Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 06.04.14 0:07  •  Let's fuc- play.  Empty Let's fuc- play.
Let's fuc- play.  Attack-on-Titan-Hanji-Zoe-Creeper



Uczestnicy:
F.~ i Yunosuke.
Cel: F. =  Zdobycie artefaktu umożliwiającego kontrolę i wytwarzanie lodu, przy czym panowanie nad żywiołem wiązałoby się z brakiem wrażliwości na zimno. I tu też wolałbym, żeby był to jakiś wszczep. Yunosuke = Artefakt w kolczyku, umożliwiający kontrolę wyładowań elektrycznych.
Miejsce: A kij to wie.
Możliwe obrażenia?: Tak.
Możliwe trwałe okaleczenia?: Tak.
Możliwy zgon?: Nope.


1,2, Freddy's comming for you~

Krótki przebłysk zniekształconego wspomnienia w nadszarpanej pamięci Ryana przyniósł ze sobą ostry ból w pulsującej skroni. Moment, do którego sięgała jego pamięć ograniczał się do chwili, gdy kładł się wieczorem na swoim materacu. A potem nastąpiła jedna wielka, ciemna pustka. Jakby ktoś ukradł mu kilka, a może nawet kilkanaście godzin z życia. Jego ciało nie odniosło żadnych obrażeń. Przynajmniej tak to wyglądało w tej chwili. Możliwe, że podczas utraty przytomności bądź nienaturalnie głębokiego snu jego tkanka zregenerowała się, aczkolwiek nic na to nie wskazywało. Żadnych śladów krwi, poszarpanego ubrania, w którym kładł się wcześniej na spoczynek, nic. Jego porywacze, bo najprawdopodobniej został uprowadzony, chyba, że maczała w tym palce jakaś siła wyższa, nawet nie pokwapili się założyć mu coś na bose stopy. A chłodny kamień na którym stał powoli zaczynał mu dawać się we znaki. Zerknął na czerwonowłosego kota idącego obok niego...

3,4, better lock the door~

Właściwie to znalazł się tutaj zupełnie przypadkowo. Yunosuke chadzał swoimi własnymi ścieżkami, niczym prawdziwy, niezależny kot. Nie szukał swojego miejsca, po prostu prowadził raczej koczowniczy tryb życia. Tak było i tego wieczoru, kiedy wpadł... na to coś. Nawet nie był w stanie określić czym było "to coś", bo nic nie pamiętał. Moment, kiedy dosłownie wleciał na to, zakończył się przeszywającym bólem z tyłu głowy. Do tej pory za każdym razem gdy przesuwał długimi palcami z tyłu głowy mógł wyczuć małe wybrzuszenie ukryte pod zlepionymi krwią włosami. No cóż, w jego przypadku nikt nie był aż tak bardzo delikatny. Może głównie dlatego, że napatoczył się dość niechcący. Może.

5,6, grub your crufix~


Moment, kiedy ocknęli się, kiedy pierwsze sekundy otępienia minęły, był dość nieprzyjemny. Bo oto oni, sami, w jakimś zupełnie pokręconym miejscu. Po środku małego kwadratu o wymiarach z 10x10 metrów, a dookoła wysokie żywopłoty. Gdy unieśli wzrok, by znaleźć koniec paskudnych roślin, ujrzeli jedynie coś w rodzaju chmur? A może to była mgła? W każdym razie nie widzieli nawet nieba, słońca, nic. Jedynie mlecznobiałą watę cukrową, która delikatnie ostrzegała, że lepiej nie ryzykować próby wdrapania się na żywopłot. W krzakach znajdowały się dwa przejścia. Na przeciwko siebie. Ale dokąd prowadziły? Nikt tego nie wiedział. W końcu wybrali, chociaż to raczej jedna osoba wybrała, a druga najzwyczajniej w świecie podporządkowała się. Bo zarówno Yunosuke jak i Ryanowi zależało na wydostaniu się z tego bagna, w jakim się znaleźli. I ewentualnie na odnalezieniu swoich oprawców, by dokonać małej zemsty. Bo gnojki odważyli się w ogóle podnieść na nich swoje łapska. Tak więc zadecydowano i ruszyli przed siebie. Bo wszakże, cóż innego mogli zrobić w takiej sytuacji?

7,8, gonna stay up late~


Cóż może być ekscytującego w podróży dwóch, małomównych osób z cholernie nudnym otoczeniem w tle? Podpowiem. Nic. Szli w ciszy przed siebie. A żywopłoty zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Nie trzeba było wiele czasu, by zarówno Ryan jak i Yunosuke zorientowali się, że są w jakimś pieprzonym labiryncie. Co rusz napotykali skręty tudzież przejścia, gdzie byli zmuszeni dokonywać wyboru, w którą stronę się udać. Irytacja powoli zaczynała kiełkować w nich, bo... szli i nic. Zupełnie nic. Ani żywej duszy, ani widoku wyjścia. Tylko kolejne długie korytarze przeklętego labiryntu. Ktoś musiał mieć albo naprawdę kiepskie poczucie humoru, albo kurewsko dobry powód, żeby ich tutaj umieścić bez wyraźnej przyczyny. A może ktoś miał właśnie bardzo dobry powód i teraz gdzieś siedział w bezpiecznym miejscu i obserwował ich poczynania? Ciężko cokolwiek określić. Raptownie usłyszeli cichy szelest za sobą. Gwałtownie odwrócili się, spodziewając się... No właśnie kogo? Albo czego? W każdym razie to co ujrzeli przeszło ich najśmielsze oczekiwania...

9,10, never sleep again

To nie przypominało żadnego znanego im zwierzęcia. Właściwie było dość małe, bo mierzyło jakiś metr w kłębie, nie więcej. Ciało złudnie przypominającego jakiegoś ssaka o czterech łapach. Kot? Może wilk? Albo pies. Jednakże nie posiadało sierści. Jego ciało było pokryte srebrzystymi łuskami, które mieniły się różnymi odcieniami tegoż koloru. Głowa natomiast przypominała raczej króliczą i ewidentnie nie pasowała do reszty. O czym świadczyła gruba blizna po szwach okalająca szyję stworzenia. Wyglądało to na jakieś dziwne monstrum, mutanta stworzonego w laboratoryjnych warunkach. Czarne ślepia przyglądały Wam się przez drobną chwilę, jakby chciały coś przeanalizować. Wreszcie otworzył paszczę wypełnioną malutkimi igiełkami, które służyły mu za zęby. Z paszczy natomiast zaczęły wypełzać trzy, dziwne glisty. Ni to węże ni to robaki. Najchudszy o rdzawym kolorze, zaczął kołysać się przód i w tył, wydając ciche pobrzękiwanie, przypominające stado os. Grubszy, fioletowy o zielonych prążkach raptownie splunęło w Waszą stronę. Gdyby nie refleks to skończylibyście z dziurą w ciele. Jad, który opadł na podłoże, zaczął momentalnie wyżerać dziurę w kamieniu. Natomiast trzeci, najdłuższy z nich o czarnej barwie, wystrzelił niczym puszczona strzała z łuku. Ostrym haczykiem haratnął ramię Yunosuke, by opaść za nimi na kamieniu. No i tak zostaliście otoczeni. Cienka stróżka ciepłej krwi zaczęła spływać z rany kota a na dodatek rana zaczęła wydzielać nieprzyjemną woń oraz piec. Dosyć mocno. Mało atrakcji? No cóż. Dziwne zmutowane stworzenie zaczęło wydawać dźwięki, jakby się krztusiło, by po chwili z jego paszczy wypełzła kolejna kolejka trzech glist. I chyba upodobały sobie Was jako cel, gdyż od razu ruszyły w Waszą stronę. Włącznie z tym, co znajdował się za Wami.

                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.14 2:41  •  Let's fuc- play.  Empty Re: Let's fuc- play.
Pierwsza myśl: jebany labirynt? Nie, coś tu nie pasuje.
Druga myśl: a jednak jebany labirynt.
Kocur od razu zorientował się co to za miejsce. Może nie do końca, ale przynajmniej wyczaił, że przed nimi będzie dużo spacerowania. Spojrzał na Ryana, kiedy ten nie patrzył w jego stronę i zmierzył go dokładnie. Nie widywał się z tym gościem zbyt często, więc jego kompania w tak dziwnej sytuacji była co najmniej podejrzana. Do tego to nie o był tym, który ucierpiał. Chłopak co jakiś czas przesuwał palcami po tyle głowy, naciskając na bolące miejsce. Irytowało go to. I na jego włosach nawet krwi nie było widać, przykre. Rozejrzał się dokładniej, próbując rozeznać się w sytuacji, ale nic z tego. Był w kropce. W głowie miał sporą lukę, a to szczególnie mu się nie podobało. No i mnóstwo pytań, na które odpowiedzi po prostu nie było. Bardzo, bardzo denerwujący moment. Tylko, że on nie da po sobie nic poznać. Ani niepokoju, ani nerwów, ani ewentualnego strachu. I jego towarzysz również, więc o emocjach można było zapomnieć.
W końcu wybrali swoją drogę i... ruszyli w nią. Nienawidził labiryntów. Cholernie kojarzyły mu się z laboratorium, a to właśnie były wspomnienia, których chciałby się wyzbyć. Przez większość czasu spoglądał na ścieżkę. Tylko czasem spojrzenie czerwonych oczu zboczyło, aby zbadać ściany lub postawę wymordowanego. Szli długo, a droga wydawała się w ogóle nie zmieniać, co było okropne. Gdzieś w głębi kocur czuł, że zataczają koła lub ktoś zmienia ich tor, aby zagubili się jeszcze bardziej. W końcu nie porwano ich bez powodu. A najczęstszym powodem psycholi była chęć zabawy. I wtem stało się coś, czego mały koci móżdżek nie do końca był w stanie ogarnąć. Spojrzał na istotę przed sobą i skrzywił się. Wyglądał jak nieudany eksperyment i jeszcze bardziej kojarzył mu się z dawnym domem niż całe to miejsce. Aż mu się przez chwilę niedobrze zrobiło. Do tego rozwarł paszczę, a z niej wylazło coś dziwnego. Serio? I wtedy zaczęły działać. Brzęczenie rozkojarzyło chłopaka, bo we wrażliwych kocich uszach było cholernie nieprzyjemnym dźwiękiem. Chwila nieuwagi i skończyłby nieciekawie, gdyż drugi robal postanowił zaatakować. Instynktownie odskoczył, ale kolejnego uderzenia nie był w stanie uniknąć.
- Co do kurwy? - syknął i złapał się za ramię, spoglądając za swoim małym napastnikiem. Serio, dostać wpierdol od robaka. Żal. Krew przesączyła się przez szczupłe palce i zaczęła powoli spływać wzdłuż jego ręki. Co to miało być? Młody na początku nie zwracał uwagi na ból, ale wkrótce i to się zmieniło. Warknął cicho, kiedy pieczenie zaczęło stawać się nieznośne i zacisnął pazury na swojej ręce. Trochę się zdenerwował, ale nadal nie mógł atakować. Spojrzał w stronę Ryana, szukając jakiegokolwiek porozumienia z mężczyzną. Niech on coś zrobi, cholera jasna. Skoro rudzielec jest bezużyteczny, to niech chociaż jeden z nich na coś się przyda. Wypadałoby. I w ogóle byłoby miło.
Tymczasem do nozdrzy kotopodobnego dotarł nieprzyjemny zapach, jakim uraczyła go jego rana. Naprawdę nie wiedział co tu się dzieje. A może to coś było zatrute? Raczej wątpił, aby szrama zachowywała się w ten sposób bez powodu. Szczególnie u niego. Może i ma słabe i delikatne ciało, ale zazwyczaj dobrze znosił obrażenia i szybko się goiły. Czyżby tym razem miało być inaczej?
W ogóle what's the deal? Ta sprawa jest popieprzona.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.04.14 12:36  •  Let's fuc- play.  Empty Re: Let's fuc- play.
Boli cię... Nie. Napierdala cię głowa. Budzisz się w jakimś pieprzonym labiryncie, a gdy próbujesz wrócić wspomnieniami do tego, co właściwie mogło się wydarzyć, natrafiasz na kompletną pustkę albo bezużyteczne informacje. Twoje towarzystwo nie jest wyborowe, właściwie nie istnieje żaden sensowny argument, dla którego mielibyście być tutaj razem. Dookoła żadnej drogi ucieczki, oprócz tej przed siebie, która równie dobrze może prowadzić donikąd, ale przecież stanie w miejscu nie załatwi sprawy. I jak tu nie uznać, że to wszystko jest zwyczajnie pojebane?
Ciemnowłosy nie mógł wyrzucić z głowy wrażenia, że śnił. Był to jeden z tych snów, w których kręcisz się bez celu i nie możesz przestać. Skoro ostatnią myślą tłukącą się w jego świadomości było zasypianie we własnym łóżku, coś musiało być na rzeczy. Rzecz w tym, że śniąc, nie pamięta się takich rzeczy. W objęciach Morfeusza wszystkie nieprzyjemne doznania nikną. Nie ma zapachu, smaku, bólu, dotyk na skórze równie dobrze mógłby nie istnieć, a co dopiero mowa o uczuciu ciepła lub zimna. Ryan mimowolnie zerknął na bose stopy, które zmuszone zostały do przeżycia spotkania pierwszego stopnia z betonem. Nie zwykł paradować w ten sposób po Desperacji, dlatego teraz czuł się nieswojo, choć już niebawem miał przyzwyczaić się do chropowatej powierzchni, która drażniła jego skórę. W każdym razie na jego twarzy nie pojawił się żaden grymas świadczący o tym, jak bardzo to wszystko mu się nie podobało. Oswojenie się z myślą, że na tym zadupiu nie znajdzie sobie godnego zastępstwa dla swoich butów i to jeszcze w odpowiednim rozmiarze, wcale nie było takie trudne. Co za debil stawiałby obuwniczy w pieprzonym labiryncie? Przycisnął palce do obolałej skroni i rozmasował ją, chcąc jakoś załagodzić dokuczliwe pulsowanie, nie pozwalające mu się skupić. Niemalże przez cały czas wpatrywał się nieruchomym wzrokiem przed siebie, ale po jakimś czasie do srebrzystych tęczówek wtargnęło znużenie. Jedynie co jakiś czas unosił wzrok, zahaczając nim o watę nad głową, w ciszy licząc na to, że w którymś momencie po prostu stamtąd zniknie. Ponieważ udało im się zachować ciszę, Yunosuke nie doczekał się już choćby śladowego zainteresowania, jakby był wyłącznie cieniem, który wlókł się razem z nim. Jedynie czerwona czupryna, która majaczyła po boku w jego polu widzenia, świadczyła o tym, że mimo wszystko nie był sam, choć Grimshaw już niedługo miał się przekonać, że akurat to wiele nie zmieniało.
Szelest.
Wreszcie jakaś odmiana w morzu towarzyszącej ich ciszy. Szkoda tylko, że mały potwór, który ukazał się im oczom nie zamierzał powiedzieć im, co powinni zrobić, by się stąd wydostać ani wskazać im poprowadzić ich przez zawiłą ścieżkę. Zamiast tego wyrzygał im pod nogi robactwo. No bardzo pomocne, kurwa! Pytanie kotowatego nie otrzymało żadnej odpowiedzi, właściwie utonęło w konieczności nagłego uniknięcia ataku, choć – bądź co bądź – mieli do czynienia tylko z niewielkimi pasożytami. Chciałoby powiedzieć się, że i niegroźnymi, ale substancja, która właśnie wżerała się beton pozostawiała wiele do życzenia. Jay otarł się ramieniem o żywopłot, gdy usiłował nie paść kolejną ofiarą przelatującego obok owada. Zaklął pod nosem, oglądając się za siebie, by zaraz ukradkiem przyjrzeć się skaleczeniu na ciele chłopaka. Następnie szybka kontemplacja otoczenia – za mało miejsca. Poza tym nie uśmiechało mu się dotykanie tych małych paskudztw własnymi łapami, jeżeli niosło to za sobą wypalenie tkanki żrącym jadem.
Spomiędzy liści żywopłotu wystrzeliły cienkie żyłki, które z początku plątały się jak niesforne nici, nie mogąc znaleźć sobie odpowiedniego miejsca. Gdy wreszcie wszystkie smoliste linki napięły się, wokół obojga pojawiła się siatka, dostosowana do rozmiarów glist, tak aby nie miały szansy się przedrzeć za jej granicę. Tak na wszelki wypadek, gdyby w pobliżu pojawiło się więcej dziwacznych stworzeń. Rzecz jasna nie zamierzał zostawić ich w spokoju. Grubsza smuga cienia wysunęła się zza ściany roślinności, brnąc w stronę królika, ta zamiast opleść łuskowate ciało, usiłowała wedrzeć się do zwierzęcego pyska i pozbyć się problemu od środka, rozdzierając gardło i ewentualnie tępiąc plagę, która jeszcze nie zdołała się wydostać. Z całą resztą sprawa wydawała się być znacznie prostsza, choć przez nieustanny ruch, cieńsze szpikulce, które wysunęły się z krzaków równie dobrze mogły nie poprzebijać tych niewielkich istot, ale spróbować zawsze było warto.

Meh, I have no idea.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.04.14 15:55  •  Let's fuc- play.  Empty Re: Let's fuc- play.

Smród wydobywający się z rany chłopaka stawał się coraz bardziej mdły i nieprzyjemny. Na domiar złego zaczęła sączyć się ropa o lepkiej konsystencji i o żółtym zabarwieniu. Całe szczęście, że ból nie był aż tak wielki, jak można było na początku zakładać. Chociaż, po krótkiej chwili raczej nie można było tego szczęściem nazwać, skoro Yunosuke tracił czucie w całej ręce. Jakby uchodziło z niej życie, a ktoś bezczelnie wypompował wszelaką siłę. Co prawda nadal pozostawała pod jego władzą, aczkolwiek na usta cisnęło się pytanie: Jak długo?
Yunosuke musiał wycofać się z pola walki. Nie tylko ze względu na jątrzącą się ranę, ale też przez niemożność uwolnienia z siebie jakiejkolwiek siły z racji braku poczucia niebezpieczeństwa. I wszystko spadło na ramiona szatyna. Ryan szybkim spojrzeniem omiótł całe otoczenie dochodząc do bardzo prostej, a jednocześnie jakże prostej konkluzji. Za mało miejsca właściwie na… cokolwiek. Wąskie korytarze otoczone wysokim żywopłotem skutecznie uniemożliwiłyby jakieś większe manewry podczas walki czy chociażby podczas samej defensywy. Aczkolwiek mężczyzna miał w zapasie plan, który zamierzał wcielić w życie. Nie minęła dłuższa chwila, kiedy spomiędzy gałązek żywopłotu zaczęły wysuwać się cieniutkie niczym nić smoliste kształty. Niemal jak pająk utkały sieć chroniącą zarówno Ryana jak i Yunosuke przed atakami z zewnątrz. Właściwie zrobił to w ostatniej chwili, gdyż robal, który wcześniej ranił kotowatego osobnika ponownie przymierzał się do ataku. Tym razem skierowany w Wymordowanego. Robal wystrzelił niczym sprężyna, jednakże odbił się od siatki i upadł na ziemię, zwijając się i poruszając dziwnie głową, gdy natrafił na przeszkodę.
Jednakże Ryan nie poprzestał na obronie, ale i zaatakował. Grubsza cienista glizda popełzła w stronę dziwnego, zmutowanego stworzenia i wkradła się do jego jamy ustnej w momencie, kiedy ten najwidoczniej szykował się do ‘zrodzenia’ kolejnej partii małych potworowatych robaków. Cień bez najmniejszych problemów dostał się do wnętrzności malca, który wydał z siebie głośny, przenikliwy pisk pełen bólu i agonii. Rzucił się na ziemię, po której zaczął się tarzać, kiedy cień Ryana robił spustoszenie w jego organizmie. Trwało to zaledwie chwilę, aczkolwiek zdawało się, że minęło kilka minut, kiedy cień przebił stworzenie w okolicach miednicy. Krew zalała kamienie, a wnętrzności, wciąż gorące o czym świadczyła unosząca się para, powoli wytoczyły się na zewnątrz. Ryan mógł dojrzeć, że wśród trzewi stworzenia znajdowały się żółtawe kulki, które przypominały dziwne.. jaja. Czyżby stąd brały się te dziwne, robakowate coś?
Wracając do robactwa. Kiedy zmutowane stworzenie opadło na ziemię wydając z siebie ostatnie tchnienie, te znieruchomiały i zwróciły się w jego stronę, niczym zahipnotyzowane. Powoli, jakby ktoś prowadził je za niewidzialny sznurek, podpełzły do swego niedawnego inkubatora i zaczęły wić się we wnętrznościach truchła. Wyglądało to dość dziwnie, jakby chciały… pożywić się nim. Jednakże mniejsza o nie. To była szansa na ucieczkę. Lub ewentualne zgładzenie robactwa. Raz na zawsze. Właściwie decyzja należała do Ryana.
Raptownie ramię Yunosuke przeszył ostry ból, jakby ktoś przyłożył do niego rozżarzony metal. Trwało to jednak sekundę i wszystko ustało. Nawet czucie w ręce. Chłopak nie mógł już w żaden sposób nią poruszać, ani też nie odczuwał dotyku na owej ręce. Tak, jakby jej nie miał, albo nerwy odpowiedzialne za nią przestały funkcjonować. Sama rana zaś zaczęła się zasklepiać. Na ich oczach czerwone nitki zaczęły ją pokrywać, tworząc powoli dziwnego, wręcz nienaturalnego strupa. Za nim jednak zupełnie się zasklepiła, mogli dojrzeć przemieszczające się w niej małe, żółtawe kulki. Trwało to jednak niecałą sekundę, nim zniknęły w otchłani rany, przykryte czerwoną skorupką.
Ciszę przerwało klaskanie. Powolne, wręcz leniwe klaskanie. Źródłem dźwięku był niski, przysadzisty karzeł. Starł jakieś dwa metry od Ryana i Yunosuke. Mierzył może z metru dwadzieścia, nie więcej. Ubrany w kolorowy kostium błazna, z charakterystyczną czapką z dzwoneczkami nasuniętą na rudawe włosy. Jego twarz była okrągła i nienaturalnie spokojna. Oczy duże, bez wyrazu, jakby u jakieś lalki. A usta wyciągnięte w szerokim uśmiechu, który nadawał całej postaci jedynie czegoś mało przyjemnego. Dłonie nadal klaskały, przypominając zabawkową małpkę, która trzyma dwa talerze i jak się ją nakręci ta zaczyna klaskać. Wpatrywał się przed siebie, jakby to właśnie tam znalazł swój punkt zaczepienia.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.14 6:11  •  Let's fuc- play.  Empty Re: Let's fuc- play.
Chłopak kilkakrotnie zacisnął pięść, ale za każdym razem było to coraz trudniejsze. Nic nie mógł poradzić na to, że zapach z rany stawał się coraz gorszy. Do tego cholerstwo paprało się coraz bardziej, a nawet nie było ruszone. Czym było to coś, które go zaatakowało? Ten uraz będzie mu się goił przez długi, a nawet nie wiadomo czy w ogóle się zagoi. Skoro zwykłe draśnięcie jest tak obleśne to czy nie oznacza ty, iż coś mogło przedostać się do jego organizmu? Nie czuł bólu, a irytujące mrowienie, które rozchodziło się po całym jego ramieniu. Od szramy promieniowało nieprzyjemne uczucie, które pod bladą skórę rozchodziło się na dalsze partie ręki. Starał się utrzymać władzę chociaż w dłoni, ale ostatecznie i to zawiodło. Czas, w którym ręka została obezwładniona był naprawdę krótki. Ale co, jeśli faktycznie został czymś zainfekowany? To może wpłynąć na resztę jego ciała. Tylko, że nie mógł nic z tym zrobić. Pozostawało czekać.
- Tracę czucie. - mruknął w stronę Ryana. To nie tak, że chciał zwrócić na siebie uwagę czy coś. Po prostu najwyraźniej nie jest tak skończonym dupkiem jak on i uraczył go możliwie przydatną informacją. Prosty przekaz, który miał dać mu do zrozumienia, aby nie dał się dorwać. Troska ze strony kota? Gówno prawda. Sam nie mógł się bronić, więc liczył, że chociaż szatyn to zrobi.
Spokojnie usunął się z pola walki, odsuwając się na bok i tylko obserwował. Ręka była jak zdrętwiała, co bardzo go denerwowało, ale nie mógł nic na to poradzić. Źrenice czerwonych oczu na krótką chwilę zwęziły się, ale zaraz wróciły do normalnej formy. Wyglądało to jak błąd, jak glitch, jak szybki błąd systemu i chyba nawet sam Yunosuke tego nie zauważył. Obserwował w ciszy jak spomiędzy liści wydobywają się ciemne nitki i rozpoczynają swój balet synchroniczny. Najpierw siatka, potem atak. A może na odwrót, już nie pamiętam. Moc Ryana chyba nigdy nie przestanie go zadziwiać. Niby widział dużo rzeczy, a większość go nie obchodzi, a jednak w pewnym sensie podziwiał te pieprzone cienie, które słuchały się go jak wierne psy. Bo to takie inne i nieosiągalne dla kocura. Ale teraz nie czas na zachwyty. I nagle pisk. Yunosuke momentalnie zasłonił uszy, bo nasilenie dźwięku było tak wysokie, że mogło przyprawić go o ból głowy. Poczekał aż agonia nieokreślonego stworzenia się skończy i wtedy odsunął ręce od głowy. Spojrzeniem omiótł zbiór krwi i flaków, który pozostał po tym dziwnym czymś, ale nie skupiał się na tym zbytnio. Zmrużył oczy, kiedy zauważył zółtawe jajka. To coś się samo zapładniało czy co? I jeszcze to robactwo... Pełzło do truchła jakby chciało się posilić, a przeciwnicy przestali mieć znaczenie. Dziwne.
I nagle ból. Nie potrafił powstrzymać odgłosu, który wydarł mu się z gardła. Syknął przeciągle i w jednej chwili chwycił się za ramię, aby spojrzeć na tą paskudną ranę. Ale tu nie chodziło o nią. Dokładnie czuł jak z jego ramienia uchodzą wszelkie siły. Próbował nim ruszyć, ale nic z tego. Dotyk na jego skórze nagle stał się obcy. Czuł swoje ramię pod palcami, ale nie czuł palców na ramieniu. Zupełnie jakby zostało mu odjęte. Przez dłuższą chwilę na jego twarzy malowało się zaskoczenie, ale w końcu brwi ściągnęły się, a usta ułożyły w cienką linię. Obserwował jak rana sama się spójnia i wtedy dostrzegł pod skórą te same kulki, które były we wnętrzu potworka. Puścił swoją rękę i rzucił przekleństwem. Wiedział, że ma przejebane, ale nie dał tego po sobie poznać. Spojrzał w stronę Ryana i skrzywił się lekko.
- Może lepiej by było, gdybyś ujebał mi rękę. I tak mam cudowne znieczul... - czarne uszy drgnęły, gdy dobiegło do nich klaskanie. W jednej chwili obrócił się w stronę, z której dochodził dźwięk i dostrzegł... coś. Karaluch? Nie, to inaczej szło... Ah, karzeł. Ogon obił liście żywopłotu, a uszy położyły się, dając znać, że chłopak nie jest zbyt szczęśliwy, że widzi tu kolejne dziwadło. Tym razem jednak nie mieli do czynienia z czymś żywym. Chyba. Rudy puścił swoją bezwładną rękę, która dyndała się w cholernie irytujący sposób i przyjrzał lepiej temu czemuś. Zdawało się, że to nie oni są celem. Odwrócił się, aby spojrzeć w tym samym kierunku co ślepia błazna, ale nic tam nie dostrzegł. A może nie chciał dostrzec? Obrzucił pytającym spojrzeniem to kolorowe coś, a następnie swojego towarzysza. Już w ogóle przestał orientować się w całej sytuacji i wszystko coraz mniej go obchodziło. Co to ma, kurwa, być?
I teraz dopadło go wrażenie, że to wszystko sen. Uszczypnąłby się w rękę, gdyby tylko mógł.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.05.14 23:24  •  Let's fuc- play.  Empty Re: Let's fuc- play.
Czy tego chciał czy nie, wierzch jego ręki wręcz odruchowo przysunął się do jego nosa – choć siłą rzeczy także i ust – chcąc uchronić czuły zmysł węchu przed nieprzyjemnym odorem ropiejącej rany. Z tej perspektywy trudno było dostrzec, jak skóra na jego nosie zmarszczyła się w nieprzyjemnym wyrazie obrzydzenia. Przez chwilę miał szczerą ochotę wypchnąć Yunosuke zza bezpiecznej sieci, którą utworzył i bez wyrzutów sumienia zostawić go na pastwę losu – najwyraźniej złaknionych mięsa – robali. Niestety nie mieli na to czasu, ani nawet większego pola manewru, więc i to pozostało mu już tylko zignorować, chociaż nie było łatwo. Przeczulone na bodźce zmysły były zarówno darem, jak i przekleństwem, żeby drapieżnikom nie żyło się zbyt łatwo. Już nawet nie zerknął w kierunku kociego mutanta, darując sobie widok rany, która być może wyglądała gorzej niż pachniała. O wiele ważniejsze było teraz to, czy jego plan się powiedzie. Spojrzenie mężczyzny skupiało się aktualnie na większej grupie robactwa, aczkolwiek ten zdawał sobie sprawę, że jeden z wrogów zbliża się z przeciwnej strony. Nie zwykł wątpić w cienie, którymi władał, więc nie obejrzał się za siebie, jakby doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że atak nie skończy się dobrze dla przeciwnika, ale jednocześnie nie tragicznie.
Zadziwiające, że widok tego, co zostało ze zwierzęcia, ani trochę go nie zgorszył. Jedynym zaskakującym zjawiskiem było to, że „potomkowie” tego dziwacznego stworzenia, postanowiły oddać mu hołd, robiąc z niego pośmiertny użytek. Skoro nie sprawdziło się jako matka, najwyraźniej jako obiad miało się całkiem nieźle.
„Tracę czucie.”
No ręka mu opadła, dosłownie. I co? Miał zadzwonić po pogotowie? Wolałem, gdy siedziałeś cicho, mruknął w myślach, przenosząc wzrok nie na twarz chłopaka, a na jego ramię, z którego rana zniknęła w magiczny sposób. Nie wydawał się zdumiony tym faktem. Właściwie wyraz jego twarzy wyrażał już tylko jedno: „bezużyteczny”. Już pomijając fakt, że nie planował znaleźć się w takim miejscu, na pewno nie przewidywał tego, że przyjdzie mu dodatkowo odwalać całą robotę za Yunosuke, którego rola tu mogła zostać porównana do roli księżniczki, którą trzeba ratować z opresji. Problem w tym, że Ryan niekoniecznie nadawał się na księcia, co w żadnym wypadku mu nie przeszkadzało, choćby dlatego, że chęć ratowania damy z opresji nie ograniczała jego pola manewru. Mógł zrobić to, co chciał, jeżeli tylko uznał to za słuszne, a fakt, że skorupa, która ukształtowała się na ramieniu młodzieńca była niepokojąca, tylko potęgował myśl, że słusznym rozwiązaniem było... waśnie ujebanie mu ręki. Jak dobrze, że przynajmniej co do tego byli zgodni!
Fakt. I tak wszystko wskazuje na to, że za nią nie przepadasz ― mruknął. Stoicki spokój w jego głosie, pewny wzrok skupiony na zasklepionej ranie jasno deklarowały, że Jay nie widział nic na przeszkodzie, by pozbawić go jednej z kończyn. Ba! Gdyby przyszło co do czego, bez wątpienia pozbyłby się też pozostałej trójki. Już samo proszenie go o to było bardzo nierozsądnym posunięciem i właśnie to miał na myśli, wypowiadając tamte słowa. Prawda była taka, że w obecności niektórych lepiej było uważać na to, o co się prosiło, bo przy odrobinie nieszczęścia, można było to dostać.
Cienie, które ich otaczały, rozpłynęły się, a szarooki ujął ręką bezwiedną dłoń kotowatego. Jeżeli jeszcze wątpił w brak zahamowań Grimshawa, tak teraz wszelkie wątpliwości powinny go opuścić. Wolał uniknąć tego, by podążający za nim cień zaczął nagle rzygać larwami. Najpierw cienkie, smoliste nitki zaczęły przesuwać się po skórze czerwonowłosego. Wyglądało to tak, jakby znajdowały swoje ujście w ich rękach. Po czasie zaczynały robić się coraz grubsze, przesłaniając niemalże całą powierzchnię skażonej kończyny górnej. Pochłonięty tym widokiem wymordowany, zignorował klaskanie, za swój główny cel obierając sobie pozbycie się pierwszego problemu. Gdy ciemność otuliła ramię Yuno, Opętany uniósł wolną rękę, jakby chciał osłonić się przed nadbiegającą osobą. W rzeczywistości chodziło wyłącznie o to, by zabezpieczyć młodzieńca przed upadkiem, bo silne szarpnięcie mogłoby zwalić go z nóg. Trzeba przyznać, że brak czucia w ręce prawdopodobnie był w tej chwili zbawieniem, gdy jego ramię żywcem usiłowano wyrwać ze stawu. Już wtedy koniec cienistej powłoki rozwidlił się, tworząc coś na wzór paszczy, której zębiska zaraz zaczęły wgryzać się w skórę i mięśnie mutanta, chcąc przedrzeć się obustronnie przez powłoki, które jeszcze mogły łączyć jego kończynę z ciałem.
A gdzie szansa na zmianę zdania? Cóż, nie przewidywał takiej opcji.
Klask, klask, klask.
Srebrzyste tęczówki wreszcie podarowały swoją uwagę karłowi, który tępo wpatrywał się w przestrzeń. Ciemnowłosy nie wyglądał na zainteresowanego podziwianiem widoków, którym ów mężczyzna się przyglądał. O wiele bardziej zastanawiająca była jego obecność w tym miejscu.
A ty to, kurwa, kto?
Na kurwę na pewno się nie nadawał.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.05.14 1:51  •  Let's fuc- play.  Empty Re: Let's fuc- play.


Gdyby Ryan żył w innych czasach to z pewnością z powodzeniem mógłby zostać chirurgiem. Ze stoickim spokojem i niemalże niesamowitą precyzją pozbawił Kota jego drogocennej ręki, która opadła na ziemię z cichy odgłosem. Krew z otwartej rany zaczęła się broczyć, brudząc posadzkę swoim szkarłatnym kolorem, a jej metaliczny zapach uderzył w nozdrza zarówno Yunosuke jak i Ryana. Cóż, trzeba coś na szybko wymyślić, żeby czerwono włosy zaraz nie wykrwawił się na śmierć, chociaż pewnie taki obrót sprawy ucieszyłby szatyna z racji na jego charakter i podejście do innych, żywych istot.
Dziwny karzeł przestał klaskać tuż po skierowanych słowach pod jego adresem. Powoli, mechanicznie odwrócił swoją głowę i spojrzał na dwójkę bezpiecznie skrytą za siatką uplecioną z cieniowych nici. Jego usta zaczęły się rozchylać powoli, jakby nieco ociężale co jeszcze bardziej dawało wrażenie, że ma się do czynienia nie z żywą istotą, a jakąś dziwną, mało ładną lalką.
- Brawo. Przeszliście pierwszy poziom. – wydobył się mechaniczny głos z karła, jakby ktoś już wcześniej nagrał się i teraz postanowił odtworzyć nagranie. Karzeł rozchylił swoje dłonie i wyprostował je po bokach, po czym jego tułów z cichym skrzypnięciem zaczął się kręcić dookoła, jednakże jego króciutkie nogi cały czas pozostawały na swoim miejscu. Tempo kręcenia się z każdą sekundą stawało się coraz szybsze.
Coś zadrżało pod stopami Ryana i Yunosuke. Delikatne drgania wprawiało w ruch małe drobinki piasku oraz kamieni. Ciężko było powiedzieć co tak naprawdę właśnie się dzieje. Może trzeba było wyeliminować karła? Jednakże nim którekolwiek z Was zdążyło coś zrobić, do Waszych uszu dobiegł głośny, przeszywający na wskroś nieprzyjemny dźwięk podobny do przejechania pazurami po tablicy. Aż włosy stawały dęba.
Dopiero po czasie paru uderzeń serca mogliście się zorientować, że żywopłoty labiryntu, które Was otaczały zaczęły się rozsuwać. Magia? Jak najbardziej nie. Wszystko dookoła Was było zmechanizowane i funkcjonowało na mały kółkach, które poruszały się jednotorowo. Było to jednak tak dobrze zaprojektowane, że nim zaczęło się poruszać to gołym okiem nie można było tego dostrzec. W każdym razie ‘przemeblowanie’ otoczenia zajęło nie więcej jak minutę. Teraz już nie znajdowaliście w środku labiryntu, a na pustym, kamiennym polu. Pomimo prób wytężenia wzroku nie byliście w stanie niczego dojrzeć, co znajdowało się na horyzoncie. Przeszkadzała Wam mgła, która tak jakby spłynęła z góry i otoczyła Was, tworząc kwadrat o średnicy 200 metrów.
Karzełek przestał się kręcić w momencie, kiedy wszelkie przesunięcia ustały. Odwrócił się do Was tyłem i zaczął odjeżdżać na małych kółeczkach przymocowanych do spodu jego butów.
Nim jednak mogliście zareagować, usłyszeliście cichy śmiech. A raczej dwa ciche śmiechy, które należały do przedstawicielek odmiennej od Waszej płci. Z mgły wybiegły dwie dziewczynki łudząco podobne do siebie. Różniły je jedynie kolory ubrań, które miały na sobie. Trzymając się za ręce, z wyraźnie ucieszonymi buźkami spojrzały na Was jak na jakieś okazy w zoo.
- Co to, co to? – zapytała pierwsza.
- Co to, co to? – zawtórowała jej druga. Spojrzały po sobie i roześmiały się, jakby powiedziały jakiś naprawdę świetny żart.
- Pobawimy się~ – powiedziały wspólnie niemal śpiewnym tonem. Wciąż trzymając się za ręce, spojrzały na Was w iście promiennym uśmiechu.
Jedna z nich uniosła wolną rękę ku górze, a w okół niej powietrze zaczęło stawać się coraz bardziej gęste, aż wreszcie przybrało kształt setki małych, lodowych igiełek. Machnęła ręką a one wystrzeliły w Waszą stronę. W którą stronę uciekać? W prawo, w lewo, w górę? Ale, ale… nie zapominajmy o drugiej z bliźniaczek, która również dysponowała arcyciekawym artefaktem. Uderzyła nogą o ziemię, a Waszą stronę wystrzeliły pioruny ukształtowane niczym w jakieś elektryzujące się węże. Zabawę czas zacząć.


Ps Macie posta kalekę.
Ps2 Ej, ja wiem, że opisy kuleją, wybaczcie.
Ps3 Macie wygląd dziewcząt Klik
Ps4 Możecie wybrać w co oberwiecie igłami. Jeśli nie - ja za Was to zrobię >D
Ps5 Lubię Was i nie kamieniujcie za tego posta ._.
Ps6 Następnym razem będzie lepiej. Serioszki! .___. *wyturlała się z tematu w geście ewakuacji*[/b]
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.05.14 16:18  •  Let's fuc- play.  Empty Re: Let's fuc- play.
Był świadom tego co powiedział. Był też świadom, że Ryan z chęcią na to przystanie. O ile czerwonowłosemu decyzje zazwyczaj przychodzą z trudem to w tym przypadku było inaczej. Być może dlatego, że nie miał wyjścia. Wolał stracić ramię niż zamienić się w chodzące mieszkanie dla jakichś dziwnych robali, żeby go zżarły po śmierci. Zresztą, poradzi sobie. Jakoś musi.
Niby nie czuł ręki, ale widok jak jego własna kończyna jest precyzyjnie odejmowana był okropny. Zamknął mocno oczy i zadrżał. Nawet pomimo znieczulenia był w stanie poczuć ten ból. Przytłumiony, ale nadal cholernie mocny. Jęknął beznadziejnie i zadrżał. Chujowa sprawa. Szybko poczuł jak ciepła krew zaczęła mocno sączyć się z otwartej rany i zabrudziła jego bok. Momentalnie zrobiło mu się słabo. Zagryzł wargę, ale wiedział, że musi szybko zatamować krwawienie. Wymordowanemu nie zależało. W tej chwili może i by się nawet ucieszył, jeśli rudy skonałby w tym miejscu. Musiał poradzić sobie sam. Jedyną ręką jaka mu pozostała złapał za brzeg swetra i zdjął go z siebie nieco niezdarnie. Od razu zaczął owijać kikut, przy czym musiał sobie pomóc mocą, żeby przytrzymać materiał. Rękaw uwiązał wokół ramienia i zacisnął z całej siły, aby odciąć dopływ krwi. Prowizoryczny opatrunek wyglądał nieporadnie, ale powinien wystarczyć, by chłopak nie wykrwawił się na śmierć. Przynajmniej na razie.
Dopiero teraz zwrócił uwagę na to, co dzieje się wokół. Roztrzęsiony przestąpił z nogi na nogę, kiedy wszystko wokół zaczęło się poruszać. Cholerne zmechanizowane coś. Co w ogóle za interes z ich dwójką mają ci, którzy zorganizowali ten cyrk? Albo to pomysł jakiegoś chorego umysłu, któremu wszystko się zwyczajnie znudziło, więc szukał nowych zabawek. No i musiało paść akurat na nich. Kurwa mać.
"Pierwszy poziom."
To ile ich jest? Sto? W spokoju czekał aż ich otoczenie się ustatkuje. W tej chwili nie miał ochoty pierdolić się z humorkami towarzysza ani całą tą sytuacją. Palce zacisnął na szczątku swojej ręki, a krew wysączyła się ze ściśniętego materiału i spłynęła po jego dłoni w dół ręki do łokcia, gdzie szkarłatna stróżka kończyła się i odrywała od skóry w postaci kropel. Kocur spojrzał po bliźniaczkach i zmrużył oczy. Kolejne pierdolnięte.
"Co to?"
Najwyraźniej należały do grona tych przygłupawych złych bohaterów, którzy swoje ofiary traktują jak przedmioty i zwykłe zabawki, które należy zniszczyć i wyrzucić. Super. Kot zgrzytnął zębami i już chciał coś odwarknąć, ale nie zdążył, bo panny postanowiły przystąpić do akcji. W ogóle był urocze, choć w tej chwili żaden z nich raczej o tym nie myślał. Yunosuke poruszył się niespokojnie, obserwując ich ruchy. Źrenice czerwonych oczu były zwężone odkąd na jego ubraniu pojawiły się pierwsze ślady krwi. Blokada była otwarta, mógł atakować w każdej chwili. Jednak nie zamierzał. Wiedział, że nie dysponuje wystarczającą siłą, żeby się im stawiać. Pozostaje obrona. Być może jego znajomy coś zdziała. Będzie mógł się potem szczycić, że ocalił księżniczkę, czy coś. No sory, kuźwa, że młody nie ma takich wykurwistych mocy.
Z jednym jednak mógł sobie poradzić. Od samego początku obserwował igły, które uformowała jedna z lolitek. W momencie ich wystrzelenia był gotów do obrony. W jednej chwili puścił swoje ramię i wyciągnął zakrwawioną, otwartą dłoń przed siebie, skupiając się na narzędziu, a raczej narzędziach ataku. Nie ma sensu uciekać przed rozproszonym atakiem. Lepiej jest go odbić. I to właśnie uczynił. Ściągnął brwi, skupiając się na działaniu własnej mocy. Igły w pewnym momencie zatrzymywały się i spadały na ziemię, nie trafiając w cel. Niektórych jednak nie był w stanie powstrzymać, więc przedzierały się przed niewidzialną i nienamacalną barierę kinetyczną. Trzy z nich go trafiły, ale nawet nie zwrócił uwagi. Ból jaki zadawały był dla niego za słaby, aby mógł go poczuć. Gorzej, jeśli owe igiełki miały jakieś działanie. Ale z tym poradzą sobie później.
Nie wiedział co uczynić z drugą panną. Tym musiał zająć się truposz. Jeśli jakkolwiek uda mu się zatrzymać jej atak, to będzie okej. W przeciwnym razie chłopak będzie starał się odbić gdzieś na bok, byle z daleka od pola rażenia tych całych piorunów czy jaka to tam cholera jest.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.05.14 15:17  •  Let's fuc- play.  Empty Re: Let's fuc- play.
„Przeszliście pierwszy poziom.”
Aha. Zatem mogli poczuć się, jak prawdziwi uczestnicy bardzo realistycznej gry. Raczej nie można było powiedzieć, by to spodobało się Ryanowi. Wątpił też, by taka kolej rzeczy spodobała się komukolwiek. Reasumując: w ogóle nie pamiętał momentu, w którym się tu znalazł, ktoś zajebał mu buty albo po prostu nie miał ich na sobie, gdy zaciągnięto go do tego labiryntu, a teraz, po tym jak przyszło zmierzyć im się z dziwnym robactwem, jakiś świr przyszedł im pogratulować. W końcu właśnie tego potrzeba im było do szczęścia – gromkich braw i owacji na stojąco. Przesunąwszy ręką po policzku z widoczną rezygnacją, zacisnął palce na barku, na którym właśnie czuł nieprzyjemne uczucie igiełek. I pomyśleć, że wszystko to było powodem nagłej konieczności rozprawiania się robactwem. Nie miał najmniejszej ochoty na wdawanie się w rozmowy z wyjątkowo nieudaną zabawką, szczerze zaczynając wątpić w to, że udzieli im jakiejkolwiek odpowiedzi poza wgranymi automatycznie formułkami. Z drugiej strony nie można było tego tak zostawić, ale gdy ciemnowłosy już zamierzał otworzyć usta, by spytać o powód całej tej szopki coś odwróciło jego uwagę.
Bynajmniej nie chodziło tu o to, że obecny tutaj „robot” zaczął kręcić się jak oszalały, a o to jaki skutek to wywołało. Gdy tylko wszystko dookoła zaczęło drżeć, mimowolnie rozejrzał się, chcąc odszukać główne źródło tego. Jego wzrok spoczął na żywopłocie, który jak na zawołanie zaczął rozsuwać się na ich oczach. Prawdę mówiąc, nie zrobiło to na nim większego wrażenia, w czym zasługę miała świadomość, że sam fakt postępu zbliżał ich do wydostania się stąd. W tym momencie to było priorytetem. Zmrużył oczy, gdy ciężka mgła opadła, utrudniając im widoczność. W takich warunkach najprostszym rozwiązaniem było ruszenie przed siebie, ale zanim jego stopa postąpiła o krok naprzód, śmiech powstrzymał go przed pokonaniem tego niewielkiego dystansu. No tak, przecież gry nie mogą obejść się bez dodatkowych atrakcji.
Szkoda tylko, że dwie lolity nie były żadną atrakcją.
W normalnym wypadku, w odpowiedzi na tak durne pytania, ślina przyniosłaby na język najbanalniejszą ripostę, na którą można byłoby się zdobyć. Na szczęście ciemnowłosy miał w sobie tyle zahamowania, że zdołał powstrzymać się od wyrzucenia z siebie jeszcze dodatkowego słowa. W dodatku coś zmieniło się w jego sposobie patrzenia. Pomimo tego, że stosunkowo często przygniatał nim innych do ziemi, tym razem było w tym coś więcej – nieme poświadczenie, że niewiele robi sobie z obecności dwóch drobnych dziewczynek i zanegowanie możliwości tego, że w jakikolwiek sposób mogły się z nimi równać. Kiepski przeciwnik zasługuje na kiepskie traktowanie. W jego mniemaniu same popisały się IQ godnym (a może i nie?) chomika. Ponadto płeć przeciwna traciła w oczach upartego szowinisty. Skoro chciały się bawić, mama powinna sprawić im pieprzony domek dla lalek, choć – co już po chwili dało się zauważyć – wolały bardziej wyszukane i niebezpieczne zabawki.
W odróżnieniu od Yuno, nie zamierzał stać w miejscu i czekać aż igły i wyładowania go dosięgną. Błyskawicznie odskoczył na bok, choć gdy potężne łapska zajęły miejsce ludzkich nóg i rąk, utrzymując na sobie równie przerośnięte cielsko porośnięte smolistą sierścią, można było odnieść wrażenie, że w ogóle nie zmienił swojego miejsca. Ponieważ szersza przestrzeń działała na jego korzyść, zamierzał odpowiednio wykorzystać swoje zwierzęce atrybuty. Kilka igiełek wbiło się w jego prawe łapsko, zanim ponownie odsunął się na bok, by łukiem podejść przynajmniej jedną z dziewczyn. Gdy znalazł się wystarczająco blisko, zamachnął się nieporanioną łapą, wysuwając pazury na całą długość i tym samym usiłował powalić jasnowłosą, wyrządzając jej możliwie jak najwięcej szkód.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.06.14 22:38  •  Let's fuc- play.  Empty Re: Let's fuc- play.
Yunosuke pomimo prowizorycznego zaciśnięcia rany odczuwał coraz mocniejsze skutki ubytku krwi w jego organizmie. Drżenie i ogólne osłabienie, któremu towarzyszyły nasilające się mroczki przed oczami. Mógł zdawać sobie sprawę, że naprawdę długo tak nie pociągnie. Musi się wydostać z tego miejsca i znaleźć kogoś kompetentnego, kto zajmie się jego raną, bo jego przyszłość z każdą chwilą była coraz bardziej niepewna. Na Ryana pewnie nie miał co liczyć, zostawiłby go by w ciągu dwóch godzin wyzionął ducha. Mimo swojego aktualnego stanu, udało mu się unieść jedyną teraz rękę i uwolnić swą moc, by zatrzymać na pozór niewinne igiełki. Te jak na rozkaz zatrzymały się i zawisły w powietrzu, nieco kołysząc się na boki, jakby były poruszane przez niewyczuwalny wiatr, by wreszcie opaść na ziemię. W chwili, gdy zetknęły się z podłożem momentalnie wyparowały, pozostawiając po sobie jedynie mokre plamy. Niestety, paru igiełko udało się przekraść przez niewidzialną barierę kociego chłopaka, raniąc go w ramię i szyję. Ból był przeszywający, ale krótki. Dotkliwsze było uczucie chłodu, jaki temu towarzyszył.
W tym samym czasie Ryan, zapewne znużony całą tą farsą i przedłużającą się zabawą dziewczynek postanowił przeistoczyć się w bestię. Potężne cielsko opadło na ziemię zupełnie nie robiąc sobie nic z igiełek, które wbiły się w jedną z łap. No cóż, coś takiego nie było w stanie wyrządzić mu większej krzywdy, nieprawdaż?
– Przemienił się! – krzyknęła jedna z bliźniaczek wyraźnie uradowanym, piskliwym głosikiem.
– Przemienił się! – zawtórowała jej druga, jednocześnie zaciskając mocniej swoje palce na dłoni siostry. Plan Ryana był zasadniczo prosty. Dopaść jedną z nich i rozszarpać. Ale dziewczynki nie zamierzały stać bezczynnie i czekać na niego. Odskoczyły równo do tyłu, a gdy ich stopy ponownie zetknęły się z podłożem, dookoła nich zaczęło iskrzyć. Pioruny szalały niczym dzikie węże, niebezpiecznie uderzając o ziemię, jakby to ona była ich największym wrogiem. Szybko jednak pomknęły w stronę Yunosuke, najwyraźniej to właśnie jego określając sobie za dość łatwy cel. Pioruny otoczyły chłopaka z każdej strony, pozostawiając jedynie mały otwór na górze, na wysokości jakiś dwóch metrów, tworząc coś na wzór elektrycznej kuli, która sukcesywnie zaczęła się zacieśniać.
I co teraz mały koteczku? mógł przysiąc, że nieznany mu do tej pory głos rozległ się w jego głowie.
Bliźniaczki, najwyraźniej uszczęśliwione takim obrotem sprawy, postanowiły w pełni skupić się na Ryanie, który akurat machnął zdrową łapą, rozdzierając kawałek kimona jednej z nich. Dziewczyna pisnęła niby to przerażona, chociaż czuć było, że udaje a tak naprawdę jest rozbawiona sytuacją. Uniosła rękę a nad nią uformowały się kolejne igły…. Nie, tym razem to były kolce. Długie, metrowe kolce, które zdecydowanie sprawią większe zdewastowanie niż ich poprzedniczki. Dziewczę rzuciło serią pięciu kolców w Ryana, od razu tworząc kolejne. A potem jeszcze następne i następne, wszystko po to, by skrzywdzić potężną, ciemną panterę. Dziewczynka była tak zafascynowana tym, co robiła, że w pewnym momencie puściła siostrzaną rękę. Wydała z siebie jęk zaskoczenia, odwracając się w stronę siostry, wyciągając swoją dłoń. Szansa. Ale czy na pewno? Wszakże w stronę Ryana leciały szpikulce…. Dać się zranić, by dopaść małą czy jednak lepiej odczekać na lepszy moment? A co jeśli się nie zdarzy? Albo Ryan zostanie zbyt ciężko zraniony? Na te, oraz inne pytania znajdziecie odpowiedź w następnym odc--, znaczy postach.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.06.14 13:35  •  Let's fuc- play.  Empty Re: Let's fuc- play.
Jestem tylko przerośniętą kupą futra, nie zwracajcie na mnie uwagi. Nie przejął się tym, co działo się z Yunosuke (a to ci nowość), choć cała scena rozgrywała się na jego oczach. Pionowe źrenice skupiały się na dwóch drobnych sylwetkach, będących ich głównym utrapieniem. Zapewne to one były kluczem do „przejścia następnego poziomu”, jakkolwiek idiotycznie by to nie zabrzmiało. Ich lekceważące podejście dawało mu więcej możliwości – mógł bez problemu zbliżyć się do przeciwniczek, choć sam plan nie powiódł się tak, jak powinien. Nie był zainteresowany pozbawianiem ubrania żadnej z dziewcząt, a gdy pierwszy cios zakończył się niepowodzeniem, odsunął się kawałek, by strząsnąć z łapy skrawek materiału, który swobodnie opadł na ziemię. Pomruk niezadowolenia, który wydarł się z pyska zwierzęcia, dawał do zrozumienia, że nie zamierzał na tym poprzestać. Co z tego, że zdążył już zwrócić na siebie uwagę?
Wykonał kolejny krok do tyłu, gdy w powietrzu uformowały się lodowe kolce, a okazało się, ze pierwsza seria nie była wszystkim, na co stać było dziewczynę. A już myślał, że poprzestanie na zabawie mało szkodliwymi igiełkami. Wypuścił powietrze pyskiem, jakby był szczerze zmęczony całym tym zajściem, a gdy przyszykował się do odskoczenia w bok jego uwagę zwróciło jęknięcie jasnowłosej. Srebrzyste ślepia od razu wychwyciły jej gest w kierunku towarzyszki i dokładnie w tym momencie cienista macka wyrosła spod ziemi dokładnie pomiędzy nimi, rozwidlając się na samym końcu tak, by z dużą siłą próbować odepchnąć od siebie siostry czy kimkolwiek dla siebie były, tak aby ta, która odwróciła głowę, wpadła wprost w jego łapska, gdy w międzyczasie odbił się od ziemi, by mimo wszystko spróbować uniknąć lecących w jego stronę szpikulców. Los drugiej z kolei był mu na tę chwilę obojętny. Możliwe, że nagłe odwrócenie jej uwagi mogło przerwać skupienie się na tym, co działo się z mutantem. Wciąż jednak mogła być przeszkodą podczas rozprawiania się ze swoją bliźniaczką, toteż ignorując to, że mrowienie w łapie stawało się coraz bardziej nieznośne, a jej kontakt z podłożem tylko potęgował to uczucie, podjął próbę oplecenia drugiego kłopotu, by utrudnić mu jakiekolwiek poruszanie się.
Wracając jednak do pierwszego żywego celu, gdyby wcześniejsze działania powiodły się, już przygniatałby ją potężną łapą do ziemi, wysuwając pazury, które bez skrupułów wbijałby w jej ciało, a ciężar z jakim napierałby na nią, miażdżyłby jej kości. Rozdziawiona paszcza nad jej głową i ciepły oddech, który coraz dokuczliwiej owiewałby jej skórę na twarzy, świadczyłby tylko o jednym – planował rozgnieść jej małą czaszkę silnymi szczękami, nawet nie łudząc się, że wydostanie się z niej cokolwiek poza trocinami. Że też musiał marnować czas na jakieś tępe gówniary.

Krótko, ale nie wiem co pisać. Cóż.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach