Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

W najśmielszych nawet snach nie podejrzewał, że poczuje coś takiego. Zapach był silny, słodki i w pewien sposób odurzający. Szczególnie dla wymordowanego, który zdążył porządnie się już nim zaciągnąć. Spodziewał się wyczuć starość, może rozkład albo zwietrzałą woń poprzedniego właściciela. Tymczasem został niemalże upojony mieszaniną zapachów. Nie był nawet w stanie zareagować na samoistne otwarcie się armaty, a co tu dopiero mówić o jakimkolwiek zwróceniu uwagi na dochodzący spod pokładu głos.
Dopiero po jakimś czasie - gdy odsunął się od dział i pokręcił łbem, nabierając w płuca czystszego powietrza - zaczął odzyskiwać zdolność do trzeźwego myślenia. Zauważył wówczas otwartą armatę i dotarło doń coś o kąsaniu oraz pikach w dupie. Już samo to wystarczyło, aby napędzić mu niezłego stracha, zaś kroki na schodach tylko to spotęgowały.
Spojrzał przestraszony na Skyu. Mechanik nie wyglądał jednak na osobę, której można było w tamtym momencie zaufać. Co on wyczynia z tą czaszką? Pomimo ogólnego wrażenia bycia kompletnym czubkiem, lis musiał przyznać mu w jednym rację. Lepiej się stąd zabierać, póki jest czas.
Wymordowany podkulił ogon i miękko skoczył w bok. Chciał znaleźć jakiekolwiek miejsce, gdzie mógłby się schować i rozeznać w sytuacji. Kąt na tyle ciemny i oddalony od głównych wydarzeń, aby nikt nawet nie pomyślał szukać tam jakiegokolwiek stworzenia. Ale jednocześnie taki, by Kesil mógł mieć pogląd na większość pokładu. Chciał jednak wiedzieć, co się dzieje, a nie tylko się domyślał.
Niemniej znalezienie takiego idealnego kącika mogło graniczyć z cudem - szczególnie dla lisa o tych gabarytach. Który w dodatku posiadał wciąż lśniącą delikatnym blaskiem płytkę. Nie mówiąc o pobrudzonych łapach, sierści i zapewne błyszczących odciskach łap. Ale te mogły być niewidoczne w świetle zielonych lamp.
Jeśli nie znalazł dobrej kryjówki, zapewne schował się za Ludą. Wyglądała na mniej szaloną niż Skyu. Przynajmniej w tamtym momencie. Bo że była wariatką, to oczywiste - na Desperacji nie znajdziesz nikogo o zdrowych zmysłach. Możesz tylko przebierać w poszukiwaniu osób o mniejszym lub większym stopniu pomylenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

//żeby nie było, zostałem powiadomiony przez Kesila o jego nieobecności prywatnie więc nie ma żadnych konsekwencji odpisu poterminowego.

Skrzypienie statku rozniosło się po łajbie na autopilocie, a kiedy nieznajomy wszedł na pokład, można było również usłyszeć szczęk kości niczym w ruchomym mauzoleum. Na nieszczęście Kisiela, miejsca między działami nie było na tyle aby mógł się schować, beczki prochu były zbyt dużą przeszkodą. Po co ten proch skoro armaty magiczne? Zapewne czysto dekoracyjnie i dla klimatu. Rzekomy Bonon, o którym była mowa przed chwilą, patrzył się na was wszystkich z niemałym zdziwieniem, choć nie dało się go zauważyć. Głównie dlatego że nie miał ani skóry ani mięśni.
- Banon, chodź tu i zobacz! Tym razem mamy żywych!
Nie trzeba było więcej niż chwili, gdy stało już nawet nie dwóch, a trzech piratów z przesadzoną anoreksją. Benon widocznie również się zainteresował tematem i ruszył za swoim kompanem. Cała trójka skupiła jednak swój wzrok na Skyu, powoli do niego podchodząc. W końcu jeden z nich sięgnął po swoją szablę przypiętą pasem do kości biodrowej i wycelował w niego.
Gdyby dało się odczytać emocje z samej czaszki to dałoby się tu zauważyć zdziwienie i lekkie rozbawienie. Niestety, bez jakichkolwiek emocji na pewno wyglądało to przerażająco, zwłaszcza dla desperata.
- A temu co jest? Odbiło mu już od powierzchni czy chce się zaprzyjaźnić? Zdejmij tego trupa z twarzy kretynie.
Pytanie było skierowane do Kesila i Ludomiły oczywiście. Po chwili jednak cała trójka kościanych przyjaciół wielorybich wód zatrzymała się w miejscu i skupiła na czymś. Co to było, nie wiadomo. Ich oczodoły jedynie lśniły zielenią taką jaka jest w lampach.
- Benon, siadaj za ster, ja idę na działa. Bonon, pokaż im składzik, niech się uzbroją. Tylko niech nie ruszają szabli taty!
Ponowny chrzęst i szczęk kości potrwał na tyle krótko, że można było się zadziwić nad prędkością szkieletów. Jak na trupy,
były bardzo żywe.
- Chodźcie za mną, musimy się przygotować do ewentualnego abordażu. Każdy ma się uzbroić, nawet ty, przerośnięty lisie.


//wymyślcie sobie fikuśne pirackie stroje i broń, byleby to miało jakikolwiek sens (nie to co ta misja).

termin: 15.05
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Skuryu najwyraźniej dostał pewnego rodzaju zaćmienia umysłowego, bowiem stał jak kołek przy tej armacie i gapił się na tych dwoje, a potem troje umrzyków, których dusze najwyraźniej nie zgasły i nie uciekły do niebytu tak jak powinny. Półotwarte usta zadrżały nieznacznie, gdy wyszczerbiona broń wskazała w jego stronę - nie wiedzieć czemu nagle zaczął zastanawiać się, czy gdyby złamał mu teraz kość, to by się zrosła jak u normalnego człowieka, czy denat wymieniłby ją sobie na kawałek drewna. Tylko czy w  ogóle by go to zabolało?
- Kogo nazywasz kretynem, trupie?! - Obudził się nagle z otępienia. Ściągnął czaszkę z twarzy i palnął nią w płaz, zbijając kierunek szabli w dół. - I nie machaj mi tym szczerbem przed oczyma! Jeszcze komuś krzywdę zrobisz... a tężec to akurat najmniejsza z tych najgorszych. - Skrzywił się niczym obrażona gwiazda kina, zasłaniając czaszką na wypadek odwetu. Dobrze jest mieć coś w ręku na podobne ewentualności. Mimo wszystko trochę mu zeszło odwagi z tego kozaczenia gdy nagle wszystkie kości znieruchomiały. Ciężko odgadnąć co się stało. Wyglądały tak samo jak wcześniej, ino nie gadały i nie drapały się po obdartych szmatach. Ciężko stwierdzić na co się tak gapią. Potem dwoje odeszło zaskakująco prędko.
-Ejejej? A wy gdzie? Co?
Stery, działa, ktoś ich atakował? Wzmianka na temat abordażu niezbyt mu się spodobała. Trudne słowo. I najprawdopodobniej miało coś wspólnego z 'wymianą załogi' z sąsiedniej łajby. Któż by przypuszczał, że są tu jakieś inne statki. Ruszył się za kościejem nazwanym Bononem. Pomysł zejścia do składziku powstrzymał go przed dalszymi głupotami.
- Bonon? Tej, stary powiedz mi... dużo czasu minęło odkąd Cię wieloryb zjadł?
Doprowadzony do pomieszczenia, rozejrzał się po asortymencie. Nie umiał walczyć. Umiał za to zastawiać pułapki, grzebać w śmieciach i w razie szybko uciekać. W co zatem miałby się uzbrajać? Popatrzył na stertę łachów biorąc pierwszą sztukę. - Mmm... koroneczka - Wyszczerzył się spoglądając złośliwie w stronę kościotrupa i rzucił te gacie gdzieś za siebie - akurat prosto w pysk lisowi. Nie wiadomo kto w tym wcześniej chodził i jakie pchły po tym skakały. Spodobał mu się jednak jeden z płaszczy oraz czarna czapka. Dobre na początek i łatwiej coś skitrać w kieszeniach. Rozpiął swój kombinezon, wiążąc rękawy w pasie, po czym przybrał upatrzone rzeczy. Łącznie z paskiem i nowymi chustkami, do których łatwo coś przytroczyć. Po krótki namyśle zdjął dwa garłacze z sąsiedniej półki. Nie umiał strzelać, jednak uznał że zawsze da radę się wymigać od stania na przedzie, mając przy sobie broń jakiegokolwiek zasięgu i amunicji. Obracał jeden z pistoletów w dłoni, przymierzając czy pasuje do podprowadzonego paska. Czaszka również znalazła swoje miejsce przy pasie. - Coś ostrego też by się przydało... Może szabla albo jakiś scyzoryk? O, tamto wygląda na nie taki zły bubel! - Sięgnął po "szablę taty", jednak rozmyślił się w ostatniej chwili, chowając ręce do kieszeni. - Czyje to cacko?

Info:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

-Powierzchnia zaszkodziła. Bądź uraz po upadku- Skwitowała ostrożnie przypatrując się reakcją chudych inaczej gdy podeszła. Co jak co. Wyglądał na to, że się trochę zmęczyć musiała. Ostatnie wstrząsy niezbyt pozytywnie wpływały na jej zdrowie i nerwy. Byleby nie dostać mdłości a będzie dobrze.
Byleby.
Skyu swój charakter i dumę miał. Byleby ta im zbytnio nie zaszkodziła. Same w sobie Kościotrupy na statku widmo we wnętrznościach monstrum średnio ją dziwiły. Szczerze powiedziawszy Aoistka traciła powoli świadomość tego co się dzieję, zatracając się w poczuciu absurdalnego snu. Jeden Ao wiedział co tu się wyrabia.
Nie ociągając się ruszyła za przedstawicielem pirackiej społeczności. Zbędne marudzenie męczy a czy ona mogła pozwolić sobie na taki luksus. Co to, to nie. Jego wielkość wyraźnie wymawiał w jej głowie słowa ostrzenia.
Albo to był rum.
Rum? Chwila. Jaki rum?
Nieważne.Niedługo nadejdzie bitwa. Goście honorowi czy żarło dla rekinów? Ich rola nie była zbyt określona, niestety. Tak czy siak, wypadałoby pokazać klasę na własnym grobowisku.
Że sterty wybrała sobie proste i wygodnie wyglądające łaszki które raczej dawno kontaktu z czystością nie miały.
Na broń szabelka i krótki pistolet, ot na zaś, który dało radę wcisnąć na pas, naiwnie wierząc, że nie wystrzeli.

(Strój Lusi wrzucę - http://screenshot.sh/oB4zQxM6rAZZy wrzucony! )
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

/ Ożywiamy tego trupka-

On? Uzbrajać się? Nie, nie... Podziękuje. Nie nosi ubrań, a bronią prędzej sam sobie zrobi krzywdę.
A przynajmniej próbował zaprotestować, skulić się gdzieś w kącie i zniknąć za którąś beczką. Ale gabaryty mu nie pozwalały - zdecydowanie nie nadaje się do ukrywania w małych przestrzeniach. Zauważony położył tylko uszy po sobie i spojrzał na towarzyszy niedoli. Którzy, co gorsza, poszli za kościotrupami. Lis nie chciał zostawać na pokładzie sam, wobec tego podreptał za Skyu, wspierając lekko bokiem Lusię. Miał wrażenie, że kobieta znosi pobyt na statku jeszcze gorzej niż sam Kesil i próbował jakoś ją pocieszyć albo chociaż mentalnie wesprzeć. Na tyle, na ile może komukolwiek pomóc obecność zmutowanego lisa. Cóż... Jeśli w razie będzie mdleć, to przynajmniej poleci na tę stertę futra, przykrywającą kościsty grzbiet wymordowanego. Nieco złagodzi upadek. Zakładając, że nie połamie przy tym Kesila i nie nadzieje się na któryś z wystających gnatów...
Wszedł ostrożnie do składziku, zastanawiając się, jak mocno powinien odczuwać więź z kościotrupami. Zaczynało go lekko korcić, aby poobgryzać im piszczele, ale szpiku pewnie w środku próżno szukać. A nie ma sensu tępić sobie zębów na starych, wysuszonych gnatach.
Szybko rozmyślania chłopaka przerwała... Bielizna. Rzucona prosto na niego przez idącego przodem Skyu. Lis zatrzymał się i jak ten kot, zaczął iść tyłem, licząc, że magicznym sposobem koronkowe gacie spadną mu z łba. Próżne nadzieje... Gatki trzymały się mocno, a wymordowany potknął się o coś, zachwiał, poplątał sobie łapy... I poleciał na stertę szmatek. W panice szarpiąc tylko mocniej, a przez to coraz głębiej wpadając w ubrania i biżuterię. Dopiero, gdy przekonał się, że nic go nie chce udusić - a trzeba przyznać, że chwilę to zajęło - przypomniał sobie, że od czegoś ma mózg. I nawet go użył! Aby wyplątać się z nadmiaru rzeczy.
Wyszedł na środek składziku przypominając bezbożną mieszankę pirata ze zleżałą padliną. Na szyi miał chustę (albo kilka chust, ciężko było określić) pełną dziur, powyżej tylnych łap okręcał mu się wokół tułowia jakiś pas, na ogonie za to były rzemyki. Do wszystkiego, do czego tylko mogło, poprzyczepiały się losowe fragmenty biżuterii - kolczyki, wisiorki, piórka, łańcuszki. Nie byłoby tak źle, gdyby nie to, że spora część z nich wykonana była z kości. Ludzkich? Zwierzęcych? Ciężko powiedzieć, chyba po trochu z każdego. Cenne metale i kamienie przeplatały się z paliczkami, żebrami i muszlami, tworząc osobliwy misz-masz.
Lis otrząsnął się, zrzucając z siebie to, co nie trzymało się dostatecznie mocno. Zostały tylko te ozdoby, jakie zaczepione o uszy, futro albo materiał ani myślały opuścić ciała wymordowanego w najbliższym czasie. Poprawił nieco chustę, obejrzał pas. Zdał sobie przy tym sprawę, iż przytroczona jest do niego mała torba - wobec tego wcisnął w nią jakieś znalezione spodnie. Tak w razie przemiany.
Brakowało mu jeszcze tylko broni. Klekocząc cicho kościanymi ozdobami jął truchtać po składziku, odnajdując po pewnym czasie rękawice zaopatrzone w pazury. Dobył je i zadowolony usiadł, trzymając swoje znalezisko w pysku.
Co innego mógłby wziąć? Po prawdzie nic. Nie potrafił posługiwać się żadnym innym typem oręża poza własnymi łapami. Nie zostawało mu zatem nic innego poza nadzieją, że brutalna siła spanikowanego wymordowanego wygra w razie z przeciwnikiem.
Oraz nadzieją na to, że ktoś pomoże mu te rękawice założyć przynajmniej na jedną parę łap. Dzięki swojemu rozmiarowi nie musiał się bać o zmianę szerokości nadgarstków. Były dość podobne w obu formach, a rękawice nie wyglądały na takie, które trzeba bardzo mocno zaciskać na kończynach. Wobec tego patrzył to po Skyu, to po Ludzie i na koniec nawet zerkając na kościotrupy. Litości nad biednym lisem bez przeciwstawnych kciuków-

>wygląd< >broń<
Zostawiam MG decyzję, ile sztuk broni znalazł.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

KOMUNIKAT: |13.11| Misje oraz wydarzenia, na których nie pojawił się post od 30 dni mają czas na wznowienie rozgrywki do 19.11 do 23:59. W przeciwnym wypadku trafią do archiwum.

- - -

W związku z powyższą informacją, która pokazana była w ogłoszeniach na stronie głównej forum misję archiwizuję. W przypadku chęci wznowienia jej odsyłam na PW.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach