Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 16.02.16 12:54  •  Mieszkanie Rosy - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Rosy
Ergo od lat nie wzbił się w powietrze. Strach odebrał mu tę możliwość. Sam na własne życzenie zamknął się w klatce własnych urojeń. Skrzydła na dobrą sprawę nie były mu więc potrzebne, a teraz po stracie Vess moce też na nic się nie przydawały. Nie miał kogo bronić, nie miał nad kim czuwać. Nie. Nie chciał czuwać.
Byłby kompletnym egoistą gdyby miał Rosie za złe, że się od siebie oddalili. Nie musiała go niańczyć, miała na głowie całą zgraję nie radzących sobie ze sobą ludzi. Ergo natomiast nigdy nie chciał być ciężarem. Przez długi czas wystarczyło mu życie jako tło, krycie się w cieniu podopiecznej, obserwowanie i czuwanie. Dopóki miał po co to robić, czuł się szczęśliwy. Teraz gdy pozbawił się celu, pragnął wyjść z cienia i zrobić coś dla siebie, choćby było to ofiarowanie sobie upragnionego końca wieczności i posługi. Pewnie wydawać się mogło nielogicznym chęć popełnienia najstraszniejszego grzechu i brak obaw przed karą, ale Ergo uważał życie na ziemi za najgorszy koszmar.
Nie wiedział dlaczego Rosa spuściła wzrok, ale usłużna podświadomość śmiało podsunęła mu najgorszy scenariusz. Gardzi tobą. Warknęła. Gardzi tobą i własnie podpisałeś na siebie wyrok. Ale może to lepiej. Czego się boisz? Chcesz końca, prawda?
Gdy już miał zerwać się z miejsca, zostawić za sobą także Rosę, razem ze wszystkim, co do tej pory przeżył, dziewczyna się odezwała. Wstrzymał oddech, słuchając jej słów w których dopatrzył się nie mniej goryczy niż w swoich własnych.
- Dostaliśmy uczucia tylko po to, by zakwestionować jego wybory. - Stwierdził szeptem. Wiedział do czego był przeznaczony i kiedyś nie kłócił się ze swoją naturą. Wykonywał swoje obowiązki, starał się. Teraz gdy rozumiał, że ma wybór... chciał zmienić swoje przeznaczenie. Ludzie mogli je zmienić. Nie każdy rodził się liderem, robotnikiem, intelektualistą. Oni sami wybierali swoją ścieżkę, mogli decydować o sobie. Zazdrościł im tego.
Być może dodałby coś jeszcze, ale widok jej pełnych łez oczu był jak uderzenie obuchem. Dopiero gdy je ujrzał, zorientował się jak sam strasznie musi wyglądać z zaciśniętymi zębami i wykrzywioną gniewem twarzą. Niemal natychmiast jego oblicze złagodniało. Nie chciał doprowadzać jej do takiego stanu. Nie chciał, by cierpiała razem z nim. Miała słuchać, a nie czuć, a jednak gdy teraz na nią patrzył widział wszystkie negatywne emocje jakim nie chciała dać ujścia. Tego właśnie nienawidził. Co im po uczuciach kiedy wywoływały jedynie chaos? Ale pal licho jeśli chaos był jedynie w jego sercu, z tym potrafił sobie radzić, ale wwiercał się też w jestestwa aniołów, zwyczajnie je niszcząc. Anioły pobłądziły... Nie, wszyscy byli zgubieni. Z chwilą gdy zeszli na ziemię skazali się na ludzki los i musieli wybrać. Jeśli miał wybierać, chciał się poddać. Zbyt wiele lat poświęcił ludziom, zbyt wiele poświęcił. I choć bardzo starał się opanować złość, ta zagościła w jego sercu na dobre, teraz podsycana cierpieniem najbliższego mu na tym świecie istnienia.
- Nie. - Stanowczo pokręcił głową. W jego oczach mogła dostrzec strach, ale nie o siebie. Jak mógł być tak egoistyczny, by sprawić ból komuś, kto akceptował go niemal bezwarunkowo? - Nie, nie, nienienienie... - szepcząc gorączkowo, zsunął się z krzesła, prosto na podłogę - Ros... - Uklęknął, wyciągając dłoń do jej twarzy. Delikatnie objął palcami jasny policzek. Nie uciekł od jej spojrzenia, wręcz przeciwnie. Wpatrywał się w nią uparcie jakby samym tym mógł ją za wszystko przeprosić. Za siebie, za to co mówił, za swoje wątpliwości... za wszystko, byle tylko nie cierpiała. Nie chciał wstrząsać fundamentami jej wiary. Nawet nie sądził, że jest to możliwe. Nie sądził, że i ona ma wątpliwości. Przecież była doskonała.
- Przepraszam. Nie powinienem. - Szepnął, gardząc sobą jeszcze bardziej. Znów potrząsnął głową, przesłaniając grzywką pociemniałe z żalu oczy - Proszę, nie płacz. Masz rację. We wszystkim masz rację. O losie... powinnaś na mnie nakrzyczeć, nawet dać mi w pysk, ale... nie to. - Jego palce powoli zsunęły się po jej skórze, wtórując sylwetce, która osunęła się niżej. Ergo usiadł na piętach, zwiesił głowę, a ręce smętnie zwiesił po bokach. Westchnął płytko.
- Jestem słaby Ros, beznadziejnie słaby, ale spróbuję zdać ten test. - Kłamał. Tego nauczył się wśród ludzi, że czasem umiejętne kłamstwo jest sto razy lepsze niż prawda. - Dziękuję ci. - Wzniósł na nią oczy i uśmiechnął się. Nie wiedział, że puste spojrzenie jakim ją teraz darzył, może powiedzieć więcej niż słowa. - Nawet nie wiesz jak wiele teraz zrozumiałem. Jesteśmy stworzeni do czegoś większego. Mamy misję. Jesteśmy ostatnim bastionem wiary w tym... zdeprawowanym świecie. Musimy trwać, bo jeśli nie my, to kto? - Mówił, choć nie wierzył w ani jedno swoje słowo. Po prostu nie chciał sprawić jej zawodu.

Ale tkliwie mi to wyszło D:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.02.16 17:19  •  Mieszkanie Rosy - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Rosy
Każde z nich było swojego rodzaju pasterzem. Ergo miał swoje owce a i ona je miała, pod postacią każdego bijącego na świecie serca. I chociaż nigdy nie była stróżem, Pan nawet pewnie nie myślał o tym, by kiedykolwiek dać jej podopiecznego, czuła się odpowiedzialna za każde istnienie. Może właśnie dlatego Ojciec nie przydzielił jej tej jednej konkretnej duszy, wiedział, że wtedy skupiłaby się tylko na swoim podopiecznym, a tak miała oczy dookoła głowy i czy był to człowiek, zwierzę, czy nawet wymordowany i anioł, była na tym świecie dla każdego z nich. Nie musiała go niańczyć, tak naprawdę nie musiała niańczyć nikogo bo przecież jej głównym zadaniem było pośredniczenie w rachunku sumienia i spowiedzi przed Panem. To miała być jej walka o dusze, ale nadgorliwa Rosa poszła o krok dalej i teraz przy tak małym zainteresowaniu w ogóle rozmową z Panem a co dopiero wyspowiadaniem się, zdecydowała zrobić wszystko, by zaprowadzić przed bramy królestwa jak najwięcej osób. I Ergomiona też chciała tam zaprowadzić, by ponownie stanął przed tą piękną bramą i znów poczuł ciepło domu, z którego pochodzili.
Po słowach anioła na moment się zastanowiła. Kwestionować jego wybory... Musiała mu to jakoś wytłumaczyć, by zrozumiał idee i sens działań Ojca.
- Mały chłopiec poprosił kiedyś mamę o to, by pozwoliła mu wyjść pobawić się z kolegami. Mama stanowczo odmówiła, tłumacząc, że zbliża się zmierzch a wraz z nim liczne niebezpieczeństwa. Chłopiec jednak nie posłuchał. Zakwestionował jej decyzję i gdy tylko mama się odwróciła, wybiegł z domu. Słońce szybko zaszło i pozostawiło chłopca samego na ulicy, nie znalazł bowiem swoich kolegów. Bardzo się przestraszył, bał się ciemności i tego co może go spotkać. Zaczął płakać i całe szczęście jego mama wybiegła zaraz za nim z domu po to, by cały czas nad nim czuwać. Wiedziała, że nie posłuchał, że źle postąpił ale wiedziała też, że wyciągnie z tego swoją lekcję. Podeszła więc do niego, przytuliła i uspokajając swoje dziecko, oboje wrócili bezpiecznie do domu.- Rosa uśmiechnęła się delikatnie- Chłopiec mógł zakwestionować wybór matki i zrobił to, ale dzięki temu miał nauczkę na przyszłość i stał się silniejszy.
To prawda, każdy człowiek, nawet oni mogli decydować. Ale dla każdego z nich kiedyś został spisany większy plan. Mówi się, że każdy jest kowalem swojego losu, ale Rosa była przekonana, że nawet o tym Pan pomyślał i wszelkie wynikające z wolnej woli wybory koniec końców i tak poprowadzą w stronę z góry zapisanego przeznaczenia. Może z jednej strony świadczyło to tylko o złudzeniu wolności, ale przecież z drugiej... rodzic zawsze prowadzi swoje dziecko za rękę i choć małemu wydaje się, że idzie w swoją stronę, tam gdzie sam zdecyduje, to rodzic zawsze naprostuje kroki swojego dziecka.
Widząc w jakim stanie był jej przyjaciel bardzo się zmartwiła. Przez moment zastanowiła się, czy to jej słowa go do tego doprowadziły. Próbowała zareagować, gdy osuwał się z krzesła. Chwycić go i nie pozwolić mu znalezienie się na podłodze, nie była jednak wstanie temu zapobiec. Sama więc opadła powoli na kolana, po to by znaleźć się na przeciw niego i patrzeć mu prosto w oczy. Tak bardzo miała nadzieję, że nie będzie w stanie dostrzec tych kilku łez... znali się chyba jednak zbyt długo, by móc ukryć przed sobą takie rzeczy. Pozwoliła mu dotknąć swojego jeszcze delikatnie wilgotnego od tej jednej niesfornej łzy policzka. W zamian wysunęła kciuk w stronę jego czoła, na którym wykonała znak krzyża, jakby licząc na to, że ten gest mu pomoże.
Następne jego słowa spowodowały, że cicho się zaśmiała.
- Nigdy na Ciebie nie nakrzyczę. A tym bardziej nigdy nie zrobię Ci krzywdy.- Nachyliła się w jego stronę i po prostu mocno się do niego przytuliła. Generalnie starała się unikać większych kontaktów fizycznych z kimkolwiek bojąc się niezręczności z tego wynikającej jednakże w tej chwili myślała o tym w innych kategoriach. O to przecież klęczał przed nią jej przyjaciel, którego serce rozdarło tak wiele negatywnych myśli i emocji. Musiała go jakoś pocieszyć.
- Nie jesteś słaby...- Odezwała się, odsuwając się na moment po to, żeby spojrzeć mu w oczy. I w tej właśnie chwili dostrzegła jego puste, pełne goryczy spojrzenie. A więc nic się nie zmieniło... Westchnęła ciężko i wyprostowała się, po to by pochwycić w swoje dłonie jego policzki i jednocześnie zmusić go by na nią patrzył. Pokręciła głową karcąc go w ten sposób. Czy ona mu nie powiedziała kilka chwil wcześniej, że Pan go kiedyś strąci za te wszystkie kłamstwa? Wiedziała jednak, że na pewno powiedział to po to, by ją uspokoić.
- Nigdy nie kłam po to, żeby sprawić mi przyjemność. Wiesz przecież, że będę Cię kochać do końca świata, cokolwiek byś nie uczynił.

uważaj bo w tym tempie aniołek mi się zakocha a ja będę siedzieć przed monitorem i płakać ze wzruszenia... ;D
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.16 18:11  •  Mieszkanie Rosy - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Rosy
Problem w tym, że Ergo rozumiał, ale działania Boga, jego zamysł, zupełnie mu nie odpowiadał. Nie chciał cierpieć dla wyższego celu. Rozumiał też, co na celu miała opowieść o chłopcu, ale on nie czuł się chłopcem o którego ktokolwiek dba. Był pozostawiony sam sobie. Nikt po niego nie przyjdzie jak się zgubi, a jeśli przyjdzie to tylko po to, by powiedzieć mu, że zrobił źle i ukarać. Ergomionowi było już wszystko jedno.
Natomiast jeśli to, co na temat wolnej woli uważała Rosa okazałoby się prawdą, to nie było żadnej wolnej woli. Jeśli Bóg z góry znał przebieg życia każdego istnienia, to znaczy, że część z nich świadomie skazywał na potępienie. Czy to nie było okrutne? I bardzo dobrze, że Rosa nie wyraziła swoich przemyśleń na głos, bo spotkałyby się z gwałtownym protestem. Ergo zdałby sobie sprawę z jeszcze większej niesprawiedliwości i jeszcze trudniej byłoby mu powrócić do poprzedniego stanu rzeczy.
Nie zrozumiał dlaczego dziewczyna uklęknęła razem z nim i znów poczuł się winny. Ta rozmowa nie miała wyglądać w ten sposób.
- Ale może ja właśnie czasem potrzebuję, żeby na mnie warknąć? - Przez smutek przebiło się nieśmiałe rozbawienie, ale szybko zniknęło, zastąpione innymi uczuciami.
Każdy potrzebował czasem takiej właśnie chwili. Chwili w której mógł być dzieckiem, wtulić w ramiona kogoś, kto go rozumiał i po prostu obrazić na świat. W całym swoim długim życiu, los podarował mu tę chwilę pierwszy raz własnie dzisiaj. Ergo dał się objąć, tłumiąc zaskoczenie i niepewność. Ostatni raz to on kogoś w ten sposób pocieszał. Wspomnienie pełnego bólu spojrzenia stało się wyjątkowo żywe, choć teraz pod palcami miał chłodny, szyfonowy materiał zamiast miękkiego futra. Ten gest przypomniał mu jak żałośnie się zachowuje i nieco go otrzeźwił. Robił z siebie cierpiętnika zamiast wziąć sprawy w swoje ręce. Zamiast skupić się na przebrnięciu przez trudy, wylewał żale niewinnej Ros. Sam przecież kiedyś mówił Vess, że powinna dostrzegać nowe możliwości nawet jeśli świat okazał się okrutny. Dopiero teraz czuł jak łatwo jest mówić, a jak cholernie trudno zrobić.
Odetchnął i ścisnął ją mocniej zanim sama zdążyła rozluźnić uścisk. Nie kłócił się gdy zaprzeczyła jego słabościom. To nie miało sensu, przecież Rosa nie przytaknęłaby mu. Wolała zanegować niż kazać mu wziąć się w garść.
Odchylił się gdy wypuściła go z objęć i już otwierał usta żeby dalej bezczelnie kłamać, ale ubiegła go. Kolejny śmiały gest znów go zaskoczył. Na rozgrzanych gniewem policzkach poczuł chłód drobnych dłoni, w twarz zaś patrzyły mu uważne, niebieskie oczy. Być może czułby się niezręcznie w takiej sytuacji gdyby tylko okoliczności były inne. Zapewne jednak nigdy nie doszłoby do czegoś takiego w innych okolicznościach. Ergo nie folgował cielesności, trzymał się od niej z daleka wiedząc jakie instynkty wyzwalała. Nie chciał tego. To zabierało mu już ostatnie resztki pewności co do swojego pochodzenia i przeznaczenia.
Wyznanie również go zaskoczyło, ale tylko dlatego, że nigdy jeszcze nie usłyszał takich słów kierowanych pod swoim adresem. Wiedział jednak, że uczucie jakim darzyła go Rosa jest zupełnie inne niż te, którym zwykle darzyli się nawzajem ludzie. Choć właściwie nie rozumiał miłości w żadnej postaci. Szanował Rosę i był wobec niej lojalny przez wzgląd na wieloletni z nią kontakt. Była mu na swój sposób bliska, ale nigdy nie definiował tych uczuć takimi słowami. Nazywał ją przyjacielem, nie znając tak naprawdę definicji przyjaźni.
Przez chwilę milczał wpatrzony w jej oblicze, bez skrępowania pokazując swoje zaskoczenie. W głowie klarowała mu się odpowiedź i niestety nie miała w sobie tyle ciepła ile naprawdę chciał jej ofiarować. Na powierzchni była złość. Bezsilny gniew spowodowany jej bezpodstawną łagodnością i oddaniem. Była też zazdrość, bo w jego oczach nadal pozostawała doskonała, nawet z mokrymi od łez policzkami.
- Z jednej strony to wielkie pocieszenie... - zaczął dziwnie spokojnie, jakby cała złość z niego uleciała pozostawiając po sobie jedynie pustą skorupkę. Przykrył jej dłonie swoimi. Ścisnął je łagodnie i odjął od swojej twarzy. -  Ale z drugiej... Jestem zły, że mimo wszystko potrafisz wszystko wybaczyć. Myślę nawet, że nie potrafisz, ale sądzisz, że robienie inaczej jest niewłaściwe, nawet jeśli w głębi duszy cierpisz albo pragniesz inaczej. - Puścił jej ręce i odwracając wzrok, podniósł się powoli. Podał jej ramię, zachęcając, by i ona wstała. Siedzenie na ziemi w niczym nie pomagało, a sprawiało jedynie, że czuł się jak kretyn, który na własne życzenie wyrzuca resztki godności.
Na powrót zajął miejsce na krześle, ale już nie patrzył na dziewczynę. Utkwił spojrzenie gdzieś w ścianie za nią.
- Co ja wyprawiam, co? Przyłażę tutaj po tylu miesiącach nieobecności, gadam herezje, doprowadzam cię do płaczu... w imię czego? - Żachnął się. Nerwowo przeczesał palcami i tak roztrzepane włosy. Pokręcił głową. Zielone oczy znów spojrzały w twarz dziewczyny - Wiem jak teraz zabrzmię, ale sądzę, że nie potrzebuję zrozumienia. Przyszedłem tu wiedząc, że to i tak nic nie zmieni i bezsensownie wplątuje w to ciebie. Kto by pomyślał, że anioły potrafią być takimi egoistami, nie? - Nie silił się by brzmieć łagodnie. Drwił z siebie, z premedytacją ukazując swoje wady. Chciał ją do siebie zrazić, sprawić, by zrozumiała, że żaden człowiek i żaden anioł nie zasługuje na bezwarunkowe zaufanie i zrozumienie. - Jesteś naiwna i boję się, że w obecnym świecie ta naiwność cię zgubi. - zmarszczył brwi - To nie jest świat jaki znamy. Jest coraz gorzej. Musimy się dostosować, jak inaczej mamy przetrwać? O ile w ogóle pragniemy przetrwania. Bóg już nie ma tu nic do rzeczy.
Nagle zrozumiał, że tłumaczenie tego po prostu nie ma sensu. Zaślepiona wiarą w potęgę wyższego dobra Rosa, nie była w stanie spojrzeć na świat krytycznie. Ale w którym momencie on zapragnął ją uświadomić? Przecież chciał, by to ona znajomymi słowami przywróciła mu wiarę. Dlaczego więc czuje jedynie większy gniew? Motał się w tej swojej bezsilności jak zwierzę w klatce. Wciąganie w to kogokolwiek było cholernie złym pomysłem. Musiał jakoś to odkręcić.
- Cholera. - Roztrzepał sobie włosy już zupełnie. Sterczały w każdą stronę, jakby dopiero co wstał z łóżka. A kiedy podniósł wzrok, uśmiechał się szeroko, trochę lisio. - A może jednak nie będziemy strzępić języków i napijemy się herbaty? I zapomnimy o całej tej rozmowie, spowiedzi i najlepiej całym świecie? - Gdy mówił w taki sposób jak teraz, chciało mu się wierzyć. Gdy uśmiechał się tak jak teraz, wyglądał jakby naprawdę nic już go nie obchodziło i miał gdzieś cały świat z jego problemami. Ergo to wszystko wiedział i właśnie dlatego grał. Ludziom i najwyraźniej aniołom łatwiej przecież było wytrzymać z Ergomionem, który nie był taką pipą. Głupi Ergo nie potrafił docenić bezinteresownego zrozumienia i szukał dziury w całym. Bo to przecież niemożliwe żeby ktoś mu pomógł, skoro sam nie jest w stanie sobie pomóc.

A przestań. Nikomu nie życzę zakochiwania się w takim użalającym się nad sobą pacanie. Sam mam go dosyć. xD
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.02.16 0:41  •  Mieszkanie Rosy - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Rosy
Może lepiej, że niektóre myśli nigdy nie wychodziły na światło dzienne i nie odnajdowały swojego odnośnika w wypowiedzianych słowach. Przecież właśnie z tego powodu nie raz rodziły się na tym świecie konflikty. Spotykały się dwie osoby o skrajnie przeciwnych poglądach i wybuchała wojna, tak funkcjonowali ludzie. Dlatego właśnie anielica nie widziała niczego złego w tym, że Pan stosował zasadę ograniczonego zaufania. Dlatego też przecież powstała ona i wszyscy jej bracia i siostry, by nim jeszcze przyjęli ludzkie postacie, kontrolować wszelkie ludzkie poczynania. Pan wiedział, że gdyby zostawić ich samym sobie to te niesforne dzieciaki zniszczyłyby najpierw wszystko wokół siebie a potem siebie nawzajem. I z jednej strony tak się stało... bo sytuacja, w jakiej znajdowali się teraz na pewno nie była tym, czego zapragnął Pan. Oto były właśnie skutki tej wolnej woli danej ludziom, chciał trochę przymknąć oko na ich poczynania i dać im trochę więcej swobody. Nie wynikło z tego nic dobrego. Rosa nie widziała w tym żadnej niesprawiedliwości, żadnego ograniczenia myśli człowieczej, ani w ogóle żadnego negatywu. Wiedziała, że takie postępowanie było tym, które było dla ludzi najodpowiedniejsze.
W reakcji na cień rozbawienia Ergomiona i ona nie potrafiła pozostać temu dłużna. Uśmiechnęła się delikatnie i pogroziła mu palcem.
- Nakrzyczę na Ciebie dopiero w momencie, gdy zaprzyjaźnisz się z wyznawcami tego uzurpatora.- Rany, jak Rosa nie znosiła wyznawców Ao. Fałszywy bóg, którego wymyśliła sobie nawiedzona grupka ludzi, prawdopodobnie pod wpływem jakichś psychoaktywnych substancji. Doznali fałszywego objawienia i teraz wmawiają ludziom, że istnieje ktoś taki. Już wolałby, żeby ludzie krzyczeli imię pierwszego upadłego anioła aniżeli tego zmyślonego bożka. A więc tak, jeżeli kiedykolwiek w jej duszy pojawiały się tak skrajne emocje i jeżeli kiedykolwiek potrafiłaby powiedzieć, że kogoś nienawidzi i nigdy mu nie pomoże... to na pewno byłaby to osoba nosząca znamię KNW. No... chyba, że by się nawrócił i błagał Pana o wybaczenie.
Przyglądała mu się uważnie, można było nawet rzec, że zagląda w głąb jego duszy. Starała się przyjrzeć każdemu drgnięciu nawet najmniejszego mięśnia na jego ciele, każdemu gwałtowniejszemu mrugnięciu. Miała wrażenie, że teraz wszystko, każdy jego ruch i gest mógł stanowić o jego samopoczuciu i o tym, co naprawdę myślał. Chociaż mu ufała, musiała bardzo uważać, by ślepo nie zaufać jego zatwierdzeniu o tym, że wszystko już w porządku. Ale nie dlatego, że nie chciała być okłamywana i nie miała mu za złe tego, że próbował jej poprawić humor ale nie o to tutaj chodziło. Chciała mu pomóc jak najbardziej tylko mogła i nie chciała by oszukiwał sam siebie, albo pozostał bez ważnych dla niego odpowiedzi. Kochała go, na pewno go kochała. Ale nie była to ta miłość, którą kobieta darzy mężczyznę, nie ta, którą rodzic obdarza swoje dziecko, nawet nie taka pomiędzy rodzeństwem. Nie wiedziała nawet, czy byłaby w stanie kiedykolwiek pokochać tak, jak robią to ludzie. Była to miłość niewytłumaczalna i na pewno bardzo podobna do tej, jaką Pan odczuwał do swoich dzieci. Rosa kochała każde istnienie, a Ergomion w tym wszystkim był dla niej dodatkowo bardzo bliski. Był jednym z niewielu aniołów, z którym udało jej się kiedykolwiek nawiązać taką więź i kontakt.
Nie rozumiała zaskoczenia, które dostrzegła na jego twarzy. Czy w jej zachowaniu albo wyznaniu było coś dziwnego? Wstała razem z nim, słuchając uważnie każdego jego słowa. Był zły, że potrafiła wszystko wybaczyć? Na dobrą sprawę sam powinien posiadać taką cechę, przecież przez setki lat Bóg pokazywał im, że naprawdę można wybaczyć wszystko. Aczkolwiek ją to- jak je zapewne Ergomion postrzegał- przekleństwo na pewno dosięgło ją i wszystkich innych spowiedników najbardziej, bo przecież to oni każdego dnia uleczali ludzkie sumienia. Widziała przed sobą już tylu skruszonych grzeszników, złodziei, morderców, gwałcicieli. Pomagała im w rachunku sumienia i widziała, jak Pan zsyła na nich swoje wybaczenie bo był miłościwym Ojcem.
- Skoro Pan potrafi wybaczyć wszystko wszystkim, dlaczego ja miałabym to kwestionować? Nigdy nie chciałam inaczej niż On, a wręcz zawsze wielką radość sprawiało mi spojrzenie w szczęśliwe oczy świeżo rozgrzeszonej duszy.- Nie mogąc się powstrzymać uśmiechnęła się błogo, przypominając sobie te wszystkie godziny spędzone w konfesjonale. Te ciche podziękowania kierowane w jej stronę i jednocześnie do Niego. I ona powróciła na swoje miejsce, delikatnie kręcąc głową, jakby ze zrezygnowaniem.
- To tylko kilka zbłąkanych łez, nie nazywajmy tego od razu płaczem. To co mówisz nie jest nawet blisko herezji a i do egoisty bardzo Ci daleko.- Może łatwiej jej było negować jego postawę i zachowanie, ale tak naprawdę po prostu miała większy próg tolerancji. Porównując Ergomiona z niektórymi ludźmi, których miała okazję spotkać na swojej drodze, naprawdę było daleko do tego, by przekroczył ten niebezpieczny próg. Zmarszczyła brwi w reakcji na jego dalsze słowa a jej usta wygięły się w geście lekkiej irytacji.
- Nie jestem naiwna. Jestem wierząca. Dostosowywać się do otaczającego nas świata? W jaki sposób? Przejmując negatywne ludzkie cechy? Bo chyba właśnie to próbujesz mi powiedzieć? Pan przecież nie nauczył Cię okrucieństwa. Ani w stosunku do innych, ani przede wszystkim w stosunku do samego siebie.- Chciał reprymendy? Proszę bardzo. Chyba zaczynała mieć problemy ze zrozumieniem tego, co tak bardzo przeszkadzało mu w anielskiej czystości. Już kiedyś Ergo był zaciekawiony pomniejszymi ludzkimi grzeszkami. Ile to razy próbował ją nakłonić do zapalenia papierosa. Ale dlaczego przerodziło się w to coś tak bardzo silnego? Chciał być zakłamany tak jak oni? Okrutny? Głośno mówić, że Pan ich wszystkich źle traktował? Co było tak fascynującego w ludzkiej egzystencji, że chciał porzucić swoje błogosławieństwo? Oni się nie musieli dostosowywać do tego, by przetrwać... jedyne ich przystosowanie było potrzebne do tego, by pomóc przetrwać ludziom. Ale na pewno nie polegało to na upodabnianiu się do nich w każdym calu.
Nie miała mu tego za złe i bardzo chciała go zrozumieć, żeby mu pomóc jednak skoro Ergo tak bardzo zwątpił w miłość Pana... nie chciała robić niczego wbrew niemu. Westchnęła i spojrzała w swoją filiżankę, z której nie zniknęła jeszcze nawet kropla nalanej wcześniej herbaty.
- Wiesz, że ja nie zapominam.- Posłała mu uśmiech, bo stety/niestety chociażby chciała, jej pamięć była tak obszerna, że prawdopodobnie byłaby w stanie przypomnieć sobie nawet króciutką spowiedź w biegu jakiejś staruszki sprzed parudziesięciu lat, więc na pewno coś tak bardzo ważnego jak ta rozmowa z przyjacielem... na pewno również w tej pamięci pozostanie. Skinęła jednak głową i wreszcie upiła łyk już prawie zimnej herbaty.  
- Nie za zimna? Mogę jeszcze nastawić wody

trzy szybkie i będzie po problemie! Uspokoi się! ;D
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.02.16 17:04  •  Mieszkanie Rosy - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Rosy
Ergomionowi wyznawcy Ao byli obojętni tak długo, jak nie wywierali wpływu na niego samego. Chociaż biorąc pod uwagę to, że nawet anioły zaciągały się do tej organizacji, jedynie potwierdzało to domysły jakoby świat staczał się już kompletnie. Anioł nie anioł i tak nikt nic nie zmieni. Więc po co się starać? Nie miał więc najmniejszego zamiaru wcielać się do jakiegokolwiek ugrupowania. Najlepiej było mu samemu, a przynajmniej tak to sobie tłumaczył. Przecież nienawidził ludzi, a skoro tak, miał też mieszane uczucia wobec siebie. W swoich oczach bliżej mu było do człowieka niż anioła.
- Nawet przez myśl mi to nie przeszło. - Zapewnił, choć bez przekonania. Zwyczajnie nie myślał teraz o Ao i całym tym kościele.
Dostrzegając jej uważne spojrzenie, uśmiechnął się odważniej, bardziej przypominając pewnego, niefrasobliwego siebie. Znów chwycił w dłonie filiżankę i spoglądając Ros w twarz, uniósł brwi. Każdemu z uśmiechem było do twarzy, ale Ergo wiele uroku zyskiwał, kiedy uśmiechał się tak jak teraz.
Naprawdę chciał już zakończyć teologiczną dysputę. Rozmowa wbrew pozorom sporo mu powiedziała, najwięcej o nim samym. Wprawdzie nie miał zamiaru starać się przesadnie, ale zapał Rosy w niewielkim stopniu kazał mu działać, choćby po to, żeby jej nie zawieść i nie wpychać jej we własne doły. Tym sposobem, zupełnie niechcący stała się dla niego kimś, dla kogo chciał się starać. Najwyraźniej musiał kogoś stawiać nad sobą, jako ważniejszego, jako cel. Inaczej bowiem gubił się zupełnie.
Ergomion niestety wiedział jak silne było w nim miłosierdzie i z jaką łatwością przychodziło mu wybaczanie. Po prostu widząc o tym pragnął być bardziej stanowczy, pragnął by inne anioły były stanowcze, skoro i tak przejmują ludzkie odruchy. Czuł, że bycie skurwielem jest zdecydowanie łatwiejsze i zazdrościł tego ludziom. Świetnie, teraz był nie tylko egoistą, ale i zazdrośnikiem.
- Nie wiem. Kiedy tak o tym mówisz, nie widzę nic złego w wybaczaniu. Oczywiście bez przesady. No i trzeba brać pod uwagę to, że gdyby Pan tak wszystko potrafił wybaczyć, to czy teraz naprawdę byśmy tu byli, a świat wyglądał tak jak wygląda? I on ma granice cierpliwości. My też powinniśmy mieć. - wzruszył ramionami - Nadstawianie drugiego policzka jest bez sensu. - Westchnął - Mi na szczęście z łatwością przychodzi krytyka. - Wzniósł oczy do sufitu i pokój wypełnił się onieśmielonym wcześniejszymi zdarzeniami śmiechem, ale to dobrze wróżyło, przynajmniej z wierzchu. W środku Ergo nadal krył wiele goryczy, ale postanowił już jej nie wylewać. Zaszywanie w sobie emocji nie było łatwe, lecz procentowało. Wprawdzie nienawidził tego, miał wtedy wrażenie, że coś zaraz go rozsadzi i nawet nie będzie co zbierać, ale nieokazywanie emocji bliższe było prawdziwemu aniołowi. Kiedyś przecież nie musieli ich odczuwać, a o okazywaniu nie było mowy.
Nie poruszył tematu łez. Rosa to zbyła, choć jemu tamten moment wydał się kamieniem milowym całej rozmowy. Po tym coś w nim pękło. Może nawet lepiej, że potoczyło się to właśnie tak.
- Przy tobie nie można można czuć się źle. Na wszystko jest lekarstwo, prawda? - Pokręcił głową, ale w jego słowach była życzliwość. - Pewnie, herezją byłoby gdybym zaczął modlić się do Ao, nie? Ros, jestem ze sobą szczery. Za to co ci dzisiaj powiedziałem, pewnie dostałbym jakąś paskudną karę od archanioła. Może nawet wtrąciłby mnie do lochów wieży. - Mówiąc to nie brzmiał ani trochę poważnie.
Być może faktycznie Ergo nie był żadnym egoistą, ale w jego anielskim odczuciu już przekraczał wcześniej nieprzekraczalną granicę. Nigdy nie miał dużej wyrozumiałości dla ludzi. Skupiał się na podopiecznych, poświęcał im uwagę, i wiara w to, że potrafi im pomóc była światłem jego istnienia. Reszta nie liczyła się tak bardzo. Z chwilą kiedy przestał być stróżem, stracił sens. Nie mógł skupiać się na innych, bo nie było na kim, więc zaczął na sobie, a widząc, że daleko było mu do ideału, zamiast unieść wysoko głowę i iść na przód, zatrzymał się, skulił i pozwolił codzienności, by go przytłoczyła. Być może był pod tym względem wybrakowanym, a czując się winnym, pragnął to jakoś usprawiedliwić. Tym sposobem obrzucał winą wszystko, tylko nie samego siebie. Zdając sobie z tego sprawę, jak przykładny anioł w końcu zaniechał obwiniania świata. Nie miał wprawdzie pomysłu na swoją dalszą egzystencję, ale teraz, będąc przy Ros, bezsensownym wydawało się dalsze tłumaczenie.
Lekka irytacja zamiast go zasmucić wywołała na jego twarzy złośliwy uśmiech, który szybko ukrył podnosząc filiżankę i upijając trochę chłodnej już herbaty. To nie tak, że chciał ją rozzłościć, ale odczuł brzydką satysfakcję, że i ona ulegała tym "złym" emocjom.
- Przejmować? Ja nic nie musiałem przejmować, nie musiałem się starać. Ros, to samo przyszło, jest i będzie. Ty też odczuwasz negatywne emocje. - Wychylił się i tknął palcem drobną zmarszczkę między jej brwiami. Potem złapał ją za nos jak małego urwisa. Spojrzenie miał jednak przerażająco poważne i za nic nie pasowało do tak młodego człowieka - Nie chcę na siłę się wybielać. Po prostu staram się to zaakceptować, bo próbować zrozumieć przestałem dawno.
Oparł się i gdy teraz na niego patrzyła, mogła dostrzec dziwną tkliwość na jego obliczu.
- Pan nas zostawił, Ros. - Powiedział to. W końcu przeszło mu przez gardło i ucieszył się, że zachował przy tym zimną krew. Smak tych słów był jednak tak gorzki, że zmył uśmiech z jego twarzy pozostawiając jedynie powagę. - Zostawił samych sobie i jeśli wróci, to nie zastanie świata lepszego. Anioły nie mają już tej mocy, co kiedyś. Wystarczy się rozejrzeć. Jesteś jedną z nielicznych. A ja po prostu nie chcę robić niczego na siłę. Na siłę ratować ludzi, na siłę powstrzymywać uczuć, na siłę żyć. Nazywaj to słabością, bo chyba tym jest w istocie, ale już mi się zwyczajnie... nie chce. - Wzruszył ramionami. Uśmiechnął się słabo. Teraz powiedział już wszystko. Pomimo wagi słów, zdawało się, że nieco się rozluźnił. Podniósł filiżankę i wypił herbatę do końca. Chłodna mu smakowała, więc pokręcił głową. - Ludzie od dawna nie dali mi choć jednego powodu bym się starał i dopóki żadnego nie znajdę, nie mam zamiaru przesadzać. Godzę się z losem, bo chyba tak powinno być. I wiem, że nie zapominasz, więc zostawmy to już. Nie musisz już bardziej zaśmiecać swojej pamięci moimi wynurzeniami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.02.16 22:53  •  Mieszkanie Rosy - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Rosy
Anioły były przykładem typowych pracoholików, którzy tak głęboko byli pochłonięci swoją pracą, że praktycznie nią żyli i chyba nie potrafili znaleźć innego tematu do rozmowy niż właśnie ich praca. A przynajmniej Rosa była jednym z tych, którzy nie rezygnując z pracowania w systemie 24/7 właściwie rozmawiała tylko na teologiczne tematy. Chyba już po prostu nie umiała odnaleźć się w innej tematyce. No bo co... ładna pogoda? Na to też wpływ miał Pan. Co słychać? O tym też zdecydował Pan. Pan był dla niej wszystkim i o wszystkim decydował więc na dobrą sprawę największa błahostka w ustach Rosalii bardzo szybko przeradzała się w coś religijnego.
- Bo w przebaczaniu nie ma nic złego.- Uśmiechnęła się szeroko, ukazując na moment cały rządek swoich śnieżnobiałych zębów. Cieszyła się, gdy ktoś zauważał coś tak prostego a jednocześnie tak wspaniałego. Nie było nic lepszego od umiejętność wybaczania bliźniemu nawet najgorszego grzechu. To przynosiło tak ogromną i przyjemną ulgę nie tylko osobie, której właśnie się przebaczyło, ale wybaczającemu, który może przez chwilę poczuć jak czyjeś sumienie się oczyszcza. Przez te wszystkie lata właśnie to sprawiało anielicy ogromną przyjemność. Stukając w drewno konfesjonału, co sygnalizowało rozgrzeszenie miała wrażenie, że także i z niej schodził cały ten ciężar i sama odczuwała wyswobodzenie z tego paskudnego ucisku na sercu, jakie przynosiło poczucie winy. Wybaczanie było piękne.
- To, że rodzic stawia dziecko do kąta nie znaczy, że mu nie przebacza. To przecież nie pierwszy raz, gdy ludzkość stoi w ogromnym kącie... Tylko po raz pierwszy my stoimy tutaj razem z nimi.- Ludzie już nie raz potrafili sobie poradzić z karą jaką zsyłał na nich Pan i chyba największym problemem w tym wszystkim, co właśnie rodziło te wszelkie wątpliwości u Ergomiona i pozostałych aniołów, tym co powodowało gniew, bunt i poczucie niemożności było właśnie to, że po raz pierwszy znajdowali się w takiej sytuacji. Ludzie przyzwyczaili się do kataklizmów, plag, pokut a skrzydlaci zawsze tylko patrzyli na to z góry. Teraz, gdy musieli przeżywać to razem z ludzkimi duszami po prostu nie potrafili sobie z tym poradzić. Trochę jak baron, który zbankrutował i w jednej chwili ze szczytu spadł na samo dno. Zmuszony by zrezygnować z kawioru i jeść okruchy chleba po prostu sobie z tym nie radził. Oni byli w dokładnie tej samej sytuacji... nie mogli pogodzić się z tym, że ostały im się tylko okruchy. Trochę jak rozpieszczone dzieciaki.
- Pan powiedział: Jeśli Cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. - Znów się uśmiechnęła, w pewien sposób zadowolona z siebie, gdyż wątpliwość Ergomiona już przed wieloma laty rozwiał sam Ojciec wypowiadając te słowa przez swego syna.- A jeśli zmusza Cię kto, by iść z nim tysiąc kroków idź i dwa tysiące.- Tak wiele rzeczy zostało im wyjaśnione już tak dawno. W pewien sposób zostali przygotowani na wszelkie możliwości i ewentualności. Czy powinni więc być zdziwieni i zszokowani tym co się działo? Nie. I co więcej, powinni walczyć, powinni pokazać, że czerpią lekcje z Słowa Świętego. Szkoda, że tak wielu z jej braci i sióstr w ogóle zapomnieli o istnieniu czegoś takiego... pewnie nie jeden ogrzał się w zimę spalonymi kartami Biblii, nie jeden nawet pewnie uderzył nim bliźniego w głupiej bójce. Tak niewielu z nich pamiętało jeszcze o tym, by potraktować to tak, jak miało być traktowane. Przecież właśnie tam były spisane słowa Pana, tam były wszelkie wskazówki, zakazy i nakazy. Ludzie mieli swoje prawo, którego musieli przestrzegać, dlaczego więc aniołowie zapominali o czymś tak ważnym.
Zwilżyła wargi i gardło jeszcze jednym maleńkim łyczkiem herbaty. Od tego wszystkiego aż zaschło jej w ustach.
- Bardzo bym nie chciała by ktokolwiek czuł się przy mnie źle.- Kiwnęła głową, jakby dla potwierdzenia i wzmocnienia swoich słów, a na to co następnie powiedział Ergomion, żartobliwie pogroziła mu palcem.- Oj uważaj, bo archanioł postawi Cię do kąta.- Chcąc nie chcąc musiała zaśmiać się z choć beznadziejnego to swojego własnego żartu. Wiedziała, że archanioł był bardzo surowy i nie był tak wyrozumiały jak ona, ale była też pewna, że byłby w stanie zrozumieć sytuację Ergomiona i jego wątpliwości i na pewno pomógłby mu odnaleźć się w tym wszystkim. Szkoda tylko, że aniołów takich jak ona, którzy ostatnimi czasy wierzyli w dobre intencje Metatrona można było policzyć chyba na palcach jednej ręki. Ale na dobrą sprawę chyba nie można było się temu dziwić.
- Już Ci powiedziałam po co nam te wszystkie emocje. Nie wolno ich nadużywać.- Machnęła ręką próbując odgonić jego dłoń niczym natrętną muchę. Rosa chyba nie bardzo potrafiła zaakceptować fakt, że i ona mogła odczuwać negatywne emocje, co nie znaczyło, że nie była świadoma ich obecności. Była jednak w sytuacji, tym bardziej teraz, gdy rozmawiała ze swoim przyjacielem, w której przyznanie się do ulegania wszelkim złym emocjom byłoby bardzo złym posunięciem. To tak jakby podważyć swoje własne argumenty, a chyba nie o to jej chodziło. - Co innego zaakceptować a co innego pozwalać im Tobą zawładnąć.- Pokręciła głową, bo przecież- prawda, każdemu z nich kiedyś zdarzało się zdenerwować albo ulec innemu negatywnemu odczuciu- ale nie mogli traktować tego jako coś normalnego. Nie skupiała się jednak na tej myśli zbyt długo, gdyż dostrzegła zmianę wyrazu twarzy mężczyzny. Bardzo ją to zaniepokoiło i biorąc pod uwagę następne słowa, które padły z jego ust... bardzo słusznie.
Po pierwszym zdaniu i jej wyraz twarzy zmienił się drastycznie. Spochmurniała, a jej oczy stały się puste, nie emanowały już tymi wszystkimi emocjami, co przed chwilą. Tam już nawet nie było złości, w mgnieniu oka zniknęło wszystko. Do uszu Ergomiona doleciał bardzo nieprzyjemny zgrzyt, gdy paznokcie anielicy z mocnym naciskiem przejechały przez powierzchnię filiżanki(dźwięk a'la widelec po talerzu).
- Kłamstwo... Kłamstwo...- Zaczęła szeptać i Ergo musiał zdać sobie sprawę z tego, co właśnie uczynił. Po tylu setkach lat znajomości po prostu musiał.
Sekundę później jej filiżanka, w której jeszcze wciąż była herbata, wylądowała na podłodze ciśnięta drobną dłonią anielicy, oczywiście rozbijając się na drobne kawałeczki. - Wierutne i paskudne kłamstwo! Jak możesz tak kłamać?! Przemówił przecież do archanioła!- Krzyknęła wreszcie, a z jej oczu polały się łzy. Pan nie odszedł. Był. Nigdy ich nie opuścił, nawet na sekundę. No i przecież nie tak dawno przemówił do Metatrona. Przecież archanioł by ich nie okłamał. To musiała być prawda. Nie mógł odejść.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.03.16 20:58  •  Mieszkanie Rosy - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Rosy
Przytaknął niedbale, odruchowo odpowiadając uśmiechem na jej uśmiech. Ergomion wprawdzie wyglądał na przekonanego, ale w duchu i tak sądził inaczej. Wybaczając komuś oczyszczasz własne sumienie, czujesz się lepszym. Oczywiście była druga strona tego medalu, ale zdawała się być dla niego mniej wyraźna. Takie podejście na pewno doskonale świadczyło o tym jak wypaczył się jego pogląd na miłosierdzie. Czy raczej, jaki chciałby mieć pogląd. Mimo niepewności przecież nie mógł wyzbyć się swojej natury.
Ergo nie wierzył, że można się przyzwyczaić do nieszczęść. Miłosierny bóg wiecznie karał za coś ludzi, gdzie więc była jego wyrozumiałość? Z biegiem czasu jego uwielbienie do stworzyciela stanęło pod wielkim znakiem zapytania. Dostrzegał coraz więcej nieścisłości w jego działaniach. Im bardziej zastanawiał się nad celem ludzkiego i własnego istnienia, tym więcej pytań się pojawiało, a nie potrafił znaleźć na nie odpowiedzi. Pogubił się zupełnie i być może szedł po najmniejszej linii oporu przestając dociekać. Przestał o to dbać.
- Nie chcę stać z nimi w kącie. Już mówiłem, ten boski plan mi nie odpowiada. Anioły zrobiły głupotę pomagając ludziom. Może wcale nie powinny tego robić? Może nie tego oczekiwał bóg i dlatego mamy przesrane?
Słowa pisma skwitował bladym uśmiechem. Nie zapomniał o istnieniu świętej księgi, ale minęły wieki kiedy ostatni raz sięgnął po nią. Zresztą, ta którą posiadał przekazywała ledwie namiastkę prawdy. Wielokrotnie przekładana, zmieniana, dostosowywana po to, by ludzie mogli manipulować ludźmi. Była więc tylko strzępkiem tego, czym powinna być w istocie.
- Nie można powiedzieć, że anioły nadużywają emocji. Jasne, pewnie. Wszystko z umiarem. Ja nie mówię o tym, że mają nas kontrolować, ale chciałbym w końcu nie bać się ich odczuwać. To wszystko. - Był cierpliwy i życzliwy. Wciąż próbował podtrzymać luźniejszą atmosferę, byle tylko nie wracać do ważkich spraw. Ale nagle wszystko się posypało.
Zjeżył się gdy usłyszał nieprzyjemny dźwięk. Wyprostował się na krześle, zmarszczył brwi. Odruchowo odstawił własną filiżankę na stolik. Serce przyspieszyło mu z chwilą kiedy delikatne naczynko rozprysło się na posadzce. Do końca bowiem nie spodziewał się takiej reakcji. Zerwał się z miejsca, dłonie miał zaciśnięte tak mocno aż zbielały mu kłykcie. Emocje urządziły sobie w nim paskudną huśtawkę, ale jakby posłuchawszy się Rosy, nie pozwolił im sobą zawładnąć, nie stracił kontroli, nawet jeśli miał ogromną ochotę odpowiedzieć agresją. Rozluźnił dłonie z chwilą kiedy na jasne policzki dziewczyny popłynęły strugi łez. Znów doprowadził ją do płaczu. Nie chciał tego. Skąd mógł wiedzieć, że tak zareaguje? Słowa, które jeszcze niedawno wypowiadały jego usta, na nim nie zrobiły takiego wrażenia, może dlatego, że nie kochał Pana tak jak anielica. Mimo jej niewątpliwego oddania, reakcja nadal wydawał mu się przesadzona. Czyżby Rosa również zdawała sobie sprawę z prawdziwości stwierdzenia, że pan ich opuścił, tylko nie potrafiła się z tym pogodzić? Być może. Ergomion w jednej chwili poczuł się równie winny co zadowolony.
Patrzył w zalaną łzami twarz, bicie serca odmierzało sekundy. Chciał jej tyle wykrzyczeć, powiedzieć, że się myli i nie powinna tkwić w zawieszeniu, tak jak on. Że zbawienie nie nadejdzie, ale... zrezygnował. Słabo, ale pamiętał jeszcze czasy gdy jego wiara była równie silna. Nie mógł jej winić, a jedynie mieć nadzieję, że kiedyś sama zrozumie. Czasy zmieniły się zupełnie. Tylko szkoda mu było cierpienia jakie wiązało się z poznaniem prawdy.
Opuścił głowę, zakrył dłonią twarz. Kolejne sekundy mijały nieubłaganie, coraz wyraźniej rysując przed Ergomionem wagę wyborów jakich dokonywał. Podniósł pełne bólu spojrzenie. Poprzednia złość zgasła, zastąpiona pustką podobną do tej, jaka odbijała się w oczach Rosy.
- Przepraszam - szepnął, choć wiedział, że to słowo straciło już swoją moc. - Nie rozumiesz, albo to ja nie rozumiem. Nie ważne. - pokręcił głową. - Lepiej już pójdę. - Odwrócił się, choć w piersi czuł potworną pustkę. Wiedział, że niczym jej nie zapełni, nie jej słowami, nawet nie obecnością. A mimo będąc tak beznadziejnie przekonanym o utracie wszystkich wartości, pragnął się dla niej postarać, choć nie wiedział czy jeszcze starczy mu sił. Teraz błagał w duchu, by wpisana w jestestwo empatia pozwoliła mu odejść i nie wciągać Rosy głębiej w bagno w jakim sam się znalazł.
Na szczęście kroki przyszły mu z zadziwiającą łatwością, tak jak pozostawienie za sobą być może jedynego przyjaciela jakiego miał. Zdecydowanie nacisnął na klamkę i pchnął drzwi.

Nie piszę z/t, chyba, że go zatrzymujesz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.16 0:12  •  Mieszkanie Rosy - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Rosy
Gdyby istniały ośrodki leczenia psychiatrycznego dla aniołów, Rosa na pewno byłaby jego wiecznym pacjentem. Będąc jeszcze w Królestwie, naturalnie nie byłaby w stanie oddać się emocjom i odczuć czegokolwiek innego niż pustka pozostawiona przez odejście Pana, natomiast jej posługa na Ziemi i ciało, które zostało jej przydzielone spowodowało jedną, bardzo złą rzecz. Ta pustka, która normalnie wypełniłaby jej jestestwo, ale nie przeszkadzałaby jej w funkcjonowaniu jako wiecznemu bytu, tutaj, złamała jej serce, roztrzaskała na miliony kawałeczków, zniszczyła doszczętnie jej psychikę i nie umiała sobie z tym poradzić.
Słynna na cały świat wiadomość, że Bóg odszedł od razu zadziałała na nią niczym najgorsze zderzenie czołowe dwóch samochodów, z którego jeśli wychodzi się żywym, to już nigdy takim samym. I Rosa, choć miała pamięć doskonałą i choćby chciała, nie potrafiła zapomnieć, skutecznie blokowała wszelkie bodźce, które podpowiadałyby jej, że to wszystko jest prawdą. Traktowała to jak urojenie, bujdę, kłamstwo, była niczym w szoku pourazowym. Gdy przestała na nią spływać jasność, dostarczała ją sobie sama, sztucznie, tworząc w swojej głowie Jego obecność. Więc na dobrą sprawę... nie kłamała mówiąc, że On nie odszedł, bo przecież dla niej, dla jej psychiki wciąż był. Może to także było kluczem do jej nieprzemijającej i tak silnej wiary. A fakt, że jakiś czas wcześniej archanioł oficjalnie wszystkim powiedział, że Pan do niego przemówił, tylko na nowo rozpalił ogień w jej sercu.
Jej ciało całe drżało, targane emocjami, którymi jeszcze przed sekundą broniła się ponosić. Choć zapewne nikt nigdy nie odważy się tego powiedzieć głośno, na pewno potrzebowała pomocy. Jej największym grzechem było to, że wciąż w tym trwała... Z własnego Ojca, z daru mocy, jakim ją pobłogosławił, zrobiła sobie swoisty narkotyk, do czego zapewne nigdy się nie przyzna nawet samą sobą. Minęła tak chwila, a może dwie... cała sytuacja, choć dwa serca biły jak oszalałe prawie przyspieszając czas, zdawała się trwać wieczność. Siedziała tak, skulona, trzęsąc się i pod nosem powtarzając, że to wszystko kłamstwo.
Nawet nie spojrzała na swojego przyjaciela, gdy przeprosił. Nie podniosła głowy, lub chociaż wzroku, gdy mówił, że któreś z nich nie rozumie. Nie zareagowała nawet, gdy oznajmił, że lepiej będzie jeżeli już pójdzie. Nie potrafiła w tej chwili pomyśleć o czym innym niż o tym, że znów ktoś próbował jej wmówić, że On odszedł. Przecież ojcowie nie zostawiają swoich dzieci, a On był najlepszym ojcem. Drgnęła dopiero, gdy skierował swoje kroki w stronę drzwi. Jeszcze przez sekundę się wahała, ale gdy tylko jego dłoń nacisnęła klamkę, która wydała z siebie charakterystyczny odgłos dawno nie oliwionego mechanizmu, wreszcie się odezwała.
- Zostań...- Jej głos był stłumiony przez wciąż spuszczoną głowę, przebijający się przez przesłaniające twarz włosy i płytki, wywołany płaczem oddech.-...proszę nie idź
Powoli, nieco chwiejnie podniosła się z krzesła i wstała, by następnie odwrócić się w stronę anioła, wciąż jednak nie mając odwagi by na niego spojrzeć.
- To nie powinno tak być... Przyszedłeś w końcu na herbatę... Przepraszam- Jęknęła cicho, czując ciężar winy ściskający jej serce. Jaki był z niej przykład. Dopiero mówiła mu, że nie może przestać wierzyć, nie może dać się porwać emocjom bo są złe, że musi być dobry i trwać w tym, do czego byli stworzeni. A ona...? To już chyba podchodziło pod żałosność. Bojąc się, że Ergomion jednak postanowi przekroczyć próg i zamknąć za sobą drzwi pozostawiając ją samą ze sobą i swoimi wewnętrznymi demonami, podbiegła do drzwi i chwyciła jego przedramię, nie pozwalając mu otworzyć ich do końca. Naturalnie gdyby chciał to i tak bez problemu pokonał by tą beznadziejną przeszkodzę jaką stanowiła, miała jednak nadzieję, że choć odrobinę ją zrozumie i wybaczy.
- No to już chyba znasz odpowiedź na swoje wcześniejsze pytanie...- Wypuściła szybciej i mocniej powietrze nosem, tworząc to specyficzne pojedyncze zaśmianie się, nawiązując oczywiście do pytania a propos jej osobistych grzechów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.03.16 14:30  •  Mieszkanie Rosy - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Rosy
Oboje wymagali leczenia. A może wszystkie anioły powinno zamknąć się w pokoju bez klamek? Prawdopodobnie żaden z nich żyjący wśród ludzi nie mógł powiedzieć, że czuje się zupełnie szczęśliwy i spełniony. I w tym tkwił problem. O ile wszystko byłoby łatwiejsze gdyby pozwolili sobie żyć tak jak chcą. Ergomion głęboko wierzył, że wybranie sobie ścieżki i podążanie nią jest zdecydowanie lepszym wyjściem niż usilne próby naprawianie tego, czego już nie da się naprawić.
Zamarł słysząc zduszony głos. Nie widziała wyrazu jego twarzy, odbicia uczuć, żalu, bólu, rezygnacji. Zacisnął palce na klamce wciąż się wahając. Jeśli tu zostanie, to całkiem prawdopodobne, że znów się pokłócą, a do tego nie chciał dopuścić. Wystarczyło osobistych tragedii na jeden dzień. Nie chciał się do tego przyznać nawet przed sobą, ale był tchórzem. Był nim kiedy nie chciał pokazywać się swoim podopiecznym, kiedy rezygnował z konfrontacji z ludźmi, kiedy zamykał się na wszystko i oddawał gorzkiej samotności. Był nim także teraz, bo przecież najlepiej było palić za sobą mosty zamiast walczyć, stanąć twarzą w twarz z problemem. Nie pamiętał kiedy przyszedł moment, że taki się stał. Jego ludzki umysł zacierał granice, wypierał z pamięci fakty i zdarzenia. Kolejna rzecz, która mówiła mu, że staje się tak samo niedoskonały jak ludzie, którymi niegdyś gardził.
Czując jej dłoń na przedramieniu, odpuścił. Puścił klamkę i pokręcił głową. Nie potrafił się złościć, nie chciał się gniewać. Po prostu był już zmęczony i jedyne o czym marzył, to to by w końcu wszystko wróciło do normy, by było jak dawniej, kiedy przychodził tu, by pogadać o pierdołach i namawiać spowiedniczkę do drobnych grzeszków. W tej chwili wolał siebie takiego jak dawniej, ale wiedział też, że coś się skończyło i lepiej było się z tym pogodzić.
Odwrócił się i objął ją. Nie zwykł załatwiać spraw bliskością. Nigdy się jej nie nauczył, czy raczej nie pozwolił sobie na jej naukę, ale teraz czuł, że tak należy. Łatwiej było wyrazić uczucia gestami niż słowami. Przytulił policzek do czubka głowy Ros, nieśpiesznie przesuwał dłonią po szyfonowym materiale w uspakajającym geście i szeptał słowa pocieszenia. Jak wiele trzeba poświęcić i ile potrzeba cierpliwości, żeby w końcu być szczęśliwym? Ergomion powoli dorastał do poświęceń, ale nie tych związanych z posługą, a zwykłym, śmiertelnym życiem. Powoli dochodził do wniosku, że jeśli nadal będzie trwał zawieszony, nigdy nie osiągnie upragnionego spokoju duszy. Nadchodził czas w którym musiał dokonać wyboru. Teraz nie wiedział jeszcze jak szybko i gwałtownie zostanie do tego zmuszony, teraz myślał jedynie o tym, by przestać ranić jedyne bliskie mu istnienie.
- Nie gniewam się. I ty też się na mnie nie gniewaj - zniżył głos do szeptu, jakby głośniejszy dźwięk mógł przepłoszyć anielicę. Dystans jaki do tej pory ich dzielił został drastycznie zmniejszony, a to zadziwiająco dobrze współgrało ze skrajnymi emocjami. Ergomion doskonale czuł jej bliskość, której tak naprawdę nie znał, a która teraz stała mu się niesamowicie droga. Spojrzał na nią z góry. Łagodnie wsunął dłonie na jej ramiona. - Wszystko będzie dobrze. Nie ma niczego złego we łzach. - Teraz przekonywał nie tylko ją, ale i siebie, choć sam od wieków nie uronił ani jednej łzy uznając je za ostateczny przejaw słabości - Nigdy nie mówiłem, że dobrze jest zupełnie opuścić ludzi, ale prawda jest taka, że już nie jesteśmy doskonali i co ważniejsze, nie musimy być. Po prostu, bądź szczęśliwa, Ros. A ja ci obiecam, że również będę robił wszystko, by być szczęśliwym. - Uśmiechnął się blado i pochylił się. Ciepłe wargi musnęły jej policzek.
- No już, wszystko jest dobrze. - Zapewnił. Ścisnął jej ramiona, jakby tym gestem chciał dodać otuchy. Przez chwilę patrzył na zalane łzami oblicze zastanawiając się czy właściwym byłoby zostać tu teraz, ale czuł się zwyczajnie zażenowany. Padło za dużo słów i wylano za dużo łez by można było przejść nad tym do porządku dziennego. Ergo pragnął znów zamknąć się w swojej małej chatce i uciec przed światem, ale czy nie dałby wtedy kolejnego dowodu egoizmu? Mierzenie się z rzeczywistością nigdy nie przychodziło mu łatwo, podobnie jak mówienie o własnych odczuciach. Może każdy anioł miał z tym problemy i dlatego rozerwani pomiędzy powinnością i czuciem byli niewolnikami swoich własnych umysłów? W chwilach podobnych do tej, kiedy starali się zrozumieć swoje położenie poprzez wywlekanie na wierzch wszystkich wątpliwości, zwyczajnie się gubili, jak owce bez pasterza, jak dzieci we mgle. Tak to wyglądało. Nawet opanowana Rosa okazywała się być kłębkiem obaw i wątpliwości. Nikt nie jest doskonały. Jedno było pewne, odchodząc, bóg namieszał nie tylko w życiu śmiertelników, ale i w umysłach swoich najdoskonalszych tworów.
- Może lepiej będzie kiedy nie będziemy już poruszać takich tematów, hm? A przynajmniej nie teraz. Chyba oboje powinniśmy trochę ochłonąć - Odetchnął głęboko i odchylił głowę spoglądając w sufit. Zmartwienie wciąż czyniło jego twarz szarą, ale dzięki usilnym próbom odzyskania równowagi, udało mu się nawet uśmiechnąć i nie był to uśmiech wymuszony. Zsunął dłonie z ramion anielicy, by zaraz wetknąć je w kieszenie własnych spodni. Oparł się plecami o drzwi, którymi jeszcze chwilę temu miał zamiar zwyczajnie zwiać. Nie patrzył na nią, ani na roztrzaskaną filiżankę, która stanowiła doskonałe świadectwo słabości obojga. Było w tej całej sytuacji coś bardzo intymnego, ale na zupełnie innej płaszczyźnie. Właśnie dzielili ze sobą sekrety, poznawali się od stron, których zupełnie nie znali i jeśli tylko umysł Ergomiona nie był by pogrążony w chaosie, może powiedziałby nawet, że to piękne i na swój sposób cieszyłby się z takiego obrotu spraw, ale teraz nie potrafił doszukiwać się pozytywów, wszystko miało upiornie ciemne barwy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.04.16 12:24  •  Mieszkanie Rosy - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Rosy
;_;:

Tyle lat miała okazję oglądać wybuchy skrajnych emocji wśród ludzi. Widziała jak płaczą, krzyczą, kłócą się a potem godzą i wszystko jest na nowo piękne. Ona, choć targana wszystkimi takimi samymi emocjami miała wrażenie, że nie potrafi sobie z nimi poradzić, bo o ile ludzie uczyli się ich od samego dnia poczęcia, tak Bóg zapomniał, że oni mieli tylko okazję obserwować, a poddani tym uczuciom nie potrafili sobie z nimi poradzić. Były te piękne, których odczucie przynosiło sercu ciepło ale i te, które istnieć w czystych i niewinnych istotach nie powinny i choć każdy z nich się od nich wzbraniał, uznawał je za obce i niepotrzebne to niektórym po prostu nie byli w stanie podołać. Tak było w tej sytuacji, chciała, oboje chcieli być opanowani, ale coś im nie pozwalało. Bolało ją, że wybuchła przed nim płaczem już po raz kolejny w trakcie ich rozmowy. Nie widzieli się tak dawno, powinni się razem śmiać i wspominać te momenty, których nie mieli okazji spędzić razem by pochwalić się lepszymi bądź gorszymi osiągnięciami czasu. Bolało ją to także z tego względu, że wiedziała, iż jeszcze jakiś czas temu stanowiła dla Ergomiona przykład wielkiej wiary, siły i mocy trwania w tym wszystkim, a teraz chyba ten obraz pękł i roztrzaskał się jak ta filiżanka, którą przed chwilą cisnęła o ziemię. Już nic nie miało być takie samo...
Nie wiedząc dlaczego, ale pogrążyła się w objęciu anioła. W tej chwili było to tak niezwykle przyjemne, pocieszające, podnoszące na duchu. Dzięki temu, pozornie normalnemu gestowi, poczuła się bezpiecznie. Jej oddech uspokoił się, a łzy ostatecznie zrezygnowały z wylewania się z oczu dziewczyny, serce nieznacznie zwolniło i pozwoliło jej się po prostu uspokoić. Aczkolwiek nie obyło się bez delikatnego drgnięcia, gdy dłoń Ergomiona pogładziła ją przez warstwę materiału jej szyfonowej bluzki. Lekki dreszcz przebiegł jej ciało zastanawiając się, czy na pewno mu to odpowiada. Będąc taką samotniczką jaką była, przyzwyczajona do tego, że nigdy nie liczyła się ona, jako Rosa i nikt nigdy jej nie słuchał, a nawet nie patrzył w jej prawdziwą twarz, bo przecież w świątyniach nie mogła być sobą, teraz czuła niesamowitą wdzięczność, że Bóg pozwolił na to, by w jej życiu pojawił się taki przyjaciel, jakim był Ergo.
Podniosła głowę, by móc na niego spojrzeć. Po raz ostatni pociągnęła nosem i delikatnie się uśmiechnęła.
- Wiesz przecież, że nie umiem się na Ciebie gniewać.- Odpowiedziała szeptem, uznając, że słowo choć o ton wyższe niż te, które wypowiedział anioł byłoby po prostu nie na miejscu i w jakiś sposób zabiłoby tą, tak ważną i podniosłą chwilę. Westchnęła, chyba wreszcie rozumiejąc, że on miał rację. Nie byli już tymi samymi istotami, które żyły w Królestwie i nie nadążały w wysłuchiwaniu modlitw bo było ich tak dużo. Tyle wiernych i wypełnionych miłością bożą serc, teraz zamieniło się w pustkę i teraz musieli szukać, wręcz błagać ludzi, by znów otworzyli swoje serce.  Rosa nie pamiętała, kiedy ostatni raz usłyszała płynącą z wnętrza ludzką modlitwę. Jej życie wypełniła cisza, paskudna cisza, z którą nie potrafiła się pogodzić, z którą próbowała walczyć. I chociaż sumienie by jej nie pozwoliło i nie zamierzała nigdy zrezygnować z tej walki, chyba wreszcie zrozumiała, że powinna choć trochę żyć dla samej siebie. Może właśnie po to Pan ich tu zesłał, by wreszcie zaczęli żyć...?
Rzuciła pełne bólu i wciąż pojawiających się wątpliwość spojrzenie w stronę Jezusa smutno patrzącego ze swojego krzyża. Jego przecież też Ojciec zesłał, by pozwolić mu żyć pośród ludzi i chociaż podjął ofiarę dla ludzkości, to zdążył zbudować na Ziemi swój własny dom...
- Postaram się.- Odpowiedziała mężczyźnie powracając na niego swym spojrzeniem. Jej blada twarz, choć i tak już czerwona z powodu łez i wszystkich emocji, choć mogłoby się wydawać, że bardziej się nie dało, to zaczerwieniła się, gdy delikatne usta spoczęły na jej policzku. Delikatnie przygryzła swoją dolną wargę i pokiwała głową, głęboko próbując uwierzyć w to, że będzie dobrze. Bo skoro tak mówił... dlaczego miałaby mu nie wierzyć.
Odsunęła się o krok, gdy Ergomion oparł się o drzwi. Uważnie mu się przyjrzała, całej jego sylwetce i postawie, chyba przez moment zaczęła się zastanawiać, czy w związku z całą zaistniałą sytuacją on na pewno chciał tu teraz zostać, czy nie był już po prostu zmęczony, a stał tu dlatego, że go o to poprosiła. Ostatecznie odwróciła się i spojrzała na kawałki porcelany leżące na podłodze. Zaproponować herbatę...? Może lepiej nie... Tak po prostu rozpocząć luźną rozmowę...? Chyba nawet nie wiedziała o czym. Przyklęknęła przy szczątkach filiżanki i zaczęła zbierać kawałeczek po kawałeczku, by żaden ostry fragment nie walał się po ziemi.
- Twoje owce na pewno będą niedługo szczęśliwe z młodych wiosennych pędów trawy.- Rzuciła, dość nieudolnie rozpoczynając rozmowę. W tej chwili miała wrażenie, że to tak trudne...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.16 15:47  •  Mieszkanie Rosy - Page 2 Empty Re: Mieszkanie Rosy
- Wiem - Odparł, choć na usta znów cisnęły mu się słowa, że powinna nauczyć się na niego złościć. Obecny przejaw negatywnych uczuć był całkiem dobrym początkiem. Oczywiście tego już nie powiedział. Rosa zapewne gwałtownie zaprzeczyłaby, że taki wybuch był dobry. Pozwolił więc dziewczynie skorzystać ze swoich ramion jako bezpiecznej przystani.
Gdy obiecała, że się postara, Ergo poczuł się jednocześnie lepiej i gorzej. Paskudna huśtawka. Miał nadzieję, że teraz nie pomylił się w osądzie. Chyba właśnie otrzymał zrozumienie, którego tak pragnął, ale również zmusił Rosę, by opuściła strefę komfortu w jakiej od wieków żyła. To nie mogło być proste ani przyjemne, doskonale to wiedział. Sam również przechodził przez coś podobnego. I jakoś nie mógł pocieszyć się myślą, że lepiej późno niż wcale.
Nie odróżnił rumieńca zawstydzenia od rumieńca spowodowanego płaczem. Sam w tej chwili był wyjątkowo ośmielony. Gdzieś w głębi duszy dobrze czuł się z taką pewnością, ale teraz nie miał czasu o tym myśleć.
W pewnym sensie Rosa miała rację. Wcale nie chciał tu być, ale uznał przeciwstawienie się pragnieniu powrotu za osiągnięcie. Nie będzie uciekał i krył się, zamierzał zostawić za sobą tamten rozdział. Teraz miało być tylko lepiej, a życie miało nabrać ostrzejszych barw i kształtów. Rosa nie wiedziała ile tak naprawdę dla niego zrobiła, a on teraz nie potrafił ubrać tego w odpowiednie słowa. No i nie chciał mówić o sobie, powiedział wystarczająco.
Odprowadził Rose spojrzeniem, przez chwilę przyglądając się jak zbiera z ziemi potłuczoną filiżankę. Niezręcznie, tak właśnie się poczuł, ale i to przełknął. Odepchnął się od drzwi, by w kilku krokach znaleźć się obok dziewczyny. Gdy kucał, by jej pomóc, usłyszał nieśmiałą próbę rozpoczęcia normalnej rozmowy. Uśmiechnął się z wdzięcznością i podniósł z podłogi kolejny ostry fragmencik.
- Taak... Na pewno. Zazielenione wzgórza są piękne. Już nie mogę się doczekać ciepłych dni... - Zamilkł i zerknął na dziewczynę. Przez chwilę wahał się czy zadać bardzo zwyczajne pytanie, jakby odpowiedź na nie miała jakąś ogromną wagę. W końcu jednak zebrał się i wypalił. - Dawno u mnie nie byłaś. Może jak zrobi się cieplej potowarzyszysz mi w pracy? Widok pasących się owiec, zieleni i błękitu dobrze wpływa na... - Zmarszczył nos, szukając odpowiedniego określenia - Na... wszystko. Tak, owce dobre na wszystko. - Zmarszczył brwi i parsknął śmiechem. - Moja elokwencja powala... - Pokręcił głową i wystawił ułożone w łódeczkę dłonie. - Daj, wyrzucę. - Zaoferował się, a gdy Rosa oddała mu swoje odłamki, wstał, by móc je wyrzucić.
Wysypał porcelanę do kosza na śmieci i zapomniał o niej. A przynajmniej starał się to zrobić. Dowody zostały sprzątnięte. Było, minęło. Odetchnął głęboko aż zabolało go w piersi. Powoli osiągał kruchą równowagę. Teraz nie mógł już tego spieprzyć. Będzie miło. Wypiją, pogadają o bzdurach, potem pożegnają się i z poczuciem dobrze spędzonego czasu położą się spać, a rano może nie będą mieli moralnego kaca. Wiedział, że nigdy nie jest tak kolorowo, ale pocieszał się, że zawsze może być.
- Zrobię herbatę... a może kawę? Mam ochotę na kawę! Chcesz też? - Zawołał buszując po szafkach. Niewiele się w nich zmieniło, zastawa i susze na napary wciąż stały w tym samym miejscu. Zajął swoje myśli przygotowywaniem, naiwnie sądząc, że dzięki temu wszystko się ułoży.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach