Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Laboratorium, ciemne, ponuro wyglądające miejsce mieszczące się w podziemnych kompleksach. Początek XXVII wieku. Jeśliby go porównać z zabudowaniami znajdującymi się tutaj 400 lat później, to tak naprawdę niewiele się zmieniło. Moda, trendy w architekturze, style nie za wiele miały do powiedzenia w przypadku takich kompleksów. Przemierzając puste, surowo wyglądające korytarze pozbawione wszelkich estetycznych dodatków postronny obserwator szybko mógł się domyślić, że S.SPEC niespecjalnie przejmuje się wyglądem, podporządkowując wszystko przede wszystkim walorom użytkowym. Naukowiec w białym kitlu niekoniecznie miał jednak okazję się nad tym zastanawiać. Był zbyt przejęty badaniami, którymi się obecnie zajmował. A właśnie dzisiaj był jego wielki dzień. Właśnie po wielu latach studiów i asystowania, miał rozpocząć samodzielne eksperymenty. Wciąż przejęty przemierzał szybkim krokiem korytarze i windy, zjeżdżającej coraz niżej w głąb kompleksu, do coraz lepiej strzeżonych poziomów, gdzie trzymano ważniejsze obiekty… lub po prostu bardziej niebezpieczne. Po wyjściu z kolejnej windy, przejściu przez kontrolę bezpieczeństwa i sprawdzenia dokumentów, w towarzystwie strażnika udał się do celi, gdzie znajdował się przydzielony mu Obiekt. W pomieszczeniu rozległ się zgrzyt rygli, które elektroniczny system sterujący dostępem wsunął w ścianę, a następnie skrzypnięcie otwieranych powoli drzwi. Strażnik z pałką paraliżującą stanął w progu, wpuszczając wcześniej naukowca do środka. Po chwili oczy przyzwyczaiły się do słabszego oświetlenia celi a wtedy mógł dostrzec więźnia ubranego w przepisowy strój, z rękami skutymi za plecami, leżącego na brzuchu na łóżku, do którego był dodatkowo ciasno przywiązany pasami.
- To ten. - oznajmił strażnik podchodząc do niego i dla zabawy przykładając pałkę paraliżującą do pleców więźnia, kopiąc go drobnym impulsem - tak dla podkreślenia, kto tutaj rządzi.
- Świetnie, dziękuję. - odpowiedział naukowiec, przypatrując się obiektowi - Umiesz mówić? - spytał, zerkając na niego z pogardą... jak na szczura laboratoryjnego, którym ten w zasadzie był.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Blade światło w celi migało alfabetem morsa, którego za cholerę nie potrafił rozszyfrować. Nie umiał określić ile czasu już leżał skuty i przykuty ciasno do twardego łóżka, najpewniej zbitego z kilku starych i spróchniałych desek. Kapiąca z sufitu woda, co chwilę przerywała zimną ciszę, która wdzierała się pod jego skórę, powodując dreszcze. Zamknął oczy, przykładając policzek do śmierdzącej i zakrwawionej poduszki, pewnie po jakimś innym eksperymencie. Zebrało mu się na mdłości na myśl o tym, co te diabły zamierzały z nim zrobić. Wielokrotnie strażnicy spałowali go i popieścili prądem zanim kompletnie opadł na łóżko i dał się im skuć. Pustka jaką miał w głowie coraz bardziej zaczynała powodować, że wariował. Brak słońca, brak innych osób i wieczne krzyki dochodzące z innych sal uświadamiały mu coraz bardziej, jak w fatalnym znalazł się położeniu. Od rana do nocy nie ustające wycie wdzierało mu się do głowy i drapało w najciemniejsze odmęty świadomości. Jego świadomość musiała być jakąś dziwką, skoro wpuszczała do jego myśli coraz to gorsze obrazy w obieg.
Zanim bardziej otępiał, usłyszał zgrzyt rygli i jęczących zawiasów. Usłyszał tylko stukot kroków. Liczył jak duże ta osoba stawia kroki. Doliczył do pięciu. Uchylił wolno oczy, mając chwilowo zamazany obraz, który z każdą chwilą stopniowo się wyostrzał. Zwilżył koniuszkiem języka spierzchnięte usta, słuchając jak facet w kiltu żądza od niego odpowiedzi. Nie zamierzał mu jej udzielać. Gdyby w ustach nie brakowało mu śliny, najpewniej jakiś flek wylądowałby na bucie naukowca w geście przywitania, lecz w tym wypadku milczał jak zaklęty. Ślina była na wagę złota. Pogardliwy wzrok jeszcze bardziej wzbudził w chłopaku uśpioną złość i wzmagał upór. Skrzywił pogryzione wargi w grymasie, starając się poruszyć skrępowanymi rękoma, których pozycja przestała mu odpowiadać. Ramiona zaczęły go niemiłosiernie boleć i drętwieć, a niemożliwość ruszania się przez pasy powodowały dodatkowy dyskomfort.
Ile już tutaj siedział? Dwa? Trzy dni? Coś koło tego. Zanim jakiś jajogłowy nie przydzielił mu własnego naukowca, co za ironia. Miał stać się żywym eksperymentem dla jakiegoś gogusia. Niedoczekanie. Zagryzł jedynie mocniej wnętrza policzków kiedy został potraktowany prądem. Mała dawka elektryczności nie zmusiła go do współpracy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Naukowiec Kagakusha się specjalnie nie przejął brakiem odpowiedzi. Niejako się tego spodziewał. Miał okazję zapoznać się wcześniej z kartą obiektu więc wiedział, że nie jest z nim najlepiej. Sam był przecież początkującym, to miało być jego pierwsze badanie. Było oczywistym, że najlepsi naukowcy, stojący najwyżej w hierarchii i prowadzący najważniejsze badanie dostają najlepsze okazy. A Kagakusha, który jak przestało na początkującego, znajdował się na samym dole tej drabinki, mając pod sobą tylko asystentów laboratoryjnych i personel pomocniczy. Musiał się więc namęczyć mając świadomość, że na każdym etapie jest surowo oceniany przez tutorów. Miał jednak nadzieję, że kilka dni odosobnienia wystarczą, aby trochę zmiękczyć Obiekt, który oczywiście nie miał pojęcia, ile już czasu tutaj siedzi. Było to powszechną praktyką odciąć więźnia od wszelkiej informacji: brak zegarka, wszelkich naturalnych źródeł światła i tylko półmrok świetlówek powodował, że każdy Obiekt szybko tracił rozeznanie co do pory dnia.

Kagakusha tylko wzruszył ramionami, gdy nie otrzymał odpowiedzi.
- Wolisz utrudniasz? Twój wybór. - stwierdził i skinął głową strażnikowi. Ten podszedł do łóżka, po czym zaczął je pchać, wyjeżdżając nim z celi. Naukowiec podążył za nim, wyprzedzając go na korytarzu i pokazując drogę do swojego laboratorium znajdującego się trzy poziomy wyżej. Pomieszczenie, w którym Kagakusha prowadził badania, okazało się być dużym, białym pokojem, śmierdzącym silnymi środkami dezynfekującymi. Na środku znajdował się stół laboratoryjny z pasami do unieruchamiania obiektów, obok był fotel mający podobne zastosowania. Kawałek dalej można było zobaczyć półki z przedmiotami przymusu bezpośredniego i przyborami do badań. Pod jedną ścianą znajdowały się biurka z różnym sprzętem laboratoryjnym. W pomieszczeniu znajdowały się jeszcze dwa drzwi: jedno prowadzące do pomieszczenia socjalnego, w którym w razie czego naukowiec mógł się zdrzemnąć, drugie do podręcznej celi ewentualnie służącej do tymczasowego przetrzymywania obiektów badań.

Stół został wepchany przez strażnika, który upewnił się, że obiekt ma skute ręce za plecami a pasami jest ciasno przywiązany do łóżka. Po tym jak naukowiec odprawił go ręką, strażnik wyszedł, kierując się prawdopodobnie do jakiejś okolicznej stróżówki. W końcu i tak pomieszczenie było monitorowane. Naukowiec podszedł więc do łóżka, zerkając z pogardą na więźnia, który leżał na brzuchu.
- Wyjaśnijmy sobie jedną kwestię Obiekcie. Masz dwie możliwości: współpracować w badaniach i się na coś nie przydać. Albo nie mieć zamiaru współpracy... co zmieni tylko tyle, że zrobię z Tobą to samo co w pierwszym scenariuszu.... ale dodatkowo oberwiesz bardzo boleśnie. - powiedział do niego zimny, wypranym z emocji głosie. Bo czemu niby miałby się emocjonować? To tylko kolejny szczur laboratoryjny, który należy zmusić do posłuszeństwa. Wiele razy mu o takich mówiono na wykładach. Wyjął z kieszeni pręt paraliżujący i przyłożył do ramieniu Obiektu, posyłając w niego słaby impuls.
- Rozumiemy się? - spytał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Oczywiście początkowo był przerażony odcięciem od wszelkich źródeł ludzkości - brak światła, zegarka i ciepłej wody.  Pierwszy dzień i godziny były najgorszymi w jego życiu. Nie równały się z niczym, nawet z uaktywnieniem wirusa. Dezorientacja i brak poczucia bezpieczeństwa sprawił, że stał się niczym zaszczute zwierze. Warkliwy i kąsający, aż w końcu skrępowany i sprowadzony przez prąd do parteru, nauczył się jednego: Nie poddawać się. Wszelkie próby zastraszenia go, spychał na dalszy plan, starając się kurczowo trzymać tej jednej myśli. Wielokrotnie słyszał, jak na korytarzach, przed celami katowano i kopano więźniów. Tamci zwijali się i jęczeli z bólu prosząc, aby chociaż na chwilę przestali. Strażnicy odczuwający przewagę uświadamiali wszystkim obiektom badanym, że są niczym, jedynie szczurami laboratoryjnymi. A Hitoshi nie zamierzał umrzeć w tej zapyziałej celi.
Nie zareagował na kolejne zadane mu pytanie. Zlał je kompletnie, patrząc obojętnie w oczy naukowca. Nie różnił się niczym od pozostałych parszywych gnid w tym zasranym więzieniu. I kiedy tylko łóżko ruszyło, mimowolnie zaczął wiercić się, chcąc poluźnić denerwujące paski. Na nic się zdały jego szarpania, gdyż strażnik uderzył zaraz go w tył głowy uspokajając. Wymordowany warknął gardłowo, zachowując się bardziej zwierzęco niżby sam przypuszczał. Faktycznie, trochę mógł przypominać obiekt badań, jednak po przejściach. Jego ludzkie zachowania, akurat w tym momencie, zepchnięto gdzieś na bok. Lecz z momentem wjazdu do białego pomieszczenia szybko wróciła mu jasność umysłu. Oślepiony neonowymi lampami, schował twarz w poduszce nieprzyzwyczajony do tak ostrego światła. Z trudem podniósł głowę i chłonął wzrokiem otaczającą go biel. Widok jaki zobaczył, przyprawiał go o gęsią z skórkę. Stojące na środku łóżko z pasami i fotel, kompletnie nie przypadły mu do gusty. Doskonale zdawał sobie sprawę ile ten fotel przyjął w swe ramiona obiektów badawczych. On miał być kolejnym królikiem doświadczalnym. Sam naukowiec sprawiał wrażenie chorego sadysty. Hitoshi nigdy nie lubił lekarzy, jako dzieciak zawsze płakał kiedy miał iść z matką do pediatry, teraz nie miał nawet szans na ucieczkę, która prawdę mówiąc co chwilę przebiegała mu przez myśli.
Strażnik wepchnął łóżko w głąb sali, a potem odszedł. Chłopak prawdopodobnie wolał spotkanie z ciężkim butem pilnujących niż ze skalpelem psychopaty w kitlu. Zamknął oczy, starając się uspokoić dudniące serce w klatce piersiowej. Żył jako wymordowany dopiero kilka dni na tym świecie, a już chciano mu wystawiać paragon i odesłać na tamten świat. I jeszcze wmawiano mu, że to w celach naukowych. Pieprzyć te ich wszystkie cele naukowe! Chciał żyć, obojętnie w jakiej formie i w jakim stanie. Ludzkie instynkty po omacku łapały się się każdej nadarzającej możliwości życia.
Obiekt. Oficjalnie stał się obiektem pozbawionym imienia. Pragnięto zmusić go do porzucenia własnej godności i stania się anonimowym ciałem. Ciałem bez wyrazu, ciałem z numerem seryjnym, bądź kolejnym odciętym organem.
Patrzał na lekarza nadal milcząc. Hitoshi dawno podjął decyzję względem ich współpracy. Przygotowywał się psychicznie go bolesnych doświadczeń, które zapewne wyryją się w jego psychice do końca życia.
Kolejna groźba i kolejny przepływ prądu przez jego ciało spowodował, że mocniej zacisnął zęby. Ponownie, spojrzał  agresywnie na niego spod za długiej, czarnej grzywki i wywarczał niskim, zachrypniętym głosem:
- Pierdol się. - Przemówił po raz pierwszy  i uśmiechnął  wyzywająco, mając świadomość ile ten gest będzie go kosztować.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ciężko nazwać pobyt w laboratorium "odcięciem od wszelkich źródeł ludzkości". Był w końcu w miejscu, gdzie właśnie "ludzkość się tworzy". Czy nie było jakiegoś złośliwego chichotu ironii w tym, że to, co naukowcy dawali ludzkości przez swoją ciężką pracę... takie rzeczy jak światło niezależnie od pory dnia, zegary, woda nie tylko bieżąca a nawet ciepła... że tych wszystkich rzeczy brakowało Obiektowy. I to w momencie, kiedy jego egzystencja wreszcie miała sens? Gdy z kogoś kompletnie nieprzydatnego cywilizacji, mógł się w rękach naukowców stać narzędziem, niosącym dalszy rozwój ludzkości. Powinien być chyba wdzięczny naukowcom, za trafienie do tej wspaniałej świątyni nauki.

Naukowiec widział, że Obiekt z jakichś powodów jest średnio zadowolony z sytuacji, w jakiej się znalazł. Ale się tym kompletnie nie przejmował. No bo co go obchodził jakiś tam przerośnięty szczur laboratoryjny. Co prawda wyjątkowy, bo pierwszy w jego karierze... ale mimo wszystko tylko szczur, jeden z wielu, z jakimi zapewne będzie miał on styczność. Kagakusha wiedział, że czegoś pierwszego nie należy w żaden sposób inaczej traktować. To prości, tępi ludzie mają przesadną skłonność do zbytniego zwracania uwagi na coś, co jest pierwsze. No a do każdego doświadczenia trzeba mieć pusty umysł, bez zbędnych założeń, aby być pewnym, że wynik doświadczenia nie zostanie spaczony przez nastawienie badanego. W końcu wiadomo było, że fakt obserwacji zawsze w jakiś sposób zmienia obserwowanego.

Naukowiec ciężko westchnął, gdy Obiekt odmówił współpracy. Nie złościł się, nie wkurzał - to były emocje zwykłych, prostych ludzi... a ona był nad nimi, nad emocjami. Jego spojrzenie pokazywało przede wszystkim rozczarowanie postawą tamtego.
- Nie ułatwiasz mi pracy. - powiedział z wyrzutem, po czym zwiększył moc pręta paraliżującego, posyłając mu już mocniejszy impuls - taki, by go porządnie kopnęło ale nie spowodowało utraty przyjemności.
- Opór... opór nic Ci nie da Obiekcie. Marnujesz mój cenny czas. - dodał, zaczynając się powoli irytować. Uderzył go całej siły prętem w ramię a następnie w plecy.
- Mogę cię skatować, chcesz tego? - spytał wyzutym z emocji tonem. Nie miałby żadnych skrupułów aby to zrobić, ale nie chciałby później marnować kilku dni, aż Obiekt dojdzie do siebie. Nie mówiąc, że stan zapalny czy rany mogłyby zafałszować niektóre wyniki. Chociaż z drugiej strony konieczność każdorazowego użerania się z tym gówniarze mogła go znacząco opóźniać. Walnął więc go kolejny raz prętem w łydki, udo i tyłek po czym kolejny raz kopnął go prądem w ramię.
- Ostatnia szansa na zmianę decyzji. Będziesz Obiekcie grzeczny? - spytał naukowiec, na wszelki wypadek uderzając go od razu prętem w głowę, by przerośnięty szczur laboratoryjny nie udzielił nieprzemyślanej odpowiedzi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pobyt w laboratorium faktycznie ciężko uznawać odcięciem od dóbr materialnych, jednak kilkudniowy pobyt w ciemnej, śmierdzącej moczem celi już owszem. Hitoshi nie przywykł do podobnych warunków. Wychowywał się w normalnym domu, w którym zawsze ktoś na niego czekał. Mama gotowała mu obiady, nie musiał się martwić zimnem i głodem. Dopiero kiedy zabrakło rodziców, zaczął odczuwać pierwsze nieprzyjemności z nieprzychylnego świata. A potem, do tego wszystkiego doszła cela w podziemiach SPEC.
Laboratorium zdecydowanie różniło się od klitkowatych czterech ścian, lecz czy było się z czego cieszyć, jeśli miało się świadomość do jakich celów zostało się przywiezionym do kolejnego, ale sterylnego więzienia?
Chciał się uwolnić. Szarpnął się ponownie, starając chociaż minimalnie poluźnić spętane nadgarstki. Lina nieśmiało uległa jego szarpaniom, chociaż nadal pozostawała niewzruszona na wszelkie próby uwolnienia. Nie odrywał ani na moment wściekłego wzroku od naukowca. Bacznie go pilnował, jakby w zaistniałej sytuacji miał możliwość jakiegokolwiek zareagowania. Gówno prawda. Skrępowany pozostawał na łasce i niełasce popranego doktorka, który najwidoczniej nie zamierzał mu folgować. Chciał jasno określić panujące między nimi zasady. Hitoshi miał stać się celem eksperymentów. Oddać się na rzecz nauki jak żaba do sekcji, którą wszyscy mogą kroić, oceniać i oglądać. Wbrew wszystkim krzyczącym ze strachu komórkom w jego ciele, myśli pozostawały nie ugięte. Kiełkowały wolno, niczym rzucone między dwa kamienie ziarno, które po wielu próbach i długiej walce, w końcu wybije się z ciemnych szczelin i wyrośnie. Przygotowywał się mentalnie na bolesną batalię, jednak w tym momencie nadal pozostawał przerażonym, świeżo upieczonym wymordowanym, który nigdy nie doznał podobnych doświadczeń. Nawet jego kontakty z podejrzanymi typami wydawały się być milszą alternatywą, niż dobrowolne oddanie się w ręce parszywego socjopaty.
- Nie zamierzam ci niczego ułatwiać, Posrańcu! - warknął ostro, a przed oczami mignął mu pręt. Spiął wszystkie mięśnie, które odruchowo zbiły się w twardą masę, czekając na kolejne dawki elektrycznych wrażeń. Pierwszy prąd, w porównaniu do pozostałych, który obiegł jego ciało, należał do najprzyjemniejszych. Pozostałe, bezlitosne baty, szarżowały po ramionach, plecach i pośladkach, zostawiając po sobie nieprzyjemne mrowienie i ślady.
Chciał już siarczyście odpowiedzieć kiedy naukowiec przypomniał o swojej przewadze. Uderzenie w tył głowy, chwilowo pozbawiło go chęci do rozmowy i udzielenia odpowiedzi.
Zamknął oczy, przytulając czoło do zakrwawionej poduszki i mając ochotę się rozpłakać.
Proszę, przestań.
Chciał zapytać się, dlatego właśnie on. Dlatego chcą robić mu te wszystkie okropności, skoro tak samo, jak naukowiec, był osobą czującą. Wewnątrz cały dygotał. Trząsł się ze strachu i kłamstwem byłoby gdyby powiedział, że jest zupełnie inaczej. Rzucony na głęboką wodę, musiał zmierzyć się z koszmarną rzeczywistością. Nie miał zielonego pojęcia czy starczy mu sił, czy kiedykolwiek znowu zobaczy słońce, ale chciał żyć. Tak bardzo pragnął żyć, a chęć ta była tak wielka, że dodała mu odwagi.
- Nie – powiedział cicho, trochę zachrypniętym głosem. Podniósł głowę i spojrzał w ślepia Kata. - Nie będę – powtórzył z całą stanowczością. Serce gwałtowniej zabiło mu w piersi. Bał się, że naukowiec może usłyszeć dudniące, niczym kościelny dzwon, serce. Wstrzymał na chwilę oddech, a piekące rany na odkrytym ramieniu zaczęły łagodnieć. Zdziwiony zerknął w tamtym kierunku, dostrzegając, że rana po oparzeniu prądem nagle znikła. W duchu modlił się, aby naukowiec tego nie dostrzegł.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czy rzeczywiście odcięcie od dóbr materialnych jest aż takim koszmarem? W pewnych sytuacjach może on być nawet błogosławieństwem, gdy zwraca uwagę na wiele aspektów. Dla niektórych może być to nawet niczym ponowne narodzenie i drugie życie.  Chociaż takie określenia w przypadku Hitoshiego nie są akurat przenośnią czy przesadą.

W stosunku, do Obiektu kierowanego tak prymitywnymi instynktami jak strach, chęć uniknięcia bólu czy potrzeba decydowania o samym sobie, naukowcu przyświecały całkiem inne imperatywy. On był na wyższym poziomie dążąc do rozwoju nauki i ludzkości – nawet jeśliby to miało się wiązać ze śmiercią kilku… czy kilku milionów ludzi. Czy to rzeczywiście była tak wysoka cena za rozwój? Gdyby w średniowieczu nie wykonano iluś wiwisekcji, zabijając niezliczone liczby ludności, dochodząc do wielu wniosków metodą prób i błędów, dalej by nasza wiedza była na ówczesnym poziomie. Postęp wymaga ofiar… jest wart każdej ceny. Ludzkość właśnie tego oczekuje. Nikogo nie interesuje garstka ofiar. W końcu Obiekty poświęcają zwykle swoje nic nie warte życie. Naukowcy dają od siebie znacznie więcej: poświęcają swój cały czas przez wiele lat. Czy więc Obiekty mają moralne prawo skarżyć się na swój los? Oczywiście nie – zostają złożeni na ołtarzu ofiary dla ważniejszego celu.

Naukowiec patrzył się obojętnym wzrokiem na szarpiący się obiekt. Był mu on obojętny. Zginie, przeżyje… będzie cierpiał mocno czy tylko trochę. To nie było ważne. A przynajmniej nie tak jak to, ile z niego można wydobyć, jak go można najlepiej wykorzystać. Czuł jego nienawiść. Napawał się nią? Raczej nie. Nie obchodziło go to, co jakiś prostak o nim myśli… dopóki oczywiście nie jest jakimś wojskowym czy cywilem, stojącym wysoko w urzędniczej hierarchii, podejmującym decyzje o rzeczach na których temat wie tyle, ile przeciętny naukowiec wie o piłce nożnej.
- Mocne słowa… jak na nic nie warty obiekt. Jesteś cenny tyle… ile karma dla psów o podobnej wadze. – prychnął naukowiec. On miał wysokie, bardzo wysokie mniemanie o sobie. Widział się w roli zbawiciela zmieniającego losy świata, wiodącego ludzkość ku lepszej przyszłości. A Obiekt, którego życiowa perspektywa dotyczyła kilku następnych godzin, a nie tysiącleci, wydawał mu się abstrakcyjnie prymitywny. No i obiekt nie miał zamiaru tego przed nim ukrywać. Zaczął okładać Obiekt, chcąc bólem złamać jego wolę, zmusić do minimum posłuszeństwa koniecznego do kontynuowania badań.
- Jeszcze Ci nie dość? – westchnął naukowiec zmęczony i zirytowany zachowaniem Obiektu. Wolał swój cenny czas poświęcić w bardziej produktywny sposób niż okładając jakiegoś prymitywa. Ten, mimo drgawek ponownie odmówił.
- Idiota! Debil! – wydarł się naukowiec pierwszy raz naprawdę tracąc cierpliwość i uderzając go z całej siły rurką w plecy. Był nieprzyzwyczajony do sprzeciwu, nie rozumiał go, czuł rozgoryczenie. No bo jak to możliwe, by jakiś nic niewarty szczur laboratoryjny ośmielał mu się stawiać?! Zniechęcony opadł na krzesło, biorąc kilka oddechów i powtarzając na głos budowę DNA, aby się uspokoić. Zawsze w nauce szukał mocy i wyciszenia. Nagle… nagle zauważył, że zadane rany… szybko znikają.
- Hmm… intrygujące. – stwierdził, wstając i zerkając na plecy i ramiona Obiektu, które wcześniej ranne, sprawiały wrażenie powracać do zdrowia. Chwycił jakiś nóż z półki, po czym zaczął ciąć nim po jego ciele: najpierw wzdłuż pleców, później po ramionach, tyłku i nogach. Przecinał jego ubranie, by je następnie zerwać, nie przejmując się tym, że zbyt głębokie cięcie zostawia na ciele Obiektu długie, płytkie rany. A nawet więcej: tak ciął ostrym „wibroostrzem”, aby takie rany zadawać. Następnie chwycił lupę w osłupieniu spoglądając na zadane obrażenia i patrząc jak te się goją.
- Intrygujące, nawet bardzo – myślał na głos – Wiedziałeś o tym? Od kiedy posiadasz taką zdolność? – dopytywał się go, szalenie zainteresowany nowym odkryciem.
- I dobrze Ci radzę… nie kłam. Uwierz mi, moje na Tobie wykonać bolesne doświadczenia… lub bardzo bolesne! Nie zadzieraj ze mną! – dodał surowym tonem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strach. Każdy skrawek mojego ciała drży z przerażenia. Stałem się tchórzem. Tchórzliwym królikiem, którego można łatwo zastraszyć i zapędzić do klatki. Nie mogę się ruszyć i nawet nie chodzi o spętane dłonie. Moje nogi stały się niesamowicie ciężkie. Ołów zdominował nad mięśniami. Na gardle czuję niewidzialną rękę, która co chwilę, coraz mocniej, zaciska kościste łapska pragnąć odebrać mi każdy oddech. Boję się. Jestem cholernie przerażony wizją tego co ma się ze mną stać. Nie dam rady. Nie przeżyję.

Zamknął oczy. Przyjmując kolejne ciosy, które z każdą chwilą przybierały na sile. Zębami przegryzł wargę do krwi, z której wolno zaczęła się sączyć świeża, młoda krew. Niechciane łzy momentalnie nabiegły mu do oczu, kując coraz mocniej niczym natrętna drzazga w dłoni. Uparte drewno zakorzeniło się mocno, aż końcu ugięło się pod siłą i puściło. Puściło równie mocno, jak tama z zamkniętych powiek Hiroshi'ego spod, których umykała coraz szybciej i mocniej gorycz. Wsunął twarz w poduszkę, nie chcąc, aby naukowiec zobaczył ten widok. Zaciśnięte w pięści dłonie, niemiłosiernie zabolały go jeszcze bardziej z momentem, w którym w miękką część wbiły się przydługie paznokcie. Jego opór mimo ciągłego przerażenia ani przez moment nie malał. Ciosy w końcu obtłukły mu ramię, krzyż i nogi, jednak nie zdołały złamać jego woli. Pociągnął nosem, starając się szybko wziąć w garść kiedy nagle wszystko ustało. Naukowiec opadł we fotel, zacięcie powtarzając budowę DNA. To była jego chwila. Chwila wytchnienia i przerwy.
Podniósł głowę do góry, spoglądając na psychopatę znad ramy szpitalnego łóżka. Wzrok Wymordowanego zdążył się już przyzwyczaić do panującej bieli, która go otaczała. W końcu pożałował swojej ciekawości. Zaklął na siebie w duchu, gdy zobaczył naukowca sięgającego po nóż. Szybko zorientował się do czego jest mu potrzebne narzędzie. Spiął się gwałtownie, lecz to tylko wzmogło ból, który nagle poczuł. Ostrze noża wsuwało się w jego miękkie tkanki niczym w masło, zostawiając po sobie idealne, chirurgiczne cięcia. Naukowiec w mgnieniu oka pozbawił go ubrania rozcinając je nożem, a resztę rozrywając. Strzępki materiałów przeleciały szatynowi tuż koło głowy. Został obdarty z godności.
Nagle jego głośny krzyk rozniósł się echem, odbijając od ścian. Zwijał się przed obliczem naukowca niczym dżdżownica pozbawiona głowy. Wił się w bólu, który ani na moment nie malał. Potęga ostrza sprawiała, że struny głosowe w końcu uwolniły piekielną melodię rozpaczy. Wprawiły w ruch języczek, a następnie z ust wydobył się długi krzyk zarzynanego zwierzęcia.

Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań. Przestań! Mam dość.

I nagle przestał. Mimowolnie głowa opadła mu na mokrą od płaczu poduszkę, do której chwilę później dołączyła woda z nosa. Pociągnął nosem, zamykając szczelnie powieki i nie odpowiadając na zadane pytanie. Czy faktycznie był takim ciekawym zjawiskiem? Fenomenem? Zdolność regeneracji, którą wcześniej uznawał za wielki atut, w tym momencie, stała się jego największym przekleństwem. Nie miał ochoty dzielić się z nim swoimi tajemnicami. Ze zmęczeniem obserwował pochylającego się nad nim naukowca, który wyglądał na cholernie podekscytowanego zaistniałą sytuacją.
- Nie twoja, zasrana, sprawa. - Wymamrotał kaszląc. Trochę śliny ubrudziło brudną od krwi pościel. Ślina była na wagę złota, dlatego też pospiesznie zamknął usta, nie chcąc jej tracić. - I tak je zrobisz. – Dodał. A rany w niedługim czasie zaczęły się zrastać. Trwało to może do dziesięciu minut, aż w końcu po wszystkich cięciach pozostało wspomnienie w postaci niewidocznych blizn.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Naukowiec widział strach w oczach obiektu. Bawił go on, niesamowicie cieszył. Jeszcze chwilę temu Obiekt mu się stawiał, a teraz ta odwaga topniała powoli w ogniu bólu. A gdzie ogień bólu przeszedł, zostawał tylko przestraszony Obiekt, skory do okazywana posłuszeństwa. Tak to przynajmniej widział naukowiec, albo w to chciał wierzyć, uśmiechając się szeroko w odpowiedzi na wszelkie oznaki strachu i przerażenia u swojego szczura laboratoryjnego. Po chwili przestał jednak na to zwracać uwagę, w pełni skupiając się na wykonywanym doświadczeniu. Śmiało ranił Obiekt tylko po to, aby zobaczyć, jak się obrażenia będą goić. Jechał po całym jego ciele nożem, ciąć brutalnie, sprawnie, niezbyt głęboko. Byle zadać jak najwięcej ran. Ból nie był celem, był skutkiem ubocznym, ale naukowcowi nie przeszkadzał on a nawet wprost przeciwnie – mógł okazać się przydatny do pokazaniu Obiektowi jego miejsca. Może nie napawał się samym sprawianiem bólu ale efekty jego działań w tym powolne podkopywanie wolnej woli, sprawiały mu niejako satysfakcję i cieszyły go. A jeszcze bardziej interesowało go zjawisko, jakie zauważył u obiektu.
- A wyobraź sobie, że moja. – warknąłem, kolejny raz ciąć go nożem w ramię – w odpowiedzi na nieuprzejme zachowanie tego gówniarza.
- Tak – uśmiechnął się – W zasadzie i tak zrobię doświadczenia. I będą oczywiście one boleć. Ale jak mnie wkurzysz, to postaram się by bolały bardziej. Dużo bardziej. Uwierz mi – mam wykształcenie medyczne i wiem, jak sprawić ból. – zapowiedział mu, aby po chwili umilknąć i skupić się na obserwowaniu zrastającego się ciała.
- Niesamowite. – aż westchnął zachwycony.
- Dalej będziesz się stawiać? Pewnie nie kojarzysz czegoś takiego jak Prometeusz? Z Mitologii? Jak pewnie żyłeś, to jedyne co interesowały takiego prostaka jak ty, były głupawe seriale w telewizji? – prychnął lekceważąco. Jak naukowiec nienawidził takich ignorantów. Tysiące lat rozwoju nauki, każdy człowiek miał całą wiedzę na wyciągnięciu rąk… ale nie korzystał z tego. Zamiast się czegoś uczyć każdy wolał bezproduktywną, ogłupiającą rozrywkę. Czasami naukowiec wątpił, czy dalsze próby rozwoju ludzkości mają sens… ale wtedy szybko sobie przypominał, że robi to z myślą o sobie i innych naukowcach. A nie tych szarych masach, którzy nawet nie rozumieją mechanizmu duplikacji komórki i obudzeni w środku nocy nie są w stanie go drobiazgowo przedstawić.
- Więc ten Prometeusz… to był taki ignorant jak ty. Który wnerwił potężniejszych od niego… czyli kogoś takiego jak ja. A wiesz jaka kara go spotkała? Co noc przylatywał sęp, czy tam orzeł, który wyjadał mu wątrobę… która później sama odrastała... by móc być zjedzona następnego dnia. – opowiadał mu z uśmiechem – Widzisz tutaj analogię? Tak ja teraz mogę Cię męczyć, próbować na Tobie doświadczeń… a ty się naprawisz. – wyjaśnił mu.
- Ciekawe, czy masz w ogóle wątrobę? – zaczął się zastanawiać – A czy jeśli ją wytnę, to czy też się odtworzy? – zastanawiał się na głos. No ale zamiast tego, postanowił spróbować trochę innych doświadczeń. Tym się najwyżej zajmie w kolejnych dniach. Miał w końcu sporo czasu. Upewnił się, że kajdany dobrze skuwają mu ręce za plecami oraz nogi ciasno w kostkach, po czym zaczął odpinać pasy, jakimi tamten był przypięty do łóżka, robiąc to ostrożnie i bardzo uważając, by tamten go jakimś kopniakiem czy wierzgnięciem nie poczęstował. Następnie naukowiec przechylił nosze, zrzucając go na ziemię i odpychając łoże na bok, po czym położył mu nogę w ciężkim, okutym bucie na plecach lub brzuchu, aby obiekt nie próbował się rzucać. Jeśli jednak próbował zrobić cokolwiek dziwnego lub myślał o wstawaniu, naukowiec zaczął go kopać ciężkimi butami po głowie i całym ciele, aby ten się uspokoił.
- Leżeć! – krzyknął na niego czekając, aż ten w końcu będzie spokojnie leżeć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Stał na progu kajania się i błagania o litość. Jego marna egzystencja miała zakończyć się w zimnych ścianach, przesiąkniętego szpitalnymi detergentami,  laboratorium.  Lecz nie tylko one nadawały pomieszczeniu aurę grozy. Unoszący się w powietrzy strach na dobre zamieszkał na półkach pomiędzy próbówkami oraz narzędziami do badań, wpisując się w ich nieodłączną historię. Nie opuszczało go dziwne wrażenie o czyjeś obecności.  
Świadomość co chwile płatała mu dziwaczne figle, podsuwając przerażające obrazy. Wizje, jakie miewał wzmagały w nim mdłości i kiedy nadeszła ponownie fala ciosów, poddał się. Otępiały ból paraliżował wszystkie zmysły. Cięcia nabierały na sile kreśląc na jego plecach rozmaite wzory, które z czasem nabiorą paskudnego oblicza. Nie potrafił myśleć o przyszłości, z trudem pocieszał się, że może dożyje następnych dwudziestu minut. Im bardziej naukowiec się nad nim znęcał, tym on widział, jak pozostaje mu coraz mniej czasu, na tym okrutnym świecie.
Zamknął oczy, zaczynając w głowie liczyć nacięcia. Czas dłużył się nieubłaganie, a on pragnął chwili wytchnienia. Nie podzielał tego całego entuzjazmu naukowca, który z zafascynowaniem obserwował jak goją się rany. Czy było się czym ekscytować? Najwidoczniej tak.
Z grymasem na ustach przełknął ślinę, wysłuchując szaleńczego bełkotu. Miał ochotę mu powiedzieć, aby się odpierdolił i zniknął mu z oczu, lecz najpewniej zostałby skwitowany ironicznym śmiechem.
- Prometeusz był tytanem i wykradł Bogom ogień...dla ludzi. W ich oczach był bohaterem, a nie żałosnym obiektem - wychrypiał po dłuższej ciszy. Uchylił powieki, które jak na złość zdążyły opaść ze zmęczenia.
- Mam, kretynie, wątrobę. Tak jak ty - warknął ostro, zbierając w sobie nowe pokłady energii do dalszej batalii. - Jestem, tak jak ty, czujący. To, że umarłem nie odebrało mi to człowieczeństwa! Ciebie również mogło to spotkać - syknął z nienawiścią i pogardą. Nie wiedział skąd nagle wzięło się w nim tyle siły i odwagi, jednak dopóki trzymała go ta tląca, niewidzialna siła, nie zamierzał się zamykać.
Zamknął się z momentem, w którym naukowiec zrzucił go z łóżka. Szarpnął się, stawiając opór, jednak uderzenie w głowę, skutecznie uniemożliwiło mu wszelkie, wcześniej podjęte próby oswobodzenia nadgarstków z krępujących ich więzów. Jęknął głośno z bólu. W głowie hulał mu głośny wiatr, przyprawiając go o kolejną falę mdłości. Nie było miejsca na jego ciele, które go nie bolało. Nie był wstanie nawet poruszyć palcami u ręki po ciężkim ataku butów naukowca. Szczerze go nienawidził. Pragnął jego śmierci. W duchu obiecywał sobie, że zabije to ścierwo, a potem wypruje mu flaki. Zacisnął mocniej powieki, ukrywając napływające łzy bólu i upokorzenia. Zrozumiał, że w tym miejscu zdarto z niego godność i chęć do życia. Chcieli mu odebrać wszystko. Tamci również pragnęli mu wszystko odebrać. W końcu piętrzące się kłopoty finansowe Hitoshi'ego nie wzięły się znikąd. Wkroczył do niebezpiecznego świata, w którym brał na kreskę i kreskę u niewłaściwych ludzi, którzy doskonale wiedzieli kiedy mają upomnieć się o swoje. Tamtego, feralnego dnia nie umarłby. To miała być egzekucja. Wyjątkowo marna i nieskuteczna, skoro otwarł oczy dwa dni później, jako nowy gatunek. Nadczłowiek. Oczywiście, w pierwszej chwili szokiem był obraz zimnej i upiornej kostnicy, za którą z czasem zaczął tęsknić. Tam przynajmniej wszystko było jasne. Nie żyłeś, musiałeś leżeć i dobrze stygnąć, ot co. Nic nie czujesz i niczym się nie przejmujesz. Wszystko pozostaje w twoim zamarzniętym, niewzruszonym tyłku, który ma gdzieś czy jakiś nekrofil go właśnie w tym momencie posuwa.
Stracił kompletne poczucie czasu ile znajdywał się w laboratoriach S.SPEC. Myślał, że minęło raptem parę dni, a może minął już nawet miesiąc? Im bardziej zaczynał myśleć, tym bardziej w głowie zaczynało mu huczeć. Ktoś w niej denerwująco gwizdał i ani myślał zamknąć swojej parszywej gęby. Szczęka zabolała, kiedy z całej siły kurtyna ostrych zębów opadła na siebie.
Zamknij się, skurwysynie!
Wszystko ucichło i zapanowała grobowa cisza. Dreszcze niepokoju przebiegły mu wzdłuż kręgosłupa, przyprawiając go o gęsią skórkę. Był spragniony i znajdywał się na granicy odwodnienia.
Koszmar na nowo miał się zacząć, kiedy do laboratorium weszła jakaś kobieta. Smukła łania w białym fartuchu, o niesamowicie intensywnych niebieskich oczach. Parsknął rozbawiony i zarazem rozgoryczony, rozpoznając w niej dziewczynę, z którą robił interesy. Jeśli jego los mógł być jeszcze bardziej parszywy i przesrany to właśnie to potwierdzono.
Suka jest jakąś jego asystentką.
- Przyniosłam wyniki od profesora Garinga, dla porównania. - Poprawiła okulary na nosie, uśmiechając się zalotnie do naukowca. - Doktor już prowadzi badania nad swoim eksperymentem i odkrył, że jego obiekt ma dodatkowe uzębienie, czyż to nie fascynujące? - zapytała, przekrzywiając figlarnie głowę. Cała ta sytuacja była groteskowa. Może gdyby nie znajdywał się w tak beznadziejnej pozycji, zaśmiałby się. Obserwował ich z podłogi, w międzyczasie wykorzystując chwilkę i na nowo starając się poluzować liny.
- A u pana, jak? Czy, pana, obiekt posiada w sobie coś równie fascynującego? - zapytała z nadzieją w głosie. Wszyscy wiedzieli, że ci dwaj naukowcy rywalizowali ze sobą. Obaj niesamowicie zdolni i pragnący pogłębiać swoją wiedzę. Garingan słynął na uczelni ze swojej próżności, którą jedni kochali, a drudzy nienawidzili.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Naukowiec czuł, że z każdą chwilą jest bliżej złamania Obiektu swoich badań. To by znacznie ułatwiło mu dalszą pracę, gdyby inwestując na początku trochę czasu w uzmysłowienie mu, że sprzeciwianie nie jest dobrym pomysłem i bardzo boli, uzyskałbym pełną zgodę tego przerośniętego szczura laboratoryjnego na dalsze eksperymenty. Taki czas by się szybko zwrócił… bo po co za każdym razem się szarpać, przy pobieraniu krwi, badaniu ciśnienia, obserwacji działania materiałów radioaktywnych… skoro wystarczy go raz porządnie skopać, skatować, dosadnie go pokroić aby ten wiedział, że sprzeciwianie się nie popłaca i pełna akceptacja wszystkich czynności jest najlepszą drogą do zminimalizowania bólu i nieprzyjemnych doznań. Kontynuując swoje wielkie dzieło, naukowiec przerwał na chwilę, gdy wywiązała się rozmowa, o ile oczywiście wymianę zdań z kimś, kto nawet nie ma doktoratu, można uznać za rozmowę.

- Jak na Szczura Laboratoryjnego masz całkiem dużą wiedzę. – prychnął naukowiec, który był szczerze zdziwiony, że ten umie mówić… chociaż czytać pewnie nie umiał, jak podejrzewał pyszny człowiek nauki, chodzący geniusz.
- Gówno się tam znasz. Był niczym szpieg przemysłowy, sam nie rozumiejąc pewnych zjawisk i mimo tego kradnie je tym, do których należały patenty. Naukowcy wynajdują pewne rzeczy, patenty mają ich chronić, przynosić pieniądze na kontynuowanie badań. Tacy jak Prometeusz niszczą wszystko. – tłumaczył mu zirytowany naukowiec. Uśmiechnął się, słysząc jego krzyki.
- Masz wątrobę? Nie martw się. Sprawdzimy. Mamy dużo czasu. – zapewnił go. I tamten mógł się domyśleć, że naukowiec nie żartuje. W końcu wiwisekcja w celu dokładnego zbadania narządów wewnętrznych chorego była metodą stosowaną już w średniowieczu. W przypadku Zarażonego było to nawet całkiem dobrym pomysłem – z powodu jego zdolności do regeneracji prawdopodobieństwo przeżycia „pacjenta” było znacznie wyższe.
- Czujący? I co z tego? Co czujesz lub co ja czuję nie ma żadnego znaczenia. Liczy się rozwój nauki. To jest głównym celem. – wyjaśniał mu naukowiec mimo że nie sądził, że tak bardzo małostkowy Obiekt jest w stanie to zrozumieć. Dalsza dyskusja nie miała więc sensu, więc po prostu go zrzucił z łóżka na ziemię.

Już, już naukowiec miał kontynuować badania, gdy nagle weszła dobrze mu znana asystentka. Domyślał się, że tamta próbuje go adorować, chcąc wyciągnąć od niego parę informacji… i w sumie mu to nie przeszkadzało.
- No, rzeczywiście ciekawe. – zgodził się, biorąc kartkę od niej – Za to przydzielony mi Obiekt ma zaskakujące zdolności regeneracji. Rany cięte, obrażenia od prądu golą się bardzo szybko. – referował naukowiec.
- Świetny moment na wizytę. Akurat miałem sprawdzić, czy efekt od temperatury jest podobny. – stwierdził, zamierzając to zweryfikować w ramach szybkiej prezentacji. Wziął jakąś opalarkę – czyli urządzenie którego koniec nagrzewał się do jakichś 200 stopniu, po czym przyłożył je do ciała tamtego, uśmiechając się delikatnie widząc reakcję Obiektu i znajomej asystentki. Po chwili przyłożył je w innym miejscu i w jeszcze innym. Oczywiście nie dopuścił do kontaktu z kajdankami (czy tam linami) – zresztą te i tak były odporne na takie temperatur – w końcu niektóre Obiekty potrafiły same z siebie, tylko sobie znanym sposobem, wytwarzać takie temperatury.
- Patrz, patrz uważnie jak się goi. – stwierdził naukowiec, schylając się delikatnie nad obiektem, starając się niby przypadkiem zetknąć ciałem z asystentką swojego konkurenta. Ta zwykle takie zachowania akceptowała licząc, że naukowiec powie trochę więcej, niż zamierzał.
- Na dzisiaj do by było chyba tyle badań. – oznajmił naukowiec, po czym wezwał strażników, którzy zamknęli Obiekt w małej, podręcznej celi, obok laboratorium. Miał on dalej skute ręce za plecami i nogi oraz podłączono mu kroplówkę z nawodnieniem i substancjami odżywczymi.
- Może dasz się zaprosić na kawę? – zaproponował naukowiec asystentce i Ci po chwili razem wyszli.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach