Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Pisanie 21.11.13 20:03  •  Altanka "dla zakochanych" Empty Altanka "dla zakochanych"
Rezydencja jak to wielka rezydencja swój ogród musi posiadać. A co znajduje się w burżujskich ogrodach? Lama? Owca? Zimniok? Nie! Otóż, moi mili, niejednokrotnie w takim ogrodzie natknąć się można na altankę.
Tutejsza altanka jest nie byle jaka, bo biała - wiem, że biel nie jest żadnym wyznacznikiem wspaniałości, ale chwila cierpliwości naprawdę by nie zaszkodziła... - z daszkiem porośniętym bluszczem i na stałe udekorowana wszelkiej maści serduszkami. Widać, że ktoś próbował również to miejsce uczynić przerażającym, jednak nie poszło mu to najlepiej; tu i ówdzie powieszone zostały sztuczne nietoperze, które w połączeniu z serduszkami raczej śmieszą, niż straszą. Niewątpliwym plusem tego miejsca jest jego położenie - z dala od zgiełku imprezy, wprost idealne dla par, które złaknione są pozostania sam na sam {pomigdalić się chcą, znaczy, no}.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.11.13 21:54  •  Altanka "dla zakochanych" Empty Re: Altanka "dla zakochanych"
Po wyjściu z sali balowej anioł pokręcił się trochę po rezydencji. Pozwiedzał, popodziwiał krajobrazy i doszedł do następujących wniosków:
1) te cholerne korytarze ciągną się kilometrami, więc jego szanse na znalezienie Jace'a coraz bardziej maleją
2) w okolicy nie ma nawet kawałka przestrzeni, gdzie nie byłoby głośno, tłoczno i nie śmierdziało potem oraz alkoholem
Co trzeba w takiej sytuacji zrobić? Poszukać wyjścia! Nathaniel nie miał z tym większych problemów {wystarczyło podążać w kierunku dokładnie przeciwnym do całej masy upiorów i innych dziwadeł}, więc szybko znalazł się na zewnątrz budynku. Zbawienie! Powietrze! I… bynajmniej nie mniejszy tłok. To nie zdołało jednak zrazić albinosa, którego napełniła dziwna wiara w powodzenie jego misji {pewnie to tylko nagły entuzjazm wywołany skokiem ilości tlenu dopływającego do mózgu}. Przemierzył góry i doliny Przeszukał niemalże cały ogród, by ostatecznie natrafić na odpowiednie miejsce. Mimo że kiczowate altanki nie należały do punktów często przez niego odwiedzanych, tym razem mogły liczyć na swoje pięć minut. A właściwie jedna, ta konkretna altanka, w której było cicho, spokojnie i jeszcze nie zalęgła się żadna miziająca parka.
Schował, z zauważalną ulgą, skrzydła, po czym rozsiadł się na ławce i wyjął komórkę. Nie licząc na zbyt wiele, wydusił z klawiatury telefonu dwa słowa i wysłał je do powodu swoich dzisiejszych, wieczornych męczarni.
Szok i niedowierzanie! Dostał wiadomość zwrotną.
"Jeśli jesteś z Gabriellą, to jestem na Honolulu.
Jak sam - porwał mnie tłum w Rezydencji Halloween. Kręcę się gdzieś po sali balowej."

Wzrok chłopaka prześlizgnął się po treści SMSa. Parsknął pod nosem i odpisał krótko, zwięźle i na temat, jak na niego przystało. Oczywiście, nie wspomniał nic o braku Gabrielli, bo po co? Jeszcze Jace przyszedłby tu z większą chęcią, dowiedziawszy się, że rzeczona przebywa właśnie razem z nim w jednym pomieszczeniu...
Odłożył komórkę na bok i przymknął powieki, próbując jako tako odpocząć po tym całym bieganiu w te i na zad i szukaniu pewnej duszyczki, która mu się zgubiła. W końcu nie musiał udawać, że te „łał, jakie zajebiste skrzydła” ukradł gęsiom ani silić się na uprzejmość w towarzystwie. Żyć nie umierać! Nie było mu jednak dane odprężać się zbyt długo, bo po okolicy rozniósł się dramatyczny dźwięk oznajmujący przychodzącą wiadomość. Zaraz po nim następny.
Więc ma przysłowiowe pięć minut sam na sam ze sobą? Borsko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.13 23:26  •  Altanka "dla zakochanych" Empty Re: Altanka "dla zakochanych"
Dla niektórych pół godziny to sekunda. Wiadomo; trzeba odwiedzić babcię, zrobić zakupy mamie, wyprasować psa i wyprowadzić żelazko. Dla innych, ledwie minuta, ciągnęła się w nieskończoność. Wszystko, absolutnie wszystko, zależne było od okoliczności. Jonathan musiał niestety przyznać, że los to chciwa żmija. Gdy miał zamiar ewakuować się w stronę Nathaniela, nagle jakieś obce w większej mierze marginesy społeczne przylepiły się do niego, jak coś... coś naprawdę lepkiego, co usunąć jest równie łatwo, jak wyjęcie palca spomiędzy zatrzaśniętych drzwi. Wpierw Arthur, który miał przydać się tylko do urwania rozmowy z ukochaną siostrzyczką, a później eksportować się gdzie tam mu się żywnie będzie chciało, machając do Jace'a na różowym tle. Zamiast tego wilczura dorwała Lucky, wyjątkowo arogancka i wyszczekana. A jak na kota, wierzcie, to coś niespotykanego i dziwnego. Dowalił się do niej pół-niewiadomy, ALE JEDNAK ŚWIETNIE WIDZĄCY gość, z czarną szopą włosów, milczący, ALE JEDNAK NIE DO KOŃCA, który później...
Z obwiązanego biało-czerwonym bandażem gardła wyrwało się nagle ciche warknięcie. Chude palce przesunęły się raz jeszcze po czterech, świeżych ranach na lewym policzku, jakby sprawdzał czy ta nieprawdopodobna sytuacja w rzeczywistości miała jednak miejsce. I miała, co w pewien sposób drażniło zainteresowanego. Musiał przyznać, że powinien się spodziewać takiej reakcji. CO WIĘCEJ, on powinien być na nią doskonale przygotowany. Nie sądził, by Lucky chciała dla niego źle — wbrew wszystkiemu co na to wskazywało. Nie została przecież Rottweilerem za piękne oczy i miłość do ojczyzny. Była dobra w swoim fachu, a zaufanie do niej jeszcze nie (zostało) nadszarpnięte. Mimo to powinien wiedzieć. Po prostu. To świeżak, ledwie przemieniony, jeszcze zdezorientowany i silny. Kwestia dni, być może tygodni, nim moc równomiernie rozprzestrzeni się po jego ciele, pozwalając zachować choć resztki człowieczeństwa.
Przecież dawniej był człowiekiem.
Białowłosy parsknął niespodziewanie. Ten szczyl był nie tylko człowiekiem. Był wojskowym. Władzą. Najplugawszym wrogiem, chwastem do wyplenienia. On zabijał takich jak Jace, nie szczędząc tortur i wyzwisk. „Przecież pamiętasz te chwile, prawda, Jonathanie?”
Tik tak tik tak...
Przyspieszył mimowolnie, odsuwając od siebie natrętne myśli. Nie będzie się tym teraz przejmować. Po pal licho psuć sobie resztki dobrego humoru? Przyszedł tu w końcu po to, aby się nieco rozerwać, skorzystać z uroków halloweenowego klimatu. Los musiał być więc niezwykle niełaskawy, skoro postawił na jego drodze tę maszynkę do mielenia mięsa. Nowego psa organizacji. Stop. Miał o tym nie myśleć. Lepiej będzie jeśli skupi się na...
Czarne ucho szarpnęło się.
Powieka drgnęła.
Mina zrzedła.
Naprawdę?
Naprawdę wybrałeś to miejsce? — jęknął głośno, pokonując ostatnie centymetry do kiczowato udekorowanej altanki. W najśmielszych snach by mu nie przyszło do głowy, że anioł zechce się z nim spotkać w miejscu, gdzie zwykle zakochane pary robią z siebie kanapki. Jeden legnie na drugim i tak już zostają, aż obie strony zaspokoją głód namiętności. Chłopak wskoczył do altanki i usiadł dokładnie naprzeciwko stróża. Ciekawskie spojrzenie utkwił w jego twarzy. Znając swoje cudowne szczęście — nie doszuka się u Nathaniela niczego poza obojętnością.
Kap kap kap...
Myślałem, że nie przyjdziesz na bal. Wyglądasz na takiego, co nie znosi zabawy.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.11.13 20:18  •  Altanka "dla zakochanych" Empty Re: Altanka "dla zakochanych"
Wiedział, że Jace się zbliża, jeszcze zanim usłyszał jego głos. Jak zawsze. Cóż jednak poradzić na to, iż anielskie powieki zrobiły się takie ciężkie? Jeszcze chwilę… Otworzył leniwie oczy dopiero w momencie, w którym skierowane zostało do niego pytanie. I co z tego, że retoryczne? Jak się jest takim nieprzystosowanym do życia w społeczeństwie, skrzydlatym młotem, można sobie odpowiadać na pytania, które odpowiedzi nie potrzebują!
- Nikogo tu nie było – wzruszył ramionami, po czym rozejrzał się po wnętrzu altanki, jakby zobaczył ją po raz pierwszy.
Rzeczywiście nie była spełnieniem marzeń człowieka, który chce sobie najzwyczajniej w świecie z kimś podyskutować – ewentualnie go opieprzyć – lecz cóż poradzić, gdy w pobliżu nie ma niczego, co nadawałoby się lepiej. Bo przekrzykiwanie gwaru, jaki wytworzył się wewnątrz rezydencji i na jej ganku mijałoby się z celem…
Ale zaraz, coś tu się nie zgadza… Zmrużył ślepia, wpatrując się w parszywą gębę twarz wymordowanego. Pochylił się w jego kierunku i zrobił coś, czego ten z pewnością się nie spodziewał – delikatnie musnął opuszkami palców ranę na jego policzku. Sekunda kontaktu wystarczyła, by Nathaniel nie musiał go już o nic pytać – przez jego głowę przeleciały obrazy z, jak mniemał, sali balowej; dziwny typek z bandażem zasłaniającym oczy, szpony przecinające powietrze, krew, ostatecznie kpiący uśmiech Jonathana. Anioł zerknął na swoją dłoń, na której widać było teraz ślady posoki. Odsunął się od chłopaka – jeszcze go oskarży o naruszanie przestrzeni osobistej! – i powiedział śmiertelnie poważnym tonem:
Twoja bezczelność kiedyś cię zabije, a ja będę musiał sprzątać to, co po tobie zostanie.
Krew nadal wesoło zdobiła oblicze psowatego, a Nath nie miał pojęcia, co z tym zrobić. Gdyby to było coś poważniejszego, po prostu przetransportowałby rannego gdzieś, gdzie można by było coś z tym zrobić. To rozcięcie natomiast nie wyglądało na śmiertelnie groźne. Może warto by było je zdezynfekować, ale aktualnie miał przy sobie jedynie komórkę i to, co rano w pośpiechu zdążył na siebie założyć. Nie, sytuacja zdecydowanie nie wymagała od niego rozdzierania ubrań w celu zrobienia z nich opatrunków… Zanotować; „zacząć nosić podręczną apteczkę”, „nie, najpierw zdobyć podręczną apteczkę”. Westchnął i przeczesał palcami włosy. Ta praca kiedyś go wykończy.
„Myślałem, że nie przyjdziesz na bal. Wyglądasz na takiego, co nie znosi zabawy.”
To nie najgorsza z rzeczy, które musiałem robić w pracy…
Zdecydowanie. Bywało gorzej. Na przykład wtedy, gdy dostał w przydziale trzydziestoletnią striptizerkę i musiał dzień w dzień robić w tym samym biznesie, żeby nie nabrała podejrzeń {powiedzmy, że ludzie prędzej uwierzą w to, iż jesteś seryjnym mordercą, psychopatą, z urojeniami religijnymi niż aniołem, który ma zbawić ich dusze}. Polowania z tym brodatym pijakiem, któremu robił za pomoc w stylu „przynieś, a teraz nieś, a potem oskórujesz i wypatroszysz” też nie należały do najprzyjemniejszych.
Zdawało się, iż Nathaniel zapomniał, po co w ogóle odciągał Growa od tej przezacnej zabawy. Nic podobnego! Utkwił przeszywające spojrzenie w swoim podopiecznym i już miał coś powiedzieć, kiedy… nie, jednak nie… Jakoś tak nie miał ani pomysłu, ani ochoty na prawienie kazania. Bo, może ktoś jeszcze nie zauważył, ale on to z reguły jest dość małomównym chłopaczyną. Pewnie, biedactwo, się wstydzi, czy coś… Boi się ludzi czy tam ośmieszenia. Chyba nie lubi rzucać słów na wiatr – niektórzy tak mają. Jego ślepia przestały napastować drugiego albinosa i zmieniły obiekt zainteresowania, którym teraz okazała się być część ogrodu widoczna z altanki. Jakiś, pijany jak cholera, imprezowicz przetoczył się w pobliżu, nucąc wesoło i uśmiechając się do księżyca. Minął jednak ich „kryjówkę”, nie zaszczycając jej swą cenną uwagą. I kto powiedział, że to złe miejsce do rozmowy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.11.13 20:56  •  Altanka "dla zakochanych" Empty Re: Altanka "dla zakochanych"
Praktyczność Levittouxa powalała na klęczki.
„Nikogo tu nie było”.
No tak. Właściwie to całkiem logiczny argument, który mógł być przyjęty do rejestru. „Nikogo nie ma – możemy być sami – migdalmy się, póki księżyc się nie wpieprzy z tą swoją bezczelną gałą”. Jonathan przegryzł w wielkim skupieniu dolną wargę, jakby już tylko czekał na to, aby zacząć nie słuchać anioła. Spojrzał gdzieś na bok, jakby drewniana kładka altanki okazała się nagle nieznośnie interesująca. Właściwie nie przypominał sobie, aby często otrzymywał od niego opieprz. Ot, raz na jakiś czas drobne upomnienia, których nigdy nie był w stanie wyryć w swoim umyśle na tyle, aby się do nich stosować. Ponadto w jego programie nie było miejsca na upierdliwych anielskich snobów, chcących jedynie podlizać się gościowi, w którego przecież Jonathan nie wierzył. Jaką w końcu miał pewność, że Nathaniel nie jest tylko kolejnym wymordowanym? Ze skrzydłami, ładną buźką i morderczym charakterem?
Poprawka; ze skrzydłami, ładną buźką i morderczym, bezczelnym charakterem. Mięśnie spięły się dokładnie w momencie, gdy dłoń białowłosego skierowała się ku twarzy Jonathana. Nie odsunął się jednak. Nawet nie drgnął, choć prawdopodobnie zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji, z konsekwencji jakie mogły go spotkać, wskutek popełniania masy błędów. Jednocześnie wiedział przecież, że Nathaniel jest jedną z niewielu osób, które wiedzą o nim tak dużo. Dlaczego więc nie odrobinkę więcej? Dlaczego nie pozwolić mu na coś, co oszczędzi zbędnego tłumaczenia się, krzywych uśmiechów i kłamstw? Nieprawd, które anioł rzadko łykał. Kiedyś zacznę się bać tego, jak dobrze znasz mnie i moje życie. Jeszcze nie teraz. Jeszcze w rękawach płaszcza wciąż spoczywa duża ilość asów.
„Twoja bezczelność kiedyś cię zabije, a ja będę musiał sprzątać to, co po tobie zostanie”.
- Oh, daj spokój – mruknął nagle, wyginając kąciki ust w delikatnym, wręcz wesołym uśmiechu. Nie dało się jednak ukryć ironii, pod udawaną warstwą serdeczności. - Twoja troska jest nieznośna. Dam sobie radę, Nath. Chcę tylko jednego.
Palce Nathaniela ostatni raz musnęły rozcięty policzek wilczego. Ciepło mimowolnie rozlało się każdym możliwym kanalikiem, wzburzając rozwichrzone myśli Wo`olfe'a i zamieniając je z niewinnego wietrzyku w huragan wyrywający drzewa i burzący domy. Ogon mimowolnie poruszył się – drgnął ledwie, końcówką ścierając niewielką warstwę kurzu z ławki; uszy zatrzepotały, jakby domagał się jeszcze choć jednego, ostatniego słowa z ust skrzydlatego. „Chcę więcej”, mówiło jego ostre spojrzenie. Równie przyjemne co przyglądanie się dziełu sztuki z igłą w oku.
„To nie najgorsza z rzeczy, które musiałem robić w pracy”.
- Twoja praca musi być naprawdę interesująca, co? – podjął temat, choć ton głosu nie wskazywał na zaciekawienie. Gdzieś w głębi w istocie czuł się urażony, że wie o nim zdecydowanie zbyt mało. O ile cokolwiek mógłby o nim powiedzieć. Na dobrą sprawę, nic poza oczywistościami nie przychodziło mu teraz do głowy. Niesprawiedliwość goniła niesprawiedliwość, zataczając wciąż to samo, błędne koło, prawda, Jace?
Kap kap kap...
- Właściwie – podjął nowy temat, zerkając teraz na twarz towarzysza - jako mój anioł stróż musisz robić co ci każę, nie? Nie od tego są aniołowie stróże? Od ochraniania swoich podopiecznych? Od bronienia ich szczęścia? – Jasna brew uniosła się delikatnie ku górze, w dość wymownym znaczeniu. Wiedział, że w obrót poszła nadinterpretacja, ale nie to wydawało się teraz górować na podium jego intencji. - Nie jestem szczęśliwy, gdy stale milczysz, Aniele. Też należy mi się coś od ciebie.
Ochrona dupy to zdecydowanie za mało, co?
Uśmiech zbladł. Chłopak oparł łokcie o rozstawione kolana, delikatnie pochylając się do przodu. Złączył ze sobą czubki palców, tworząc czerwono-bladą piramidę z dłoni. Wwiercającym się wzrokiem starał się wyłapać spojrzenie rozmówcy. Po prostu spójrz na mnie czasem i zauważ wreszcie, do kurwy nędzy, że mnie też zależy!
- Więc? Powiedz mi coś o sobie. Co u ciebie? Co u Tatka? Jak tam Bracia i Siostry, hmm? Zostałeś już kanonizowany? Gdzie twoja aureola, święty Nathanielu? – ostatnie słowo wysyczał przez zaciśnięte mocno zęby. - Dlaczego wciąż pełnisz fuchę idioty do popychania, skoro Boga nie ma? Bo nie ma, prawda? Nigdy nie było. Możesz iść. Nie musisz deptać mi po piętach. Dam sobie radę bez ciebie.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.11.13 17:55  •  Altanka "dla zakochanych" Empty Re: Altanka "dla zakochanych"
Zerknął z powrotem w stronę rozmówcy. Jego reakcja nie była dla Nathaniela żadnym zaskoczeniem - ironiczna odpowiedź była zapewne jedynym echem „troski” ze strony stróża, bo nie miał złudzeń, że wymordowany weźmie sobie do serca cokolwiek, co przed chwilą powiedział.
Chcę tylko jednego.
Czyżby? Ciekawe czego? No cóż, tego Jace już nie raczył powiedzieć, a on nie miał zamiaru się dopytywać. Że niby było to widać wystarczająco wyraźnie? Nie, no co ty! Taki młotek jak Nath miałby na to zwrócić jakąkolwiek uwagę? A może tylko udawał debila..?
Nie narzekam – skwitował najwyraźniej jego również nieinteresujący temat.
Nie miał najmniejszego zamiaru uzewnętrzniać się teraz swojemu podopiecznemu i czekać na współczucie z jego strony. Nie… właściwie to nie zależało od chwili czy osoby, z którą przebywał – po prostu nie chciał i tyle. Nic osobistego.
Rozsiadł się wygodniej na ławeczce i… zaczął w milczeniu przysłuchiwać się temu, co  jeszcze jego towarzysz miał mu do powiedzenia. Taki potok niepotrzebnych słów…
Od bronienia ich szczęścia” – gdyby Nath był weselszą osóbką pewnie zaśmiałby się w tym momencie w głos, swym szczerym, miłym dla ucha śmiechem. A że do takich nie należał, zaśmiał się w duchu. Nie, raczej zachichotał nienaturalnie cichym chichotem. Do tego tak daleko w głąb ducha, iż nawet sam tego nie zauważył. Dobra, wystarczyło napisać, że te słowa uważał za śmieszne, ale czyż takie piękne metafory nie są o niebo ciekawsze? Nie?
- Nie.
Słysząc to jedno jedyne słowo, Jonathan mógł mieć pewność, iż ta skrzydlata kreatura nie ustąpi. Bajki na dobranoc nie będzie.
Chłopak jednak najwyraźniej zdążył się już rozkręcić i teraz zarzucił aniołka życiowymi pytaniami i teoriami spiskowymi. Dobrze, że nie zdążył odwołać się do żadnego z najnowszych nurtów filozoficznych, powołując się na najznamienitszego filozofa naszych czasów…
I co Nathaniel miał niby zrobić z takim nawałem informacji? Naturalnie, odpowiedzieć albo… Zostawić to tak? Nie. Nie tym razem, miarka się przebrała etc., a w końcu anioł też człowiek - jak to niektórzy zwykli mawiać - więc prawo głosu ma.
Może ty mi coś opowiesz, skoro jesteś tak dobrze poinformowany?
Para czerwonych ślepi bez wahania odwzajemniła przeszywające spojrzenie wymordowanego.
Boga nie ma? Jest? Co za różnica? Moje rozkazy są jasne i nie ma żadnego powodu, bym przestał je wypełniać. Mógłbyś więc choć raz łaskawie spojrzeć na to wszystko z perspektywy szerszej niż czubek własnego nosa. Bo, wierz mi, nie jesteś kimś specjalnie wyjątkowym. Twoja śmierć nie wywołałaby większego poruszenia. Znowu – ostanie słowo dobitnie pokreślił. – Nie mam pojęcia czemu przydzielono ci anioła stróża, ale wiem, że gdyby dopilnowanie cię miało szczególne, strategiczne znaczenie, nie powierzono by tego mnie.
Wyraz twarzy albinosa nie zmienił się nawet na sekundę. Ani przez chwilę żadna inna emocja nie ośmieliła się zastąpić obojętności nieustępliwie bijącej z jego głosu. Jedynie wiatr w okolicy zrobił się jakiś niespokojny. Wydawało się, iż chce na siebie zwrócić uwagę istot znajdujących się w altance, wichrząc ich włosy oraz ubrania i raz po raz wpadając do ich schronienia. Aniołowi najwyraźniej znudziła się ta zabawa, gdyż uniósł lekko dłoń i w tym momencie uciążliwe wianie ustało.
Tak więc mogę odejść, jeśli tego właśnie sobie życzysz, ale, radzę ci, przemyśl to.
Tym optymistycznym akcentem udało mu się zakończyć ten heroiczny wyczyn, jakim było powiedzenie więcej niż pięciu słów naraz. Gromkie brawa dla tego pana! A teraz przerwa na reklamy…

/ Meh, beznadziejnie ten post mi wyszedł D:
Soreh .-.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.12.13 1:24  •  Altanka "dla zakochanych" Empty Re: Altanka "dla zakochanych"
Demonstracyjnie uniósł jasną brew, jakby nie do końca zrozumiał pełen wywód swojego towarzysza. Równie dobrze Nathaniel mógłby rozmawiać z lampą zwisającą z sufitu, a i tak byłaby lepszym słuchaczem niż Jonathan w tej chwili. Widocznie nie przychodziło mu do głowy, aby jego towarzysz, z którym – chcąc, nie chcąc – spędził szmat czasu, nie chciał mu pisnąć słówkiem choćby o jednym swoim (najmniejszym) sekreciku. Jace przecież nie prosił go o nic wielkiego. Wymagał tego, czego wymagano za każdym razem, gdy los zmusza dwie osoby, do życia ze sobą. Nathaniel milczał, a jeśli już raczył się odezwać, były to tylko półsłówka lub zaprzeczenia, których naturalnie Jace nie znosił. Rzeczywiście. Czego on niby się spodziewał? Że Nathaniel uśmiechnie się do niego, zatrzepocze rzęskami i wyrzyga potok słów, by nasycić jego ciekawość, równie rozległą, co spękane tereny Desperacji? Już na samą wizję, pokręcił lekko głową, jakby chciał rozwiać niewidzialną chmurkę z obrazkiem szczerzącego się do niego anioła. Wewnętrzna walka najwyraźniej trwała. Jedyne co uzewnętrzniło niezbyt przyjemny odbiór zaprzeczenia Nathaniela, to wyraz twarzy wilczego. Usta zacisnęły się w wąską, krzywą linijkę, powieki opadły, brwi zmarszczyły się gniewnie. I choć wpatrywał się w niego intensywnie, spojrzenie zdawało się być nie całkiem obecne.
- Nie bierz tego tak do siebie, Nath. Nie sądzisz jednak, że to bez sensu? Pracujesz w fabryce, którą opuścił szef? Po co? Dla chorej satysfakcji? Albo... – urwał raptownie, przygnieciony kolejnymi słowami. Wydawało się, jakby dopiero teraz dotarło do niego, co właściwie powiedział Levittoux. Może Growlithe powinien był przystopować, gdy tylko przekroczył granicę, zamiast, niczym Cezar swego czasu, ruszyć lawiną naprzód, wykrzykując wściekłe i wyzywające „alea iacta est!”? Białowłosy nawet nie drgnął, choć w środku emocje wrzały.
Dotychczas sporo nasłuchał się podobnych słów. „Nie jesteś potrzebny”, warczały szare sylwetki skupione dookoła niego, z twarzami o nieodgadniętych wyrazach. Ostre riposty, agresywne uderzenia pięści, kijów, batów. Jace wiedział, że gdy zamknie oczy i otworzy je na nowo, ludzie nie znikną. Wciąż będą przechodzić obok, będą dyskutować, śmiać się, żartować i płakać. Zdawać się mogło, jakby od dawna nic nie było w stanie poruszyć jego sumienia na tyle, by to ścisnęło mu gardło. I po co tyle hartował ducha?
- Et tu, Brute, contra me – wysyczał przez zaciśnięte silnie kły i wkładając w to tyle jadu, tyle młodzieńczego buntu, że niejeden spasowałby przy takiej dawce trucizny. Wątpliwym jednak było, by anioł zrezygnował. Ha. By chociażby drgnął, przyszpilony tym tonem. Jace o tym wiedział.
- Jesteś dla mnie strasznie oschły – zaczął mozolnie, z kwaśną miną. - Nie mówię, że tylko dla mnie, ale wbij sobie do tego pustego... wyobraź sobie po prostu, że ja też mam swoje granice. Nie rozumiem, dlaczego spełniasz warunki umowy, która dawno powinna być unieważniona. A ty nigdy nie chcesz ze mną rozmawiać, odpowiadać na pytania, ani...
Growlithe nagle drgnął. Może nie tego się spodziewał?
- Pieprz się, Levittoux – mruknął, zaciskając dłonie w pięści, aby powstrzymać ich nerwowe drżenie. - Nie prosiłem się nigdy o śmierć. Nie prosiłem się też, żeby stać się... tym czymś. O co ci chodzi, co? Aż tak ci przyjemnie, gdy mówisz takie rzeczy? Pierdolony makiawelista się znalazł – warknął, odwracając głowę na bok i odrywając od niego rozzłoszczone spojrzenie.
Najbardziej denerwowało go to, że mimo wielkich chęci zwyczajnie nie potrafił. Wiele razy to już ćwiczył. Układał sobie słowa, panował nad tonem, mimiką twarzy, podskoczył w charyzmie na wyższe levele – i po co? Żeby teraz zrezygnować? Prychnął pod nosem.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.12.13 18:24  •  Altanka "dla zakochanych" Empty Re: Altanka "dla zakochanych"
Nikomu nie opowiadał o swojej przeszłości, bo tego nie lubił. Co miał powiedzieć? „Miałem chujowe życie. Tak, anioły miewają chujowo w życiu. Tak, to jest właśnie ten moment na szok i niedowierzanie”.
Jako że jego chwilowe wzburzenie minęło, teraz ze spokojem spoglądał Jace’owi prosto w oczy.
- To samo mogliby powiedzieć inni aniołowie. A wy teraz nie mielibyście gdzie żyć – skwitował, nie zwracając uwagi na to, że to może być jeden z marniejszych argumentów.
Może i faktycznie postępował nielogicznie. Może powinien był już dawno rzucić wszystko w cholerę, zaszyć się w jakiejś obskurnej spelunie i nigdy nie wytrzeźwieć. Może powinien siedzieć niniejszym w Edenie i, raz po raz ogrywając samego siebie w szachy, patrzeć, jak ludzie czy tam inne dziwadła wesoło się zabijają… Lecz czy nie kłóciło by się to z zasadami, które były mu wpajane od setek lat? Ba! Zostały wprasowane mu w mózg do tego stopnia, że do tej pory nawet przez myśl nie przeszło mu coś takiego. Zdrada.
Słuchał kolejnych słów chłopaka, które na początku rzeczywiście nie zrobiły na nim większego wrażenia. Ot, faza buntu, do której Nathaniel zdążył się już przyzwyczaić. Ale, jak to mówią, im dalej w las, tym więcej drzew, a wypowiedzi wymordowanych stają się coraz bardziej melodramatyczno-wzruszające.
Pieprz się, Levittoux… Pierdolony makiawelista się znalazł.
I wtedy to do niego dotarło. Zachował się jak skurwiel. Nie, on jest skurwielem.
Jesteś aniołem, stary. Zbierz się do kupy, bo to żałosne... - niezwykle miło przypomniał mu o sobie (chyba) zdrowy rozsądek. A może sumienie? Obydwa powinny się nie wtrąć, więc co za różnica..?
Ostatecznie z jego ust wypłynęła cicha karykatura przeprosin;
- Przepraszam. Nie powinienem tego mówić - nie "nie chciałem" czy też "przykro mi". - Pewnych tematów... lepiej by było żebyś ich nie poruszał.
Tak jest, Nathanielu, zwal winę na kogoś innego! Przecież to takie proste. Myśl.
Odetchnął, próbując przeanalizować wszystko jeszcze raz, racjonalnie – już dawno się tak nie wysilał, żeby posprzątać to, co zepsuł {bo myślenie przecież aż tak bardzo boli}. Ostatecznie wpatrzył się w twarz Jace’a po nieudanej próbie złapania z nim kontaktu wzrokowego {trochę ból, jak chcesz się komuś romantycznie pogapić w oczy, a ten odwraca łeb na bok}.
- Mało o mnie wiesz i rozumiem, że to może wydawać ci się… niesprawiedliwe, ale, wierz mi, nie masz czego żałować.
Gdyby nie był sobą, a kimś, kto ma mniejsze problemy z kontaktami międzyludzkimi {międzystworowymi, cokolwiek…} jego spojrzenie teraz pewnie błagałoby, aby Jonathan zostawił ten temat i przeniósł swoje zainteresowanie na łąki, kwiaty albo spekulacje na temat okresu godowego świnek morskich. Niestety, jednak nadal był tą samą nieczułą, niemiłą {i w ogóle nie-} mendą, więc tylko można mieć nadzieję, że na podstawie szczątkowej ekspresji anioła – czy prędzej sam z siebie - Grow dojdzie do wniosku, że lepiej już nie wracać do tej dyskusji.
Bo jeszcze Nath naprawdę dostanie wyrzutów sumienia, zrobi mu się smutno i zacznie płakać, i co wtedy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.13 18:28  •  Altanka "dla zakochanych" Empty Re: Altanka "dla zakochanych"
Pomyśleć tylko, że jedno zaledwie słowo jest w stanie rozbić umysł na tysiące kryształków. Tak to właśnie prezentowało się na chwilę obecną. Wzburzone emocje niczym przydługie szpony drapały śliską powierzchnię szyby, aż w końcu dzięki nowej, nieznanej dotąd mocy, ta roztrzaskała się i tyle ją widziano. Jace przyłożył dłoń do czoła, w geście, który przypominał nieco facepalm. W istocie wszystko naraz postanowiło przypomnieć sobie o jego istnieniu. W żyłach zagotowała się krew, skronie zaczęły kłuć.
- Daruj sobie – powiedział po chwili.
Ot, bez namysłu. Zwyczajnie uznał to za niestosowne, aby przepraszać za coś czego się nie żałowało. Jonathan być może był idiotą (być może na pewno), ale głupi nie był. Tyle potrafił wyczytać z twarzy czy tonu skrzydlatego.  Zresztą, za każdym razem, gdy z nim rozmawiał, wrażenie, że musi zmuszać go do jakiejkolwiek odpowiedzi, momentami przerastała nawet jego cierpliwość. Tym bardziej, gdy wszystko – perfidnie – starano się mu zarzucić. - Magicznie. Ale jeżeli ja nie poruszę jakiegoś tematu, to będziemy milczeć przez wieczność. Już i tak się zdziwiłem, że twoje niebiańskie palce zdołały się przemóc i wystukać wiadomość do mnie. Dosłownie bałem się, że kolejnego smsa mój telefon już nie przeżyje. – Kwaśna mina. Kolejne słowa Nathaniela... no cóż. Aż trudno się było nie zgodzić. - Bo to jest niesprawiedliwe. Nawet gdybym nie chciał, ty i tak ledwie mnie dotkniesz i już wszystko wiesz. Oczywiście, mógłbym ci tego zabronić. Mógłbym też połamać ci ręce. Tylko, że nic by mi to nie dało.
Wreszcie spuścił dłoń, przy okazji podnosząc się z niezbyt wygodnego siedzenia. Zdrętwiałe mięśnie natychmiast dały o sobie znać głośnym wrzaskiem, oznajmiającym ich wieczne pretensje.
- Wolałbym żałować, że wiem o tobie za dużo, niż za mało. Teraz wystarczy tylko czekać kolejne pięć lat, aż się przełamiesz i zdradzisz mi wreszcie, dlaczego jesteś takim palantem.
Jasne dłonie Jonathana rozłożyły się nagle na boki, w obojętnym geście. Sam chłopak nie wyglądał już na kogoś, komu zaraz puszczą nerwy. Brwi przestały się tak zaciekle marszczyć, twarz złagodniała, a błysk w oczach już się nie pojawiał. Zwyczajnie, jakby scen sprzed ledwie paru chwil wcale nie było.
- Chodźmy stąd już, Nathanielu. Ta impreza powinna skończyć się dawno temu. – Z tymi słowami na ustach, wyskoczył z altany i ruszył przed siebie, doskonale wiedząc, że jeszcze szmat czasu, nim dojdzie do kwatery organizacji.
Ile minie?
Trzy godziny?
Zmarszczył nos.
Cztery?

| zw → Nora, hyup.
Trzeba się stąd wreszcie ewakuować... |
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.12.13 23:14  •  Altanka "dla zakochanych" Empty Re: Altanka "dla zakochanych"
A co, jeśli Nathaniel naprawdę tego żałował? Na swój własny, pokrętny i kompletnie niezwiązany z normami przyjętymi przez społeczeństwo sposób, ale jednak? Gdyby tak nie było, nie rzucałby przecież słów na wiatr! Może i był idiotą, ale z pewnością nie rozgadanym idiotą.
Chwila, w której próbował być – no, powiedzmy – miły, najwyraźniej minęła bezpowrotnie {ogarnij się, dzieciaku, bo zachowujesz się gorzej niż baba w ciąży} i w oczach anioła, zaraz koło ich stałej lokatorki-obojętności, zagościł chłód {załóżcie szaliki i czapki, drogie dzieci, bo na dzisiejszą noc zapowiadane przymrozki}.
- Jak chcesz – wzruszył ramionami.
Kolejne słowa Jace’a, jak to miał w zwyczaju, przemilczał. Nie znajdował bowiem żadnych logicznych kontrargumentów. Nie czuł jednak potrzeby, żeby w jakikolwiek sposób zmieniać obecną sytuację. Nath ograniczał się do bycia małomównym cieniem, więc Grow niewiele o nim wiedział i tak było… dobrze – a przynajmniej optymalnie – w mniemaniu anioła, oczywiście. Po co więc wymordowanemu wiedza na jego temat? Czy to zmieniłoby cokolwiek w jego życiu? Miałby się poczuć lepiej, bo..? Właśnie. Nathaniel nie miał pojęcia, co chłopak miałby na tym zyskać, dlatego też uparcie się nie odzywał.
… i zdradzisz mi wreszcie, dlaczego jesteś takim palantem.
Och, to długa historia, której równie długo nie usłyszysz, chciałoby się rzec, ale, że wciąż się milczy, to się nie rzeknie. Taki już los skrzydlatego osła, że zbyt szybko nie zmienia swoich postanowień. Nie muszę mówić, że te słowa wcale go nie wzruszyły, nie?
Przez chwilę przyglądał się wstającemu Jonathanowi, po czym, gdy ten wreszcie opuścił altankę, poszedł w jego ślady. Zerknął na wyświetlacz komórki, sprawdzając, którą to mają godzinę. Zbyt późną. A czekały ich jeszcze godziny drogi w ciszy. Że też musiał leźć pieszo, jak jakiś… człowiek. Lecz cóż poradzić, gdy podróżujesz w towarzystwie nielotów…

| Bosz, ten post jest taki beznadziejny… ale jak trzeba, to trzeba. W każdym razie zt |
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down


 
Nie możesz odpowiadać w tematach