Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Powiedzieć, że misja nie wypaliła to mało. Stracili pół oddziału, jeśli nie więcej, a i te kilka osób uszło z życiem jedynie cudem. To było wielkie szczęście, że oddział z ojczyzny Repnina dotarł na czas. Gdyby przybyli trochę później, to możliwe, że nie mieliby już kogo ratować, a tak ranni i wykończeni żołnierze mogli wrócić do domów. Ileż matek, żon, mężów i dzieci było wdzięcznych losowi za to, że ich bliscy wrócili? A ile w tym czasie opłakiwało stratę zmarłych bohaterów? Niestety, każda wyprawa niesie ze sobą pewne ryzyko i każdy żołnierz jest tego świadomy.
Dlatego też Strange nie zdziwił się specjalnie, gdy po raz kolejny wracał do miasta pokiereszowany. Tym razem naprawdę cieszył się, że żył. Było tak cholernie blisko. Szczęście, że JEDYNIE poszarpało mu pół ramienia i plecy oraz zafundowano kilka nowych blizn na twarzy. Mogło być w końcu gorzej, a tak się jakoś wyliże. trochę to zajmie, ale dojdzie do siebie.
Z resztą, pewnie i tak nikomu nie byłoby go żal i nikt by się specjalnie nim nie przejął. Rodzinę zostawił w M6 i nawet się z nią nie kontaktował, bo jakoś nie było okazji. Zapewne nawet nie poinformowano by ich o jego śmierci. A znajomi? Wojskowi przecież często giną, więc w miarę szybko by się z tym pogodzili. o jeden z plusów nie posiadania bliskich - nikomu na tobie nie zależy i nikogo nie zranisz, gdy coś ci się stanie.

Skrzywił się, gdy jeden z lekarzy zszywał mu rany w okolicy obojczyka. Mimo znieczulenia, nadal to okropnie bolało. Podniósł zrezygnowany wzrok na mężczyznę i aż miał ochotę zapytać, czy długo jeszcze, ale się opanował. To byłoby jednak nie na miejscu. Musiał cierpliwie czekać aż skończą go porządnie opatrywać, bo dopiero wtedy go stąd wypuszczą. A przynajmniej taką mógł mieć nadzieję. Ostatnim czego mu było trzeba to siedzenie w szpitalu przez kilka dni. Już wystarczy, że przez dłuższy czas będzie niezdolny do służby, nie muszą go bardziej karać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Bolało go, tak? To całe zszywanie na gównianej jakości znieczuleniu, blisko kości itd... Co w takim razie zrobiłby dzielny wojak jakby lekarzowi ręka się omsknęła i drasnęła go tą igłą prosto w otwartą ranę, albo przypadkiem wbiła o wiele za głęboko? Już po chwili cały szpital mógł poznać odpowiedź na te jakże intrygujące pytanie, gdy do sali wpadła różowowłosa burza, zakłócając spokój i wyrywając ze skupienia i tak zmęczonego nadgodzinami medyka. Czy rusek krzyknął czy tylko się skrzywił? Dorosły chłop mógłby załkać, a na pocieszenie usłyszał tylko pełne pretensji;
- DOBRZE CI TAK!!!

Pojechał, a jakże! Nie obchodziło ją to, to jego życie i jeśli zamierzał je narażać to już jego problem, nie jej. Zresztą, jej własne losy się ważyły, gdy drżącymi rękoma odbierała dyplom ukończenia akademii, pocąc się jak mysz w golfie z długimi rękawami. Było lato, czterdzieści stopni w cieniu, ale musiała to zdzierżyć. Nie tylko dla samej satysfakcji z niespodzianki jaką chciała zaserwować rodzicom, ale także dla własnego bezpieczeństwa. Dopiero co wykonanego tatuażu nie wolno było wystawiać bezpośrednio na takie słońce!

Akurat szukała mieszkania, gdy dostała smsa od koleżanki. Jedno słowo po którym olała umówione spotkanie z właścicielką jedynej wolnej na rynku kawalerki z której istniał bezpośredni dojazd do sztabu i ruszyła z buta biegiem do szpitala. "Wrócił".
Już ja mu powiem! Ten głupi, zarozumiały... Prawie wszyscy zginęli, tyle ofiar... Miał takiego farta, ale nawet to mu nie pomoże jak go zobaczę!
- REPNIN,  TY CHOLERO JEDNA!
- C-co...?! - straszenie lekarza w czasie zabiegu powinno być zabronione! A nie, chwila... TO JEST ZABRONIONE!
- P-proszę natychmiast wyjść, to nie czas na odwiedziny! - starszy już mężczyzna wyciągnął igłę z ciała polaka, zakończył szybko szew i wstał poirytowany, pozostawiając wykonanie resztę opatrunku zaaferowanej pielęgniarce.
- Co to ma znaczyć?! Kto tu panią...?
- Widzimy się na korytarzu jak skończą się z tobą cackać, jasne?
I nie obchodzi mnie czy się tam doczołgasz. Chciałeś być pierdolonym żołnierzem to zachowuj się jak taki.
Ostatnie ostre spojrzenie znajomych, jasnych oczu i Nessarose wyszła z sali zabiegowej, warcząc coś na mijanych dalej ludzi, którzy zapewne próbowali ją uspokoić czy pogrozić wysłaniem skargi. Tylko czy laska, która paradowała w bluzce na ramiączka z o wiele za dużym dekoltem i widocznym brakiem stanika po wojskowym szpitalu mogła przejmować się takimi pierdołami? Jeszcze niedawno dochodziły ją słuchy o masakrze na misji na którą nie chciała puścić jedynego bęcwała jakim z niewiadomych powodów się jeszcze przejmowała. Teraz okazał się wrócić w miarę jednym kawałku, ale już jej w tym głowa by pomyślał nad zmianą zawodu. I nie, nie obchodzi ją jakie mógłby mieć w tym temacie zdanie! Przecież byli małżeństwem narzeczeństwem parą przyjaciółmi... Chwila, to co ona tu właściwie robiła?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na szczęście, lekarz już praktycznie kończył, gdy Nesserose z buta wpakowała się do sali i zaczęła się wydzierać.
Odruchowo się zgarbił, słysząc jej jazgot, a błąd medyka wywołany tym zamieszaniem tylko zwiększył związany z tym ból. Oficer syknął z bólu i zaklął po polsku przez zaciśnięte zęby, a jego w pełni zdrowa ręka zacisnęła się na łóżku.
Podniósł oczy by natrafić nimi na pytające spojrzenie doktora. Westchnął głęboko i powoli się wyprostował.
- Ona tak zawsze - rzucił zupełnie nie przejęty tą sytuacją i przeniósł wzrok na wściekłą Neskę, nie zwracając większej uwagi na poczynania personelu medycznego. To oni mieli tu robić swoje i nie mogli go przecież olać. S.SPEC by ich srogo ukarało za zaniedbanie przy zajmowaniu się przydatnym żołnierzem.
- A tobie co znowu odbija? - rzucił i zmarszczył brwi.
Po co ona tu właściwie przyszła? Nie mogła zaczekać aż stąd wyjdzie? Wtedy też mogłaby sobie na mnie do woli pokrzyczeć.
Dziewczyna niebawem opuściła salę tak, jak jej to nakazano, a na odchodne zażądała od ledwie trzymającego się na nogach faceta by ten do niej przyszedł.
Szalona...
Zaczekał, aż skończą go opatrywać i powoli podniósł się z miejsca.
- Chwileczkę, a pan gdzie się wybiera? - Zatrzymała go zaskoczona pielęgniarka.
- Ja~? Na spacer - odpowiedział trochę żartobliwie i kontynuował powolną drogę do wyjścia choć drobna kobieta próbowała zatarasować mu przejście.
- Ale jest pan osłabiony! Proszę się położyć.
Gadanie śmadanie. Dajcie mi normalnie żyć.
- Zaraz tu wrócę. Nie zabiję się przecież po drodze. - Tłumaczył się lekko poirytowany tą wymianą zdań, która ciągnęła się dopóki nie doczłapał się do wyjścia.
Później ruszył powoli korytarzem, dla bezpieczeństwa trzymając się ściany zdrową ręką. Kiedy wreszcie znalazł Neskę prychnął coś pod nosem i usiadł na jednym z krzeseł.
- Jakże mi miło, że mnie odwiedziłaś - parsknął z sarkazmem i spojrzał na nią.
- Czyżbyś aż tak się za mną stęskniła, że nie mogłaś wytrzymać tych kilku godzin dłużej? - Wyszczerzył się złośliwie i zmrużył oczy wpatrując się uważnie w jej zdenerwowaną buzię.
Oczywiście żartował. Nie dopuszczał do siebie myśli, że odpowiedź na to pytanie mogłaby być twierdząca. Mogła go opieprzać jak kumpla, ale bez przesady.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie kazał jej długo na siebie czekać... tym razem.
Zabiję go. Zabiję! Nie wykitował na tej pieprzonej rzezi to ja go dobiję!
Stała pod ścianą, tupiąc obcasem glanów o posadzkę, rozemocjowana jak nigdy. Podobno ludzie doceniają to co mają dopiero, gdy mogą to stracić... Ostatnie dwa tygodnie nie były najprzyjemniejsze dla kończącej szkołę i do reszty usamodzielniającej się młodej dziewczyny, ale dopiero poprzednia doba dała jej naprawdę w kość. Gdy wypłynęło info o niepowodzeniu misji i licznych ofiarach...

Po zabraniu swoich rzeczy z akademika, Neska zamieszkała tymczasowo u koleżanki, tej samej z którą dzieliła tyle czasu pokój i która zostawiła ją samą po pijaku na tej cholernej imprezie. Nie miała wyboru, straciła wszakże dom i jeszcze nie zdążyła znaleźć nowego miejsca dla siebie. A to nie było takie proste... W tym okresie dużo młodych szukało sobie własnego kąta. Zostanie z kimś kogo już tyle znała byłoby nawet niezłą opcją, ale Sayuri szybko sprowadziła do siebie swojego chłopaka. Ile razy Ness by się nie oburzała, gdy kładła się wreszcie na kanapę i próbowała zasnąć pomimo wiadomych odgłosów zza ściany, łapała się na... zazdrości. Tylko o kim mogła myśleć, jeśli całe życie spędziła z nosem w podręcznikach? Jedynym mężczyzną poza ojcem jaki pojawił się w jej życiu i zrobił jakiekolwiek wrażenie był Repnin.
Głupek... Ciekawe jak mu idzie...

Jak to...?
- Podobno zmasakrowali cały oddział! Może z jedna osoba przeżyła... Wyobrażasz sobie??
- Ciszej! Neska cię usłyszy!
- Ach, sorki. Jej facet tam był, tak?
- Repnin to nie mój pieprzony facet!
- Jasne... Ale wiesz, nie przejmuj się, może to on właśnie przeżył!
"Może" przeżył... Głupi! Mówiłam mu... Mówiłam...!

Przyszedł łaskawie. Oczywiście nie omieszkał poudawać sieroty i z trudem trzymając się ściany zasiadł na krześle, biedaczysko. Nic tylko pogłaskać po główce! Niedoczekanie...
- Nie, nie mogłam wytrzymać... żeby ci powiedzieć - A NIE MÓWIŁAM?!
Ludzie odwrócili się w jej stronę z zaskoczeniem, nie bardzo wiedząc czemu ta nieułożona małolata drze się tak na szpitalnym korytarzu. Może jednak lepiej, że nie wiedzieli co miała na myśli. Wiele z tych osób czekało na informacje o stanie pozostałych ocalonych. Gdyby usłyszeli, że ktoś chełpi się, bo przewidział jak marnie potoczy się ta krwawa misja...
- Wyglądasz okropnie. Kiedy będziesz mógł wrócić do służby? Za miesiąc? Powiedz mi, warto było się narażać? Mówiłam ci, że się nie nadajesz. Mówiłam byś został!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czuł się już znacznie lepiej niż kiedy wracał do miasta transporterem. Kiedy tam był, stracił na chwilę przytomność z powodu utraty krwi, ale go odratowali. Preparaty krwiotwórcze w wyposażeniu to jednak dobra rzecz. Kiedy trafił do szpitala, to jego stan ustabilizował się już na tyle, że zdołał naciągnąć tę pielęgniarkę na samodzielne opuszczenie sali, ale zagroziła, że jeśli nie wróci za 10 minut to kogoś po niego wyśle i nie ma, że nie chce wracać. To oni go tutaj leczą i wiedzą, co robić.
Westchnął głęboko słuchając kolejnego przemówienia dziewczyny, ale natychmiast się skrzywił. Rany nie były jeszcze zabliźnione, więc łatwo je było uszkodzić przy byle ruchu.
Machnął zdrową ręką, ale tym razem ostrożnie, by nic sobie nie zrobić.
- Mówiłaś, i co z tego, mm? Ja też ci mówiłem. Rozkaz to rozkaz, a ja nie mam tu nic do gadania. Z resztą, to czy mnie w końcu gdzieś zabiją to moja sprawa i ewentualnie przełożonych, a nie twoja - burknął wbijając wzrok w wykładzinę przed sobą.
Jasne, miała coś tam do gadania w tej sprawie. W końcu na swój pokręcony sposób się przyjaźnili. Ale żeby aż tak mu suszyć głowę i z zawczasu się martwić? Przecież często wyjeżdżał i ona o tym wiedziała, więc skąd nagle ta troska.
Pff. Neska i troska. To aż dziwne.
- No, powiedziałaś. Już ci lepiej? - To było raczej pytanie retoryczne, bo natychmiast zmienił temat.
- Jak ci poszły końcowe egzaminy i zakończenie akademii? Wstępujesz w końcu do wojska narażać życie jak ja? Może wtedy w końcu zrozumiesz, co to znaczy mieć rozkazy od dowództwa. - Prychnął ostatnie zdanie.
Dziewczyna nijak nie pasowała mu na oficera. Za czasów słuchania się taty była za mało samodzielna i niemyśląca by kimkolwiek dowodzić, a po przemianie szybko wyrzuciliby ją za niesubordynację albo brak profesjonalizmu. Z resztą, czy ktoś widział jej wyniki z testów sprawnościowych? Może i nie były tragiczne, ale do jednostek specjalnych też na bank by jej nie przyjęli, więc na większą swobodę nie miała co liczyć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

"Z resztą, to czy mnie w końcu gdzieś zabiją to moja sprawa i ewentualnie przełożonych, a nie twoja."
Czy ona miała coś pod ręką? Pomyślmy... W tym całym zamieszaniu przybiegła tu z buta, kluczy do mieszkania nie miała, bo to nie jej chata, a nic innego nie nosiłaby ze sobą na te głupie oglądanie mieszkań. Wzburzona sięgnęła po pierwsze co było najbliżej niej, a czym okazał się karton chusteczek z którego czerpała właśnie jakaś załamana rodzina jednej z ofiar. Kobieta z dwójką dzieci ze zgrozą patrzyła jak agresywna dziewczyna rzuca pudełkiem w pozszywanego rannego. Nawet nie drgnęli - bali się, że im też się dostanie...
- Jesteś szują, Repnin! Nic nie wartym egoistą! - Ness już nie opierała się o ścianę, zadeptując posadzkę butem w czymś w rodzaju spokoju. Teraz wyglądała bardziej jak byk na corridzie, z wściekłością wpatrująca w zakuty, rudy łeb niczym w najczerwieńszą płachtę.
- Jakby cię to cokolwiek obchodziło; nie, nie "wstępuję do wojska narażać życie"! Znajomość z tobą skutecznie mnie od tego odwiodła!
Mógł to sobie interpretować jak chciał - uznać, że zraził ją do tego, przekonał jak bardzo nie dałaby rady... I tak nie domyśliłby się, że mogłoby chodzić o coś zgoła innego. Coś zupełnie do niej niepasującego...
Wyszła ze szpitala zanim zawołaliby ochronę i wygoniliby na siłę. Zwolniła kroku dopiero na schodach prowadzących do głównego wejścia, a kiedy minęła bramę ogradzającą teren placówki, zatrzymała się i zakryła twarz dłonią. W tej chwili naszła ją jedna, okropna myśl.
Może byłoby lepiej jakby faktycznie tam zginął...
Nie mogła wiedzieć jak bardzo się myliła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nosz kur...
Nie zdążył dokończyć, bo już musiał się bronić przed nadlatującym w kierunku jego twarzy pudełkiem. Nie był w stanie go teraz złapać, ale zdołał odbić je dłonią tak, że upadło nieopodal na podłogę. Jego wzrok skierował się teraz w stronę zapłakanej i zszokowanej wdowy.
- Najmocniej przepraszam za nią, pani Yamamoto. Moje kondolencje z powodu męża. - Skłonił się w jej kierunku z powagą. Znał mężczyznę i kojarzył jego rodzinę. Tak to zwykle było, gdy służyło się z kimś przez kilka lat, a nawet spotykało w cywilu.
Smutna sprawa, gdy na twoich oczach giną ludzie, których znałeś. Wtedy trudno patrzyć na nich jak na szarą masę, której losy cię nie obchodzą. To byli ludzie, jego znajomi. Każdego poległego był teraz w stanie z pamięci wymienić z imienia i nazwiska, a jeszcze byli przecież ci, którzy trafili do szpitala i mogli jeszcze dołączyć do grona śmiertelnych ofiar. To pewnie dlatego był teraz taki przygaszony i zmęczony. Nie chodziło tylko o wycieńczenie organizmu, ale również o to, że on sam też nosił żałobę po zmarłych.
Kopnął pudełko w kierunku kobiety, bo z wiadomych przyczyn nie był w stanie się po nie schylić i je podać. Nie trudno to było zauważyć. Znowu podniósł oczy na Neskę z wyrazem kompletnej rezygnacji. Starał się zachowywać tak, jak na niego przystało, ale nie miał na to siły.
- Jak tam uważasz - burknął przenosząc wzrok na ścianę i zaczekał, aż wyszła. Później podniósł się z miejsca i poczłapał z powrotem do sali.
Jednak nie udało mu się tak łatwo wywinąć od spędzenia na oddziale kilku dni. Był zbyt osłabiony by go tak od razu wypisali.

Po niecałym tygodniu udało mu się w końcu przekonać lekarza, że jest z nim już dobrze i może opuścić szpital. Nadal miał się stawiać na kontrole i zmiany opatrunków, ale nie było już "zagrożenia zdrowia i życia", więc go wypuścili.
Wrócił do mieszania, w którym widoczny był długi brak właściciela. Co prawda, miła pani z sąsiedztwa weszła tu kilka razy posprzątać i podlać kwiatki, ale to nie to samo. Takie rzeczy się po prostu czuje.
Rzucił w kąt rzeczy, które miał ze sobą i nie mógł ich tutaj dostarczyć wcześniej, a później położył się na kanapie z ciężkim westchnieniem wtulając twarz w zieloną poduszkę.
Nessa nie dawała znaku życia odkąd wyszła kilka dni temu ze szpitala to też uznał za dobry pomysł zadzwonienie do niej. Niestety, nie odebrała, więc nagrał jej się na pocztę.

"Cześć, tutaj szuja, który cię nigdy nie słucha. Jeśli chcesz się spotkać i pogadać to wieczorem będę w "Zone". Możesz wpaść. Namawiał nie będę."

Po tych słowach odłożył telefon i znowu opadł na sofę by choć chwilę odpocząć po tłuczeniu się przez pół miasta metrem.
Wieczorem stawił się w pubie tak, jak zapowiedział, ale nie był pewien, czy dziewczyna się zjawi. Z jej humorami, mogła się nadal na niego gniewać i w ramach buntu olać go kompletnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdyby był kimkolwiek innym to "w ramach buntu" faktycznie by go olała. Ba, jakby był jej ojcem to od razu by oddzwoniła by powiedzieć jak bardzo nie musi się fatygować, bo i tak na nią nie trafi. Ale tu chodziło o Joachima...
Nie cierpiała go. Nie mogła znieść tej bezczelnej gęby, tych złośliwych uśmieszków i docinek na każdym kroku. Prowokował ją i dobrze się przy tym bawił, cholernik jeden! Ale jednak... Jednak przez to tym bardziej chciała mu udowadniać na co ją stać i pomimo kłód jakie los rzucał jej pod nogi, czuła motywację by przeć naprzód. Już nie dla ojca, czasami nawet nie dla siebie, ale dla niego, by mu pokazać ile potrafi i że nie jest taką głupią małolatą za jaką ją bierze. Opinia innych się dla niej nie liczyła, tylko jego stanowiła wyjątek. "Bo to taki wredny chuj, udowodnię mu, że nie ma racji!" Jak się zastanowić to z ojcem nie miała szans, a każdy inny albo już był pod wrażeniem jej metamorfozy, albo straciła z nim kontakt po zakończeniu nauki. Logicznym więc, że jeśli chciała przed kimś zaistnieć, to musiał to być właśnie On.
On... czy on zawsze musi się spóźniać?!
Nie byli umówieni na konkretną godzinę. Właściwie to wcale nie byli umówieni, bo Repnin zostawił tylko wiadomość, że chce "spotkać się wieczorem w Zone". No, to był wieczór. Tzn zależy od podejścia, dla niektórych liczyło się zajście słońca, a inni jak Ness patrzyli na godzinę i o punkt siedemnastej zarządzali oficjalne przeminięcie popołudnia, czy to się komuś podobało czy nie.
Bawiła się słomką wystającą z wysokiej, chudej szklanki pełnej coli. Niedługo po swym pierwszym łyku alkoholu postanowiła więcej nie pić, nawet okazyjnie. Miała słabą głowę i potem urywały się jej wspomnienia z poprzedniego dnia, a przecież uczyła się, chciała niedługo zacząć pracę i nie mogła pozwolić sobie na takie luki w pamięci. Zresztą, nie miała ani czego zapijać, ani czego zapominać. Głupie kłótnie z Repninem nie były warte kieliszka wódki, zwłaszcza, że zdarzały się tak często, że Ness chyba nigdy by nie trzeźwiała jakby po każdej dolewała sobie do pełna.
Przynajmniej wyszedł już ze szpitala.
Nie musiał tego wiedzieć, ale w dniu w którym go odwiedziła, po powrocie do domu Sayuri, pierwszy raz od dwóch tygodni poczuła prawdziwą ulgę i zasnęła bez żadnego problemu. Widziała go - wrócił i nie wyglądał aż tak źle. Nic więcej się nie liczyło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Repnin był jednym z tych ludzi, dla których nie istniała konkretna godzina wyznaczająca granice między popołudniem, a wieczorem. Raz była to siedemnasta, raz osiemnasta, czasem nawet dopiero dziewiętnasta... Właściwie, dopiero stawienie się gdzieś o siódmej gwarantowało, że według polaka będzie to już odpowiednia pora.
Dziś, na szczęście dla Neski, był jeden z tych dni, kiedy prywatny zegar mężczyzny ogłaszał nastanie wieczoru znacznie wcześniej, a wszystko przez to, że lista rzeczy do zrobienia danego dnia urywała się jakoś koło czternastej, gdy załatwił już wszystkie papierki związane z wypisaniem, dotarł do mieszkania, pogadał z kim trzeba i załatwił sobie jedzenie. Tego dnia były to akurat zamówione kluski z kurczakiem, bo i lodówka świeciła pustkami z powodu nieobecności, i jemu nie chciało się gotować z powodu ran, które przy niektórych ruchach sprawiały jeszcze ból.
Jakoś przed osiemnastą zjawił się w pubie i skierował do baru, gdzie zamówił mojito bez alkoholu. Sprite z limonką i cytryną był całkiem smacznym połączeniem nawet, jeśli nie dolewano do niego białego rumu. Dzisiaj nie pił, a przynajmniej starał się nie pić. Leki mu na to nie pozwalały, a on jednak zwracał uwagę na takie rzeczy, choć zdarzało się, że nawet na to miewał czasem wyrąbane.
Odnalazł wzrokiem znajomą i skierował się w jej stronę, by przysiąść się w końcu do stolika. Uśmiechnął się do niej szelmowsko i postawił na blacie szklankę.
- A więc jednak się zjawiłaś? - Nie było ni to pytanie, ni to stwierdzenie. Raczej coś pomiędzy, na co właściwie nie musiała odpowiadać. A może miało to być powitanie? Z nim to chyba nigdy nie wiadomo.
Chwilowo zamilkł czekając, co też sama może mu mieć do powiedzenia, bo raczej nie zamierzała tutaj siedzieć i milczeć dopóki on nie zacznie jakiegoś tematu. Prędzej byłaby gotowa znowu zacząć szczekać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To się na niego naczekała... Słomka w szklance zdążyła zostać obgryziona z każdej strony, wielokrotnie powyginana i na siłę wyprostowana, aż aktualnie wyglądała jak wyjęta psu z gardła. Pić się przez nią nie dało, ale wystarczała do mieszana dawno rozgazowanego, nietkniętego napoju.
"A więc jednak się zjawiłaś?"
No, chyba nie myśli, że mu się przyzna po co tu siedzi już od godziny?
- Akurat przechodziłam! - spojrzenie poleciało w kąt, a na policzkach pojawił się zarys rumieńca. Niestety, Nessa nie umiała kłamać. Czy to wina wychowania, czy charakteru, z miejsca było widać po jej zachowaniu i mimice, że coś kręci. A że sama była tego świadoma, postanowiła zamaskować to jak najluźniejszym zachowaniem, co w tej sytuacji oznaczało przytknięcie do ust zmasakrowanej słomki i usilne próby wypicia przez nią chociaż odrobiny coli. Siorbanie słychać było w całym klubie, a twarz wyzywająco ubranej kobiety zaczęła przypominać barwą kolor jej włosów.
- Czego chciałeś, co? - mruknęła dając wreszcie spokój słomce i przenosząc wzrok na własne, umalowane na turkusowo paznokcie. Hyles nie miała w nawyku używać lakierów czy makijażu, widać to było po naprawdę źle wyglądających palcach, które były niebieskie nie tylko na płytce, ale też w wielu miejscach na skórze. Do tego ten kolor... Jeśli nie pożyczyła go od modnej kumpeli to pewnie kupiła pierwszy jaki wpadł jej w ręce w drogerii, nie zastanawiając się czy będzie pasował do ciemnozielonych bojówek i brązowego topu. Tak szczerze? Za chuja nie pasował.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na wykręt z przechodzeniem tylko wybuchnął serdecznym śmiechem. Do tego ten rumieniec, momentami jej zachowanie bywało naprawdę zabawne, ale przez to, że wydawała się po prostu urocza. Niby taka twarda i pyskata, a nadal reagowała czasem jak skromna dziewczyna chowająca się całe życie za okularami.
Nie skomentował jej wypowiedzi jedynie wetknął sobie słomkę do ust i upił kilka łyków schłodzonego napoju, postukując przy tym kostkami lodu o ścianki szklanki.
Widząc jej usilne starania skorzystania ze zdezelowanej słomki tylko pokręcił z niedowierzaniem głową i odciągnął od niej szklankę by wyjąć zniszczoną słonkę, rzucić ją na popielniczkę i wetknąć do coli własną czarną słomkę. On jakoś bez niej przeżyje, a dziewczyna przynajmniej przestanie tak siorbać. Odstawił przed nią napój i cofnął rękę by odłożyć ją na własną szklankę. Kilkoma kroplami mojito, które rozlał na stole w ogóle się nie przejął.
- Prosz. Przynajmniej przestaniesz siorbać - mruknął chichocząc pod nosem i wziął kolejny łyk drinka, gdy Neska znów się odezwała. Odstawił szklankę.
- Co chciałem? Chciałem się po prostu spotkać i pogadać. Z resztą, podobno stęskniłaś się za moją parszywą gębą, więc do ciebie zadzwoniłem. - Wyszczerzył się do niej, ukazując całkiem proste, choć nie perfekcyjne zęby. No tak, nie był przecież modelem, żeby fundować sobie jakieś specjalistyczne cuda-wianki by tylko zadbać o wygląd. Stawiał raczej na prostotę i lekkie zaniedbanie, które wbrew pozorom działało na otoczenie znacznie lepiej od doskonale przystrzyżonej i ułożonej fryzury, przyciętych przez kosmetyczkę paznokci, idealnego uśmiechu i jakiegoś niebotycznie drogiego garniaka. Poszarpana ruda czupryna, lekko znoszone brązowe spodnie i zielonkawa koszula z niedbale podwiniętymi rękawami zdecydowanie bardziej do niego pasowały. No i były o niebo bardziej wygodne niż tamto... coś.
To w sumie całkiem zabawne, ale dziś ubrali się akurat w tych samych, lecz odwróconych kolorach. Ona w brązowej bluzce i zielonych spodniach, on za to w zielonej koszuli i brązowych spodniach. Ta jednomyślność...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach