Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Pisanie 16.12.15 21:11  •  Apartament 269 - Page 2 Empty Re: Apartament 269
To będzie długi dzień. Popatrzyła na w połowie już opróżnioną butelkę i westchnęła bezgłośnie. Jej wzrok przyciągała gęsta, bezbarwna ciecz, wywracająca żołądek do góry nogami. Poruszyła szklanką, aż wódka zaczęła zataczać kręgi. Nie chcąc dłużej znęcać się nad alkoholem przytknęła do ust i przechyliła.
-Mirai…-powiedziała cicho obracając pustą szklankę w dłoni.-Przykro mi, że tak to się skończyło. Fakt, często wyolbrzymia się charakter osób, które tracimy.- pokiwała głową dla potwierdzenia swoich słów i popatrzyła na szklankę. Nagle bardzo ją fascynującą. Słysząc nutkę bólu w słowach Tanaki przyjrzała mu się uważnie. Tak nie chciała się niczego doszukiwać, tak bardzo… a jednak. Nie chodzi o słabości, bo każdy je ma, ona też. Rany się długo goją, nie zawsze dobrze. Gdy była z Porucznikiem nie rozmawiali o problemach, może gdyby bardziej skupiali się na rzeczywistości… może inaczej by się to skończyło… kto wie. Woleli upajać się miłością i hasać w chmurze niosących ich hormonów. Aż świat musiał zapukać do ich drzwi, a gdy to nie pomogło, wbił się, jak SPEC, z buta i rozstrzelał wszystkie miłosne mary. Upadek był szybki, a przy tym bolesny.
Ford nie chce powtarzać swoich błędów. Obecna sprawa wygląda inaczej, ale.. Rachel boi się. Niestety ona źle reaguje na strach, póki co, trzyma go jeszcze w ryzach, ale nie na długo.
-Andrej… - potrząsnęła głową i zaczesała włosy do tyłu. Tak bardzo brakowało jej słów. Ten moment, kiedy chcesz coś powiedzieć, a nie jesteś w stanie skleić sensownego zdania.
Popatrzyła na skrzydła, tak rzeczywiście z wyglądu nie różniły się niczym, od ich pierwszego spotkania. Uśmiechnęła się kącikiem ust. Przystawiła szklankę, by nalał i jej.
Mina Ford nie zdradzała niczego, żadnego smutku, strachu, troski, zmęczenia, rezygnacji. Żelazna maska chowała skutecznie wszystkie emocje, tłumione dodatkowo alkoholem. Mimo wypiętej ilości kacotwóreczego trunku, wzrok Ford pozostawał czujny. Intensywna zieleń zmieszana z żółtą plamą wpatrywała się w Tanakę uważnie.
Upiła łyk po czym odstawiła szklankę na stół, zdecydowanie za mocno. Splotła dłonie i wtuliła się mocniej w kanapę, wysuwając jedną nogę, tak że czubkami palców stykała się z podłogą.
-Ja, kochana istota? O, to doprawdy urocze. Po co o tym mamy rozmawiać po ślubie, skoro możemy teraz.- powiedziała powoli ze sztuczną nonszalancją.-Kilka lat małżeństwa… wybacz.- zaczesała włosy do tyłu-… ale nadal to do mnie, do końca nie dociera. Póki nas śmierć nie rozłączy, na zawsze, ślubuje, że Cię nie opuszczę aż do śmierci, amen... co za ironia, kiedyś znałam całą regułkę na pamięć i jak opętana ćwiczyłam przed lustrem, bo pomyłka w przysiędze oznacza pecha na całe życie. Skoro Władza tak stawia sprawę i nie mamy prawa głosu, no dobrze, niech tak będzie, ale…- nachyliła się w stronę Tanaki patrząc mu głęboko w oczy-… ustalmy parę rzeczy, żebyśmy przeżyli oboje i nie skończyli na mordowaniu się czy też próbach samobójczych. Od teraz, a dokładniej daję Ci czas do ślubu…- z szybkością o jaką nie podejrzewa się pijącej szklankę za szklanką mocnego alkoholu, osoby złapała Tanakę za krawat i przyciągnęła bliżej, tak że ich twarze dzieliło kilka centymetrów.-rozmawiamy o wszystkim, coś Ci się nie podoba, mówisz mi to, podoba, też mówisz, bo muszę wiedzieć, co jest przez ciebie akceptowalne. Jak ja mam jakieś „ale” też będę mówić bez mercy. Masz swoje tajemnice, ja mam swoje, będziemy je szanować, ale jeżeli dowiem się, że te tajemnice źle na Ciebie wpływają przetrząsnę niebo i ziemię, byle dowiedzieć się co to jest i to zabiję, nie chcę mieć syfu w domu. Nie cierpię sztucznych tekstów i uśmiechów, póki nie ma podsłuchu nie bawię się w taki tandetny teatrzyk. Liczy się to co myślimy, a nie to co każą nam myśleć. Chlejesz, palisz, ćpiesz, bierzesz używki, nadużywasz cukier, nie ważne, mam to gdzieś, baw się. Jeżeli robisz to bo nie radzisz sobie z problemami to wiedz, że ja szybko ukrócę Twoje męki i po prostu Cię zabiję. I nie toleruję samookaleczania się, prób samobójczych i ect. Dowiem się, a pokażę Ci co to znaczy ciężkie życie. To wszystko z mojej strony. Nie mam więcej warunków.- puściła zmięty, powykręcany krawat, czekając na reakcję Tanaki.
Strach to u Ford bodziec pobudzający, ukrytą w jej wnętrzu niepohamowaną, zimną furię, która uwalnia się zazwyczaj w momentach dużego zagrożenia, najwidoczniej eliminatorka tak radzi sobie ze zbyt trudnymi dla niej emocjami. Biedny Pan młody.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.15 21:53  •  Apartament 269 - Page 2 Empty Re: Apartament 269
''Przykro mi, że tak się skończyło''
- A mi nie.- Przerwał jej, zawieszając głos na chwilę aby dokończyła swoją myśl.- Wolę myśleć o tym, że nie żyje niż wyobrażać sobie jak wygląda po zmianie się w wymordowane ścierwo. W dzisiejszych czasach życzenie komuś śmierci brzmi niemal jak błogosławieństwo.
Zacisnął nieco mocniej palce na szklance, pocierając wolną dłonią zmęczone oczy. Dobra. Koniec. Starczy tego użalania się ze sobą.
Kolejny rozkaz, którego trzeba będzie ponieść konsekwencje jakie by one nie były. Nie ma co się zastanawiać i gdybać.
Słysząc tę głupią formułkę aż parsknął śmiechem. Urocze. Kurewsko urocze. On w dobrze skrojonym garniturze, ona w białej sukni z bukietem kwiatów w dłoniach. Założą sobie obrączki, wypowiedzą słowa przysięgi, a potem będą żyć długo i szczęśliwie. Wróć. Wcale nie długo patrząc na statystyczną średnią życia S.Speca i wcale nie szczęśliwie patrząc na bagaż dziwnych doświadczeń, który oboje wniosą do tego „związku”. W międzyczasie dopił wódkę odstawiając szklankę na stół w momencie, gdy Ford niebezpiecznie się zbliżyła.
- Sądziłem, że zostawisz to na noc poślubną.- Syknął wściekle, odchylając się nieznacznie. Nienawidził ludziom patrzeć w oczy.
Ale jeszcze bardziej nienawidził, kiedy ktoś próbował go udusić jego własnym krawatem. Odruchowo zacisnął palce na jej nadgarstku wyczuwając przyśpieszony puls. Była wściekła? Przestraszona? A może nie daj boże usiłowała przestraszyć jego?
Na twarzy Andrieja pojawił się przez ułamek sekundy wyraz szczerego zaskoczenia, gdy łaskawie wysłuchał tego co dziewczyna ma do powiedzenia.
- Wydaje ci się, że wszystko jest czarne albo białe Rachel? Odkąd pamiętam zażywam morfinę, żeby nie przekręcić się z bólu, który powoduje to cacuszko...- machnął leniwie skrzydłami. Przechylił się, przez co znalazł się nieco nad panną Ford, wciąż zaciskając palce na jej skórze. Możliwe, że zostaną siniaki. Trudno, najwyżej będzie, że przemoc w rodzinie czy coś takiego. Kto by się tam tym przejmował?- Zazwyczaj nie sprawiam po niej większych kłopotów. Co nie zmienia jednak faktu, że nie umiem przewidzieć swojego zachowania na haju. Mam trzy warunki. Nie szlajasz się po nocach sama. Ostatnio łowcy i inne szuje działają coraz bardziej otwarcie i nie uśmiecha mi się zabieranie cię z więzienia jeśli sobie narobisz kłopotów. Drugi warunek. Pracę zostawiamy w pracy. W momencie, w którym przekraczamy próg mieszkania, mnie nie obchodzi jak poszło ci za murami, a ty nie dopytujesz ilu więźniów skatowałem. Trzeci jest prostszy od poprzednich dwóch. Po prostu mów mi jeśli coś będzie nie tak. Nie ważne z czym, jeśli będziesz miała jakiś problem to mów. Nie obchodzą mnie twoje tajemnice, nie będę ich próbował poznawać. Ale musimy współpracować, a wszelkie zgrzyty czy zamiecione pod dywan stare porachunki tylko utrudnią zadanie.
Przez dłuższą chwilę nie zorientował się, że Ford rozmywa mu się przed oczami. Zbyt długo polegał na swoim słabym wzroku.
Westchnął, puszczając wreszcie jej nadgarstek i opierając się wygodnie o podłokietnik kanapy. Zamrugał kilkakrotnie aktywując mechanizm w oczach, przez co jego tęczówki zmieniły kolor na błękitny.
- Po prostu wytrzymajmy w tej szopce tak długo jak się da. Poza nielicznymi wieczorami będziemy się mijać. Pomyśl, że może dadzą nam urlop, albo wyślą na miesiąc miodowy. Choć znając poczucie humoru miłościwie nam panujących to uznają, że Desperacja jest wybitnie romantycznym miejscem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.02.16 16:18  •  Apartament 269 - Page 2 Empty Re: Apartament 269
Theatrum mundi. Wszyscy jesteśmy aktorami na ziemskim padole. A gdy Boga nie ma? A raczej, jest chwilowo nieosiągalny. Wtedy władza postanowiła być reżyserem wielkiej sztuki jaką jest życie. Człowiek nie ma na nic wpływu, odgrywa jedynie swoje role. Podrygując w takt pociąganych strun. Miotając się tam, gdzie zechce tego lalkarz. Jeżeli wszystko nie jest czarno-białe, to jakie? Ma uznać szarość? To dla Ford jak połączenie dnia z nocą, oślepiającego światła z pochłaniającą ciemnością. Choć tak blisko i tak zżyte, nigdy nie będą tym samym. To jest jakieś pomiędzy?
Ford patrzyła na Tanakę nie rozumiejąc do końca jego pytania. Jej się to nie wydaje, ona tak po prostu uważa.  Zaskoczona reakcją Andreja słuchała w milczeniu, a ściskany przez niego nadgarstek, bolał ją coraz bardziej. Tkanka pękała powoli i zabarwiała skórę ciemną purpurą zgniecionych naczyń. Małe krwiaki kwitły pod jego spracowanymi dłońmi. Schyliła głowę. Teraz nie chciała łapać kontaktu wzrokowego. Nie, kiedy ból dawał jej się zbyt mocno we znaki. Nowo wytworzony naskórek wciąż piekł. Taka pamiątka po ostatniej wyprawie. Woda spaliła jej skórę, a śluz śluzołapów niemal wypalił dłonie. Na ślub teraz już na pewno założy rękawiczki.
Theatrum mundi. Bo człowiek jest pozbawiony własnej woli, a przed konsekwencjami własnych czynów nie ma ucieczki.
- Dobrze… zgoda. – powiedziała powoli, poddając się. Choć miała duże „ale” do podpunktu o nie wychodzeniu z domu po zmroku, nie miała siły go negować. I tak obydwoje wiedzą, że przed rozkazem nie ma ucieczki. Jak jej rozkażą, ona pójdzie tam gdzie zechcą i zrobi to co chcą. Choć Tanaka puścił jej nadgarstek nie poczuła ulgi. Ręka opadła luźno na kanapę i siłą woli starała się by odruchowo jej nie rozmasować. Miała wrażenie, że jak to zrobi skóra dosłownie jej odpadnie. Wielkimi płatami jak wtedy gdy zdzierała ją piachem do krwi byleby pozbyć się resztek trucizny.
- Ale masz niebieściuchne oczy. – wyrwało jej się mimowolnie gdy mechanizm w oczach Tanaki wstrzyknął tęczówkom barwnik. Zapatrzyła się w niego chwilę, po czym szybko odwróciła wzrok. Brakowało jej kolejnej wywołanej przez nią walki o dominację. Takie zabawy zostawmy zamknięte pod kluczem w sypialni. Podkuliła kolana do piersi i przepełniona czarnymi myślami słuchała o całej szopce, o której właśnie opowiadał.
- Brzmi jak dobry plan. – wtrąciła w trakcie wypowiedzi. Zamiast jednak, jak to miała w zwyczaju parsknąć i uśmiechnąć się krzywo na wzmiankę o „cudnym” miesiącu miodowym, owinęła rękami nogi, a głowa mimowolnie opadła na kolana. Burza kruczoczarnych włosów spłynęła po jej twarzy.
Dość miała wypraw na ten czas. Za dużo wrażeń. Zbyt wiele wydarzyło się ostatnimi czasy i czuła gorzki smak porażki. Zawsze radowały ją wycieczki poza miasto. Wyjątkowo w młodym wieku została eliminatorem i co rusz wysyłali ją w teren. Coś jednak uległo zmianie. Może coś się w niej zmieniło? Ból. Tak bardzo ją wszystko bolało. Nie tylko na ciele, ale i w duszy.
Przeklęte jest życie marionetki.
Powoli odgarnęła włosy do tyłu i nadal podpierając polik na kolanach spojrzała jednym okiem na Tanakę.
- Ja ich zniszczę, rozumiesz. Łowca, łowcy… skażeni. Oni wszyscy będą wkrótce definitywnie martwi. Ślub? Ślub to przy tym błahostka. Niedługo dzwony będą bić cały czas. Pogrzebów wkrótce nikt nie będzie w stanie zliczyć. – Zimnym, stalowy wzrok patrzył bezwzględnie na Tanakę i nie było w nim ani krztyny cynizmu czy litości.
Bo w theatrum mundi przetrwać można grając bez wytchnienia, do upadłego. Może wtedy odnajdzie się w nim krztynę optymizmu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.02.16 22:20  •  Apartament 269 - Page 2 Empty Re: Apartament 269
Szczerze mówiąc nie wyglądał jakby się nadzwyczaj przejął ranami Rachel. Nie pierwsze i zapewne nie ostatnie. Wycieczki za mury miały swoją cenę i każdy żołnierz musiał je znać. Prędzej czy później Desperacja się upomni o tych, którzy żyją zbyt długo.
Przeniósł wzrok z jej wymęczonej twarzy na trzymany przez siebie smukły nadgarstek.
S.specowska pracownia krawiecka będzie musiała doszyć rękawy do zapewne już pieczołowicie opracowywanej sukni ślubnej dla panny Ford.
„Ależ masz niebieściuchne oczy”.
Pokręcił rozbawiony głową wreszcie ją puszczając i odchylając się do wygodnej pozycji niemalże półleżenia na swojej części kanapy.
- Czternaście godzin dłubania przy moich źrenicach. Po trzech przekroczyłem swój własny próg wytrzymałości na ból. Po pięciu błagałem Mirai'a, aby mnie po prostu tam zabił. Straciłem przytomność po ośmiu, reszty nie pamiętam. Ale fakt, są niebieściuchne tak jak chciałem.
Krzywy uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy wpadła w amok związany z łowcami.
Mógł jej przytaknąć. „Oczywiście Ford, że ich wybijesz. Każdego po kolei. Bez względu na to czy będą kobietami, dziećmi czy dorosłymi mężczyznami. Zabijesz ich. Okrzykną cię przekleństwem i plagą podziemnego światka”... ale czy powinien ją oszukiwać?
- Odpocznij po misji. Dopiero później bierz się za mordowanie tych pluskiew.- Odparł spokojnie, nie uciekając od niej spojrzeniem. Zaskakujące jak wiele pozostało w niej tej dziewczynki, którą egzaminował na eliminatora.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.02.16 14:05  •  Apartament 269 - Page 2 Empty Re: Apartament 269
Nie wszystko jest takie piękne jak się wydaje, gdy się usłyszy ile to kosztowało. Jakie masz świetne buty! - Ach one, tylko 50000 jenów… Masz apartament w centrum, o matko jest cudowny. - A mam razem z kredytem na 50 najbliższych lat… Działa to mniej więcej na takiej zasadzie, ale to co Ford usłyszała, choć chciała tylko zmienić temat na jakiś lżejszy, nie dało się ukryć, że ją zszokowało. Przywaliła głową w kolana, pomstując na swój brak taktu czy jakiegokolwiek wyczucia.
- O matko…- skomentowała tylko. – Bardzo dosłowne, chcesz być pięknym musisz cierpieć. Piękny kolor doprawdy. – przyznała szczerze po czym jeszcze bardziej schowała twarz za burzą kruczoczarnych włosów.
Zamknęła się w sobie na chwilę, a fala złości porwała ją niczym topielca morze. Hen, hen daleko.
Odpocznij po misji. Dopiero później bierz się za mordowanie tych pluskiew.
Usłyszane słowa uspokoiły Rachel i wyłowiły ją z odmętów czarnych myśli. Przypatrywała się swojemu przyszłemu mężowi dłuższą chwilę. Podniosła rękę zaczesując długie włosy do tyłu, nie wiedząc jak ma to skomentować. Nagle olśniła ją jakaś myśl. Ręka wciąż podtrzymywała włosy, a ciężki wzrok smętnie spoglądał na Tanakę.
- Wiesz… miałeś rację. Wtedy, podczas mojego egzaminu. Powinnam wiązać włosy i przestać kierować się emocjami. A mimo wszystko nie słuchałam Cię i całkiem dobrze się bawiłam, choć oberwało mi się i słusznie. – potrzebowała chwili na zebranie myśli, ciekawa, reakcji Tanaki na taki obrót sprawy. – Chyba czas dorosnąć. – dość smutna konkluzja pobudziła ją do działania. Schyliła się by sięgnąć po przedmiot znajdujący się pod kanapą. Nóż niemal wyleciał z pochwy, błysk ostrza, mocniejszy uchwyt włosów…
... Ciach.
Pukiel czarnych włosów niemal wylewał się z jej dłoni, a ręka z nożem opadła na kanapę zanim Andrej mógł zrobić cokolwiek by powstrzymać Rachel. Uśmiechnęła się do niego swoim kpiącym uśmiechem:
- Przed ślubem będę musiała się udać do fryzjera na małe wyrównanie końcówek. – Puściła nóż i zaczesała krótkie włosy do tyłu, sięgające gdzieniegdzie kilka centymetrów za ramiona.
Magia fryzjera sprawi, że wcześniejsza burza długich włosów sięgać będzie może 2 centymetry za ramiona. Ale burza burzą pozostanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.03.16 0:34  •  Apartament 269 - Page 2 Empty Re: Apartament 269
Poprawiła postrzępione końcówki i zapatrzyła się w swoje dłonie. Popatrzenia zdobiły skórę licznymi zaczerwieniamy i małymi pęcherzami. Wiedziała, że mogło się to skończyć gorzej. Właściwie to, jakby się tak nad tym zastanowić, to ta cała akcja w czymś ją oświeciła. Poderwała się naprędce z kanapy, zostawiając Tanakę samemu sobie i pobiegła na górę po swoje notatki. Przekartkowała raporty, które przez zbyt wieka skrótowość i brak finezji nie zostały zaakceptowane. Przynajmniej miała swoje rękopisy dla siebie, a sprawozdania, które lądowały na biurkach generałów, były poprawiane przez kogoś, kto tylko się napatoczył. Co poradzić? W każdym razie, kartkowała zawzięcie swoje złote myśli, a w głowie zaczął jej się układać schemat ostatnich akcji. Najpierw ta wymordowana w barze Jill, później baza, ale to nie to, a ostatnio jej przygody w załomie na zadupiu, to jest, dolinie desperacji. Coś jest nie w porządku. Miała ochotę się zbiczować za swoje zaślepienie. Przecież to wszystko się jakoś ze sobą wiąże. Ona tu topi smutki przez jakieś śluby, a obowiązki wzywają. Zresztą z tym ślubem to sytuacja nie jest jeszcze taka pewna. W głowie kombinowała bowiem zwiać ze ślubnego kobierca, zbyt przytłoczona życiem pod jednym dachem z mężczyzną. Chyba jeszcze nie doszła do tego etapu. Może kiedyś. Z własnej, nieprzymuszonej woli się na taki układ zgodzi.
Pędem złapała spodnie, pobiegła pod zimny prysznic, zmieniła koszulkę i zbiegła schodami na dół. Tanaka najwidoczniej zasnął, pośle po jego siostrę by go odebrała, ona ma kilka spraw do załatwienia.
- Waruj Mopsik, pancia wychodzi. – I tak wybiegła z mieszkania, załatwiać sobie audiencję u kogoś wyżej postawionego. Im wyżej tym lepiej. I się doczekała. Sam Cronus jak się okazało, zainteresował się niedawno tą sprawą więc praktycznie ma się do niego niezwłocznie udać. Już wyżej celować się nie dało. Wiedziała, że się w końcu doczeka porządnego dywanika za swoje przypały akcje.

[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach