Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Pisanie 20.10.13 0:50  •  Pokój 13 Empty Pokój 13
Pomieszczenie znajdujące się na pierwszym piętrze. Nie jest specjalnie wielkie, jednakże nie można go również nazwać klaustrofobicznym. Ot, zwyczajny pokój, choć krąży pogłoska, że jest jednym z tych większych i bardziej zadbanych. Ściany w dość jasnych odcieniach szarości, nieco obdrapana, drewniana podłoga, której barwa to prawdopodobnie brąz, choć po latach użytkowania ciężko to stwierdzić. W standardowe wyposażenie pokoju wchodzi materac, kilka szafek, mały stolik i dwa krzesła przy nim. Posiada własną łazienkę, w której często leci nawet ciepła woda z kranów.


Blondyn stracił orientację w tym, co się dzieje tuż przed wejściem do hotelu. Płytkie, szybkie wdechy nie dostarczały tyle tlenu ile potrzebował jego organizm, a to jeszcze bardziej go osłabiało. Oddychał prawie jak ryba wyjęta z wody i to już od dobrych dwudziestu minut. Musiał odczepić się od swojej podpórki, jaką był Lentaros, ale natychmiast przylepił się do jakiegoś innego androida, żeby tylko nie zaliczyć bliskiego spotkania z podłogą. Odwrócił głowę z zamiarem spojrzenia na robota, którego tu przyprowadził, jednak prawie nic nie widział. Opuścił więc łepetynę i dał się prowadzić do pokoju. Musiał wyglądać żałośnie, skoro stwierdzili, że powinien się przynajmniej trochę obmyć przed przybyciem Ferre. Maszynom jednak łatwo powiedzieć, prawda?
Kiedy Arthur razem z dwójką androidów z funkcjami obsługi hotelowej weszli do pomieszczenia, kurdupel przestał opierać się o robota. I był to błąd, gdyż pociemniało mu nagle przed oczami i runął na ziemię. A raczej runąłby, gdyby android go w porę nie złapał i nie położył bezpiecznie. Gadzi odzyskał przytomność po kilku minutach, otwierając nagle oczy i zaczerpując głębszy łyk powietrza. Od razu syknął jakby z bólu i przygryzł wargę. Zobaczył nad sobą lekko rozmazany kształt, który można było skojarzyć z twarzą. Słowa dotarły do niego dopiero po dłuższej chwili. Były powtórzone kilkukrotnie, wyraźnie czekając, aż Adrich wreszcie odpowie. Chłopak zmrużył oczy i kiwnął niemrawo głową. Android proponował pomoc w umyciu się, a blondyn po prostu wolał nie zabić się próbą pójścia gdziekolwiek w samotności.
Wstał z dużą pomocą robota. Wężowaty zerknął po pokoju, ale nie mógł dostrzec żadnego kształtu oznajmiającego o obecności drugiej maszyny. Najwyraźniej android wyszedł, gdy był nieprzytomny. Zielonooki objął towarzysza nieco mocniej, próbując oddychać nieco spokojniej i w miarę możliwości głębiej. W łazience, znów z pomocą istoty mechanicznej, rozebrał się od pasa w górę i zdjął prowizoryczny opatrunek, który zrobiła Grapevine w barze. Zaraz po tym dość mocno oparł się o towarzyszącego mu robota, który pomógł mu w obmyciu rany czystą, nieco chłodną wodą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.11.13 12:59  •  Pokój 13 Empty Re: Pokój 13
W Czarnej Melancholii nie istniało odrzucenie. To miejsce zabiegało o uwagę i obarczało każdego odpowiedzialnością za grzechy. Tutaj w harmonii splatała się miłość i nienawiść – jak dwie różnobarwne nitki, cerujące starannie dziury w skarpecie uczuciowego izolatora. Dlatego rozbrzmiewały tutaj najczulsze słowa i najgorętsze przekleństwa. Myślę, że ten splot skrajnych emocji był jedną z głównych przyczyn, dla których hotel tętnił życiem. Dla których Śmierć tętniła życiem.

Lux uchylił drzwi pokoju i postawił delikatnie stopę na zniszczonym, postrzępionym dywanie. Przemknął bezszelestnie, nie zarysowując nawet cieniem zmaltretowanej podłogi. Ostrożnie sunął ku łazienkowej framudze. Wśród wszechobecnego zapachu intruza wyczuł jeszcze soczystą woń nadchodzących zdarzeń.
Trzask! Przeżarte korozją zawiasy nie wytrzymały pchnięcia. Delikatna klamka skruszyła się w palcach i spadła na posadzkę z przeraźliwym, metalicznym krzykiem. Drewniane wrota stanęły otworem.
Badawczo, chociaż nie napastliwie, raczej dyskretnie i uważnie zlustrował zgromadzonych. O ile androida otaksował przez chwilę równą jednemu wydechowi, o tyle swoje nieruchome, poważne, surowe, jak zawsze głębokie gałki utkwił na dłużej w obecnym tutaj Adrichu. Nie uwodzicielsko, lecz twardo, nieustępliwie i serdecznie. Z ukontentowaniem podziwiał wrażenie, jakie budził przy każdym kontakcie.
- Witaj, Arthurze. – rzucił rozerotyzowanym tonem, wpatrując się w jego roznegliżowaną sylwetkę.
Wbijał wzrok w chłopaka tak, jak rozjuszony Bóg Seksu wbija swojego nabrzmiałego członka w wilgotną pochwę półprzytomnej niewiasty.
To był moment, w którym zmechanizowany kamerdyner przestawał istnieć. Dosłownie. Wstrzymywał czynności, jakby gnany swoim elektronicznym przeczuciem.
Po chwili pospiesznego marszu przez roztrzaskane kafelki, Szablozębny poczuł wreszcie, jak strugi wody spływają po jego ciele, mocząc ubranie i lepiąc je do rozgrzanego torsu.
Przylgnął. Przycisnął blondyna do zimnych, naściennych płytek, krępując jego nadgarstki własnymi rękoma.
Iskry wirowały coraz mocniej w stalowych tęczówkach, mogłoby się zdawać, że tańczą wokół czarnej jak smoła źrenicy, więc Jeździec zmrużył oczy, pozwalając blaskowi pląsać w kierunku Wymordowanego i ciągnąć się za nim bladym widmem uciechy. Chciał, by jego chwilowy partner czuł, jak ta błoga esencja światła przesącza się do jego marzeń, jak zasnuwa sny mgłą, oddala wspomnienia i rozpływa się po plecach rozkosznym chłodem, pozostawiając wzdłuż kręgosłupa pasmo niepokornych dreszczy.

- Wybacz nagłe wtargnięcie. – opuścił głowę, wyrażając z gruntu udawane ubolewanie nad własnym nietaktem. - Musiałem jednak przybyć, by opatrzyć Twoje rany. Na szczęście w porę zdążyłeś. Nie mogę ścierpieć, że krzywdzi Cię ktoś inny...
Poza mną... – dokończył już w myślach z odrobinką złośliwego chichotu. Błyskawicznym ruchem zdarł z karła resztę ubrań i bandaży, korzystając z możliwości nadanej przez stan osłabienia i liczne rany. Opętany niezdolny do protestu i obrony. Niezdolny do podjęcia jakiejkolwiek skutecznej próby oswobodzenia się, wyzwolenia spętanych kończyn.
Poczucie wolności to istna złuda, to świat niekończącego się witrażu, formowanego z drobnych niedomówień i kłamstw. Jest jak kamień rzucony w przepaść bez dna... gdyby można było choć na sekundę złapać oddech, zamknąć oczy i wyjść z klatki.

Złamane żebra zrosły się, a rana cięta na klatce piersiowej znikła, jak kropla spływająca po płaskiej tafli szkła. Zadrapania przepadły w czeluściach jeszcze nie tak odległej przeszłości. Ferre szarpnął niedelikatnie kudły zielonookiego, wyrywając z jego głowy kilka pojedynczych włosów.

- Widzisz? Zdrowy jak nigdy! - zaśmiał się i odstąpił. Prędkim tempem przemierzał łazienkę, spoglądając w brudne odmęty chłodnej, wilgotnej przestrzeni. Zatrzymał się przy wyjściu i przeleciał Ratlerka  napastliwym spojrzeniem od stóp do głowy, zatrzymując je nieco dłużej na jego kroczu i twarzy, jakby te dwa miejsca mogły powiedzieć o człowieku wszystko.
- Robi wrażenie... - skomentował tajemniczo z perfidnym uśmiechem.

- Czy to rozsądne używać mocy zaprzeczenia obrażeń? W końcu...
- Nie, nie ma takiego ryzyka. Tak szybka regeneracja mogła odbyć się albo poprzez zaawansowaną sztukę leczącą, albo poprzez skomplikowaną magię czasoprzestrzenną. Zgadują, że w ostateczności to właśnie stanie się obiektem analizy, a nie tajemnicze zaklęcie zaprzeczenia, o którym jeszcze nikt przecież nie słyszał.
- Niosący Światło zgasił Nadzieję. Tym razem udało mu się to nader szybko i nader sprawnie. Czyżby przez dopisujący humor?

- Uważaj na siebie, Arthurze. W pokoju znajdziesz obiecaną zapłatę i nowe, czyste ubrania. – oznajmił głosem uprzejmym, ale bez krzty protekcjonalności. Zaraz później zniknął w ezoterycznym nieistnieniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.11.13 19:31  •  Pokój 13 Empty Re: Pokój 13
Nie wiedzieć czemu, ale Arthur nigdy nie przepadał za Czarną Melancholią. To miejsce było dla niego obce, sztuczne, mało naturalne. Z jednej strony trochę obdrapane, ale z drugiej nadal był to prawdopodobnie jeden z najlepiej trzymających się i najbogatszych budynków w Desperacji. Blondyn jakoś stronił od nadmiernego przepychu. A może nagromadzenie ludności? Wbrew pozorom, wielu prawie-martwych przybywało do tego miejsca. Również anioły przybywające w te ponure strony wybierały najczęściej ten hotel zamiast ryzykowania spaniem pod gołym niebem, w ciemnej uliczce lub u pierwszej lepszej osoby. A może to chodziło o całkowicie co innego? Po prostu Koszmarkowy czuł się tu nieswojo, źle. I choć przywykł do warunków mało komfortowych, tak tutaj jego psychika po prostu sobie nie radziła. Chciał uciec, instynkt węża podpowiadał mu zaszycie się w jakimś ciemnym, ciasnym zakątku.
W chwili obecnej, zielonooki był półprzytomny. Stał w miarę prosto tylko dzięki androidowi, który w sumie robił za niego wszystko. Dlatego też na początku nawet nie zwrócił uwagi na wtargnięcie kogoś. Z mocnym opóźnieniem odwrócił głowę w kierunku głosu. Brzmiał znajomo, powietrze zapachniało tą trudną do zidentyfikowania wonią. Długi, wężowy język wysunął się na ułamek sekundy. Dla upewnienia.
- Ferre... - wymamrotał próbując oddychać spokojnie i lekko się uśmiechnąć. Całe szczęście, blondyn nie był w stanie zobaczyć wyrazu twarzy Pradawnego. Jego reakcja na ten wzrok mogła być naprawdę różna. Od łagodnego zignorowania po odwzajemnienie spojrzenia. A tak... Egzystował sobie w błogiej nieświadomości. Nie musiał znosić tego wzroku, widoku wyrazu twarzy Luxferre. Po prostu tam byli. Nic więcej.
A tak by się mogło wydawać.
Reakcje Arthura były trochę spowolnione, tak więc na początku praktycznie nie zauważył zbliżania się sporego kształtu, jakim był Nosiciel Światła (Lampka, hue). Tak naprawdę zrozumiał, że coś jest nie tak, kiedy android go puścił i musiał stać parę sekund kompletnie zdany na siebie. Całe szczęście nie zdążył paść na kafelki, bo po prostu nie miał do tego okazji. Ściana nagle uderzyła go w plecy, wywołując mimowolne syknięcie, gdy któreś ze złamanych żeber przemieściło się o parę centymetrów w stronę niepożądaną. Wężowy nieznacznie osunął się po ścianie. Na tyle, na ile pozwalała mu przygważdżająca bliskość ciała anioła, czyli niewiele. Patrzył na niewyraźną twarz mężczyzny, unosząc nieco głowę. Nie miał pojęcia, co się dzieje i dlaczego Ferre jest tak blisko. Przecież wykonał swoje zadanie, prawda? A opatrywania ran raczej nie robi się poprzez jeszcze większe męczenie nadwyrężonych nadgarstków.
Nie spodobało mu się pozbawienie reszty ubrań. Do tego stopnia, że przygryzł lekko dolną wargę i odwrócił głowę, przymrużając gadzie ślepia. Nieświadomie wstrzymał również oddech. Prawie ślepi (nie)ludzie dzięki bogom wszelakim nie zauważali wirowania obrazu. A przynajmniej nie w takim stopniu, w jakim widzieliby to zdrowi. Nie na długo jednak musiałby się martwić takim stanem, bo choć wyrwania włosów w ogóle nie poczuł, to syknął niczym rozjuszona kobra. Gardłowo, niczym prawdziwy wąż. Włosy były jednym z jego czulszych punktów, przedmiotem kultu wręcz. I strefą erogenną, o czym całe szczęście niewiele osób wiedziało. Przez to syknięcie uświadomił sobie, że może swobodnie oddychać, nieznośne mrowienie w klatce piersiowej nagle zniknęło, czuje się lepiej. Zaczął oddychać normalnie, choć ciągle dość ostrożnie. Uniósł rękę i przesunął palcami po żebrach. Równe, proste, żadnych złamań, krzywości niepożądanych. Z lekko rozchylonymi wargami znów macnął się po miejscu, którego wcześniej wolał nie dotykać, tym razem znacznie mocniej. Jasna skóra ugięła się delikatnie pod naporem palca, jednak żadna kość nagle jej nie przebiła. Całkowicie zdawał się ignorować fakt swojej nagości i tego, że w łazience poza nim są jeszcze dwie osoby. Przynajmniej póki nie usłyszał czegoś o wrażeniu.
Uniósł jasną łepetynę i zerknął w kierunku anioła. Cienkie brwi powędrowały nieznacznie w górę w geście wyrażającym nieme pytanie. Niby co tak bardzo "robiło wrażenie"? W końcu przymrużył lekko prawie niewidzące ślepia i odwrócił głowę w kierunku androida, zaraz po tym, jak zapach Ferre przestał być tak silny. Uśmiechnął się ciepło i podziękował za pomoc. Poszedł do pokoju, gdzie szybko się ubrał. Pracownik hotelu podał mu wynagrodzenie. Arth szybko wyciągnął z kieszeni płaszcza telefon, napisał coś do kogoś, odebrał zapłatę i wyszedł. Zadanie wypełnił, więc nie miał po co tam siedzieć. Szczególnie, że znów czuł się dobrze.

[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Pokój 13 Empty Re: Pokój 13
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach