Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Tak więc po powrocie z baru na pustyni, wyżyciu się zabijając kilkanaście osób i jakichś dzikusów na pustyni, mógł w sumie przeczesać włosy i w końcu iść zobaczyć co mu za chatkę załatwili.
Był to wieżowiec, strasznie głupia jak dla niego praktyka. Przecież takie duże rzeczy się łamią i wystarczy kijek podnieść na wietrze to wiatr go zerwie. Ciekawe czy tam na górze nie ma wiatrów. Tak czy inaczej dostał raczej biedne dwupokojowe mieszkanie, ale i tak był w szoku. Nigdy nie spał w takich warunkach. Łóżko, woda z kija, lodówka i nawet jakiś dziwny telewizor. Kiedyś widział takie cuda technologii, bogol z miasta poszedł się przewietrzyć na pustynię na „białe polowanie”. Tora tylko siłą gotówki nie zatłukł go i jego irytujących głupich pomysłów. Przynajmniej jego karawana miała fajne ficzery i dzięki temu nie był zupełnym analfabetą technologicznym.
Seitou robił straszny problem sąsiadom. Może mieszka już w mieście, ale mentalnie pozostał chłopakiem znikąd. Z jego mieszkania ciągle dobiegały dziwne dźwięki, butelki przewracały się i tłukły, on wychodził nago lub półnago potrafiąc przejść się tak do sklepu i z powrotem. Co jakiś czas słychać było dźwięki piły łańcuchowej, dziwne pieśni i piski. Zapachy spalenizny. Standardem stały się późne powroty i rozbijanie się po klatce, zaczepianie ludzi i sprowadzanie generalnego niepokoju na niegdyś porządną okolicę.
Raz jeden zatroskany facet poszedł by upomnieć go o to by zachowywał się bardziej przystojnie, jednak po piętnastu minutach w pokoju chłopaka wyszedł tylko wstrząśnięty z podbitym okiem.
Największe problemy sprawiał chyba jednak sąsiadom z naprzeciwka, którzy musieli znosić jednookiego rudzielca. Był problemem zwłaszcza dla dziewczyny i jej rodzeństwa. Zwłaszcza dla jej młodszego rodzeństwa. Czemu?
Młody i wesoły facet, silny jak tur opowiadał im o życiu poza miastem jako najemnik, poszukiwacz przygód poszukiwany i ścigający. Mówił im, że chodzenie do szkoły jest głupie, że rodzice i starszaki nie mają racji, a przemoc rozwiązuje wszystkie problemy i tylko słabi mówią, że to kłamstwo. Największym problemem był chyba dla Yoshi, ich siostry która mimo młodego wieku była marudna i jak to mówiły chłopaki „potrzebuje bolca albo dostać w mordę”. Jak na Seiowe to bolec był trochę zbyt bolesnym wyjściem, zwłaszcza że obiecał nikogo nie zabijać. Przebicie kogoś kołkiem raczej nie byłoby najmądrzejsze. Przecież ledwo wyszedł z więzienia! Jak miał tam trafić na nowo to przynajmniej za lepszą akcję niż za przebicie jednej losowej małolaty.
Tego popołudnia dzieciaki również zostały nakłonione przez uroczego młodziana by wpaść na kolejne historie i popatrzeć na narzędzia mordu i zbroję, jaką miał w mieszkaniu.
Ot banda dzieci i duży dzieciak bawiący się narzędziami, którymi zdecydowanie nie powinni. Tak więc jednooki z gołym torsem i butelką w jednej ręce, a ziemniakiem w drugiej zajmując dzieciaki opowieścią o walce z Teściową i o tym jak to z psem Piklem wyrwali jej rogi i zadźgali ją nimi pokazując które blizny zarobił podczas tej rozrywki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Była ostro wkurwiona.
Po powrocie ze szkoły do domu nie pragnęła niczego więcej, jak tylko odbębnić najpilniejsze obowiązki i smyrgnąć czym prędzej do łóżka. Ledwie trzymała się na nogach po tym, jak niemal całą noc spędziła na intensywnym zakuwaniu historii. Nigdy nie miała szczególnego nabożeństwa do tego przedmiotu, ale jeżeli chciała uniknąć oceny niedostatecznej, ten sprawdzian był jej ostatnią szansą. Wiedziała, że jeżeli poniesie porażkę, odechce jej się starać już na dobre i czeka ją powtarzanie klasy. A na to, choćby i nawet chciała, nie mogła sobie pozwolić. Miała być dobrym przykładem dla młodszego rodzeństwa, więc musiała wymagać od siebie równie wiele, co i od nich.
Przyłożyła identyfikator do czytnika i po cichym piknięciu potwierdzającym możliwość dostępu nacisnęła klamkę. Już w przedpokoju zrzuciła plecak z ramienia i już-już miała pozbyć się butów, kiedy uderzyła ją panująca w mieszkaniu cisza. A kiedy mieszkasz z trzema nieletnimi berbeciami, cisza w ciągu dnia może oznaczać tylko tragedię. Tym bardziej, że dzieciarnia zazwyczaj słysząc powrót czy to najstarszej siostry, czy to ojca, zazwyczaj rzucała się w te pędy do drzwi, by powitać przybyłych. Yoshi poczekała kilka sekund, kiedy jednak jej uszu nadal nie dobiegł żaden dźwięk, przemierzyła podłużny korytarz i zajrzała do każdego pomieszczenia. W sercu nastolatki zaczęła narastać panika. Wypadłą z powrotem na klatkę schodową, gotowa rzucić się na poszukiwanie maluchów w dowolnym kierunku, choćby miała przebiec całe M-3.
Kierunek określił się sam, w dodatku zaskakująco szybko.
Dziarski głos dobiegający z mieszkania naprzeciwko wytłumaczył dziewczynie wszystko, tym bardziej gdy zaraz po nim udało jej się dosłyszeć dziecięcy śmiech. Bardzo charakterystyczny śmiech jej własnej, osobistej młodszej siostry.
Rzuciła się do zamkniętych drzwi i kilkakrotnie uderzyła w nie pięścią tak mocno, że omal nie połamała sobie palców. - Otwierać natychmiast! - wrzasnęła, nie przejmując się żadnymi konwenansami społecznymi. Nie obchodziło jej, że w komunikacji z osobą od siebie starszą powinna okazywać szacunek. Nie obchodziło jej, że krzyk i raban mogą przeszkadzać innym mieszkańcom piętra, a może nawet całego pionu. Nie obchodził jej nawet przenikliwy ból prawej dłoni, która szybko zaczerwieniła się w miejscu uderzenia.
Yoshi chciała tylko odzyskać swoje maluchy w jednym kawałku.
A jej złość wcale nie brała się znikąd! Odkąd do apartamentu naprzeciwko wprowadził się nowy sąsiad, zaczęły się kłopoty. Nieustannie zaczepiał dzieciaki i opowiadał im jakieś niestworzone historie, hałasował niemiłosiernie, bez żadnych skrupułów paradował po bloku tak, jak go Matka Natura stworzyła. To były tylko nieliczne występki wojskowego, które stanowiły nieco zbyt mało, by składać jakieś oficjalne skargi, a jednak były dla najstarszej Akiyamy bolesnym wrzodem w wiadomym miejscu. Gdyby nie poczucie moralności i wyraźna fizyczna przewaga mężczyzny, z dziką chęcią by go zamordowała gołymi rękami, szczególnie w tym momencie. Zacisnęła pięści i zgrzytnęła wściekle zębami, gotowa zrobić nawet podkop łyżeczką, byle jej otworzono.
Ten cholerny, pieprzony, jebnięty stary wariat!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nigdy nie potrafił zrozumieć tej małej wariatki. To właśnie przez takich ludzi ona zdarzało mu się pociągać za spust nazbyt często. Powinna być mu wdzięczna, że edukuje dzieciaki i pokazuje im jak operować bronią. Uczył co jeść i jak zauważyć czy warto się lać, a kiedy strzelać i spierdalać.
Jego nigdy nie uczyli takich rzeczy i sam uczył się na błędach czasem mając sraczkę, a czasem dziurę w ciele, taką na wylot.
Z resztą dzieciaki przynosiły mu ziemniaki i inne żarcie w zamian za historyjki, więc mieli transakcję wiązaną: Żarło za niezbędną dla każdego młodego człowieka naukę życia w pustyni i w puszczy. Niestety dzisiejsza „lekcja” została - jak z resztą wiele poprzednich – przerwana przez Yoshi. Walenie w drzwi i wrzaski sprawiły tylko, że dzieci przestraszyły się gniewu starszej siostry. Tyle razy obiecały, że nie będą chodzić do świra z naprzeciwka. Ale co poradzić skoro w końcu pojawia się „ktoś tak bardzo dorosły i doświadczony, ale jednocześnie tak podobny do nich i spoko”.
Przez chwilę Tora siedział z palcem na ustach, miał nadzieję że smark jakimś cudem zapomni o tym, co słyszał chwilę temu i pomyśli, że to omamy słuchowe.
Walenie i wrzaski nie przechodziły jednak, a jeśli jednego rudy nie akceptował bardziej od bycia marudą to bycie upierdliwą marudą.
W chwilach nie robienia niczego znalazł sposób, małe narzędzie służące do irytowania dziewczyny i czas było przetestować minuty ciężkiej pracy.
Puścił porozumiewawcze oko dzieciakom i uśmiechnął się szeroko. Nie wiadomo czy to przez podobny poziom intelektualny czy dziecinność grupki, która jeszcze chwilę temu zajęta była podziwianiem kolekcji zębów ludzi i bestii, które pokonał, ale zrozumieli się bez słów.
Wstając i zataczając się lekko poszedł do kuchni. - Zara! – Krzyknął i z szafki na naczynia wyciągnął garnek, a z garnka skarpetę, która nawet te gorsze czasy miała już za sobą. Z dziurą na paluchu i rybimi oczami przyklejonymi na ślinę i zepsute mięso i uroczym tupecikiem z zeschłego makaronu na „głowie”. Idealna kukiełka służąca mu za kolegę jeszcze w więzieniu dorobiła się oczu i włosów niedawno, ale nie zmieniło to faktu, że czuł się do niej bardzo przywiązany na poziomie emocjonalnym.
Powoli podszedł pod drzwi odryglowując je i zakładając muppeta na rękę. Dzieciaki zasłoniły usta jakby z mieszanki podziwu i strachu. Kto by pomyślał aby płatać takie figle starszej siostrze.
Dziewczyna usłyszała jak drzwi zostają odryglowane i z nich wyskoczył „uroczy” potworek z którego twarzy wystawały palce Tory.
- Dzieńdoberek. – Odpowiedział modulując głos na wysoki i niepoważny. – Niestety ten uroczy nicpoń co tu mieszka wyszedł, mogę mu coś przekazać.
Ech, gdyby tylko nie to, że miał bombę w głowie to nawet w najgorszych koszmarach Yoshi nie spodziewałaby się jak takie zakłócanie jego lekcji i miru domowego by się skończyło. Niestety teraz pozostało mu tylko robienie głupawych żartów i wychodzenie na napierdalanki w miasto.
- Zapraszam na obiad. Akurat chwilę temu wpadły trzy małe i przesłodkie potwory. Mogę upiec chyba, że wolisz na surowo.
Z resztą jeśli sąsiedzi usłyszą, że dziewczyna też jest głośno może trochę zejdą z niego. Nie chciałby się przenosić skoro już nawet nikomu nie przeszkadza jego piła łańcuchowa.
- Albo nie, idź sobie! - Pacynka zrobiła srogą minę, a Seitou zaczął szczekać i wydawać inne dziwne odgłosy, które przynajmniej nie przstają staremu człowiekowi, wariatowi już bardziej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Dzieńdoberek.
- Doberek twoja mać - warknęła wściekle, widząc przed twarzą obrzydliwą karykaturę pacynki. Coraz mniej ekscesów w wykonaniu sąsiada było w stanie jeszcze ją zdziwić, a była na tyle zmęczona ciągłym użeraniem się z tym dziwolągiem, że nawet nie miała siły wystraszyć się oryginalnego skarpetkowego tworu. Skoro jednak do osobliwego występu konieczne było uchylenie wejścia do mieszkania, Yoshi niewiele myśląc postanowiła skorzystać z tej okazji. Pełną siłą pchnęła drzwi, otwierając je na oścież, gotowa rękami i nogami zapierać się, gdyby chciano ją wyrzucić. Kompletnie zignorowała całe przedstawienie, nie zaszczycając pacynki nawet jednym zniesmaczonym spojrzeniem. Popatrzyła za to na prowodyra całego zamieszania, przy czym żeby tego dokonać, musiała porządnie zadrzeć głowę do góry. Oparła się plecami o framugę, uniemożliwiając proste trzaśnięcie drzwiami.
- Nie mam czasu ani ochoty na te twoje durne gierki. Powtarzałam tysiące razy, że moje rodzeństwo nie ma pozwolenia na przychodzenie tutaj. Dzieciarnia, do domu. - Skinęła głową na trójkę młodszych, którzy nieco zmartwieni, ale posłusznie przemknęli przez wciąż przytrzymywane przez Shi drzwi do własnego mieszkania. Haruka wzięła Yoriego na ręce, choć trzylatek już swoje ważył. Najstarsza z przychówku Akiyamów w tym czasie mierzyła sąsiada morderczym spojrzeniem.
- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz, co? Całymi dniami ledwo wyrabiam, żeby te małe stwory wyprawić do szkoły, załatwić opiekę, odebrać, nakarmić, odrobić lekcje i się jeszcze z nimi bawić a ty nie dość, że podważasz mój autorytet dzień w cholerny dzień, to jeszcze wmawiasz im jakieś głupoty! Człowieku, to są dopiero dzieci! Jak jesteś nieprzystosowanym do społeczeństwa zjebem to idź mieszkać gdzieś daleko od normalnych ludzi, zamiast ryć moim dzieciakom mózgi!
W nastolatkę wstąpiła furia. Co prawda nie krzyczała bardzo głośno, ale dobitność jej słów było słychać w każdej artykułowanej głosce. Już od dawna aż ją nosiło, żeby powiedzieć upierdliwemu sąsiadowi kilka słów prawdy. Zazwyczaj hamowała się przy młodszych, starając się być dobrym przykładem i broń Boże nie używać przy nich przekleństw, ale właśnie tego dnia miarka się przebrała. Najwyraźniej na takich jak ten trzeba było ostrego słowa, a może i rękoczynów, żeby wreszcie do pustego łba dotarło parę zasad.
- Jak jeszcze raz będziesz ich zaczepiał, to choćby nie wiem co, zgłoszę to gdzie trzeba i skończy się rumakowanie - syknęła, na policzkach już czerwona z gotującej się wewnątrz złości. Kątem oka wypatrzyła ruch we własnym domostwie; gwałtownie obróciła głowę w tamtą stronę, przyłapując młodsze rodzeństwo na bezczelnym podsłuchiwaniu.
- Powiedziałam: do domu. I zamknijcie drzwi. - Jej głos nieco się uspokoił, ale był twardy i nieustępliwy jak stal. Rozległo się ciche kliknięcie i maluchy zniknęły w mieszkaniu, teraz pewnie przepychając się o miejsce przy wizjerze. Chociaż mieli skłonności do psot, w większości byli gromadką spokojnych, ułożonych dzieciaków. Yoshi pokusiła się o stwierdzenie, że ich rozbrykana strona była wynikiem środowiska, a bezpośrednią przyczynę właśnie świdrowała ciemnoniebieskimi oczętami.
- To już nie są żarty - dodała, równie chłodnym tonem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wpuścił ją do domu, z resztą po wyprowadzeniu jej z równowagi i tak chciał to zrobić. Dzieci były fajne dopóki nie skończył jeść, potem towarzystwo małych ludzi go męczyło i wyganiał je by oddać się alkoholizowaniu, a potem wyjściu do ciemnych uliczek miasta i tam alkoholizować się i „dbać o ład i spokój publiczny”. Tora przepuścił ją w drzwiach z uśmiechem drapiąc się wolną ręką po tyle głowy.
- No dzieciaki i tak już zjadłem. Pamiętajcie, żeby się nie dawać i zawsze można wtłuc słabszemu od siebie by wymusić coś na nim. – Powiedział z uśmiechem machając im na pożegnanie skarpetą.
Zaraz potem spojrzał na tę bardziej marudną część dzieciarni, która siedziała w jego zagraconym i zakurzonym pokoju.
- Przychodzą tu same to je wpuszczam. Wiesz, uczę ich więcej pożytecznych rzeczy niż szkoła. – Wypalił bezczelnie szczerze. – Wypuść je na ten pierdolnik za murem i nie przeżyją tygodnia! Daj im powalczyć z tymi demonami! Niech mi pokażą jak trzymać broń i utrzymać się na nogach po tym jak zbierze się coś w ryj!
W sumie to nie mogło go obchodzić mniej co się z nimi stanie. Mu się udało, wielu się udało i właśnie tacy jak on żywili się takimi płotkami. Czemu więc tak się rzucał? A wypada tak przepuścić okazję do wkurzenia jej jeszcze bardziej i samemu podniesienia sobie ciśnienia, tą krótką wymianą argumentów? Dziewczyna była taka śmieszna jak się stawiała i groziła mu. Wyglądało to tak, jakby naprawdę myślała, że może się z nim pojedynkować. Im głośniej na niego warczała tym bardziej przypominał sobie wszystkie te sytuacje, gdzie właśnie takie małe i zadziorne stawiały się. „Zabij mnie, a nie te maleństwa!” – mówiły. Niemądre krzyki, które miały chyba sprawić, że zrobi mu się smutno.
Na jej ostatnie słowa złapał za drzwi i zamknął je z impetem. Skoro chciała trochę obrzucania się mięsem to nie ma problemu, dostarczy im rozrywki. Rękoczyny też się mogą zdarzyć, Seitou był na nie otwarty.
- Słuchaj mnie gówniaku z gównem zamiast mózgu. – Warknął zaciskając rękę w pięść próbując przybrać groźny wyraz twarzy. – Wyjmij może z dupy tego kija i idź gdzieś zastąpić go chujem, to może ci ta histeria przejdzie. Wpadasz do mnie grożąc mi zgłoszeniem? Gdzie niby? Myślisz, że sam se wybrałem to lokum?! – Delikatnie odłożył peruczkę i skarpetkę na komodę, bo przecież widział nie raz z porządnych kłótniach trzeba machać rękami jak wariat, a drugi raz oczu nie będzie mu się chciało jej doklejać.
- Ja tutaj jestem bo muszę, bo mi kazali i mam siedzieć, póki nie każą mi ubrać tego – wskazał na zbroję – i tego – pokazał strzelbę z dziwnymi grawerunkami diabłów – aby załatwić coś co zagraża temu pierdolnikowi, w który mieszkamy!
W sumie podobało mu się takie krzyczenie, wczuwał się szybko, a adrenalina dawała mu tej rozrywki, której tak mu brakowało.
- Więc słuchaj dziewczyneczko, po pierwsze skończ być małą kurwą. Po drugie te dzieciaki są już dorosłe i powinny dbać o siebie same. Na zewnątrz nikogo nie urzeknie ich nieprawdziwa wiedza o waszym głupim mieście. Na zewnątrz takie jak ty są zabijane na dzień dobry, albo płaci się takim jak ja – walnął się pięścią w nagą klatę – aby móc pisać głupie książki o niczym. Z resztą… - machnął na nią ręką i z pogardliwym uśmiechem dorzucił ostatnie zdanie. – Taka głupia suka jak ty raczej nie zrozumie tego. Za bardzo zajęta jesteś waleniem konia do swojego bycia dojrzałą mamusią. Co? Twoja rzuciła ojca dla jakiegoś lepszego typa, ten zaczął pić i łazić na kurwy, a maluczka musiała szybko urosnąć i ohoho taka wielka teraz i silna kobieta. – Parsknął opierając się o drzwi, na wszelki wypadek jakby chciała wyjść zanim skończy się dobrze bawić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

O dziwo, odechciało jej się krzyczeć. Znaczy może nie tak, miała ochotę drzeć się wniebogłosy, ale to już by było okazanie słabości. A na to zdecydowanie nie mogła sobie pozwolić, nie tuż pod nosem tego przebrzydłego wariata. O nie, nie ma mowy, żeby ten łajdak zobaczył chociaż minimum panny Akiyamy wyprowadzonej z równowagi. Niestety, z chwili na chwilę coraz bardziej zbliżała się do granicy bardzo niebezpiecznego wybuchu.
- Pożytecznych rzeczy? To pranie mózgu, żeby zrobić z nich agresywne świnie takie jak ty? - Uniosła obie czarne brwi do góry w wyrazie najwyższego zdumienia. Co jak co, ale to się zdecydowanie nie nazywało poprawną edukację. Nie po to najstarsza wypruwała sobie żyły przy wychowywaniu maluchów, żeby teraz ktoś jej wmawiał, że się nie nadaje. - A poza tym, z tego co pamiętam żadne z nich nie wybiera się za mur w najbliższym czasie. Uczę ich bycia porządnymi, odpowiedzialnymi ludźmi z kręgosłupem moralnym, a ty im usiłujesz wcisnąć gówno do mózgu. Jesteś totalnie chorym pojebem, chłopie - syknęła, hamując wściekłość. Jak mu w ogóle mogło przyjść do głowy, że zwykłe dzieciaki mogą z dnia na dzień znaleźć się za murem i musieć sobie radzić? Nawet gdyby któreś z nich postanowiło wybrać się do wojska - broń ich od tego Boże po tym, co się stało z matką - to do tego mieli jeszcze mnóstwo czasu, a poza tym i tak każdego rekruta czekało długie, porządne szkolenie. Nie było żadnej potrzeby, żeby podobnych bzdur ktokolwiek musiał słuchać w rodzinnym domu.
A jednak, choć tak bardzo próbowała uspokoić się racjonalnymi argumentami, upierdliwy sąsiad postanowił poruszyć najgorszą, najbardziej bolesną strunę. Zaciśnięte pięści dziewczęcia zbladły do białości, na co dzień pogodna twarzyczka poczerwieniała wściekle, a z gardła nastolatki wydobyło się przeciągłe warknięcie.
- Myślisz, że jak jesteś te parę lat starszy i masz parę niebezpiecznych zabawek to wiesz o mnie kurwa wszystko? - zaczęła zaskakująco przyciszonym głosem. Cała trzęsła się ze złości, a wiedziała, że rzucenie się na typa z pięściami nie było najlepszym pomysłem. Pewnie nie wróciłaby żywa do domu. - Po pierwsze, gówno mnie obchodzi kto ci tu kazał mieszkać. Jeżeli będziesz zagrażał mojej rodzinie, to się ciebie pozbędę, choćbym miała rozebrać ten jebany wieżowiec do fundamentów. Po drugie, ludzie w wieku jedenastu, siedmiu i TRZECH cholernych lat, to nie są dorośli. To dzieci, a w dodatku dzieci, które są pod moją opieką i nic ci do tego, jak je z ojcem wychowujemy. Po trzecie, moja matka była prawdziwym żołnierzem i straciła życie poza murami, broniąc Miasta, podczas gdy taki jak ty... - wyrzuciła to słowo z siebie z takim obrzydzeniem, jakby właśnie próbowała połknąć skarpetową pacynkę. - Taki jak ty siedzi sobie tutaj, zgrywa mądrego, a tak naprawdę nie umiesz nawet cholernej wody na herbatę ugotować. Tkwisz tu sam, tworząc wokół siebie coraz większy burdel i jeszcze masz czelność wmawiać niewinnym dzieciom, że właśnie tak należy żyć. - Wycelowała palcem wskazującym tuż pod nos rozmówcy. -Nie na mojej warcie, czaisz, kurwa? Trzymaj się z daleka od mojej rodziny, nie waż się o niej mówić ani nawet myśleć.
To prawda, nie była na takiej pozycji, by móc swobodnie rzucać podobnymi groźbami. Ale Tora na własne życzenie uruchomił najgorszą możliwą stronę panny Akiyama. Obrażając jej matkę, która zginęła jak bohater, obrażając jej ojca, który z poświęceniem sam zajmował się gromadką dzieci, starając się nie podupaść na duchu, obraził wreszcie ją samą, która robiła wszystko, by choćby w niewielkim stopniu wypełnić pustkę po zmarłej. Dla takich ludzi były najgłębsze kręgi piekielne, co do tego nie było żadnej wątpliwości.
Nie wiedziała, na co liczy. Na litość? Chyba nie. Ten cholerny psychopata pewnie nie znał tego pojęcia. Nastraszyć go też nie mogła - chyba że eksmisją, ale pewnie nim ta by doszła do skutku, Yoshi zdążyłaby zwariować. Rozwiązanie siłowe nigdy nie wchodziło w grę, nie była samobójczynią.
Zostawał handel.
- Podaj swój warunek - burknęła po chwili ciszy przez zaciśnięte zęby, cierpiąc katusze pod zalewającą ją falą upokorzenia. - Ja mogę zrobić coś dla ciebie, a ty zostawisz moją rodzinę w spokoju.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wątek przenoszę do archiwum z braku aktywności prowadzenia lub zakończenia.
W razie czego pisać do mnie na PW, jeśli będziecie chcieli go wznowić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach