Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 27 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 16 ... 27  Next

Go down

Pisanie 10.08.15 2:25  •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.
Głupi jesteśmy, co? ─ Kącik ust wymordowanego drgnął ku górze w ironicznym uśmiechu, gdy śmignęła obok niego czarna masa. Jak kropla wody roztrzaskała się o ziemię, rozdzielając  z pluskiem na dwie identyczne smukłe sylwetki dobermanów. Psiska kłapnęły zębami czarnymi jak heban, nim ruszyły do przodu, poszerzając uśmiech swojego właściciela. ─ Jak śmiemy nie chcieć spokojnie oddelegować się do więzienia pod jawnym musem? ─ Podniósł dłoń. Shiva akurat wyłoniła się tuż przed czubkami butów przywódcy aniołów i wsunęła kły w jego nogę jak w masło, od razu zapierając się wszystkimi czterema łapami i szarpnęła łbem do tyłu, chcąc wyrwać jak największy kawał mięsa. Sęk w tym, że gdy Growlithe szarpnął ręką wyżej, by przywołać kolejne mary, Shiva poczuła ostry ból wgryzający się w jej bark.
Maziowata krew chlupnęła na buty i trawę, nim wadera puściła swój cel, wydając z gardła pisk, przykryty charczącym warkotem. Rana zapiekła powiększana przez wbijające się głębiej ostrze, choć ta cofnęła się, chcąc uniknąć odcięcia łba. Mimo rwących impulsów, które targnęły jej ciałem, jej następnym celem była ręka uzbrojona w śmiercionośne ostrze. Skoczyła gwałtownie, by oprzeć szponiaste łapska na jego udach i kłapnąć zębami ku jego nadgarstkowi, za który miała zamiar targnąć, miażdżąc kości w szczękach.
Livai, z lotu ptaka, był w stanie dostrzec, jak z ziemi wyłaniając się nabite igłami pnącza. Growlithe instynktownie postąpił parę kroków do tyłu, chcąc zwiększyć dystans między sobą, a potencjalnym zagrożeniem. Jego cierpliwość była wystawiana na niezłą próbę, gdy Tetsui i Evendell ani myśleli ulotnić się stąd nogami do przodu. Na ułamek sekundy zacisnął powieki i ściągnął ku sobie brwi, aż pomiędzy nimi pojawiła się zmarszczka.
Irytujące.
Otworzył oczy i warknął, nie zerkając nawet na Nero. Pies automatycznie okręcił się, uderzając łbem w Evendell. Nie było to nic silnego, ale na tyle solidnego, by postąpiła parę kroków w stronę ściany lasu. Pnącze wystrzeliło za Growlithe'em, domykając klatkę z wijących się jak węże prętów.
Pomyśleć, że jeszcze pół minuty temu miał zamiar skorzystać z propozycji Tetsui'ego. Zamiast tego otoczyła go chmara wijących się maczug, które ─ jak optymistycznie zakładał ─ nie są tu tylko na pokaz.
Leather, Isaac, Irimi.
Choć nie było jeszcze pełnej nocy, polanę przeszyły wysokie nuty wycia. Nero pchnął Evendell mocniej ku zaroślom, wcielając się w psiego pedofila. Chwycił nawet w zęby brzeg jej ubrania, by mu się nie wymsknęła.
Łoł, łoł ─ sarknął, gdy ziemia pod nogami zatrzęsła mu się jak galareta. Mechanicznym ruchem wysunął rękę na bok, drugą jednak kierując ku pierwszemu z pnączy. Jego palce ─ chcąc nie chcąc ─ musnęły powierzchnię rośliny, gdy płyta gleby przechyliła się na bok tak mocno, że musiał się o coś oprzeć. Parę kropli krwi spadło z sykiem do ognia, który ogarnął dół ruchliwej zieleni.
Neiara, Shinori... zdejmijcie anioła z nieba.
Zaszeleściły drzewa, gdy ich korony potargane zostały przez rozłożyste skrzydła dwóch orłów. Czarne smugi przecięły niebo, nim oba ptaki zapikowały ku piromanowi. Neiara rozwarła szpony atakując jego twarz, Shinori ─ wystawił hakowate pazury i zaatakował lędźwie mężczyzny.
Ognisty pierścień jaki anioł Zastępu wytworzył dookoła walczących zaradnie odciął im drogę ucieczki, na siłę wrzucając ich do niewygodnej klatki. Growlithe zacisnął palce na kolejnym pnączu, tnąc cierniami wnętrze swojej dłoni. Języki ognia jak węże zaczęły oplatać roślinę, pochłaniając jej tkanki jak żrący kwas.
Druga ręka lekko musnęła powietrze, zataczając na nim lekki łuk. To na niej właśnie zaciskała się czarna bransoleta, powoli przegryzająca się przez grubą warstwę skóry, aż do czerwonych mięśni. Wyglądało zresztą na to, że na mięśniach nie miała zamiaru skończyć, gotowa odciąć całą rękę, której palce zwinęły się nagle w pięść. Ściana ognia, jaka ich otoczyła, w pewnym punkcie rozsunęła się jak kurtyna na teatralnej scenie. Luka miała lekko ponad metr szerokości i to przez nią do „środka” wsunęły się trzy wilcze sztuki, przywołane żywcem z lasu. Leather i Irimi skierowali się, by pomóc Tetsui'emu, z zamiarem wzięcia anioła z trzech stron, obiegając go wpierw i atakując bardziej od tyłu. Leather prawe, górne ramię, Irimi lewe udo. Isaac w tym czasie wystrzelił ku Shatarai, która jak imadło zakleszczyła szczęki na przedramieniu Basila i rwała jego skórę z odgłosem dartego prześcieradła.

|| Użycie mocy:
x Umbrakineza: 2/3
x Skutki uboczne: powolne zaciskanie się bransolety na lewym nadgarstku – pojawiły się już widoczne zaczerwienienia. W następnym poście tworzywo rozerwie skórę.
x Mary: wilki (Shatarai, Shiva, Isaac, Leather, Irimi), gepard (Heine), orły (Neiara, Shinori), jastrząb (Livai).

x Pirokineza: 1/3

@Grow: wracam w obieg, bo wreszcie w domu. Jakbym czegoś nie doczytał/nie wychwycił/nie zrozumiał z waszych postów: walcie do mnie drzwiami i oknami. Generalnie jest chwila po czwartej i widzę potrójnie, a nic nie piłem, nie jadłem, nie brałem... Mogłem się gdzieś ostro potknąć.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.08.15 3:53  •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.
Naprawdę wydawało im się, że ktokolwiek pójdzie z własnej woli, bo oni tak po prostu chcą? Absurdalny pomysł. Zjawiają się, później informują, że niezwłocznie trzeba się z nimi udać i to najlepiej bez cienia sprzeciwu. Nie wiedział, co stało się z aniołami, że nagle zaczęły porywać mieszkańców Desperacji. Miały jakiś dziwny plan lub listę ludzi do uwięzienia? Dałby wiele, aby mieć teraz spokój od pierzastych. Chwila, przecież mógł być teraz w drodze do nory, a zamiast tego wybrał wplątanie się w niewygodną sytuację.
Jego wielkie starania, aby dorwać anioła, zostały szybko sprowadzone do parteru. Chłopak poczuł, jak niewidzialna siła pcha do tyłu, zmuszając do przywitania się z podłogą. Syknął, uderzając tyłem głowy o twarde podłoże. Nie było czasu na wylegiwanie się na trawie. W innych warunkach ta myśl mogłaby okazać się całkiem kusząca. Pozbierał się szybko i wstał. Przez moment przed jego oczami pojawiła się czarna plama, świadcząca o tym, że przez kilka sekund wzrok odmówił mu posłuszeństwa. Zamrugał kilka razy, przecierając oczy. Odzyskał widoczność. Nie wyobrażał sobie, by w tej chwili w ogóle nie wiedzieć. Już i tak miał wystarczająco zawężony zakres działania.
Czterech na dwóch? A raczej jednego.
Wymordowany nie czuł się dobrze z tym, że na niewiele może się przydać. W końcu wykazał się taką rozwagą, że nie zabrał ze sobą niczego przydatnego. Głupi nóż do smarowania masła jest lepszą opcją niż kompletne nic. Zdawał sobie sprawę, że może mało zdziałać. Choć nie przekona się do końca, jeśli nie spróbuje. Stać i przypatrywać się, nie miał w planach. Do ruszenia się z miejsca, nakłaniał go także ogień, który znajdował się niebezpiecznie blisko. Czuł na sobie bijące ciepło od płomieni.
Zostać usmażonym żywcem? Mało optymistyczny scenariusz na śmierć.
Jakby śmierć w jakiś innych okolicznościach była bardziej radosna.
Zmierzył wzrokiem wilki, które za sprawą Growlithe'a wdarły się środka płonącej klatki. Tetsui prychnął cicho pod nosem, kierując się ku aniołowi, atakowanego już przez dwóch podopiecznych Wilczura. Tym razem celem było dopadnięcie wysłannika Boga i dorwanie się do jego szyi, aby zacisnąć palce wokół niej w stalowym uścisku. Chciał udusić nieznajomego. Nawet jeśli kolejny raz atak się nie powiedzie i zostanie zatrzymany, to przynajmniej wilkom może się udać.
Poddać się?
Jeśli istnieje chociaż cień szansy na zaszkodzenie przybyłym, szkoda tego nie wykorzystać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.08.15 19:23  •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.
Anioł wydał z siebie stłumiony pomruk, kiedy mara wyrwała do góry zacieśniając swoje kły na jego przedramieniu. Krew prysła dookoła, zabarwiając swym szkarłatem trawę oraz ubranie skrzydlatego, jednocześnie wymuszając na nim wypuszczenie broni, które wbiło się tuż przy jego nodze. To na moment zaburzyło działanie pnączy, lecz trwało zaledwie parę sekund. Chociaż dla niektórych nawet ten krótki czas mógł okazać się szansą. Jedno z ciernistych pnączy wyrosło tuż przed mężczyzną, oplatając marę i zaciskając się na niej na tyle mono, by zniechęcić ją do dalszego zaciskania swojej paszczy, jednocześnie ciągnąc ją do tyłu, by móc zerwać z nią jakikolwiek kontakt fizyczny.
Evendell spoglądała zaskoczona na to wszystko, nie rozumiejąc, dlaczego inne anioły postanowiły zaatakować Growa. Przecież nie był zły. Jasne, miał swoje za uszami ale żeby od razu go atakować i chcieć zabrać gdzieś daleko? Z letargu wyrwał ją Nero, który prawie wywrócił ją na ziemię. Dziewczynka z początku w ogóle się nie opierała, jednakże już paręnaście kroków dalej zaparła się nogami o ziemię, nie pozwalając psu na dalsze zaciąganie ją w ciemny las.
– Nero! – zapiszczała wystraszona wlepiając przerażone spojrzenie błękitny tęczówek w kolczastą klatkę. - Nie możemy go tak zostawić! Ja… ja pomogę! – strach zniknął z jej twarzy, a pojawiła się pełna determinacja, by pomóc przywódcy DOGS. W końcu też była aniołem i posiadała parę mocy. Uniosła nieco sprawną rękę i zacisnęła ją w pięść, jednocześnie ciągnąc do siebie, jakby chciała coś przyciągnąć do swojego wątłego ciała. I…. w zasadzie tak było. Jak na zawołanie ciernie, które oplatały Growlithe’a zaczęły powoli strzelać i pękać, kiedy były odrywane otwierając ciernistą klatkę przepuszczając do środka resztki słonecznego dnia.
Ogniste języki z każdą chwilą coraz bardziej zacieśniały się dookoła pojmanych zapewne mając za zadanie wymuszenie na nich poddanie, mając z jednej strony ocalenie życie a z drugiej – spalenie. Kiedy zaatakowały dwie mary Growa anioła na górze, ten w ostatniej chwili orientując co się dzieje, „złapał” palcami za płomienie i szarpnął do góry, rozciągając ogień na kilka metrów, jednocześnie odgradzając samego siebie od pikujących w jego stronę cieni. Niestety, pierścień na polanie nie zniknął, ale pojawiły się pewne prześwity i wyrwy, na tyle szerokie, że można było przez nie przeskoczyć, choć wciąż trzeba było liczyć się z możliwością małego podpalenia ciała bądź ubrań.
Trzeci anioł spojrzał na Tetsu takim wzrokiem, jakby miał do czynienia z jakąś larwą, gotowy z wymalowanym zniesmaczeniem na jego marmurowej twarzy zgnieść chłopaka. Już unosił rękę, b y zapewne zaatakować, ale w tym samym momencie cieniste wilki Growa przemknęły obok Tetsu i zaatakowały zaskoczonego skrzydlatego. Tym razem nie obronił się przed atakiem, zwalony na ziemię. Krzyknął głosem pełnym bólu, kiedy ostre zębiska wyszarpywały mięso z jego przedramion oraz boku, a jeszcze ciepła jucha wylała się z ranny szarpanej. A na domiar złego na jego klatce piersiowej pojawił się niewielki ciężar Tetsu, który zacisnął swe palce dookoła jego szyi.
Dorwali go.
I wydawało się, że jego los jest przesądzony, jednakże raptownie dookoła zapadła jakby ciemność, przysłaniając wszystko dookoła, a potem świat zaczął wirować. Piasek, rośliny, kamienie. Silny podmuch wiatru uderzył w zebranych, wirując i zgarniając wszystko dookoła. Małe tornado pochłaniało wszystko to, co spotkało na swojej drodze. Growa, Tetsu, mary a nawet…. Leżącego anioła, który zapewne wykrwawiał się na polanie. Jedynie Basil w ostatniej chwili zdążył wzbić się w powietrze. Nawet Evendell poleciała gdzieś w tył wraz z Nero, ginąc w odmętach krzaków. Wszystko trwało zaledwie parę sekund, gdy trąba powietrza rozpłynęła się a to, co zgarnęła gruchnęło w dół, wprost na twarde podłoże.

Boże, ten post taki słaby ._.



1 Anioł:
- obrażenia (ranna łydka; ranne przedramię)
- moc (kontrola ziemi 2/3)

2 Anioł:
- obrażenia (ranne przedramię; rany szarpane na dłoniach, ramionach oraz nogach; wyrwane mięso z boku i flaki wypływają wesoło; silne krwawienie)
- moc (kontrola wiatru 0/3)

3 Anioł:
- obrażenia (brak)
- moc (kontrola wiatru 2/3)

4 Anioł:
- obrażenia (brak)
- moc (kontrola ognia 2/3)
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.08.15 17:20  •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.
Wrzask
(JACE, JACE, JACE, JAAAAACEEE.)
przeszył jego czaszkę jak najostrzejszy sztylet, krojący wszystko jak nóż roztopione masło. Poczuł jeszcze, jak na skutek zbytniego natężenia decybeli zaciska mocniej palce na chropowatej powierzchni wijących się wokół pnączy, które falowały jak płomienie ognia. Kolce wbijały się w skórę, dawno temu docierając do mięśni i szurając ostrymi końcówkami o białe kości. Growlithe warknął, chwytając się wolną dłonią o głowę.
(WEŹ TO, WEŹ TO, MUSISZ TO ZROBIĆ!)
Shiva warczała i pluła jadem, czując, jak powietrze siłą wypychane jest przez pysk i nos, jakby ktoś zaczął ściskać organ i uniemożliwiać ponowne zapełnienie go. Machała łapami, nie dając rady oprzeć pazurów na żadnym gruncie i powoli zgniatana przez kolczaste pnącza. W końcu ostatni raz wydała z siebie przeszywający, wręcz żałosny skowyt, nim roztrzaskała się, jak z rozmachu rzucone o bruk szkło. Nim jednak kawałki wilczycy dotknęłyby ziemi, zostawały pożarte przez niewidzialny ogień, aż do całkowitego niebytu.
Growlithe w tym czasie ─ nadal czując się, jakby stąpał po falach rozszalałego, wściekłego morza ─ starał się nie tylko opanować dudnienie w czaszce, wywoływane przez coraz liczniejsze mary, zbiegające się nawet z najmniejszych zakamarków umysłu, ale również przedostać ogień dalej, by naprzeć płomieniami na obejmujące go pnącza. Szczególnie to, o które opierał się, nadal próbując zachować równowagę. Krwisty ogień palił zieleń drżącej łodygi, trawiąc jej tkankę i pochłaniając kolejne centymetry rośliny, by dopuścić do możliwości złamania jej i otworzenia sobie jakiegokolwiek przejścia, przez które byłby w stanie się przecisnąć. But prześlizgnął się po ruchomej płycie ziemi, skazując go na oparcie się ramieniem o pnącze obok. Objął wtedy drugą ręką jednego z tych wijących się węży i wyciągnął spod ziemi lawinę ognia ─ buchnął wściekle do góry, jakby pod glebą znajdował się ukryty  
(NIE UCIEKŁA. )
pysk ziejącego czerwienią smoka.
(JEST TUTAJ.)
Wiem.
(ON TEŻ TU JEST.)
Głos Shivy musnął jego kark w lodowym pocałunku.
Co za niewychowane chujerstwo.
Growlithe wypuścił powietrze przez zęby, czując, jak wracają do niego pożarte przez płomienie anioła ptaki. Mimo, że Livai cichym głosem próbował przekrzyczeć rój bzyczących os, nie udało mu się dotrzeć do właściciela. Białowłosy wyciągnął cienie z drzew, odlepiając czarną masę od kory i spod gałęzi, jakby to była wyjątkowo lepka ciecz. Krople spadały przez parę centymetrów, nim zbiły się w całość i tworząc stado kruków przefrunęło na polanę. Ptaszyska z powykrzywianymi skrzydłami i zakrzywionymi jak orle pazury dziobami przeleciały przez zieleń i dotarły do Nero, ocierając się o jego grzbiet masą szponów, uderzając skrzydłami. Jeden z kruków przefrunął nad głową Evendell, rozwiewając jasne włosy, a nim te opadły z powrotem na swoje miejsce, Nero z warkotem zakleszczył zęby na nadgarstku anielicy i szarpnął w krzaki. Niecierpliwie. Nie zdążył zrobić jednak nawet dwóch kroków, a zerwał się ostry wiatr, wprawiający w ruch całe korony drzew.
But Growlithe'a oderwał się od i tak ruchliwej ziemi, a on sam zacisnął jeszcze kły, nim poczuł, jak powietrze po jednym ciosie przepycha się przez jego gardło. Jakby ktoś z rozmachu uderzył go szerokim młotem prosto w klatkę piersiową, łamiąc żebra i gniotąc organy.
Zamroczyło go.
Czerń przysłoniła cały obraz. Nawet mary zniknęły, cichnąć całkowicie. Nim Heine roztrzaskał się o najbliższe drzewo, dostrzegł jeszcze, jak Wilczur upada na brzuch, uderzając policzkiem o podłoże.
Dopiero po paru sekundach dłoń zadrżała i chwyciła w palce zielone nitki trawy.
Kaszlnął, unosząc ramiona i wsuwając głowę między nie. Pieczenie, pulsowanie, ból mięśni. Wszystko zwaliło się na niego jak tonowy głaz. Barki zadrżały, gdy wsparł się na łokciu, przez chwilę zbierając stargane przez uderzenie siły. Było mu niedobrze i cały posiłek podchodził do gardła, formując się tam w niemożliwą do przełknięcia gulę pełną kwaśnego posmaku.
(WYPUŚC NAS!)
Szept Shatarai zmusił go do podniesienia głowy. Spod potarganej grzywki błysnęły wściekłe oczy, szukające oponentów.
Niedoczekanie.
Bransoleta na jego nadgarstku zdążyła już z jednej strony przebić się przez skórę, wydrążając niewielką ranę.
Podnieś się, do kurwy nędzy.
Splunął w bok, przecierając brudną od ziemi dłonią po ustach, ale podniósł się na kolana, a potem pewniej stanął na jednej ze stóp, opierając palce o korę drzewa, nie spuszczając spojrzenia z krążących aniołów. Słyszał gdzieś po boku warkot Nero, który zapewne ponowił próbę odciągnięcia dziewczynki jak najdalej, w bezpieczne miejsce. Patrząc na obecną sytuację i wyciągając wnioski z zebranych informacji, aniołom odpieprzało. Kto wie, czy i jej nie chcieliby eksportować pod sąd za samo zadawanie się z wymordowanymi.
Jeszcze trochę, Grow.
Dotknął rozciętego policzka i przechylił głowę nieco na bok. Ściana przerzedzonego ognia przechyliła się w tym samym momencie. Dosłownie trysnęła, jak chluśnięta z wiadra woda, w stronę najbliżej stojących aniołów z zamiarem zalania ich paskudnym gorącem marszczącym skórę i zdzierającym ją z kości na żywca.

|| Użycie mocy:
Umbrakineza: 3/3 
Skutki uboczne: powolne zaciskanie się bransolety na lewym nadgarstku – rozerwanie skóry (niewielka rana).

x Pirokineza: 2/3
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.09.15 23:01  •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.
Usta rudego wykrzywiły się w ponurym uśmiechu, kiedy palce zakleszczyły się wokół szyi anioła. Udało się. Tym razem nie padł na ziemię, odepchnięty dzięki mocy skrzydlatego. Wzmacniał uścisk, chcąc całkowicie wykończyć nieznajomego. Jednej anioł mniej, zawsze coś. Gorzej będzie, jeśli tamtym naprawdę uda się wygrać, a jeden z nich straci życie. Wtedy i on pewnie zostanie przetransportowany do anielskiego więzienia, pod zarzutem zabicia skrzydlatego. Wtedy nie będzie mógł wymigiwać się, że do tego nie doszło. Jednak liczył na to, że Wilczurowi uda się pokonać napastników albo sami zmienią zdanie i odlecą, zostawiając ich w spokoju. O ile szanse powodzenia pierwszego pomysłu wynosiły więcej niż zero, o tyle drugi brzmiał prawie niedorzecznie. Wątpił, że nagle zarządzą odwrót, skoro mieli szansę.
Nie cieszył się długo z swojej małej wygranej. Poczuł, że odrywa się od anioła. Mimowolnie puścił go, lecąc w tył. Tym razem lądowanie nie było już takie łagodne jak za pierwszym razem. Uderzył plecami i głową o drzewo, wydając z siebie cichy, zduszony jęk. Otworzył oczy, chcąc zorientować się, gdzie dokładnie się znajduje, ale przed nim tańczyła jedynie niewyraźna plama barw. Zacisnął dłonie w pięści, aby zaraz je rozluźnić. Co robić? Ból całego ciała i pieczenie tyłu głowy, wytrąciło go nieco z szoku. Kontury powoli zaczęły stawać się coraz wyraźniejsze. Odetchnął głęboko, wypuszczając powietrze z świstem.
Zmusił obolałe ciało do przybrania pozycji siedzącej. Oparł się o pień drzewa.
Odzyskał ostrość widzenia, lecz nie była ona tak dobra jak poprzednio. Zlokalizował Wilczura, po czym przeniósł wzrok na pierwszego napotkanego anioła.
To koniec?
Poczuł ciepłą, lepką ciecz spływającą po karku. Dotknął opuszkami palców tyłu głowy. Dobrze mu się zdawało. Zaklął, kiedy uświadomił sobie, że tą cieczą jest jego własna krew. Nie tak to wszystko miało się skończyć. Zamknął na moment powieki, zmęczony prawie do granic całym zajściem. Otworzył oczy, opuszczając rękę.
Wiedział, że nie zdziała nic więcej. Ta świadomość okazała się dość irytującym uczuciem. Zdenerwowanie mieszało się z pulą pełną negatywnych odczuć. Lecz zmęczenie próbowało przejąć nad nim kontrolę. Podkurczył nogi. Lewą dłonią złapał za korę. Opierając się na niej, podniósł się powoli.
Zawsze to lepsze niż siedzenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.09.15 0:45  •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.


Sytuacja  z każdą kolejną chwilą robiła się coraz bardziej napięta. Nawet anielscy posłańcy zaczynali tracić cierpliwość, jakby od dawna dawien nie spotkali nikogo tak upartego, jak teraz. Na twarzy najbliższego anioła wymalowało się coś na wzór zniesmaczenia, tak bardzo nie pasującego do oblicza dobrotliwego stróża ludzkości, który pochylał się nad człowieczeństwem i szeptał cicho w uszko dobre rady. Przypominał teraz zmęczonego życiem człowieka, choć jego idealna i głaska twarz pozbawiona była jakichkolwiek zmarszczek. Już rozchylał, żeby coś powiedzieć, ale nie zdążył, gdy pochłonęły go języki ognia. A raczej pochłonęłyby, gdyby nie reakcja czwartego anioła, władającego żywiołem ognia. Płomienie zatrzymały się na drobne sekundy, jakby ktoś nacisnął przycisk „stop”, a potem włączył wszystko w przyspieszonym tempie, pobudzając żywioł, który zaczął tak szybko wirować, aż w końcu został dosłownie wchłonięty przez uchylone usta skrzydlatego. Po niszczycielskim pożarze pozostała jedynie wypalona trawa i jałowa ziemia oraz unoszący się dookoła smród spalenizny.
- Dość tego. – warknął jeden z aniołów i wzbił się w powietrze, pozostawiając po sobie jedynie parę piór, by wylądować tuż przed wymordowanym. Wypowiedział jedno, niezrozumiałe słowo i…. Growlithe mógł poczuć, jak coś ciężkiego siada na jego klatce piersiowej. Oddech stawał się coraz bardziej płytki i urywany, jakby trzeba było walczyć o każdy kolejny haust tlenu. Niewidzialne palce coraz mocniej miażdżyły jego gardło, odcinając jakikolwiek dopływ tlenu. Coraz mniej oddechów… coraz ciemniej….
Aż ciało Wilczura w końcu padło na ziemię, kiedy pokryła go ciemność nieprzytomności z powodu braku tlenu.
- Nie mogłeś zrobić tego od razu? – warknął przywódca aniołów obdarzając swojego brata sceptycznym spojrzeniem. Ten jedynie wzruszył ramionami i podszedł do nieprzytomnego. Nachylił się wsuwając ręce pod jego ramiona i z zadziwiającą siłą jak na niego, uniósł jasnowłosego przewieszając go sobie przez ramię. Pozostała dwójka zajęła się rannym aniołem, które dni zapewne były już policzone.
- Zbierajmy się.

i odlecieli w dal.

zt x wszyscy
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.09.15 21:38  •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.
Południe.
Zaskakująco ciepło. W nocy temperatura pewnie znowu spadnie do nieprzyzwoitych kilku stopni, ale cieszmy się chwilą.
Iku nagle wyrwał do przodu jak dziki, poćwierkując przy każdym z podskoków.
Coś wywęszył? Czy znowu znalazł zdechłego szczura?
Packard nie miał pojęcia, dlaczego zwłoki innych braci mniejszych wywoływały u Fafika taką ekscytację. Przez pierwsze tygodnie zdarzyło mu się pędzić za pupilem w przekonaniu, że coś ich wywęszyło - w końcu zwierzaki mają  ten cały instynkt, szósty zmysł, czy jak tam to w ichniejszych stronach zwą - aby potem odkryć, że bieg był wywołany nagłym ADHD, a nie paniką.
Teraz tylko kopnął za nim kamyk, który świsnął na bok, mijając futerkowego narwańca.
- Fafik?
Cisza.
- Paskudo!
Zero odzewu.
Nie zaszkodziło spróbować. Może kiedyś się nauczy nie ignorować głosu karmiącej go ręki.
Sam się czasem zastanawiał, dlaczego jeszcze nie przerobił tego sierściucha na czapkę.
Może dlatego, że by nie potrafił. W końcu - przetworzenie takiego szczurka na okrycie głowy wymaga jakiejś tam minimalnej dozy kunsztu i obeznania.
Może.
Szczęk metalu. Jakby ktoś przewrócił stare żelastwo.
...Fafik? Co ty do kurwy nędzy znowu znalazłeś?
Rozejrzał się uważnie, po czym powoli wszedł między obdarte drzewa.
Zgaszone... ognisko?
Ślad cywilizacji.
...Którego do tej pory jakimś cudem jeszcze nie zatarto.
Czyli świeży. W miarę.
...
- FAFIK. GNIDO DWORSKA. DO NOGI. - krzyknął półszeptem, nerwowo się rozglądając.
A Fafik swoje. Znowu skoczył na blaszany dzbanek, który rypnął o ziemię z głośnym szczęknięciem.
Al cofnął się pod drzewo, rozważając zostawienie pupila na pastwę dzbanka i jak najszybszy odwrót taktyczny.
Chwilę się zastanowił, po czym powoli, cały czas poświęcając swoją całą atencję na nasłuchiwanie, zbliżył się do paleniska.
Ognisko było zaniedbane, popioły porozrzucane, a żar... jaki żar? Żaru ani śladu.
Nie był w skautach, ale kilka lat w Desperacji były równie kształtujące.
Nie ma żaru, nie ma ludzi. Poza tym w takim syfie nikt by nie rozpalał ogniska, prawda?
Prawda?
Chwilę tak kucał nad resztkami popiołu, usiłując przekonać samego siebie, że nikt wcale nie opuścił tego miejsca w pośpiechu i że nie ma się czego bać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.10.15 13:37  •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.
Przez dłuższą chwilę słychać było tylko ciszę. Dobrze. Cisza była dobra. Albo niebezpieczna. Ale nigdy oba na raz, więc istnieje około 50% szans, że jednak jest to ta dobra cisza. Grunt, że już nic go nie goni.
A właściwie co go goniło? Przez pęd i krzaki oraz gałęzie w oczach i włosach, które były wypadkową obu tych składowych, nie zdążył się zorientować, jak bardzo humanoidalne było to coś, co ruszyło za nim w pogoń. Człowiek idzie sobie grzecznie, szuka tej zasranej skrytki, która koniec końców i tak okazuje się spalona, a tu nagle proszę. Żółte ślepia, imponująca kolekcja igieł w paszczy, wściekły, acz przytłumiony warkot. Czyli albo mutek, albo inna cholera. W każdym razie albo zrezygnował z pościgu, co oznaczałoby to dobre 50% procent, albo siedzi i bezgłośnie waruje pod drzewem, co oznaczałoby to drugie, mroczne pięćdziesiąt.
Pod drzewem, na którym Albert siedzi. Już od dobrych paru godzin.
Czy mu niewygodnie? Może.
Czy w tej sytuacji mu to jakkolwiek przeszkadza? W żadnym razie.
Chociaż w pewnym momencie musiało mu się zrobić względnie wygodnie, bo chyba przysnął. Albo zaliczył error systemu i nie docierała do niego rzeczywistość, co wychodziłoby w zasadzie na to samo, nie licząc faktu, że w przypadku drugiej możliwości wyszedłby na zwykłego debila.
Fakt faktem, że znalazł sobie stosunkowo dogodną, poziomą gałąź, dobre 4/5 metrów od ziemi, która w otoczeniu gęstej korony liści, w miarę skutecznie odgradzała go od niepożądanych spojrzeń. Oczywiście co bardziej zdolni by doskoczyli, albo dosięgnęli go inną, odjebaną mocą, ale tym wolał się na razie nie przejmować, bo i po co. Mniej stresu, potencjalnie zwiększona witalność. Potencjalnie.
Przekręca się lekko na bok, spoglądając przez przerwę pomiędzy konarami. Widać z niej kawałek ścieżki i pozostałość po czyimś obozowisku, na tyle jednak starym, aby czuć się bezpiecznie w jego otoczeniu. Krzyżuje ręce, gapiąc się beznamiętnie w nieokreśloną przestrzeń pomiędzy ogniskiem, a poobijanym pieńkiem, uparcie ignorując Alphonse'a, który, obudziwszy się, znowu począł uporczywie napastować jego ucho.
Szuranie. Kroki. Stosunkowo ludzkie kroki, zważywszy na odgłos podeszew.
Prostuje się lekko, przenosząc spojrzenie na niknącą za krzakami ścieżkę. Parę sekund później dostrzega ciemnowłosego faceta w towarzystwie jakiegoś nadpobudliwego zwierzaka.
Chwilę poszukuje charakterystycznych obłości pod ubraniem, ukrytych kabur czy innej bazooki, ale poza plecakiem, mężczyzna zdaje się nie posiadać niczego potencjalnie niebezpiecznego. Bo czy sam mężczyzna jest niebezpieczny, na pewno się wkrótce okaże.
Spierdalać? Nie spierdalać?
I tak by nie dał rady. Nie niezauważenie.
Wzrusza ramionami, na co papuga wyraźnie się obrusza, bo trochę gwałtowniej szarpie za małżowinę uszną i w największej pogardzie odlatuje na pobliską gałąź.
Albert tymczasem poprawia sobie plecak na ramionach i gwałtownie osuwa się z gałęzi, zawieszając się na niej do góry nogami, tuż za plecami nieznajomego. Mocno zaśniedziała maska gapi się na niego rybim, nieludzkim spojrzeniem.
- Nic się nie martw kolego, niektórym zwierzakom zwyczajnie brakuje polotu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.10.15 14:13  •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.
Szelest.
Zamarł.
Zabije go. Na śmierć. Będzie rosół z Iku, jeśli tylko to przeżyje.
Nagle głos, tuż za nim.
- Nic się nie martw kolego, niektórym zwierzakom zwyczajnie brakuje polotu.
Podskoczył.
I prawie się przewrócił. Właściwie to więcej, niż prawie.
Odruchowo przekręcił się przodem do nieznajomego, ale plecak pociągnął go w dół i w rezultacie wylądował na tyłku, podpierając się rękami.
Fafik podskoczył razem z nim, ale jemu wszystko poszło dużo sprawniej. Rzucił się do ucieczki i wskoczył do blaszanego dzbanka, pocharkując gniewnie.
Al gapił się na maskę w zaskoczonym otępieniu.
To on?
On sprzątnął tych poprzednich?
A może to on był poprzednimi?
W końcu nie znalazł żadnych ciał.
A może...
Cholera jasna.
...Ale przynajmniej wydawał się rozumny.
Chyba, że to jeden z tych, którzy najpierw próbują cię zagadać na śmierć. A dopiero potem zeżreć.
Lekko zmarszczył brwi, mierząc nieznajomego wzrokiem.
Broń.
- ...Chcesz czegoś? - mruknął, nie spuszczając oczu z postaci i nie przestając opracowywać planu ucieczki.
Dobra, może "opracowywać" jest w tym przypadku zbyt ambitne.
Wylądował na dupie przed uzbrojonym kolesiem, zwisającym z gałęzi i nie mógł się szybko podnieść z klocem na plecach. Musiał wykombinować, jak zdjąć plecak, podnieść się, zabrać go ze sobą i znaleźć drogę ucieczki w ciągu ułamków sekund, zanim ten przed nim zdąży zareagować.
Fafik kichnął.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.12.15 19:52  •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.
Praca anioła nie sprowadza się tylko do strzeżenia granic Edenu i pomagania swoim braciom oraz siostrom. Skrzydlaty nie powinien bowiem zapominać o tych, którzy znajdują się na ziemi i niestety nie posiadają tyle szczęścia, co on sam. Ludzie, którzy co prawda sami sobie zgotowali swój los, nadal są istotami stworzonymi i miłowanymi przez Boga, który porzucił ich tylko po to, żeby wreszcie dostali nauczkę. To tak, jak rodzic, który chowa się za zasłonką w domu, aby jego dziecko pomyślało, że zostało porzucone i chociaż przez moment doceniło jego obecność. Sęk w tym, że w zależności od stopnia rozbestwienia ten proces zajmował różny okres. W przypadku ludzi nawet po setkach lat jest za wcześnie, aby z pochylonymi głowami skierowali się w stronę Boga. Sloppy miał akurat to szczęście albo tego pecha, że widział cały proces od samego początku. Najpierw zagubione i zmieszane spojrzenia przodowały wśród przedstawicieli ludzkiej rasy. Z czasem jednak za wszystkie niepowodzenia zaczęto obwiniać Stwórcę i modły wznoszonego do Niego o pomoc oraz litość przemieniły się w groźby oraz bluźnierstwa. Och, jak serce anioła wtedy krwawiło. Każde kolejne złowieszcze słowo, które nie docierało do Boga, trafiało prosto w jego zmęczoną duszę i robiło w niej kolejną zadrę nienaprawialną nawet przez czas. Pomimo tego Szeszbassar nadal nie odwrócił się od ludzi, nadal postrzegał je jedynie jako zagubione owieczki, które dobrowolnie lgną do wilka myśląc, że nie ma innego sposobu na życie. I mimo tego, że z jego oczu leciały krwawe łzy, to anioł nadal spoglądał na człowieka z uśmiechem na ustach i ciepłem w sercu. Bo dlaczego by nie? Zostali stworzeni niedoskonali, więc mają prawo do ograniczonej ilości błędów.
Abstrahując od tego wszystkiego, Sloppy wybrał się dzisiaj na ziemię z zamiarem prewencji. Nie oczekiwał niczego specjalnego, nie miał nikogo ratować, ani nawracać, a zwyczajnie zstąpić między ludzi z nadzieją, że któreś z nich znajduje się w potrzebie, a anioł będzie idealnym środkiem zaradczym na jego problemy. W tym celu anioł szybował po przestworzach na swoich śnieżnobiałych skrzydłach, a jego ubrania okalające górną połowę ciała zawieszone zostały przy łańcuchu. Być może tkaniny w Edenie było pełno, ale nie oznaczało to, że brodacz w jakikolwiek sposób mógł sobie pozwolić na niszczenie jej za każdym razem, kiedy gdzieś leci. Niemniej jednak, znajdując się nad lasem Slo zauważył obiecującą, szeroką polanę, na którą padały promienie słońca. Był to rezultat dość wczesnej pory dnia. Zegar nie wybił jeszcze południa, kiedy stopy mężczyzny spotkały się z ziemią, a jego zielone oczy zaczęły rozglądać się dookoła. Dlaczego las? Wielu ludzi do tej pory nie znalazło sobie stałego schronienia, a niektórzy z nich żyli w szałasach pośród dzikich zwierząt i roślinności. To właśnie do nich dzisiejszego dnia anioł planował wyciągnąć swoją pomocną dłoń oraz okazać bożą łaskę. Na razie jednak musiał się przyodziać, żeby nie kusić nikogo wyglądem, a także nie nabawić się jakiegoś choróbska. Kto wie? Może los nagrodzi go za przybycie tutaj o wiele szybciej, niż sam przewidywał?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.15 13:30  •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.
Nadjeżdża MG:

Nadchodząca wielkimi krokami zima bardzo daje się we znaki okolicznej faunie. Każde zwierzątko zbiera zapasy na zimę. W lesie nie zobaczysz już nierozłupanych orzeszków, jagód i innych leśnych płodów. Znajdują się jednak nieszczęśnicy, którzy nie mają wystarczających zapasów, nadal czają się w poszyciu w poszukiwaniu pożywienia. Ciężkie jest życie mięsożercy. Wybredni smakosze preferują tylko mięso, a świeży łup to już niemal wigilijna uczta.
Wyszedł ze swojej kryjówki. Plamy słońca padające gdzieniegdzie na polanę pieściły ciepło jego skórę. Podniósł nieznacznie łeb o diabelskim pyszczku znad roślinności. Nie mógł zapomnieć, po co wywlekł się ze swojego skromnego poszycia. Gadzie ślepia ujrzały wysokiej postury postać. Los uśmiechnął się do gadziny, skoro nieszczęśnik zapuścił się na jej teren. Przyczaiła się z powrotem i poczęła wić w stronę ów farciarza.
Gad, przez swoje wielkie cielsko nie może jednak zostać długo niezauważonym. Zwinięty wcześniej teraz wydłużał się jak harmonijka, miał 2m. więc chwile mu to zajmie.
Czarna skóra mieniła się w promieniach słońca, a czerwone linie boczne nieznacznie odznaczały się na tle jesiennego poszycia.
Szeszbassar może zdążyć zareagować. Póki co desperacka bestia wiła się w jego stronę powoli.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Las. - Page 6 Empty Re: Las.
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 27 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 16 ... 27  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach