Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Go down

Wszystko zaczęło się od ukłucia — a to pojawiło się w żołądku. Zginął się wtedy wpół i przyciągnął mostek bliżej kolan. Spod zaciśniętych powiek był wstanie zobaczyć tylko migoczące punkty, oblane soczysta czerwienią w towarzystwie czarnego mętnego tła, co jakiś czas podkreślanego niezidentyfikowanymi dźwiękami dochodzącymi gdzieś z zewnątrz, jak za grubej, kamiennej ściany.
  Spróbował uchylić powieki. Przed oczyma migotały mu podwójne obrazy, zlewając się w jeden tylko wtedy, gdy przymykał oko. Spojrzał na swoja nogę i skonstatował, że nie jest z nim tak dobrze jak przypuszczał. Opatrunek owinięty wokół jego zdrętwiałej łydki przesiąkł szkarłatną krwią, a jemu pozostawały tylko domysły: skąd i w jakich okolicznościach mógł doświadczyć takiego obrażenia. I najważniejsze, kto go opatrzył? Słowem: ledwie widział na oczy i ledwie mógł chodzić, nie mówiąc już o bieganiu. Czy naprawdę ten otumaniający stan tak bardzo zbił jego próg bólu, że doszedł tu o własnych siłach? Instynktownie sięgnął ręką za siebie i pomacał swoją torbę i z ulga stwierdził, że nadal znajduje się na plecach — tam gdzie powinna. Jego ekwipunek był dla niego cenny, nigdy nie wybaczyłby sobie utraty drogocennego dobytku, a na pewno nie w takich okolicznościach. Ta torba była dla niego niczym skarb.
  Próbował wstać, ale w efekcie przetoczył się tylko na bok, a zesztywniała noga upadła jak drewniany kij na ziemię — bez ruchu, bez reakcji. Syknął pod nosem, podnosząc się na rekach. Ten ruch spowodował, że oprócz bólu w prawej ręce, coś zapiekło go w klatce piersiowej. Ciepło. Zbyt mocne ciepło, aby nazwać je efektem promieniowania słonecznego. Opuścił wzrok na swój tors i dopiero wtedy w niemym osłupieniu uzmysłowił sobie, co tak naprawdę wywołuję ten uporczywy skręt. Bluza była spalona, dokładnie w okolicy mostka. Czarne nicie tkaniny plątały się ze sobą i starczały na wszystkie możliwe strony. Tatuaże. Jego pierwsza myśl spowodowała, że zrobił się blady jak płótno. Nerwowo złapał palcami jednej ręki za bluzę, zamierzając ją ściągnąć, ale ubranie przywarło do jego ciała i każdy mocniejszy ruch powodował, że zaciskał zęby w przerażającym bólu. Jak przez mgle przypomniał sobie tamten moment. Dziwne zwierze atakujące go ostrym, strzelistym płomieniem, ale szczegóły oraz chronologia zdarzeń ginęły w mroku. Zdezorientowany spróbował wyszukać jakiej znanej mu twarzy; długie strąki czarnych włosów uderzały go po policzkach. Jednak jego oszołomiony wzrok napotkał tylko paciorkowate oczy ptaka. Ale nie takiego, jakiego widział kiedykolwiek wcześniej. Ten był barwy złota o mocnym pomarańczowym akcencie żywego ognia. Wpatrywał się w niego spokojnie, ale Tyrell instynktownie odsunął się dalej; dłonie przesunął po żwirowej części polany. Ból wewnątrz jego czaszki stawał się coraz bardziej uporczywy, na tyle, że miał ochotę wydrążyć własnymi palcami dziurę w swojej głowie i wciągnąć ten irytujący, pulsujący punkt, ale właśnie wtedy usłyszał głos Quean.
  — Czy teraz już go widzisz?! Zostawmy go, przecież to feniks.
  Tyrell obrócił głowę przez ramie i spojrzał ostrożnie na zwierzę, które teraz zajęte było skubaniem własnych piórek. Przełknął ślinę i zamarł. Oniemiały otworzył zaciskaną od samego początku pięść. Wzorkiem powiódł po wypadających owocach z jego otwartej, ubrudzonej granatowym sokiem dłoni, które szybko rozsypały się tuż przy jego ciele, a on w kompletnym szoku wpatrywał się jak jedna z jagód potoczyła się tuż przed nogi ptaka.
Feniks?
  Myślał, że wypowiedział to słowo na głos, ale ono tylko odbiło się od jego czaszki i zginęło gdzieś w zamglonej podświadomości. Uniósł głowę, zadzierając podbródek. Na błękitnym niebie krążyło stado ptaków. Zataczały kola jak drapieżniki, które tylko czyhają, aż ich ofiara wyzionie ducha.
  — Cholera.
  Z całych sił starał się panować nad swoimi reakcjami i przez tę krótka chwilę zastanawiał się gorączkowo, jakie mają szanse na przeżycie. Instynkt, rzecz jasna, nakazywał mu ucieczkę, ale kiedy spróbował znów poruszyć nogą, jego możliwości wyboru skurczyły się do minimum. Potrzebował pomocy, aby się podnieść. Ale słowa ugrzęzły mu w gardle. Jedyne co mógł teraz zrobić, to wpatrywać się zafascynowany w około czterdziesto centymetrowe  ciało płonącego ptaka, znajdującego się dobry metr od niego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Stado ognistych feniksów zataczało koła na bezchmurnym niebie, gotowe do użycia swojej ognistej siły, gdyby ich towarzysz dał im znak. Jednak ptak nie wykazywał ku temu żadnych ruchów. Wręcz przeciwnie. Naćpany Tyrell zdążył go szybko przekonać dzikimi jagodami, które jak się okazały były jego przysmakiem. Skończył myć swe piórka, drepcząc w stronę chłopaka. Zatrzymał się tuż przy jego nodze, a potem wlazł na kostkę i uparcie wpatrywał w anioła. Na Quena praktycznie nie zwracał uwagi, może to i lepiej, bo staruszek prawie zszedł na zawał.
—  Chyba cię polubił —  powiedział Quen, nieco się uspokajając. Starzec wypuścił ostrożnie powietrze. Feniks wydał z siebie okrzyk, a inne feniksy nagle zniknęły z ich pola widzenia. Odleciały.
Ptak nagle podfrunął do chłopaka i siadł mu na prawym ramieniu, skubiąc jego końcówki włosów.
Quen postawił Tyrella na równe nogi, a raczej starał się, zważając na jego stan fizyczny. Nie było czasu. Świadomość, że znaleźli się ogrodach edeńskich nie napawała optymizmem.
Nagle obraz przybrał całkiem inny wymiar, ukazując całą ich podróż w prawdziwym —  a nie krzywym —  zwierciadle. Aż wzdychnął się na samą myśl. Jednak nie było co gdybać. Czas ich naglił. Czemu? Anioły nie lubiły wałęsania się po Edenie, jak po własnym ogródku.
Pociągnął go za sobą do granicy Edenu z Desperacją i wypchnął go poza część ogrodu.
- Uciekaj, zanim cie zauważą - powiedział szybko, szukając czegoś w swojej torbie bezdence. Sznupał długi czas, aż nie wyciągnął z niej dwie kamy i podał je aniołowi. Nawet jak ich nie chciał, nie miał wyjścia. Quen wcisnął je mu do łap.
—  Idź już, idź. Nie chce od ciebie żadnej zapłaty, przez ciebie były same kłopoty —  powiedział przejęty, najwidoczniej chcąc się go pozbyć. Sam zaraz wycofał się, obserwując otoczenie. Nie chciał skończyć jako zakładnik aniołów, przecież tyle się słyszało o ich krucjatach na wymordowanych. Zniknął w zaroślach, pozostawiając Tyrella samemu sobie. Z feniksem.



KONIEC MISJI – PODSUMOWANIE

Tyrell na misji zyskał feniksa oraz dwa noże — kamy. Dodatkowo przez dwie fabuły — licząc od zakończenia misji — będzie odczuwał konsekwencje poparzenia, stłuczoną prawą rękę i ból w łydce. Ślady po poparzeniu zejdą mu po trzech fabułach — licząc od zakończenia misji.
Tym akcentem informuję, że zdałeś misję.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach