Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Go down

Pisanie 09.10.13 22:20  •  Let's play with HELLFIRE! Empty Let's play with HELLFIRE!
Uczestnik: Arthur.
MG: Lentaros.
Poziom trudności: Wysoki.
Szansa śmierci: Brak.
Miejsce akcji: Głównie Desperacja i jej okolice, możliwe zajrzenie do Edenu.
Cel: Okiełznanie i oswojenie Płonącego Konia Apokalipsy.

Śmiertelnicy są tak niesamowici w swoim butnym wrażeniu, iż potrafią posiąść wszystko i każdą rzecz, jaką w danej chwili uznają za konieczną lub której im brakuje. Tacy waleczni w słowach i myślach, tacy wątli gdy przychodzi czas na działanie. Ludzie, ci ludzie, tak "potężni" jakiś czas temu, służyli Matce Ziemi za przyjemny koc, okrywając ziemię grubą warstwą gnijącego mięsa, zmarłych istnień i straconych nadziei. I choć ludzkość jakoś dźwignęła się z tego, wciąż nie potrafi się uczyć na błędach, które popełnia. Takie same... Wciaż i wciąż.
Wieść niosła iż jeden z owianych mitami i legendami Koni Apokalipsy został odnaleziony! Bez Pana czy właściciela, porusza się na własne kopyta po zimnych i nieprzyjaznych terenach Desperacji, nie zwracając uwagi na to gdzie zawędruje ani po co, sprowadzając pożogę i strach swoim płonącym istnieniem. Wieść rozeszła się szybko, gdyż ognista szkapa pozostawiała niektóre istnienia przy życiu, tylko po to by siały dalej strach. Możliwe iż nieco się przeliczyła ze swoimi założeniami, gdyż oprócz strachu i modlitw do Boga który postanowił się spakować i pójść w świat, koń zbudził coś jeszcze...
Żądzę. Żądzę zdobycia go, posiadania jednego z najwspanialszych wierzchowców Ziemi, Nieba i Piekieł. Na ten czyn trzeba było zdobyć wiele odwagi, lecz nie tylko ona tu grała główne skrzypce. Determinacja, siła, możliwości... Wszystko i nic w zasadzie.
Rozpoczął się pościg za ognistym monstrum, a znalazło się wielu chętnych na posiadanie tak cudownego wierzchowca. Wśród nich znalazł się człowiek, obdarowany drugim życiem przez kapryśny los i wirus, zmieszany ze zwierzęciem. Arthur, bo to o niego właśnie chodziło, również postanowił zdobyć tego wierzchowca na własne potrzeby. Zdobył konieczne informacje, wiedział gdzie szukać... Ale wiedział też, że nie szuka sam tej istoty zaiste z piekła rodem. Tropem tej szkapy już z pewnością ruszyli wysokiej rangi wojskowi, członkowie S.Spec, wymordowani, a może nawet aniołowie? Jakie, statystycznie ma szanse jeden, niski wymordowany? Nikłe, ale zawsze coś, prawda?
Wymordowany dotarł do miejsca gdzie widziano ostatni raz ognistą szkapę późnym popołudniem, blisko wieczora, ale nie był tam pierwszym. Już z daleka ujrzał na tej równinie niewielkie obozowisko, a im był bliżej, tym większą miał pewność, że to wojsko. Ciekawe który generał postanowił złapać tego rumaka? Ciężko stwierdzić, wiadomo jednak, iż przeszukiwanie samemu całej Desperacji może być problemem, dlatego warto może... Wykorzystać innych do tego?

Nu, tyle wstępem. Wiem, cholernie ogólne, ale nikt nie mówił, że będziesz miał wszystko podane na tacy z srebrnymi sztućcami, nei?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.11.13 1:12  •  Let's play with HELLFIRE! Empty Re: Let's play with HELLFIRE!
To nie tak, że Arthur bardzo chciał zdobyć Piekielnego Rumaka. Nie był aż tak chciwy, żeby twierdzić, iż to właśnie jemu się uda oswoić zwierzę. Nawet przez chwilę nie myślał, że coś mu wreszcie wyjdzie. Przygotował się na wyprawę z czystej ciekawości, nudy. Jako idealny wyszukiwacz danych, wywęszył co, gdzie i jak. Szybko skojarzył fakty i połączył je w jakąś logiczną, spójną całość. Szybko, jak na niego i jego zwykle słabe myślenie. A informacji nie było zbyt wiele i dodatkowo często były bardzo rozbieżne. Musiał znaleźć wiele źródeł, żeby w końcu móc zacząć działać.
Na początku zebrał sprzęt. Jak zwykle swoja broń, przegląd mechaniki w ciele, jakiś bandaż wciśnięty w kieszeń płaszcza, mała latarka, której bateria w każdej chwili mogła zdechnąć. Uroki zaopatrywania się w Desperacji i szukania rzeczy po swoim domu w Edenie, gdzie elektryki raczej nie było co szukać. Do ludzi nawet nie próbował zajrzeć. Ot, osobiste powody, które dla większości przedstawicieli jego rasy były raczej zrozumiałe. Omijał Świat-3 jak najszerszym łukiem i z wielką niechęcią się tam pojawiał. Wolał mieć gorszej jakości wyposażenie, głodować całymi dniami i musieć walczyć o przetrwanie niż narazić się na możliwość schwytania przez szalonych doktorków, którzy z pewnością dokończyliby zabawę z nim. Na samą myśl blondyna przeszły dreszcze. I pewnie dlatego miał uraz do lekarzy.
Wyruszył. Już nie mógł dłużej czekać, bo im bardziej to odkładał tym mniejsze miał szanse. Przypomniał sobie, gdzie widziano ostatnim razem wierzchowca i poszedł tam. Nie spodziewał się jednak tak dużego zainteresowania wojska! Rozpoznał te cholery. Trudno było nie znać kogoś, kogo się tyle czasu unikało albo wkręcało się im, że nie wzięło się przepustki, bo mama wysłała do sklepu i miał zaraz wrócić. Chyba tylko i wyłącznie w tych momentach kochał swój nikły wzrost i delikatną urodę. Plus to, że w każdej chwili mógł zacząć wyglądać jak niewinne, ludzkie dziecko. Póki się nie uśmiechnął albo nie wystawił języka. Chłopiec podszedł bliżej. Cel pierwszy: wydobyć informacje. Albo przynajmniej zakręcić się po obozowisku i poszukać przydatnych rzeczy. Zapiął płaszcz, ukrywając broń, poprawił naciągnięty na głowę kaptur. Ubrany był całkowicie na czarno, razem z materiałowymi rękawiczkami kryjącymi dłonie. Jego oczy choć raz w życiu wiedziały, kiedy odpowiednio rozszerzyć źrenice. Wyglądał teraz jak zagubione dziecko, które oddaliło się za daleko od swojej grupy. Przybrał na twarz lekko wystraszony, zdezorientowany wyraz. Stanąwszy na skraju obozowiska, przesuwał niepewnie wzrokiem po każdej żywej istocie, jaka tylko mu się nawinęła pod oczy. Spokojnie zielone ślepka wydawały się być lekko szkliste, jak gdyby blondyn miał zacząć płakać. Już w dzieciństwie był niezłym aktorem, ale potem, jako przywrócony do życia, musiał grać częściej i lepiej. Przez lata doskonalił tą sztukę, choć nadal nie była perfekcyjna i... szczerze mówiąc, to najlepiej po prostu wychodziło mu udawanie dziecka. Tak wyglądał, tak się zachowywał. Wielu się na to nabierało. Teraz miał tylko cichną nadzieję, że i wojskowi nabiorą się na tą słodką, wcieloną niewinność niskiego, zagubionego chłopca, w którego głowie powstawało już kilka planów awaryjnych. Nie chciał z nich jednak korzystać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.11.13 14:55  •  Let's play with HELLFIRE! Empty Re: Let's play with HELLFIRE!
Co za zniewaga dla majestatu Ognistego Rumaka piekieł, by chcieć go poszukać dla zabicia nudy! Ale jest to w pewnym sensie ciekawe... I być może również dla celu poszukiwań mogłoby się to okazać nader interesującym faktem, kto wie? Wszystko się może przydać.
Przygotowany na niemal każdą możliwość i niemożliwość, Arthur skierował się ku miejscu, w którym miał rozpocząć poszukiwania, w miejscu gdzie ostatni raz widziano rumaka apokalipsy. Dostrzegając obozowisko wojskowych, musiał szybko podjąć decyzję i uniknąć lub też nie wykrycia. Samo obozowisko to było parę namiotów na krzyż, widać było iż to raczej prywatna, zaufana straż jednego z wyżej postawionych osobników, niźli regularna armia. Ciężko więc się po nich spodziewać czegoś konkretnego, ale niski wymordowany postanowił skorzystać ze swoich atrybutów i wykorzystać ludzkie poczucie godności i opiekuńczość wobec dzieci... Które, jakby nie było, Arthur nieźle przypomina. Zbliżając się do obozowiska, mógł usłyszeć niezbyt cichą wymianę zdań między kilkoma mężczyznami, ciężko w tej chwili stwierdzić kto był kim, ale dało się usłyszeć, o czym mówią.
- Kto jest na tyle głupi by uważać, że ten plan wypali?
- To przecież się uda, ta szkapa nie może być aż tak twarda! Tyle woltów napewno ją powali na ziemię.
- Samo znalezienie jej jest trudne... Jak trudne może być znalezienie płonącego konia?!
- Jak widać można, bo nasz wywiad i zwiadowcy to debile którzy wolą się upić niż szukać. Wiemy chociaż cokolwiek w temacie obecności tego stwora?
- Po tym jak próbowaliśmy go złapać w wzmacnianą, tytanową sieć którą przegryzł? Pobie...
Będąc już na skraju obozowiska, widziałeś tą trójkę rozmówców, jacy się wykłócali wzajemnie. Średniego wzrostu blondyn skryty w ciemnym płaszczu, co uniemożliwiało w jakikolwiek sposób rozpoznanie jego muskulatury, nieco wyższy od Arthura chłopak o kruczo-czarnych, potarganych na wszystkie strony włosach z miną w stylu "ja pier... Co ja tu robię?", z ramionami splątanymi na klatce piersiowej oraz drugi, średniego wzrostu, rudowłosy osobnik jaki właśnie zatkał usta mówiącemu czarnowłosemu, wpatrując się w Arthura.
- Nie jesteśmy tu sami.
Machnął głową w twoim kierunku, po czym cała trójka obróciła swój wzrok ku tobie. Wszyscy w jednej chwili wydobyli swoje gnaty i wymierzyli w twoje czoło. Wszyscy zsynchronizowanie krzyknęli "łapy w górę albo rozwalimy ci łeb!", jednak po krótkiej chwili przyglądania się tobie, blondyn opuścił broń i schował do kabury, po czym ruszył w twoją stronę.
- Jens, kretynie, co ty robisz?
- Morda, to dzieciak, a my go wystraszyliśmy dodatkowo tymi gnatami. Opuśćcie broń do cholery, trzeba mu pomóc!
- Od kiedy zwykły dzieciak zawędrowałby tak daleko od miasta?
Blondyn zignorował ich słowa i gdy znalazł się tuż przed tobą, ukucnął, uśmiechając się.
- Hej, mały. Co ty tu robisz? Wiesz jak jest tu niebezpiecznie? Jak się tu dostałeś?
Sporo pytań, ale podejrzliwi koledzy blondyna ciągle mierzyli w ciebie gnaty. Lepiej byś umiał dobrze grać, bo twoje czoło skończy jako sito, jeśli powiesz choćby jedno słowo nie tak...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.01.14 1:00  •  Let's play with HELLFIRE! Empty Re: Let's play with HELLFIRE!
Naczelnik misji
Jeśli do czwartego stycznia nie pojawi się post uczestnika, misja zostanie zamknięta.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.01.14 17:01  •  Let's play with HELLFIRE! Empty Re: Let's play with HELLFIRE!
Zniewaga czy też nie, zapewne potrzebował on ludzkiej lub mniej ludzkiej ręki, bo nawet dzikie rumaki mogą się przecież czuć samotne. Oprócz tego, Koszmarkowemu przydałby się jakiś transport po Desperacji, bo bieganie i deskorolka nie wszędzie wystarczały. Pierwszy środek lokomocji w sumie nie był też zbyt wygodny, bo męczył. Co z tego, że mógł w kilka minut znaleźć się w zupełnie innym miejscu, skoro użyje mocy i będzie niezdatny do czegokolwiek?
Wolał dać się zobaczyć niż czaić i bawić w podchody. Nie miał ochoty na skradanie się po obozie. Zazwyczaj zaczynał od pokojowego podejścia do sprawy, nawet, jeśli miał do czynienia ze znienawidzoną Władzą, nielubianym wojskiem czy uzbrojonymi po zęby w strzykawki naukowcami. Bycie wiecznym dzieckiem nie było takie złe, gdyby się dokładniej przyjrzeć. Mógł wymusić na dorosłych litość i pomoc, a nieletni łatwiej zwierzali się komuś, kto wygląda na podobną grupę wiekową. Wzrost zezwalał na łażenie po miejscach niedostępnych dla tych większych, a dochodził jeszcze element zaskoczenia w walce. No bo jak to tak, żeby dziecko było zdolne kogoś pokonać? To był prawdopodobnie największy błąd przeciwnika, bo choć nie wyglądał, Arthur umiał zabijać i to na najróżniejsze sposoby. Często nawet dość boleśnie i brutalnie. Jeśli miał ochotę pobawić się z ofiarą, to już można było się żegnać ze spokojną śmiercią. W tej chwili nie planował rzeźni, którą i tak ciężko przeprowadzić, gdy ma się do ukatrupenia parę osób. Musiałby ich najpierw wszystkich unieszkodliwić, a na to po prostu szkoda mu było czasu. Rumak czeka!
Zamiast planów na zabarwienie ziemi szkarłatem, próbował obmyślić, jakby tu wyłudzić od nich informacje i nie ujawnić się przy tym. Po co ich od razu zabijać? Z większą konkurencją jest przynajmniej zabawniej, a na polowanie zawsze może sobie zabrać kogoś z gangu. Idąc, próbował wyłapać rozmowę. Już dzięki temu dowiedział się paru rzeczy. Koń był silny i nieźle gryzł, a zwiadowcy żołnierzy to leniwi pijacy. Nie za wiele, ale już mogło się przydać. Choćby do tego, że nietrzeźwych pokonać było łatwiej, a Ognistemu nie mógł dać się pogryźć, bo będzie nieciekawie. Och i został zauważony. Naprawdę szybko... Zdążył stanąć na skraju obozu, do czego żaden szanujący się wojak nie powinien w ogóle dopuścić. To tylko potwierdzało fakty, że zapewne nie musiał się aż tak bać możliwej walki. Byli raczej mało czujni, chyba, że po prostu nie spodziewali się kogoś w pobliżu.
Adrich zatrzymał się i zgodnie z krzykiem mężczyzn, uniósł ręce. Żeby wyglądało to bardziej realistycznie, cofnął się o krok z cichym, dziecięcym piśnięciem strachu. Intensywnie zaczął myśleć o strachu i zagrożeniu, żeby źrenice rozszerzyły się jeszcze bardziej. Dla kogoś pozbawionego emocji nie było to zbyt łatwe, ale wystarczyły wspomnienia Ayi w laboratorium i to, co mogłoby jej się stać, gdyby teraz coś mu poszło nie tak. Jeśli by go zabili, to byłaby bezpieczna, ale jeżeli wpadliby na pomysł przesłuchania... Przenosił wzrok pomiędzy trójką, drżąc lekko i wyglądając, jakby zaraz miał co najmniej zacząć płakać. Z wielkim trudem powstrzymał się przed wrzaskiem i zmianą wyrazu bladej twarzyczki, gdy blondyn użył drugiego wyrazu. To nie do wzrostu... To do wieku. Spokojnie, cholera.
J-ja... Bo rodzice... K-k-konia jakiegoś... – wymamrotał, patrząc na prawdopodobnie najmilszego żołnierza jakiego kiedykolwiek spotkał. A może był taki dlatego, że nie wiedział, kogo ma przed sobą? – I... I się zgubiłem... – jego przestraszone, zielone oczy zaszkliły się lekko, jakby zaraz miał naprawdę zacząć płakać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.01.14 21:58  •  Let's play with HELLFIRE! Empty Re: Let's play with HELLFIRE!
To nie był dziki rumak, to szlachetny(jeśli tak można to nazwać) wierzchowiec samego jeźdźca apokalipsy, sprowadzającego na wszelakie otoczenie gdzie się nie pojawi Wojnę. Hm... Może w sumie fakt że Jeździec zgubił konika sprawił, iż tyle tych wojen i wojenek w pobliżu? Who can know that.
Dwójka wojskowych za plecami blondyna o imieniu Jens, jak zdążyłeś wyłapać wciąż sztywno mierzyła w ciebie gnaty, słuchając twojej, dosyć dobrze podpartej wyglądem gry aktorskiej.
- Żadne dziecko nie potrafiłoby się tak daleko oddalić od miasta... I kim do cholery niby byliby jego rodzice, by szukać konia?
- To z pewnością jeden z tych wymordowanych.
Cyngiel odbezpieczający broń kliknął wyraźnie, gdy niski, kruczowłosy chłopak poprawił celownik, mierząc ci prosto w środek głowy. Zostałeś jednak zasłonięty przez ciało blondyna, który chyba najbardziej z nich wszystkich uwierzył w twoją gierkę.
- Przestańcie obaj! Straszycie tego dzieciaka. Teraz jest galaretą z której się i tak nic nie dowiemy, chociaż zaprowadźmy go do Hadży i niech mu nieco pomoże psychologicznie czy coś.
Rudzielec na wspomnienie o Hadży nagle począł się wprost zwijać z donośnego, rozbawionego śmiechu. Dopiero "kuksaniec" w bok od czarnowłosego powoli go uspokoił, choć i sam osobnik który go wymierzył zdawał się ledwie powstrzymywać od śmiechu.
- Do Hadży? Masz tak samo miękkie serce, co nogi, ale niech ci będzie.
- Doprawdy? A kto prosił o więcej gdy...
Urwał dramatycznie, spoglądając na mówcę z szerokim, chytrym uśmiechem, sprawiając że mina niskiego wojskowego zrzedła i ten warknął coś niezbyt kulturalnego w kierunku blondyna. Z uśmiechem wzruszył barkami i pociągnął za ramię Arthura, wciąż mając, sympatyczny teraz uśmiech na twarzy.
- Chodź, zabiorę cię do lekarza. Zbada cię czy nie zrobiłeś sobie czegoś złego po drodze i porozmawiasz z nim. To miły gość, napewno go polubisz.
Nie miałeś innej możliwości jak podążyć za Jensem, widząc też jak jego "towarzysze" chowają swoje bronie z powrotem do kabur, wracając do swoich obowiązków wartowniczych. Przechodząc przez obóz bez problemu zauważyłeś parę pojazdów mechanicznych oraz wojskowych poupychanych w namiotach, debatujących, rozmawiających luźnie lub grając choćby w karty. Wygląda na to że wszyscy chyba czekali na konkretny rozkaz wymarszu. To, co rzuciło się ci w oczy to mały park maszyn, gdzie znajdowało się kilka pojazdów do jazdy w trudnym terenie, a także całkiem konkretne motocykle, jakie z pewnością mogłyby ułatwić podróż po Desperacji w poszukiwaniu konia, gdy w końcu to rozpoczniesz. Park tychże maszyn był zlokalizowany gdzieś za drugim namiotem od punktu, w którym wszedłeś do obozu, a Jens zaprowadził cię do namiotu znajdującego się na drugim krańcu obozowiska. Wszedł razem z tobą do środka, a ty ujrzałeś widok, dosyć polowego szpitala, choć chwilowo pustego. Wojskowy rozejrzał się na boki, po czym westchnął i zawołał dosyć głośno.
- Hadża! Kretynie, gdzieś się podział?

Już, idę, człowieku, nie mam aspi...
Urwał, wychodząc zza kotar prowadzących prawdopodobnie do kolejnych części namiotu, widząc iż Jens sprowadził kogoś ze sobą. W niemym pytaniu skierował wzrok na wojskowego, doczekując się wyjaśnień. Sam osobnik był średniego wzrostu mężczyzną w wieku ok. 30 lat, z wyraźnym, acz zadbanym zarostem, o czarnych, krótko ściętych włosach. Wydawał się dosyć miły z wyglądu, jak to lekarz powinien. Na swój mundur miał nałożony lekarski kitel, a własne dłonie trzymał w kieszeniach takowego, oczekując odpowiedzi.
- Chłopak przypałętał się gdy byłem na warcie z kumplami. Mówi że się zgubił, coś mamrocząc o rodzicach i koniu. Spróbuj mu jakoś pomóc i dopytaj, o co chodzi, przy okazji zbadaj czy nie ma śladów zarażenia.

- Wiesz co zrobię, jeśli ma?
- Tak. No nic, zostawiam cię z doktorem, zachowuj się.
Po tych słowach posłał ci jeszcze jeden, finalny uśmiech i wyszedł z namiotu, zostawiając cię z lekarzem, jaki na chwilę się odwrócił, po czym na jednym z polowych stołów rozstawił potrzebne do badania przedmioty.

- Usiądź tu, na łóżko. Powiedz, czy po drodze czułeś się jakoś dziwnie? Coś cię ugryzło? Coś cię boli?
Jeśli nie dostosujesz się do poleceń lekarza, wprawisz go zapewne w formę zamyślenia, jeśli zaś pozwolisz mu na badanie, bez problemu zauważy choćby twoje oczy. Myśl więc, jak wybrnąć z tej sytuacji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.02.14 19:54  •  Let's play with HELLFIRE! Empty Re: Let's play with HELLFIRE!
Naczelnik misji
Jeśli do 14 lutego [yeah] nie pojawi się post Arthura, misja zostanie zawieszona. Powtórka z rozrywki.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.02.14 13:48  •  Let's play with HELLFIRE! Empty Re: Let's play with HELLFIRE!
Arthur przygryzł lekko wargę, ale na tyle ostrożnie, by nie pokazać zębów. Jeśli koledzy żołnierza-blondyna go przekonają, że naprawdę jest wymordowanym, to wtedy ma przerąbane. Już w niego celowali, a Jens w dodatku był najbliżej. Choć gadzina była czujna, to jednak nagły ruch jasnowłosego mógłby go zaskoczyć. I to byłby pewnie ostatni moment jego długiego, ale marnego żywotu.
Słuchał rozmowy mundurowych, starając się pozyskać jak najwięcej informacji, żeby szybciej się ulotnić. Wzrokiem próbował znaleźć wszelkie ścieżki ukryte w cieniu, patrzył, gdzie znajduje się najmniej ludzi. Bezpieczniej było wymyślać drogę ucieczki na bieżąco niż potem „na hurra”. Zawsze przecież zdobywanie informacji mogło się nie powieść tak, jak powinno i najlepszym rozwiązaniem byłoby wianie na drugi koniec Desperacji. Albo chociaż w mniej przyjazne dla ludzi tereny. Może nie znał okolicy idealnie, a ciemności jeszcze nieco to utrudniały, ale na pewno kojarzył więcej niż mieszkańcy Oszukiwanego Miasta. Nawet, jeśli byli wojskowymi, naukowcami, czy innymi osobami, za którymi Adrich najzwyczajniej w świecie nie przepadał.
Ruszył za żołnierzem, nie chcąc być znów na celowniku przez podejrzane zachowanie. Byłoby raczej dziwnie, gdyby poszedł gdzie indziej, albo uciekł z obozowiska. Choć na słowo „lekarz” naprawdę zaczął się bać, to jednak wolał być tam, z psychopatycznym facetem w białym kitlu, który trzyma w każdej ręce po pięć skalpeli niż z bardziej psychopatycznymi facetami mogącymi w każdej chwili do ciebie strzelić. Jakby nie patrzeć, nabojów unikało się trudniej, nawet korzystając z ogromnych prędkości. Nigdy nie wiadomo, gdzie tak właściwie leci pocisk. Arth wcale nie chciał się stać żywą tarczą strzelecką, sitkiem, albo kto wie czym tam jeszcze. Całe szczęście chwilowo taka możliwość zniknęła. W zamian za to, pojawiło się coś gorszego. O ile dziecko dał radę udawać, tak uniknięcie stwierdzenia „jesteś zarażony, musisz zginąć” graniczyło z cudem. Nie podobał mu się pomysł badań, ale nie mógł protestować. Zamiast skupiania się na niemiłych doświadczeniach życiowych uzyskanych przez człowieków-w-białych-ubrankach, przyglądał się obozowi. Prawdopodobnie byli tak samo czujni jak strażnicy przy wejściu, albo i mniej. No i pojazdy. Pewnie byłoby łatwiej w terenie, gdyby udało się jeden podwędzić, ale... kluczyki? Czy inne ustrojstwa, które to włączały? Zielonooki nie miał do czynienia z wysoką technologią, a na pewno nie ze środkami lokomocji, za którymi nie przepadał.
Tak czy w krzak – namiot. Wszedł do niego z miną dziecka obawiającego się szczepionki. I jeszcze blondyn po chwili zostawił go sam na sam z osobą, której nie lubił już za sam wykonywany zawód. Lekarze tak bardzo kojarzyli mu się z podziemiami, z laboratoriami, stołem operacyjnym, cierpieniem, eksperymentami i krzywdzoną siostrzyczką. Nienawidził ich za samo bycie. Wiedział, że są potrzebni, ale nie popierał wykorzystywania ich w celach męczenia nieludzi. Bo co? Bo byli inni? Bo żyli po raz drugi?
S-skąd mogę wiedzieć, że n-nie jesteście jednymi z t-tych dziwnych stworów? P-podobno wyglądają jak m-my... – wymamrotał cicho, nie zbliżając się. Musiał uciec od badań. Przedwczesny alarm wcale nie był czymś, czego w tym momencie pragnął. Tak samo jak i zabijanie całego obozu. Mogliby sobie spokojnie żyć dalej. – M-m-mama zabroniła m-mi kontaktów z lekarzami. S-sama mnie bada – dodał równie mamrotliwie, jąkając się nieco. Może zadziała historyjka pod tytułem „moja matka to walnięty naukowiec i przeprowadza na mnie eksperymenty”? Genetyczne modyfikacje w końcu już istniały, a testy na ludziach, choć zapewne zabronione, były praktykowane. Przecież jeśli odkryje się coś działającego przed konkurencją, zbije się fortunę. Więc nie podszedł. Jeszcze nie. Starał się odwlec to w czasie, wymyślić sposób na ucieczkę z tego przeklętego namiotu. A może naukowiec zajmie się czymś i nie będzie zwracał uwagi na gadzinę?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach