Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

- Jeżeli tak, to chyba jesteś szalona – mruknął rozbawiony. Oczy dziwnie mu się śmiały i nie wyglądały na tak chłodne, jak chwilę temu. Znaczniej się rozluźnił. - Nie ty pierwsza mi mówisz, że coś psuję. – Wzruszył ramionami, jednak niewiadomo czy za tą wypowiedzią, coś się nie kryło i na ile było w nich prawdy. Trudno było go rozszyfrować, gdyż był mistrzem kamuflażu, a najlepszy kamuflaż to był ten emocjonalny.
Spojrzał na nią kątem oka i chyba wiedział co miała na myśli. Nie musiała tego mówić na głos. Byli bardzo podobni do siebie. Całkowicie się od siebie różnili, a jednak coś ich łączyło. Byli wyrzutkami. Oboje ciężcy do zaakceptowania przez otoczenia. On swoją gruboskórnością i obojętnością, ona zbyt irytującym charakterem i zbyt ciętym językiem. Nikle się uśmiechnął, zapatrując na chwilę w ogień. Od dłuższego czasu czyjeś towarzystwo nie było dla niego męką.
- Też mi się tak wydaje – dodał spokojnie, bez zbędnych emocji. Nie ekscytował się, nie wywlekał swoich przemyśleń na wierzch. Wiedział, że nie musi. Wiedział, że ona to zrozumie. W końcu tacy jak oni najlepiej się rozumieli. Takich ludzi potrafiło się rozpoznać na ulicy i wskazać palcem. Biła od nich dziwna, przygnębiająca aura, którą tylko oni potrafili zrozumieć.

Zasnął. Nie śniło mu się nic. Koszmary budziły go i ponownie otulały do snów. Zmęczony przysnął na parę godzin. Obudził się skoro świt. Ledwo słońce zaczęło wstawać, a on otwarł oczy. Zerknął na dziewczynę śpiącą obok niego i mocno w niego wtuloną. Nawet nie pamiętał, kiedy odwróciła się i przytknęła policzek do jego piersi. Chyba nie chciał myśleć. Wstał bezszelestnie z posłania, które robiło im za łóżko. Obolały, wyprostował się i nakrył ją kocem. Poszedł się odlać, a potem znaleźć jakiś niewielki zbiornik wodny, w którym mogliby się wykąpać. Sięgnął pamięcią i niedaleko od ich obozowiska znajdywało się niewielkie jezioro. Za dnia było dużo cieplej niż nocą, nawet jeśli to była bardzo wczesna pora. Widocznie tutaj temperatura zmieniała się niczym w kalejdoskopie. Czego się dziwić, to Desperacja.

Stał do połowy nagi w wodzie, myjąc kudły i twarz. Oczywiście, mając przy sobie swój nóż. Nie było opcji by ruszyć się bez niego nawet na krok. Zawsze mu towarzyszył, odkąd znalazł go na pieprzonym pustkowiu, na tym samym, na które zabrał go Sonny.
W oddali słyszał zbliżające się kroki. Nie przypominały mu żadnej znajomej zwierzy. Może to Heine?
- Nie wiedziałem, że już wstałaś – powiedział głośno, aby dziewczyna go usłyszała. Wiedział, że to ona. Był chyba zbyt wyczulony na wszelkie dźwięki. Znał te tereny na tyle dobrze, że Heine była obcym elementem dla jego uszu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

//Nagła zmiana narracji! Za utrudnienia, przepraszamy! XD
Ps. Rozkręcamy już to jakoś?

Teren Desperacji był zdumiewający. Za każdym przybyciem zmieniała się nie tylko fauna, ale też flora. Samo M3 mogłoby pozazdrościć panujących tu nowości.

Rebeliantka zrzuciła z siebie płaszcz, pozostawiając w ciepłej bluzie. Rano było już na tyle ciepło, że spokojnie można było zmienić odzienie na lżejsze. Tylko nocą, w Desperacji, wiatr pizgał nieubłaganie, przynosząc zimno z zachodu. Pozostawiła odzienie przy reszcie bagażów, przeniosła scyzoryk do kieszeni spodni, który ówcześnie gościł w kapocie i zaczęła iść ku odgłosom wody. Coś jej podpowiadało, że mężczyzna może się tam znajdować. Sama miała ochotę przepłukać usta i chlasnąć się parę razy wodą, aby wybudzić się z rannego obłędu. Dodatkowo, chciało jej się pić.
Rozmasowała skronie i splunęła flegmą, która zebrała się w jej ustach, pozostawiając po sobie gorzki smak. W końcu doszła do zbiornika, gdzie ujrzała półnagiego Łowce.
- Tu jesteś. - Rzuciła podchodząc ku brzegowi, zawahała się. Woła zdjąć najpierw buty.  - Przed chwilą, dosłownie minuta, może dwie. - Dokładnie trzy, ale kto jej to policzy? Kucnęła w miarę suchym miejscu, gdzie rosa nie zostawiła po sobie śladów tak bardzo. Zaczęła walkę z zasupłanymi sznurówkami, które za cholerę nie chciały popuścić. Walka była zawzięta, ale de facto - Łowczyni wygrała, obcinając je scyzorykiem. Położyła je niedaleko wody razem ze skarpetami, podwinęła nogawki i weszła do jeziora, na wysokość kolan. Nie miała ochoty się rozbierać i to nie z faktu, że nie było zbyt ciepło, po prostu - uważała za zbyteczne ukazywaniu swoich atutów Łowcy. Co prawda, wiedziała, że gówno go to obchodzi i prawdopodobnie nie  byłoby dla niego wielkim szokiem, gdyby nawet miała trzecią nogę. Lepiej nie wspominać, gdzie miałaby się znajdować.
Obmyła twarz i szyje, a następnie zerknęła na towarzysza.
- Niedługo ruszamy? - Zagaiła. Gdy przez pewien czas zapanowała dość niezręczna cisza. - Gdy już zerwiemy te kwiatki czy cokolwiek to jest, wracasz do M-3 czy zostajesz tutaj? - Zbliżała się do niego, spokojnie lustrując wzrokiem. Męski był. Starała się jednak okiełznać oczy i nie świdrować spojrzeniem po jego klatce. Zacisnęła usta w wąską kreskę, stojąc w miejscu, gdzie woda sięgała do kolan, nie zamaczając ubrań. Włożyła mozolnie dłonie do kieszeni, czekając na odpowiedź.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Desperacja zaskoczyłaby ją nieraz, gdyby zechciałaby zostać na jej terenach dłużej niż jeden dzień. W tym miejscu wszystko się zmieniało, niczym w kalejdoskopie. Czasem budziło się i okolica wydawała się przyjazna, by w drugim momencie za krzaków wyleciał jakiś stwór, który kłapał ostrymi zębiskami niczym u piły, tuż przed twarzą. Raz zdarzyło mu się, że obudził go jakiś warkot. Uchylił zaspany oczy i znieruchomiał. Po jego obozowisku grasowało zwierzę podobne do niedźwiedzia tyle, że połączonego z jakimś dzikiem. Nie miał innego wyjścia, jak leżeć pod płaszczem i czekać na dogodny moment, w którym mógłby to cholerstwo zabić. I zabił, parę chwil później, kiedy go obwąchiwał i trącał kłami niczym podrzędną padlinę. Dziś mieli fart. Noc była spokojna, a ogień nie ściągnął żadnych nieproszonych gości.
- Daleko nie uciekłem – mruknął przemywając twarz i ruszając w jej stronę dokładnie obserwując, jak ta sama próbuje doprowadzić się do stanu trzeźwości. Zbliżył się, stając parę metrów od niej, podnosząc wzrok ponad ramię dziewczyny. Wydawało mu się przez chwilę, że słyszy jakiś stukot. Ponownie wrócił wzrokiem na swoją towarzyszkę i nawet nie wiedział, kiedy położył jej rękę na ramieniu. Zdziwiony własną reakcję, cofnął dłoń.
- Mh, zostaję tutaj.  Prawdopodobnie. Do miasta nic mnie nie sprowadza – odparł chcąc jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Dawno nie miał kontaktu fizycznego z kobietą i wszelkie przekraczanie granic było dla niego na powrót nowe. Zapomniał zapachu kobiecego ciała, kształtów.
- Co tak nagle zainteresowałaś się moim losem? – Zrobił krok w przód. - Hm? – Stanął tuż przed nią, błądząc wzrokiem po jasnej cerze, na której nie potrafił się doszukać żadnego znamienia. Odgarnął jej kilka niesfornych pasm włosów za ucho i nachylił się nad nim cicho szepcząc.
- Gotowa? Wyruszamy. – Wyminął ją bez słowa, ale cień uśmiechu błądził mu po ustach. Był zbyt zadowolony z siebie.
Wyszedł na brzeg, odwracając głowę przez ramię i dostrzegając w wodzie jakiś mocniejszy ruch. Nie było mocnego wiatru, który wprawiłby tafle wody w leniwy taniec. To było coś większego, mocniejszego. Pod powierzchnią.
-  Czwórka! Wychodź szybko! – krzyknął, mając nadzieję, że dziewczyna go usłucha. W końcu teraz wcale, a wcale nie żartował. Coś złapało ją za kostkę obwiązując ją śliskim ogonem. Szarpnęło. Zachwiało równowagą dziewczyny. Teraz tak naprawdę od niej wiele zależało. Mogła próbować się szarpać, jednak ogon mocniej zaciskał się na jej kostce, bądź dać się wciągnąć pod wodę i utopić. Żadna z decyzji nie była dla niej optymistyczna.
Vidan zaraz złapał za swój nóż. Oczywiście mógł nim rzucić, gdyż zawsze trafiał w cel, jednak tym razem cel był niewidoczny i cholernie ruchomy. Wskoczył do jeziora, zbliżając się do Łowczyni, wyciągnął do niej rękę.
- Złap się! – Złapał w zęby ostrze noża, w razie gdyby dziewczyna miała przyjąć jego pomoc.[/b]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zerkając ku Łowcy, przeczesała włosy z lekka wilgotną dłonią. Co prawda myła włosy całkiem niedawno - przed podróżą, lecz już zdążyły się zakurzyć i straciły swoją świeżość. Nie miała jednak ochoty męczyć się z nimi i lekko je zmierzwiła wodą. Dodatkowo mokra głowa nie była zbyt dobrym połączeniem z wietrzną pogodą. Cztery nie chciała nabawić się jakiegoś choróbska i skonać przed powrotem do siedziby rebeliantów. Dziewczyna chciała umrzeć w bardziej widowiskowy sposób, a jeżeli zwykły katar.
Usatysfakcjonowana odpowiedzią kiwnęła głową i wróciła do obmywania zmęczonej twarzy. W wodzie wychwyciła swoje odbicie, któremu posłała ponury uśmiech. Nie wyglądała źle, wręcz można uznać, że Łowczyni była dość ładna, wszystko zależy od gustu. Długie, smoliste włosy, szmaragdowe, przenikliwe ślepia i szereg, śnieżnobiałych zębów, które rzadko kiedy odsłaniała w szczerym uśmiechu. Tak, z pewnością nie zaliczała się do grona kreatur z Desperacji. Przyglądanie jednak zakłócił nagły dotyk bruneta.
Wzdrygnęła się.
Gdy Vidan zabrał dłoń z jej ramienia, delikatnie odwróciła się ku niemu. Sądziła, że spotka się z wyjaśniem tego, bądź co bądź, całkiem przyjaznego gestu. Oczekując zdążyła unieść wypielęgnowaną brew ku górze i założyć ręce pod biust, jednakże towarzysz szybko zmienił temat. Sama nie chciała go drążyć, dlaczego? Cóż, podobno niedostępność u kobiet jest cechą pozytywną, ponieważ mężczyzna jest zdobywcą i... bla, bla, bla. Niestety, Czwórka osiągnęła perfekcje w odstraszaniu, niż przyciąganiu ich do siebie.
- Cóż... - Zaczęła niepewnie. - ... załóżmy się, że jesteś lepszy, niż myślałam. - Rzuciła zadziornie, a przez twarz rebeliantki przemknął figlarny uśmiech. - Chyba zachęciły mnie słodkie słówka, które mówiłeś przez sen, "O Heine, he...". - Przerwała, gdy Vidan zaczął błądzić spojrzeniem po jej twarzy, aby zaraz po tym odgarnąć kilka kosmyków, które toczyły wojnę, aby uprzykrzać życie dziewczynie. Stała nieruchomo podczas kiedy dłoń mężczyzny delikatnie musnęła jej policzki. Delikatnie rozchyliła usta, ale nic nie mogła wydusić, wargi delikatnie zadrżały. Lekko speszona odwróciła głowę, gdy towarzysz zbliżył się jeszcze bliżej. Zacisnęła pięść. Wyszczekana Czwórka miękła, podczas jakiejkolwiek bliskości. Dawno już nikogo nie miała, a więc można uznać, że straciła formę.
Wyruszamy.
Teatrzyk pod tytułem " Szybki romans", dobiegł końca. Jak nazwa wskazuje nie trwał długo. Heine wypuściła kłębiące się w płucach powietrze, które nieumyślnie wstrzymywała. Serce, które zatrzymało się na kilka sekund, ponownie zabiło własnym tempem. Postanowiła szybko wyrzucić to z głowy, za bardzo przeżywała takie sytuacje.
Odprowadziła go wzrokiem, sama zbierając się do wyjścia z wody. Jeżeli mieli już ruszać, wolała nie sprawiać problemu. Musiała jeszcze "pobawić" się z butami, których pozbawiła sznurówek. Tak czy siak, zawróciła w kierunku brzegu i już miała zacząć kierować się w jego stronę, gdy usłyszała okrzyk Łowcy. Przeniosła na niego mozolnie wzrok.
- Co się sta...  - Nie zdążyła dokończyć. Tajemnicza istota owinęła się wokół jej kostki, wprawiając w chwilowe osłupienie. Gdy już po kilku sekundach Heine odzyskała jasność myślenia, wtem nieznajome monstrum niespodziewanie szarpnęło. Zachwiała się. Nie wiele brakowało, aby przeżyła bliskie spotkanie z kreaturą w jej wodnej toni. Zebrała siły i mocno pociągnęła, jednak niezidentyfikowane COŚ, gdyż było to dobre określenie na desperackie stworzonko, zaciskało się coraz bardziej, zaczynając sprawiać ból. - Kurwa! - Przeklęła szamocąc się. Istota nie ustępowała i ciągnęła w kierunku głębin, aby tam dokończyć zabawę z Łowczynią, ta jednak nie miała zamiaru się poddawać. Prawie udało się jej wyścignąć, lecz gdy jedna z macek puściła, druga chwyciła ją w to same miejsce.
Złap się.
Z szamotaniny wyrwał ją męski głos. Szybko zerknęła w jego kierunku, aby nie stracić czujności. W każdej chwili COŚ mogło zaatakować z podwójną siłą i pozbawić życia dziewczyny. Nie widziała w końcu napastnika, a po drugie wolała zginąć w bardziej imponujących warunkach, spełniwszy swoje postanowienia. Niby mężczyzna powinien zbudować dom, posadzić drzewo i spłodzić syna, ale co chciała Cztery? Było to owiane tajemnicą.
- Mhm.. - Wyrzuciła z siebie. Resztkami sił skoczyła ku Vidan'owi, oplatając rękami jego szyje. Starałam się robić to na tyle delikatnie, aby go nie obciążać, ale i tak nie mógł uleć szarpnięciu, które wywołał głębinowy stwór. - Odetnij go! Utnij! - Zawołała, podciągając nogę jak najwyższej. Wzdłuż kostki, a następnie całej łydki, wiła się pomarańczowa macka, sprawiająca, że część ciała, którą uraczyła swoją obecnością zaczęła sinieć.
Wszystko pozostawało w rękach Łowcy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ten dzień za dobrze się zaczął, aby mógł się tak samo skończyć. Zawsze musiało się coś stać, co zachwiałoby równowagę we wszechświecie, inaczej to byłby dzień stracony. Pieprzone stwory! Cholera Desperacja, zaskakuje w najmniej oczekiwanym momencie. Zamknął oczy i wziął ciężkich oddech. Szybka reakcja była w tej sytuacji wskazana, dlatego też bez cienia zawahania zrobił to co powinien – zareagował.

Wiedział, że coś jest nie tak od samego początku, jednak w momencie, kiedy macka oplątała szczupłą kostkę Heine zdał sobie sprawę, że ich położenie jest fatalne. Wparował do wody, łapiąc ją w ostatnim momencie za rękę, kiedy stwór mocniej szarpał Łowczynię w stronę głębin. Trzymany nóż w zębach zazgrzytał gotów do użycia, a jedna z obu zajętych dłoni zaswędziała, aby w końcu wykorzystać go do właściwych celów. Ocenił i przeanalizował trafienie. Szamotanie i ruszająca się to w te, to w tamtą stronę noga dziewczyny, wcale mu nie pomagała. W końcu nie chciał przeciąć jej kości. Zdecydował się. Sprawnym ruchem złapał za nóż i przeciął mackę. Szarpnął Heine do siebie, szybko wycofując się z nią w stronę brzegu. W skali od jeden do dziesięć jakie było prawdopodobieństwo, że się nie wywalą? Zerowe. Kiedy tylko poczuł twardy grunt pod nogami, potknął się o wystający kamień i poleciał w tył. Pociągnął ją za sobą, ciężko oddychając. Spojrzał w niebo i głośno parsknął pod nosem.
- Mieliśmy fart. Inaczej byłabyś pokarmem dla ryb – zerknął w bok na dziewczynę, obserwując jej profil. Włosy mu oklapły, a kilka niesfornych kosmyków przylepiło się do czoła. Starł resztki wody z twarzy wierzchem dłoni dając im jeszcze chwilę na złapanie oddechu. Nie mogli leżeć tu w nieskończoność, zwłaszcza, że tym hałasem mogli ściągnąć uwagę innych leśnych milusińskich. Nie miał ochoty na wypruwanie flaków przed śniadaniem, ponadto mieli przed sobą długą drogę, a każdy dzień zwłoki był kolejnym nożem w plecy. Vidan swoje misje zawsze wykonywał bardzo szybko i sprawnie. Jego pracoholizm ukazywał się nawet w ekstremalnych warunkach i niestety osoby będące w jego towarzystwie musiały niestety podzielać ten zapał.
- Okej, wstawaj. Musimy się zbierać. Pewnie i tak już ściągnęliśmy na siebie jakieś zwierzę – mruknął podnosząc się na łokciach. Otrzepał się z piachu i pomógł jej wstać. - Jak kostka? – zagadnął pokazując ruchem głowy i wzbijając wzrok we wskazane miejsce. W końcu jeśli coś się jej stało to daleko nie zajdą. W najgorszym wypadku będzie musiał ją nieść, a to wiąże się kolejnymi opóźnieniami i trudnościami. Będzie musiał częściej mieć przerwy i dłużej wypoczywać. Nie zakładał najgorszego, gdyż posępne myśli były mu najmniej potrzebne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach