Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Przyjrzała się ze spokojem upolowanemu jedzeniu, w myślach już wybierając co z nich zrobi. Upiec? Zrobić gulasz albo zupę? Nie miała wystarczająco dużo soli żeby zrobić zapasy i wysuszyć paski ze szczurzego mięsa, których i tak wiele jej nie zostało. Momentami ciężko było zdobyć cokolwiek nadającego się do jedzenia, choć na szczęście w zwierzęcej formie była bardziej roślinożerna niż zwykle i trawa oraz liście nagle stawały się niezwykle smaczne. Na pustyni jednakże ciężko było o takie rarytasy, a wśród drzew czaiły się gryzonie oraz drapieżniki, na które mogła zapolować. Problem polegał na tym, że ktoś mógł jej zdobycz odebrać, a nie miała zamiaru głodować.
Wytarła krew z grotów strzał, a następnie schowała je. Nie było warto marnować dobrych elementów broni, które później trzeba by było znowu robić. Obróbka kamienia lub ewentualnie kości na ostre elementy wcale nie była taka prosta gdy nie ma się dobrych narzędzi. Szamanka odwiązała kilka sznurków dyndających przy pasku kołczanu i zaczęła umiejętnie wiązać martwe szczury. Miała przed sobą jeszcze długą drogę, podczas której wolała mieć wolne ręce - do samoobrony lub na wypadek spotkania kolejnych zdobyczy. I gdy już prawie skończyła, zauważyła węża wijącego się nieopodal. Z gardła kobiety wydobył się dźwięk przypominający warkot i syk jednocześnie. Odsłoniła ostrzegawczo zęby i położyła dłoń na rękojeści krótkiego, kościanego noża przyczepionego do przepaski. Nie wiedziała czy gadzina jest jadowita, a wolała nie przekonywać się na własnej skórze. Gdyby nawet ją dziabnął, zapewne nie udałoby jej się go złapać, dotrzeć do domu i przyrządzić odtrutkę, a Shedris w chwili obecnej mogła być wszędzie, gdyż poleciała szukać jedzenia dla siebie. Pewnie latała po edeńskich ogrodach podkradając aniołom owoce albo żebrając o nie, jak to miewała w zwyczaju.
Nie atakowała węża. Z doświadczenia wiedziała, że stwory te nie zaatakują póki nie poczują się zagrożone albo póki nie polują, a ona była raczej za duża na ofiarę. Nawet jeśli zamierzał ukraść jej jednego szczura, to będzie miała posiłek. Najwyżej zapuściłaby się bliżej siedziby aniołów albo poprosiła papugę o przyniesienie czegoś. Orzechowe ślepia dzikuski obserwowały potencjalnego wroga, była gotowa do odskoczenia od niego, gdyby postanowił się na nią rzucić.


/Pfy.

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _

Czując rosnące zagrożenie ze strony pełzającego zwierza, złapała swoje szczurze zdobycze i wycofała się jak najszybciej.

[z/t]


Ostatnio zmieniony przez Rathal dnia 28.10.16 9:21, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


Pogoda z każdą kolejną minutą nieubłagalnie pogarszała się. Jakby nawet ona zmówiła się przeciwko dogorywającemu mężczyźnie. Każdy mięsień, każdy skrawek jego skóry palił okropnym bólem, dając wrażenie, jakby ktoś wbijał mu tysiące małych, tępych gwoździ. Czas zatracił na swojej wartości. Ciężko było określić ile minut czy nawet godzin minęło od momentu jak Rumcajs położył się na ziemi. Gdzieś w oddali jakiś bezpański pies zaczął agresywnie szczekać a parę sępów zaczęło dryfować nad jego głową, być może w oczekiwaniu aż mężczyzna w końcu wyzionie ducha, a one będą mogły posilić się jego truchłem. I zapewne taki scenariusz wreszcie ziściłby się, gdyby nie cichy szelest w krzakach, który na parę minut spłoszył upiorne ptaszyska. Drobna istotka podeszła niepewnie do Rumcajsa, kucając przy nim i dźgając dziecięcym, pulchnym palcem w jego zimny policzek.
- Halo? Żyjesz? Czy już umalłeś? – zapytała cicho pociągając jednocześnie głośno nosem. Po chwili za jej plecami ponownie zaszeleściło.
- Tatku, tatku, znalazłam coś! Myślisz, że możemy go zjeść? – zapiszczała podekscytowana. Rosły mężczyzna z długimi, falowanymi włosami, który przypominał swoją posturą niedźwiedzia albo lwa chadzającego na dwóch nogach, podszedł bliżej rzucając cień na Rumcajsa, jednocześnie szturchając jego bok butem.
- Nie wiem. Żyje jeszcze? – zamyślił się na moment i pochylił, przyciskając palec do jego szyi chcąc wyczuć tętno. – Żyje. Ale słabo.
- To zjemy go tatusiu?
- Nie Ellaine. Nie zjemy go. – powiedział mężczyzna głaszcząc swoją córkę. Dziewczynka westchnęła cicho i podciągnęła nogi pod małą bródkę.
- To co zlobimy z nim?
- Nie wiem. I tak nie ma szans. Nie widzę też żadnej woli walki w nim. Nie wiem czy jest sens, skoro sam nie chce walczyć.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

No cóż, warunki pogodowe nijak sprzyjały Rumcajsowi, choć i tak miał dobrze, że był mocno odporny na tutejsze zimno. Co nie zmieniało faktu, że nadal leżał półżywy na ziemi, w duchu modląc się, aby żadne stworzenie mniej ludzkie wysunęło się zza krzaków, które zechciałoby go zeżreć. Miał trochę dość akcji z niedźwiedziem oraz kompletnej bezradności. Głupek odsunął się na parę niewinnych chwil od grupy, po czym się zgubił. Sądził, że będzie wstanie ich dogonić, a tymczasem los właściwie ukarał go za tak paskudny czyn.
Ponieważ trzeba było trzymać się razem.
Dudniało mu to ciągle w uszach, kiedy nagle usłyszał czyjąś mowę. To nie tak, że ledwo żył. Całe szczęście, że ogarniał jeszcze mniej więcej, co wokół niego się działo, choć z każdą chwilą było mu coraz ciężej i ciężej. Jakaś mała dziewczyna i z pewnością starszy facet, wnioskując po głosie, że był starszy od Rumcajsa. Kto tu w ogóle nie był starszy od niego? Pewnie ta mała smarkula również miała jakąś setkę na karku, a on takie marne trzydzieści.
O bogowie...
- H-hej... Ja domyślam się, że mogę być smakowitą przekąską, a-ale - ale co? No myśl pustaku, myśl. Nie zostało Ci zbyt wiele czasu - n-nie lepiej będzie jak mi po prostu pomożecie? - Rumcajs optymista. Już nie raz wpakowywał się w gówno. Wystarczyło sobie przypomnieć wszystkie chore akcje z bratem i proszę - od razu świat stawiał się znacznie piękniejszy. Jakby musiał zginąć po raz drugi, to przynajmniej mniej więcej wiedział, czego ma oczekiwać. Już się nawet nie bał. Po prostu miał nadzieję, że i tym razem mu się poszczęści. W końcu to Spadziński. Oni zawsze mieli jebanego farta.
- O-odpłacę się przysługą - powiedział już ze słyszalnym trudem, ale dało się zauważyć, że jeszcze jakoś 'walczy'. Przynajmniej na tyle, na ile w chwili obecnej potrafił.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


Dziewczynka odskoczyła do tyłu, wpadając na swojego ojca. Objęła mocno jego nogę i wtuliła się w niego, wskazując palcem w stronę Rumcajsa.
- On żyje! Tatulku! – pisnęła podekscytowana, jednocześnie wystraszona. Mężczyzna położył dłoń na jej główce i pogłaskał ją z ojcowską czułością, kierując spojrzenie na leżącego mężczyznę w śniegu.
- Czemu mielibyśmy ci pomóc? Masz coś, co mógłbyś zaoferować nam w zamian za twoje życie? – uniósł jedną brew i przesunął krytycznym spojrzeniu po Rumcajsie, jakby oceniał jego stan. –Nie widzę, żebyś miał przy sobie coś, czym mógłbyś zapłacić za swoje życie.
- A może my go sprzedamy, tatulku? – dziewczynka spojrzała na ojca wielkimi oczami jak spód słoików i uśmiechnęła się szeroko, prezentując wybrakowane o jedynkę uzębienie. Mężczyzna potarł swoją brodę, zastanawiając się nad tym, co powiedziała jego córka.
- W sumie… nie brzmi to jakoś tragicznie. Może dostaniemy coś za jego truchło. – powiedział i ruszył w stronę Rumcajsa.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Było to mocno do przewidzenia, że tym razem mu się nie poszczęści. W końcu ile razy można mieć tak zwanego farta? Ano właśnie. Musiał coś zaoferować za swoje własne życie lub też powiadomić kogoś z psów, aby mu pomógł. Jednak nie uznają go za zdrajcę, kiedy zauważyli jego zniknięcie? A może pomyślą, że po prostu się zgubił? Poza tym, skąd może mieć pewność, że jak da im coś w zamian, to oni dotrzymają słowa? Nie miał żadnej pewności, a też nie uśmiechało mu się robić za marionetkę, którą chcą sprzedać. Gorzej chyba już nie mogłeś upaść, panie Spadziński.  
- Mówiłem, ż-że mogę odpłacić się p-przysługą. Wiem, że na a-aktualny moment gówno w-wam to daje, a-ale też nie mam pewności, cz-czy dotrzymacie swojego s-słowa, kiedy wam coś zao-ofiaruję w zamian - sapnął, podnosząc się na jednym łokciu, aby mniej więcej usiadł do siadu, bo wywołało okropny ból w okolicach klatki piersiowej. Pęknięte żebra to nic przyjemnego.
Trochę lekkomyślnie myślał nasz drogi Rumcajs, jednak nie bawiła go wizja, że znajdzie się na jakimś targu, gdzie zostanie sprzedany. No może trochę. Trudno nawet powiedzieć, czy wydobyte parsknięcie, które z pewnością go kosztowało trochę trudu, oznaczał śmiech histerii lub też odwrotnie.
- Nie wiem, czy t-to będzie dobry pomysł z waszej strony, j-jeśli mnie sprzedacie - rzucił, zauważając, gdy mężczyzna zaczął się do niego zbliżać, przez co nawet odruchowo odsunął się zdrową nogą w tył. Bał się? No skąd. Kto by tam się bał takich rzeczy. Heh. Jeśli mężczyzna podszedł na tyle blisko, mógł zauważyć żółtą chustę na nadgarstku mężczyzny. Jeśli nie jest głupi, powinien wiedzieć, że zrobienie mu krzywdy, może równać się z wojną z Psami. Nie na darmo tak szybko stał się strategiem w tej organizacji. I pomimo swojej lekkomyślności, to wierzył, że jeśli powie, iż się po prostu zgubił, to mu uwierzą - nigdy nie zawiódł, od początku kiedy tu dołączył był jednym z wierniejszych psów, więc może ten jeden raz wybaczą mu taki głupi wybryk?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mężczyna zatrzymał się dwa kroki od Rumcajsa I podparł się o sporej wielkości topór, który Ruma dopiero teraz dostrzegł. Uśmiechnął się lekko ukazując swoje zęby, w tym jeden złoty, który błyszczał delikatnie w nocnych ciemnościach.
- Przestań się jąkać. Denerwuje mnie to. – parsknął cicho i spojrzał na swoją córkę.
- Co chciałabyś z nim zrobić, Ellaine? – zapytał. Dziewczynka przechyliła głowę na bok wpatrując się w pół żywego Rumcajsa, aż wreszcie zrobiła dwa kroki do przodu. Najwidoczniej nic nie robili sobie z faktu, że mają przed sobą jednego z członków DOGS. Albo byli doskonałymi aktorami.
- A może… jak cię ulatuję, to dostanę lalkę? Bo tatulek mi zlobił Lucynkę. – sięgnęła do swojego plecaka, w którym zaczęła grzebać, aż wreszcie wyciągnęła coś co… powinno być lalką. Drewnianą, z jakimiś szmatami, które robiły jej za ubrania, słomą zamiast włosów i kamykami zamiast oczu.
- A Lucynka potrzebuje koleżanki. Dostanę?
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Można powiedzieć, że Rumcajs w tym momencie powinien podskoczyć zaskoczony, kiedy wyczuł obecność topora. Silny, ciężki i z pewnością bolesny, jeśli zatopi się w czyimś ciele. Wprost wybornie.
- Przestań się jąkać. Denerwuje mnie to.
- N-nie jąkam się specjalnie. M-mam trudność z oddychaniem - wytłumaczył. Dało się to zauważyć, kiedy mówił. Szczególnie przy dłuższych zdaniach - bardziej go męczyły. Nie mógł nabrać odpowiednio dużo powietrza w płuca przez złamane żebra, więc robi za idiotę, który się jąka. Jeszcze pomyślą, że sra w gacie ze strachu.
Obserwował ich. Na tyle uważnie, na ile mógł. Coraz bardziej czuł ciężkość na całym ciele, co tylko sugerowało, że miał mało czasu.
- Lalkę...? - spojrzał wymownie na ojca, po czym wrócił spojrzeniem na słodką dziewoję. W sumie nie miałby z tym problemu. Gdyby rzeczywiście uratowali mu życie, starałby się ich odwiedzać i przy każdej wizycie dawać lalkę dziewczynie, jeśli to miałoby wystarczyć. Miała by wiele koleżanek dla swojej ulubionej zabawki - Jasne, mogę Ci dać. Tylko wiesz, nie mam aktualnie żadnej przy sobie. M-musiałbym ją zrobić z czegoś lub przy najbliższej okazji zdobyć - odparł, lekko się uśmiechając, na prośbę tatuśka starając się nie jąkać. Mógł zauważyć, że Rumcajs jest dość ugodową osobą, łatwo nawiązać z nim konwersację, nie robił konfliktu z byle gówna, ale czy był naiwny? Kto wie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


Dziewczynka zrobiła dzióbek i zmarszczyła lekko brwi, intensywnie zastanawiając się nad słowami Rumcajsa, ponownie spoglądając na swojego ojca, gdzie zapewne szukała jakiejś podpowiedzi.
- Tatulku? – mężczyzna zerknął na dziewczynkę, a jego oblicze momentalnie złagodniało. Nawet udało mu się delikatnie uśmiechnąć do małej.
- Jego los jest w twoich dłoniach, moja mała księżniczko.
Ta wyszczerzyła się szerzej, prezentując swoje niepełne uzębienie i ponownie spojrzała na Rumcajsa, tuląc do siebie jeszcze mocniej swoją lalkę.
- A skąd mogę wiedzieć, że mnie nie okłamujesz? Bo wiesz, możemy ci pomóc, a ty potem sobie pójdziesz i nas okłamiesz! – pisnęła naburmuszając się przypominając małego chomika.
- Jaką dasz mi gwalancję? Oplócz twojego słowa?
Gdzie w oddali zawył samotny wilk, a pogoda zaczynała się psuć. Temperatura jeszcze bardziej opadła, wywołując poczucie bezsilności.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Psy wciąż nie wracały z Edenu, a Jarle miał dość bezsensownego siedzenia w kryjówce. Został w podziemiach tylko dlatego, że nieodpowiedzialne by było, gdyby baza została pusta, a jako że nie był jednostką wybitnie bojową to musiał zostać i pilnować kryjówki. Powierzone mu zadanie nie było jakieś specjalnie trudne, ale bardzo nużące. Nic dziwnego, że wkrótce postanowił wyjść na zewnątrz i trochę się porozglądać.
Uprzednio oczywiście należycie się przygotował. Wziął swój stary, brązowy plecak, do którego włożył jakieś skrawki materiału, sznurek, jakiś prowiant i butelkę wody. Miał zamiar ruszyć w stronę Edenu, w nadziei, że uda mu się wpaść na któregoś z kundli. A jeśli nie... to przynajmniej się trochę przejdzie, pooddycha tym rześkim, desperackim powietrzem. Potrzebował tego, bo ileż można było siedzieć w tych norach? Jeszcze trochę i serio zacząłby wariować.
Droga była długa i nudna, ale cel, który chciał osiągnąć Jalla był tego warty.
Nareszcie dotarł do granicy Desperacji z Edenem. Tutaj pustynia się kończyła. To tutaj mógł spotkać innych.
Rozejrzał się dookoła. Postąpił kilka kroków do przodu. Poruszał się do przodu, aż jego niebieskie ślepia zahaczyły o jakąś znajomą sylwetkę leżącą na ziemi. W pierwszej chwili myślał, że to przewidzenie. Przetarł rękoma zmęczone oczy, a potem spojrzał w stronę postaci ponownie. Ten ktoś wciąż tam stał, i nie był sam. Od razu ruszył w jego kierunku. Rzuciła mu się w oczy żółta chusta. To oznaczało tylko jedno — miał do czynienia z członkiem DOGS. Gdy tylko udało mu się pokonać jeszcze kilka metrów w jeszcze przed chwilą nieznanej personie rozpoznał Rumcajsa — wyżeła weimarskiego organizacji.
Rumcajs? — zapytał jakby nie był pewny tego, czy to naprawdę on. W chwilę znalazł się tuż przy nim, niemalże całkowicie ignorując obecność dziewczynki i ojca. Poprawił ręką swoje niebieskie kudły, a potem lepiej przyjrzał się mężczyźnie. Był poraniony. Pierwsze co rzucało się w oczy to rana na ramieniu i klatce piersiowej. — Wyglądasz gorzej niż zwykle — burknął tylko, kucając obok niego, jakby chciał lepiej ocenić jego stan. Medykiem nie był, ale jakieś tam minimalne umiejętności medyczne miał. Plecak zsuwał mu się z ramienia, dlatego też postanowił go zdjąć i oprzeć o swoją nogę.


Ostatnio zmieniony przez Jarle dnia 04.01.17 19:21, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Numer telefonu - wychrypiał ostatkiem siły, już naprawdę nie chcąc mówić nic więcej. Miał powoli dość, a jak tak dalej pójdzie, to po prostu zejdzie tu na miejscu. Nie wiedział także, czy Ci tutaj zgodzą się na taką wymianę - kiedy będą mieli jego numer, z łatwością będą mogli go znaleźć. Zadzwonić, pogrozić, gdyby jednak rzeczywiście uciekł. I potem go dorwać. To jedyna gwarancja, jaką mógł na chwilę obecną dać. Czy miał coś jeszcze? Kompletnie nic. Zresztą, dało się po nim zauważyć, ze w obecnej chwili to tylko obraz nędzy i rozpaczy. Oczekiwali zdecydowanie zbyt dużo od kogoś takiego.
Również w głębi duszy modlił się, aby zjawił się tu ktokolwiek, kogo znał. A nawet nie znał, byle była to dobra osoba, która skora byłaby pomóc totalnie bezinteresownie. Przecież wielu było takich - sam Rumcajs się do tej kategorii zaliczał. Chrypiał, kaszlał, stękał z bólu, czekając już z lekką niecierpliwością na decyzję księżniczki tatulka, aż kątem oka dostrzegł kolejną zbliżającą się sylwetkę. Nie no, serio? Jeszcze jeden typ? Oby był to ktoś przyjazny, oby był to ktoś--
Rumcajs?
- Ja pierdole, tak! - krzyknął pełen uradowany, ale zaraz szybko tego pożałował, kiedy kolejna fala bólu dała o sobie wyraźnie znać. Zakaszlał po raz kolejny, czując, że brakuje mu odpowiedniej ilości tlenu we krwi i nie tylko. Również ta jego radość nie powinna być na tyle głośna, kiedy jakiś dryblas ze swoim dzieckiem ciągle obok niego stali. Ale Jarle nawet tym się nie przejął. Mając wyjebane na tą dwójkę, po prostu podszedł do zjeba Rumcajsa. Już nawet nie miał siły go ostrzegać. Tylko uśmiechnął się szeroko na wyraz znajomej gęby. Pies. Jebane, kurwa, szczęście.
- Dzięki - wykaszlał tylko, patrząc się na niego intensywnie, jakby w ten sposób dał mu do zrozumienia, że potrzebuje tej pomocy teraz natychmiast.

// jak coś, to Rumcajs leży długi, nie stoi |: nie ma siły, aby stać. Jest bez żarcia, wody itd. więc też w każdej chwili moze paść z wycieczenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Słysząc głos Rumcajsa uśmiechnął się delikatnie, jednak w chwilę mina mu nieco zrzedła, bo ranny zaczął okropnie kaszleć. Ale teraz mogło być już tylko lepiej. Najważniejsze, że Rumcajs nie był sam, gdyż pojawił się ktoś, kto faktycznie chciał mu pomóc i nawet nie oczekiwał nic w zamian. Nie to co ta dwójka. Zamiast zacząć działać wdali się w jakąś bezsensowną dyskusję, a wymordowany nadal leżał na ziemi. Dławił się, kaszlał, a ta dwójka bezczynnie stała. Nie miał żalu do małej, ale jej ojciec mimo wszystko mógł się ruszyć. Ostatecznie postanowił olać obecność obcego mężczyzny i jego dziecka.
Już dawno nikt nie cieszył się tak na mój widok — odparł, z wciąż uniesionymi kącikami ust. Pochylił się nieco nad nim, odgarniając włosy na bok, by mu nie przeszkadzały. Przyjrzał się dokładniej ranie po pazurach. Chyba nie była zbyt głęboka, chociaż takie szybkie oględziny zranionej klatki piersiowej nie mogły mu powiedzieć zbyt dużo. Najlepiej by było, gdyby znaleźli jakieś schronienia lub spokojniejsze miejsce, tam Jarle mógłby chociaż spróbować doprowadzić Rumcajsa do porządku. Droga do kryjówki organizacji wcale nie była taka prosta i przyjemna. Niebieskowłosy sam wędrował bardzo długo, więc nietrudno domyślić się, że z rannym kumplem będzie tylko trudniej. Ale dadzą radę, to nie ulegało wątpliwości.
Nie ma za co — powiedział, zachodząc go bardziej od tyłu. Jedną ręką chwycił go za zdrowe ramię, uważając przy tym by przypadkiem nie zranić go swoimi pazurami. Podniósł go odrobinę, by bez problemu ułożyć swoją rękę na jego plecach. Pomógł mu usiąść. Przyglądał mu się, jakby próbował doszukać się jakichś innych ran, które nie były widoczne na pierwszy rzut oka. W tym samym czasie przysunął do siebie plecak i od razu wyjął z niej butelkę wody. Pospiesznie odkręcił nakrętkę, a następnie wcisnął butlę Rumcajsowi w rękę. — Mam tylko wodę, na razie musi wystarczyć. Pij — burknął, przeglądając kieszenie plecaka. Oczywiście nie miał żadnego jedzenia. Zapomniał o nim, totalnie. Skrzywił się nieznacznie, przeklinając pod nosem własną głupotę.
Dobra, teraz pomogę Ci wstać. — odczekał chwilę, jakby chciał mu dać trochę czasu na przygotowanie się do powstania. Musiał być gotowy na chwilę wysiłku. Wkrótce Jalla przystąpił do działania. Kucnął obok, od strony niezranionego ramienia. Objął Rumcajsa w pasie, no może nieco wyżej, a drugą ręką jedynie się wspomagał. W myślach odliczył do trzech, by następnie użyć całej siły, którą miał i podnieść ciało rannego. I z odrobiną pomocy samego ciemnoskórego za pewne mu się to udało. — Nie dasz rady sam iść, prawda? — to głupie pytanie zadał dość cicho. Co się działo z ojcem i jego córką? Może sobie poszli, bo rybi ryj Jarle'a ich wystraszył? Możliwe. — Musimy się gdzieś zatrzymać, opatrzę Cię — stwierdził, wymuszając kilka pierwszych kroków. W razie jakichkolwiek komplikacji mógł bez problemu złapać padającego Rumcajsa, ale miał nadzieję, że wyżeł jednak będzie dał radę się poruszać, bo przecież miał ramię swojego niebieskowłosego kumpla jako podparcie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach