Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 7 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

Niewielki plac, na którym zbierają się ludzie chcący prowadzić handel wymienny. Niektórzy z nich nawet stawiają prowizoryczne stragany, na których prezentują swoje towary. Jest to dobre miejsce również by zakupić domowej roboty leki, trunki i inne tego rodzaju rarytasy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Fabuła: "Czy bójka może być początkiem miłej relacji?"
Kruk + Nécrose



Kolejny raz Kruk wybrał się na jeden ze swoich długich spacerów po Desperacji zastanawiając się czy będzie to jedna z tych nudnych przechadzek, z których jedynymi pozytywami są cudowne, według Wymordowanego, widoki, czy raczej będzie to jeden z tych cudownych i entuzjastycznych spacerów. No cóż ciężko byłoby nazwać nieentuzjastycznym wysadzenie baru w powietrze, albo strzelanina w części mieszkalnej lub choćby polowanie na złodzieja. Tak, te właśnie Łowca lubił najbardziej. Jakim ten się okaże? Czas pokaże.

Ciemnowłosy zamyślony wszedł na rynek, na którym jego oczom ukazał się przepiękny widok post apokaliptycznej próby przywrócenia handlu detalicznego. Kilkunastu sprzedających stacjonujących w swoich pseudo straganach oraz około dwa lub trzy razy większa grupa przemykająca między nimi oglądająca towary jakie proponują sprzedawcy. Kruk ziewnął i skierował się ku środkowi placu. Nie interesowały go zakupy w Desperacji, ponieważ w Kanałach miał dostęp do dużo lepszych dóbr niż te tutaj. Bym już niemal na samym środku gdy jeden ze sprzedających krzyknął do niego:
-Hej ty oddawaj co żeś ukradł, albo inaczej się policzymy - Tak, cała Desperacja. Oskarżyć kogoś o cokolwiek tylko i wyłącznie dlatego, żeby uzyskać jakiś pretekst do oskubania go.
- Nic ci nie ukradłem. Palcem nie dotknąłbym tych śmieci - Powiedział wymordowany wskazując palcem na sklepany z desek stolik.
- Odszczekaj to natychmiast i oddawaj to co ukradłeś złodzieju, wszystko widziałem. - Brnął dalej w swoje kłamstwa sklepikarz i gestem ręki pokazał towarzyszom by wsparli go. Ci bez słowa wstali i ruszyli w kierunku niesłusznie oskarżonego dzierżąc drewniane pałki w rękach.
- Zaraz wbijemy ci do rozumu, że nawet w Desperacji złodziejstwo nie popłaca - Cóż, a powiedział to człowiek, który wzbogaca się rzucając na prawo i lewo oszczerstwami, a potem dokonuje napaści na tle rabunkowym pod przykrywką uczenia moresu. Kruk jedynie uśmiechnął się w duchu i pomyślał: [color=green]" A jednak to jest ten z entuzjastycznych"[/green]

Chwilę po tym był już otoczony dosyć ciasnym kołem składającym się z 7 oprychów. Rzecz jasna nawet gdyby był ich tuzin to nie sprawili by problemu Wymordowanemu. Byli chudzi, nieskoordynowani i brak im było wyszkolenia bojowego. Jednym zdaniem banda mróweczek atakująca człowieka.
- Radzę odpuścić, to wasza ostatnia szansa - Rzucił Łowca, lecz w myślach podjudzał ich do ataku. Jego wewnętrzne prośby szybko się spełniły ponieważ pierwszy zaatakował ten z lewej zamachując się wysoko swoją pałką. Brak siły, szybkości i zwinności u napastnika spowodował, że Kruk złapał go za dłoń w której tamten trzymał swoją broń blokując całkowicie atak. Ułamek sekundy i napastnik osunął się na ziemie zwijając się z bólu od uderzenia pięścią w brzuch. Wampir jednak nie czekał aż ten się pozbiera i na dokładkę zaserwował mu soczystego kopniaka prosto w twarz nokautując antagonistę. Pozostali spojrzeli po sobie z nutą niepewności, lecz ich przemyślenia do dalszych ataków przerwał świst lecącego w kierunku Ciemnowłosego noża, który jedynie drasnął jego przedramię powodując niewielkie krwawienie.
- Na co czekacie rzućcie się na nie...- Główny prowodyr całego tego zamieszania padł na ziemię z wielką dziurą w głowie po kuli wystrzelonej z Jackala, którego Kruk dobył w mgnieniu oka. BUM! kolejny strzał i kolejny z atakujących padł na ziemię bez życia, a reszta zaczęła uciekać, lecz i to nie powstrzymało Kruka do dalszego ostrzału. Kilka kolejnych pocisków ruszyło w kierunku swoich celów, każda kula dosięgnęła celu rozrywając tkanki na drobne strzępy. Przeżył to tylko jeden z napastników, więc Wymordowany spokojnym krokiem podszedł do niego i wycelował lufę swojego pistoletu idealnie pomiędzy oczy niedoszłego zbójcy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

  Zjawiła się tu w jednym celu; miała odebrać, co jej się należało. Umówiła się z tą szumowiną dziś, lecz nie sądziła, że ujrzy jego okropne oblicze. Nie należał do ludzi słownych; czuć było od niego przekrętem na kilometr, ale jednak zmarnowała kilka godzin, spędzając je na podróży. Trzymając w dłoni wodze, przemieszczała się wzdłuż ulicy, przypatrując się handlującym tam ludziom, którzy oferowali najróżniejsze przedmioty – od najzwyklejszych śmieci po rzeczy najadające się do użytku. Nic nie przykuło jej uwagi; im dłużej chodziła po tym świecie, tym większe odczuwała znużenie.
  Zerknęła ukradkowo na swoją towarzyszkę; halla stąpała tuż za nią. Jej sierść lśniła w promieniach słońcach. Zaczynało się lato, przez co temperatura znacznie wspięła się ku górze, wyciskając z Desperatów krople potu.
  Francuska otarła owe z czoła i przystanęła, nasłuchując i bacznie przyglądając się tym, którzy ją mijali. Wciągnęła nosem nową dawkę powietrza i ponowiła swój marsz, aż w końcu do jej uszu doleciał odgłos wystrzału, dobiegający z centrum tak zwanego rynku. Przyśpieszyła znacznie; jej usta pokryły się zalążkiem uśmiechu. Podchodząc bliżej, przedarła się przez tłum. Przy wykonywaniu tej czynności wielce pomocna była towarzysząca jej Leila, przed którą tłum się rozstąpił, dzięki czemu mogła przejść.
  Zatrzymała się dopiero wówczas, gdy jej oczom ukazało się źródło zamieszania. Nie zdziwił ją widok dłużnika bliskiego śmierci, ale mimo wszystko na razie mu jej nie życzyła. Musiała interweniować, a przynajmniej wszystko na to wskazywało, bo człowiek, który najwyraźniej stracił cierpliwość, przystawił lufę do czoła nędznemu kłamcy; czyżby śmierć była mu jednak pisana? Przez twarz fanatyczki przeszedł cień satysfakcji.
  —  Schowaj broń, beau garçon.
  Przystąpiła kilka kroków w przód, aby zbliżyć się ku rzezimieszkom. Oprawcy nie znała; natomiast łajdak, mruczący pod nosem prośby o darowanie mu życia, był bliski jej sercu. Utkwiła jednak spojrzenie w obcym mężczyźnie trzymającym broń w dłoni. Sam nie sięgnęła choćby po sztylet; nie chciała zademonstrować mu, że jest skora do użycia przemocy, bowiem wcale nie była. Nie miała z nim żadnych szans, a ta sytuacja ją bardziej bawiła niżeli wprawiała w stan rozgoryczania, o czym świadczył grymas widniejący na jej wargach. Ponadto zachowała stosowny dystans.  
  — Nie mogę pozwolić ci go zabić. Jest mi coś winien. — Obdarowała mężczyznę ciepłym uśmiechem. — Ale...  — Uczyniła jeszcze kilka kroków w przód i zatrzymała się tuż przed swym rozmówcą. Obdarzyła dłużnika przelotnym spojrzeniem. Masz za swoje, przemknęło jej przez myśl, do czego podkusił ją widok jego szkaradnej, udręczonej facjaty. Z łzami w oczach wyglądał karykaturalnie. — ... gdy tylko odbiorę co moje, możesz robić z nim, co tylko zechcesz — zaproponowała, lecz wiedziała, że mężczyzna nie miał powodu, by się na to godzić. Jego palce znajdowały się w bliskiej odległości od spustu. Wystarczyło zniżyć go jeszcze kilka centymetrów i ta łachudra będzie martwa.
  Louise mogłaby przeszukać poły nań ubrań podczas, gdy z ciała niedoszłego trupa będzie wyparowywało ciepło, aczkolwiek trzymała się z dala od martwych, którzy nie byliby rzecz jasna aniołami. I prawdę powiedziawszy wolałaby uniknąć kontaktu fizycznego z tym kupcem od siedmiu boleści.
  — Masz coś przeciwko temu? — zapytała po upływie kilku sekund. Oprócz uroku osobistego, dysponowała jeszcze mocą, która z pewnością przekonałby mężczyznę do zmiany zamierzenia, ale cóż to za rozrywka, gdyby tak łatwo osiągnęła swój cel?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kruk napawał się widokiem błagającego o życie śmiecia, który jeszcze chwilę temu miał chyba nadzieję, że pójdzie im gładko z oskubaniem Wymordowanego. Cóż jak to mówią: "Ważna jest jakość, a nie ilość" czy jakoś tak. Łowca miał już pociągnąć za spust i skończyć żywot nędznika, gdy jakaś kobieta z tłumu zaczęła mówić. "buea.... , Beau..., goca... gnoc", a z resztą nie ważne. Kruk całkowicie nie zrozumiał tego wtrącenia w nieznanym mu języku, lecz po tonie w jakim został wypowiedziany domyślał się, że owa pani nie szukała guza i nie wyglądała jakby miała zaraz ruszyć do ataku w obronie postrzelonego leżącego u stóp wampira.
- Schowam jak powiesz mi kto o to prosi. - Powiedział bez krzty emocji czarnowłosy. Tak to fakt, dama prosząca o przysługę powinna się chociaż przedstawić. W ten sposób mogłaby chociaż spróbować zdobyć trochę zaufania człowieka z wielkim gnatem w ręku.

Kobieta zbliżała się i zbliżała, dystans między nimi był już na tyle nie wielki, że Kruk mógł dostrzec każdą rysę twarzy nieznajomej mówiącej jak to opryszek jest jej coś winny i chce najpierw odebrać swoją własność, a dopiero wtedy Łowca będzie mógł go posłać do piachu i bla bla bla. Łowca jedynie westchnął na te słowa i zbliżył swoją twarz do twarzy kobiety mówiąc.
- Nie mam nic przeciwko, ale też nie zrobię tego bez żadnej zachęty i korzyści. Widzisz, zmarnowałem na tych szmaciarzy kilka naprawdę drogich i dobrych pocisków, a ty prosisz mnie o odłożenie swojej wendetty. To chyba będzie uczciwe, nie uważasz? - No w końcu znajdowali się na Desperacji, a tutaj nie ma nic za darmo, a zwłaszcza jak ktoś wie o tym, że ma coś czego właśnie chcesz.
- Czekam na propozycję, jednak nie będę czekał zbyt długo, bo ręce mnie świerzbią, żeby rozmazać tego kłamliwego gnoja po tej uliczce. -
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

  Mężczyzna nie skierował na nią lufę pistoletu, za co było mu wdzięczna. Podeszła jeszcze bliżej, zostawiając swojego wierzchowca nieco z tyłu; nie chciała, by ucierpiał podczas konfrontacji.
  Kiedy oprawca. spojrzał ku niej, zaobserwowała czerwone oczy, charakterystyczne dla Łowców, chociaż równe dobrze mógł je otrzymać w trakcie przemiany w Wymordowanego, bo czegoż mógł szukać samozwańczy obrońca sprawiedliwości na Desperacji?
  — Zwą mnie Nécrose, a ciebie, mon garçon? — zapytała łagodnie, nie spuszczając wzroku z twarzy właściciela pistoletu. Dotychczas się nie przedstawiła, bo nie czuła takiej potrzeby, ale skoro rozmówca chciał poznać jej imię, z którego teraz korzystała, nie zamierzała mu odmawiać.
  Uśmiech na jej ustach znacznie się pogłębił, kiedy mężczyzna zażądał czegoś w zamian. Będąc w podobnej sytuacji, uczyniłaby podobnie, więc nie była tym zaskoczona, ale mimo wszystko zamilkła na chwilę, zastanawiając się co może mu zaoferować.
  — Wiem, gdzie ten kłamliwy imbécile przechowuje zapasy żywności. — Z początku nie miała zamiaru się nimi dzielić, jednakże na przestrzeni tych kilkuset lat poznała definicje słowa „wyrzeczenie”. — Są skromne, ale starczą ci na kilka dni. Mogę cię tam zaprowadzić, gdy już z nim skończysz — zaproponowała, ale jej oferta miała jeszcze drugi człon, wszak mężczyzna mógł jej nie uwierzyć i to całkiem słusznie. Ciężko było uwierzyć na słowo obcej osobie. — Masz. — Wyjęła ze skórzanej kabury ręcznie rzeźbiony sztylet z kości słoniowej, którego używała od wielu lat; misterna robota. Zrobiła to powoli, bez pośpiechu, by mężczyzna nie zrozumiał tego czynu opacznie. Na rękojeści były wyryte jej inicjały - LL; miała do niego sentyment. — Przyjmij go w zastaw, jako gwarancje, że wywiążę się z umowy, a gdy to się stanie, oddasz mi go i oboje będziemy zadowoleni.  — zasugerowała, podając przedmiot oprawcy. — Czy taki układ cię zadowala? —  zapytała. Jej palce nadal zaciskały się na sztylecie; wyczekiwała odpowiedzi. Chciała wiedzieć na czym stoi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gładko poszło. Kobieta ewidentnie chciała współpracować. Najwidoczniej to co ten śmieć jej zabrał musi być dla niej szalenia ważne, cóż kolejny błąd, który popełniła. Teraz Wymordowany miał pewność, że jest w stanie zrobić dużo, aby tylko oszczędzić zbója.
- Zwą mnie Kruk - Na te słowa przez tłum gapiów przeleciała fala szeptów. Być może Łowca nie był nie wiadomo kim, lecz był znany tu i ówdzie ze swojej żądzy krwi i okrucieństwa. Był katem łowców, był naprawdę dobrym katem, nawet mógłbym powiedzieć, że jednym z lepszych. To dlatego jego imię wzmaga taką reakcję wśród biednych mieszkańców desperacji, którzy do tej pory nie mieli zielonego pojęcia z kim właśnie przyszło im oddychać tym samym powietrzem.
- Zapasy jedzenia? Wybacz, ale czy wyglądam na niedożywionego? - Gdyby ktoś nie słyszał tonu wypowiedzianych słów mógłby nawet pomyśleć, że Wymordowany wysilił sie na żart, lecz chłód w głosie sugerował, że mówi całkiem serio.
- Nie musisz mnie tam prowadzić, nie mam problemów z pozyskiwaniem jedzenia. Pewnie jesteś szczęśliwa, że możesz zachować je dla siebie prawda? - Westchnął głęboko słuchając dalej co nieznajoma ma do powiedzenia i ewidentnie nie trafiła w gusta Łowcy. Zwłaszcza ten sztylet, wyglądał na dużo warty oraz nie wydawał się podróbką.
- Nie zadowala mnie taki układ - Powiedział ze spokojem w głosie Łowca.
- Scyzoryka również nie przyjmę jako jakikolwiek zastaw. Gdybyś chciała mnie oszukać to po prostu bym cię znalazł i odebrał swoją zemstę, pamiętaj, że zdradziłaś mi swoje imię. - Czy to właśnie miała być forma przestrogi dla Necrose, by miała się na baczności jeżeli ma zamiar oszukać Wymordowanego.
- Proponuję inny układ. Pomogę ci wycisnąć z tego smroda to co jest ci winien, a potem pójdziesz ze mną na randkę. Co ty na to? Jeśli jednak wolisz tego nie robić to cóż strzelam. Według mnie jego życie jest warte kilku mile spędzonych chwil w towarzystwie pięknej kobiety. -
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zwę się Kruk.
  Relacja tłumu była dla niej jednoznaczna. Oprawca najprawdopodobniej zyskał nieciekawą sławę wśród tubylców, jednakże pajęczyca, mieszkająca zwykle z dala od Apogeum, jego pseudonim kojarzyła zaledwie z czarnym ptactwem. Jednakże krwawy spektakl, który rozegrał się przed jej nadejściem, sugerował, że miała do czynienia z niebezpieczną jednostką, lubującą się w  przelewaniu krwi.  
 — Nie, nie wyglądasz na zamorzonego, wręcz przeciwnie — przyznała. Mężczyzna chyba faktycznie nie mieszkał na Desperacji, skoro nie zdawał sobie sprawy, że dostęp do żywności był coraz bardziej ograniczony, ale nie miała zamiaru mu tego uzmysławiać. Więcej dla niej. Miał niewątpliwie racje. Ucieszyło ją to.
  Gdy odmówił przyjęcia sztyletu, schowała go na powrót do kabury.  
   ... pamiętaj, że zdradziłaś mi swoje imię.
  Dzięki delikatnemu, uprzejmemu uśmiechowi, który nadal widniał na jej ustach, nieznaczny grymas o nieco odmiennym charakterze nie mógł zostać zdemaskowany. Panowanie nad mimiką twarzy stało się jednym z jej atutów. Miała wiele imion. I twarzy. Dziś był Necrose, jutro... mogła być kimś zupełnie innym. Na Desperacji nie obowiązywały żadne prawa. Nikt nie prowadził rejestru ludności, a dokumenty tożsamości nie miały racji bytu.
   ...a potem pójdziesz ze mną na randkę.
  — Dawno nie proponowano mi randki, więc czemu nie, to może być ciekawe doświadczenie — zgodziła się z namysłem, nie spuszczając wzroku z oblicza Kruka. — Jednakże sama chciałabym zmusić go do uregulowania długu względem mnie. Masz coś przeciwko temu? — zapytała kontrolnie, podchodząc bliżej do  kłamcy, którego los był już przesądzony, po czym dodała: — Obiecuję, że nie potrwa to długo. Raptem trzy minuty.
  Jeżeli wytworzy się w jego głowie obawa, że krzewicielka go wyręczy, nie musiał się o tym martwić, wszak znajdzie się w zasięgu jego broni. Poza tym nie chciała brudzić sobie rąk i wyrządzać dłużnikowi cielesnej krzywdy. Miała własne metody.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kobieta była bardzo uprzejma, spowodowane to było wielkim gnatem w ręku Kruka i sceną sugerującą tym, że nie waha sie pociągnąć za spust, czy może faktycznie Necrose była przyjemną postacią, z którą warto spędzić czas. Łowca miał się o tym niedługo przekonać, ponieważ kobieta zgodziła się na randkę. Było to zaskakujące nawet dla samego proponującego.
- Ty też wyglądasz niczego sobie - Odpowiedział na komentarz jego wygądu
- Co do tego jegomościa to weź go sobie całego, tylko pośpiesz się. Sądząc po utracie krwi to za kilka chwil zemdleje, a w ciągu mniej niż godziny wyzionie ducha. - Rzucił tak jakby od nie chcenia Wymordowany chowając broń za pazuchę płaszcza, po czym zagwizdał na swojego pupila, który po niedługiej chwili przybiegł do niego siadając u jego stóp.
- Dobra bestia. - Poklepał potwora po głowie i na nowo zwrócił się do swojej towarzyszki.
- Może potrzebujesz trochę prywatności z tą szumowiną? Czy mogę tutaj postać i popatrzeć? Mam przeczucie, że szykuje się tutaj jeszcze lepsze przedstawienie niż te co ja zafundowałem. - Gdy to mówił jedna z dziewczyn stojąca w tłumie podeszła do niego niepewnym krokiem i zaczęła szeptać mu na ucho. Prosiła go by zabił dla niej pewnego człowieka, który zmienia jej życie w piekło. W jaki sposób? Drobne okaleczanie, bicie, mało? Spokojnie jest tego więcej. Gwałty, molestowanie, znęcanie się fizyczne i psychiczne. Opowiadała mu całe swoje życie z drżącym głosem podczas gdy Necrose miała wolną rękę na załatwienie sprawy z parszywcem. Opowieść już niemalże płaczącej na ramieniu Łowcy dziewczyny przekonała mężczyznę. Skinieniem ręki wysłał swojego towarzysza by ten wykonał za niego zadanie. Polecił jednak dziewczynie by poszła z nim i wskazała oprawcę palcem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

  Przytaknęła. Nie miała zamiaru poświęcać mu zbyt wiele czasu. Maksymalnie trzy minut. Ni mniej, ni więcej.
  Rzuciła ukradkowe spojrzenie stworzeniu, który pojawiło się przy mężczyźnie. Nigdy wcześniej nie miała z nim do czynienia, ale musiała przyznać, że jego zewnętrzna prezentacja była nad wyraz intrygująca.
  — Jak ma na imię te urocze stworzenie? —  zapytała zatem w celu zaspokojenia swojej ciekawości, jednakże szybko jej myśli wróciły na właściwy tor, do czego przyczyniła się również sugestia Kruka.
  Milo z jego strony, że zapytał, ale nie potrzebowała prywatności z tą szumowiną. Bez namysłu udzieliła mu odpowiedź:
  —  Patrz do woli. To twoja gwarancja, że nie wywinę żadnego numeru, czyż nie?
  Zerknęła ku niemu z tym samym uśmiechem przyklejonym do warg, lecz po chwili, gdy ukucnęła przy swoim dłużniku, grymas zadowolenia ustąpił. Na jej twarz wstąpiła powaga.
  Skonfrontowała oczy z wystraszonym spojrzeniem mężczyzny, który kilka minut wcześniej był świadkiem, jak Kruk wyrżnął jego zaufanych znajomych. Dotychczas ledwo wyczuwalny aromat damiany wyciekający z porów jej skóry, zwiększył się wielokrotnie i objął zmysł węchu handlarza.
  — Oto nadszedł czas, by spłacić swój dług. — Wystawiła ku niemu prawą dłoń i zaczęła odliczać w myślach do dziesięciu.
Jeden. Dwa.
  Mężczyzna sięgnął dłonią do kieszeni. Prawa powieka kobiety drgnęła lekko.
Trzy. Cztery.
  Palce dłużnika zacisnęły się na przedmiocie o owalnym kształcie.
Pięć. Sześć.
  Na ustach Necrose pojawił się zarys uśmiechu, gdy handlarz wyjął z kieszeni owy przedmiot.
Siedem. Osiem.  
  Odebrała go od niego, nie czekając aż sam to łaskawie uczyni. Dzięki temu, że miała dłoń ukrytą w materiale rękawiczki uniknęła bezpośredniego kontaktu fizycznego.
Dziewięć. Dziesięć.
  Przyjrzała się tzn. Czarnemu Diamentowi, uśmiechając się zdecydowanie szerzej.
  — Jest twój — zwróciła się do Kruka, chowając artefakt do kieszeni.
  Wstała i zwróciła twarz ku czarnowłosemu. Intensywność zapachu, wydzielona przez jej skórę, stopniowo malała. Wycofała się kilka kroków w tył, zwracając wcześniejszemu rozmówcy pole do manewru. Rękę skonfrontowała z sierścią swojego wierzchowca. Laila zaczęła się odrobinę niecierpliwić. Nie przepadała za tłumem.

|| Wybacz, że tyle musiałeś czekać na tego gniota. Obiecuję poprawę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Bahamut moja droga. Nie jestem dobry w wybieraniu imion wybacz.- Odpowiedział Kruk na pytanie o miano zwierzęcia. Chyba pierwszy raz w życiu które pamięta ktoś nazwał jego bestię uroczą. Cóż niejednokrotnie już słyszał, że Bah budzi postrach, grozę, czy że "To jest zwykłe pieprzone wynaturzenie". Necrose jednak twierdziła, że jest uroczy... Co jest z nią nie tak? Łowca prawdopodobnie niedługo się o tym przekona.
- Kwiatuszku wybacz, ale czuję się trochę zawiedziony. Nie ukrywam, ale liczyłem na trochę mnie subtelne sztuczki z twojej strony. Jednak ciekawa sztuczka z tym zapachem. - Powiedział z nutą rozczarowania w głosie Kruk. Myślał bowiem, że śmieć, który raczył go zaatakować okaże się kimś bardziej wytrzymałym i chociaż niewielkie tortury będą tutaj konieczne. Cóż być może to ten zapach tak działa? W każdym razie Łowca mógł się takich spraw jedynie domyślać, nie mógł brać swoich teorii za pewnik póki pajęczyca sama mu nie zdradzi swoich sekretów.
- Kwiatuszku mam do ciebie jeszcze jedno pytanie skoro już skończyłaś z tym gównojadem. Co to za błyskotka, którą ci dał? - Tak, to jest ważne pytanie, na które Wampir chciał znać odpowiedź, ponieważ czemu taka błyskotka miałaby być aż tak ważna. Jako ozdoba czy kosztowność ciemnowłosy widział w tym czymś wartość, lecz jako rzecz wartą zbytniego zachodu raczej nie.
- Kwiatuszku skoro skończyłaś z nim to mogłabyś się na chwilę odwrócić? Nie chcę kalać twoich ślicznych oczu tymi okropieństwami, które mam zamiar zaraz zrobić temu tutaj nieszczęśnikowi. - Nie czekał jednak na reakcję swojej rozmówczyń, bo głód zaczął poważnie dawać się mężczyźnie we znaki. Nie spożywał krwi już od dłuższego czasu, a przecież zaraz miał iść na randkę z piękną niewiastą. Powinien być w szczytowej formie, prawda? Dlatego też bez zbędnych ceregieli podniósł mężczyznę za kołnierz na równe nogi i wbił swoje kły w jego szyję chłepcząc namiętnie krew. Metaliczny posmak był dla Kruka niczym nektar bogów, życiodajna siła, którą przyswajał z każdym kolejnym łykiem sprawiała, że jego trzewia czuły niemalże euforię.
- Dawno nie piłem czegoś tak paskudnego jak on. Czuć, że śmieciojad - Powiedział sam do siebie odrzucając martwe i wyssane do cna zwłoki.
- To jak Kwiatuszku, bar?-



//Widzisz teraz ja cię muszę prosić o wybaczenie, ponieważ to ty musiałeś tyle czekać na mój odpis. Wybacz, al naprawdę miałem kupę roboty, a ostatnio nawet wypadek. Poprawię się obiecuje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

  Kruk musiał obejść się smakiem. Pajęczyca rzadko skłaniała się ku przemocy. Unikała ją, gdy mogła, a mężczyzna stworzył jej idealną ku temu okazje Handlarz był cały w strachu. Potrzebował jedynie odrobiny motywacji, by zwrócić jej należność, zatem mogła pozostać w cieniu. Otulić się złudnym całunem kruchości kobiecego ciała. Udać, że nie dysponuje siłą fizyczną. Wcielić się w rolę obserwatora.
  Podeszła bliżej ku powierniczce swoich sekretów, ale obejrzała się przez ramię na swojego rozmówcę, gdy użył w stosunku do jej osoby epitetu, który sprawił, że na jej czoło wstąpiła ledwo dostrzegalna zmarszczka.
  — Kwiatuszku? — Prychnęła, a  w jej oczach pojawił się niebezpieczny błysk. — Przestań mnie tak nazywać. To godzi w moją reputacje. — Na jej ustach zastygł zarys uśmiechu, który sugerował, że jej słowa miały żartobliwy wydźwięk.
  Nie przestała wodzić dłonią po korpusie swojego wierzchowca. Czując pod placami miękką strukturę jego sierści i napięte mięśnie, żałowała, że go tutaj przyprowadziła. Gdy tylko odejdą, będzie musiała mu to wynagrodzić.
  Po tym, jak mężczyzna zapytał o błyskotkę, poczuła jej ciężar w swojej kieszeni. Wsunęła do niej dłoń i zacisnęła palce na lśniącym przedmiocie.
  — Artefakt kilkukrotnego użytku zwany czarnym diamentem — wyjaśniła, wyjmując go na powrót z kieszeni. Pokazała go mężczyźnie z pewnej odległości. — Nie jest potężny, ale bez wątpienia przydatny — dodała, chowając go z powrotem, tym razem głębiej.
  Nie miała zamiaru przypatrywać się, jak Kruk ukróca żywot handlarza, choć jej oczu od dawna był skalane wieloma aktami przemocy, które dokonywały się przez nią lub na jej oczach w Górach Shi. Uchwyciła w palce lejce i przemieściła się ze hallą w mniej zatłoczoną część ulicy. Tłum na jej widok się rozstąpił, dzięki czemu mogła przejść, nie przeciskając się pomiędzy nimi. Przystanęła w kilkumetrowej odległości od miejsca, z którego dochodził krzyk kupca. Laila poczuła się zdecydowanie swobodniej w cieniu rzucanym przez budynek, jej właścicielka też poczuła ulgę.
  —  Nie obawiasz się niestrawności? — zapytała Kruka, przypatrując się kroplą posoki tkwiącej na jego twarz. W tym wydaniu był... dégueulasse. — Niech będzie bar — zgodziła się niemalże od razu, prowadząc ku niemu swojego wierzchowca.


  | Nie szkodzi. Grunt, że post w końcu się pojawił
.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 7 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach