Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Powinien robić jakieś mapy Desperacji. Takie... Inne niż tylko te we własnej pamięci. Snuje się i wędruje po niej dostatecznie często oraz daleko, aby poznać różne, ciekawe zakamarki. A to jaskinia za skałą, a to drzewo na środku niczego, a to jeziorko w górach. Dzięki temu ma nie tylko punkty orientacyjne oraz rzadziej się gubi - teraz zaszedł w te rejony świadomie! - ale także zna liczne schronienia mogące uratować życie. Zaś źródło czystej wody jest na wagę złota.
Z drugiej strony, robienie map oznacza też ryzyko, że ktoś je ukradnie i pozna wszystkie tajemne miejsca. Im mniej osób o nich wie, tym lepiej dla Kesila. Bezpieczniej. Wobec tego szybko porzucił pomysł dokumentowania własnych wycieczek.
Kiedy oblizując pysk po gryzoniu, podchodził do strumienia, zupełnie nie spodziewał się odgłosów szamotaniny. Najeżył się cały, a potem skrył w krzakach nieopodal potoku. Widok odlatującego ptaka, smród krwi... Znajoma woń lwa. To wszystko sprawiło, że spiął się tylko mocniej, ale też zainteresował. Wychynął ostrożnie spomiędzy listowia w momencie, kiedy ranny kot mijał strumień.
Kesil bywa głupi. Tak nierozważnie i dziecinnie. A co gorsza, jest też niesamowicie ciekawski. Oraz... Zrobiło mu się żal lwa. To wszystko stanowiło okropną mieszankę, popychającą do zdecydowanie złych decyzji w momencie, kiedy powinien raczej myśleć zimno, analitycznie i trzeźwo.
Nie zastanawiał się nad ewentualnymi konsekwencjami, kiedy ruszył śladem stworzenia. Chciał znaleźć go, zobaczyć, w jakim jest stanie. Da radę mu pomóc? Pragnął. Trochę podpatrywał, jak Ourell udziela pierwszej pomocy rannym, ale to prawdopodobnie za mało na profesjonalne wyleczenie kotowatego. Niemniej, zamierzał choć spróbować.
Kiedy znalazł już rannego, wpierw chwilę obserwował jego zachowanie zanim spróbował ostrożnie podejść. Na tyle wolno, by lew nie uznał go za zagrożenie. Powinien się zmienić, acz wolał odłożyć to na potem. Przy odrobinie szczęścia kotowaty pamięta jego zapach, a zdecydowanie jako lis może wyglądać dlań bardziej znajomo. I mniej jak potencjalny morderca.
Oby był tak zmęczony, że nie starczy mu nawet sił na protesty. Inaczej Kesil szybko pożałuje swojego miękkiego serca.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie trzeba było szukać daleko; lew ułożył się na jednym z bardziej płaskich kamieni wyznaczających brzeg jeziorka. Zwieszony bezładnie ogon nieomal muskał powierzchnię wody, do której już dotarła wąska strużka krwi, wypływająca niespiesznie z poranionej łapy zwierzęcia. To przynajmniej było dla lwa pewnym pocieszeniem, bo najwyraźniej udało mu się uniknąć rozszarpania tętnic. Trzeba jednak przyznać, ptaszysko miało szpony nie tylko długie, ale i ostre. Cała tylna łapa bestii, do tej pory śnieżnobiała, teraz broczyła krwią z kilkunastu głębokich zadrapań, w których dodatkowo zaplątało się sporo igieł z porastających okolicę krzewinek. Złodziejaszek zadbał o to, by pierwotny właściciel upolowanej zdobyczy nie mógł zranioną kończyną poruszać, co pewnie znacznie ułatwiło akt grabieży. Poza najbardziej oczywistymi obrażeniami, kolejne krwawe ślady znaczyły pysk, bok i jedną z przednich łap lwa, te jednak były nieco płytsze. Całość jednak sprawiała wrażenie strasznie żałosnego stanu. Może to właśnie z tego powodu olbrzym, choć zauważył zbliżającego się lisa, tylko przekręcił lekko głowę dla lepszego widoku. Już nie warczał i nie próbował odstraszyć wymordowanego; albo nie uznawał go za zagrożenie, albo było mu już wszystko jedno.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Sytuacja: Widzisz wielkie, ranne, na wpół żywe zwierzę.
Informacje dodatkowe:  Jesteś niezbyt silnym liskiem. Znajdujesz się na Desperacji. Wokół ciebie nawet nie szczere pole, a już pustynia pełna śmierci, bólu i rozpaczy.
Problem: Co zrobisz?
A. Zabijasz zwierzę i pożywiasz się nim.
B. Odchodzisz, uznając, że szkoda wysiłku na dobicie je.
C. Ruszasz na pomoc bestii jak jakaś sześcionoga karykatura Don Kichota.

Większość z przyczyn oczywistych wybrałaby opcję A. Nawet będąc kruchutkim lisowatym masz spore szanse w starciu ze stworzeniem, które ledwie na oczy patrzy, a o kłapaniu szczęką można zapomnieć.
Niektóry co ostrożniejsi trzymaliby się odpowiedzi B. Wszak adrenalina może dodać sił i kto wie, jeszcze lew zerwie się i wymordowanego na pół przegryzie.
No i jest Kesil. Ten Kesil, który bez zastanowienia (oraz bez swojego Sancha) postanowił postawić wszystko, co ma – włącznie z życiem – na opcję C.
Oczywiście, jakieś tam resztki zdrowego rozsądku posiadał. Nie podbiegł radośnie do lwa i nie oświadczył mu, że oto przybywa wybawca. Nie rzucał też konfetti i nie miał ze sobą orkiestry mariachi. Wręcz przeciwnie. Podchodził ostrożnie, upewniając się, że bestia nie zechce go w odruchu wywołanym bólem zaatakować. Dopiero, kiedy przekonał się, że lew jest zbyt słaby lub też zbyt zrezygnowany, aby przedsięwziąć poważniejsze działania, lis zbliżył się. Chciał obejrzeć ranę. Poważnie krwawiła i była cała w kolcach. Nawet taka buła jak Kes była w stanie stwierdzić, że nie wygląda to dobrze.
Na szczęście wymordowany nie był tak całkiem nogą w kwestii pierwszej pomocy. Co prawda do miana głowy mu daleko, ale mógłby aspirować do tytułu ręki. Lewej. Acz to zawsze lepiej niż noga!
Jak go Ourell uczył? Przy takich ranach należy wpierw założyć opaskę uciskową. Zatamować krwawienie i potem dopiero można kontynuować łatanie pacjenta. Zatem lis skoczył w krzaki, chcąc znaleźć dwie rzeczy – po pierwsze jakiś powój, winorośl czy jakąkolwiek, płożącą się roślinę, której łodygi mógłby użyć do zrobienia opaski uciskowej. Dostatecznie mocną, aby się nie rozpękła przy wiązaniu jej, idealnie by zatem było dostać taką lekko zdrewniałą.
Drugą rośliną, za którą się rozglądał, była czerejka. Powinien dać radę ją rozpoznać, tak? Raczej wyglądała charakterystycznie... Granatowe płatki, błękitny środek. Granatowe płatki, błękitny środek. I purpurowe owoce.

I tak to się właśnie robi, frajerzy! [Kesil] - Page 2 Tumblr_m2ecnedh2y1ql2603o1_250
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Większość roślinności porastającej zbocze stanowiły niskie górskie krzewinki, więc przy przemieszczaniu się pomiędzy nimi należało zachować szczególną ostrożność. Wykraczając poza wydeptaną przez zwierzęta ścieżkę trzeba było się liczyć z ciągłym zahaczaniem o pokryte kolcami gałązki i unikaniem stawania na opadłych już szyszkach. Lis przekonał się o tym dość wyraźnie, kiedy omal nie zaliczył gleby po tym, jak taka właśnie zbłąkana szyszunia umknęła mu spod łapy. Tylko mocne trzymanie się podłoża pozostałymi kończynami uratowało go przed skręceniem nogi i zaryciem pyska o kamienie wystające z gleby.
Przez jakiś czas pod iglakami pojawiała się tylko mało pasjonująca trawa, raz coś w stylu stokrotki - biała i żółta, zdecydowanie nie niebieska i granatowa. Wreszcie po kilku minutach poszukiwań coś błękitnego mignęło pomiędzy iglakami, w prawo od wymordowanego. Przy jeziorku chaszcze nieco gęstniały, ale po przybliżeniu się mógł bez problemu rozpoznać poszukiwaną przez siebie roślinę. Dostanie się do niej wymagało bolesnego, choć na szczęście niegroźnego przedarcia się przez krzewinki, jednak było warto; na niezbyt okazałej roślince pyszniły się dwa piękne, bordowe owoce. To można było uzna za sukces w poszukiwaniach. Niestety, roślin pnących w najbliższej okolicy nie było. Wszystko, co pozostawało do dyspozycji Kesila, to kosodrzewiny, trawy i bardzo nieliczne kwiaty, nic za bardzo nadającego się do wiązania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tyle łap. Ma ich tyle, a wraz potrafi stracić równowagę i wyrżnąć boleśnie pyskiem o twardy grunt. To już musi być pewnego rodzaju talent. Albo anty-talent, jak kto woli. Na szczęście zdołał się ogarnąć na tyle, aby koniec końców nie pocałować matki natury. Nie ma czasu na czułości w danym momencie. Należy się pospieszyć.
Przebijanie się przez gęste zarośla było szczególnie niebezpieczne dla oczu. Zaciskał powieki, aby w razie nic mu ich nie wydłubało. Miał miękkie serce i chętny był pomóc lwu... Acz nie za cenę własnego wzroku. Zniżał zatem odruchowo łeb, gdzie rosnące przy ziemi, w cieniu, gałęzie rzedły. Mniej zaczepiania pyskiem o konary, mniej uderzania nosem o ostre odnogi.
Wciąż jednak chaszcze przeczesały mu dość znacznie futro. Szczególnie na ogonie.
Kesil często i gęsto liniał, nic zatem dziwnego, że jego ścieżkę znaczyły kłęby jasnej sierści. Ciągnące się na metry ciało wcale nie pomagało i choć starał się nie zostawić za wiele futra naturze, niewiele mógł na to poradzić. Zdecydowanie czesanie szczotkami jest o niebo przyjemniejsze od drapania gałęziami...
Nie ma jednak w życiu nic za darmo. Widać zdobycie jagód trzeba było opłacić krwią... Dobrze, nie krwią. Dzięki Bogu, że nie krwią, a tylko kępkami wyczesanej sierści.
Wyciągnął pysk i zerwał gałąź, na której rosły jagody. Sukces. Co prawda nadal nie wie, z czego zrobić opaskę uciskową, ale przynajmniej złagodzi ból i usunie spokojnie kolce.
Miał już się wrócić, gdy nagle go olśniło. Nie ma zdrewniałych winorośli, ale wciąż ma sporo krzaczków. Skoro jest już w samym środku górskiego buszu, zaczął się rozglądać za dłuższymi gałęziami. Jeśli znalazł odpowiednie, zerwał je i ruszył w stronę lwa. Pospieszając się lekko acz - bądźmy szczerzy - zahaczając co chwila niesionymi w pysku badylami. Zatem cała podróż zajęła mu stanowczo za długo. Wobec tego, kiedy tylko wypadł spośród roślin, pocwałował ku rannemu stworzeniu.
Teraz następował najprawdopodobniej najbardziej ryzykowany moment. Lis odczekał dosłownie kilka sekund, nim położył, co zerwał na kamieniu i zmienił postać. Klęczał przy tylnej łapie lwa, cały spięty, obserwując jego reakcję. O ile nie nastąpiło nic niepokojącego, skupił się na ranie. Wpierw wycisnął na nią jedną jagodę, delikatnie rozprowadzając sok po rozcięciach. Drugą jagodę zostawił na resztę ciała. Miał nadzieję, że to starczy i nie będzie zmuszony użyć obu na łapę. Ani lew nie odgryzie mu przy okazji ręki. Niby ma ich cztery, ale jakoś przywiązał się do nich na tyle, by nie mieć ochoty dokarmiać którąkolwiek bestii.
Zostawił, aby roślinka zrobiła swoje, a w tym czasie skupił się na zerwanych badylach. Chciał zedrzeć z nich korę - z tego względu wybierał niezbyt zdrewniałe, aby dał radę zrobił go paznokciami lub zębami. Z kory planował przygotować na szybko sznurek poprzez zwinięcie 2-3 paseczków kory ze sobą. Nic bardzo skomplikowanego, chociaż jemu mogło sprawić problemy. Pomimo w miarę regularnych ćwiczeń z Ourellem, wciąż ciężko szło wymordowanemu wykonywanie co bardziej precyzyjnych czynności.
Zakładając, że cokolwiek sznurko-podobnego zrobił (jakkolwiek krzywe, źle skręcone lub luźne by nie było), spróbował pewnie użyć owego czegoś do okręcenia łapy.
Szkoda, że nie nosi ubrań. Zrobienie opatrunku byłoby dużo prostsze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wyposażywszy się we wszystkie możliwe dobrodziejstwa Matki Natury, Kesil mógł uchodzić za amanta z bardzo osobliwym bukietem przyniesionym w zębach. Jego ładunek był jednak o wiele cenniejszy, niż jakieś tam wiechcie zieleniny - miały przysłużyć się ratowaniu zdrowia i życia. Szczęśliwie niektóre z gałęzi krzewinek okazały się wystarczająco długie i nawet nieco łysiejące ze swoich kolców, dzięki czemu dostanie się do kory powinno być łatwiejsze, niż przy bardziej zazielenionych sztukach.
Po powrocie nad brzeg jeziorka zastał lwa w dokładnie w takim samym stanie, w jakim był jeszcze kilka minut temu. Olbrzym nie ruszył się przez ten czas i można było nawet pomyśleć, że zdążył dokonać żywota. Gdy jednak w jego polu widzenia pojawił się znajomy lis, przekręcił nieznacznie głowę i mruknął cicho, jakby pytał, "Gdzie się szwendałeś tyle czasu?". Na zmianę postaci nawet nie mrugnął - może już kiedyś widział takie cuda? Ewentualnie był zbyt zmęczony i poraniony, by w tamtej chwili przejmować się takimi detalami. Wymordowany zdążył już dać dowód tego, że nie ma złych zamiarów, a lew i tak nie miał wiele do stracenia. tak czy owak z rozszarpaną łapą nie był w stanie ani walczyć, ani uciekać. Przyjęcie pomocy było teraz dla niego najrozsądniejszą opcją. Dlatego też bez obiekcji pozwolił się opatrywać, a nawet starał się na swój sposób pomóc. Gdy poczuł, jak Kesil próbuje okręcić ranną kończynę sznurkiem dookoła, resztką sił pomógł mu w podniesieniu ciężkiej bądź co bądź nogi. Lina z kory, choć krzywa i niezbyt zgrabna, okazała się solidna - a przecież to liczyło się bardziej niż walor estetyczny. W połączeniu z sokiem z czerejki udało się sprawić, że krwawienie z rany stało się o wiele mniej intensywne, wręcz leniwe. Strata w skórze była poważna, jednak teraz przynajmniej nie trzeba się było martwić o nagły zgon bestii.

Ewentualne błędy w realiach medycznych popraw/zignoruj, bo ja kompletnie nie wiem, jak to wygląda w praktyce. I nie chcę wiedzieć, bo wtedy mnie by trzeba było reanimować.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Skupiał się bardzo mocno na tym, co robił. Na ostrożnym zwijaniu i skręcaniu włókien zdartych z kosodrzewinek. Trochę bolało, ręce mu się trzęsły i palce wielokrotnie odmawiały posłuszeństwa, sztywniejąc w najgorszych momentach. Drażniło go to. Kiedy chce się coś zrobić, ale własne ciało nie daje... To frustrujące. Od tego skupienia aż mu kropelki potu wstąpiły na skroń. Otarł je, kiedy miał dość plecenia.
Mógł zrobić ją dłuższą, dokładniejszą i mocniejszą. Ale to tylko prowizoryczny opatrunek. Na teraz, aby rana przyschła. Chyba wystarczy. Powinno się udać objąć udo lwa? W napięciu zaczął manipulować jedną parą rąk, przytrzymując kończynę drugą. Doceniając również pomoc samego pacjenta.
Na szczęście dało radę. Patrzył pełen podekscytowania, jak stopniowo krew zwalnia, a sznurek z dumą krzywo skręconego pęta wypełnia rolę opaski uciskowej. Jagoda widać też pomogła. Odetchnął z ulgą i aż uśmiechnął się do siebie samego i do lwa. Euforia rosła.
- Najgorsze krwawienie za nami. Jak się trzymasz? Dobrze? Będę teraz wyciągał kolce. To może być trochę nieprzyjemne. Ale ta roślinka znieczula, więc... Więc dasz radę, tak? Jesteś taki dzielny. - Uśmiechnął się szerzej do lwa, gładząc go uspokajająco po boku.
- Jak tu skończę, zajmę się innymi ranami. Mam nadzieję, że dam radę je wszystkie powyciągać... - Odgarnął włosy w tył i pochylił się, oglądając zadrapanie. Paskudna rana.
Kesil w życiu naoglądał się rozwalonych tkanek i krwi, zatem niezbyt go ruszał ten widok. W innych warunkach, zapewne nadgryziona kończyna stałaby się jego posiłkiem. Kto by czuł obrzydzenie przed potencjalnym jedzeniem? Zatem bez oporów ruszył do wydłubywania igiełek, wciąż mówiąc do stworzenia.
- Od lat nie robiłem nic tak skomplikowanego, wiesz? Kiedyś umiałem robić pułapki i liny, ale teraz to dla mnie jakaś... Abstrakcja. Ładne słowo, prawda? Dość skomplikowane. Tata mnie tego nauczył. I ziół trochę, pisania, czytania, matematyki... Tej ostatniej nie lubię. Chciałbym nauczyć się leczyć innych. A tata męczy mnie dodawaniem i mnożeniem. Ooh... Pochwalę mu się, że sam znalazłem czerejkę! I zrobiłem sznurek! Myślisz, że będzie ze mnie dumny? - Chyba czuł się lepiej, mogąc z kimś pogadać. Albo raczej, prowadzić monolog w stronę jakiejś żyjącej istoty. Mniej był zestresowany, niż jakby grzebał na żywca w otwartej ranie w całkowitej ciszy.
- Zastanawiam się, jak ojciec to robi... To takie dziwne uczucie. Zazwyczaj nie robię tego u żyjących. - Lekko nerwowo się zaśmiał. - Cały czas mam wrażenie, że to cię boli. Staram się delikatnie, nie denerwuj się na mnie?
Przerwał na trochę słowotok, kończąc i oceniając efekty swojej pracy. Następnie wyprostował się i spojrzał na inne rany.
- Została mi tylko jedna roślinka... Musimy by oszczędni. Pozwolisz? - Zawiesił dłoń z czerejką nad pyskiem bestii. Chciał mu ostrożnie posmarować zadrapania, aby i te przestały krwawić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Najgorsze krwawienie w tylnej łapie zwierzęcia zostało zatamowane, a sytuacja wyglądała coraz mniej groźnie. Lew, dotychczas pewnie zbyt wyczerpany walką, teraz uniósł nieznacznie łeb i spojrzał łagodnie na wymordowanego. Znosił wszelkie zabiegi z wręcz anielską cierpliwością, nie wydając z siebie nawet najmniejszego pomruku niezadowolenia. Co więcej, wydawał się słuchać opowieści Kesila, zupełnie jakby rozumiał każde słowo. Ciężko stwierdzić, czy rzeczywiście pojmował cokolwiek z ludzkiej mowy, czy tylko chłonął głos dla uspokojenia, jednak wydawał się być dość wdzięcznym słuchaczem.
Trwał z bezruchu, póki nie skończył się "zabieg" wyciągania wszystkich zaplątanych w futro igieł. Trwało to dość długo, ale koniec końców śnieżne umaszczenie lwa wyglądało o wiele lepiej bez brudnozielonych dodatków. Gdyby nie plamy krwi, bestia mogłaby się poszczycić całkiem nie byle jaką elegancją. Na pytanie ze strony wymordowanego znów uniósł wzrok i... skinął nieznacznie łbem. Czy zrozumiał słowa, czy sam gest, z pewnością był to wyraz przyzwolenia. Złożył łeb na ziemi i bez protestów odczekał kolejne zabiegi ze strony Kesila. Po przyłożeniu dłoni do skóry stworzenia dało się poczuć z wnętrza wibracje... mruczenie? Tak, to musiało być to. Przynajmniej w ten sposób lew mógł okazać swoją wdzięczność.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Powinien się przejąć tym skinieniem. Powinna się w jego łepetynie zapalić czerwona lampka. A najlepiej zapalić i rozbrzmieć syreną ostrzegawczą.
Zamiast tego przyszła jedynie euforia. Nie tylko z dobrze wykonanej pracy, ale też tego, że lew pozwolił dotknąć swój pysk. Dość szybko Kesil wyczuł dziwne wibracje, które po pewnym czasie zdiagnozował jako mruczenie. Aż zaczęło go telepać z radości i na usta wstąpił szeroki uśmiech. Ogon jął poruszać się szybko, jakby mało symptomów zdradzało bezgraniczne szczęście wymordowanego.
Musiał się jednak opanować i w tym celu uniósł jedną z rąk do ust, aby lekko ugryźć się w palce. Odrobiła bólu mu pomogła. Odetchnął jeszcze, nim wrócił do wyciągania kolców oraz smarowania ran czerejką. A gdy skończył, nie mógł się powstrzymać przed wsunięciem dłoni w grzywę lwa.
- Jejku jej... Nie sądziłem, że będziesz mruczał. To takie miłe. Już ci lepiej, prawda? - Drapał go ostrożnie za uchem i przeczesywał grzywę palcami. Cieszył się jak dziecko. Że pomógł, że lew mruczy, że już wygląda znacznie zdrowiej niż wcześniej.
- Aj. Pobrudziłem cię. - Zabrał ręce i spojrzał na kolejne, szkarłatne plamy szpecące jasną sierść. Potem przeniósł wzrok na własne palce, poklejone posoką. - Czekaj... - Odsunął się od stworzenia i schylił, aby sięgnąć do tafli wody. Obmył sobie przede wszystkim dłonie zanim zanurzył ogon w jeziorze. Następnie mokrym końcem kity zaczął obmywać krew z sierści lwa. Ran póki co nie ruszał, aby nie zmyć z nich czerejki. Chciał tylko umyć dookoła nich. Co jakiś czas płukając kitę w czystej wodzie. Gdy uznał, że jest już w miarę dobrze, umył sobie porządnie ogon i namoczył go ostatni raz. Zrobił teraz koszyczek z jednej pary rąk niedaleko pyska lwa, drugą wyduszając wodę z kity na miseczkę.
- Proszę, napij się. Jak będzie mało, to przyniosę jeszcze. Masz spory pyszczek, a ja niestety trochę małe ręce. Ale po łyku i powinieneś ugasić pragnienie. - Nawet sobie Kesil nie zdawał sprawy, jak ważne było owo podanie wody. Może coś mu się w głowie kołatało po wywodach Ourella, może zrobił to podświadomie. Ale przy utracie krwi ważne jest uzupełnianie płynów, by podnieść sobie znów ciśnienie i nie zemdleć. Z pewnością nie chciałby, aby teraz lew stracił przytomność. Bałby się, że już się nie obudzi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wyglądało na to, że lwu podniecenie pielęgniarza było z grubsza obojętne. Poddawał się kolejnym zabiegom bez protestów - oczywiście częściowo dlatego, że nie bardzo mógł się ruszać, ale też dlatego, że wymordowany nie został przez niego odebrany jako zagrożenie. Mrucząc przymykał oczy, jakby zabierał się do spania. Kiedy jednak poczuł na skórze zimną wodę prosto z górskiego jeziorka, wzdrygnął się i prychnął. Jak by nie było, to tylko sporo większy kot, a te podobno nie są fanami kąpieli. Zniósł jednak cierpliwie te osobliwe ablucje i mruknął cicho, obracając głowę w kierunku wymordowanego. Kiedy ten podał mu wodę, wychłeptał wszystko w mgnieniu oka, szorując chropowatym językiem po dłoniach Kesila. Mruknął znów, wyraźnie domagając się więcej. Utrata krwi i ogólnie zmęczenie wywołały u olbrzyma pragnienie, którego ze względu na kontuzję sam nie mógł zaspokoić.
Jak dobrze pójdzie, Twój następny post zakończy część drugą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Starał się zachować dobrą minę, ale ciężko było w momencie, gdy przejeżdżają ci po rękach językiem o fakturze papieru ściernego. Aż jego twarz wykrzywił wyraz powstrzymywanego cierpienia. Uśmiech przez - niemalże - łzy.
Musiał zmienić ręce. Jak dobrze, że ma ich dwie pary... Moczył ogon i wyżymał go na koszyczek raz z górnych, raz z dolnych dłoni. Pierwszy raz w swoim wymordowanym życiu cieszył się, że dostał dodatkowe kończyny. Przynajmniej mniejsza szansa, aby lew zdarł mu skórę ze śródręczy. Chociaż w momencie, jak bestia ugasiła pragnienie, Kesila i tak bolały dłonie. Piekły oraz były zaczerwienione, włożył je zatem na trochę do zimnej wody, aby złagodzić nieprzyjemne uczucie. A myślałby kto, że od biegania w zwierzęcej formie miałby utwardzone poduszeczki wystarczająco, aby nie odczuć negatywnych efektów...
Gdy skończył wychładzać sobie kończymy, wyprostował się i spojrzał na lwa. Zadowolony z siebie, ale też trochę psychicznie zmęczony. Stresował się wcześniej, że nie da rady go uratować, a teraz to zdenerwowanie powoli z lisa schodziło. Odetchnął dwa razy, starając się dotlenić i przegonić znużenie. Niemniej było ciężko. Nie wspominając o tym, że zrobiło mu się zimno od tej wody. Pokręcił głową i potarł ramiona, zanim wrócił do swojej zwierzęcej postaci. Przeciągnął się, otrzepał, pomyślał. Nie chciał zostawiać lwa. Ale nie wypada raczej gdzieś do jego brzucha czy pyska się przytulać. Zatem okrążył go i położył się od strony karku, zatapiając lekko w gęstą grzywę. Włochato, miękko i ciepło. Lis poświęcił parę minut na wylizywanie łap - znowu zaczęły lekko piec - zanim ułożył łeb na przedramionach i przymknął oczy, pragnąc odpocząć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach