Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 01.03.16 18:57  •  Kalejdoskop sprzeczności. [Mercedes] Empty Kalejdoskop sprzeczności. [Mercedes]
Kalejdoskop sprzeczności. [Mercedes] 8R6WZHT

Uczestnicy: Mercedes.
Poziom trudności: Średni/trudny.
Lokalizacja: Tereny Desperacji.
Cel: Pożeracz Koszmarów.



Wszystko zapowiadało na całkiem normalny dzień. Mercedes po skończonym zleceniu wzięła sobie dzień wolnego i poszła zrelaksować się do jednego z barów na Desperacji. Nie było ich za wiele, nie było też za wiele miejsc, w których Smoki były chętnie witane, jednak tam mogła spokojnie odprężyć się przy szklance czegoś mocniejszego i zapomnieć o całym post apokaliptycznym świecie. Otoczenie nieźle się bawiło. Z tyłu gdzieś grała muzyka, tam ktoś ogrywał kogoś w karty. Piwo lało się po brudnych, zgniłych deskach lokalu, a stary właściciel i barman w jednej osobie, ugaszczał każdego nowo przybyłego grubym śmiechem oraz przyjaznym gestem powitania dużą, ciepłą dłonią. Kiedy Merc zbliżyła się do baru, ściągając z ramion odzież wierzchnią, spojrzał na nią miłym wzrokiem.
- Witaj kochaniutka, co podać? - zapytał, czyszcząc pieluchą tetrową szklankę aż ta nie zaczęła błyszczeć. Postawił czyste szkło przez obliczem kobiety i wyczekując, poruszał zachęcająco długimi, siwymi brwiami. Mężczyzna mógłby być jej dziadkiem, albo udawać Świętego Mikołaja, gdyż posturą nawet go przypominał. Spodnie trzymane przez dwa cienkie, paski szelek podtrzymywały materiał, aby ten nie ugiął się pod ciężarem sporego, wiszącego brzucha. Kilka osób dopchało się do baru, zagadując stojącego za ladą Rufusa.
- Dzisiaj dzień pełen wrażeń, co Rufus? - zapytał jakiś koleś z przepaską na oku.
- Tak, tak. Jest robota. Widziałem, że znowu tutaj przyszedł – powiedział, chuchając na kolejną szklankę, którą pucował.
- Tsa. Ale wiesz, to niegroźny dziwak – odparł tamten, a Rufus przytaknął. Nie wyglądał, aby w ogóle przejął się obecnością tajemniczego mężczyzny w swoim lokalu. Najwidoczniej faktycznie tamten należał do grona „niegroźnych dziwaków”, których należało jedynie tolerować, a nie obawiać. W końcu Merc została obsłużona. Lecz nie było dane delektować się samotnością i szklanką trunku, gdyż podszedł do niej ów tajemniczy mężczyzna. Nie wyglądał na obłąkanego, czy kogoś kto uciekł z laboratoriów SPEC. Przeciętny wygląd i przeciętny wzrost. Tyle można było powiedzieć o kimś, kto na pierwszy rzut oka mógł mieć tyle samo lat, co Mercedes. Siadł obok niej na krześle, kątem oka przyglądając się kobiecej sylwetce. Nieprzenikniony wzrok skupił się na niej, jakby tamten czytał z Wiecznej, jak z otwartej księgi. Czyżby widział coś, czego na pierwszy rzut oka nie dało się dostrzec?
- Za dużo nowych obowiązków na ciebie spadło, prawda? - zapytał, wspierając głowę na dłoni. Wbił uważne spojrzenie w nią, odwracając się w stronę kobiety przodem. Wówczas mogła dostrzec, że jedna część jego twarzy jest pomalowana na biało, a pod okiem znajduje się kilka czarnych łezek, a na policzku świecący, sztuczny kamyk. Odziany w długi, brązowy płaszcz okrywał swoje ubranie.
- Smoki to nie łatwy kawałek chleba. Bycie najemnikiem, w dodatku na tak wysokim stanowisku...-zacmokał z aprobatą. Kiedy udało mu się przykuć uwagę Merc, wyciągnął z kieszeni piórka i z otwartej dłoni dmuchnął jej nimi w twarz. Perlisty śmiech zagłuszył otoczenie. Rozproszona nie mogła zareagować na wbitą  w udo igłę.  Poczuła się senna.

* * *

- Po co ją tutaj przyprowadziłeś, pewnie za niedługo odzyska wolną wolę – zapytał jakiś nieznany głos.
- Zobacz, ona nas prowadzi, a o to nam chodziło, prawda? - odparł mężczyzna z baru.
- A jak się ocknie i zacznie znowu świadomie myśleć, pomyślałeś o tym?! Co wtedy?! To obłęd! Zabije nas! - zajęczał kobiecy piskliwy głos.
- Przestań lamentować, Veronica, ruszamy dalej. – Zarządzono. Merc czuła jak jej własne nogi ją niosą, a ciało porusza się w przód. Wydawać się mogło, że na początku nie potrafiła sama poruszyć ręką, ale im więcej stawiała kroków, tym bardziej czucie i świadomość jej wracały.  W końcu ocknęła się. Znajdywała się gdzieś na terenach Desperacji, w obecności...trupy cyrkowej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Robota jak robota, wlekła jej się okrutnie. Wyjątkowo znużyła ją do takiego stopnia, że postanowiła sobie wziąć dzień wolny.  Po bardzo twórczym wylegiwaniu się na kanapie, ruszyła podbić bar. I nie kończenie w „starej” u smoków, gdzie na każdym kroku będzie witała swoje smocze mordy. Założyła toteż coś ciepłego na ramiona i wyszła, rozpoczynając podbój Desperacji.
Niemal topiąca się w obszernym, sztucznym futrze, prosto ze starych, ruskich filmów akcji wziętym, wcisnęła się do pubu i uderzył ją na wstępie dźwięk muzyki, rozmów oraz tłukących o blat kufli. Podeszła do baru natrafiając na puste miejsce.
- A zapodaj mi dobrego burbona jak masz, miśku. – odpowiedziała barmanowi, zdejmując przy okazji futro, przez co przestała wyglądać jak niedźwiedzi dywan. Na krechę bierze tylko w „starej” u smoków, toteż zaczął się taniec wyciągania mamony z obcisłych szortów. Nie było jej w nich zimno, w końcu miała jeszcze kabaretki i wysoko sznurowane martensy, cieplej ubrać się w jej przypadku nie dało.
Pieniądze wylądowały na stole z cichym brzękiem, a w nagrodę mogła do siebie przytulić szklankę burbona. W kieszeni mogła jeszcze wyczuć kilka słodkich, smacznych cukierków, nie wnikając w ich termin przydatności, czerwoną chustę, w która zawsze wyciera obsmarowane dłonie, zapalniczkę, paczkę fajek, chyba nawet klucz ślusarski się tam zmieścił, dziwne. Pobieżnie przysłuchiwała się toczącej obok niej rozmowie. Jakiś dziwny typ, ale niegroźny, wpadał sobie do baru od czasu do czasu? Jakoś nie bardzo ją to obchodziło. Bardziej zastanawiało ją, jak dwa tak cienkie paski szelek są w stanie podtrzymać brzuch Rufusa, że mięsień piwny nie wylewa się na ziemię? To dopiero zagwozdka. Stołek obok zaszurał i jakiś jegomość postanowił zburzyć jej spokój. Dopóki się nie odezwał, mogła udawać, że go nie ma. Czuła jednak na sobie jego wzrok, zmarszczyła brwi poirytowana tym faktem, ale zlała sprawę i utopiła zalążek złości w szklance burbona. Alkohol przyjemnie rozgrzał ją w środku.
Za dużo nowych obowiązków na ciebie spadło, prawda?
Nie odpowiedziała, ale jak widać tajemniczy mężczyzna nie poprzestał na tych słowach. Ręka mimowolnie zacisnęła się w pięść i kulturalnie walnęła z mocą w blat. Nie miała ochoty wysłuchiwać gadek jakiegoś gościa czy też doświadczać ewolucji tekstów na podryw: Cześć laska fajne masz… stanowisko. Mętne, rdzawe tęczówki spojrzały na niego w wiecznie beznamiętnym wyrazie. Jej myśl rozwiała się jednak wraz z lecącymi w jej stronę puszystymi piórkami, a szybkie wbicie igły stłumiło bunt. Świat zawirował, złapała się o blat, chcąc odzyskać równowagę. Słyszała śmiech, przerażająco czysty i dźwięczny, ale on oddalał się od niej coraz bardziej wraz z jej świadomością. Po chwili nie było już nic.

***

Nie wiedziała gdzie jest, co się stało i właściwie co robi. Doszły ją głosy tego pajaca i jakiejś kobiety, ale brakowało hucznego barowego natłoku. Pięknie. Czyli wyszła, nie dopiła, a zapłaciła. Powracająca świadomość nie napawała jej optymizmem, zwłaszcza, że z „własnej” woli idzie przed siebie. Chyba nie jest związana. Odzyskała jakąś kontrolę nad swoim ciałem, ale i tak udawała, że idzie, bo „coś” jej każe, by zyskać tym dla siebie chwilę na rozeznanie. Jak się okazuje przemierza desperację w obecności jakiejś bandy… cyrkowców.
- Porywanie niewiast z baru to wasze hobby? Coś źle trafiliście, bo nie dożyjecie okupu. – Wkradła się w jej słowa radosna nuta, choć wcale jej do śmiechu nie było. Desperacja jak Desperacja, beznamiętny krajobraz zlewa się ze sobą, co bardzo utrudnia określenie własnego położenia. Nie było sensu dłużej tego ciągnąć. Zatrzymała się.
- Nigdzie nie idę. – powiedziała po prostu i włożyła dłonie w kieszenie spodni. Mogła szybko wyjąć berettę i z mety ich rozstrzelać, ale co potem? Dwa trupy, nieznany teren bez wody i pożywienia? Nie uśmiechała jej się taka perspektywa, nie kiedy, nie została jeszcze popchnięta do tej ostateczności, Starała się zachować dystans od mężczyzny, pamiętając jego piórkową sztuczkę.
- Coście za jedni i czego chcecie. – ostry, rozkazujący ton, rozwiał jej wcześniejszą nutkę rozbawienia. Rozejrzała się ukradkiem czy poza tą dwójką dostrzeże jeszcze jakieś sylwetki, a może ich karawanę?

Ekwipunek:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wszystko szło nie tak jak powinno. Veronica przerażona spojrzała na całkiem przytomną Mercedes, a w jej twarz wyrażała całą gamę emocji, począwszy od strachu aż po rozpacz.
- Nishki! Mówiłam ci! Czemu ty mnie nigdy nie słuchasz! - krzyknęła, zaraz podnosząc ręce do góry. Nishikim, okazał się ten sam facet, który wyprowadził ją z baru bez wzbudzania nie potrzebnego rabanu. Mężczyzna wyglądał na równolatka Mercedes, a jego cyrkowy frak z oddali odznaczał się złotymi guzikami. Kobieta mogła teraz dojrzeć, że grupa wyrzutów podróżowała prowizoryczną bryczką, która kompletnie odbiegała wzorcem wyglądu od tych z ubiegłych czasów. Bardziej przypominała prostokątny kemping na kółkach z zaprzężonymi końmi.  Nishiki siedział na wysokim podeście z przodu wozu, trzymając lejce szybko puścił je i sam poderwał ręce do góry.
- Spokojnie! Hola! - zawołał, podnosząc się z twardego siedziska i nadal mając ręce w górze, zeskoczył. - Słuchaj, nie chciałem cię tak porywać z baru, ale potrzebowaliśmy kogoś takiego jak ty...a nie mamy pieniędzy na wynajęcie – mówił wolno, aby kobieta dobrze go rozumiała i słyszała. Siedząca na podeście Veronica spoglądała raz na Nishikiego, raz na Mercedes, która w jej oczach wyglądała na twardą babkę. Nikomu z trupy nie uśmiechało się podróżowanie po terenach Desperacji bez asekuracji. Obecnie także znajdywali się na jakimś pustkowiu, gdzie znalezienie pożywienia i wodopoju graniczyło z cudem. Wszelki otaczający ich krajobraz przygnębiał i przyprawiał o ciarki. Zewsząd dochodziły dziwne, podejrzane i tajemnicze pohukiwania czy warknięcia, lecz w zasięgu wzroku niczego nie dojrzeli. Otaczająca mgła powodowała  uczucie niepokoju i napięcia.
- Sama widzisz, jesteśmy trupą cyrkową. Wymordowanymi – sprostował. - Czasem, ludzie z M-3 wynajmują nas do własnej rozrywki sądząc, że jesteśmy ludźmi.  - Zaśmiał się nerwowo - Wiesz, takie wizualne oszukiwanie. Musimy przejść przez przełaj i skalny wąwóz. Sami nie damy rady – odparł, spoglądając na nią brązowymi oczami.
Nagle z wymalowanego dekoracyjnie kempingu wyszedł kolejny przebieraniec w kapeluszu, najwyraźniej zbudzony hałasami i postojem. Widząc świadomą Mercedes i uległych towarzyszy gwałtownie sięgnął za broń u paska spodni i wycelował ją w kobietę.
- Nie rób niczego głupiego! - krzyknął, szybko dochodząc do siebie.
- Cholera Jacob! Co ty odpieprzasz! - zawołał przerażony Nishiki. - Odłóż te broń, pacanie! To najemnik, powystrzela nas jak kaczki – warknął, a kapelusznik lekko zdezorientowany opuścił lufę.
- Mh. Doszliście do porozumienia z nią?? - zapytał, wolno zbliżając się do reszty. Kątem oka przyjrzał się Veronice, która nadal machała własnymi rękoma nad blond głową. Ubrana w obcisły gorset, coraz bardziej marzła.
- Staram się, ale jakiś kretyn macha do niej bronią! - burknął przywódca. Poza trzyosobową trupą nie było nikogo innego. Nie mieli długiego taboru, ani nawet powozów z rekwizytami. Było ich zdecydowanie za mało, jak na trupę cyrkową. Nie widać było, czy mają ze sobą broń. Jedynie Jacob  zdradził się, że ów ją posiada. Nishiki wydawał się facetem panującym nad całym cyrkowym burdelem.



Trupa:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mercedes sceptycznie przysłuchiwała się Veronice. Później ozwał się Nishiki. O tak rozpoznała tego gościa. Jak nic to był jej porywacz. Podparła się pod boki i nagle bardzo zaciekawiona słuchała, co on miał do powiedzenia. Popatrzyła na karawanę, a następnie zlustrowała otoczenie. Rzeczywiście zapuszczanie się tutaj skromną grupą nie jest dobrą perspektywą, a co dopiero samotnie. Było bardzo… niespokojnie. Matka naturę bawiła się w orkiestrę, a wycia jakichś bestii wywoływały ciarki i gęsią skórkę. Cóż nie było to miejsce, gdzie chciała spędzić swój wolny dzień. Westchnęła i wróciła spojrzeniem na Nishikiego.
- Rozumiem. – odpowiedziała powoli i jeszcze raz przyjrzała się karawanie. Poczuła się pewniej znając mniej więcej swoją sytuację. Rozluźniła się trochę i zakołysała się na piętach. Wąwóz to niełatwy orzech do zgryzienia. Ta trupa rzeczywiście mogłaby mieć problem z bezpiecznym przejściem przez niego. Wszyscy widzą ciebie, ale ty nikogo nie, dopóki nie dojdzie do ataku. Ponownie westchnęła.
Nagle z wozu wyskoczyła kolejna persona. Uzbrojony mężczyzna wycelował do niej z broni. Szybko wyjęła berettę i skierowała lufę pistoletu w jego stronę. Zawsze musi się znaleźć jakiś niezadowolony, uzbrojony rodzynek. Pokojowe nastawienie szlag trafił. Teraz nie kłóciła się ze sobą dwójka, a trójką zabawnie przyodzianych wymordowanych, a ona już sama nie wiedziała czy oni potrzebują ochrony przed tym, co czai się w Desperacji, czy przed samym sobą. Zmęczona oglądaniem kupy barw i rozmazanych kształtów aktywowała soczewkę. Jakby ze zdwojona mocą uderzył ją wygląd trójki wędrowców i kolorowej przyczepy. Chyba była bardzo niedotleniona, ponieważ ponowne westchnienie wyrwało się z jej piersi.
- Czaję. Więc desperacko chcecie bezpiecznie dotrzeć do celu, porywając najemnika, żeby was bronił. Jasne nie ma sprawy. – Obserwowała uważnie Jacoba, ale skierowała lufę berety w ziemię. Coś jej nadal w tym wszystkim nie grało, ale i tak za dużo do gadania nie miała w tym momencie. Paczka papierosów wylądowała w wolnej dłoni i zębami wyjęła jednego z nich. Następnie podpaliła, a chmura dymu poszybowała w górę.
- Chcielibyście to usłyszeć, co? - kpiarski uśmiech pojawił się w całej kracie na jej twarzy, ale kontynuowała dalej. – Coś was mało jak na grupę wędrowców. Gdzie podziała się reszta? Nie żyje czy też podróżujecie tak we trójkę? – W każdym razie stanie w jednym miejscu i wykłócanie się nie jest dobrym pomysłem. Wystawieni na atak, a póki co widziała, że tylko ona i Jakob są uzbrojeni.
- Co do waszych metod to rozliczymy się później. Pójdę z wami po dobroci, tylko bez sztuczek, piórek i strzykawek, to nie moje klimaty. – Mogą mówić i jechać, choć ona wolała iść obok niż ciskać się do karawany. Jeżeli nikt jej nie zatrzymał, a Jakob na nowo w nią nie celował, to ruszyła przed siebie. Miała nadzieję, że pozwolą jej iść z własnej woli, już wystarcz, że jest zombie nie musi się tak jeszcze zachowywać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wydawać się mogło, że pozorne napięcie opadło wraz z opuszczeniem broni. Lecz Jacob podejrzliwie spoglądał na Nishikiego, który zachowywał względem najemniczki dziwną uległość. W sumie nie dziwił mu się.
Jacob siadł koło Veronicy, która trzęsła się ze strachu. Położył jej dłoń na kolanie w uspokajającym geście. Kobiece, szczupłe ramiona momentalnie rozluźniły się.
- Nawet nie wiesz jak bardzo potrzebujemy twojej pomocy - odparł Nishiki - W barze słyszałem, jak mówiono o tobie. Jesteś przywódczynią najemników, to musi coś znaczyć - dodał zaraz, zbliżając się do niej. Pogładził jej broń, którą pomógł opuścić kobiecie w dół. Miał spokojny, wręcz hipnotyzujący głos. Wprawiał w trans i w poczucie bezpieczeństwa. Merc czuła się w jego towarzystwie odprężona. Poza tym nic więcej się nie stało.
- Jesteśmy, w obecnym stanie, trochę rozbitą grupą. Nasza trupa dawno zajechała do naszej kryjówki, a my mieliśmy tam dołączyć. Zarządzam całym tym cyrkiem - sprostował szybko, tłumacząc. Zdecydowanie za szybko. Lecz po wyrazie jego twarzy i oczu przypuszczać mogło się, że mówi prawdę. Mogło się również okazać, że jest zwykłym, idealnym kłamcom.
Kiedy Mercedes zgodziła się na współpracę, cała trupa wyglądała jakby odetchnęła z ulgą i spadł z ich serc ogromny kamień. Dziwna sprawa.
- To ruszajmy. Zaraz zapadnie zmierzch. Rozbijemy obóz przed wąwozem, a za dnia ruszymy - wtrącił się Jacob, mocniej obejmując ku sobie Veronicę. Kobieta spojrzała wdzięcznie na Mercedes.

Tak jak było mówione ruszyli. Droga ku wąwozowi sprawiła więcej kłopotów niż mogłoby się wydawać. Ciągnęła się niemiłosiernie, a zmrok zapadał coraz szybciej. Dotarli w jego okolice dopiero kiedy całkowicie pole widzenia ograniczało się do dwóch metrów. Okolica wydawała się posępna, straszna i mroczna. Gęsta, otaczająca ich zewsząd ciemność szeptała w ich stronę nieme pieśni rozpaczy.
Jacob rozpalił ognisko, a Veronica zabrała się za otwieranie konserw z puszek i jakiś gotowych potraw, które udało się im zdobyć będąc w M-3.
- Zdobyliśmy je w mieście. Czasem występowaliśmy dla władz. Posiadamy przepustki - sprostował zaraz Nishiki bawiąc się kartami. Tasował je na przemian.
Zasiadł przy ognisku, które buchnęło gorącem prosto w ich twarze. Spojrzał na Mercedes.
- Pokazać ci sztuczkę z kartami? - zapytał figlarnie, a oczy mu zabłyszczały. Veronica, wstawiła rondel z zupą nad płomień ognia i mieszała ją drewnianą łyżką.
- Pokaż jej, a nie pytaj głupio - parsknęła. Na jej prawej dłoni widać było ślad po obrączce. Często ów ślady pozostają, kiedy nosi się je zbyt długo.
Nishiki niczym na polecenie zaczął tasować karty.
- Odgadnę, która karta w pudełku będzie ostatnia - wyjaśnił. Pokazał wszystkim ostatnią przetasowaną kartę i wsunął odwróconą grzbietem talię do pudełka. Nie widział ich wartości, a jedynie czerwone wzory. Z uśmiechem na ustach, wyciągał je, nie odsłaniając ich jakby szukał i z całej siłę woli koncentrował na odnalezieniu tej właściwej. W końcu zatrzymał palce i wyciągnął kartę. Była to ta sama, którą jeszcze parę chwil temu pokazywał pozostałym. Veronica parsknęła śmiechem, znając najwidoczniej ten stary numer, ale szybko wróciła do gotowania i pozornego nie spokoju.
Jacob prychnął, opadając plecami na twarde, ziemiste podłoże, tuż obok Mercedes.
- To stary dziad nabierający ludzi na te same triki - mruknął.
Veronica rozdała każdemu po misce czegoś co mogło przypominać wszystko, a dopiero smak rozstrzygnął wszelkie obawy. Pogrążeni w ciszy i w myślach ku dalszej drodze, usłyszeć mogli dziwne szmery dochodzące gdzieś z odmętów wąwozu. Najwidoczniej dobrym pomysłem było przeczekanie do rana.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Obrzuciła wszystkich po kolei spojrzeniem mętnych oczu i podrapała kark lekko zafrasowana. Coś czuła, że wpakowała się w niezłe bagno, choć patrząc na okolicę, to raczej w piasek. Nishiki przybliżył się do niej. Odruchowo broń wycelowała w jego pierś, a papierosa zagryzła w zębach, jakby oczekując najgorszego. Mimo to mężczyzna skierował jej lufę w ziemię, bez lęku, a jego głos koił jej napięte nerwy i odprężał. Uśmiechnęła się półgębkiem. Mile zaskoczyła ją jego pewność siebie. Jeżeli nie umiesz rozmawiać z najemnikiem, nie masz co liczyć na pomoc z jego strony. Zwłaszcza, że zapłata jest bardzo wątpliwą perspektywą. Zmierzyła go wzrokiem. Wiadomo. Mógł mydlić jej oczy mówiąc o powodzie kruchej liczebności prezentującej się na ten moment trupy. Mimo to zamierzała przyjąć jego słowa za tymczasową prawdę. Dlaczego tymczasową? Mercedes nie uznaje czegoś takiego jak szczerość. Wszystko kupisz, wszystko sprzedasz. Prawda to nic innego jak towar którym szmuglujesz, a im mniej osoba jest wtajemniczona w jej tajniki, tym łatwiej jest ją jej opchnąć. Przekładając to na myślenie Taro. Słowa Nishikiego zostały kupione i schowane w jednej z wielu skrytek w jej świadomości. Na koniec kiwnęła słysząc Jacob’a. Nie miała nic więcej do dodania, więc schowała broń do kabury na plecach i odwróciła się w stronę kierunku marszu. Zanim jednak ruszyła poklepała Nishikiego po ramieniu i na moment mocno go za nie ścisnęła. Spojrzenie sennie przymkniętych, rdzawych tęczówek posłało mu niemą groźbę, że to jeszcze nie był koniec ich rozmowy o skutkach porwania wiecznej. Leniwy uśmiech obietnicy tylko to potwierdził.

Wędrówka przypominała jej jakąś tułaczkę. Paliła już trzeciego papierosa, a żarząca się końcówka coraz bardziej odznaczała się na tle zapadającego zmroku. Przyzwyczajona do wycieczek krajoznawczych nie odczuwała wielkiego zmęczenia, ale perspektywa przystanku i odpoczynku wydawała się coraz bardziej, niebezpiecznie kusząca. Mrok otulał okolice coraz szczelniejszym kokonem, przypominając jej dlaczego desperaci kręcą się po nocach uzbrojeni po zęby. Atmosfera grozy pulsowała zewsząd co rusz uderzając w jej struny nerwów z umiejętnością grajka wygrywającego pełną napięcia pieśń, której przytłaczająca moc miała dopiero nadejść.
Zarządzenie nocnego postoju skomentowała głośnym klapnięciem czterech liter na ziemię. Patrzyła jak reszta przyszykowuje prowizoryczny obóz, co rusz rozglądając się dookoła. Choć widoczność była znikoma starała się wyłapać ewentualną, nieproszoną obecność.
Słysząc Nishikiego, spojrzała na niego pobieżnie. Fakt, że posiadają przepustki jakoś jej nie zadziwił, ale uczciwe zdobywanie żywności? Ona by wszystko i wszystkich rozkradła i jeszcze kazała się cieszyć, że nie wystawiła rachunku za powzięty trud. Choć „zdobyć” nie oznacza kupić. Uśmiechnęła się mimowolnie pod nosem. Po chwili została uraczona karcianą sztuczką. Może dla nich to był dla nich stary trik, ale jej się bardzo podobał. Gwizdnęła cicho i szerokim uśmiechem pokazała swój aplauz. Mimo to prychnęła rozbawiona na komentarz Jacob’a.
- Ale za to mają w sobie to coś. – skwitowała krótko i wyciągnęła ręce w stronę strawy. Ważne, że ma jakiś smak, wybrzydzać nie zamierza. Pochłonęła posiłek po czym przeciągnęła się niczym zadowolone kocię.
- Dobra. Ja biorę pierwszą wartę. Okolica się nie nudzi więc lepiej dmuchać na zimne. – Nie patyczkując się wyjęła berettę i zaczęła skrobać choćby minimalne oznaki brudu w zdobieniach rączki. Jako, że nie miała o czym rozmyślać ogarnęła ją babska ciekawość do którego należała niejaka Veronica, jako, że na palcu miała nieścieralną przez upływ czasu bliznę zamążpójścia. Zerknęła na nią zaciekawiona spod na wół przymkniętych powiek. Lepiej dobrze wiedzieć z kim się dzieli miską i kawałkiem ziemi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nishiki był dumny niczym paw słysząc zadowolenie i pochwałę Mercedes. W końcu, w trupie wszyscy znali jego karciane sztuczki i dla nikogo nie stawiły żadnej, niesamowitej tajemnicy. Rzadko miał okazję pokazywać ją komuś całkiem obcemu kto po raz pierwszy - albo od bardzo dawna - miał styczność z cyrkowcami. Ludzie w M-3 patrzeli na nich z wielkimi niczym pięcioki oczami, podziwiając ich triki i zabawy z ogniem. Karty nie były niczym niezwykłym. Nikt nie chciał tego oglądać. Każdy z napięciem wyczekiwał krojenia Veronicy bądź jej znikania w pudle. Kto by pomyślał, że piękna, długonoga dziewczyna może tak czarować publiczność, że nikt nie wraca uwagi na wszelkie fałszywe złudzenia optyczne. Zabawne. Nawet w świecie apokalipsy magia stanowiła nieodgadniony element życia.
Jacob słysząc, że Mercedes chce wziąć pierwszą wartę, spojrzał się porozumiewawczo na Nishikiego. Oczywistym było, ze nie ufali obcej kobiecie, od której zależała cała podróż. Nie mogli bez mrugnięcia okiem poddać się jej rozkazom, dlatego też Nishiki wtrącił się:
- Będę z tobą na warcie – Uśmiechnął się sympatycznie, a Veronica rzuciła na nich okiem. W końcu zajęła się sprzątaniem po niemałej wyżerce, którą im ugotowała. Jacob jak zwykle leżał w luzackiej pozycji nie siląc się na nic. W końcu jednak przy cięższej pracy pomógł blondynce, aż ta ziewnęła ostentacyjnie i mruknęła cichym głosem:
- Pójdę się położyć – powiedziała, a Jacob spojrzał za nią zaniepokojonym wzrokiem. Nishiki również wydał się poddenerwowany, jednak zaraz rozpromienił się, zapominając o znikające w powozie kobiecie. Jacob zaczął palić papierosa, wgapiając się na ogień.
- Idź też spać, Jac. Posiedzę z Mercedes – polecił, a mężczyzna potaknął i wrzucił niedopałek w piekielne języki. Po chwili również i on zniknął. - A więc pierwsza warta! Czyż to nie ekscytujące?! - zapytał, pochylając się lekko w jej stronę, lecz ogień skutecznie ich odgradzał. Dystans jaki trzymali palił i to dosłownie.
Wygodnie oparł się o jakiś wystający kamień i założył nogę na nogę, machając stopą. Spojrzał w gwiazdy, zamyślony.
- Zastanawiałaś się jak to było kiedyś? Jak wyglądał świat zanim staliśmy się brzydcy i zmutowani? Czy wtedy gwiazdy tak samo wyglądały jak teraz? - mruknął, najwidoczniej dobry nastrój gdzieś prysnął. Trudno było za nim nadążyć.

Noc im minęła bez żadnych ekscesów. Spokojne chłodne powietrze otulały ich nagrzane ramiona, wywołując lekką gęsią skórkę. Świat zaczynał znowu stawać się widoczny, a otaczająca ich przestrzeń mniej nieprzyjemna. Słońce wolno wschodziło, a oceniając jego położenie godzina mogła być szósta rano. Nishiki owinięty w koc, spojrzał na Mercedes. Wszystko wyglądało normalnie.
- Powinniśmy ruszać, obudzić resztę? - zapytał, spoglądając na kobietę. Najlepiej było ponowić drogę przez wąwóz dopóki był świt, a trasa zapowiadała się na długą. Może pół dnia marszu i nawet wyjdą z cholernej cieśniny. Oczywiście, o ile się pospieszą. Gdzieś w oddali, może na samym końcu wąwozu usłyszeć można było jakiś dźwięk. Dziwny, trudny do zlokalizowania. Czym był? Cholera wie. Rozniósł się falami, szybko dając wrażenie, że był jedynie omamem słuchowym.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wyznaczam termin na odpis: 8 czerwiec, do godziny 00:00
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Karty potrafią być ostre niczym ostrze. Mogą nadłamywać szczeliny, stanowić wytrych. Wprawne posługiwanie się nimi w tym sztuczki są według mnie cenną umiejętnością. – powiedziała rozbawiona reakcją Nishikiego. Jeszcze bardziej rozbawiła ją ich niepewność, gdy oświadczyła wziąć pierwszą wartę. Bardzo dobrze, przynajmniej nie są głupi. Nie przerywając suchego przecierania broni kiwnęła pojednawczo głową.
- Niech będzie.
Usiadła po turecku i  obserwowała dyskretnie dalszą scenę. Wszyscy poszli się położyć, zostali z Nishikim sam na sam. Choć była ciekawa kilku rzeczy nie odezwała się dłuższy czas nawet słowem. Zignorowała go, kończąc szybki przegląd beretty. I tak była zdziwiona, że jej nie odebrali broni na samym początku. Przejaw dobrej woli? Bardzo rzadko dobrze się kończy tak okazana dobroć. Właściwie to, może by tak… uc – z zamyślenia wyrwał ją mruknięcie, tak kontrastujące z poprzednim dobrym nastrojem magika. – Jedni coś trącą, a drudzy zyskują. – odpowiedziała, dziwiąc tym samą siebie. -  Gwiazdy się z nas śmieją. – warknęła  -  Z ludzi którzy upadają. – odchrząknęła, chcąc stłumić poprzedni atak złości - Niebo nigdy nie było tak czyste, jak teraz.
Nie odezwała się już później po tej krótkiej refleksji.
***
Choć pilnowali ogniska, chłód poranka był bardzo namacalny. Okryta podiwanionym kocem po same uszy, odwzajemniła spojrzenie. Nowy dzień napawał optymizmem, jednak Taro miała dość kiepski humor. Ziewnęła przeciągle z pogardą spoglądając na otaczającą ich przestrzeń. Mogła wychodzić teraz tanecznym krokiem z baru, a nie siedzieć w jakiejś głuszy. Ziewnięcie przerwało westchnienie wyrywające się z jej piersi. Niech cały świat wie, że cierpi na skwaszony nastrój.
- Tak. Już czas. – przeciągnęła się, wyginając na boki. Zesztywniałe mięśnie początkowo odmawiały posłuszeństwa, ale po chwili przyjemne ciepło rozlało się po całym jej ciele. Wstając usłyszała niepasujący do otoczenia dźwięk. Rozejrzała się podejrzliwie, jednak nie nastąpił on ponownie. Odeszła stąpając cicho, z ostrożnością dorównywająca jej wulgarności, kilka kroków od obozowiska. Czekała na resztę, chcąc jak najszybciej minąć serce wąwozu przed zmrokiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Oczywistym było, że strach jaki niosła ze sobą obecność Mercedes był ogromny. Trupa porywała się na niesamowitą zuchwałość, która mogła ich słono kosztować. Uprowadzili jednego z Drug-on, którzy słynęli z nieopisanej siły i agresji. Wszyscy na terenach Desperacji byli świadomi, że Smoki nie przebierają w środkach i bez mrugnięcia okiem wykonują wszelkie egzekucje. Zadzieranie z nimi wiązało się w głównej mierze z szybką śmiercią, bez zbędnego wyjaśniania i proszenia o litość. Mercedes wraz ze swoją bronią budziła w nich ziarno niepewności, zważając na stosunek Smoków do osób, które im nie zapłaciły. Nishiki początkowo miał duże wątpliwości, jednak sytuacja jaka zaistniała wymagała szczególnych środków, nawet jeśli on sam miał zaryzykować życiem.
- Tak - powiedział chwilowo zamyślony, a jego wcześniejszy dobry nastrój momentalnie zawisnął w powietrzu. Spochmurniał dosłownie na kilka sekund, a w oczach zatańczyła niepewność. Czyżby mężczyzna coś ukrywał przed nią, nie będąc zupełnie szczerym? Czy może cała ta sytuacja była dla niego na tyle męcząca, że nie miał siły udawać zadowolonego błazna.
- Wszyscy upadamy, Mercedes. Robimy rzeczy, których nie chcemy. A potem płacimy za to horrendalne kwoty - powiedział zagadkowo. Westchnął ciężko, zapatrując się dłuższą chwilę w ogień, ale zaraz otrząsnął się i sam zerknął na niebo.
- Tak, masz rację. Dawno nie było tak piękne. - Potaknął.


***


Chłód dawał się im ostro we znaki. Nishiki praktycznie całą noc nie zmrużył oka w obawie ucieczki Mercedes bądź zamarznięcia na kość, dlatego też dokładał co jakiś czas drewna do ogniska. Poranek nadszedł wyjątkowo szybko. Poza dwójką siedzącą przy ognisku, na zewnątrz wyszła Veronica. Wyglądała znacznie lepiej niż dnia poprzedniego. Wcześniejsza blada, prześwitująca skóra pokryła się delikatnym rumieńcem, a może mocno pigmentowanym różem. Jac dołączył do nich chwilę później. Nie wyglądał na zadowolonego z porannej pobudki zafundowanej przez blondynkę.
Ruszyli. Weszli do wąwozu dość szybko, nadając podroży dość żywe tempo. Na oko, długie skalne ściany ciągnęły się na szerokość dziesięciu kilometrów. W przeciągu kilkunastu godzin powinni bez najmniejszego problemu wydostać się z rozpadliny, o ile nie zmieniają szybkości marszu. Lecz nic nie zapowiadało się na trudności w podróży.


***


Wyszli z wąwozu zgodnie z obliczeniami, który najmował się Jacob. Mężczyzna prawidłowo określił przybliżoną godzinę oraz położenie słońca w momencie kiedy opuszczą niesprzyjający korytarz. Słońce na nowo powoli zachodziło, jednak wbrew pozorom nadal było widno. Promienie przyjemnie ogrzewały, ich zmarzniętą przez chłód wąwozu skórę. Wydawało się, że wędrówką będzie spokojna, kiedy zbliżając się do stojącego wielkiego głazu na środku kamienistej ziemi dostrzeli zarys sylwetki. Osoba wyłoniła się z cienia i z uśmiechem na twarzy, i szeroko rozłożonymi rękoma w geście powitania, głośno krzyknęła:
- Nishiki! Dawno się nie widzieliśmy! - krzyknął wysoki barczysty mężczyzna ze złotym zębem i przepaską na oku oraz podziurawionym od kul kapeluszem na głowie.
Nishiki automatycznie zdębiał, a następnie pobladł. Jednak nie tylko on. Cała trójka wydawała się być przerażona faktem pojawienia nieznajomego, który nic nie robiąc sobie z ich przejęcia zbliżał się. Opuścił ręce, będąc w odległości trzech metrów, a dzięki temu Mercedes mogła dojrzeć, że po obu stronach ud posiadał przymocowane w kaburach pistolety. Nieznajomemu oczywiście nie uszła uwaga obecności Mercedes. Przyjrzał się kobiecie, mierząc ją od stóp do głów dość przenikliwym wzrokiem. Zachowywał się spokojnie, jednak zaraz jego promiennie przyjazna twarz przybrała gradowe oblicze. Zimna, mocno ścięta wyrażała nieopisaną złość.
- Sądziłeś, że się nie dowiem którędy będziecie szli? - zapytał, a w jego głosie wyczuwało się pogardę. Nishiki nic nie odpowiedział, ale widząc broń, którą nagle celował w nich kowboj, automatycznie pot wystąpił na czole cyrkowca.
- Tuk, dogadajmy się.
- Wiesz, trącę do was cierpliwość. I nie mam ochoty się już dogadywać. Mieliśmy układ, jak zwykle próbujecie pajacować. A teraz dawajcie wszystkie świecidełka jakie udało się wam zdobyć w M-3 - odparł, a wtedy przeniósł wzrok na Merc. - Nie radzę ślicznotko wyciągać broni. - Gwizdnął, a wówczas za wielkiego głazu wyłoniła się cała banda, składająca się aż dziesięciu osób. Podeszła do swojego szefa i z wycelowanymi lufami mierzyli w każdego z trupy i w Merc.
- Tuk...
- Teraz chcesz negocjować Nishiki? Wiesz o tym, że życie Aleca wisi na włosku, prawda? - zapytał z udawanym przejęciem.
Veronica drgnęła. Łzy nabiegły jej do oczu, a Jacob chcący ją jakoś uspokoić wyciągnął rękę, jednak tuż za głową usłyszał odbezpieczany cyngiel. Już nawet nie drgnął, stał sparaliżowany. Veronica na dobre zaszlochała, kiedy jeden z facetów zaczął ich wszystkich z po kolei przeszukiwać. Zabrano Mercedes wszelką broń, którą miała przy sobie. A kiedy cała arsenał leżał na kupce przy nodze Tuka, ten potaknął do do swoich ludzi.
- Tuk! - krzyknął Nishiki nim nie dostał rączką broni w tył głowy. Lecz nie tylko on. Wszyscy zarobili po łbach. Mercedes również się oberwało w efekcie czego straciła przytomność.


***


- Ciekawe kim jest ta kobieta, nie wiedziałem, że mają nowe błazna w trupie
Mercedes słyszała jedynie jakieś głosy, jednak obraz skutecznie zamazywał się za każdym razem kiedy taszczyli ich do swojej dziupli. Niestety, nic nie udało jej się zobaczyć poza ciemnością, która na nowo zapanowała wokół niej.


***


Merc obudziła się jakąś godzinę po całej akcji. Na własne nieszczęście siedziała zamknięta w śmierdzącej stęchlizną celi, w której panował półmrok. Wraz z nią znajdywała się trupa, która doszła do siebie szybciej niż pani najemnik. Veronica siedziała w kącie z podkulonymi pod brodę nogami i płakała. Nishiki wraz z Jacobem znajdywali się obok niej.
- Veronica, uspokój się - polecił jej surowo Nishiki.
- Przestań się wyżywać na wszystkich. To twoja wina. Ty nas w to wpakowałeś - syknął zdenerwowany Jacob.
- Stul mordę, Jac. Dobrze wiesz dlatego to robię!
- Oczywiście, ale jakim kosztem! Czemu nie wynająłeś od razu Drug-on do tego zadania tylko jeszcze nas w to pchałeś. Nie dość, że porwałeś tę kobietę, to teraz jeszcze mamy przez ciebie na głowie Tuka! On nas żywcem zaszlachtuje i co wtedy się stanie z Alecem?! - krzyknął podenerwowany Jacob, przez którego Veronica jeszcze głośniej zaczęła płakać. Jac odepchnął od niej Nishikiego, zaraz samemu siadając naprzeciw niej i złapał ją za dłoń, masując ją uspokajająco.
Nishiki syknął, krążąc po celi w zdenerwowaniu, by dopiero po chwili zwrócić uwagę na Mercedes, która dochodziła do siebie.
- Wszystko w porządku? - zapytał.




Obrażenia:
Mercedes: Ból głowy spowodowany uderzeniem. Kilka zadrapań po niewygodnym transporcie do celi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ciepło ogniska pozwoliło znośnie przetrwać noc, przez co nie odczuwała powodów do narzekań, a obecność błazna nie okazała się wcale tak denerwująca, jak to w duchu zakładała. Właściwie był z niego dobry kompan do pełnienia warty. Fakt, że nie poddał się senności, sprawił że Nishiki trochę zyskał w oczach Mercedes, nawet jeżeli to jej obecność była tego przyczyną. Rześki poranek natomiast nie został przez nią ciepło przywitany, co przeniosło się na jej stosunek do trupy.
- Zbierać się w troki i ruszamy. – zarządziła jakby miała jakiekolwiek prawo głosu, ale nie obchodziło jej to, ponieważ to ona ma największą spluwę w okolicy.
***
Wąwóz sprawiał wrażenie nieskończenie ciągnącego się korytarza, a jego monotonia wywoływała u niej coraz większą ochotę do ziewania. Powstrzymywała się jednak, nie chcąc niczego przeoczyć, ale brak jakiegokolwiek bodźca wywołującego przyjemne kołatania adrenaliny we krwi, wcale jej w tym nie pomagał. Przynajmniej tempo marszu było sprawne. Znowu nie miała się do czego przyczepić.
***
Przynajmniej nie została porwana przez bandę skończonych pajaców. Jakob popisał się umiejętnością bardzo trafnego określania ich położenia. Fakt, że nie są błąkającymi się wzdłuż i wszerz amatorami, sprawiał, że odczuwała mniejsze wyrzuty sumienia wynikające z faktu, że dała się porwać jak ostatni wór kartofli. Opuszczenie wąwozu wywołało u niej szeroki uśmiech na twarzy, którym radośnie wszystkich uraczyła. Przynajmniej ten etap podróży mieli za sobą. Nagle z cienia wyłonił się Lucky Luke wersja Desperacja. Spojrzała na trupę, zaniepokojona ich nagłym zesztywnieniem.
_odległość_celu_ __3_metry
Aktywowała skaner sprawdzając jakie mieli szanse. Ucieczka nie wchodziła w grę, ale był za blisko by strzelić znienacka i nie oberwać przy tym kulki. Bez słowa przypatrywała się sytuacji, wiedząc, że ta cała konwersacja jej nie dotyczy. Tylko słuchała - dopóki nie wyciągnął broni. Ckliwa rozmowa ją nudziła, ale jej nie przerywała. To był błąd Merc. Trzeba było wcześniej zareagować. Zastygła z dłonią zaciśniętą na chwycie strzelby (znajdującej się na plecach,) gdy usłyszała cichą groźbę kowboja, którego gwizd przywołał resztę ludu. Zerk w lewo, w prawo. Szanse minimalne, zbyt duże straty. Tak, chciała się porwać na dziesiątkę chłopa i kowboja lecz obliczenia wygrały. Prychnęła pod nosem szeroko się uśmiechając, ale opuściła rękę. Po chwili wszyscy celowali do nich z broni, a potem zaczęło się rozbrajanie.
- Fuck. – wcisnęła dłonie do kieszeni, nie ułatwiając przeszukiwań bandytom – bo jak można ich  inaczej cenzuralnie nazwać? Chciała złapać znajdującego się za nią napastnika za rękę i odwinąć go do przodu, ale otrzymane łupniecie kolbą w potylicę zdążyło odebrać jej przytomność.
***
Jakieś odgłosy. Słyszała jak przez mgłę, nie mogąc wyrwać się z kleszczy odrętwienia. Nowego błazna? Że co? - Ostatni szept względnej świadomość, nawet tak zjadliwy nie przedarł się przez kurtynę ciemności jaka na powrót zapadła. Znowu odpłynęła.
***
Głowa pulsowała rytmicznie. Kac? Znowu? Co? Nie… Rozmowa w zapuszczonej celi docierała do niej stopniowo, tak jak nieprzyjemny ból czaszki. Leżała z otwartymi oczami, przypatrując się odgrywanej scenie na wpół ślepymi oczami. Soczewka musiała się wyłączyć po straceniu przez nią świadomości. Kiedy na powrót ją aktywowała, Nishiki krążył, obijając się o ściany celi.
Wszystko w porządku?
Pytanie choć troskliwe, było jak oderwanie zawleczki granata.
- Tak jasne, wszystko gra. Tylko DRUGi raz zostałam porwana. Dzięki, że pytasz. – mówiła bardzo cicho, ledwo tłumiąc chęć mordu. Nie chciała jednak oznajmiać głośno porywaczom swojego przebudzenia. Niestety ostatnie czego brakowało jej do szczęścia to rozhisteryzowana trupa. Dlatego poderwała się na nogi i podeszła do Nishikiego, łapiąc go za fraki. Niwelując ewentualną różnicę wzrostu przyciągnęła go do siebie, tak by jego oczy spotkały się z jej.
- Słonko, kim jest Tuk. – to już była sprawa osobista. Jedno porwanie przełknie, bo się jeszcze dogadają, ale ten westernowy typ spod ciemnej gwiazdy jest już martwy.

Ekwipunek-remake:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 2 1, 2  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach