Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Taki głęboki tytuł, wow.
Miejsce: Desperacja. Być może nawet dojdzie do próby wbicia się na Eden.
Czas: Rok, może nawet dwa wcześniej.
Kto: Ethel i Chiyo. Będzie impreza.


- Coo za nudny dzień.
Informatorka pozwoliła sobie nawet ziewnąć. Nie było jednak w tym niczego dziwnego... Przesiadywanie na pustyni przy pojedynczej, mocno pochylonej ścianie, która idealnie robiła za oparcie dla Twoich pleców to raczej żadna radocha. A Eth ostatnio nie mogła narzekać, że ma nawał pracy. Wręcz przeciwnie - nikomu się nie spieszyło, aby wrzucić do jej ślicznej skrzyneczki jakiś ładny liścik. Nawet jej znajomy zielarz niczego nie potrzebował. Dobrze wiemy, że poza tym nie ma co innego do roboty, jak unikanie wojska i spotykanie randomowych osób na tym jakże przyjaznym terenie.
Nic, tylko zapłakać.
Dlatego też Ethel spoglądała sobie na niebo, leżąc na jej ulubionej ściance. Czasem dobrze się przewietrzyć, poleżeć na dworze. A deszczu ostatnio ni widu, ni słychu, więc utrudnień na drodze nie było, można jechać dalej. Ale to i tak nie sprawiało, że Sabi miała coś do roboty. Gapienie się na dzikie niebo i liczenie tłuściutkich baranów z mordami znajomych, których chciała ukatrupić za życia (szkoda, że nie wyszło) też robiło się po godzinie nudne.
- Czekaj, na ilu ja stanęłam. - rozbudziła się po jakiejś chwili, po czym spojrzała na niebo z miną naburmuszonego dziecka - Nie pamiętam. Od początku. Jeden tłusty baranek z mordką Goryla.... Drugi tłusty baranek z mordką Goryla...
Szkoda, że nie miała czym zagrać w golfa. Jej ukochany łom, który zawsze miała przy sobie, był jak zwykle w gotowości, mogło się udać. Nie było tylko czym grać, a więc i ten pomysł na rozerwanie się nie działał. Taki urok bycia neutralnym... Nie ma znajomków z grupki, z którymi mogłaby rozwalić miasto. Ale nie spieszyło jej się do zabawy z tymi ludźmi. Dopóki oni nie próbowali jej zabić, ona trzymała się z daleka i nie psuła im zabawy na tych terenach. Choć była świadoma, że kiedyś się przeliczy ze swoją, khem, dobrocią i za miło nie skończy. Dopóki jednak do tego nie dochodziło - można korzystać ze świętego spokoju.
Wymordowana przymknęła oczy, co jakiś czas doliczając kolejnego baranka. Jak tak dalej pójdzie, to zaraz uśnie. Czasem naprawdę by chciała, aby ktoś się pojawił i wyratował jej z tego morza wiecznej nudy. Szkoda tylko, że była taką jednostką, dla której znalezienie jakiegoś bliższego znajomego to był wyczyn. Co dopiero miałaby siedzieć w grupie ludzi. Z tego, co pamiętała, za życia była troszkę bardziej społeczna...

Spoiler:


Ostatnio zmieniony przez Ethel dnia 04.02.15 12:46, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

O Chiyo:

Dzień jak co dzień. Już dłuższy czas nie wychodziła z Kryjówki, będąc śmiertelnie zajętą sprzątaniem, usługiwaniem i wszystkimi innymi pierdołami, których nikt, tak na dobrą sprawę, nie dostrzegał. Traf chciał, że wszystko jednak w jakiś (na razie pośredni) sposób się opłaciło - otóż pewnego dnia podając herbatę posłyszała coś o jakiejś “tatrii”. Co wiedziała? Niewiele. Nieprzydatna mała sowa. Nigdy by się nie przejęła taką informacją, gdyby ostatecznie jeden z niezadowolonych członków nie wyjął zza pazuchy najsłodszego stworzonka na świecie, jakie Chiyo kiedykolwiek dane było zobaczyć - ogromne oczyska, w których źrenice praktycznie zakrywały złote tęczówki, cieniutki pisk i te piękne, puszyste ciałko o beżowych piórkach. Nie mogła się oprzeć pytaniom, jak cisnęły się na jej usteczka - skąd, gdzie, kiedy, jak, co. Wszystko wiedziała. Co, gdzie, kiedy, jak i skąd. I była wręcz pewna, że ugłaskanie jednego z takich pięknych stworzonek wcale nie będzie wyzwaniem.
Wyruszyła następnego dnia o świcie - odziana w kwiecistą, lekką sukienkę w kolorze lawendowym, ozdobioną stokrotkowym motywem i beżowe baletki (jeszcze nie była świadoma, jak idiotycznym pomysłem było ubranie się ładnie, a nie stosownie). Dreptała tak już dłuższy czas, w rzeczywistości nie mając pojęcia, gdzie znajduje się jej cel. “Lasy w Edenie” - tak jej powiedziano, ale równie dobrze można było nazwać TO miejsce Urbaturbamoburkowem, a Chi miałaby tyle samo pojęcia o jego położeniu, co o położeniu tego raju aniołów. Mimo to nie zamierzała się poddać i szukając osoby, która byłaby na tyle miła, by wskazać jej kierunek, przemierzała niezmierzone krainy Desperacji.
I tu też dotarła do pustyni. Choć piach sypał jej się do bucików i niemiłosiernie obcierał delikatne stopy, choć nie raz już zdążyła wyrżnąć prosto na twarz, wciąż pozostawała niezłomna w swoim celu i brnęła naprzód. Ostatecznie na horyzoncie zamajaczyło kilka ruin budynków, które niegdyś stały w tym miejscu w pełnej okazałości. Szeroki uśmiech rozjaśnił twarz dziewczyny, która natychmiast przyspieszyła kroku, a już po chwili znalazła się nad głową Ethel. Zaabsorbowana nieznajomą, cichutko szepnęła, żeby, przypadkiem, jej nie obudzić:
Przepraszaam... – Przykucnęła przy boku nieznajomej, lekko dotykając jej policzka. – Nie wiesz, gdzie jest jakiś las w Edenie? Potrzebuję pomocy, bo... – oho, zaczyna się opowieść – ... tam są takie super urocze ptaszki i ja bym bardzo chciała się z takim zaprzyjaźnić. A ktoś mi powiedział, że znajdę je w “Edenie”, a nawet nie wiem, gdzie to, czy pomogłabyś mi wyjść z pustyni? – Fala słów, które zasypały Informatorkę mogła być nieadekwatna do statusu ich znajomości (równego w sumie nic), ale cóż poradzisz? Idioci tak mają.


Ostatnio zmieniony przez Chiyo dnia 03.02.15 22:42, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cały czas się zastanawiała, jak to tylko skończy się dzień, zacznie następny, a ona nadal będzie tu tkwić, nie wiedząc, co może ze sobą zrobić. Ostatnio serio myślała o jakimś mini-napadzie na Eden, czy coś. Anioły stamtąd nie wywalają, a zyskała ostatnio całkiem dużo obiecujące namiary na ten cały Raj. Problem w tym, że nie chciało jej się iść tam samemu, żeby pomylić się i wracać z niezadowoloną miną, czy zgarnąć ten cały opierdziel.
Cholera wie ten świat, może trafi się ktoś, kto będzie go szukać. A wtedy będzie już jakaś wymówka, żeby ruszyć leniwe cztery litery i coś zrobić. No właśnie, w tym też był problem. Nawet jak znajdzie kilka powodów i chęci, to nadal lenistwo może ją pokonać. Bardzo pozytywnie.
W końcu jednak ktoś się musiał nad nią zlitować - choć rzadko ją witano tak cicho i spokojnie. Przyzwyczaiła się już do rzucania się na nią w stylu "EJ TY WYSKAKUJ Z FORSY JAK MASZ", czy coś w ten deseń. A tu proszę, szept, pacnięcie i zero skakania. Ethel aż się wysiliła na w miarę nienaburmuszone spojrzenie.
- Eden...? - powtórzyła, podnosząc się powoli, po czym wsłuchała w historię nieznajomej. Eden, Eden, jakieś fajne ptaszki, gdzie to jest. W sumie nic nowego, ale lepsze było takie zalanie falą słów z nadzieją, że ona wie, gdzie to jest i jak znaleźć te "ptaszki", jak gdyby miała tutaj siedzieć kolejne x godzin. Wymordowana wyciągnęła się, przymykając oczy, po czym na szybko spojrzała do swojej książki, aby poznać nieznajomą.
Chiyo, Wymordowana. Zagrożenie niskie.
- Mówiąc "ptaszki z Edenu" wnioskuję, że chodzi Ci o tatrie, tak? - zapytała ze swoim wszechobecnym przymułem i lekkim brakiem przejęcia, jak to zawsze ona - Nie jest aż tak daleko, choć nie mam pewności, czy moje informacje są na 100% pewne, Chiyo. Tak, znam Twoje imię, bo tak. A ja jestem Ethel, jakby co. No dobra...
Sabi złapała lewą ręką za łom, po czym wreszcie się podniosła. Następnie przyjrzała się otoczeniu, jakby upewniała się, w którym kierunku powinny pójść, aby trafić do Edenu. Kij, że wyglądała niewiele lepiej od niejednego zagubionego człowieka, który w każdej chwili mógł zginąć z powodu wirusa, długi to długi. Jak znajdą te cholernie tatrie, to może ta chwilowa znajomość się na coś przyda.
- Swoją drogą, wiesz, że jedyne co potrafią, to ładnie wyglądać?Przynajmniej w zamian przy oswajaniu jedyną trudnością jest namówić je, żeby się do Ciebie zbliżyły. A potem szpanujesz ziarnami owoców, czy tam zbóż... I mam nadzieję, że ten "ktoś" Ci o tym wspomniał po drodze.
Wolała o takich rzeczach wspomnieć jeszcze zanim się zbliżą do tereny aniołów. Gdyby potem musiała wysłuchać biednych historii typu "Boże, ja nie wiedziałam, ja tego nie mam", to by się chyba rozbiła o najbliższe drzewo. Chwilę potem kiwnęła do siebie głową i powolnym krokiem ruszyła w wybrany przez siebie kierunek, sygnalizując dziewczynie ręką, żeby poszła za nią.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W przeciwieństwie do Ethel, Chiyo była w 97% pozbawiona jakiegokolwiek zdrowego rozsądku, pakując się gdzie tylko mogła i jak mogła - drzwi, okna, płoty (zdecydowanie preferowała jednak kominy) nie stanowiły dla nie najmniejszego problemu, choć ze swoim pseudo-sprytem niekoniecznie cokolwiek jej wychodziło. Tradycyjne pocieszenie? Następnym razem będzie lepiej! Ani razu nie czuła się długoterminowo zawiedziona swoim niepowodzeniem, które raz-dwa odchodziło w niepamięć na rzecz nowego, dużo bardziej interesującego. Rzecz jasna nie skazywała tej wyprawy na porażkę - wręcz przeciwnie! Była pełna nadziei i absolutnie NIC nie mogło się nie udać, bo uparcie wierzyła, że sama wiara załatwia wszystko.
Cóż, nie załatwia.
Ale załatwić mogła fioletowowłosa dziewczyna, którą napotkała Chiyo. Szeroki uśmiech wciąż przecinał jej twarz, kiedy wpatrywała się natarczywie w twarz nieznajomej; niejeden uznałby to za niegrzeczne, ale każdy, kto poznał Chi choć w niewielkim stopniu wiedział, że wszelkie maniery usuwały się w kąt na rzecz słodyczy (może czasem jej nadmiaru), uroku osobistego i przesadnego kontaktu fizycznego, lecz i to miało swój czas, momentami znikając w miejsce ponownej powagi. Nie teraz. Teraz Shinohara była oczarowana kolorem włosów i głosikiem nieznajomej, jednak gdy ta otworzyła oczy, brunetka natychmiast zerwała się z ziemi i skłoniła w pół, składając dłonie na kolanach. Zaraz po tej czystej formalności podniosła głowę w milczeniu; czuła, że poszło zbyt łatwo, a te niecałe 5 lat w Desperacji nauczyło ją, że nie każdy jest tak miły, jak wskazują na to pozory. Dlatego bez słowa skinęła głową, uśmiechając promiennie - przecież nie mogła dać się ponieść negatywnym emocjom!
Wyczekujący wzrok spoczął na przedziwnej książce, do której zajrzała Ethel. Cóż to takiego było, że musiała teraz akurat spojrzeć do środka? Może miała tam coś o tych ptakach i mogła jej powiedzieć, gdzie powinna się udać? A może była to encyklopedia, w której zapisana była nazwa stworzenia, której Chiyo nie zdołała zapamiętać? Niezależnie od tego, czego tak naprawdę chciała dowiedzieć się Sabi, Shinohara była zadowolona i zdziwiona, kiedy uzyskała odpowiedź. Na pierwsze pytanie odpowiedziała energicznym ruchem głowy, ale gdy tylko usłyszała z ust kompletnie nowej dla niej osoby swoje imię, jej twarz przybrała wyraz wszechobecnego zdziwienia, a drobne usteczka rozwarły się lekko, podczas gdy ciemne oczy świdrowały ją w osłupieniu. Natychmiast się skłoniła, jednak już nie tak głęboko jak poprzednio.
Shinohara Chiyo. – Przedstawiła się uprzejmie, jednocześnie posyłając rozmówczyni szeroki uśmiech. – Miło mi Cię poznać! – Po wszystkich oficjalnościach mogła w końcu sobie odpuścić i przejść na luźniejszy tryb rozmowy. – ”Tatria”, tak? – Nawet nie chciała wiedzieć, skąd ta Wymordowana znała jej imię. Pewne rzeczy lepiej trzymać w tajemnicy. Od momentu posłyszenia swojej godności, chłonęła każde słowo wypowiadane przez Ethel z wyjątkowym zainteresowaniem - w końcu rzadko spotyka się taką fajną osóbkę! Gorzej się zrobiło, gdy dotarło do niej pytanie dziewczyny.
...Noo?......?Nie słyszałam o ziarnach. – Masz babo placek! Zaróżowiona po uszy Chiyo spuściła smętnie głowę, zaraz jednak szybko przyskakując do Sabi i dotrzymując jej kroku w marszu, zagaiła:
Co tu robiłaś? Długo spałaś? – Ciemne oczy utrzymywały się na profilu Eth. Nie chciala zadawać zbyt wielu pytań, jednak już od pierwszych słów nieznajomej dręczyły ją wyjątkowo uporczywe pytania.
Nie wszystko na raz!
Tak się cieszę, że Cię spotkałam, Eth! Nigdy bym nie trafiła do tego całego Edenu, gdyby nie Twoja pomoc! N-No i przepraszam, że musisz się ze mną fatygować. Wiesz, jeśli nie chcesz, możesz wskazać mi drogę, postaram się trafić! – Dopiero teraz przyszło jej do głowy, że ciągnięcie obcej osoby na wyprawę było zupełnie nieuprzejme. Z drugiej strony Wymordowana sama zaproponowała, że ją zaprowadzi. No cóż.

W następnym poście wprowadzę jakąś akcję czy coś, okej? A, no i przepraszam za zwłokę. ;;


Ostatnio zmieniony przez Chiyo dnia 03.02.15 20:37, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Hah, Ethel też czasem miała swoje odchyły, przez co wpadała tam, gdzie nie trzeba. Po części oczywiście mogła podziękować za to wirusowi, który lubił raz na jakiś czas pomieszać jej trochę w głowie, ale tak poza tym to jednak zastanawiała się, co może zrobić, a co nie. Nie przepadała za niepotrzebnymi skokami adrenaliny, bo jednak większość akcji na Desperacji nieźle budziły do życia. Kwiatków tutaj się nie pozbiera. Prędzej będziesz zbierać kogoś ze ścian za kilka drobniaków, w tle wkopią się ludzie z jakiejś organizacji, bo coś się dzieje, bo się nie lubią, bo tak, bo zlecenie w przypadku najemników. Tyle wersji do spełnienia, że nawet nie wiesz, w którą wierzyć, żeby w razie czego zwiać.
Choć niektórzy mają w cholerę szczęścia i wychodzą z takich sytuacji cało.
Chociażby Ethel.
Na dobrą sprawę to już dawno stwierdziła, że ma zaczepiście dużo szczęścia w sobie. Jaka by nie była sytuacja, w jakie bagno by nie wpadła, zawsze znajdzie jakieś rozwiązanie i zwieje chwilę przed najgorszym. Kto by czegoś takiego nie chciał? Dopóki jest, to trzeba niby korzystać, no i Eth korzysta, jak wpadnie w coś, w co lepiej się w ogóle nie mieszać. Wbrew pozorom, zdarza się. Trochę spokoju, trochę akcji, trochę pracy, trochę leniuchowania - i masz w miarę przyjemne życie, jeżeli można tak mówić na tych terenach.
Taak, kolejna osoba była nieźle wybita z rytmu, kiedy tylko usłyszała swoje imię. O dziwo, potrafiła jednak się przedstawić, mimo znajomości jej godności i w miarę udawać, że szybko się ogarnęła. Niewielka zmiana, bo zazwyczaj padały pytania "Skąd znasz moje imię?", "Co to za książka?" i w ogóle, a Chiyo nawet się nie dopytywała. Po prostu poszła dalej, kontynuując normalną rozmowę. Okej, może nie trafiła się jej jakaś zbyt nudna osoba.
- Japończycy chyba od zawsze preferowali, aby używać ich nazwisk, a nie imion, dobrze pamiętam? - mimo wszystko, nie pochodziła stąd, jak i nie siedziała zbyt długo w M-3, więc wolała mieć pewność - Jeżeli więc wolisz, abym zwracała się do Ciebie po nazwisku, to nie ma problemu. Co prawda Chiyo brzmi dla mnie o wiele przyjemniej, ale jeżeli nie chcesz, to będę mówić do Ciebie tak, jak trzeba. Yup, tatria. Taka słodka sówka o dużych oczkach. Siedzą wysoko na drzewach, więc trzeba się trochę nagimnastykować, zanim się do nich dojdzie.
Cichutko westchnęła, kiedy jej nowa towarzyszka dosłownie "zacięła" się na chwilę. Jakoś jej to nie zdziwiło, takie reakcje również trafiały się często. Ethel z trudem zdusiła śmiech, jak spoglądała na jej czerwoną twarz.
- Gdybyś spotkała mnie kilka dni wcześniej, tobym powiedziała, że mam je przy sobie... Myślę jednak, że można się rozejrzeć w Edenie, bo to tam najprędzej znajdziesz jakieś rośliny czy plony... A może jakiś anioł będzie mieć takie ziarenka. - Sabi pozwoliła sobie na delikatny, acz przyjazny uśmiech. Chwilę potem dostała po głowie pytaniami, choć o dziwo te bardziej celowały w to, co ostatnio robiła. Rzadko kiedy ktoś o coś takiego pytał. Cóż, jeżeli Eth miała być szczera, to ciężko jej szło uwierzyć, że ktoś taki siedzi na terenach Desperacji. A wg. książki nie była człowiekiem, tylko wymordowanym. Ciekawe, czy to było za sprawą niedawnej śmierci, czy może takiego charakteru?
- Liczyłam tłuste baranki na niebie. - przyznała szczerze - Trochę. Nie wiem, ile mi czasu zleciało. I znowu nie pamiętam, na ilu stanęłam, meh.
Poniekąd skleroza nie boli... Ale takie ciągłe zapominanie było na dalszą metę denerwujące. Widać, że łatwo ją wybić ze swojego rytmu, nawet, jeżeli coś robi. Przynajmniej jak liczy barany. Pocieszające.
- Ee, serio? - Ethel nie ukryła swojego zdziwienia - To chyba dobrze, tak. Przejdę się z Tobą, bo i tak nie mam niczego lepszego do roboty. Może się jeszcze na coś przydam. - machnęła ręką, idąc dalej. Powiedziała, że ją zaprowadzi, więc nie powinna się przejmować, że ciągnie kogoś ze sobą. Zresztą, nie lepiej się podróżuje w towarzystwie? Kij wie jak z Chiyo, ale Sabi chciała wreszcie z kimś porozmawiać dłużej, niż pięć minut. Bo jeszcze, nie daj Boże, zwariuje.

Spoko, jeżeli taka Twoja wola i masz jakiś pomysł. I nie martw się czasem. :f
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Może właśnie ten brak skutków ubocznych wirusa był tym, za co tak naprawdę powinna dziękować Chiyo? Cóż, trzeba przyznać, że obeszła się wyjątkowo bezstresowo po zarażeniu - nie dość, że jej śmierć była szybka, to jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się stracić nad sobą panowania. Co innego, że była zwyczajnie głupia i często pakowała nos w nie swoje sprawy, kończąc często na rożnie stada murzynków w trawiastych spódniczkach; jednocześnie rzadko kiedy wychodziła z tarapatów z ubytkami na zdrowiu, ale, jak to się mówi, głupi zawsze ma szczęście. A ta tutaj to już w ogóle. Może właśnie dlatego wybrała się na tą wyprawę sama - przecież niemożliwym było, by coś jej się stało, kiedy celem było oswojenie malutkiej, uroczej sówki. Inna sprawa, że nawet się nie zastanawiała nad opcją zabrania kogoś ze sobą: czuła się zbyt nieznacząca, by zawracać głowę komukolwiek ze swojego otoczenia. Dlatego też Ethel spadła jej na głowę jak [s]głaz[/s] aniołek, będący cudownym wybawieniem. Już po jej znajomości topografii obecnej Japonii można było określić tragiczne skutki, jakie mogła za sobą nieść na misja. Tu jednak wkraczała fioletowowłosa ze swoją wszechwiedzą, która na dłuższą metę mogła jednak tylko utrudnić całą wyprawę - Chiyo nie przewidywała, by nowa znajoma wytrzymała z nią długo, bo chociaż przeciwieństwa się przyciągają, czasami nie da się z tym drugim wytrzymać. Już sama sprawa z nasionami mogła być początkiem dalszej irytacji. Cóż, miejmy nadzieję, że uda im się tego uniknąć!
Przyzwyczajona do zachowania hierarchii Chiyo zdecydowanie starała się unikać zadawania pytań, na które odpowiedzi nie musiały być proste - gdyby Ethel chciała jej przedstawić sprawę z książką, na pewno by to zrobiła. A na razie milczała. Pytające spojrzenie ciemnych oczu przeniosło się na dziewczynę; w słońcu błysnęły one na niebiesko, a źrenice w końcu delikatnie odcisnęły się na tle tęczówek. Nie była stąd?
Um… No tak jakoś. – Nie dało się ukryć konsternacji w jej głosie. Jak można tego nie wiedzieć? – Z-Znaczy to obowiązuje w bardziej cywilizowanych miejscach niż Desperacja. – Zaśmiała się nerwowo. – M-Możesz mówić na mnie jak chcesz. Chiyo to urocze imię, więc nie przeszkadza mi, jeżeli będziesz mnie tak nazywać.~ Ethel też jest słodkie. – Uśmiechnęła się miło, chcąc jednocześnie zatuszować swoją niewiedzę na temat tego, co powinna zabrać ze sobą. Cóż, jej błąd - nie dopytała, to teraz miała. Na szczęście racjonalne i pokrzepiające słowa dziewczyny zrzuciły Chiyo kamień z serca. Róż jednak nie chciał z twarzy zejść, chociaż ta zaczęła pocierać policzki w zażenowaniu. Odetchnęła głośno z ulgą, śmiejąc się sama z siebie.
Oby! Nie wiem, co zrobię, jeśli będę musiała się wrócić do Kryjówki po jakieś ziarna! Ale jestem głupiaaaa.~ – Szczypnęła sama siebie w policzek jakby za karę, natychmiast wydając z siebie stłumione „ała”. No tak. Kto jak kto, ale ona inteligencją zbytnio nie grzeszyła. Fakt faktem - może nie zawsze myślała, ale w większości przypadków starała się być taktowna, dlatego wyminęła wszystkie męczące ją pytania, zachowując się grzecznie i naturalnie; rzecz jasna nie zrobiła tego po zastanowieniu - naturalna dobroć i wyrozumiałość sprawiały, że była godna miana aniołka! Dlatego też uśmiechnęła się przyjaźnie, splatając dłonie za plecami i z zaciekawieniem wysłuchała opowieści Sabi, by zaraz potem klasnąć z wesołym śmiechem.
To super~! Mam nadzieję, że jesteś wyspana! Och, no i dziękuję, że ze mną idziesz, to bardzo miłe z Twojej strony! – Złapała ją delikatnie za rękę, ciągnąc wesoło za sobą. Nie wiedziała, ile miała zająć im ta wędrówka, ale czego się nie robi dla… małej sówki?

————————————————————————————

Lokalizacja: Obrzeża Edenu.
Czas: … pół godziny później.

… i ogólnie to dlatego myślę, że nie można ufać ośmiornicom z siedmioma mackami! – Zakończyła opowieść, kiedy ostatecznie dwójka bohaterek dotarła do ściany drzew, która najprawdopodobniej oznaczała Eden. Chiyo nieszczególnie obchodziło (a raczej nie była świadoma), że jej towarzyszka prawie zasnęła od ciągłych głupich opowiadań, które w większości były jej wyjątkowo rzadkimi snami - wszystkie doskonale pamiętała, jako że nie tylko sam fakt zaśnięcia, ale i jakiekolwiek mary były rzadkością w jej życiu. Teraz jednak obie stanęły przed ogromnym lasem, a buzia Shinohary otworzyła się szeroko. Więc to był Eden? Raj?
Woah… – Westchnęła, puszczając w końcu dłoń Ethel. Teraz należało znaleźć wejście; przed nimi widać było jedynie nieprzemierzoną ścianę twardych jak skała pnączy. Chiyo mimo to zaparła się drobnymi rączkami o grubą łodygę, próbując z całych sił odgarnąć ją tak, by nie uszkodzić rośliny. Było to ostatnie, czego chciała.
Coś drgnęło.
Potężna liana ruszyła się, wsuwając się powoli pod ziemię; zarówno Shinohara, jak i Sabi poczuły drżenie gruntu pod nogami, który, ni z tego, ni z owego, zarwał się pod nimi tak, że obie opadły na żywy bluszcz, który ostrożnie otulił się w ogół nich i powoli, wyjątkowo niespiesznie wyciągnął je spod grubej warstwy piasku, który zaczął już sięgać im do łydek - w końcu, jakby nie patrzeć, wciąż stały na pustyni. Ściana roślinności spokojnie się rozsunęła, a dwie dziewczyny niespiesznie zaczęły sunąć coraz głębiej i głębiej pozbawione jakiejkolwiek możliwości ruchu.
C-Co się dzieje? – Odpowiedź miała nadejść szybciej, niż Chiyo się tego spodziewała.
Zatrzymały się dość gwałtownie, na środku niewielkiej polany, do której światło docierało spomiędzy koron licznych drzew. Uścisk rośliny zelżał, a obie upadły na ziemię z wysokości dwóch metrów - zarówno Ethel, jak i Chiyo względnie bezpiecznie uderzyły się tyłkami o twardą glebę, zaliczając wyłącznie obite kości ogonowe, na których zapewne już niedługo miały się pojawić pokaźne siniaki. Przed nimi leżał pniak. Ogromny, porośnięty mchem pniak. Pniak, który po chwili drgnął i podniósłszy się obryzgał obie ziemią z licznymi żuczkami; jeden z nich zaplątał się Ethel we włosy, drugi wpadł Opętanej za sukienkę. Oba jednak, tak samo jak reszta ich towarzyszy, szybko się rozbiegła w różne strony, a przed obiema wymordowanymi ukazał się gigantyczny Król Lasu - zielony od stóp, aż do głów, poważny i surowy. W ich głowach rozległ się cichy pomruk, który po chwili ułożył się w słowa:
Witajcie w Edenie. Po cóż to przyszłyście do tych niezmierzonych borów? – Mimo, że jego drewniane wargi się nie poruszyły, wyraźnie było słychać głęboki głos, od którego bolała głowa. Chiyo nie była w stanie odpowiedzieć; nogi ugięły się pod ciężarem jej ciała i po chwili już znajdowała się na klęczkach. Co to w ogóle było? Stwór zmierzył ze stoickim spokojem obie postacie, wyczekując w milczeniu odpowiedzi. Ethel, zrób coś…

Jeśli chcesz - buduj dalej historię, sama steruj Królem. Możemy przerzucać pałeczkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zero skutków ubocznych? Łagodna śmierć? Jeżeli tak było, to Eth mogłaby jej nieźle zazdrościć. W jej przypadku ani jedno, ani drugie nie było po jej stronie - wirus lubił jej robić na złość i atakować wtedy, kiedy musiała być jak najbardziej skupiona na tym, co działo się wokół niej. Plusem tego była możliwość "obliczenia", kiedy mniej-więcej dostanie po głowie, więc mogła się jakoś zabezpieczyć i zwiać w ostatniej chwili, żeby potem wariować w swoim towarzystwie, no chyba, że ktoś miał pecha i przypadkowo wpadł. No i nie trwało to jakieś specjalnie długo... No i sama śmierć, huh. Bolesna, długa, zabrała jej całą pamięć i z radością zmieniła ją w to coś. Ciekawe, czy to przyjazd do M-3 był pechowy, czy już w M-1 miała okazję się zarazić tą cholerą. Gdyby to była pierwsza opcja, toby nigdy w życiu tu nie przyjechała. Chociaż... Czy było aż tak źle? Eth nie była skończoną pesymistką, która po śmierci schowała się w kącie i czekała, aż zdechnie z głodu, tylko zaczęła korzystać z drugiej okazji, aby zwiedzić Japonię. Więc potrafiła wyciągnąć jakeś plusy, nawet, jeżeli jej sytuacja była beznadziejna. A to naprawdę przydatna cecha, szczególnie, jak mieszka się i żyje w takim bagnie.
A teraz miała kolejną okazję do wykorzystania - konkretniej, towarzyszenie właściwie nieznanej jej dziewczynie, która chciała znaleźć Tatrię. Korzystamy z okazji, pamiętacie? I tutaj było podobnie. Nie mogła teraz po prostu powiedzieć "Idź tam, siam, ja wracam do spania", bo by się jeszcze zanudziła na śmierć. W zamian za to kogoś pozna. Często bywa tak, że takie delikatne osoby, wyglądające na dziewczynki na posyłki rzeczywiście takimi są i znają kogoś, komu lepiej nie podskakiwać, a przyjazne stosunki naprawdę się przydają. Więc, jeżeli miała szczęście, znajomość z Chiyo mogłaby się jej przydać, nawet w momencie, gdzie musiałaby zostać po prostu rozpoznana.
- "Tak jakoś"? - wymordowana uniosła brew do góry - W cywilizowanych, tak. Ale uznajemy, że na Desperacji są też bardziej cywilizowane jednostki i nic się nie stanie, jeżeli czasem będziemy się traktować jak normalni ludzie. Tak dla pozorów, coby milej było. Okej, więc będę z niego korzystać. - ponownie się uśmiechnęła. Widocznie cieszyło ją to, że może używać tego całkiem ładnego imienia - Hmm? A, Ethel. Wiem, nie jest złe. Ale bawi mnie wymowa przez rzeczywistych mieszkańców lub tych, co urodzili się o tam, w mieście. Jak słyszę "efele" czy "esele" to aż mam ochotę wybuchnąć śmiechem.
Choć to już był bardziej problem wynikający z języka. Jak się nie starali, to śmiesznie mówili, szczególnie jak korzystali z angielskiego. A jej imię raczej krążyło w tych klimatach. W końcu w ogóle nie brzmiało japońsko. Dlatego często używała przy innych "Sabi"... Zawsze wygodniej.
- Uhm, "Kryjówki"? - informatorka nie ukryła swojego zdziwienia - Ty... Jesteś z DOGS, tak? - dopiero teraz przyjrzała się porządniej dziewczynie, ale nigdzie nie widziała chust, z których podobno korzystali. Jednak określenie "Kryjówka" bardzo pasowało do tej, gdzie chowali się członkowie owego gangu - do dzisiaj nie była w stanie dokładnie określić jego położenia. Fakt, miała okazję, aby im trochę pomóc, ale działało to na zasadzie pisania listów, psów, które biegały po terenach z listami w zębach, a nie faktycznych spotkaniach i ustalaniu tego i owego.
Jej przemyślenia ponownie przerwała nowa znajoma, która złapała ją za rękę i pociągnęła, zupełnie jakby chciała ożywić Eth, sprawić, że zrobi coś weselszego. Jak taki dzieciaczek. No dobra, Eden, Tatria, znajomość, uch...

* * *

KILL MEH.
Boże, Boże, Boże, widzisz, a nie grzmisz. Ile energii kryło się w tej dziewczynie? I jeszcze te historyjki, chyba rodem ze snów, a nie z prawdziwego życia. Co prawda Eth była naprawdę cierpliwa i w pewnym momencie opowieści Chiyo ją nieco zaciekawiły, ale na dalszą metę było tego za dużo! W dodatku wyszło na jaw, że Wymordowana za bardzo się nie wyspała, co tylko sprawiło, że nie miała jak się ożywić.
- Ośmiornicom nigdy nie można ufać... - Eth wysiliła się, aby nie brzmieć jak to zombie - jeszcze by pomyślała, że jej nowa znajoma zaraz uśnie w drodze. A tego nie chciały. Chociaż... Właśnie zbliżały się do Edenu, a tam nawet fajną trawę mieli. Chęci położenia się raczej by nie były czymś złym. Chwilę po tym Shinohara podeszła do czegoś przed nią i chyba chciała odgarnąć pnącza, łodygi i inne listki, ale... Nagle coś chyba zaczęło się trząść. Sabi już szykowała się od odwrotu, ale ziemia była szybsza od niej i zaczęła wariować. Zarwania, latające bluszcze, dziwne loty, piaski - choroba, następnym razem trzeba zamówić jakiegoś miłego anioła, żeby wprowadził jej jakoś delikatniej. Mimo wszystko, nie było jednak aż tak źle. I tak trafiły do ogrodów, miały okazję pooglądać działającą, żywą naturę... Czegoś chcieć więcej?
Zaraz po trafieniu na polanę, miały okazję poznać jakiegoś żywego pniaka. Znaczy się... Enta, drzewca. Eth przełknęła ślinę i spojrzała na stworzenie. Nie wyglądał na jakiegoś wściekłego i nie atakował... A, tak. Jeden anioł kiedyś wspominał o tym. Są całkiem spokojne, dopóki nie rozwalasz i nie niszczysz natury. Nawet potrafił do nich przemówić. Już nawet nie przejęła się czymś, co zaczęło jej chodzić po głowie - widok Króla Lasu był o wiele ciekawszy. Sabi zerknęła na swoją towarzyszkę, która raczej nie spieszyła się do odpowiedzi. Ech, znowu ja. Wymordowana powoli wstała i delikatnie pokłoniła się.
- Witaj, Królu Lasu. - odpowiedziała spokojnie, delikatnie się uśmiechając - Nie przyszłyśmy tutaj, aby niszczyć - szukałyśmy chwilowego schronienia, możliwości odetchnięcia w tym jakże pięknym miejscu. Obiecuję, że nie będziemy tutaj niczego psuć. Pozwolisz nam pójść dalej, prawda?
Nie kłamała, przynajmniej nie miała tego w planach. Tylko trochę nagięła rzeczywistość. W końcu przyszły po tatrię, ale nikt im nie bronił po drodze odpocząć na tych terenach. Przyglądała się stworzeniu czekając cierpliwie na jego odpowiedź. Zanim jednak do tego doszło, usłyszała coś, co przypominało ruch skrzydeł w powietrzu.
- Czy coś jest nie tak? - po chwili doszedł też całkiem delikatny, przyjemny głos, najpewniej kobiecy. Była to jakaś anielica o długich, prostych blond włosach i błękitnych oczach, ubrana w jakąś przewiewną, białą sukienkę do kolan. Była niewiele wyższa od białowłosej. Posłała wszystkim niezwykle przyjazny uśmiech, spoglądając raz na enta, a raz na Eth i Chiyo.

Myślę, że lepiej będzie, jeżeli Ty będziesz sterować NPCami, które wprowadziłaś i na odwrót. Wtedy będzie nam wygodniej w kreowaniu tego wg. Twojego zamysłu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To będzie krótkie. Pozdrawiam. :I

Dla Chiyo był to pierwszy raz w Edenie - o ile Desperacja już mało czym zadziwiała dziewczynę, o tyle te dziewicze lasy zapierały jej dech w piersiach. Nie było tu pokracznych stworzeń, które nie miały w sobie już krzty człowieczeństwa, nie było zmieniających się w bestie pseudo-ludzi. Zamiast tego została otoczona wszystkimi odcieniami zieleni, której zapach przepełniał ją aż bo samego dna płuc. Powoli rozdygotane serce zaczęło się uspokajać, kiedy tylko usłyszała, jak Ethel odzywa się do wyraźnie przerośniętego pniaka. Przez chwilę mrugała zdziwiona, jednak widząc opanowanie na twarzy swojej towarzyszki, szybko przywołała na twarz uśmiech, choć czując na sobie wzrok tego ogromnego pniaka nie była zbyt pewna siebie. Zwłaszcza, że jej ciało wyraźnie wzdrygnęło się na dźwięk dość nagiętej prawdy, którą wyjawiła.
O rany, nie oszukuj, nie kłam, nie, nie, nie…
Zauważył, ale nie dał po sobie poznać. Ent słysząc wypowiedź jasnowłosej wydał się… inny. Nie dało się tego opisać. Obie wyczuły w swoich głowach dziwne zadowolenie, jednak wyraz „twarzy” przedziwnego stworzenia ani trochę się nie zmienił. Przed ich oczami stanął jego uśmiech, ale nic takiego przecież się nie wydarzało. Zamiast tego znów rozległ się jego donośny, niski głos.
Rozumiem. – Usłyszały obie. Po chwili jednak w głowie każdej z nich rozległy się inne słowa: – To prawda? – Spytał Chiyo, która niepewnie skinęła głową, a w tym samym momencie umysł Ethel przecięły inne słowa: – Po co przyszłyście? Wymordowani nie powinni przebywać na tych terenach. – Nie wydawał się zły, ani trochę. Prawdą było, że dopóki nie miały zamiaru niszczyć pięknej przyrody, będącej jego domem, nie chciał robić im krzywdy. Niezależnie od tego, po co przyszły. Naraz na jego ramię sfrunęła tatria - maleńka, beżowa sówka, dużo mniejsza od tych, które zleciały się zaraz za nią. Oczy Chiyo wyraźnie błysnęły radością, aż zerwała się z ziemi i podskoczywszy wykrzyknęła:
O rajuśku, jakie śliczne! – Tutaj podbiegła do Ethel, szarpiąc ją za ramię. – Eth, Eth, widzisz je? – Uśmiechnęła się szeroko, widząc nastroszone ptaszki obsiadające Drzewca; można było wyczuć, że i on się uśmiechnął. Wtedy zza Króla wyłoniła się anielica - chyba pierwszy raz Shinohara była tak oczarowana jakąś postacią. Lekko uniosła kąciki ust, kiedy przemówił Król Lasu:
Nie. – Choć cała trójka usłyszała jego głos, wiadome było, że skierowany był ku anielicy. Wtedy odezwała się Chiyo:
J-Ja chciałam zaopiekować się jedną z tych tart…
Tatrii – poprawił ją.
O tym mówię. - Rumieniec.
Dobrze. – mruknął – Od Niej dowiedzie się, co macie zrobić. – Powoli skulił się i przylgnął do ziemi, zastygając w bezruchu. Znów był tylko pniakiem. Tylko nieruchomym pniakiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Eden zawsze był, jest i będzie miejscem, do którego tak naprawdę istoty takie jak ona powinny się pchać dniami i nocami. Przynajmniej warto mieć tutaj jakiegoś przyjaciela, a Twoje życie będzie o wiele przyjemniejsze. Czasem wpadniesz na herbatkę i plotki, posiedzisz tutaj, odetchniesz świeżym powietrzem i będziesz się cieszyć z samego faktu, że to miejsce wygląda naprawdę przyjaźnie. Od razu mógł Ci się humor poprawić, szczególnie wtedy, kiedy wpadasz po raz pierwszy w życiu, więc warto. Jak masz szczęście, to znajdziesz coś do jedzenia na jakiś czas. A może nawet znajdziesz zwierzątka, które nie rzucą się na Ciebie od razu. Właśnie po to tutaj przyszły... Ale jak się trafi okazja, to weźmie sobie potem coś na drogę.
Zerknęła na Chiyo w tym samym momencie, kiedy ta się wzdrygnęła. Rany, dziewczyno, to było niewielkie nagięcie prawdy. Trzeba wykorzystać sytuację, tak? Jak tylko spędzi tu następne 10 minut to sama powie, że chętnie zostanie tu jeszcze dłużej, tak się kończyło w większości przypadków. Nawet Eth się specjalnie nie spieszyło, bo to miejsce było naprawdę przyjemne.
Dobra, Ent wyglądał (a właściwie brzmiał) na zadowolonego z jej odpowiedzi, huh. Jest dobrze, żyjemy, jedziemy dalej. Przeżyjemy, serio. Nic nam się nie stanie. Tylko nie musiał się dopytywać, po co przyszły. Naprawdę, one nie zrobią nic złego, po prostu je puść i daj im chwilę pożyć w tym raju. Nikt Cię za to przecież nie spali...
-Wiem, ale czasem możemy tutaj wpadać. - Eth cicho westchnęła i przymknęła lewe oko, które zostało zasłonięte chwilę potem grzywką - Po nic wielkiego, Królu Lasu. Chiyo pragnęła spotkać pewną istotę, więc przybyłyśmy tutaj. Powinna tutaj być...
I tak, była. Nawet pojawiła się przed nimi, co oczywiście musiało wywołać u jej towarzyszki radość. W sumie to nawet lepiej, przynajmniej nie będzie się kulić gdzieś w kącie, bo się Ent im trafił, czy coś. Wymordowana przymknęła oczy, kiedy Chiyo zaczęła ją szarpać za ramię.
- Taak, widzę jee... Słodkie, trzeba przyznać. - kiwnęła głową i ponownie spojrzała na Enta, czekając, co on powie teraz. Jakoś się ucieszyła, kiedy zwrócił się do tej anielicy, która podleciała - i z jakiegoś powodu miała ochotę rzucić się jej na szyję, jeżeli była w stanie zrobić coś, aby Eth nie musiała siedzieć dalej z Entem. Wolała takich istot nie drażnić samą swoją obecnością, wiecie. Po chwili między nimi doszło do krótkiej rozmowy o tatrii, która się pojawiła, a Król Lasu oświadczył, że nawet zgodzi się na przyznanie opieki, jeżeli zrobią coś dla tej anielicy. Ta wyglądała na niego rozbawioną, kiedy zerkała na Chiyo.
- Okej, w takim razie ja was sobie ukradnę na chwilę. Herbatkę zrobię. I potem, co byście mogły dla mnie zrobić, yup. Ach, żeby nie było - nazywam się Beatrix. - jasnowłosa kiwnęła głową i złapała dziewczyny za ręce, po czym zaprowadziła je do swojej chatki, która nie leżała specjalnie daleko. A sam budynek nie wyróżniał się za mocno - ot, taka chatka z drewna, wokół której było sporo roślin. Beatrix wprowadziła Wymordowane do małego, przytulnego saloniku, gdzie była sofa, dwa fotele, półka z dużą ilością książek, malutki kominek i stolik, na którym stał wazon z niebieskimi różami. Po usadzeniu dziewczyn na sofie, sama na chwilkę zniknęła. Wróciła bardzo szybko, trzymając dwa kubki z herbatą. Podała je oczywiście Eth i Chiyo, poszła po swoją porcję, a następnie wreszcie usiadła naprzeciw nich, na fotelu.
- Więc tak. Ostatnio musiałam się na chwilę udać gdzieś do waszego Apogeum - tak to chyba nazywacie? Wiecie, to miejsce, gdzie sporo istotek mieszka. Wraz ze mną była moja biedna tatria, Yumi. Pamiętam, że jakieś hałasy sprawiły, że gdzieś mi umknęła... - Beatrix posmutniała - A to moja ukochana sówka, martwię się o nią. Szukałam jej, ale nie mogłam jej znaleźć, musiała się ukrywać. Może wam by się udało ją znaleźć? Jeżeli wyczuje swoje ukochane ziarenka, to przyleci do was w mig, a i łatwo ją zauważyć. Miała na szyjce delikatnie przywiązaną kokardkę w kolorze niebieskim. Jeżeli będziecie spokojne i nie wystraszycie jej, na pewno do was podleci po jakiejś chwili. Pomożecie mi? Na pewno znacie zakamarki w Desperacji, może uda się wam ją znaleźć! Proszę, naprawdę, to dla mnie bardzo ważna istotka... Oczywiście, odwdzięczę się wam. Ty chciałaś się zaopiekować tamtą tatrią, prawda? - anielica spojrzała na Chiyo - Mojej już nie możesz ukraść, ale pomogę Ci w oswojeniu tamtej, która latała wesoło przy Encie. Podrzucę Ci nawet dobre ziarenka. No i mogę was czasem do siebie kiedyś jeszcze przyjąć~ To jak?
W tym czasie Ethel powoli popijała herbatkę, zastanawiając się, czy nie widziała ostatnio jakiejś tatrii. Nie przypominała sobie niczego w tym stylu, ale zawsze mogła się rozejrzeć, nie ma sprawy. Po jakimś czasie informatorka zerknęła na Chiyo i kiwnęła głową na znak, że nic jej nie stoi na drodze i mogą iść jej poszukać.
- Nie widzę żadnego problemu. Swoją drogą, przepyszna jest ta herbata. Zielona?
- Yup. Cieszę się, że smakuje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Hoho, co za post! Proszę państwa! Ależ tu się buduje p o s t!

Nawet mała zmiana zostawia ślady na całe lata. [Ethel i Chiyo] 997
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach