Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 13.10.16 1:58  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Tamagotchi?
Może? – Przymrużył oczy w zastanowieniu, choć każda ewentualna próba skonkretyzowania tego, skąd mogli się znać – o ile w ogóle się znali – i tak kończyła się fiaskiem. Nie trzeba było zresztą długo czekać na zagłuszenie wszelakich myśli – Harakawa i jej niezawodny ton głosu wciskający się do uszu z nadzwyczajną skutecznością i tym razem wyrwał Kyouryuuego z zastanowienia. Przemilczał nawet motyw znajomych Matthewa, choć do tej pory ten wydawał się dla niego priorytetem.
Morze? – prychnął zaraz, jednym haustem dopijając drinka. Podniesionym palcem wskazującym przywołał barmana i zamówił kolejną pozycję, tym razem z alkoholem. ─ Słyszałem, że jest zatrute, a niektórzy twierdzą, że po kontakcie z nim ludzie zamieniają się w potwory. Dlatego nie sądzę, żeby wyprawy poza Miasto były bezpieczne. – Odchrząknął znacząco. ─ Jeżeli chodzi o zwykłych mieszkańców, rzecz jasna. Wojsko jest wyspecjalizowane. Asortyment też pewnie mają dostosowany do skali zagrożenia i żadne skażone wirusem wody im niestraszne. Ale szary obywatel? – Pokręcił głową, jakby zobaczył przed oczami obraz statystycznego Kowalskiego-san na skraju M3 i Desperacji i tylko ten nagły ruch mógł rozwiać mglistą wizję takiej niedorzeczności. ─ To nie zabawa. Rząd stale uczula, by być ostrożnym, szczególnie wtedy, gdy mieszka się na obrzeżach. Wyjazdy do innych Miast też są rzadko organizowane. Powietrzna opcja jest ponoć szczególnie nielubiana, kilkakrotnie jakieś bydła strącały samoloty pasażerskie, a ileż można angażować helikoptery ze świadomością, że połowa z nich i tak wybuchnie uderzając w jedną ze skalnych ścian albo rozbijając się na pustkowiach?  Nawet jednostki wojskowe nie wracają, a na pewno nie w komplecie. Poza murami żyją stworzenia, o których nie opowiadano od tysięcy lat. Teraz to wszystko wycieka, zresztą, dzięki samemu dyktatorowi. Wygląda na to, że chcą uświadomić społeczeństwo, może jakoś nas wyczulić na zagrożenie. Droga typowo lądowa jest tak samo problematyczna. Jakby spojrzeć na to z perspektywy...
Ściął się nagle, zaciskając mocno usta w cienką linię – tak mocno, że wargi zniknęły z pola widoku. Przed nim stała już szklanka z drinkiem. Nawet nie zauważył, w którym momencie barman podszedł do niego i postawił kolory napój tuż przed nosem, ze szkłem milimetr od opartej o blat dłoni. Ciemne brwi od razu ściągnęły się ku sobie, jakby najwyższym priorytetem było rozgryzienie tej krótkiej zagadki, ale szybko doszedł do wniosku, że wszystko mu jedno – problemem nie było to, że odpłynął. Problemem było to gdzie odpłynął i jak silny okazał się nurt.
Dłonią przesunął po ustach. Był niemal przekonany, że wciąż czuje gorzki smak słów, jakie cisnęły mu się na wargi, jak raz nie będące uformowane w szczeniacki uśmiech typowego chłopaka z liceum.
Nieśpiesznie odsunął rękę od twarzy i ujął w palce lodowatą, wilgotną szklankę. Podniósł ją, by upić kilka łyków. Nie czuł różnicy – alkohol nigdy nie wywoływał u niego szczególnych skutków ubocznych. Może dlatego w czasie wymiany zdań między Mattem a Verity, zdążył wyżłopać całą porcję i zamówić jeszcze jedną.
Gdzieś tylko w trakcie zerknął za Ylvą, śledząc jej sylwetkę tak długo, aż ta nie dotarła do niewielkiej grupki znajomych. Odchylił głowę na bok, wracając wzrokiem do barmana, naraz się uspokajając. Wystarczyła sekunda, by zamilkł i druga, by zdał sobie sprawę, że może jego relacja z Ylvą była na swój inwazyjny sposób zwyczajnie przytłaczająca.
Nie ukrywając – wraz z nią stanowił hałaśliwy duet. Obojętnie czy gadał sam, czy oddał jej lejce w rozmowie – najczęściej przodowali w pogadankach ciągnąc tematy dla innych niezrozumiałe. Z zimnym szkłem na ustach przy upijaniu kolejnego łyka pomyślał, że jakakolwiek demonstracja zażyłości innych wprawia w zakłopotanie.
Może nawet rozdrażnienie.
Kątem oka wychwycił Matta, który pochylał się w stronę Verity, może podnosząc tym skuteczność w przebiciu się przez dudnienie muzyki. Jednak wystarczyło tak niewiele, żeby między dwoma aspołecznymi jagniętami nawiązała się nić porozumienia. Chcąc to wykorzystać uniósł na moment spojrzenie i odstawiwszy szklankę na blat, zsunął się z krzesła.
Zaraz wrócę – zapewnił obronnie, machinalnie zerkając na nadgarstek. Identyfikator wskazywał godzinę za piętnaście dwudziestą pierwszą. ─ Dowiem się co z Hibiki.
Mijając Ylvę lekko dotknął dłonią jej dłoni, skinięciem głowy witając się z jej znajomymi.
Trzeba się rozeznać w sytuacji.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.10.16 20:49  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Pomimo laserowych wiązek doładowujących, włączonego trybu oszczędzania energii oraz wyłączenia wszystkich funkcji poza tymi, które były niezbędne do jej prawidłowego funkcjonowania i rozumienia emocji, wolała się nie nadwyrężać. Pierwszy raz od dość dawna wystawiała się na duży pobór mocy, a przeprowadzone wcześniej testy obciążające były tylko teoretyczne - nie było praktycznej utraty androidzich sił. Dochodziły też czynniki nieoczekiwane, w końcu byli w przestrzeni publicznej i mimo ochrony mogli zostać zaatakowani. I nie, nie zamierzała się wtedy ewakuować tylko ochraniać swoich gości. Byli ważniejsi od niej, bo przede wszystkim nie żyli życiem sztucznym a prawdziwym.
Wydostała się wreszcie z głównej sali i tłumu tańczącego przy głośnej muzyce. Na niej dźwięki nie robiły żadnego wrażenia, nie odczuwała jej tak jak inni. Istoty z prawdziwym ciałem odczuwały drgania, przytłoczenie, czasem lekkość. Dla niej były to po prostu fale dźwiękowe opatrzone wielką definicją, zmieniające się, skaczące. A jednak zdecydowała się oprócz działalności naukowej podjąć również pracę przy tworzeniu tych fal tak, by podobały się tym, którzy będą ich słuchać.
Przywróciła część mniej ważnych procesów w trakcie kończenia korzystania z technologii zmieniającej wygląd. Zamrugała parę razy pod maską, upewniając się, że na pewno powieki zostały wykształcone, a następnie wyłączyła holograficzne dodatki i podniosła szybkę, pokazując swoją srebrzystą twarz niepokrytą syntetyczną skórą. Zatrzymała się na moment widząc patrzącego w jej stronę osobnika. Uśmiechnęła się przyjaźnie i podeszła bliżej. Jako, że muzyka w tym miejscu była dość głośna, nie próbowała się nawet odzywać. Zamiast tego objęła chłopaka, kładąc mu jedną rękę na barkach i delikatnie wczepiając się palcami w materiał marynarki. Nie chciała przerzucać na niego zbyt dużego ciężaru, bo pomimo podobnego wzrostu, była od niego zdecydowanie dużo cięższa. Ale nie chciała też robić lewitującej ręki friendzonu. Zawracając go, czy to wbrew jego woli czy też nie, ruszyła w kierunku pozostałej dość wesołej gromadki usytuowanej przy barze.
- Jak się bawicie, mordki? - zapytała radośnie, przebiegając wzrokiem błękitnych ślepi po każdym zgromadzonym. Przysiadła na jednym z kilku wolnych stołków i podparła głowę na ręce opartej o blat.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.10.16 18:00  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Nie wie ile czasu spędził już przy barze, ale kogo by to interesowało.
Darmowy alkohol, jest.
Darmowe jedzenie, jest.
Brak wojskowych, którzy by go chcieli dorwać, pyk, zaliczone.
Pił już nastą kolejkę niezbyt mocnej, ale smacznej mieszanki, dzięki czemu wciąż utrzymywał się spokojnie na nogach, ale był znacznie bardziej rozweselony.
(i to jest ten moment, że nie wiem czy to co tworzysz będzie z innym userem, używasz Fenka czy zwykłego NPCa, jak cokolwiek poza opcją drugą to nie ma sprawy).
Obserwował wszystkich i wszystko, wesoło wybijając skoczny rytm na blacie i rękojeści katany, która grzecznie siedziała w środku. Potrafił się zastosować do zasad kiedy sytuacja tego wymagała, a rozpoczęcie burdy w centrum M3 byłoby samobójczym aktem, dlatego też miał nastawienie defensywne. Dopóki ktoś nie zrobi mu czegoś, tak on będzie grzeczny i nawet paluszka nie utnie.
- Następną proszę, dla siebie i gwiazdy wieczoru!
Ją też przyuważył, szybko się domyślił, że to dzięki niej cała akcja, to niech przynajmniej się napije. Definitywnie na to zasłużyła. Plus widząc kogoś odrutowanego czuł jako-taką więź między nimi, zapewne więź na bazie smaru i elektrod.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.10.16 0:43  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Przepraszam jeżeli czegoś nie ogarnę, nagle się zrobiło strasznie dużo postaci.

-Jesteś stamtąd?
Ożywiła się wyraźnie, przeobrażając wyraz twarzy z mieszanki znudzenia i przestrachu na szczere zainteresowanie. Nie spodziewała się w tak przypadkowej sytuacji spotkać kogoś, z kim dzieliła pochodzenie! W końcu to nie była taka zaś codzienne sprawa, by podróżować sobie pomiędzy Miastami. Co innego dyplomaci, politycy i żołnierze, ale dla nastolatków nie było to powszechne zjawisko. Verity to już w ogóle był osobny, specyficzny przypadek. Może to dlatego zetknięcie się z inną osobą z M-1 było dla niej tak przyjemnym doświadczeniem. Pod wpływem tegoż rozradowania zeskoczyła ze swojego wysokiego krzesła i podeszła bliżej swojego dotychczasowego rozmówcy, nie chcąc stracić ani pół słowa w panującym dookoła hałasie. Po drodze lekko kopnęła swój plecak wzdłuż baru, aż zatrzymał się u stóp Matta - kwestie bezpieczeństwa własnego i mienia przede wszystkim - by w ślad za nim zaraz pojawiła się zielonowłosa i przystanęła w przyzwoitej, acz o wiele wygodniejszej odległości. Teraz przynajmniej nie trzeba było podnosić głosu, by usłyszeć siebie nawzajem w panującym dookoła wesołym gwarze. I co z tego, że byli na koncercie i siła rzeczy musiało być głośno? Nie co dzień trafia się tak interesujący rozmówca.
- Jestem stamtąd - potwierdziła, uśmiechając się przy tym szeroko. Była w tym swego rodzaju duma z tej niewielkiej, ale zawsze jakiejś oryginalności. Dobrze było znaleźć jakiś wspólny temat z nowo poznaną osobą, a ten, który im się trafił, był wręcz wyśmienity. Już nie mogłaby mieć za złe nikomu, że dała się wyciągnąć na hałaśliwą i pełną ludzi imprezę. Nawet samej sobie.
- Właśnie wydaje mi się, że była, ale nie dam za to głowy. Nie pamiętam za dobrze, bo w końcu na ten koncert nie poszliśmy, ale to mogła być właśnie Hibiki. Może z rok czy dwa temu, tak myślę - kontynuowała, w międzyczasie opierając się plecami o bar i wpychając łokcie do tyłu na kontuar. Nie przeszkadzała jej pozycja stojąca, ale w sumie po co się męczyć. Podczas dyskusji gestykulowała żywo, ale ruch ograniczał się głównie do dłoni i palców, ewentualnie kiwnięć głowy, przez co była zmuszona nieustannie poprawiać wpadającą do oczu zieloną grzywkę. Raz, drugi i trzeci odsunęła ją palcami, ale w końcu poddała się i już tylko co jakiś czas dmuchała do góry, udając że wcale nie przegrała batalii z własnymi włosami.
- Morze... - wtrąciła do dyskusji nieco rozmarzonym tonem -... chciałabym zobaczyć coś takiego. Może sobie być skażone, trujące, nawet zielone w różowe ciapki, ale chciałabym zobaczyć coś tak ogromnego. Albo najlepiej cały ocean! I góry też... to musi być niesamowity widok. - Odruchowo spojrzała na sufit, jak gdyby zamiast niego spodziewała się ujrzeć strome, kamieniste zbocze i szczyt górki ukryty w chmurach. Niestety, tego typu atrakcje oglądać mogli tylko wojskowi podczas wypraw za mury, a dla przeciętnego śmiertelnika było to zbyt niebezpieczne. Pozostawały zdjęcia i ilustracje w książkach; ewentualnie zawsze może poprosić tatę, żeby jej co nieco opowiedział. Adrian nie był co prawda zbyt wielkim entuzjastą snucia tego typu opowieści, ale zgodnie z dotychczasowym doświadczeniem dziewczyny odpowiednio duża porcja bigosu była w stanie przekonać Polaka do wszystkiego.
- Phhh - fuknęła, sprzedając Ruuce lekkie pacnięcie z otwartej dłoni w ramię. - Człowiek się już zdąży rozmarzyć, a ty od razu musisz wjeżdżać z buta z takim pesymizmem. - A podobno to Ver była smutasem po załamaniu nerwowym. Jak widać każdy miał swoje lepsze i gorsze momenty, a zielonowłosej akurat trafiły się wyżyny kondycji psychicznej. Ewentualnie po prostu maskowała dobrym humorem narastającą gdzieś w środku chęć ucieczki od wszystkiego, co nosi w sobie pierwiastek życia.
- A takie niebo? W sensie prawdziwe niebo, nie kopuła Miasta? Prawdziwe słońce, księżyc, gwiazdy, chmury... myślicie, że wyglądają inaczej niż te, które widzimy tutaj? - Tak, te zdecydowanie chciałaby zobaczyć o wiele bardziej niż morze czy góry. Prawdziwy nocny nieboskłon usiany gwiazdami, z dala od świateł, tylko czarna przestrzeń i maleńkie światełka. Mogła sobie tylko wyobrażać, jak wygląda coś takiego, no i oczywiście widziała kilka ilustracji i starych map nieba. To jednak niewiele miało wspólnego z prawdziwym obrazem, co autor pewnej książki dość dokładnie opisywał. Jeszcze niedawno zaczytywała się w poetyckich opisach nocnego nieba, nim z konieczności przerzuciła się na lektury szkolne i podręczniki dla starszych klas.
I tak właśnie w temacie gwiazd, nie minęła chwila gdy tuż obok pojawiła się sensacja wieczoru - Hibiki Nakashima we własnej osobie. Verity nie należała do tego gatunku osób, które zamierzałyby w tej chwili oddać się szaleńczemu piskowi lub zemdleć z wrażenia; raczej przyjrzała się osobie piosenkarki, a później jakiemuś dorosłemu facetowi, który również podszedł do baru.
- Uch, robi się tłum - mruknęła ściszonym głosem, tak że usłyszeć ją mógł najpewniej tylko zlokalizowany odpowiednio blisko Matthew. Bo też i nie o to jej chodziło, by kogokolwiek wyganiać; byli na koncercie i ścisk był zjawiskiem naturalnym, jednak Amerykanka naprawdę wiele by dała, by odczuwać go choć trochę mniej. Nagłe nagromadzenie obcych osób dookoła nie było zbyt komfortowym doświadczeniem, szczególnie że znajome twarze zdawały się znikać jedna po drugiej.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.16 0:53  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Ingerencja Losu

Jesień, to pogoda sprzyjająca przeróżnym wirusom i bakteriom. Niestety, Ego, Ruuka i Verity nie zdołali się odpowiednio zabezpieczyć, więc choróbsko dopadło i ich. W pewnym momencie zaczęli odczuwać ból brzucha, a w następstwie nastąpiły wymioty i biegunka.

Ego, Ruuka i Verity chorują na zatrucie pokarmowe
Choroba będzie trwała przez 2 sesje. Sugeruję nawadnianie organizmu.
Po zażyciu leku postać będzie osłabiona przez jedną sesję (potem nastąpi wyzdrowienie)
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.11.16 22:33  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
I choć łyka alkoholu w ustach dziś jeszcze nie miał, niedaleko mu było do staniu podobnego jak pierwsze chwile procentowego przyćmienia. Wszystko wydaje się być odrobinkę dalsze i twoje ruchy stają się jakby... trochę jak... hm, jak nie twoje. I do tego szumiało mu w głowie? Być może było to spowodowane przez to całe morze o którym rozmawiali. Może tak, a może nie. Morza powinny szumieć, tak? Mocno i odlegle, o wiele bardziej majestatycznie niż chlupot nawet dużych basenów czy jezior. Podobała mu się koncepcja morskiego horyzontu.
- Przecież są tu góry - wymamrotał do słów Verity. Wiedział, że nie o takie góry jej chodziło. Sztucznie wzniesione masywy od wschodniej strony miasta, nie najwyższe, nie prawdziwie prawdziwe, ale no, góry, strumyczki, pola. Był tam może ze dwa razy. Lepsze to niż nic. Albo po prostu miał niskie wymagania. Powinien dopytać Yurego, przyjaznego znajomego biomecha zza Muru, czy są tam jakieś wysokie góry w okolicy. Jakieś radioaktywne morza krwi czy coś. Matt nie był wybredny i całkowicie dobrze i wygodnie i w porządku było mu w M3, i nie czuł chęci zobaczenia niczego, ewentualnie tego morza i to tylko po to, żeby utopić się w nim.
Nie rozumiał chęci Verity zerknięcia za kopułę. Ale słuchał uważnie i patrzył na jej rozmarzenie w oczach. Patrzył z odrobiną zazdrości, a za nim narastał szum ludzkich głosów, więc zerknął za siebie żeby poczuć się jeszcze trochę bardziej nieswojo niż już się czuł - niepewny nowych znajomych, głośnej muzyki, samego siebie. Jeszcze mu do pełni szczęścia potrzeba androida. Muzyka muzyką, dobrą muzykę tworzyła, ale co poradzić na nieswoje i sprzeczne uczucia wobec stu kilo metalu z ułudą sztucznych emocji. Zaraz ktoś też krzyknął o drinki, więc przekręcił spiętą szyją na bok tylko po to, żeby stać się najsmutniejszym chłopcem we wszechświecie, bo uczucie pewnego specyficznego napięcia wzniosło się w nim niepokojąco, kiedy chcąc nie chcąc jego kleptomania postanowiła rozruszać kości. Przełknął ślinę odwracając wzrok od świstka czegoś - papieru, banknotu, papierka po cukierku czy cokolwiek to było, co wystawał trochę z kieszeni Fenrira. Wystawało i kusiło.
Odwrócił wzrok w stronę Hibiki badając w którą stronę skieruje się, a kiedy zorientował się że ma przy sobie Ruuke, dotarło do niego, że zaraz będą przy barze. Wyłapał ostatnie słowa zielonowłosej.
- Całe to miejsce to jeden wielki tłum - zauważył ale kiwnął, że tak czy siak zgadza się z nią. Nie wiedział jak Ver, ale zdecydowanie musiał odetchnąć gdzieś z boku. Był jedną z tych osób które unikały tłumów i uciekały w puste miejsca, ale swoją małością i apatią czyniły każde miejsce jeszcze bardziej puste, jakby wszechświat próbował go ignorować.
Złapał jej spojrzenie i pośpiesznie kiwnął głową na bok proponują na chwilę oddalenie się. Wstał pierwszy i ruszył przed siebie i jeśli chciała, pójdzie za nim.

Wyminął jednego czy drugiego imprezowicza, a potem wpadł komuś w pierś. Różnica wzrostu robiła tu swoje. Nerwowo drżała mu ręka.
- Ouch.. p-przepraszam - wymamrotał ściśniętym głosem do Fenrira i szybko odsunął się, i jeszcze szybciej ruszył ku korytarzom. W garści ściskał skradziony papier. Przymus przywłaszczenia sobie czegoś ustępował poczuciu spełniani i ulgi. Nie ma to jak stara, dobra kleptomania, zwłaszcza, że nawet nie wiesz że ją masz. Niech ktoś ukróci męki tego studenta, już nic więcej dla niego zrobić się nie da.

< zt tutaj >
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.11.16 0:08  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
- Ale nie takie... na ilustracjach z nowych wydań dawnych książek widziałam góry tak wysokie, że na górze zawsze leżał śnieg i nie dało się na nie wyjść bez zbiornika z tlenem. Takie pewnie by się tu nie zmieściły, a szkoda. Wyjść na coś takiego... - urwała z nieco rozmarzonym tonem. Nie była wielką entuzjastką wspinaczki ani żadnych sportów, ale kto mógł jej zabronić snów o wielkich osiągnięciach? Czytała przecież o pierwszych zdobywcach Mount Everest, którego zapewne nikt nie widział od setek lat i nie wiadomo było, czy ta góra jeszcze wygląda tak, jak widzieli ją ludzie żyjący przed apokalipsą i erą Miast. Zupełnie inne były wzgórza w M-3 przy porównaniu do prawdziwych gór, tak samo jak sztuczne jeziora nie mogły się pewnie równać z bezkresem oceanu. Niestety, mogła sobie tylko wyobrażać te cuda i oglądać zdjęcia oraz rysunki, które zachowały się z dawnych czasów. Nie było to jednak to samo, co ujrzeć rozszerzoną wersję natury na własne oczy.
- Ale teraz tak trochę... bardziej - uzupełniła, spoglądając wymownie na tłoczących się przy barze ludzi i nie-ludzi. Nagłe nagromadzenie żywej masy wokół wywoływało u Verity narastające uczucie niepokoju i nieprzyjemny ucisk w drogach oddechowych, jakby nagle z pomieszczenia zniknął tlen. Nie była to zaś aż taka abstrakcja, gdyż rzeczywiście im więcej osób oddycha, tym mniej powietrza się jeszcze do tego nadaje. Zdecydowanie przydałoby się nieco odetchnąć i wyrwać z tego ścisku. Gdy więc tylko zauważyła jednoznaczny gest Ego, zwinęła swój nieduży plecaczek i ruszyła za nim. Chciała jeszcze dać znać Ruuce lub Ylvie, że zamierza się oddalić, ale nie chcąc zgubić Matta nie zdążyła zaczepić żadnego z nich. Mogła tylko mieć nadzieję, że którekolwiek z nich zdołało zauważ, że wychodzi. Już po chwili, która zdawała się wpierw wiecznością, wypadła na korytarz i tam, już w mniejszym towarzystwie, pozwoliła sobie na głęboki wdech. Ale chociaż atmosfera nieco się rozrzedziła i uścisk w płucach zelżał, kolejne nieprzyjemne uczucie nawiedziło Ver.
Jakby wszystko, co dzisiaj zjadła i piła, próbowało się wydostać tą samą drogą, którą weszło.
Przełknęła nerwowo ślinę i odetchnęła głęboko parę razy, nie zwalniając tempa.

[zt -> tutaj]
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.11.16 20:41  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Szedł szybko i trochę chwiejnie, próbując wyminąć ludzi pląsających wokół niego. Miał dowiedzieć się co z Hibiki i to nie było kłamstwem. Ale i tak podskórnie czuł się źle, że wziął ją sobie za pierwszy lepszy argument, żeby zmyć się ze strefy... No, Ruuka? ─ warknął do siebie w myślach, kładąc rękę na ramieniu jakiegoś wrzeszczącego gościa. Odepchnął go, wpychając w tłum wybijający rytm nogami. Po jaką cholerę dałeś się tak łatwo...
Z gardła Kyouryuu'ego wyrwało się nagłe charknięcie, które ucięło wszystkie myśli przewijające mu się przez głowę. Szyja przez sekundę ścisnęła się, uniemożliwiając przepływ powietrza, a potem nagle powróciła do poprzedniego stanu, gdy stopa chłopaka cofnęła się i opadła na miejsce, z którego dopiero co się odlepiła.
Nie wiedział po co, ale podniósł ręce. Jedna z nich oparła się o dłoń, która zwisała mu z barku, druga minęła się z biodrem nieznajomej o milimetry.
Co do... ─ Nie dokończył.
Żołądek zmiął się, a twarz Ruuki, na pewno, stała się zielona, fioletowa, znów zielona, a potem niebieska, gdy zaciskał usta, dając się prowadzić do baru. Ile dałby wcześniej, by sytuacja, w jakiej się znalazł teraz, miała w ogóle miejsce? Na pewno wiele. Gdzieś podświadomie, głęboko, w starej skrzyni osadzonej na dnie umysłu, nadal pamiętał po co tutaj przyszedł. Chyba nawet "coś" próbowało do niego dotrzeć i tym "czymś" była pewność, że działy się rzeczy, które chciał, by się wydarzyły.
A jednak, kiedy tylko dotarli do baru i jego ręka z plaśnięciem opadła na płaską powierzchnię blatu, twarz nastolatka wykrzywiła się koszmarnie, a on sam złapał się za brzuch. Wziął głęboki wdech, próbował ustabilizować oddech, skupić na konkretnym elemencie spojrzenie.
Przeprasz... ─ Bardziej wymamrotał, niż powiedział. Było źle. Czuł, że śniadanie mija już przełyk i powoli kładzie się na języku...
W tym momencie odwrócił się gwałtownie i ruszył szybkim krokiem przed siebie, z nadgarstkiem dociśniętym do ust.

następny temat
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.12.16 2:53  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Pokręciła lekko głową, a przez jej "myśli" przebiegło tylko jedno słowo: młodzież. Nie domyśliła się, że coś im się mogło przydarzyć. Im lub raczej ich żołądkom. Rzuciła przelotnym spojrzeniem po ich szklankach, jakby tam szukając odpowiedzi. Wzrokiem przesunęła też po barmanie, ale do niego wrócić planowała dopiero za chwilę. Ostatecznie zatrzymała się na biomechu, do którego przyjaźnie się uśmiechnęła. Przysiadła obok, choć nie miała za wiele czasu. Wypiła z nim kolejkę, choć skorygowała zamówienie o brak alkoholu, który w tym momencie mógł zadziałać na nią w dziwny, a wręcz niekontrolowany sposób - w końcu powyłączała zbędne funkcje, w tym tą, która częściowo unieszkodliwiała działanie procentów. Mały łyk mógł zarówno wywrócić ją na drugą stronę jak i nie zrobić na niej żadnego wrażenia. Wolała jednak nie ryzykować. Pogadała chwilę, ale wiedziała, że musi się zaraz zmywać.
Kiwnęła głową do Ismy i podniosła swój metalowy zadek ze stołka. Rzuciła zadziorny uśmiech do Fenrira, spokojne spojrzenie do barmana-androida, który przyszedł na swoją zmianę i zostawiła to wszystko, wracając do roboty.
Niedaleko szklanki Fenka pozostała jednak serwetka z napisanym numerem telefonu i narysowaną buźką wyrażającą mrugnięcie. Ot, bo czemu by nie.


/zt + Isma
Porwę się, bo kto mi zabroni. Fenek, jesteś brany pod uwagę ;p
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.02.17 2:43  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Imię i nazwisko — Roman Deveraux; Data urodzenia — 28.02.2974 r.; Miejsce urodzenia — M-5; Stan cywilny — kawaler; Zawód — freelancer; Czas trwania pobytu w M-3 — sześć lat; Powód przyjazdu — sprawy służbowe.

Klik. Kilk.
Smukłe palce naciskały na klawisze opatrzone poszczególnymi literami. Ich właściciel średnio raz na trzydzieści sekund rzucał krótkie spojrzenie rozłożonym na biurku papierom. Roman Deveraux, według bazy S.SPEC nie był notowany i nigdy nie miał problemów z prawem, a przynajmniej nikt mu takowych nie był w stanie udowodnić. Havoc miał zamiar obalić ten stan rzeczy. Posiadał bowiem niemal stu procentową pewność, opartą na poszlakach w postaci nagrań z monitoringu i notatek nieudolnych śledczych, że tejże mężczyzna był zamieszany w liczne kradzieże na terenie utopijnego miasta.

Imię i nazwisko — Alan Adrien Sartre; Data urodzenia — 03.09.1980 r; Miejsce urodzenia — Paryż, Francja; Stan cywilny — żonaty; Zawód — fizyk nuklearny; Data śmierci — 18.08.2010 r; Przyczyna śmierci — radiacja.  

Klik. Kilk.
Oderwał palce od maszyny do pisania. Niebieskie tęczówki zatrzymały się na dłuższą chwilę na jednej z kartek papieru. Przysunął ją do siebie bliżej. Roman Deveraux do złudzenia przypominał Alana Sartre. Byli niczym bracia bliźniacy z dwóch różnych epok, co nie umknęło uwadze komuś tak dokładnemu i rzetelnemu w swoim działaniu. Mike Havoc musiał się sporo natrudzić, by dzięki pomocy jednego z hakerów – sam w końcu unikał kontaktu z technologią i nie był z nią zaprzyjaźniony w zadowalającym go stopniu – znaleźć informacje o ówże fizyku, który przyczynił się do znacznego rozwoju energii atomowej na terenach dawnej Francji, która paradoksalnie było jedną z wielu przyczyn składających się na wyniszczenia tego państwa w dobie apokalipsy.  
Potarł kciukiem nasadę nosa. Nie mógł jednocześnie udowodnić Romanowi Deverauxowi oszustwa w tym zakresie. Stopień podobieństwa nie był w tej materii żadnym wyznacznikiem i dowodem w sprawie, czego informator był boleśnie świadom. Równie dobrze mógł być przodkiem Alana Sartre, mimo iż ten, jak twierdzi opublikowana w Internecie biografia fizyka, oficjalnie był bezdzietny. Jedynym dowodem potwierdzającym tę tezę mogło być pobranie krwi mężczyzny i zbadanie jej pod kątem obecności wirusa X, lecz takowej czynności nie dało się wykonać bez jego uprzedniej zgody. Sam Mike Havoc mógł oczywiście zdobyć taki nakaz, lecz świadomy ewentualnych konsekwencji nie miał zamiaru tego uczynić, tak samo zresztą jak dzielić się zgromadzonymi  na przestrzeni dwóch miesięcy informacjami z przełożonymi. Ich kolekcjonowanie nie miało na celu udowodnienie Romanowi Deveraux winy. Zatem informator, przed zniszczeniem ich, chciał zapamiętać jak najwięcej szczegółów, dlatego też je przetwarzał na kilka różnych sposobów. Miał wobec tego człowieka poważne plany na stopie prywatnej.  
Wyjął kartkę z maszyny do pisania i wstał. Wiernie czuwający przy jego nodze Halk podniósł łeb ku górze, jednak nie ruszył się nawet o milimetr, nie wydał też z siebie żadnego dźwięku, lustrując swojego właściciela bystrym spojrzeniem. Havoc natomiast nie poświęcił psu należytej uwagi, w chwili obecnej całkowicie ignorując jego egzystencję. Wyciągnąwszy z szuflady jedną z pustych, nowiutkich teczek, wyzbierał papiery z biurka i włożył je do niej, segregując. Parę minut później dowody w sprawie kradzieży zostały strawione przez języki ognia w kominku. Mike Havoc przez krótki moment przypatrywał się tej procedurze bezemocjonalnie, by następnie zerknąć na przepustkę w celu sprawdzenia upływającego nieubłagalnie czasu i udać się do łazienki.
Nadszedł czas, by wcielić swój plan w życie.

*

Stuk. Stuk.
Czterocentymetrowe obcasy w kontakcie z kostką brukowaną wydawały z siebie charakterystyczny dźwięk, który mimowolnie zwracał na siebie uwagę przed jednym z najbardziej chwalonych i odwiedzanych klubów w mieście, gdzie niedawno odbył się koncert ikony muzyki pop. Ich właścicielka otworzyła sobie drzwi do „Venus” i weszła do środka, trzęsąc się z zimna. Termometr od rana wskazywał minusową temperaturą, a wieczorem znacząco spadła. Wyciągnęła dłonie z kieszeni sięgającego ledwo bioder płaszcza i odetchnęła głęboko z niewysłowioną ulgą, kiedy w końcu znalazła się w miejscu, w którym chciała. Mimo ochrony w postaci rękawiczek, palce miała skostniałe, przemarznięte. Nie zdjęła ich jednak, przemieszczając się w głąb lokalu, który o tej niemal nocnej godzinie tętnił życiem. Na jej ustach widniał delikatny uśmiech, oczy zaś błyszczały. Strzepnęła z ramion sięgające pasa włosy, przeciskając się przez tłum znajdujących się w tym pomieszczeniu ludzi. Do baru dotarła pięć minut później. Jej europejska uroda i godna pozazdroszczeniu figura jak zwykle skupiła uwagę paru klientów tego przybytku, jednak ona sama się tym nie przejęła. Jej dzisiejsza obecność w tym miejscu miała charakter biznesowy.
Odpięła guziki swojego wierzchniego nakrycia i usiadła na wysokim krześle obok mężczyzny, którego widywała tu od czasu do czasu, lecz nigdy nie miała sposobności, by z nim pomówić. Aż do dziś, kiedy sama sobie takową poniekąd zagwarantowała. Zamówiła to, co zawsze. Niskoprocentowy drink. Specjalność firmy. I posłała swojemu nietypowemu towarzyszowi przelotne spojrzenie w pakiecie z subtelnym uśmiechem.
Dziś bez chomika? — zagadnęła entuzjastycznie, zakładając nogę za nogę. — Przez ostatnie dwa miesiące widywałam go tu z panem bardzo często.


Ostatnio zmieniony przez Mukuro dnia 12.02.17 2:05, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.02.17 0:49  •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
Delikatne upojenie alkoholowe wraz z nieodłączną, choć doskonale słyszalną w tle muzyką klubową sprzyjało nawiązywaniu przelotnych, nierzadko jednonocnych znajomości przy echu niknącego śmiechu. Rozluźniona atmosfera i dźwięk odkładanych szklanych naczyń na drewnianym barze, znacząco oddalonym od serca klubu pozwalał na zaistnienie wszelkiego rodzaju rozmów, co wśród bawiącego się w najlepsze tłumu nie należało do najłatwiejszych. Jednakże Romanowi nie zależało wcale na poruszających się mieszkańcach Trójki, którzy zapominali o troskach swoich pozornie perfekcyjnych egzystencji, zbyt wiele ich omijało, by mogli go zainteresować. Nie musiał zabiegać o dłuższe wymiany zdań, bo i przecież takie w szybkim seksie były zbytecznym dodatkiem — ponadto w pełni zadowalało go na ten moment zajęcie miejsca na jednym z barowych krzeseł w towarzystwie, o dziwo, jedynie whiskey z lodem i pozostałości czerwonej szminki na szyi. Zdążył już spławić jakąś brunetkę — za dużo alkoholu pozbawiło ją rozsądku i samokontroli. Roześmiał się pod nosem na samo wspomnienie, kręcąc głową z wyraźnym rozbawieniem. Przez miniony tysiąc lat chyba nic nie będzie w stanie go już zaskoczyć i zdziwić. A i dziwnym trafem jakoś nikt nie był zdolny zauważyć, kiedy to zapłacił facetowi stojącemu za barem. Cóż…
Nie spodziewał się tej nocy żadnych dodatkowych atrakcji ani odmiany od tego co zazwyczaj widywał w tym klubie, którego był stałym bywalcem. Jednakże niewątpliwie towarzystwa dotrzymywał mu chomik, którego wyuczył kulturalnego spożywania alkoholu, jak na porządnego właściciela przystało. Roma miał jednak to do siebie, że pojawiał się nagle i w równie nieznanych okolicznościach znikał. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że obecni w klubie w większości znajdują się pod wpływem wszelakich trunków, jak i niekiedy narkotyków. Deveraux nie wnikał jednak w sposoby na zabawę — nie tylko nie było to jego sprawą, ale w ogóle go to nie obchodziło. Nie to, żeby to w jakiś szczególny sposób potępiał, bo etap powagi przeminął u dawnego fizyka nuklearnego z przysłowiowym wiatrem blisko osiemset lat temu. Fafnir nie spodziewał się zatem, że zostanie zaczepiony i to jeszcze przez kogoś o tak niewybrednej urodzie…
Uniesiona chwilę wcześniej szklanka z whisky zawisła w powietrzu, czemu towarzyszyło uderzenie kostek lodu o jej ścianki. Kiedy przeniósł wzrok na urodziwą blondynkę o europejskiej urodzie, na moment uniósł brwi ku górze, jakby nie dowierzał w jej obecność w takim marnym przybytku, żeby nie powiedzieć wprost, że zaniemówił z wrażenia. Zlustrował ją uważnym spojrzeniem od stóp do głów, zwracając uwagę na wszelkie detale, by następnie upić łyk trunku, jak gdyby nigdy nic i odstawić szklankę bezpiecznie na blat. Nie to, żeby pierwsze co przyszło mu na myśl, w obliczu rozluźnionego alkoholem organizmu i umysłu, to pozbycie się jej ubrań, skądże. W żadnym wypadku.
Jak mniemam mój chomik podbił twoje serce, ale wybacz, złotko, muszę cię rozczarować, ale utopiłem go w szklaneczce alkoholu. — odparł Roma, wzruszając przy tym niby to bezradnie ramionami, a na jego twarzy wymalował się szelmowski uśmieszek. Niedługo potem odwrócił się w stronę swojej nowej rozmówczyni. Nie dał jednak po sobie poznać, że zwrócenie się do niego ze sprawą jego małego oczka w głowie przykuło jego uwagę i sprawiło, że nie zamierzał tego zlekceważyć, mimo utrudnienia w postaci spożytej już whisky. Oznaczało to przecież tylko jedno… że ktoś go mimo wszystko kojarzy i nie był dotychczas dostatecznie upity, aby obraz z jego osobą się należycie rozmazał. Nie ma problemu – Roma będzie miał jeszcze szansę, aby nad tym odpowiednio popracować. — Ale zamiast marnować czas i ronić łzy nad tym wspaniałym stworzeniem, zdradź mi lepiej co tak piękną kobietę jak ty sprowadza do tego przybytku.



Będzie lepiej~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Bar - Page 2 Empty Re: Bar
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach