Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

  Jego relacja z KNW była zbyt skomplikowana, by dało się to opisać przy użyciu zaledwie kilku słów. Sidhe miał z Kościołem bogatą historię. Nie pamiętał, jak długo w nim był, jednakże na pewno był jednym z najdłużej przebywających tam członków. Ze względu na swój wiek znał niemal każdego z byłych Proroków. Żaden z nich nie żył zbyt długo. Sidhe nie był dezerterem, mimo że czasami nie zgadzał się z kościelną doktryną. Na szczęście wraz z nowym Prorokiem pojawiała się często nowa doktryna i nowe wytyczne. Nie przeszkadzało mu to, a jedynie dawało nadzieję, że w końcu kiedyś przyjdzie taka, która w całości będzie mu odpowiadać. Zabijanie aniołów, cóż, nigdy nie był tego wielkim fanem, ale jakoś udawało mu się tę niechęć przełamać. Z drugiej strony Kościół był przy nim, gdy tego potrzebował. To przywiązanie i pomoc, którą mu dano spowodowało, że nie mógł się tak po prostu odwrócić, bo jakiś Prorok robił, co mu się podobało.
  – Tak, tak jestem. Tak się składa, że jestem ich uzdrowicielem – powiedział. Cóż, jego zamiłowanie do uzdrawiania było z nim niemal od samego początku jego przemiany w wymordowanego. Tuż po zarażeniu go wirusem, ludzie którzy się nim opiekowali, zaczęli wpajać wiedzę jemu i innym, których spotkało to samo, nie tylko jak efektywnie zabijać i wypełniać rozkazy, ale też jak pomagać sobie nawzajem. Musieli więc wiedzieć chociaż podstawy pierwszej pomocy. Ich nieśmiertelność zapewniła im jednak możliwość znacznie dłuższego kształcenia się. Dlatego też teraz Sidhe był niemal chodzącą encyklopedią medycyny i zielarstwa. Ogólnie wiedział sporo rzeczy, ale że skupiał się głównie na zielarstwie i medycynie, to reszta znikała w odmętach jego umysłu.
  Ciekawość kobiety mu nie przeszkadzała. Był skłonny jej odpowiadać, niemniej jednak jego odpowiedzi nigdy nie należały do przesadnie wylewnych, zwłaszcza gdy nie wiedział, z kim tak dokładnie miał do czynienia. Nie chciał powiedzieć czegoś, co później mogłoby mu przysporzyć wiele problemów. Poza tym nie był gadułą, zdecydowanie bardziej wolał słuchać niż mówić. Częściej też zdarzało się, że to inni opowiadali mu o czymś.
  Uśmiechnął się, słysząc podziękowanie kobiety. Sidhe był krzyżówką z nietoperzem, więc miał niesamowicie czuły słuch, który był w stanie wyłapać nawet najcichszy szept. Louise nie stałą od niego daleko, więc nie miał żadnych przeszkód, by ją zrozumieć.
  – Potrzebujesz jeszcze czegoś? – zapytał. Zastanawiał się, jak mógł jej jeszcze pomóc i po chwili przypomniał sobie o jej nodze. Podszedł do półek, szukając kolejnego specyfiku, który mógłby ulżyć kobiecie w jej przypadłości. Tym razem wyciągnął biały proszek, zamknięty w niewielkim naczynku. Przesypał trochę do miseczki z wodą i podał kobiecie. – To zmniejszy opuchliznę, a przynajmniej powinno – powiedział. Proszek był mieszanką różnych ziółek, które działały przeciwzapalnie i dzięki temu zmniejszały opuchliznę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Nie brała pod uwagę opcji, która po chwili przeszła przez gardło Sidhe'a. Musiała ją sobie przyswoić, zanim uraczyła go jakimkolwiek komentarzem. Niemniej jednak konsternacja, która zawitała na jej twarzy, nie utrzymała się na długo. Po chwili przeszła w delikatny uśmiech figurujący na ustach.
 — Wobec tego dlaczego nie mieszkasz wśród nich? — zapytała, nie mogąc pojąć jakim kryteriami kierował się przy wyborze lokum. Sama nie chciałaby mieszkać w takim ustronnym miejscu, choć to nie lęk uwarunkował jej pogląd, a przymusowa samotność, która wiązała się z taką decyzją. Nigdy nie stroniła od towarzystwa, dlatego decyzja medyka wydawała się jej dość nieprawdopodobna, ale to różnorodność ukształtowała charaktery człekopodobnych istot, czyniąc z nich interesującymi jednostkami. Ten czynnik niewątpliwie sprawiał, że medyk stał się jeszcze bardziej intrygujący w jej oczach.
 Uchwyciła w dłoń oferowany przezeń drugi produkt. Dotychczas bagatelizowała deformacje stopy. Przywykła do niej i nauczyła się żyć z tym skażeniem, oszczędzając pracę prawej kończyny. Pierwszy raz od dawien dawna tak bardzo ją nadwyrężyła, ale nie dano jej żadnego wyboru. Pod warunkiem, że spalanie żywcem nie było jednym z nich.
 — Potrzebujesz jeszcze czegoś?
 Po usłyszani tego pytania, przełknęła. ślinę. Owszem, potrzebowała, ale jak wyrazić to słowami? Czy miała prawo o to prosić w zaistniałych okolicznościach? Nie miała, ale musiała; zmuszała ją do tego obecnie położenie. Przed zabraniem głosu, zaczesała brudne kosmyki z ucho.
 — Owszem, choć jestem świadoma, że tym samym nadużyję twojej gościnności —odezwała się po przeanalizowania wszelkich za i przeciw, które mnożyły się w jej umyśle. — Czy mogę tutaj pozostać przez kilka godzin, do momentu aż opuchlizna nie zelżeje albo nie skończy się noc?
 Ulokowała spojrzenie w twarzy mężczyzny. Owa prośba z trudem przeszła jej przez przełyk. Podczas wypowiadania nań walczyła sama ze sobą; na przeszkodzie stała jej duma, którą była zmuszona ulokować w kieszeni. Nie miała w zasadzie innego wyjścia. W obecnej kondycji stała się doskonałym łupem dla wychodzących ze swoich kryjówek pod odsłoną nocy stworzeń rodem z koszmarów. W starciu z nim, bez łuku i trucizn, którymi teraz nie dysponowała, nie miała najmniejszych szans, a kapitulacja oznaczała wylądowanie w obcym żołądku, posiekana przez ostry kły i szpony.
 — Ponadto nie mogę odejść, nie poznawszy ceny za twoją pomoc. Co chcesz w zamian? — Nie wierzyła w bezinteresowność, a nawet gdyby mężczyzna się nią kierował - była zobowiązana do uregulowania długo względem niego, wszak zawdzięczała mu życie. Bowiem mógł pozbyć się problemu, zatrzaskując przed nią drzwi. — Obecnie nie mogę ci niczego zaoferować, ale zwykle spłacam swe długi i w tym wypadku nie uczynię wyjątku, choć na zapłatę będziesz musiał chwilę poczekać. — By umilić sobie czas oczekiwania na jego odpowiedzi, wysypała odrobinę proszku na opuchniętą kostkę. Po cichu liczyła na cudotwórcze działanie specyfiku, natychmiastowy efekt, które umożliwi jej odejście.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

  W sumie dopiero teraz stwierdził, że powiedzenie kobiecie o tym, że należał do KNW nie było zbyt dobrym pomysłem. Mógł po prostu powiedzieć, że wie o nich nieco więcej, bo często odwiedzają go członkowi tej organizacji, gdy potrzebują pomocy. Nie miał jednak w zwyczaju kłamać, jeśli nie uważał, żeby było to konieczne. Louise nie stanowiła zagrożenia. Nie uważał bowiem, żeby kobieta mogła mu coś zrobić. Wręcz przeciwnie – myślał że atakowani innych nie jest w jej naturze. Może poza chęcią zemsty na aniołach, ale to dało się wytłumaczyć. On sam również chciał powyrywać skrzydła niektórym ze skrzydlatych, bo te rozkopały jego ogródek, w którym hodował potrzebne mu rośliny. Nie wszystkie anioły były porządne. No ale co się stało, to się nie odstanie i teraz Sidhe będzie musiał mierzyć się z konsekwencjami swojego gadulstwa.
  – Nie przypominam sobie, żeby miało to być wymogiem – stwierdził, odkładając użyte wcześniej naczynka i słoiczki z różnymi składnikami. Trzeba było przyznać, że miał dość pokaźną kolekcję różnych proszków i mazideł. Niektóre miejsca w jego chacie pachniały dość specyficznym zapachem, ale nie przeszkadzało mu to. Tak właściwie to pomagało mu to w orientacji, gdyż dzięki temu mniej więcej orientował się, gdzie coś leży, bo wystarczyło że skojarzył zapach. Ogólnie rzecz biorąc to żadne z naczynek nie było podpisane, więc tylko on wiedział, co się gdzie znajduje, ot jakby ktoś chciał go okraść i skorzystać na jego wiedzy i ciężkiej, długoletniej pracy. Sidhe nie był zły, ale nie lubił gdy ktoś próbował na nim skorzystać, bez jego wcześniejszej aprobaty. – Można też powiedzieć, że tutaj czuję się bardziej potrzebny niż w Górach – dodał szybko. Było to prawdą. W Górach Shi było wielu medyków, więc za wiele to nie zmieniało, że on postanowił siedzieć na takim odludziu. Poza tym dzięki temu inni potrzebujący również mogli się do niego zgłosić, wiedząc, że ich przyjmie. Nie musiał się zamykać jedynie na aoistów. Gdyby nie jego decyzja, to Louise zapewne musiałaby szukać pomocy u kogoś innego, kto zapewne byłby znacznie mniej doświadczony w leczeniu, niż on. Tysiąc lat zbierania doświadczenia naprawdę bardzo trudno było przebić.
  Miał nadzieję, że jego odpowiedź zadowoli kobietę tak, że ta nie będzie chciała drążyć tematu jeszcze bardziej. W sumie nie przepadał za mówieniem o sobie, jeśli to co mówił miało dotyczyć jego obecnego stanu. Jeśli chodziło o przeszłość to czasami zdarzyło mu się snuć opowieści o swoich przygodach, zwłaszcza jeśli przypomniał sobie coś ze swojego życia sprzed zarażeniem wirusem. Nie każdy chciał tego słuchać, no ale cóż poradzić.
  – Nie mam nic przeciwko, zostań ile potrzebujesz – odpowiedział. Sidhe był gościnny, jednakże miał on nadzieję, że kobieta nie spędzi u niego zbyt dużo czasu. Lubił i cenił sobie ciszę i samotność no i poza tym najlepiej i najswobodniej czuł się w swoim własnym towarzystwie.
  – Nic nie chcę, ale jeśli zdecydujesz się dołączyć do Kościoła, to powołaj się na mnie, a odpowiednie osoby dadzą ci odpowiednie zajęcie. Praca na rzecz Kościoła będzie dobrą zapłatą – zaproponował. Domyślał się, że kobieta nie miała nic przy sobie i raczej nie mogła się niczym odpłacić, a jeśli nie mogła tego zrobić teraz to zapewne później Sidhe nie będzie jej gonić i egzekwować zapłaty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Przyglądała się mu z zainteresowaniem, jednocześnie wsłuchując się w każdy dźwięk przetworzony przez nań struny głosowe. Po otrzymaniu odpowiedzi, wiedziała, że nie powinna go wypytać o sprawy związane z ugrupowaniem religijnym, wszak to nie była jej sprawa.
 Zwykle potrafiła utrzymać ciekawość na wodzy, niemniej jednak teraz było inaczej. Czy mogła obwiniać za ten stan zmęczenie i ból, który nadal jej towarzyszył? Pewnie nie, ale tak czy owak właśnie tak się usprawiedliwiała.
 — Odrobinę się zagalopowałam. Już więcej nie będę wypytywać o sprawy prywatne. Je te le promets, tu as ma parole. — zapewniła z drobnym uśmiechem ukształtowanym na wargach, lecz takowy nie miał nic wspólnego z sarkazm czy pochodnym zabiegiem. Był szczery i być może odrobinę przepraszający, bo jednak wolała przekazać swoją pokorę czynem, a nie słowami.
Nic nie chcę.
 Bezinteresowność, której nigdy nie mogła zrozumieć, chociaż doświadczyła ją kilka razy w swym życiu, bodaj pięć, lecz przynajmniej w dwóch przypadkach nie odpłaciła się tym samym.
Ale...

  Zawsze musi być jakieś ale, więc nie spuszczała wzroku z poruszających się warg. Spijała z nich każde słowa, aczkolwiek odczuła ulgę, kiedy mężczyzna wysunął swoje żądania, będące niewielką ceną.
 — Oczywiście. Zrobię tak, jak mówisz — zgodziła się nieomal od razu bez dodatkowej analizy, aczkolwiek po głębszym zastanowieniu tego pożałowała.
 Gdzie podziała się jej ostrożność? Co jeżeli Sidhe jest dezerterem, a wzmianka o nim jedynie rozwścieczy członków Kościoła? Co jeżeli jest wrogiem, a nie członkiem sekty?
 Przyjrzała się swojemu ramieniu. Kimkolwiek był, wyciągnął ku niej pomocną dłoń. I pozwolił jej zostać pod swoim dachem do świtu. Wdzięczność, która czuła, nie mogła równać z towarzyszącą jej na każdym kroku podejrzliwością. Tymczasowo musiała mu zaufać.
  Oparła plecy o twardą strukturę oparcia, po czym przymknęła powieki. Nazajutrz czekał ja ciężki dzień, musiała zregenerować utracone przez pożar siły. Gwarancja bezpieczeństwa w postaci dachu nad głową niewątpliwie była pomocna w osiągnięciu tego celu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

  Przyjrzał jej się dokładnie, starając wybadać w jakim była stanie emocjonalnym. Oczywiście nie spodziewał się, że kobieta będzie się cieszyć i nie wyglądała też na taką, która miałaby zalewać się łzami. Poza tym, co mu opowiedziała, to mógł jedynie domyślać się przez co przeszła. Wiele razy miał już w swojej chatce kilka ciekawych przypadków, które przeżyły niesamowitą traumę. Stres często pokazywał swoje prawdziwe oblicze dopiero po jakimś czasie. Gdy poziom adrenaliny opadał, to wtedy wychodziły na jaw bóle i uszkodzenia. On sam też przez to przechodził i pamiętał to uczucie. Niewiele rzeczy było w stanie go zestresować, przynajmniej nie teraz, gdy miał już doświadczenie z rozwiązywaniem sobie poważniejszych problemów no i nauczył się przede wszystkim ich unikać.
  – Nic się nie stało, ale doceniam – powiedział. Nie chował urazy, że kobieta go o to pytała, bo w końcu nie okazywał wcześniej że mu to przeszkadza. Nie znał jednak Louise na tyle dobrze, by swobodnie czuć się w jej obecności i pozwalać sobie na zbytnią gadatliwość. Często było to zgubne. Nie chciał się też rozgadywać, bo mógłby powiedzieć za dużo na jakiś temat, przez co naraziłby się komuś. A ostatnim czego potrzebował, było podpadnięcie Kościołowi. Jeszcze do niego należał, mimo jego dość specyficznej relacji. Louise wydawała się być miłą osobą, ale czy mógłby jej powiedzieć prawdę o tym, co myślał na temat KNW? Raczej nie chciał ryzykować, dlatego też jedynie uśmiechnął się i zaczął sprzątać w chatce.
  Był bezinteresowny, bo nie zawsze oczekiwał od kogoś odpłaty. W sumie większość przychodziła do niego z niewielkimi urazami, więc nie miał przy nich zbyt dużo do roboty, jednakże w przypadku osób, którymi musiał zajmować się dłużej i niemal opiekować nimi u siebie w chatce, to owszem, oczekiwał czegoś w zamian, co raczej nie świadczyło o nim źle. Nie brał rzeczy materialnych, jedynie starał się wykorzystywać cudze umiejętności. Na szczęście wymordowani czy też anioły, które czasem tu zaglądały, posiadali specjalne zdolności, które nierzadko były niesamowicie przydatne. Z tego korzystał najczęściej.
  – Mam nadzieję, że nie będę ci przeszkadzać, gdy się będę kręcić – uprzedził. W sumie nie zmieniłby swoich planów, nawet gdyby Louise powiedziała mu, że by jej to przeszkadzało. Po prostu starałby się robić wszystko nieco wolniej niż zazwyczaj i zdecydowanie ciszej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach