Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Psy wciąż nie wracały z Edenu, a Jarle miał dość bezsensownego siedzenia w kryjówce. Został w podziemiach tylko dlatego, że nieodpowiedzialne by było, gdyby baza została pusta, a jako że nie był jednostką wybitnie bojową to musiał zostać i pilnować kryjówki. Powierzone mu zadanie nie było jakieś specjalnie trudne, ale bardzo nużące. Nic dziwnego, że wkrótce postanowił wyjść na zewnątrz i trochę się porozglądać.
Uprzednio oczywiście należycie się przygotował. Wziął swój stary, brązowy plecak, do którego włożył jakieś skrawki materiału, sznurek, jakiś prowiant i butelkę wody. Miał zamiar ruszyć w stronę Edenu, w nadziei, że uda mu się wpaść na któregoś z kundli. A jeśli nie... to przynajmniej się trochę przejdzie, pooddycha tym rześkim, desperackim powietrzem. Potrzebował tego, bo ileż można było siedzieć w tych norach? Jeszcze trochę i serio zacząłby wariować.
Droga była długa i nudna, ale cel, który chciał osiągnąć Jalla był tego warty.
Nareszcie dotarł do granicy Desperacji z Edenem. Tutaj pustynia się kończyła. To tutaj mógł spotkać innych.
Rozejrzał się dookoła. Postąpił kilka kroków do przodu. Poruszał się do przodu, aż jego niebieskie ślepia zahaczyły o jakąś znajomą sylwetkę leżącą na ziemi. W pierwszej chwili myślał, że to przewidzenie. Przetarł rękoma zmęczone oczy, a potem spojrzał w stronę postaci ponownie. Ten ktoś wciąż tam stał, i nie był sam. Od razu ruszył w jego kierunku. Rzuciła mu się w oczy żółta chusta. To oznaczało tylko jedno — miał do czynienia z członkiem DOGS. Gdy tylko udało mu się pokonać jeszcze kilka metrów w jeszcze przed chwilą nieznanej personie rozpoznał Rumcajsa — wyżeła weimarskiego organizacji.
Rumcajs? — zapytał jakby nie był pewny tego, czy to naprawdę on. W chwilę znalazł się tuż przy nim, niemalże całkowicie ignorując obecność dziewczynki i ojca. Poprawił ręką swoje niebieskie kudły, a potem lepiej przyjrzał się mężczyźnie. Był poraniony. Pierwsze co rzucało się w oczy to rana na ramieniu i klatce piersiowej. — Wyglądasz gorzej niż zwykle — burknął tylko, kucając obok niego, jakby chciał lepiej ocenić jego stan. Medykiem nie był, ale jakieś tam minimalne umiejętności medyczne miał. Plecak zsuwał mu się z ramienia, dlatego też postanowił go zdjąć i oprzeć o swoją nogę.


Ostatnio zmieniony przez Jarle dnia 04.01.17 19:21, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Numer telefonu - wychrypiał ostatkiem siły, już naprawdę nie chcąc mówić nic więcej. Miał powoli dość, a jak tak dalej pójdzie, to po prostu zejdzie tu na miejscu. Nie wiedział także, czy Ci tutaj zgodzą się na taką wymianę - kiedy będą mieli jego numer, z łatwością będą mogli go znaleźć. Zadzwonić, pogrozić, gdyby jednak rzeczywiście uciekł. I potem go dorwać. To jedyna gwarancja, jaką mógł na chwilę obecną dać. Czy miał coś jeszcze? Kompletnie nic. Zresztą, dało się po nim zauważyć, ze w obecnej chwili to tylko obraz nędzy i rozpaczy. Oczekiwali zdecydowanie zbyt dużo od kogoś takiego.
Również w głębi duszy modlił się, aby zjawił się tu ktokolwiek, kogo znał. A nawet nie znał, byle była to dobra osoba, która skora byłaby pomóc totalnie bezinteresownie. Przecież wielu było takich - sam Rumcajs się do tej kategorii zaliczał. Chrypiał, kaszlał, stękał z bólu, czekając już z lekką niecierpliwością na decyzję księżniczki tatulka, aż kątem oka dostrzegł kolejną zbliżającą się sylwetkę. Nie no, serio? Jeszcze jeden typ? Oby był to ktoś przyjazny, oby był to ktoś--
Rumcajs?
- Ja pierdole, tak! - krzyknął pełen uradowany, ale zaraz szybko tego pożałował, kiedy kolejna fala bólu dała o sobie wyraźnie znać. Zakaszlał po raz kolejny, czując, że brakuje mu odpowiedniej ilości tlenu we krwi i nie tylko. Również ta jego radość nie powinna być na tyle głośna, kiedy jakiś dryblas ze swoim dzieckiem ciągle obok niego stali. Ale Jarle nawet tym się nie przejął. Mając wyjebane na tą dwójkę, po prostu podszedł do zjeba Rumcajsa. Już nawet nie miał siły go ostrzegać. Tylko uśmiechnął się szeroko na wyraz znajomej gęby. Pies. Jebane, kurwa, szczęście.
- Dzięki - wykaszlał tylko, patrząc się na niego intensywnie, jakby w ten sposób dał mu do zrozumienia, że potrzebuje tej pomocy teraz natychmiast.

// jak coś, to Rumcajs leży długi, nie stoi |: nie ma siły, aby stać. Jest bez żarcia, wody itd. więc też w każdej chwili moze paść z wycieczenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Słysząc głos Rumcajsa uśmiechnął się delikatnie, jednak w chwilę mina mu nieco zrzedła, bo ranny zaczął okropnie kaszleć. Ale teraz mogło być już tylko lepiej. Najważniejsze, że Rumcajs nie był sam, gdyż pojawił się ktoś, kto faktycznie chciał mu pomóc i nawet nie oczekiwał nic w zamian. Nie to co ta dwójka. Zamiast zacząć działać wdali się w jakąś bezsensowną dyskusję, a wymordowany nadal leżał na ziemi. Dławił się, kaszlał, a ta dwójka bezczynnie stała. Nie miał żalu do małej, ale jej ojciec mimo wszystko mógł się ruszyć. Ostatecznie postanowił olać obecność obcego mężczyzny i jego dziecka.
Już dawno nikt nie cieszył się tak na mój widok — odparł, z wciąż uniesionymi kącikami ust. Pochylił się nieco nad nim, odgarniając włosy na bok, by mu nie przeszkadzały. Przyjrzał się dokładniej ranie po pazurach. Chyba nie była zbyt głęboka, chociaż takie szybkie oględziny zranionej klatki piersiowej nie mogły mu powiedzieć zbyt dużo. Najlepiej by było, gdyby znaleźli jakieś schronienia lub spokojniejsze miejsce, tam Jarle mógłby chociaż spróbować doprowadzić Rumcajsa do porządku. Droga do kryjówki organizacji wcale nie była taka prosta i przyjemna. Niebieskowłosy sam wędrował bardzo długo, więc nietrudno domyślić się, że z rannym kumplem będzie tylko trudniej. Ale dadzą radę, to nie ulegało wątpliwości.
Nie ma za co — powiedział, zachodząc go bardziej od tyłu. Jedną ręką chwycił go za zdrowe ramię, uważając przy tym by przypadkiem nie zranić go swoimi pazurami. Podniósł go odrobinę, by bez problemu ułożyć swoją rękę na jego plecach. Pomógł mu usiąść. Przyglądał mu się, jakby próbował doszukać się jakichś innych ran, które nie były widoczne na pierwszy rzut oka. W tym samym czasie przysunął do siebie plecak i od razu wyjął z niej butelkę wody. Pospiesznie odkręcił nakrętkę, a następnie wcisnął butlę Rumcajsowi w rękę. — Mam tylko wodę, na razie musi wystarczyć. Pij — burknął, przeglądając kieszenie plecaka. Oczywiście nie miał żadnego jedzenia. Zapomniał o nim, totalnie. Skrzywił się nieznacznie, przeklinając pod nosem własną głupotę.
Dobra, teraz pomogę Ci wstać. — odczekał chwilę, jakby chciał mu dać trochę czasu na przygotowanie się do powstania. Musiał być gotowy na chwilę wysiłku. Wkrótce Jalla przystąpił do działania. Kucnął obok, od strony niezranionego ramienia. Objął Rumcajsa w pasie, no może nieco wyżej, a drugą ręką jedynie się wspomagał. W myślach odliczył do trzech, by następnie użyć całej siły, którą miał i podnieść ciało rannego. I z odrobiną pomocy samego ciemnoskórego za pewne mu się to udało. — Nie dasz rady sam iść, prawda? — to głupie pytanie zadał dość cicho. Co się działo z ojcem i jego córką? Może sobie poszli, bo rybi ryj Jarle'a ich wystraszył? Możliwe. — Musimy się gdzieś zatrzymać, opatrzę Cię — stwierdził, wymuszając kilka pierwszych kroków. W razie jakichkolwiek komplikacji mógł bez problemu złapać padającego Rumcajsa, ale miał nadzieję, że wyżeł jednak będzie dał radę się poruszać, bo przecież miał ramię swojego niebieskowłosego kumpla jako podparcie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z jego obecności cieszył się jak mało kto, choć nie dało się tego aż tak dobrze zauważyć. Głównie przez brak siły i chęci do czegokolwiek. No ale w chwili obecnej raczej nie będzie mu tego wypominał. Rumcajs jak zwykle starał się być po prostu Rumcajsem, ale ten raz może być trochę ciężki. Wiadome było, że jeśli mu teraz pomoże, Adam odwdzięczy się tym samym w bliżej nieokreślonej przyszłości. W końcu byli w tej samej grupie, a mimo wszystko Spadziński nie byłby na tyle zdolny, aby zdradzić swoich. No może dla brata. Ale i wtedy miałby mieszane uczucia.
Odpowiedział mu tylko szerokim uśmiechem, gdyż na słowa nie miał już siły. Mówienie sprawiało mu niemałą trudność, a im dłużej był nieleczony, tym było jeszcze gorzej. Połamane żebra z każdą chwilą dawały o sobie bardziej znać, tak samo jak inne rany. Nie potrafił sam ustać na nogach, przynajmniej nie na chwilę obecną. Dlatego widok znajomej mordy było jak błogosławieństwo.
Spojrzał się na niego uważnie, mając ochotę z powrotem uwalić się na ziemi, ale dzielnie podpierał się łokciem, żeby mógł widzieć Jarle, jak i również on miałby dużo łatwiej, kiedy chciałby zobaczyć jego rany, stan i generalnie go obejrzeć. Syknął cicho, gdy został zmacany po ranach, o ile w ogóle był. Trochę się śmiał przez ból, nadal lekko się uśmiechając, nie wierząc w to jak wielkiego farta właśnie miał. Czasem zastanawiał się, czy nie żyje głównie przez tak zwany 'farcik'.
Czując jak wziął się za to, aby go podniósł, pomógł mu w tym najlepiej jak potrafił. W taki sposób udało mu się stać na równych nogach, podpierając się nieco o ciało Jarle. Wierzył w to, że sobie poradzi z ciężarem Rumcajsa. W końcu iść jakoś mógł, jeśli miał małą pomoc przy podpieraniu. Gorzej z samodzielnym iściem czy staniem. Ale wcześniej grzecznie usiadł, tak jak życzył sobie DOGS i napił się wody, co wyglądało komicznie, zważywszy na to, że miał połamane żebra i było mu trudno cokolwiek przełykać. Ale dobrze było w ustach czuć cokolwiek.
- Jest zajebiście. Żebra mam jeszcze połamane - wysapał z trudem po tym jak się napił, oddając mu jeszcze butelkę z zawartością. I tak pewnie więcej zmarnował niż wypił, ale co się dziwić? Był kompletną ofermą na chwilę obecną.
Przytaknął na jego słowa, i jak wcześniej było powiedziane, pomógł mu w tym, aby go podniósł. Zaczął się o niego opierać, a kiedy dał mu tą chwilę, nawet zaczął iść z niewielką pomocą kolegi. Pomijał już fakt, że trochę syknął przy wstawaniu przez połamane żebra. Cholernie dokuczały i cholernie irytowały swoim bólem.
[color:e9b7=##993300]- Sam nie, ale jak będziesz robił mi za podpórkę, to tak - mruknął cicho, samemu nie zwracając uwagi na tą dwójkę. Na jego kolejne słowa potaknął jedynie, rozumiejąc go.
Zaczęli iść. Z początku było trochę ciężko, ale z czasem Rumcajs przyzwyczaił się do bólu jak i sytuacji. O nic póki co nie pytał, nic na razie nie mówił. Kiedy udało im się znaleźć jakieś miejsce, gdzie mogli się tymczasowo schronić, udali się w tamtym kierunku. Teraz kwestia rozpalenia ogniska, które będzie dawać im ciepło oraz jasność.
- Co z innymi? - spytał, nie wiedząc, czy został wysłany w celu pomocy czy tamci zdążyli wrócić, czy zupełnie coś innego. Sam osobiście zgubił ich, zgubił się. Wiedział, że poniektóre osoby mogą to różnie odebrać - inni mu uwierzą, inni oznajmią, że jest zwyczajnym zdrajcą. Ale gdzie mu do zdrajcy? Nawet nie miałby jak tego dokonać patrząc na okoliczności. No cóż. Czas pokaże, co z tego wyjdzie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To stąd te problemy z oddychaniem — powiedział jakby do siebie, gdy tylko usłyszał o połamanych żebrach Rumcajsa. Doskonale wiedział jakie powikłania mogły u niego wystąpić. Wiedział też co powinien robić i jak mu pomóc, ale nie miał przy sobie odpowiednich środków, dlatego też Spadziński nie mógł spodziewać się jakiejś wykwalifikowanej pomocy do niebieskowłosego. Brak sprzętu i lekarstw uniemożliwiały mu udzielenie należytej pomocy.
Czasami w wyniku złamania żeber występowały liczne powikłania, takie jak: trudności z oddychaniem, krwotok z tętnicy międzyżebrowej, a nawet uszkodzenie miąższu płuc i powstanie odmy. Jarle powinien Rumowi założyć okrężnie jakąś opaskę uciskową na klatkę piersiową, ale nie miał przy sobie żadnych bandaży elastycznych ani nic podobnego. W swoim brązowym plecaku znalazł jedynie trochę materiału i sznur, a przy ich pomocy zbyt wiele zdziałać nie mógł. Wyżeł potrzebował teraz odpoczynku, ktoś z takimi obrażeniami jak on nie mógł się przemęczać. Był w opłakanym stanie, dobrze, że Jarle napotkał go na swojej drodze.
Tak więc od dzisiaj zostaję Twoją podpórką — odparł, posyłając ciemnoskóremu wymuszony uśmiech. Cała sytuacja nie była do śmiechu, ale Jarle chciał jakoś dodać Rumcajsowi otuchy poprzez drobny gest. Uśmiech niekiedy potrafił zdziałać naprawdę wiele, nawet taki wymuszony. Poza tym to całe "wymuszenie" wcale nie było tak bardzo widoczne!
Udało im się ruszyć z miejsca. Spadziński nawet zbytnio nie narzekał na ból — i całe szczęście. Niebieskowłosy oczywiście rozumiał, że go wszystko boli i pewnie nawet mu współczuł, bo sam nie chciałby znaleźć się w podobnej sytuacji, ale jęków wysłuchiwać nie chciał. Dobrze, że z Adama to był jednak twardy koleś.
Trochę im zajęło zanim znaleźli miejsce, w którym mogliby się trochę schronić. Pewnie schowali się za jakimiś skałami, dotarli do jakiejś małej jaskini albo schowali się pośród drzew. No nieważne. Na pytanie kumpla uniósł brew. Podrapał się po dłoni, a następnie uśmiechnął delikatnie.
Z innymi? Ja chciałem Cię spytać o to samo. Nikt jeszcze nie wrócił, a ja się zmartwiłem i poszedłem Was szukać. Co się stało? Gdzie są inni? — nie kłamał, w te kilka dni faktycznie nikt nie zdołał jeszcze wrócić. Droga z kryjówki do Edenu była długa, sama akcja z aniołami też trwała trochę czasu, więc nic dziwnego, że inni jeszcze nie powrócili. Jarle'owi zapaliła się ostrzegawcza lampka w głowie. Dlaczego Rumcajs był sam? Odłączył się od innych?
Zresztą, nieważne. Musisz usiąść i pokazać mi swoje żebra. — pomógł mu zająć takie miejsce, aby łatwiej było mu osunąć się i oprzeć o coś plecami. Gdy już siedział (bo zakładam, że się posłuchał) Jarle kucnął przy nim, lustrując jego ciało. — Podnieś koszulkę, muszę zobaczyć czy nie masz żadnego krwotoku z tętnicy między żebrowej. No i łatwiej będzie mi ustalić coś więcej o Twoich obrażeniach. — zrobił krótką przerwę na głębszy oddech, a potem kontynuował. — Współpracuj, to będzie mi łatwiej. Jakichś super opatrunków Ci nie zrobię, bo mam jedynie skrawki materiału i wodę. Ale lepsze to niż nic. No i mogę Ci przyłożyć swoją rękę do którejś z ran, by chociaż trochę uśmierzyć ból. Obniżona temperatura ciała czasami się przydaje. — puścił mu oczko, odczekując chwilę, by ten mógł bez problemu podwinąć swoją koszulkę. W razie jakichkolwiek problemów mógł mu pomóc, wiadomo. Potem już tylko zbliżył się nieco, dotknął go delikatnie w kilka miejsc, sprawdzając czy aby na pewno to tylko połamane żebra. I na szczęście okazało się, że tak. Gdyby tętnica była uszkodzona z pewnością byłoby to widoczne. Odmy płucnej też się nie nabawił.
Masz szczęście, to tylko złamanie żeber, bo mogło być gorzej. — marny był z niego pocieszyciel, ale lepszy taki niż żaden. — Ktoś nieźle Cię przeorał po ramieniu i klatce piersiowej. Opowiadaj co tam się stało — powiedział, w tym samym czasie wyciągając kawałki materiału z plecaka. Zaczął je polewać wodą. Mógł przeczyścić nimi rany Rumcajsa, a następnie użyć ich jako prowizoryczne opatrunki, które i tak zbyt wiele by nie pomogły.

Jarle mówi o tym, że nikt nie wrócił, bo jeżeli odgrywamy wątek jakiś czas po akcji na Babelu to tak rzeczywiście jest. Pytałem kogoś kiedy mniej więcej wrócili inni. Mówili, że około po miesiącu, także no. To tak dla wyjaśnienia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie dziwił się, że nie mógł mu pomóc w 100%. Byli w końcu na jebanej Desperacji, bez źródła jakiejkolwiek wody. Dobrze, że śnieg chociaż leżał. Zawsze może później posłużyć za ewentualną wodę, kiedy go się zbierze i rozpuści. Dodatkowo Rumcajs nie był na tyle ranny, aby trzeba było mu coś amputować, o nie. Był jedynie głodny i wycieńczony. I trochę za bardzo ranny, ale to się wytnie. Jego głupota nie zna granic - sam fakt, że się zgubił, idąc tuż za swoją grupą mówiło aż nazbyt wiele.
W zasadzie już nie odczuwał swojego krytycznego stanu. Trudno było mu powiedzieć, jak bardzo beznadziejnie się czuje, bo ten stan rzeczy czuł już dobre dwa dni. Błąkał się jak frajer z nadzieją, że znajdzie kogoś znajomego. Kogoś, kto będzie skłonny mu pomóc. Przez chwilę myślał, że to będzie jego koniec, aż koniec końców trafił na jednego psa. Bardzo dobrze, że był to ktoś z DOGS. Jemu mógł zawsze ufać. W końcu byli z tej samej organizacji i nic nie zapowiadało się, że któryś z nich miał okazać się właśnie zdrajcą.
- Taa, wielkie dzięki - odparł trochę z trudem, ale doceniał go za dobre chęci pocieszenia go. Jednak sztuczne uśmiechy niewiele tu pomogą, kiedy w zasadzie powoli umierał z bólu i głodu. Nawet gdyby chciał odwzajemnić swój zjebowaty uśmiech, nie miał na to najmniejszej ochoty. Nie teraz. Kiedy tylko coś zje i się prześpi, znowu będzie mógł śmieszkować o rzeczach mniejszej wagi.
Nie miał już nawet siły, aby narzekać na to, jak go bardzo boli. Generalnie nie miał już na nic ochoty. Trzymał się Jarle jak muru, byle tylko móc z nim gdziekolwiek dość i przysiąść. Pomimo tego, że lubił zimno i był na nie odporny, aktualnie miał dość tego całego śniegu. Był zmęczony. I trochę zły - trudno powiedzieć, czy na swój obecny stan czy ogólnie na siebie. Odetchnął z cichą ulgą, kiedy dotarli do jakiegoś schrony, a Adam mógł na spokojnie odpocząć. Może nikt ani nic ich nie zje.
Nikt jeszcze nie wrócił.
A sądził, że wesoła gromadka już dawno dotarła na miejsce. To ile czasu tak właściwie minęło, że nie potrafił tego ocenić?
- Wygraliśmy, chyba. Wilczur został wypuszczony razem z Rottweilerem i innymi. Nie do końca pamiętam w jakim byli stanie, ale wiem, że Wilczur wpadł w szał, więc trochę się działo. Chyba oddzielił się od nas, mieliśmy już wracać, ale no, zgubiłem się - na ostatnie kaszlnął w zamkniętą dłoń, nieważne jak bardzo go to bolało. Cóż, czuł się trochę głupio, no bo kto normalny gubi się po takiej akcji? Chyba tylko i wyłącznie Rumcajs. Ale to nie pierwsza jego przypałowa akcja. Jest młody i głupi, więc będzie miał jeszcze sporo czasu, aby odpierdalać podobne akcje.
Oczywiście nie chciał być trudnym w obsłudze pacjentem, dlatego praktycznie cały czas słuchał się zaleceń Jarle. Usiadł tak jak on chciał i pozwolił mu pokazać swoje obolałe żebra. Podniósł z cichym stęknięciem koszulkę, bo każdy ruch tego typu wywoływał u niego niemiłosierną falę bólu, a potem tylko obserwował jak maca i spogląda na jego żebra. Dobrze, że był no homo.
- Dobra, nie pierdol już tylko rób swoje - rzucił sucho, trochę ostrzegawczo i niecierpliwie. Nie chciał mu się słuchać o tym, jak to powinien się słuchać. Dobrze wiedział, co powinien robić. Aż tak głupi to jeszcze nie był. Jeśli Jarle robi za jego pielęgniarkę, to oczywistym faktem będzie, że posłucha się praktycznie każdego zalecenia. O ile nie okaże się jakąś głupią głupotą.
Kiedy Jarle się nim dzielnie zajmował, ten opowiadał mu wszystko ze szczegółami, robiąc większe lub mniejsze pauzy na to, aby wziąć z trudem oddech. Można powiedzieć, że teraz trochę śmiesznie mówił, ale nie mógł z tym zbyt dużo zrobić. Czasem się nawet zaśmiał, ale to już w ogóle fala bólu go zmogła jak nic. Kiedy Jarle skończył przemywać mu wszelakie rany, zrobił prowizoryczne opatrunki, Adam pozwolił sobie na to, aby uciąć niemałą drzemkę. To pozwoli mu nabrać trochę sił, a wrodzona regeneracja również będzie działać o niebo szybciej niż teraz. Tym bardziej, że jego rany były oczyszczone i w miarę możliwości opatrzone. Kiedy tylko się obudził, a nie wiedział, ile to trwało, zauważył rozpalone ognisko oraz jakieś mięso, które właśnie Jarle im piekł. Tuż po obudzeniu się czuł się dużo lepiej, dodatkowo woda i jedzenie również wiele pomogły. Kiedy tylko zjedli, znowu ruszyli w drogę żeby znaleźć jakieś bardziej miejsce. W ten udało im się spotkać kogoś, kto na medycynie bardzo dobrze się znał. Była to miła pani, która chętnie chciała im pomóc - znana była z tych, którzy pomagali biednym istotom typu Rumcajs. W taki więc sposób zabrała ich do swojej skromnej chatki, a przynajmniej na pewno Rumcajsa. Tam opiekowała się nim, zaś Jarle po dwóch dniach opuścił Wyżeła, aby szukać innych. Bo kto wie, czy znowu ktoś nie jest potrzebującym tak jak Adam?
Dni mijały, rany Spadzińskiego dość szybko się goiły dzięki przemiłej pani. Rumcajs w podzięce postanowił dotrzymać jej trochę towarzystwa, gdyż szybko się domyślił, że jest tutaj kompletnie sama. W taki sposób minęło trochę czasu, a dzięki temu Rumcajs był już zdrowy. Mógł więc bezpiecznie wracać do kryjówki. Mógł, ale czy to zrobił?

z/t x2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach