Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Go down

X Uczestnicy: Asmodeus, Lentaros
X Nagroda: Ataiwa i jakieś technologiczne ulepszenie
X Poziom trudności: średni
X Możliwość zgonu: nyet
"What will happen, after an encounter of two crooked minds?" [Asmodeus i Lentaros] Storage_corridor_by_st_pete-d6rfll9

Możecie wybrać sobie ekwipunek, w granicach rozsądku i pamiętajcie, że to może mieć wpływ na późniejszą rozgrywkę. Asmo niech napisze w swoim poście, na jakim etapie rozwoju choroby jest. Póki co, jesteście rozdzieleni, ale spokojnie, mam plan.

Los bywa wredny, jeśli chodzi o przypadki, które napotykamy na swojej drodze. Dlatego będąc w niebezpiecznych miejscach, należy zdecydowanie unikać zbytniego odprężenia się, które może skończyć się nieprzyjemną niespodzianką. Ale nawet mając oczy dookoła głowy, zdarza nam się być zaskoczonym. W różnoraki sposób.
Asmodeus został zaskoczony tego ranka, poprzez tajemniczą karteczkę, mówiącą – „Apogeum. Masz cztery godziny, żeby pojawić się przy starej fabryce na południe od <>, inaczej nigdy nie wyzdrowiejesz.”
Nie było żadnego adresu, nadawcy ani podpisu, a pismo było Jinowi nieznane. Ładne, prawdopodobnie kobiece, ale zdecydowanie obce. Na dodatek, kartka pierwotnie była trzymana przez odrąbaną w łokciu rękę.
Aktualnie znajdował się w Desperacji, w kolejnych, bezimiennych ruinach, ze śladami obecności dzikich zwierząt, które pewnie nie były zbyt przyjazne dla turystów. Być może dlatego wybrał je na swój dzisiejszy nocleg – żaden Desperat nie powinien się kręcić w takiej okolicy i o takiej porze. Gdzieś nad jego głową przeleciał Lopteros, goniąc coś, co wyglądało na czarnego jastrzębia. Wycie wilków i bestii wilkopodobnych rozlegało się w okolicy. I coś cicho buczało w oddali.
Lentaros został zaskoczony tego samego ranka, poprzez nieznany błąd systemu, który zresetował zapis z kilku ostatnich godzin, na skutek czego obudził się w ruinach, zaplątany w porwane sieci konopne. Obok leżały resztki z tego, co kiedyś było głowami, bez ciał. Ciała zostały rozwieszone i rozciągnięte wzdłuż ulicy, na skutek czego zapach nie był najprzyjemniejszy, a ryzyko wywołania drapieżników z ukrycia wzrastało znacznie. Co prawda, mało który połasiłby się na konserwę, którą był Lentaros, ale niezjedzenie byłoby marną pociechą dla zniszczonego androida. Na ścianie widniał napis, namalowany krwią i płynami mózgowymi, głoszący „Teraz to sobie nagrabiłeś. Masz 2 godziny na dotarcie do Apogeum. Inaczej dostaniesz nauczkę.”
Kilka przecznic dalej rozległ się dźwięk, jakby poruszającego się szybko pojazdu, dokładający się do innych dźwięków, typowych dla zasiedlonych przez bestie ruin.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No dobra, przeróbmy jeszcze raz tą sytuację. Najpierw zostawił Mirę gdzieś w okolicach opuszczonych bunkrów w dalszej odległości od apogeum, potem poszedł...
I tu mamy dziurę. Cały zapis audio-wizualny razem z zapisem mapy ruchu i działań został usunięty przez wirus. Hm, dobrze, nie traćmy głowy, jeszcze z tej sytuacji można wyjść. Najpierw jednak skupmy się na tu i teraz.
Tylko gdzie i kiedy jest to tu i teraz?
Tuż po swojej ponownej aktywacji chciał sobie przypomnieć dlaczego tu jest i co robił, lecz właśnie to otrzymał. Wielką, ziejącą pustką dziurę w zapisie z ostatnich godzin. Przynajmniej wiedział że Mira jest bezpieczna, to na plus. Teraz sytuacja wokół...
Próba wykonania czynności mechanicznych utrudniona - znaleźć przeszkodę. Usunąć.
Przez fakt że nie było zbyt ciemno, mógł jednak bez problemu dostrzec porwane resztki sznurów jakie go oplatały i utrudniały poruszanie się. Nie była to pajęcza sieć taka jak Miry, więc zerwanie jej nie nastrączyło mu dużych problemów. Trochę więcej energii w ruch i sznury puszczały bez problemu. Gdy jako tako się uwolnił, uniósł tors do siadu, sprawdzając stan swojego ciała. Brak uszkodzeń. Wyposażenie. Katana znajdowała się tam gdzie powinna - przy pasie, gotowa do walki. Ostrze transformacji znajdowało się za plecami, skutecznie ukryte pod koszulą, lecz gotowe do użycia w razie potrzeb. Co jeszcze...
W kieszeni odnalazł małą zapalniczkę zippo, która po w trakcie testu odpaliła bez żadnych problemów. Hm, przydatne. Oprócz niej, kawałek od niego leżała pusta, szklana butelka, otworzona. Zauważył również (choć zidentyfikował to dopiero dotykiem) że posiada coś na twarzy. Konkretnie ujmując, były to gogle ochronne, zazwyczaj pomocne w wypadku burz piaskowych by takowy piasek nie dostawał się do oczu. No dobrze, stan sprawdzony. Teraz pora sprawdzić okol-...
Ściągną lekko brwi, wbijając spojrzenie w resztki głów leżących obok niego, a potem bez problemu dostrzegł też rozwleczone po okolicy ciało. To jego robota? Hm... Wyciągnął ostrze katany. Było nienaruszone, czyste. Nie czuł też wilgoci ze strony ostrza transformacji, a jego dłonie również nie były zbrukane krwią. Hm...
O, napis.
"Teraz to sobie nagrabiłeś. Masz 2 godziny na dotarcie do Apogeum. Inaczej dostaniesz nauczkę."
Analiza w toku...
Wnioski z analizy - prawdopodobna aktywacja trybu bojowego. Walka. Brak danych ku użyteczniejszym wnioskom. Analiza wstrzymana - oczekiwanie.

Po rozejrzeniu się i wywiedzeniu o wszystkim co wokół niego się działo, mógł w końcu zadziałać. Wstał na równe nogi, sprawdzając stan swojego stroju. Hm, zgubił płaszcz najwidoczniej, lecz została szarfa owinięta wokół szyi. Oprócz gogli założonych na oczy czuł też materiał owinięty wokół czoła. Po krótkiej analizie przy pomocy dotyku określił to jako bandanę. Ubiór najwidoczniej trzymał się ciemnych barw. Granatowa koszula, czarne spodnie, czarne buty. Szarfa była w ciemniejszym odcieniu szarego. Na bandanę chwilowo nie zwracał uwagi, acz była w ciemnym odcieniu czerwieni. Gogle czarnej barwy, szkła najwidoczniej posiadały filtr przeciwsłoneczny. Lewe szkło jednak było pęknięte, co zmusiło androida do podniesienia gogli sponad oczu na bandanę.
Analizę zapachową wolał sobie darować, ciała się już rozkładały powoli, więc prawdopodobnie to stało się już dłuższy czas temu. No dobrze... Wygląda to na ruiny. Bestie w tle, hm, rzężenie silnika.
Przysuną się do ściany, podnosząc po drodze butelkę. Wcisnął palec przez środek butelki (rozumiem tu przez szkło) powodując, w miarę cicho jej połamanie, po czym odłamał kawałek przezroczystego szkła, a resztę przerzucił ponad ścianą, chcąc wywołać hałas. Odczekał krótki moment, a następnie wysuną odłamek szkła. Nie odbijał on nader doskonale, acz robił to wystarczająco skutecznie by był w stanie sprawdzić, czy coś się tam stało. To czego nie zobaczą ludzkie oczy, to zauważy kamera robota. Sprawdzał również drugi kierunek, dla pewności.

Ekwipunek:

Ubiór:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Anioł obudził się w starym zniszczonym pokoju, najprawdopodobniej był to kiedyś pub a świadczyć o tym mógł między innymi długi już podniszczony bar.
Asmodeus dźwignął się powoli z ziemi, nie czuł się najlepiej, ale także nie najgorzej. Na zewnątrz można było usłyszeć jakieś zwierzęce wrzaski lecz anioł zbytnio się tym nie przejął rozejrzał się tylko w poszukiwaniu stalowej laski którą przez ostatnie dni posługiwał się jako bronią ale także podpora przy wędrówce. Chwycił coś, coś chłodnego i miękkiego co zdecydowanie nie było owym kawałkiem metalu. Jin złapał pewniej dziwną rzecz i przyciągnął ja do swojego wzroku, była to ludzka kończyna. Anioł otworzył szerzej oczy jakby w zdumieniu, a następnie głęboko ziewną jednocześnie zanosząc się kaszlem. Zasłonił usta lewą dłonią. Poczuł jakby coś spływało po jego ręce, spojrzał na nią i ujrzał ciemnawy gęsty płyn zapachem przypominający krew, Asmodeus skrzywił się nieznacznie.
Wrócił wzrokiem do ludzkiego przedramienia. W jego dłoń wsunięta była mała karteczka, anioł wytarł brudną dłoń o swoje ubranie i chwycił kartkę jednocześnie odrzucając ludzką rękę gdzieś w drugi koniec pokoju. Na kartce było coś napisane, ładne, schludne pismo najprawdopodobniej kobiece, a zdanie na niej brzmiało mniej więcej tak ~„Apogeum. Masz cztery godziny, żeby pojawić się przy starej fabryce na południe od na południe od baru "Przyszłość", inaczej nigdy nie wyzdrowiejesz."~. Jin miał już zgnieść kartkę i ją wyrzucić, lecz w pewnym momencie zatrzymał rękę. Coś go niepokoiło, zwłaszcza ta ciemna krew gdy zaniósł się kaszlem. Czyżby był chory? Tak. Właśnie takie były fakty, Asmodeus był chory, sam anioł musiał właśnie to sobie uświadomić bo jego źrenice rozszerzyły się znacząco.
Schował kawałek papieru do kieszeni jasnej szaty. Odszukał swojej laski i wstał na równe nogi. Lekko się otrzepał. Spojrzał po sobie, szata którą dostał podczas sądzenia wymordowanego jakieś dwa, trzy dni temu była uwalona desperackim kurzem i czarną krwią, którą anioł wytarł w materiał. Gdzieś nad sobą usłyszał, świst i trzepot skrzydeł, przez dziurę w suficie ujrzał jak coś przeleciało nad pomieszczeniem w którym się znajdował, a w oddali usłyszał jakieś zwierzęce szmery. Zacisnął mocniej dłoń na stalowej lasce, a po chwili przeplotły ją jasne linie. Laska wydłużyła się i przybrała postać wielkiej kosy, która emanowała lekkim niebieskawym bladym światłem. Powoli podszedł do wyjścia z zrujnowanego baru.
Gdy przekroczył próg zrujnowanego lokalu do jego nozdrzy doleciał mocny aromat rozkładających się ciał. Asmodeus lekko się uśmiechnął i ruszył w kierunku gdzie swąd truchła się nasilał. W oddali usłyszał cichy pomruk, lecz nie należał on raczej do zwierzęcia bardziej do maszyny.
Nad Desperackim Niebem zaczęły już powoli rozciągać się leniwie pierwsze promienie słońca.
Ekwipunek:

Wygląd:

Stadium choroby: Choruje od jakiś 3 dni.
Objawy: nieznaczne; mały kaszel(z krwią), ogólnie złe samopoczucie.


Ostatnio zmieniony przez Asmodeus dnia 02.10.15 13:39, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

/ mea culpa. W liście do Asmo miało być "na południe od baru "Przyszłość"", ale usunąłem przez przypadek.

Próba odbicia światła w taki sposób, by dało ono jakiś obraz ulicy za załomem muru skończyła się miernym powodzeniem. Co prawda, Lentaros zdołał zarejestrować sporą postać, o kształtach mniej więcej ludzkich, natomiast nie zobaczył nic więcej. Było zdecydowanie za jasno na takie zabawy. Android wiedział jednak, że ktoś (coś?) zbliża się w jego stronę, z prędkością, która nie była mała. Nie miał zbyt wiele czasu na reakcję.
Asmodeus szedł w stronę rozkładających się trupów i czuł, jak żołądek zaczyna się buntować. Nawet mając psychikę odporną na te obrazy, organizm wzbraniał się przed fetorem i niezbyt przyjemnym widokiem larw na zmasakrowanych ciałach. Przy najbliższym skrzyżowaniu widział człowieka, przyciskającego plecy do ściany tuż przy zakręcie, który wyraźnie na coś czekał. Tak się przynajmniej wydawało Jinowi.
Warkot maszyny przybrał na sile i brzmiał, jakby lada chwila miał pojawić się w zasięgu wzroku. Zanim jednak to osiągnął, z za zakrętu, przy którym kucał Lentaros (widział go wcześniej, więc mógł jakoś zareagować) wypadł mężczyzna w pokrwawionym i postrzępionym ubraniu. Skręcił i nieomal wpadł na androida.
- Co ty tu robisz, człowieku!? Wiej, cholera, wiej! Jadą po nas!
Z bliska wyglądał jeszcze gorzej niż z daleka. Obłęd w szarych, przekrwionych oczach, zapuszczona broda, siniaki, zadrapania na całej twarzy. Wrak człowieka, zasilany strachem.
Kilka ptaków spłoszonych dźwiękiem zbliżającego się pojazdu, wystartowały i przeleciały nad ich głowami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Hm. Może i faktycznie nie należało to do najlepszych pomysłów, ale ostrożny zawsze ubezpieczony. Wyjście od tak za ten załom i wystawienie się na możliwy ostrzał lub zasadzkę to też nie jest najlepszy pomysł, prawda? Dzięki temu też mógł zauważyć, że ktoś zbliża się z dużą prędkością w jego stronę. Warkot silników też się nasilał, więc można było połączyć fakty.
Opcja numer 1: Gonią tego osobnika.
Opcja numer 2: ... Analiza w dalszym toku.
Póki co jednak, android wolał poczekać na rozwój faktów, dlatego jego dłonie powędrowały ku broni, na wszelki wypadek gdyby miał zostać zaatakowany przez to "coś" jakie nadciąga w jego stronę. Czekał.
Warkot silników nie mącił jego spokoju.
Dalej oczekiwał.
W końcu się doczekał. Kroki były niemal wyraźnie słyszalne, więc android był gotów w każdej chwili do wyciągnięcia ostrza. Raptem sekunda dzieliła go od tego, by to zrobić już z bezpieczeństwa, acz powstrzymał się od ataku, wyłapując słowa wykrzyczane w panice prosto w jego twarz. Hm...
Złapał mężczyznę za ramiona, delikatnie się do niego uśmiechając.
To nie było świadectwo niczego dobrego.
- Nie martw się, mam pomysł jak nas z tego wyciągnąć. - Siłą obrócił go do siebie tyłem, po czym jednym, nader silnym kopnięciem w lewą łydkę miał na celu złamać piszczel paranoika, a potem wyrzucić go na drogę, prosto pod możliwy pojazd (kawałek w bok jednak, by zatrzymali się przed załomem, nie za nim).
- Ty zginiesz. - Dodał po wyprowadzeniu ataku, a następnie wycofał się w tył. Rozglądając się szybko na boki spróbował znaleźć jakieś wyjście z tego miejsca w którym jest w tej chwili, przejścia za ścianę by się ukryć (oczywiście z logicznego punktu widzenia odliczał przejście za ścianę w kierunku w jakim wyrzucił paranoika). W wypadku nie znalezienia żadnej luki w ścianie przez którą byłby w stanie się przecisnąć a potem ukryć, zostało mu ukrycie się w cieniu ścian, licząc na to że poranne słońce go jeszcze nie zdradzi i cień ścian go w jakimś stopniu ukryje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

// Nie ma problemu poprawiłem

Anioł szedł dalej uliczką między ruinami niegdyś różnych sklepów i mieszkań. Odór zgniłych ciał nasilał się, drażniąc nos Asmodeusa. Zaczynało mu się zbierać na wymioty, lecz ten czując napływające soki trawienne zacisnął dłoń na ustach i przełknął ślinę. udało mu się zatrzymać napływające wymiociny, ale musiał coś zrobić bo pewnie odór znowu zacznie sobie igrać z jego żołądkiem. Chwycił kawałek swojej szaty i rozerwał go w taki sposób by miał wystarczające wymiary aby ten nadawał się na coś w rodzaju hausty na twarz. Gdy to zrobił, wziął bukłak z wodą i pociągnął z niego łyk by pozbyć się wstrętnego smaku wymiocin, następnie wylał odrobinę na kawałek materiału i przyłożył do twarzy. Miało to częściowo neutralizować zapach gnijących ciał.
Szedł dalej obraną ścieżką, odgłos warkotu maszyny nasilił się, w oddali zdołał zauważyć jakąś postać. Zacisnął mocniej dłoń na rękojeści kosy i zaczął powoli iść w stronę nieznanej osoby. Gdy znajdywał się już całkiem blisko będąc jeszcze w cieniu rumowiska zaobserwował jak jakaś namiastka człowieka wybiega zza rogu ściany przy której stała osoba którą pierwszą zauważył. Asmodeus mógł usłyszeć jak ta pokraka coś wykrzykuje, lecz na tyle niewyraźnie że ten nawet nie starał się jej zrozumieć.
Gdy oszołom zakończył swój wspaniały wywód, ten drugi chwycił go za ramiona i w bardzo elegancki sposób zasadził prostakowi kopa, że trzask pękającej kości Jin usłyszał stojąc znaczny kawałek od tamtej dwójki.
Asmodeus powoli wyszedł z cienia, a brzask słońca oświetlił jego postać. Szedł miarowym krokiem w stronę gościa od perfekcyjnego pozbywania się desperackich szumowin. Gdy był jakieś dziesięć, piętnaście metrów od Lentarosa przystanął i oparł kosę o swój bark, a kawałek materiału którym zasłaniał sobie twarz schował do kieszeni. Podniósł ręce lekko w górę i teatralnie w nie zakleszczał - To było wyborne, robaczku - zwrócił się z wyniosłym głosem do androida. Dźwięk pojazdu nasilał się więc anioł chwycił od razu swój oręż gdy przestał klaskać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dzikus nie zdążył zorientować się, co właśnie miało miejsce, a już leżał na zniszczonym asfalcie ze złamaną kością i skręcałby się z bólu, gdyby każdy ruch nie potęgował go kilkukrotnie.
- Za co? Co ci zrobiłem? Draniu! – ryczał – Obyś zgnił w piekle! – próbował się odczołgać na drugą stronę ulicy.
Odgłos maszyn osiągnął apogeum  ucichł, gdy piątka trójkołowców zahamowała przy poszkodowanym.
- Mamy cię. Borys będzie zadowolony.
- Zostawicie mnie! Tam jest jeszcze jeden! Za rogiem! Naprawdę! Puśćcie mnie!
Potem nastąpiła seria zduszonych charkotów dzikusa, dławionego arkanem, na który złapali go…  Tutaj pojawił się problem z określeniem przynależności owych panów. Skórzane kurtki z symbolem biohazardu dawały pewien obraz, nie było to jednak żadne ze znanych zgrupowań. Motocykliści mieli hełmy i przynajmniej jedną sztukę broni. Łowca z lassem ogłuszył zdobycz i przywiązał ją do bocznego siedziska, tak by nie wypadł.
Reszta jednak odwróciła się w kierunku Lentarosa i Asmodeusa. I o ile blaszaka w pierwszej chwili przeoczyli, to stojący na wprost osobnik w pustelniczej szacie stanowił idealny cel. Zakapiorzy zsiedli ze swoich pojazdów, po czym ruszyli w stronę anioła. Było ich czterech. Na głowach mieli hełmy motocyklowe, na oczach gogle, na szyi chusty. Nie dało się rozpoznać żadnego z nich. Żadnych cech indywidualnych. Kiedy jednak znaleźli się pięć metrów od Lentarosa, jeden z nich go zauważył. To był akurat ten dzierżący obrzyn. Czyli najbardziej z lewej strony (dla Lena z prawej).
- Tu jest jeszcze jeden. Łapiemy ich? – rzucił pytanie do reszty. Chusta zniekształcała głos i sprawiała, że brzmiał on dość grubo.
- Jasne.
Kości zostały rzucone. Rozdzielili się, dwóch skierowało się w stronę Asmodeusa, dwóch postanowiło pochwycić Lena. Motocyklista z obrzynem wymierzył do w androida.
- Jeśli się poddasz, nie okaleczymy cię tak bardzo.
Jego towarzysz, dzierżący w jednej dłoni maczetę, a w drugiej zardzewiały łańcuch, zaśmiał się ochryple.
Anioł miał nie lada problem. Zakapiorzy nie byli chucherkami, jeden z nich władał pistoletem i pałką bejsbolową, na oko metalową, a drugi dzierżył oburącz zwykłą pałkę, jednak owiniętą różnego rodzaju złomem: drutami, gwoździami, blaszanymi guzami. Wyglądała bardzo nieprzyjemnie i pewnie właśnie takie rany zadawała.
- Słyszałeś? – rzucił strzelec do Asmodeusa – Sprawiaj kłopoty, a skończysz z przestrzelonym ramieniem.
Piąty kończył dopiero wiązać ofiarę, więc jeszcze nie brał udziału w walce, która miała niebawem nastąpić.

Łowcy głów:
- czarne kurtki, czarne spodnie, czarne glany. Czarne chusty z żółtym znakiem biohazardu, takim samym jak na kurtce. Gogle i hełmy motocyklowe (nie kaski, hełmy). Ciężko rozpoznać jakiekolwiek cechy indywidualne.
1. - obrzyn
2. - maczeta/łańcuch
3. pistolet/pałka
4. pałka wzmacniana domowymi sposobami
5. póki co, tylko arkan.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdyby był człowiekiem, w tej chwili przewróciłby oczyma. Nie, nie na reakcję osobnika jakiemu złamał nogę - ten akurat miał swoje powody wydzierać się na niego z najgorszymi życzeniami.
Nowy gość jednak zrobił coś, co w wypadku Lena, planującego swoje działania w miarę solidnie wzbudzałoby chęci na potężnego wprost facepalma. Stał, na widoku, nawet odrobinę nie próbując ominąć możliwości walki.
For damn sake.
- Skryj się, może unikniemy niepotrzebnego marnowania energii. - Rzucił szybkim tonem do - najwidoczniej gratulującego mu na swój sposób - osobnika, jaki postanowił jednak stać w gotowości z kosą w dłoniach. Nie był maszyną - jego ruchy były zbyt fleksyjne, "mięsne". Nie miał tej lekkiej sztywności jaką widział u każdej maszyny, co zaś oznacza ze osobnik musi być albo chętny do walki.
Albo niezrównoważony psychicznie.
Jakakolwiek jednak opcja by nie była - najwidoczniej będą sojusznikami na czas najbliższych kilku chwil jakie nadchodziły.
Początkowy plan dobrze zadziałał, przejeżdżający osobnicy złapali haczyk i może by nawet odjechali ze swoją ofiarą, gdyby nie fakt że jednak zauważyli bez większego problemu przybysza. Ciężko nie zauważyć - stał niemal na środku, niczym nieosłonięty. Brakowało tabliczki "świeże mięsko!"
O to powód dla którego nie współpracuje z humanoidami. Tsh.
Nader ludzkie przemyślenia jak na maszynę, czyż nie?
Mając chwilę na obserwacje, android przeanalizował ich wygląd i wyposażenie. O ile z wyglądu nie mógł ich przywiązać do żadnej organizacji, o tyle z wyposażenia wyglądali na typowych, pustelniczych bandytów lub łowców głów. Broń domowej roboty, kilka sztuk broni palnej dla odstraszania lub poranienia. Nic specjalnego po prawdzie, choć trójkołowce wyglądały na kuszące do użycia. Miał się dostać do apogeum, a gdyby trafił na jakiś punkt nawigacyjny nie miałby problemów. Na trzech kołach zaś byłoby to szybsze od poruszania się na piechotę!
Prawdopodobieństwo wykrycia było wysokie, szacował jedynie w jakim momencie zostanie wykryty. Stało się to później niż sądził, a gdy tylko go wypatrzono, podniósł się do pionu z poprzedniego bycia skulonym.
Łączne zagrożenie - średnie. Możliwe uszkodzenia przez ładunek śrutu z bliskiej odległości oraz bronie obuchowe. Ładowanie symulacji...
Symulacja skończona. Opracowywanie planu działania...
Gotów.

Całe opracowywanie planu zajęło niewiele więcej niż kilka sekund, po których Len miał już możliwe wyjścia z sytuacji, reakcje na ataki oraz przewidywane działania ze strony drabów.
Stąd pierwsze co zrobił, to uniósł dłonie na wysokość barków, wynurzając się z cienia.
- Powinienem wam oddać broń, prawda? Dajcie moment, trudno się to odwiązuje. - Zaganił, opuszczając głowę i dłońmi odwiązując pochwę od pasa. Nie reagował na ich możliwe okrzyki czy nawet wystrzały, a w czasie odwiązania zamaskował tym odgłos pierwszego "kliku" przy wysuwaniu się stali katany z pochwy. Twarz zakryta włosami pozwoliła mu na kolejne działanie.
Tarcza Aegis - pokrycie. Głowa oraz tors.
Czarna warstwa skóry opięła wszystkie białe miejsca na torsie, skrytym pod koszulą i głowie, tworząc osłonę wystarczająco silną by nie zaszkodzili tym dwóm punktom ciała. Ich bronie były za słabe na wysokie uszkodzenia odnóży, dlatego wolał uniknąć uszkodzenia wrażliwszych sfer.
Po odwiązaniu, które zajęło krótki moment obie jego dłonie mocno chwyciły rękojeść i "zrzuciły" z katany pochwę, wyrzucając ją prosto w stronę osobnika z obrzynem, w celu zdezorientowania go oraz uniemożliwienia oddania czystego strzału. Ruszył od razu przy finalnej fazie rzutu. Już w odległości dwóch metrów wyskoczył w jednym celu - odcięcia dłoni, ręki, ramienia trzymającego obrzyn jednym, szybkim cięciem. Zaraz za nim poszłoby kolejne, wymierzone w gardło, w celu poderżnięcia go lub odcięcia. Następnie doskoczyłby do ataku na osobnika z łańcuchem, chcąc go jednak nie o tyle rozbroić co od razu uśmiercić jednym cięciem, ponownie wymierzonym w głowę.
W wypadku niepowodzenia pierwszego ataku na osobnika z obrzynem wciąż dążyłby do odcięcia ramienia, a jeśli nie - włożenia w atak na tyle dużo siły by rozciąć lufy obrzyna i uniemożliwić jego skuteczne użycie.
Pełne skupienie. Zero słów. Działanie.

Tarcza Aegis - 1/3, pokrycie głowy i torsu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Fakt anioł stał na samym środku otwartego terenu dodatkowo w dość jasnej jego części, no ale halo! To było całkiem w jego stylu. Asmodeus nie czuł potrzeby chowania się przed bandą brudasów z prymitywną bronią. Spojrzał tylko jak zaciągają "biedne" chuchro gdzieś za róg budynku. Pewnie będzie bolało. Co do androida niedaleko niego, ten spojrzał tylko na niego krzywo. Stracić taką okazję do zabawy? Nigdy w życiu.
Anioł patrzył z politowaniem na czwórkę bandziorów idącą w jego stronę. Cóż można było powiedzieć że cała jego osoba wyrażała brak jakiegokolwiek przejęcia się tą sytuacją. Na jego szczęście, lub nieszczęście, dwójka z nich zauważyła stalowego chłopaka od łamani piszczeli. Anioł z chęcią obejrzy jak to nieznajomy sprawuje się w skracaniu żywota bezmózgim mięśniakom.
Gdy dwóch znajdowało się jakieś dziesięć metrów od niego jeden z nich rzucił tekstem o nie sprawianiu kłopotów. On i brak kłopotów dobre żarty. Asmodeus stał przez chwilę i zastanawiał się jak rozpocząć ten "taniec śmierci". Rozmyślał tak dobre kilka krótkich sekund, lecz gdy zauważył lekkie zirytowanie na twarzach bandziorów przystąpił do działania.
- Oh, nie proszę. Przecież wam nic nie zrobiłem proszę pośćcie mnie... - jego głos był zdecydowanie zbyt pokorny nawet jak dla jakiegoś lizodupca, uniósł delikatnie dłonie, w jednej z nich trzymał swój oręż. Gdy to zrobił na jego twarzy ukształtował olbrzymi i zarazem obrzydliwy uśmiech. Jego sylwetkę zaczęły spowijać pojedyncze smugi smolistego dymu -... lecz zanim to zrobicie. Zdechniecie jak Desperacka kurwa wyruchana przez psa! - krzyknął jednocześnie chwytając kosę w obie ręce. Wziął delikatny zamach, a ostrze kosy pokryło się ciemną materią. W tym momencie Asmodeus cisnął częścią energii zawartej w kosie w dwójkę przeciwników. Atak jednak nie był specjalnie wymierzony, miał głównie za zadanie rozdzielić napastników, jeśli trafi to dobrze, jeśli nie i się rozdzielą drugie dobrze.
Po tym ataku anioł miał w planie przyśpieszyć się swoją mocą żywiołu do przeciwnika z obrzynem i wyprowadzenie mu ciosu/cięcia w okolicach odcinka lędźwiowego tak by przecięcia przeciwnika niemal że na pół lub ewentualnie zwyczajnie w świecie go wybebeszyć, słodko szepcząc mu przy tym: "A kuku" . Następnym krokiem dla Asmodeusa byłoby kolejne doskoczenie do przeciwnika za pomocą swojej mocy i wyprowadzenie mu ciosu z zamiarem odcięcia całego ramienia u którego dłoni przeciwnik trzymał palkę ozdobioną wszelakiego rodzaju żelastwem.
Jego plan akcji zakładał właśnie takie rozwiązanie, lecz czy było ono najlepsze i najbardziej efektowne? Los nam powie...

Ładunki pozostałe w Kosie - 2/3
Użycia moc przyśpieszenia - 2 razy (zakładamy że przy 4 Asmo jej nadużywa?)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Początek zapowiadał się dobrze. Pocisk anioła rozdzielił przeciwników, dokładnie wtedy, gdy Lentaros ruszył naprzód, rzucając pochwą od miecza i skacząc, by skokiem przybliżyć się do bandyty z obrzynem. Wówczas napotkał pierwszy problem. Łowcy głów odruchowo nie zabijali swoich ofiar, bo nie dostawali za to wynagrodzenia. Nie strzelał więc w korpus androida, lecz w nieosłonięte systemem Aegis nogi. Uszkodzenie nie było krytyczne, w końcu obrzyn nie zadawał obrażeń punktowych, lecz bardziej zmieniał organy w krwawo-ołowianą papkę, organy, których Lentaros nie posiadał. Zachwiało to płynnością jego ruchu, jednak wciąż udało mu się wyprowadzić cios. I wówczas pojawił się drugi problem, w postaci wyszczerzonego Asmodeusa pojawiającego się, jakby znikąd, uderzającego kosą. Właściwie, problem miał Jin, nie android. Zakapior odskakiwał przed atakiem maszyny, przez co nabił się na kosę anioła, ale jednocześnie wpadł na niego i spowolnił na tyle, by bandyta z pistoletem zdołał go trafić.
Wróćmy do Lentarosa. Po udanym ataku zamierzał rozłupać czaszkę drugiego przeciwnika, ale tamten skutecznym oplątaniem androidowego miecza, skierował jego atak w inną stronę, jednocześnie wymierzając przy tym cios maczetą w drugie, odsłonięte ramię maszyny. Ostrze zakapiora ześlizgnęło się po metalu, żłobiąc rysy, niezbyt długie, ale również rozcinając ubranie i zdzierając syntetyczną skórę.
Czwarty z nich, dzierżący okutą żelastwem pałkę, rzucił się bezgłośnie w kierunku Asmodeusa, wymierzając mu cios w biodro, powodując paskudny krwiak, dziurawiąc w kilku miejscach jego skórę.
Najbardziej niepokojący w tej walce był fakt, że nie odzywali się ani słowem, nawet kiedy jeden z nich ginął.
Piąty bandyta uporał się wreszcie z więźniem i wyjął broń, którą był dwuręczny miecz typu claymore.


Efekty:

Łowca głów nr 1 - nie żyje
Lentaros - zdarty płat syntetycznej skóry z lewego ramienia, rysy na metalu, wgniecenia na prawej łydce; Aegis na głowie i tułowiu (1/4)
Asmodeus - paskudny krwawy siniak na prawym biodrze + rana postrzałowa (przyspieszenie 1/3)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Błąd w obliczeniach. Niespodziewane działanie zakłóciło jego cały plan ataku. Pomimo iż nienaturalny pocisk okazał się pomocny, odrobinę zmodyfikował plan działania androida. To co zaplanował to wytrącenie z równowagi broni za pomocą rzutu, a potem doskoczenie i atak. Atak drugiego osobnika jednak był nieodpowiedni by zachwiać równowagą przeciwnika, przez co wystrzał się udał. Na szczęście - obrzyn to broń jednostrzałowa, w dodatku wybitnie niecelna, sprawdzająca się głównie przeciw ludziom. Ludziom, których tutaj się nie uświadczy.
Gdyby nie był skupiony na walce, fakt że ludzie nie reagują bólem, odgłosami czy czymkolwiek na fakt ataków lub morderstw w jakimś stopniu by go poruszył. Teraz jednak był zajęty walką, później zapewne przeanalizuje dane jakie otrzymuje teraz.
Hm, atak się nie powiódł, lecz nie zamierzał nad tym marudzić. Cios ze strony maczety nie okazał się zbyt skuteczny na jego ramieniu, ale miał już sposób jak wykorzystać swoją niedogodność na korzyść.
Wypuścił miecz, a miast tego złapał za łańcuch jaki oplątał ostrze, pociągając jednym, szybkim szarpnięciem przeciwnika w swoją stronę. Zwrot na pięcie i kopniak wymierzony w zgięcie kolana, mający sprowadzić przeciwnika nieco niżej, po którym zaraz by nastąpiło pochwycenie jego głowy i jeden, szybki, mocny ruch w bok. Zapewne siła mogłaby być na tyle duża, że pękający kark zerwałby się ze skóry i android oderwałby łowcy głów... Welp, głowę? Zapewne.
Oceniał zagrożenie od strony zbliżającego się osobnika z dwuręcznym mieczem. Spora broń, jak na człowieka. Ciekawe czy jest w stanie nią solidnie wymachiwać, czy może służy tylko do odstraszania przeciwników?
Po ataku przeprowadzonym na łowcę nr 2, bez względu na powodzenie czy nie spróbowałby wyplątać swój miecz z łańcucha, i skupić swoją uwagę właśnie na łowcy głów nr 5, jaki dopiero wkracza na scenę.
Jeśli anioł nie będzie zdolny sobie poradzić z dwoma ludźmi, nie jest warty uwagi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach