Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Pisanie 29.10.16 0:15  •  Gabinet Banshee - Page 2 Empty Re: Gabinet Banshee
Ingerencja Losu

Jesień, to pogoda sprzyjająca przeróżnym wirusom i bakteriom. Niestety, Banshee nie zdołał się odpowiednio zabezpieczyć, więc choróbsko dopadło i jego. W pewnym momencie zaczął czuć się słabo, jego ciało przeszywały dreszcze a gorączka zaczęła przejmować umysł. Na dodatek zaczęły występować bóle w klatce piersiowej oraz duszności.

Banshee choruje na zapalenie płuc
Choroba będzie trwała przez 4 sesje. Jeżeli do tej pory nie znajdzie antybiotyku - możliwość zgonu.
Po zażyciu antybiotyku postać będzie osłabiona przez jedną sesję (potem nastąpi wyzdrowienie)
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.12.16 19:44  •  Gabinet Banshee - Page 2 Empty Re: Gabinet Banshee
Wiele osób mówi, że podróż po rozległych piaskach desperacji nie należy do przyjemnych ze względu na niebezpieczeństwa, temperaturę, piasek i tak dalej. Alfonso sądzi inaczej. Alfonso żył na pustyniach desperacji już wiele długich lat i przyzwyczaił się do nich. Dodatkowo swoją podróż wzbogaca tym, że porusza się swoim czerwonym i jakże seksownym rumakiem Buggy'm. Jego czerwono-zardzewiałe blachy mienią się w słońcu niczym naoliwiona pupcia niemowlęcia. Warkot silnika należy do jednego z przyjemniejszych, szczególnie przy dociskaniu pedału gazu.
Wracając do tematu. Alf po zebraniu dostał na telefon wiadomość. Wiadomość od jakiegoś Banshee, który potrzebuje pomocy, ponieważ jest ciężko chory.
-No cóż. Każda robota się nada.-pomyślał. Wyszedł na dwór i głęboko odetchnął "rześkim" powietrzem tego zepsutego, ale jakże oczyszczonego świata i pognał do swojego rumaka przykrytego wielką plandeką. Na pace buggy'iego leżał zapasowy kołczan ze strzałami, kilka narzędzi, wymienne części do łuku i jakieś książki. Alfonso założył na twarz swoją chustę, zaciągnął na łeb kaptur i wsiadł do pojazdu. Po chwili grzebania pod kierownicą wyciągnął z pod niej stare gogle. Przekręcił kluczyk w stacyjce, a rumak zarechotał, pierdnął, kaszlnął i w końcu warknął jak na niego przystało.
Dla Alfonsa jazda po wydmach i pustyniach to istna zabawa. Skoki, dziury, piasek etc. Emocje, a to najważniejsze. Alfonso udał się w kierunku Apogeum Desperacji. Po godzinie drogi jego oczom ukazała się chatka, jego cel. Alfonso zwolnił trochę aby w nią nie pieprznąć. Z tyłu chatki zauważył ogródek i... Zwolnił jeszcze bardziej. Powoli podjechał do boku chatki gasząc silnik. Wysiadł z Buggy'iego i przewiesił łuk, oraz kołczan przez plecy i zarzucił na Buggy'iego plandekę przypinając ją do spodu pojazdu. Przechodząc na frontową część chatki zatrzymał się przy oknie próbując coś dostrzec. W środku było dość ciemno, a jedyne światło to te padające z okien. Alf zauważył na łóżku jakąś białowłosą postać i ruszył w stronę drzwi. Zapukał. Poczekał chwilę, po czym pociągnął za klamkę. Drzwi były otwarte a ten wszedł do środka. Zamknął za sobą drzwi i zdjął ze łba kaptur, gogle i chustę. Przeczesał dłonią włosy i rozejrzał się. W chatce znajdowały się dwa łóżka, jedno trochę większe, na którym leżała postać, a drugie mniejsze. W środku było ciemno, światło padające z okien nie dawało zbytnio zadowalającego efektu, ale przynajmniej coś. W środku było dość przytulnie. Wszędzie były zioła, jakieś fiolki, moździerze etc. Podłoga wykonana była z kamienia a na jednej ze ścian znajdował się średniej wielkości kominek, który zapewne był jedynym źródłem ogrzewania chatki. Alfonso uważnie przyjrzał się postaci. Był to mężczyzna, a raczej chłopak. Niski, wyglądający na około osiemnaście wiosenek. Delikatne rysy twarzy i białe, jakby puste oczy. Alfonso ostrożnie zdjął z pleców łuk i strzały i rozpiął swoją bluzę. Ekwipunek położył na stoliku przy ścianie. Wolnym krokiem ruszył w stronę łóżka. Nie walił buciorami niczym jakiś dzikus, ale te wydawały charakterystyczny stukot spotykając na swojej drodze kamienne podłoże. Nachylił się nad nim i spojrzał prosto w jego oczy swoimi niebieskimi, zakrwawionym ślepiami.
-Mam nadzieję, że dobrze trafiłem. To ty jesteś Banshee tak?-zapytał lekko się uśmiechając.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.12.16 22:25  •  Gabinet Banshee - Page 2 Empty Re: Gabinet Banshee
Obudził się z ogromnym wysiłkiem. Jego powieki były niezwykle ciężkie, jakby poprzyczepiane były do nich worki z piaskiem, przez które nie mogły się otworzyć. Wymordowany zaklął słabo pod nosem. Pomimo tego, że leżał pod ciepłą kołdrą, to jego ciałem wstrząsały potężne dreszcze, które sprawiały, że łóżko nieznacznie skrzypiało. Niby nic wielkiego, jednak dla jego bolącej głowy były to prawdziwe katusze. Było mu duszno i nie był w stanie złapać porządnego wdechu. Wiedział co to znaczy. Nie wiedział jednak jak to jest możliwe, że doprowadził się do takiego stanu. Cóż, ostatnio jego dni nie były spokojne. Często miał styczność z chorymi istotami, a przez stres i zmęczenie łatwo było osłabić swój organizm, więc mógł się domyślić, że prędzej czy później coś podłapie. Mógł obwiniać tylko siebie, na szczęście miał odpowiednie składniki aby stworzyć odpowiednie lekarstwo. Problem polegał na tym, że nie miał siły wstać. Nie chciało mu się wstawać.
Wysunął rękę zza kołdry, by sprawdzić co miał obok siebie. Dłoń potrzebowała trochę czasu, by się rozruszać i nabrać nieco siły, ale po kilku chwilach była już w stanie złapać i przysunąć pierwszą napotkaną rzecz. Sidhe miał pełno jakichś skarbów porozrzucanych po wnętrzu swojej chatki i chociaż starał się utrzymywać jakiś porządek, to i tak pojedyncze rzeczy gdzieś się pojawiały. Wszystko to było pozostałościami po klientach którzy albo poszli zapominając o swoich rzeczach, albo umarli, więc Banshee zatrzymał ich własność.
Białowłosy wciągnął plecak na łóżko i zaczął w nim ostrożnie grzebać, starając się nie skaleczyć niczym, co mogłoby mu zrobić krzywdę. Jeszcze brakowałoby mu tego, żeby się zaraził jakimś paskudztwem. Znalazł jakiś telefon. Dawno nie posługiwał się tymi rzeczami, więc trochę mu zajęło w ogóle włączył to ustrojstwo. W zapisanych numerach znalazł kontakt do jakiegoś najemnika, więc wysłał krótką wiadomość, mając nadzieję, że pomoc się pojawi. Po tym szybko zasnął.
Nie miał pojęcia ile spał, ale obudził go odgłos silnika. Nawet nie skojarzył, że może to być oczekiwana przez niego pomoc. Otworzył oczy i odwrócił się w kierunku drzwi. Jakaś postać zamajaczyła mu w polu widzenia, lecz zarys jej był niewyraźny. Przymknął powieki na chwilę, a gdy je otworzył postać była tuż przed jego twarzą. Musiał chwilkę odczekać zanim zareagował w jakikolwiek sposób. Kiwnął lekko przytakując. Starał się zanalizować sytuację. Nie wiedział w końcu kim mężczyzna był, czego chciał i co zrobi.
Tak – wycharczał w końcu. Miał spękane wargi, sucho w ustach a gardło bolało go niemiłosiernie. Rozłożył się całkowicie. Zapewne nie powinien odstawiać swoich ziołowych herbatek, które chroniły go przed wszelkim plugastwem, ale przez te cholerne anioły, które kilka tygodni temu zrabowały mu znaczną część hodowanych ziół, musiał się ograniczyć. Zakaszlał kilka razy, zasłaniając dłonią usta. – Musisz mi pomóc – zaczął powoli. Nie lubił się prosić o pomoc, ale w tej sytuacji to było jego jedyne wyjście, żeby mu się nie pogorszyło. – W półce naprzeciwko mam kilka składników potrzebnych do zrobienia lekarstwa. Słuchaj uważnie, żebyś nie pomylił składników i proporcji. Najpierw do naczynia musisz dać dwie łyżki zielonego proszku, potem łyżkę czerwonego, tylko nie pomyl z pomarańczowym, który znajduje się obok. Gdy zrobisz to, to na kominku tuż obok jarzębiny suszą się wysuszone liście podbiału, weź kilka. Musisz to wszystko zalać gorącą wodą. Woda jest za domem w dużej beczce, ogień rozpalisz w kominku. Musisz mi to podać – powiedział słabo, mając nadzieję, że mężczyzna zapamięta wszystko dokładnie i nie schrzani przepisu, bo co prawda nie zaszkodziłby mu taki specyfik, ale zmarnowałby cenne składniki i czas. – Acha i dosyp kilka łyżek tego białego proszku ze słoika na stole. To lekarstwo jest tak cholernie gorzkie, że bez słodzika nie da się tego przełknąć – dodał na szybko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.16 6:22  •  Gabinet Banshee - Page 2 Empty Re: Gabinet Banshee
Alfonso wpatrując się w oczy białowłosego  dopatrywał się najmniejszych ruchów jego gałek ocznych. Zastanawiał się po prostu czy Banshee widzi tymi swoimi "szklanymi kulkami".  Po chwili uzyskał odpowiedź potwierdzającą jego tożsamość i się uśmiechnął. Natychmiast odpowiedział szczerząc się: -Zwą mnie Alfonso, ale możesz mówić mi Alf.-
Wnet usłyszał prośbę o pomoc i znów się uśmiechnął. Gdy Banshee mówił o wszystkich potrzebnych składnikach i proporcjach Alfonso uważnie wysłuchał jego wycieńczonego głosu patrząc na jego to na jego spękane usta, to na oczy.
-Hmm... Widzę, że znasz się na rzeczy... Jesteś medykiem? Lekarzem? Znachorem? Nie pamiętam dokładnie tej nazwy...-powiedział drapiąc się po podbródku. -Wracając do tematu... To czym się zajmujesz?-zapytał szukając po chatce jakiegoś kubka. Znalazł jeden na stole, o dziwo nie był on brudny. Alfonso widział mnóstwo rzeczy, to plecaki, to torby, to tabakierki. W jego oczy rzuciła się stalowa biodrówka całe szczęście, że nie srebrna. Od razu do niej podszedł i odkręcił jej nakrętkę. Powąchał i powiedział szczerząc kły: -Ahh... Stara dobra czysta.-
Alfonso nalał trochę cieczy do kubka. Podał białowłosemu mówiąc: -Masz. Nie zaszkodzi ci, ale cie ogrzeje.-
Następnie Alfonso ruszył w stronę półki. Odkładał to kolejne składniki na stół mamrocząc ich kolory pod nosem.
-Zielony... Czerwony, heh jak krew... Na kominku liście obok jarzębiny.-po mamrotał kierując się w kierunku kominka. Od razu rozpalił w nim ogień, żeby nie robić tego później.
-Podbiał... Podbiał...-mamrotał delikatnie zrywając listki.
-Gdzie masz jakieś naczynie i łyżeczkę?-zadał kolejne pytanie patrząc na białowłosego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.12.16 22:53  •  Gabinet Banshee - Page 2 Empty Re: Gabinet Banshee
Patrzył na niego spod nieco przymkniętych powiek. Nie wiedział dlaczego nieznajomy, który wkrótce miał mu się przedstawić, spoglądał tak na niego. Poruszył się niespokojnie pod ciepłą kołdrą, w której obecnie chciał przeleżeć cały dzień, tydzień czy miesiąc.
Uzdrowicielem – odpowiedział szybko. – Jestem uzdrowicielem, leczę innych, jeśli tego potrzebują – dodał po chwili. Zastanowił się i zamknął oczy. Zaczął zastanawiać się ilu osobą zdążył już pomóc i czy zdołał odkupić wszelkie swoje winy. Nie, to wciąż było zdecydowanie za mało. Wiedział, że jeszcze czeka go długa droga do odkupienia i zadośćuczynienie, lecz czy nie lepiej byłoby po prostu pozwolić sobie odejść z tego przeklętego nieprzyjemnego świata, pogrążonego w strachu, fałszu i nienawiści? Nie, musiał coś zrobić. Miał cel, który musiał wypełnić.
Kątem oka spojrzał na mężczyznę, krzątającego się dookoła. Nie lubił, gdy ktoś buszował mu po domu i dotykał jego rzeczy, jednak w tym wypadku musiał na to pozwolić. Nie wypił alkoholu, który został mu podany. Szczerze powiedziawszy nie przepadał za piciem, a alkohol używał głównie do odkażania ran lub przedmiotów. Nie chciał go marnować, chociaż wiedział, że na pewno by mu nie zaszkodził.
Dwie łyżki zielonego proszku, jedna czerwonego, liście podbiału i dużo cukru, żeby dało się to wypić. Łyżka i naczynie znajdziesz w szafce pod półką z tymi proszkami – powtórzył, by mieć pewność, że najemnik nie popsuje najprostszej rzeczy do zrobienia. Potem zamknął oczy.
Obudziły go odgłosy strzelającego drewna. W kominku się paliło, a woda gotowała. Dobrze,wszystko szło zgodnie z planem. Teraz wystarczyło tylko zalać wrzątkiem ziółka i wypić.
Kończysz już? – zapytał z nieskrywanym pośpiechem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.12.16 6:37  •  Gabinet Banshee - Page 2 Empty Re: Gabinet Banshee
Alfonso wykonywał wszystkie czynności szybko i sprawnie. W międzyczasie otrzymał odpowiedź na swoje pytanie. Uzdrowiciel. Alfonso już od dawna nie słyszał tego określenia. Czyżby to była jedna z tych osób, która swoją pomocą próbuje odkupić swoje winy, czy próbuje pomóc w znalezieniu drogi ludziom tego zniszczonego, ale oczyszczonego świata?
-Spokojnie. Pamiętam.-odpowiedział na kolejne podanie przepisu lekarstwa.
Alfonso zwinnymi ruchami wyciągnął naczynie i nasypał do niego wpierw dwie łyżeczki zielonego proszku, potem jedną czerwonego, kilka liści podbiału i pięć łyżeczek cukru. Wymieszał wszystko po czym odstawił i poleciał po czajnik i wodę do beczki.
Wrócił jakąś minutę, może dwie później wieszając czajnik nad ogniem.
Siedział przez około pięć minut obserwując to czajnik, to ruchy Banshee.
-Tak tak. Kończę.-odpowiedział ściągając czajnik z gotującą się wodą. Podszedł do naczynia i zalał składniki wrzątkiem. Odstawił czajnik, wymieszał lekarstwo i przelał do kubka, z którego białowłosy mógł wypić.
Z kubkiem w ręku odszedł od stołu i usiadł przed łóżkiem białowłosego podając mu kubek z lekarstwem.
-Gotowe.-powiedział. -Zajmujesz się czymś poza Uzdrawianiem? Chciałbym wiedzieć coś o kimś kogo ratuję tak.-dodał po chwili uśmiechając się lekko. Alfonso nie narzekał kiedy brakowało mu towarzystwa, ale lubił rozmawiać. Rozmowa to bardzo ciekawy sposób na spędzenie czasu, Alfonso nie lubił ciszy w towarzystwie, bo jego wyobraźnia plus zabójcza cisza równa się medytacja,  a Alf podczas medytacji potrafił zrobić różne rzeczy...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.12.16 0:15  •  Gabinet Banshee - Page 2 Empty Re: Gabinet Banshee
Chwycił gorące naczynko w dłonie. Był już przyzwyczajony do takiego ciepła i nie wywołało ono w nim żadnej negatywnej reakcji. Odczekał odpowiednią chwilę i pozwolił aby mieszanina wystygła. Po części przeciągał moment jej wypicia, ponieważ wiedział, że będzie czekać go walka z odruchem wymiotnym i zmierzeniem się z potwornie paskudnym smakiem. Wiedział jednak, że z każdą chwilą przeciągał swoją chorobę, z której wyleczeniem nie powinien zwlekać.
Pociągnął pierwszy łyk. Nie był on zbyt duży, ale wystarczający, by wykręcić jego ciało w odrazie. Było tam zdecydowanie za mało cukru. Nie mógł jednak pozwolić sobie na marnowanie takich rarytasów. Napił się po raz kolejny, tym razem pociągnął dużo więcej mieszaniny. Spojrzał potem na swojego towarzysza. Musiał przyznać, że tamten się spisał, bo mikstura powoli zaczynała działać, ogrzewając jego ciało i wypalając chorobę.
Jestem też trucicielem – odpowiedział szybko między kolejnymi łykami lekarstwa. Nie wiedział, czy Alfonso znał się na hierarchii i stanowiskach w KNW, ale sądził, że nie musiał wyjaśniać, czym Uzdrowiciele/Truciciele się zajmowali. Z resztą on już od dłuższego czasu nie używał swojej drugiej profesji i tak właściwie to tylko znał się na tym jak wytwarzać i podawać trucizny, żeby te nie były wyczuwalne.
A ty czym się zajmujesz? Wiem, że jesteś najemnikiem, ale zapewne masz jakąś mocna i słabą stronę. Nie możesz być dobry we wszystkim – zapytał dla zagajenia. Upił ostatni łyk naparu. Czuł jak jego żołądek wariuje. Wiedział jednak, że teraz będzie czuł się coraz lepiej. Jeszcze kilka takich kuracji i wyleczy się całkowicie. Nie musiał się już martwić chorobą, tylko poczekać aż wrócą mu jego siły.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.12.16 19:17  •  Gabinet Banshee - Page 2 Empty Re: Gabinet Banshee
Alfonso uważnie przyglądał się zleceniodawcy łykającemu tą "herbatkę". Widział jak powoli wracają do jego ciała siły witalne i lekko się uśmiechnął.
Doczekał się odpowiedzi na poprzednie pytanie. -Trucicielem.-powtórzył cicho. Wiedział czym zajmują się truciciele, oraz słyszał, że ma to jakiś związek z kościołem nowej wiary, czy jak to tam się nazywa. Wnet białowłosy dopił resztki lekarstwa i zadał mu pytanie. Pytanie nie było bardzo skomplikowane, ale odpowiedzieć na nie Alf mógł na kilka sposobów. Przyłożył pięść do ust, odchrząknął, aby nie wydawać z siebie niekontrolowanych dźwięków i odpowiedział: -Czym się zajmuję? Tak, tak jestem najemnikiem, jeżeli rozwinąć by pojęcie mojej profesji to dokonuję się przeróżnych zleceń. Zabójstwa, ochrona, likwidacja zagrożenia, zastraszanie, eskorta przez pustynie i pustkowia, pomaganie w czymkolwiek i tak dalej. Owszem nie jestem dobry we wszystkim.-tu się uśmiechnął.-Ale podejmuję się niemalże każdego wyzwania, ponieważ uważam, że rozwijanie swoich umiejętności i poszerzanie wiedzy to bardzo ważna rzecz w życiu... Człowieka.-ostatnie słowo powiedział patrząc na swoje poranione ręce.-Brzmi to może trochę nieprofesjonalnie, ale uwierz mi. Zlecone zadania staram się wykonywać bardzo starannie, w końcu trzeba za coś żyć.-zakończył wypowiedź strzykając kośćmi palców.
Spojrzał głęboko w oczy białowłosego i uśmiechnął się.
-Mógłbyś mi opowiedzieć coś więcej o tym całym Kościele... Nowej wiary tak? Zdaje mi się, że to dość ciekawy temat.-powiedział opierając łokcie o swoje kolana.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.12.16 22:42  •  Gabinet Banshee - Page 2 Empty Re: Gabinet Banshee
Kiwnął głową ze zrozumieniem. Zamyślił się, gdy usłyszał słowo człowiek. Teraz jego rozkojarzony i zmęczony chorobą umysł nie był w stanie bronić się przed napływającymi myślami. Nie pamiętał ile to już czasu minęło odkąd on sam był człowiekiem i kiedy mu tą przyjemność odebrano, chociaż całe zdarzenie pamiętał tak wyraźnie, jakby miało się to zdarzyć poprzedniego dnia. Pamiętał ból, strach, tęsknotę i inne uczucia, których szesnastolatek nie powinien czuć w takiej ilości.
Miarą dobrego wojownika nie jest to w ilu rzeczach jest dobry, tylko jak sobie radzi ze słabościami – powiedział mądrze, przypominając sobie dawno usłyszane słowa, które kiedyś wydawały mu się głupie, ale z biegiem kolejnych lat zdążył docenić ich znaczenie i naukę, którą ze sobą niosły. Spojrzał na Najemnika i westchnął lekko, podając mu naczynie, z którego pił. Po jego plecach przebiegły dreszcze, a żołądek nadal zaciskał się ale chęć zwracania lekarstwa minęła.
Nie mam zamiaru rozmawiać o kościele. Na zewnątrz jest pełno kręcących się Aoistów, którzy z chęcią uraczą cię swoimi kazaniami – mruknął cicho. Nie chciał rozmawiać o czymś przed czym zaszył się w tym miejscu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.12.16 12:51  •  Gabinet Banshee - Page 2 Empty Re: Gabinet Banshee
-Wojownika...-powtórzył lekko się uśmiechając. -Rozumiem co chcesz przez to powiedzieć przyjacielu, ale muszę cię zmartwić. Nie jestem wojownikiem. Po prostu jak setki innych staram się przeżyć.-zatrzymał się, po czym kontynuował, jakby bardziej do siebie.-A może nie staram się przeżyć? A może przyzwyczaiłem się już do takiego życia? Przywykłem do tego, że to jest mój świat, moje miejsce? Po co ludziom wracać do starych nawyków i znów zniszczyć piękno tego świata. Wiedza... Ludzie powinni się uczyć, uczyć na błędach... Każdy z nich mówi, że jest człowiekiem, ale czy którykolwiek, kiedykolwiek nim był?-zakończył wpatrując się w płomyki tańczące po kawałkach drewna w kominku. Zdjął z siebie czerwoną bluzę odsłaniając swój tatuaż w całej swej okazałości. Tatuaż wyglądał mrocznie, a jednocześnie pięknie przy tym "świetle".
-Nie, nie... Nie chodzi mi o kazania. Interesuje mnie to jak to jest walczyć z aniołami, o ile w ogóle to prawda. Osobiście nie wierzyłem nigdy w boga i tak dalej, dlatego też mnie to interesuje.-powiedział patrząc prosto w oczy białaska.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.12.16 23:47  •  Gabinet Banshee - Page 2 Empty Re: Gabinet Banshee
Piękno tego świata – zastanowił się nad słowami mężczyzny, które brzmiały dla niego jak jakiś śmieszny oksymoron. Gdyby miał nieco więcej siły na pewno by się roześmiał – Ja kiedyś byłem człowiekiem – mruknął, ale najemnik z pewnością zauważył już, że Sidhe był wymordowanym. Nietrudno było to odkryć. – Świat w którym żyłem ja, był piękny. Moim jedynym zmartwieniem w tamtym czasie było to czy zdążę odrobić zadanie domowe do szkoły i czy moja mama zrobi moją ulubioną zupę na obiad. Śmieszne jest to, jak w czasach kryzysu ludzie rzucają się na wszystko, co można włożyć do ust, choćby był to kawałek gnijącej padliny. Wszystko po to, by zaspokoić palący głód. Kilkaset lat temu nie zjadłbym niczego, co muszę jeść teraz – westchnął i oparł głowę o poduszkę. Spojrzał w sufit, na którym oczywiście nie znalazł niczego ciekawego, więc szybko przeniósł swój wzrok na towarzysza rozmowy. Od razu zwrócił uwagę na tatuaż zdobiący ramie najemnika. Białowłosy mimo posiadania kilku podobnych ozdób, nie był fanem czegoś takiego. Uważał to za szpecenie swojego własnego ciała.
Walczą, walczą, chociaż ja sam uważam to za głupotę – pwoeidział. Nie obchodziło go to, co pomyśli sobie o nim jako o członku KNW Alfons. – Bo widzisz, anioły ze swoimi zdolnościami są w stanie pomóc potrzebującym. Myślę, że odtrącanie takiej pomocy i wymierzanie wojny tym istotom jest niczym walka ryb z wodą – wyjaśnił. – Skąd pomysł na tatuaż? – zapytał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach