Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Czas: Mniej więcej dwa lata temu.

Ktoś znowu zmarł na jego stole operacyjnym.
W ogóle się tym nie przejął, chociaż pielęgniarki zrobiły naokoło całej sprawy wielki szum. Marudziły coś o braku empatii i że chirurdzy to rzeźnicy, a nie lekarze. Bla bla bla. Nużyło go to babskie gadanie. Czy nie widziały, jak pięknie pociął to ciało? Tak czysto, tak gładko, tak równiutko! Co z tego, że ofiara... znaczy się, pacjent nie przeżył? Operacja była sukcesem! Jego własnym, osobistym, skrzywionym sukcesem.
W każdym razie, plotki poszły w ruch, skargi poszły na papier i drogami oficjalnymi. Dostał naganę od szefów, dyrektorów, sierżantów i sam nie wiedział od kogo jeszcze. Nie rozumiał o co im chodziło, powinni się cieszyć, że mają w swoich szeregach chirurgach, który ma obsesję na punkcie cięcia ludzkich ciał! Bo jakże inaczej miałby być przydatnym lekarzem? Ale to nie te upomnienia były najgorsze. Zmuszono go do wzięcia udziału w medycznym sympozjum! No większej nudy na ziemi nie mogli znaleźć! W życiu by tam samowolnie nogi nie postawił, ale musiał ładnie się uśmiechnąć i grzecznie przymaszerować na piekielne monologi napuszonych doktorów.  
Większość wykładów bezczelnie przespał, ani myśląc, by poświęcić im jakąkolwiek uwagę. Byleby odbębnić obecność, niczym cholerny uczniak.
Wtem jednak szczęście się do niego uśmiechnęło i w tłumie białych kitli, ujrzał równie białą głowę. Wprawdzie widział ją jedynie z profilu, ale natychmiast polubił ten jej słodziutki nosek. Nie zastanawiając się długo, postanowił uprzyjemnić sobie cały ten nudny pobyt. Nie zważając na protesty słuchaczy przepchał się po ich kolanach aż wreszcie dotarł do rzędu, w którym siedziała urokliwa lekarka. Bez pytania usadowił się na siedzeniu obok niej, po czym oparł się o stolik przed nim, tak by w ten sposób nachylić się nieco ku kobiecie i posłać jej szelmowski uśmiech. Nawet w najmniejszym stopniu nie zważał na to, czy ona słuchała treści wykładu czy też była równie znudzona, co on.
- Olej tych typów. Lepiej chodź ze mną, a przeprowadzimy tak głębokie rozważania filozoficzne, że ujrzysz poprzednie wcielenie.
Wiedział, że tekst był tani - tym bardziej mu się podobał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Już była na końcówce swoich medycznych studiów ale została zaproszona na sympozjum przez jednego ze swoich wykładowców. Cieszyła się z tego wyjazdu, zwłaszcza że została w ten sposób wyróżniona z całego swojego roku. Nie musiała się nikomu chwalić, wszyscy wiedzieli a i tak miała ich wszystkich gdzieś. Ciężko pracowała każdego dnia, uczęszczała w wolnym czasie na wykłady innych profesorów. Dorzucić jej okulary i wypisz wymaluj kujon. Niebieskie ślepia uważnie obserwowały mężczyznę prowadzącego, nawet miała notatnik w którym zapisywała te ciekawsze informacje. Naprawdę cieszyła się że tu była. I wszystko szło pięknie do momentu kiedy coś nie zaczęło się zbliżać w jej stronę robiąc przy tym sporo szumu. Oczywiście nie brała pod uwagę tego że ona stała się celem zbliżającego się jegomościa. Do momentu kiedy nie posadził tyłka ne wolne miejsce obok niej i nie przysłonił jej połowy widoku. Tekst jakim postanowił zwrócić jej uwagę zasługiwał na siarczystego liścia. To ten typ chłopak, któremu wylewa się w twarz całego drinka jak podbija do ciebie przy barze.
Sam fakt że zakłócał to co mówił kardiochirurg przez mikrofon sprawiło że się nieco zirytowała. Szybkim ruchem uniosła dłoń i bez żadnego pardony docisnęła ją do zdającej się nie zamykać jadaczki natręta. - Zamknij że się jak nie chcesz stanąć w kolejce do swojego następnego wcielenia.. - warknęła zimnym tonem, kątem oka siłą rzeczy mierząc znajdującego się za blisko typa, który skutecznie ją rozpraszał. Pożałowała że nie było miejsc w pierwszych czterech rzędach.
                                         
Saiyuri
Saiyuri
Odrodzona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Saiyuri Kurayami


Powrót do góry Go down

Zauważył jej notatki i szczerze się zdziwił. Czyżby monotonny głos wykładowcy naprawdę przykuwał jej uwagę? Osamu zdecydowanie mógł jej zapewnić lepsze rozrywki niż zakuwanie! Szkoda tylko, że nie mógł jej tego powiedzieć, skoro zasłoniła mu usta. Nie przejął się tym jednak, wszakże brak słów nie dyskwalifikował okazji do zabawy.
Groźba bynajmniej go nie zniechęciła, jako iż niewiele sobie z niej zrobił. Nie ona pierwsza i nie ostatnia kazała mu się dobitnie zamknąć. A że przy okazji go nie plasnęła z całej siły, to nawet wziął za dobry omen.
Na nieszczęście Saiyuri-Jestem-Kujonką wykład i tak został już zakłócony. Osamu narobił już wystarczającego zamieszania, podchodząc do jej rzędu, w związku z czym kilka par oczu spoczywało na nich obojgu, jeszcze zanim zdążyła w ogóle zareagować. A po bezceremonialnym zatkaniu mu ust, przemawiający kardiochirurg poczuł się zmuszony coś zrobić. Chrząknął dość sugestywnie i z wyraźnym wyrzutem spytał czy komuś przeszkadza. Osamu to bardzo zadowoliło. Nie przeszkadzało mu, że znaleźli się w centrum uwagi, a wręcz poczuł zew jeszcze większej bezczelności.
Wiedząc, że coraz więcej osób im się przyglądał, ciekaw był, co zrobi kobieta, jeśli sprowokuje ją jeszcze trochę. Wysunął język spomiędzy warg i liznął jej dłoń na tyle ile dał rady, nie szczędząc przy tym swojej śliny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chrząknięcie starszego mężczyzny na podium sprawiło że odruchowo przechyliła głowę w bok i spojrzała na niego. Na jego pytanie jedynie lekko poczerwieniała ze wstydu, kręcąc lekko głową na boki. Słowa utknęły jej w gardle, nie wiedziała czy powinna cokolwiek powiedzieć. Czując dodatkowo na sobie wzrok pozostałych zebranych słuchaczy i pewnie zirytowane spojrzenie jej wykładowcy, który ją tu zabrał ze sobą miała ochotę spuścić wzrok w dół i zapaść się pod ziemię.
Ona naprawdę była zainteresowana wykładem! I jako jedyna musiała być teraz gnębiona przez jakiegoś dzikusa! Czując jak obcy przejeżdża obślinionym językiem po wewnętrznej stronie jej dłoni aż się zjeżyła cała z obrzydzenia. Czy jemu do reszty odbiło?! Palce wbiły się w policzki mężczyzny jakby chciała wyrwać my tą część twarzy za którą trzymała. Podniosła się z krzesła, ciągnąć Osamu za mordę dosłownie. Po czym puściła jego buzię i łapiąc za koszulę tuż pod szyją szarpnęła nim z całej siły w kierunku wyjścia. Cała czerwona nie wiedzieć czy bardziej ze wstydu czy z wściekłości.
Wolną ręką pchnęła podłużną wajchę robiącą za klamkę sporych drzwi i cisnęła drzwiami do przodu. Przeszła przez próg i pociągnęła gwałtownie mężczyzną za sobą. Gdy drzwi się za nimi zatrzasnęły, cisnęła nim o pobliską ścianę. - Co jest kurwa twoim problemem?! - warknęła, zaciskając dłoń mocniej na materiale jego koszuli. Gdyby mogła pewnie spojrzeniem wypaliłaby w nim teraz dziurę. - Po jaką cholerę jesteś na tym sympozjum jak tylko przeszkadzasz innym?! Trzeba było przykleić dupsko w domu do wersalki a nie uprzykrzać innym żywot! - ewidentnie wyglądała na wściekłą.
                                         
Saiyuri
Saiyuri
Odrodzona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Saiyuri Kurayami


Powrót do góry Go down

Sytuacja była komiczna i Osamu nie mógł być bardziej szczęśliwy chaosem, jaki wywołał. Wreszcie działo się coś interesującego, więc był z siebie całkiem dumny. Z Saiyuri też był dumny, bo nie zawiodła jego oczekiwań. Ależ by to było nieszczęście, gdyby okazała się równie nudna, co reszta bandy w kitlach.
Bez problemu dał się jej zawlec, nie przejmując się bólem szczęki. Czegóż się nie robi dla odrobiny rozrywki!
Gdy go wlokła za wraki, spojrzeniem zaczepił o kilku gapiów. Wzruszył teatralnie ramionami, śląc im spojrzenie, mówiące "No i co zrobić, kobiety, prawda?" w stylu, który tylko mężczyzna z drugim mężczyzną może poczuć solidarność. Z nimi źle, ale bez nich jeszcze gorzej! Śmieszyło go udawanie, że to wszystko jej wina, a nie jego.
Przyciśnięty do ściany, pozwolił jej się wykrzyczeć, przez cały ten czas mając przylepiony na twarzy głupkowaty uśmiech. Osamu nie bez powodu używał swoich karykaturalnych gestów. Były nie tylko sposobem na jeszcze większą prowokację, wiedział już bowiem, że bezczelność była tutaj kluczem, ale i również odwracały uwagę od tego, co chciał zrobić w ukryciu. Jego dłoń już dawno temu sięgnęła do kieszenie i niemalże z czułością ściskała skalpel.
- A bo widzisz, jestem łowcą talentów i tutaj właśnie szukam nowego mięska. Mówił ci już ktoś, że byłabyś dobrym marynarzem? Tak szybko potrafisz postawić maszt...
I po tej odpowiedzi Saiyuri faktycznie mogła poczuć coś "wystającego". Masztem jednak okazało się przyciśnięte do jej ciała ostrze, które przesunęło się ku górze w celu rozcięcia jej bluzki i wyeksponowania tego, co do wyeksponowania miała. Nie planował jej zranić, ale chętnie by popatrzył na trochę nagiej skóry.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Już jakoś uporała się z tym że ma do czynienia z jakimś dewiantem, ale nie spodziewała się że będzie na tyle bezczelny. Jego komentarz sprawił że jedynie wywróciła oczami, nie kryjąc irytacji kolejnym tandetnym tekstem jaki musiała usłyszeć. Zaskoczył ją jednak odrobinę gdy faktycznie poczuła coś przy ciele. Z początku myśląc że może wbija jej paznokieć w okolicy brzucha. Ale odgłos dzielący materiał jej bluzki na dwie części i lekki powiew chłodu towarzyszący odsłaniającej się skóry sprawił że instynktownie puściła go i oderwała się od niego na w miarę bezpieczną odległość zanim całkowicie rozciął jej górną część ubrania. - Co do? - mruknęła pod nosem wpatrując się przez chwile w obnażoną skórę brzucha sięgającą dolnej krawędzi stanika. Niebieskie ślepia szybko się przeniosły na mężczyznę a potem na to co trzymał w dłoni. - Skalpel.. - mruknęła i przejechała palcami szybko po miejscu gdzie rozciął ubranie. Delikatna czerwona ryska zrobiła się nieco bardziej widoczna. Choć cięcie było tak płytkie że pewnie nie pozostanie po nim żadnego śladu. - Schowaj broń bo połamię ci ręce.. - warknęła już zimnym tonem robiąc kolejny krok w tył i skupiając się kompletnie na nim. Nie zakrywała się, wolała mieć obie ręce wolne na wypadek gdyby ją zaatakował. Umiała się bronić, ale nie sądziła że na sympozjum będzie jej to potrzebne. A już tym bardziej nie spodziewała się że jakiś typ będzie ją tam atakował, o ile można było to nazwać atakiem.
                                         
Saiyuri
Saiyuri
Odrodzona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Saiyuri Kurayami


Powrót do góry Go down

Myślał, że zacznie krzyczeć o pomoc, przecież ich dwójkę dzieliło od tłumu ludzi jedynie drzwi tuż obok. Z pewnością ktoś by zareagował i to szybko. Albo przynajmniej by uciekła. Ale nie, w zamian otrzymał pokaz odwagi i pewności siebie. Nie narzekał, potrafił docenić takie dzielne dziewczynki, a nie trafiał na podobne sztuki dość często.
- To? - Spytał przekornie, unosząc skalpel i spoglądając na niego pytająco. - Toż to nie broń! Ratuję tym życia, można więc powiedzieć, że to bohaterski artefakt. - Cmoknął ustami, kręcąc z dezaprobatą głową. - Ale jeśli ty takich rzeczy nie wiesz, to nic dziwnego, że tak bardzo ci to sympozjum potrzebne. Jeszcze tyle do nauki, ojoj.
Utknął głodne spojrzenie na jej odkrytej skórze, którą tak dobrotliwie nie zasłoniła. Aż poczuł, że powinien się jej odwdzięczyć.
- Ale nic straconego! Ja ci mogę pomóc, nauczę tego i owego... Zaczniemy od prostej matematyki. Dodamy ciebie i mnie, odejmiemy nasze łaszki, rozdzielimy Twoje nogi i zaczniemy się mnożyć na potęgę!
Domyślał się, że pewnie dostanie po mordzie, skoro ma do czynienia z taką silną babeczką, ale niewiele sobie z tego robił. Ręce zaś... no te sobie nawet taki lekkomyślny psychol, jak on cenił. Obrócił skalpel w dłoni kilka razy, pokaz godny showmana w cyrku, albo taniej sztuczki w pubie. Po czym na znak dobrej woli, z uśmiechem włożył ostrze z powrotem do kieszeni. Nie, żeby nie miał ich więcej, ale kobieta nie musiała o tym wiedzieć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uniosła brew słysząc wzmiankę o ratowaniu ludzi przedmiotem który właśnie zrobił delikatne nacięcie na jej skórze. - Doprawdy? - mruknęła zdejmując na spokojnie jedną szpilkę ze stopy i trzymając buta w dłoni pokiwała nim w jego stronę obcasem. - Dowcipny jesteś.. - dodała odrzucając bucika w bok po czym zdjęła drugiego. W takim obuwiu ciężko było walczyć. To że uczyła się na lekarza wcale nie znaczyło że nie umiała robić innych rzeczy. Od małego ćwiczyła sztuki walki nie dlatego że rodzice kazali, ale dlatego że to lubiła. - Sympozjum było miłym urozmaiceniem.. ale to też nie jest złą opcją.. - odpowiedziała rozpinając guziki koszuli przy nadgarstkach. Po czym zaczęła powoli podwijać rękawy koszuli za łokcie. Wcześniejsze zirytowanie wyczuwalne w głosie zniknęło bezpowrotnie.
Prychnęła lekko rozbawiona na jego ostatnie słowa. - Ty mnie chcesz czegoś uczyć? Błagam Cię.. te podstawy zostaw sobie na desperatki.. - dodała zauważając że chowa skalpel do kieszeni. - A.. i przy okazji.. - to mówiąc wsunęła dłoń pod spódniczkę od zewnętrznej strony. wysuwając z podwiązki wąski przedmiot, identyczny co ten który mężczyzna sam przed chwilą schował. Obróciła go w palcach nieco sprawniej niż poprzednik. - Bronią można nazwać wszystko co może posłać drugą osobę w zaświaty.. - to mówiąc obróciła skalpel jeszcze raz w dłoni zanim zwinnym ruchem dłoni posłała ostrze w kierunku mężczyzny. O ile się nie ruszył z miejsca to ostrze musnęło polik zanim wbiło się w ścianę za nim, pozostawiając równie cieniutką kreseczkę na buzi Osamu co on na jej brzuchu. Uśmiechnęła się parszywie. - Medycyna to piękna nauka.. dla wprawnego oka uczy nie tylko jak leczyć.. ale jak krzywdzić nie zabijając ofiary za szybko.. - dodała już od siebie uważnie go obserwując. Może wcale się od siebie tak nie różnili, może ona też miała sadystyczne zapędy ale w przeciwieństwie do mężczyzny, potrafiła nad nimi panować.
                                         
Saiyuri
Saiyuri
Odrodzona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Saiyuri Kurayami


Powrót do góry Go down

Kobieta trafiła w dziesiątkę, bo oczywiście, że był dowcipny. Bóg takiego właśnie go stworzył - jako dowcip sam w sobie. Dowcip wobec człowieczeństwa, istna karykatura. Zachichotał dziko, jakby chcąc podkreślić jak wielkim żartem było jego istnienie. Saiyuri nawet nie wiedziała ile prawdy kryło się w jej drobnej uwadze.
Obserwował uważnie jej ruchy, domyślając się dokąd do zmierza. Pomyślał, że to całkiem miłe z jej strony, że daje mu czas na przygotowanie się, miast wziąć go z zaskoczenia. Musiała naprawdę czuć się pewnie, prawdopodobnie już nieraz walczyła z mężczyznami. Mimo wszystko, Osamu należał do raczej dużych chłopów, więc podziwiał ją za tę odwagę. Co nie znaczy, że zamierzał przepraszać za swoje zachowanie. Wręcz przeciwnie, zabawa się rozkręcała z każdą minutą.
Widział, że skalpel zaraz poleci w jego stronę, ale z typową dla siebie beztroską, jakkolwiek głupią, nic z tym faktem nie zrobił. Stał w bezruchu, jedynie ułatwiając Saiyuri sprawę. Wpierw usłyszał, jak ostrze wbija się precyzyjnie prosto w ścianie, a dopiero potem poczuł szczypanie na policzku, zupełnie jak po cięciu się papierem. Strużka popłynęła w dół, po kanciastej krawędzi jego szczęki, na co pozwolił, nie ścierając jej. Zagwizdał z udawanym podziwem. A więc oboje lubili ostre zabawki. Co za frajda!
- O, widzę, że koleżance przysięga Hipokratesa nie przeszkadza w... czymkolwiek to zaraz będzie - zauważył z przekąsem, zataczając dłonią kręg na nią, pokazując, co wyrabiała, na co się szykowała. Ta sama dłoń zaraz po tym przysłoniła jego twarzy, w teatralnym geście zażenowania.
- Ach, Taiyo by mnie skarcił za te maniery - powiedział żartobliwie, chociaż bardziej do siebie, niż do Saiyuri. Odsłonił twarz, pokazując jej swój firmowy uśmiech. - Zanim zaczniemy, pozwolisz na wymianę imion? No wiesz, żebym mógł się pochwalić jaką to rybkę dzisiaj złowiłem na haczyk. Osamu Handa, do usług.
Ukłonił się uroczyście, choć na twarzy w dalszym ciągu gościł mu ten głupi wyraz, wyzywający i bezczelny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach