzie żywy. Niewątpliwie to nieznajoma przetrwa i da im darmową „wejściówkę” na koncert wyjącego z bólu skrzydlatego. Blondyn niemal poczuł, jak już zaczynają pojawiać pierwsze symptomy nadchodzącej migreny. Skończy się to ponownie na zamknięciu w jakimś ciemnych pomieszczeniu DOGS, najlepiej we własnym pokoju, o ile wyjdzie z tej cholernej sytuacji żywy.
Ponownie miał zamiar coś powiedzieć i ponownie bezpardonowo mu przerwano. Zgrzytnął zębami, czując, jak to wszystko zmienia się w swoistego rodzaju parodię, a cień poirytowania przemknął po jego twarzy. Robot paladyn, obrońca uciśnionych. Pierwszy gość przynajmniej zachowywał się jak typowy mieszkaniec Desperacji. Christopher zamknął ślepia i odetchnął głęboko, łypiąc gdzieś na Al'a.
- A więc, droga nieznajomo... nie wiem, jak reszta naszego nieskromnego towarzystwa, ale ja osobiście mam dość wrażliwy słuch i nie chcę narażać go na uszkodzenie. Swojemu węchowi również nie mam nic do zarzucenia – zawiesił na chwilę głos, po czym kontynuował - paliłaś kiedyś kogoś żywcem? Jasne, dla „poszkodowanego” jest to cholernie bolesne i zapewne o to właśnie ci chodzi, ale zacznijmy od tego, że smród palonych włosów, skóry, tłuszczu, mięsa jest wprost okropny. Wycie gorsze od potępieńców, aż ciarki przechodzą. Więc mam nieskromną nadzieję, że twoim celem nie jest podpalenie ów mężczyzny, a jeśli tak, to mogłabyś łaskawie przenieść to w inny termin i inne miejsce.
Przemowa godna dyplomaty, czy też obrońcy w sądzie... chociaż może z lekko przydługa. Jednak jak już niejednokrotnie było wspominane; Christopher zawsze miał problem z ugryzieniem się w język.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.01.15 20:21  •  BAR  - Page 6 Empty Re: BAR
Głowa do góry - rzekł kat zarzucający stryczek.
Mimo, że myślami powinna być tu, na ziemi, w tym barze - gromadziły się one wokół zupełnie innych, abstrakcyjnych rzeczy. W każdej chwili jeden z obecnych tu mógł wykorzystać  krótką chwilę jej odpłynięcia ze świata rzeczywistego, zaatakować, odepchnąć... Ale to przecież Marcelina. Tylko Marcelina, która przeżywała swoje małe zwycięstwo. Przez krótką chwilę mogła zadecydować o czyimś życiu! Czuła się w tamtych momentach niczym prawdziwy BÓG, którego lękają się wierni, podziwiając zarazem i oddając mu całą swoją duszę. Ale Neko nie żądała duszy. Pragnęła zemsty, pragnęła tej pięknej satysfakcji, karmiącej wewnętrzną bestię do syta.  
W lokalu zaczęło się robić niespokojnie, co nie umknęło jej uwadzę. Skrzywiła się niesmacznie, wsłuchując się w parę ciężkich kroków. W polu jej widzenia pojawił się jasnowłosy mężczyzna, który zajął miejsce niedaleko ich.  Znienawidziła go od razu. Ha, to się nazywa porozumienie dusz.
A po co ktoś ma Cię powstrzymywać? Powybijajcie się nawzajem i każdy będzie zadowolony. Usłyszawszy te słowa prychnęła, przyglądając się jego kretyńskiej masce przez krótką chwilę. - Szkodniki trzeba tępić, chwaty unicestwiać. - cisnęła, nie spuszczając go z oczu. Miała nadzieję, że zrozumie aluzję skierowaną do jego osoby - Amatorzy. - westchnęła, opierając znudzoną brodę o nadgarstek.  Jej zdolność miażdżenia wrogów wzrokiem była w tej sytuacji niezwykle pożyteczna. - Jej uszy skierowały się ku tyłowi, rejestrując szmer w końcu sali. Jeden z dwójki mężczyzn opuścił dotychczasowe miejsce i towarzysza, skradając się ku wyjściu. Gwiazda wieczornej demolki nie miała ochoty na zatrzymanie i tak zbędnego tu wymordowanego.
Powróciła wzrokiem na Samuela, kręcąc nosem. - I co ja mam z tobą zrobić... - szepnęła z udawaną troską, machając niebezpiecznie palcami i trzymanym w nich papierosem. Jej przemyślenia przerwał głos członka DOGS. - Jesteś bardzo odważny, jak na osobę o twojej posturze. - powiedziała, odkładając papierosa do najbliższej popielniczki. Drzwi ponownie otworzyły się, a w sali rozległ się dźwięk ciężkich butów, a Samuel, który wstał ostrożnie i ściągnął przemoczoną bluzę odetchnął równo z Grubym z nieukrywaną ulgą, łypiąc na Marcelinę bardzo nieufnym okiem. Cóż - ona na ich miejscu zachowywałaby się dokładnie tak samo.  - Kurewsko się cieszę z tego spotkania. - powiedział w końcu podchodząc do niej na bezpieczną odległość - Szkoda, że bez wzajemności. -  skrzywiła się dziewczyna, prostując dyskretnie palce. Choć tak na prawdę kłamała - niezmiernie cieszyła się z tego spotkania! Ha. Nie miała zamiaru odpuścić.
I wtedy sytuacja skomplikowała się. Już w trakcie wielkiego wejścia anroida Marcelina powinna zwietrzyć kłopoty. Neko spojrzała na wielkiego, metalowego dryblasa i parsknęła śmiechem, łapiąc swoją niedokończoną, zamówioną wcześniej jerrice (tamtejszą odmianę piwa) i opróżniła kufel, odkładając go z impetem. Ona nie miała najmniejszego zamiaru wychodzić. - Temu tchórzowi nie musisz nawet powtarzać. - zaśmiała się kpiąco, spoglądając na coraz bardziej poirytowanego anioła. Spojrzała w stronę nowego gościa baru, skupiając się w pewnym momencie maksymalnie. Nie słyszała nic, prócz szumu, nie widziała żadnych obrazów, co wskazywało na to, iż ten był androidem. A z nimi zawsze był problem.
Akcja trwała. Nikt nie zorientował się, że w ciemnym kącie spoczywa ogromny wilczur, spoglądający na wszystkich z nieukrywaną pogardą. Dopiero teraz zdecydował się zmaterializować. Tak nagłe pojawienie się ogromnego, czarnego wilkopodobnego stworzenia mogło zbić z tropu całą grupę.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  BAR  - Page 6 Empty Re: BAR
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 18 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 12 ... 18  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach