Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Karty Postaci


Go down

Pisanie 23.11.14 12:46  •  Cause really... I'm a Psycho... Empty Cause really... I'm a Psycho...
Godność:

"Don't get close... You don't know me and you're never know."

Pośród niekończącego się gąszcza setek milionów imion, kto spamięta imię jednej istoty? Teoretycznie wszyscy którzy byli mu bliscy lub znajomi...
A jeśli żadnej osoby tego typu nie ma? Wtedy trzeba sprawić, by imię zostało zapamiętane. Nawet jeśli nie jest tym, które uzyskało się w momencie narodzin. Nawet jeśli jest tylko jedną sylabą, trzyliterową. Hex. Przestał już odczuwać chęć do tego, by inni tytuowali go wedle woli. Wybrał w końcu chęć do bytu indywidualnego. Własnego. Tego który mu nikt nie zabierze...
Sprawi że zostanie zapamiętane... Coś takiego jak pseudonim nie jest mu do niczego potrzebne, zupełnie do niczego. Nie zamierza unikać sprawiedliwości i chwały swoich czynów, nawet jeśli czynami tymi jest okrucieństwo, jakiego czasem nawet filozofii nie dadzą rady sobie wyobrazić.

Płeć:

To nie jest trudne do zauważenia. Płaska klatka piersiowa, wybruszenie w spodniach, głęboki, silny ton głosu, wyraźne rysy twarzy... Płomienie w jego oczach... Obłęd, jakim pragnie się podzielić...
Mężczyzna, zdecydowany na bycie sobą i odczuwanie wszystkich minusów i plusów bycia nim.

Wiek:

Nie posiada powodów, by chwalić się tym iż istnieje już od dawien dawna, jako jeden z pierwszego "miotu" swojej rasy, zyskując "chwalebne" miano służbisty wobec aniołów... Nie liczy już lat. Powiedzmy że 25 lat, to tyle na ile może wyglądać. Ile ma? Już nie umie tego nakreślić. To już nie jest ważne...
Ogień w jego duszy...

Orientacja:

"I think i'm going to kill myself, or fuck myself, or do myself... Above the other things - it doesn't matter now.

Nie poczuwał chęci do blokowania się, gdy zapragnął poczucia bliskości kogoś innego. Czy to był zwierzęcy mutant, humanoidalny android, mężczyzna czy kobieta każdej rasy... Nie interesuje go to. W chwili gdy poczuje pożądanie - nie jest ważne z kim go zaspokoi. Omniseksualny, to dobre określenie.

Zawód:

... Odłożył na moment pióro, zaciskając mocno palce wokół swojej czaszki. Nieznośna migrena... Czuł jak coś rozbijało mu całą czaszkę od środka, niemal nie był zdolny do logicznego myślenia... Ale musiał to zrobić. Zacisnął zęby, spoglądając w ciemną przestrzeń przed sobą. Tylko jedna, samotna świeczka oświetlała biurko, na którym miał trochę papieru, jaki zapisywał w te dane. Blady płomień nie oświetlał jednak wiele... A mrok wokół był jak żywy. Widział tańczące w mroku kształty, dziwne mary, które sięgały ku jego gardłu, lecz blokowało je blade światło. Uśmiechnął się do siebie, wyciągając dłoń przed siebie i zaciskając ją w pięść. - Wiem że chcecie mnie zabić... Boicie się... To naturalne. Boicie się kogoś, kto może nad wami zawładnąć... Kto zmiażdży wasz opór w swojej żelaznej pięści i będzie ucztował na waszych bijących sercach. - Poszerzył uśmiech, ukazując kącikiem ust białe zęby. Jego oczy były nader jaskrawe, jakby... Roziskrzone swoistą radością. Nawet ból głowy odpuścił! Pochwycił więc pióro z powrotem i wrócił do pisania.

Nie posiada zawodu jako takiego. Jego jedynym celem teraz jest chaos. Wprowadzanie go, tworzenie, sianie i zbieranie jego żniw. Obłęd, chaos... Tak, pragnie by wszyscy poczuli to, co on. Zabić, okaleczyć, rozerwać na strzępy i ucztować na zwłokach... To dobry plan działania. ... Aż pragnę go wykonać teraz... Oblizał wargi z wyraźnym uśmiechem, a jego ciałem przeszedł silny dreszcz, gdy tylko to sobie wyobraził.

Miejsce zamieszkania:

"This house is not a home..."

Pomimo iż posiada swoje swoiste "mieszkania" we wszystkich miejscach "mieszkalnych", czyli zarówno w M-3, Apogeum jak i Edenie, ostatnio sporo czasu spędza w Celach Kościoła Nowej Wiary, do którego nie dawno dołączył. Chce dokładnie przeanalizować i obserwować ich zachowania... Wdrążyć się... Zasiać chaos i zepsucie... A potem zebrać żniwo...

Organizacja:

To nie tak że stał się znów potulnym podwładnym jakim był setki lat temu, zanim porzucił swoją służbę. W żadnym razie. Po prostu... Teraz wie że jeśli chce przejąć kontrolę, czasem dobrze jest udawać miłego i uczciwego pracownika. Zaiste. A dokładniej w tym wypadku wiernego. Dokładnie tak. Pod pozorem iście ognistych modlitw do Boga Ao był zdolny zamaskować w tym swoje własne chęci, mogąc na "chwałę" Ao zabijać, rozszarpywać... Zaczynam się powtarzać? Uhm, chyba tak... No nic. Wiecie więc dlaczego Kościół Nowej Wiary stał się teraz jego nowym "domem".

Rasa:

Dżin
Dżiny są to istoty powstałe na wspólny czas i miejsce z aniołami, mające im służyć za wsparcie w ich misji służebnej wobec Boga i ludzi. Trochę dziwny zamysł, dawać wsparcie w służbie, acz nie warto tego kwestionować. Anielskie jednostki postanowiły jednak ze swojego wsparcia uczynić istoty niższe od siebie, sprawiając, że ich wrodzona lojalność przerodziła się w służebnictwo. Nie odnoszą się co prawda do nich z brakiem szacunku, acz zauważalnie uważają się za istoty wyższe, lepsze. Same Dżiny są w dużej mierze zróżnicowane, acz mają zazwyczaj duże poczucie humoru. W praktyce, nie spotkasz przedstawiciela tego rasy, który byłby ponurakiem. Ich lojalność i przywiązanie bywa naprawdę silne, lecz można zniszczyć te więzy. Nie jest to łatwe, i zawsze pozostają ślady szacunku sługi wobec pana, lecz nie są one zbyt silne.
Jak rozpoznać Dżina? Złoto. Znakiem rozpoznawczym tej rasy jest złoto, a raczej, złoty kolor. Dżin może mieć złote tęczówki, złote paznokcie, włosy, zęby, a nawet połyskującą złotym poblaskiem skórę. W ciekawszych wypadkach, Dżiny posiadają ozdobne skrzydła u kostek stóp w kolorze złota. Nie posłużą one do latania, acz są wyraźnym znakiem rozpoznawczym, nie do przeoczenia. Nie każdy Dżin ma to jednak.

Czy wciąż jestem... Tym dżinem, jakim byłem wcześniej? Może już... Stałem się czymś innym? Nie... To wciąż ja... Zepsuty, szalony, bez skrupułów, bez moralności! ... Ale wciąż ja. - Zaśmiał się cicho do siebie, po czym wrócił do pisania.

Ranga:

- Ranga... Ranga... Co tu w sumie mogę wpisać? - Podrapał się po głowie drugim końcem pióra, nie wiedząc co tu wpisać. Hm... A może... Tak, to dobry pomysł! Olśniło go nagle, i od razu zmienił tą myśl w słowo pisane.

Byłem buntownikiem, który nie chciał pozwolić na to, by narzucano na niego jarzmo zniewolenia...
Lecz teraz się zmieniłem. Dostosowałem. Zaadaptowałem. Wszystko po to, by zarazić swoim obłędem... I rozłożyć od środka... Jestem Wirusem... Wirusem jaki sprowadza śmierć... Szaleństwo... Zepsucie... Pragnienie... Żądzę... Zniszczenie...

Moce:

"Everything is possible to me... Everything! Everything is possible... Without control..."

Wirus Obłędu

Czy też czasem zdarza wam się słyszeć ciche podszepty w waszej głowie, jakby dziwne diabliki czy inne złe stworzenia prosiły was o spełnianie złych uczynków? O kradzież, o zabójstwa, o zadawanie bólu, śmierci... Te odczucia, chęci i pragnienia są głęboko zakorzenione w duszy i charakterze...
A co jeśli zerwą się z korzeni które trzymają je głęboko i blokują? Co jeśli szepty zmienią się w głos, ciche sugestie zmienią się w ogłuszające rozkazy, a lekkie szturchnięcia w ciosy łamiące kości? Gdy odczujesz w sobie szaleństwo... Czy poddasz się mu wtedy?
Hex... On się poddał mu. Z każdym kolejnym dniem odczuwał pociąg do co raz potworniejszych czynów, słyszał w swoim umyśle ogłuszające tony, nie potrafił skupić swoich myśli... Powłóczając nogami, z drżącymi dłoniami, w gorączce i majakach dostrzegł przed swoim spojrzeniem... Samego siebie. To człowiek? To Dżin? Anioł? Demon? ... Nie... To potwór... Esensja chaosu... Ból, zniszczenie... To mało. To było jego własne szaleństwo, które skłoniło się przed nim i pochwyciło jego dłoń. Dało mu wybór... Albo wyzwoli się z kajdanów własnego odczucia i zaakceptuje je... Albo go zniszczy.
Zezwolił na ten pakt ze swoim własnym szaleństwem, zyskując w ten sposób moc, która zarazem niszczy jego wrogów... Jak i jego samego, z każdym użyciem. Wystarczy kropla krwi którą rzuci przed siebie, by przywołać zielono-czarna, przelewającą się masę, która ułoży się... W jego klona. Samo jej pojawienie się powoduje u innych, nawet najwytrzymalszych osób utratę orientacji, kłopoty z równowagą i nieznośne szepty wewnątrz czaszki, które nakładając się na sobą, bywają zupełnie niezrozumiałe. Ta "istota", szaleństwo, które mówi na siebie krótko "Ex", jest całkowicie materialnym tworem, takim jak Hex. Krwawi jak on, ma jego siłę, lecz nie posiada jego talentu kreacyjnego ani poliformificznego, acz można je zabić, co spowoduje jej "odesłanie", natychmiastowe, a także całkowite zniknięcie efektu mocy. Potrafi jednak z "samego siebie" wytworzyć broń, nawet palną z której jest zdolny oddać strzały, lecz efektywność mocy spada gdy używa broni(lecz korzysta tu z możliwości Hexa, który pod tym względem jest... Kiepski, lekko określając.) Najsilniejsze efekty daje bezpośredni kontakt poprzed dotyk. Jest to swoista esensja obłędu... Im bardziej istoty się zbliżą do tego dziwnego tworu, tym mocniej będą zdezorientowane, stracą kontrolę nad swoimi ruchami, nie będą mogły kontrolować swoich myśli i emocji, a przede wszystkim odczują niepohamowaną chęć nie zbliżania się do niego, oraz masochistyczne pragnienie ranienia siebie i innych wokół. I choć nie może bezpośrednio zaatakować, a ataki tej istoty nie zostawiają żadnych fizycznych śladów (choć może posłużyć jako "tarcza", przyjmując na siebie atak), to jednak każdy taki udany atak na ciało spowoduje ogromny ból, rozszerzający się po ciele jak wirus, przez co nawet najsilniejsi mogą paść na kolana i wić się w histerycznym śmiechu agonii i szaleństwa, lub atakować nawet najbardziej zaufanych przyjaciół, czując nieodparte pragnienie "podzielenia" się z nimi bólem. Są również szanse iż po udanym ataku jego ofiara może uzyskać nową, stałą chorobę psychiczną lub fobię (im więcej ataków się nałoży, tym szansa jest większa).
Niestety, jest to obosieczny miecz. Sam fakt przywołania tej istoty za każdym razem powoduje nieodwracalne wyniszczenie psychiki i emocji Hexa, są szanse by z każdym wezwaniem go zyskać nową fobię czy odkrzywienie emocjonalne. Istota ta jest zdolna utrzymać się 3 posty w świecie żywych na czas jednego spotkania, potem znika i nie może zostać wezwana więcej. Zazwyczaj ten czas wystarcza, by wprowadzić Hexa w stan całkowitego braku kontroli nad sobą, kiedy bez problemu może tak samo chcieć zabić innych, jak i siebie, masochistycznie odgryzając sobie kawałki skóry, lub z psychodelicznymi wrzaskami kierować się na wszystko co żyje, byleby je rozszarpać na strzępy. To szaleństwo, będące "efektem ubocznym" tej mocy utrzymuje się zarówno w nim jak i w ofiarach ataku Ex'a przez maksymalnie 1 post, potem opada. Kolejne wezwanie możliwe jest po 4 postach. Zdolności do blokowania swojego umysłu przed wstępem doń blokują odczucie "szaleństwa" i obniża szansę na uzyskanie fobii lub choroby psychicznej do minimum, a także powoduje całkowity brak odczucia bólu. Jego oddziaływanie na otoczenie jest ograniczone do zwykłego, mechanicznego działania, jak np. otwieranie drzwi klamką (lub wyważanie) i tym podobne. Co dość charakterystyczne - moc oddziaływuje również na androidy, powodując intensywne zakłócenia w pracy ich systemów i oprogramowania, a fizyczny kontakt dezaktywuje dotknięte części ciała jak użycie paralizatora.
- ... Ex... Chciałbym byś nie był tylko moim szaleństwiem, które z każdym razem dostarcza mi bólu...
***

Wirus Kreacji

Straciłem zdolności pozwalające mi spełniać życzenia i sprawiać, że cuda stawały się prawdą... Lecz zyskałem moc inną, pełną, nie będącą "paradoksem" jak możliwość spełniania życzeń bandom ludzi i im istotom podobnym... Nie. Już nie. Teraz jestem... Kreatorem. I choć nie jestem kreatorem doskonałym, zdolnym do tworzenia czegoś z niczego... Nie przeszkadza mi to. Wystarczy mi drobina jakiegoś minerału lub materiału, by móc go wytworzyć, rozszerzyć, zwiększyć... Sprawić że będzie go więcej. Niczym wirusa, który rośnie i się rozprzestrzenia. Oczywiście, łatwiej jest się rozrastać na dużej powierzchni, gdzie można pochłaniać znacznie więcej... I tak samo dzieje się w wypadku mojej mocy. Z dużo mniejszym nakładem sił wykreuje kamienną figurkę z twardej, dużej skały, niż małego kamyczka. Im mniejsze źródło z którego pobieram mój "materiał", tym trudniejsze jest wytwarzanie i manipulacja wytworzonym materiałem. To co wykreuje, mogę dowolnie wykreować. Powietrze można zamknąć w bańce ciśnienia, która, rozerwana spowoduje falę uderzeniową... Skała wytwarzana z innej może być ściśnięta w niewyobrażalnie małej przestrzeni, przez co kulka rozmiarów kuli z pistoletu może paradoksalnie posiadać wagę kilkudziesięciu kilo... A z ziemi można wykreować piękną, gliniastą statuę, szczegółową... W której da się czasem zakochać. Jak wiele można wykreować... I wszystko co stworzę nie znika! To równie trwała kreacja co kreacja samego Stwórcy! Kreacja obejmująca jednak materiał stały, skały, wodę, i substancje im podobne.
Oczywiście, nie wszystkiego mogę dotknąć, dlatego w wypadku "bolesnych" materiałów mogę zachować niewielki dystans, przez co nie muszę wetknąć dłoni w kwas, by móc nim "pochlapać". Oczywiście - nie mogę zareagować natychmiastowo po kontakcie z danym materiałem. Wymaga to krótkiego momentu utrzymania kontaktu z nim, przez co nie mogę wystosować tego do natychmiastowej kontrataku identycznym posunięciem, niestety.
***

Wirus Zmiany

Lub też polimorfia. Moje ciało jest zdolne do całkowitej modyfikacji swojego wyglądu... Choć wcześniej działało to znacznie przyjemniej. Teraz, gdy zmieniam swój wygląd, odczuwam każdą część modyfikacji... Bolesny rozrost lub skurczenie się kości, mięśni i narządów wewnętrznych, rośnięcie włosów, zmianę koloru oczu... Wszystko to odczuwam, wyraziście, w pełni. Nawet odczucie utraty tego, co mam między nogami jeśli zmieniam płeć...
Nie jest to przyjemne. Zdecydowanie nie jest... Ale użyteczne. Dzięki temu, żadne przejrzenie iluzji nie będzie zdolne rozwiać tej zdolności, a ja uzyskam nie tylko wygląd, a także głos danej osoby, jej pełną fizyczność. Psychika należy już do moich zdolności...
Oczywiście, jestem zdolny przy pomocy tej mocy nadać nadnaturalne cechy wyglądu sobie... Lecz będą one nieużyteczne. Szpony nie będą twardsze niż paznokcie, kocie uszy będą słyszały tak samo jak zwykłe... Ot, taki tam dodatek wyglądowy. Trzy posty działania, trzy przerwy.

Umiejętności:

Morderczy amok

Ych... Nie chcę się przyznawać do tego... Ale pomimo bycia zdolnym w walce wręcz, zarówno z użyciem broni jak i gołych dłoni... Nie potrafię długo być profesjonalny. Ba, już w ciągu kilku pierwszych chwil starcia, pochłania mnie ognisty żar walki. Tracę kontrolę, z każdą chwilą mocniej. Moje postanowienie zmienia się z "walczyć" na "zniszczyć". Atakuje co raz mniej przemyślanie, nieprzewidywalnie, bez względu na konsekwencje, popisując się wytrzymałością poprzez fakt iż nawet trafiony, moja wola walki i nieustępliwość nie słabną. Ba - rany zagrzewają mnie do walki mocniej i mocniej, a każda sekunda walki sprawia paradoksalne wrażenie większej szybkości i siły moich ataków... Heh... Stałem się bestią...

Aktorstwo

Jednym z najlepszych aktorów jest ten, który umie wyzbyć się własnego ja i być gotów do każdej roli. Tak jak ja. Po kilku chwilach obserwacji danego obiektu jestem gotów "wskoczyć" w jego skórę, stać się nim, myśleć i działać jak on, co pomaga mi czasem w pierwszych fazach walki, gdy mam jeszcze kontrolę nad sobą i mogę przewidzieć ruchy wroga... Przynajmniej teoretycznie. W każdym razie... Sztuka aktorstwa i bycia "innym" nie jest mi obca. Już od dawna nie.

Zwinność

Zdolności mojego ciała czasem zadziwiają mnie. Jest dużo zwinniejsze i mobilniejsze niż z początku sądziłem. Jest zdolne do całkiem zręcznych skoków, szybkiej zmiany kierunku poruszania się, uników i uchyleń się. Ba - zgięcie ciała w pół okazuje się być niewielkim wyzwaniem. Gibkość i zwinność tego ciała to nader użyteczne cechy w walce, nawet gdy tracę kontrolę. Pozwala mi to niemal tanecznie lekkimi ruchami unikać ataków i wyprowadzać bolesne kontry.

Słabości:

Zmrużył oczy, rozdziwiając swoje usta i wydając z siebie długie, zmęczone ziewnięcie. Był senny... Zdecydowanie, ale... Wiedział że nie zaśnie. Nie z nimi wszystkimi wokół... Rozejrzał się znów po zacienionym pokoju. Wszędzie widział te kształty. Cieniste macki, oblepiające ściany i trzymające się na krawędzi światła, ciekawskie oczy wpatrujące się w niego, ciche, niezrozumiałe podszepty... To wprawiało go w irytującą migrenę gdy tylko pomyślałby o tym... Lub pozwolił swojemu ciało się rozluźnić i zasnąć... Wpełzłyby do jego uszu, nosa, zagnieździły się w jego umyśle, i nie pozwoliły mu żyć... Westchnął ciężko, po czym wrócił do pisania.

"All we ever sacrifice has a paid..."


Słabości... Tak, jest ich kilka. Najlepiej będzie je wypunktować, jedną po drugiej:

Rozdwojenie jaźni - Wbrew pozorom to wyjątkowo irytujące, gdy słyszysz w swojej głowie głos należący zarazem do kogoś innego, jak i do ciebie. Nie pozwala ci się skupić, zrelaksować... Nic. A rady czy słowa otuchy to od niego nie usłyszysz.

Schizofrenia - Wbrew pozorom, nie mam pod tym słowem na myśli tego, co wypisałem wyżej. Pod tym słowem wolałem zmieścić kilka innych, których nie było sensu rozpisywać tutaj. Mój umysł... Nie jest już zdolny do logicznego działania. Jeśli zasypiam, zdarza mi się lunatykować, idąc przed siebie ześle mi przed oczy obrazy istot które nie istnieją, a które nie będą chciały odejść... Gdy zamknę oczy, usłyszę głosy. Głosy doprowadzające do obłędu. Gdy nawet i temu się oprę, moje ciało uzna iż woli zadziałać wbrew mojemu umysłowi i zrobi rzeczy, których bym nie chciał... Nie pragnął... A ja nic z tym nie mogę zrobić, tylko obserwować. To nie jest przyjemne...

Psychoza - Nawet będąc "trzeźwym" na umyśle, straciłem już resztki moralności i godności... Jestem gotów zrobić co zapragnę w każdej chwili. Nawet jeśli by to równało się z moją śmiercią - to nie ma dla mnie już znaczenia. Zaatakuje i przed wymierzeniem ostatniego ciosu odejdę, śmiejąc się radośnie. Gdy walka będzie wygrana dla mnie - podłożę się i pozwolę zostać poturbowanym... Zwyczajnie pozwolę na to, czego zapragnę i jak zapragnę. Bez kontroli...

Choroba - Ostatnimi dniami zaraziłem się czymś, co ludzie określili jako "psychoza krwiopaty". Choroba psychiczna, powodująca pragnienie krwi... Zaiste czuje je, acz jeszcze nie jest silne, co oznacza że dopiero niedawno zostałem zarażony.

Bezsenność - Mary senne, koszmary i istoty które podsuwa mi mój umysł w sposób skuteczny nie pozwalają mi zasnąć na dłużej niż godzinę lub dwie w środku dnia, przez co jestem ciągle niewyspany i zmęczony... Ech... Jakbym chciał móc się wyspać raz porządnie...

Masochizm - Moje psychotyczne pragnienia nie dotyczą tylko innych... Samego siebie również, w dość... Nieprzyjemny sposób. Spróbujcie, uśmiechając się szeroko, odgryźć sobie fragment przedramienia. Skóra, mięśnie, rysując kość zębami... I pomimo bólu... Chciałem więcej... Acz zdołałem się powstrzymać. Ledwie.

Zmęczenie - Przez stres, brak snu, niszczenie samego siebie, masochistyczne zachcianki... Jestem ciągle wyczerpany. Ziewam, ruszam się ospale... Choć czasami mam wrażenie że to tylko nieświadoma gra aktorska, służąca zmyleniu wroga. Nie jestem tego pewien.

Magnes na kłopoty - Tia... To dość dziwne, ale kłopoty lubią się mnie trzymać. Nie rozumiem dlaczego. Co jest dziwnego w tym że zaatakujesz na środku ulicy przypadkową osobę, rozszarpiesz jej gardło i spijesz jej krew? No i potem by cię ganiał tłum żołnierzy... Mieh. Poza tym - nawet jeśli zachowuje się zwyczajnie... W dziwny sposób i tak wplączę się w jakiś kłopot.

Ból - Chroniczny, nawracający ból. Zaiste - w najmniej przydatnym momencie, nawet pomimo tego że po prostu lubię to uczucie... Ból wraca. Najczęściej jest to silna, nie pozwalająca się skupić migrena... Pomagająca moim "demonom" wydostać się ze mnie i znów działać bez kontroli.

Niepokój - Ciągle towarzyszy mi to uczucie. Jest nieznośne, irytujące, każe mi się ciągle oglądać za siebie i patrzeć na boki, być ciągle ostrożnym i konsekwentnym... Stawiam mu się jednak twardo, choć i tak sprawia to że czasami jestem kłębkiem nerwów, który bez problemu może "wybuchnąć".

Nyktofobia - Choć to zabawne... Boję się mroku wokół mnie... Nawet jeśli mogę go kontrolować, sprawiać że ten upadnie do mych stóp... Nie potrafię przestać się go obawiać. Widzę ciemne mary za każdym razem gdy spojrzę w mrok, one pragną mojej duszy, mojego serca...
Zniszczę je... ZNISZCZĘ! ZNISZCZĘ!
Pokój w jakim się znajdował począł wypełniać po brzegi jego histeryczny śmiech, gdy zielone włosy zaczynały być rwane z nerwów jeden po drugim przez jego palce. Widział mrok tuż przed sobą... Jego szpony, które pragnęły go rozerwać...

Wygląd zewnętrzny:

- ... Nie mogę... Nie potrafię już... Ból... Dajcie mi bólu... Tylko on mi pozwoli odzyskać kontrolę! - Zaciskał zęby z gniewu, a jego palce niemal łamały czaszkę od naporu siły nań. Wszystkie cienie i mary wokół... Nie potrafił tego już znieść... Były zbyt blisko, a płomień świeczki powoli gasł... Nie może już... Pochwycił dopalającą się świeczkę i podpalił to, co napisał, po czym począł rozrzucać płonący papier, byleby odegnać cienie i ciemność. Rozrzucony, płonący papier począł zajmować. Pomimo iż to dziwne... Zaczął cicho śpiewać, szeroko się uśmiechając. Nawet podniósł się z krzesła i począł spokojnie spacerować między poczynającymi pożerać pokój płomieniami. - We carry what we can't control... Approaching original violence... In the silence... - rytmicznie porwał jeden z kawałków nie płonącego papieru i począł pisać, choć jego pismo było już nierówne, niespokojne.

Mój wygląd? Jeszcze niedawno uważałem że jestem przystojny i wiele osób by zechciało mojej uwagi... Wciąż w sumie tak uważam, lecz podszedłem do sprawy realniej i teraz umiem obiektywniej opisać swoją osobę. Zaczynając od danych statystycznych, ważę 76 kilogramów przy wzroście 186 centymetrów, co sprawia iż mam solidne zadatki na anorektyka. Może jeszcze nie wyglądam jak chodzący szkielet... Ale cóż, powracając do mojego wyglądu. Od góry opisując, moją głowę pokrywają soczyście zielone włosy, których barwa, w zależności od pory dnia przechodzi od zieleni wiosennej trawy do zgniłej zieleni wieczorami i nocą. Nie przeszkadza mi to, osobiście czuję się wyróżniony przez fakt nader specyficznego koloru włosów, które jednak nie należą do najdłuższych. Bez trudu niektóre kosmyki okalają twarz, a grzywka zakrywa oczy... Ale nie przeszkadza mi to. To nawet miłe.
Starł lakonicznym ruchem palący się popiół z barku, po czym wrócił do pisania.
Dalej pisząc, ukazują się moje oczy, spomiędzy tych zielonych kłaczków. Dość niespotykana, acz wyraźnie określająca moją rasę barwa. Złote, w dodatku z pionową źrenicą. To nie tak że sobie to wybrałem... Ale cóż mogę poradzić, tak wyszło. Na przestrzenii wieków akceptacja mojego wyglądu poszła mi dość szybko, gorzej z akceptacją przez innych... Ale to nieważne, prawda? PRAWDA? Nu. Mam dość wyraźne i gęste rzęsy, brwi będące dość prostą linią włosów, lekko zadarty nos... Co dość miłe, przez fakt iż ostatnimi czasy unikam mroku, zdołałem opalić swoje ciało do całkiem przyjemnego odcienia opalenizny cery. Tak, to zdecydowanie miłe. Twarz? Dość owalna, acz w dół delikatnie ścina się w ostrzejszy kąt. Chętnie utrzymuje na twarzy wesoły wyraz, nawet jeśli w moim umyśle rysują się najczarniejsze myśli o mordzie każdego kogo widzę.
Co dość ciekawe, mam nader długą szyję, choć może to nie jest zaleta. Łatwiej ściąć głowę, tsh. Moje ciało nie posiada rzeźby kulturysty czy olimpijczyka, acz nie jest to też coś, czego bym się wstydził. Ba, bardzo miło mi z tym, jak wyglądam. Przyjemnie zarysowane mięśnie i lekko wyrzeźbiony brzuch, wyraźna klatka piersiowa... Tak, sądzę że wyglądam nader przyjemnie dla oka jak i dla dotyku. Jakieś ciekawsze cechy? Hm... Moje ciało zdążyły już poznaczyć różnorakie blizny w różnych punktach. Ramiona, klatka piersiowa, czasem nogi, nadgarstki... Tak, niestety. Masochizm jest przyjemny... Ale zostawia wyraźne ślady. Boleśnie wyraźne czasami.
Pisanie tego zajęło mu kilka chwil, a pokój już niemal stał w ogniu w tej chwili, ledwie drzwi jeszcze nie były odcięte przez płomienie. Zielonowłosy dżin wyrzucił kartkę, wyrwał z drewnianej szafy płonący fragment drewna, po czym ruszył w stronę drzwi. Silne kopnięcie prawej nogi wystarczyło, by je wyważyć i otworzyć szeroko, a "pisarz" począł się kierować na dół, roznosząc przy okazji po budynku wyraźny zapach spalenizny i ciemno-szary dym.

Charakter:

Przestał już pisać, zupełnie. Schodził, powoli i ze spokojem po schodach w dół, dzierżąc płonącą, drewnianą "maczugę", którą delikatnie kręcił w dłoni. Uśmiechał się, szeroko. Jego złote oczy lśniły wyraźnie, i w tej chwili jego celem było po prostu wyjście... Niestety, wszystko co go mija uznawał za przeszkodę. O, pierwsza przeszkoda. Właściciel przybytku biegnący na górę.
- Co się tam dzieje!? - Krzyknął, zatrzymując się przed Hexem i blokując mu przejście. Niestety... To był jego błąd. Bez namysłu czy chwyli zatrzymania, płonący kawał drewna został rozbity na głowie podstarzałego mężczyzny, który zaczął się zataczać. Uśmiech dżina rozszerzył się, ukazując białe zęby, które w tej chwili przypominały kły bestii. Pchnął go, powalając na ziemię i padł kolanami przed niego, po czym resztkami drewna jakie miał w dłoniach a przez fakt rozbicia miały ostry koniec począł przebijać ciało mężczyzny. Chwycił "ostrze" dwoma rękoma i z histerycznym śmiechem wbijał i wyrywał z ciała mężczyzny "broń". Nie patrzył gdzie i jak. Przebijał klatkę piersiową, brzuch, łamał żebra, niszczył oczy, aż w końcu przy ostatnim ataku wbił drewno głęboko w gardło mężczyzny, po czym podniósł się i werżnął je głębiej, uderzając w nie piętą w swoim dość twardym bucie. Przebity na wylot, krwawiący z ponad 20 ran mężczyzna już przestał reagować... Wcześniej próbował, szarpał się, krzyczał o pomoc...
Ale się nie udało. Ba, nawet przyszła widownia z paru cywili, którzy widzieli jak Hex rozszarpywał go. Gdy skończył, powiódł złotym spojrzeniem na nich i wyjął sztylety zza pasa. - Nie uciekajcie, nehehe... I tak wam się nie uda... J-jesteście... MOI!

***

- Ach tak... Miałem pisać... - Oblizał ostrze z krwi, usadawiając się wygodnie na stosie z sześciu trupów ludzi. Podparł pięścią brodę, wodząc ostrzem po ciele najbliższego trupa, około 22 letniej brunetki, która w tej chwili leżała plecami do niego, a z jej roszarpanego gardła wciąż jeszcze spływała krew.
Może więc poprostu pomyślę teraz, a opiszę to później, hm... W sumie to dość dobry plan. Więc... Jaki to ja jestem...
W zamyśleniu wbił sztylet w kark kobiety i zaczął powoli przesuwać nim wzdłuż pleców, a potem z powrotem, rozcinając jej skórę i powodując kolejną, krwawiącą ranę, którą rozgrzebywał i rozcinał mocniej i mocniej.
O, wiem. Hm... Jako istota kontrolująca siebie i swoje emocje, jestem dość uczynnym i miłym w odbiorze osobnikiem. Uśmiecham się, kryjąc za tym swoje najczarniejsze i bolesne myśli. Będąc sobą, jestem zdolny do całkiem przyjemnego tonu głosu, elokwentnych wypowiedzi... A przede wszystkim, staram się być przyjazny na ile mogę. Nawet pomimo dość ekscentrycznego ubioru i zachowań, w miarę swoich możliwości staram się zaaklimatyzować do danej osoby i zachowywać tak, by rozmowa była dla niej przyjemna. Nie jestem osobą która ma jakieś faktyczne poczucie wstydu czy zakłopotania, więc bez problemu jeśli jakaś osoba wpadnie mi w oko... Zaproszę ją na rozmowę, może do kawiarenki na jakieś ciasteczko i kawę... Bo czemu by nie? Chcę poznawać inne osoby, dzielić się z nimi zainteresowaniami...
A także bólem, stanem umysłu... I mną.

Uniósł wzrok ku górze. Ogień rozprzestrzeniał się, dym unosił już w całym budynku... W ciągu kilku chwil powinni tu dotrzeć zarówno wojsko, jak i jakieś służby ratunkowe... Możliwe że już forsują wejście do takowego. Musi się pospieszyć. Wstał z "tronu" zbudowanego z ludzkich ciał, i dopiero teraz zauważył, że w swoim "zamyśleniu" zatopił sztylet aż po rękojeść w plecach kobiety. Wyrwał go, po czym delikatnie ucałował krwawiącą ranę, uśmiechając się czule.
- Przepraszam, kochanie. Niestety musisz już tu zostać... Ale będę o nas pamiętał... O nas i o twoim smaku... - Jednym, szybkim ruchem wgryzł się w niemal "odkrojony" fragment jej pleców i odgryzł go, po czym zaczął żuć zakrwawione mięso, i delikatnie kręcąc sztyletem w dłoniach kierował się spokojnie na dół, kaszląc od dymu. Owszem, czuł tą nieprzyjemną duszność, ten ból, łzawienie oczu... Ale...
W jakiś sposób zwalczał to, dzięki samej, stalowej sile umysłu krocząc wciąż w przód. Wyjście odgradzały mu płomienie... Więc skorzystał z okna.
Co prawda drugie piętro...
***

Co jeszcze mogę powiedzieć o sobie? Jestem dżentelmenem, a przynajmniej staram się nim być. Kulturalnym i uprzejmym, zarówno wobec kobiet jak i mężczyzn. To przyjemne uczucie, gdy udaje ci się zjednać zaufanie i kontakt z daną osobą, jedynie poprzez bycie miłym... Żadne przekupstwo, wymusy... Nic a nic. I to lubię w konwersacji... Acz nie zawsze wszystko da się nią załatwić. Im ciężej w rozmowie, tym trudniej mi się powstrzymać przed użyciem siły... Demony czuwają... Pragnął posiąść moje ciało i zabijać... Mordować... Niszczyć...
Ściągnął z siebie marynarkę, a potem pokrwawioną koszulę. O dziwo, marynarka nie ucierpiała z powodu krwi tych wszystkich osób, więc mógł dalej ją założyć i ukryć swoje ciało... W tym symbol przynależności do Kościoła Nowej Wiary pod lewą łopatką. Szybko włożył marynarkę ponownie, zapiął ją u góry, pozostawiając dół w miarę rozchylony, po czym ruszył przed siebie, zostawiając płonący budynek, do którego dotarli już kilka chwil temu wojskowi i służby gaśnicze. Mmm...

Historia:

Jakie więc były jego dzieje? Nie warto przytaczać całej jego historii, bo to dość za długie by było. Warto nakreślenia z jego historii było to, iż był sługą wysoko postawionego anioła pod względem rangi. Którego? To już nieważne... Porzucił tą rolę, gdy zobaczył coś, co zapoczątkowało jego szaleństwo. Morderstwo w szeregach aniołów. Widział je... I wiedział że zlecono je z polecenia Najwyższego. Kim on był by kwestionować wolę Najwyższego? Nikim...
Stąd też nie mógł tam zostać dłużej. Zerwał swoisty "łańcuch" przywiązania do swojego władcy i uciekł z niebiańskiego padołu. Kiedy to było? Już nie pamięta. Lata wcześniej prawdopodobnie, może nawet przed wybuchem wirusa i zanim najwyższy uznał sobie że zniknie... Nie, później. Mniejsza z tym, to już nie jest ważne, a jeśli uzna że warto to przywołać, odgrzebie starą historię którą gdzieś spisał. Stracił życie, jakie posiadał wcześniej z chwilą akceptacji własnego obłędu... Z tym momentem, odrzucił wszystko kim był wcześniej... By stać się wirusem. Wirusem, który będzie toczyć każdego, kogo spotka.
Warto jednak nakreślić fakt, że w dość... Niestandardowy sposób znalazł organizację Kościoła Nowej Wiary.

***

- Csiiii, słodki. Nie krzycz już... Oddaj się mojej woli... - Palce przesunęły się po twarzy młodego blondyna, sprawiając że jego powieki zakryły oczy. Wargi zielonowłosego były przesiąknięte krwią, jaką zlizywał z roszarpanego gardła chłopaka, siedząc na jego udach, ściśle przylegając do niego i przesiąkając swoją koszulę krwią z rozerwanej klatki piersiowej, w której brakowało serca i prawego płuca. Delikatnie i subtelnie lizał powoli i leniwie już wylewającą się posokę, która powoli krzepła. Widać było że to, co zrobił, zdarzyło się już dłuższy czas temu... Krzyki już dawno ucichły, życie już dawno odeszło...
- Ty... Jesteś jednym z nas? - Głos zza jego pleców sprawił, że otworzył szerzej powieki, nieco zaskoczony tym, iż nie usłyszał nikogo. Mimo to, spojrzenie wróciło do naturalnego, miękkiego wyrazu, a on sam powoli się podniósł, po czym cofnął prawą nogę na lewą stronę, odwracając się na pięcie do istoty jaka się odezwała. Była to - co w sumie zaskoczyło go - kobieta. Czerwonowłosa, zielonooka, przyglądająca się temu co stało ze swoistym zainteresowaniem, aniżeli przerażeniem. Podniósł swój kapelusz i założył na głowę, po czym skłonił ją lekko, uśmiechając się przyjaźnie. Na tyle przyjaźnie ile się da uśmiechnąć z ustami we krwi, skapującej z brody...
- Co Panienka rozumie przez "nas"? - Wyraźne zainteresowanie odbijało się w jego tonie, gdy zbliżył się o kilka kroków do osoby go obserwującej, która na te słowa wyraźnie ukazała znaczne zaskoczenie.
- Nie jesteś? To zachowanie, sposób zabicia ofiary... Myślałam że jesteś jednym z kapłanów...
- Kapłanów? - Powtórzył po niej, wyraźnie skonfundowany, drapiąc się po karku w tej konfuzji. Uważa go za kapłana chrześcijańskiego?
... Nie, to raczej niemożliwe. Od kiedy ofiara do Stwórcy to brutalne morderstwo i wyrwanie serca?
- Uhm, w każdym razie, Panienko... Czy możesz mi wyjaśnić o czym mówisz? - Spytał, radząc sobie z pierwszymi chwilami zakłopotania, na które wkroczyło... Zaciekawienie. Reakcja kobieta była nawet do przewidzenia. Przygryzła kostkę palca wskazującego, najwyraźniej bijąc się z myślami czy coś powiedzieć czy nie. Koniec końców jednak, po krótkiej chwili, z westchnięciem rozpoczęła mówić.
- Z twojego zachowania... Myślałam że jesteś kapłanem w Kościele Nowej Wiary... I składałeś ofiarę Bogu Ao...
- Kościół Nowej Wiary? Ofiara? Bóg Ao?
Kiwnęła głową przytakująca, podchodząc kilka, niepewnych kroków bliżej.
- Owszem. Gdy Bóg zniknął, prorok przemówił... Bóg Ao nie odejdzie jak ten skurwiel który zostawił świat w nędzy. On jest miłosierny, błogosławi swoich wyznawców i ukazuje swoją wolę, a także istnienie. Jest tym wszystkim, czego tamten stary wór nie potrafił nigdy uczynić... Ale potrzebuje ofiar. Nasi kapłani właśnie takie ofiary odprawiają... Wyrywają serca bijącym ofiarą i spalają je... Nie widziałam co prawda ognia, ale... Co innego mogłeś zrobić z bijącym sercem? - Podrapała się po głowie w zamyśleniu. Przecież nic innego nie mógł zrobić, prawda? Prawda. Nie jest to chyba psychopata który jest kanibalem... A przynajmniej z zachowania takiego nie przypominał.
Słowa które usłyszał wzbudziły w nim nader mocne zainteresowanie. Wiara, nowy Bóg... Tak... Tak... Tak! Więcej! Z uśmiechem zdjął kapelusz i przytknął do swojej piersi, skłaniając się z szacunkiem. - Dziękuję ci, moja droga. Czy... Jesteś w stanie mnie zaprowadzić do tego miejsca? Chciałbym... Je poznać... .
Jej lice nagle rozpromieniało radością, po której odpowiedziała, bez chwili wahania, odwracając się do niego tyłem. - Oczywiście! Chodź za mną! Im więcej wiernych tym lepiej.

***

W ten sposób udało mu się dostać do siedziby Kościoła... Ale nim był w stanie dołączyć do wiary, wymagała ona ofiary... Z żyjącej istoty, w dodatku najlepiej anioła. Nie był pewien czy chce zawalczyć z takowym...
Ale nie mógł przepuścić takiej okazji, więc rozpoczął polowanie, zakończone sukcesem. Sprowadzenie skrzydlatej istoty do siedziby Kościoła nie było już problemem... A po złożeniu z niego ofiary, ostatnim wymogiem był symbol, którego miejsce mógł wybrać. Uznając że skoro nigdy nie miał i nie będzie miał skrzydeł... To tam będzie dobrze. Pod lewą łopatką. Nie było to już bolesne... A nawet przyjemne.
Ale on nie chce poprzestać na wiernym... O nie... Chce być wyżej, znacznie wyżej...
Lecz powoli... Wszystko w swoim czasie... Na każdą, krwawą ofiarę nadejdzie czas...

You're choices are... The Negative One and Me...

Dodatkowe:

- Symbol Kościoła Nowej Wiary znajduje się pod jego lewą łopatką, na plecach.

- Posiada zadatki na kanibala, delektując się ludzkim mięsem.

- O dziwo, rozwija swoje zdolności kulinarne, przez co zaczyna umieć nawet coś tam gotować (nie, nie tylko ludzkie zwłoki).

- Lubi pić mleko. Zwykłe, smakowe... Po prostu cholernie je lubi.

- Brakuje mu zahamowań. Jakichkolwiek.

- Lubi od czasu do czasu podśpiewywać sobie, a przez talent zarówno aktorski, jak i możliwość modyfikacji strun głosowych jest zdolny do doskonałej imitacji oryginalnego wokalu.

- Pomimo iż często jest milczący, traktuje Ex'a jak swojego brata, a także i kochanka... Z którym jednak rzadko może się bawić.

- Mówi do siebie. Często.

- Nie rozumie w większości dlaczego to, co czyni jest postrzegane jako złe przez innych.

- Chory na psychozę krwiopaty, pierwsze stadia. Nerwowo zagryza wargi, gdy odczuwa pragnienie krwi.

Jestem świadomy tego że ta karta nie została napisana najlepiej...


Ostatnio zmieniony przez Hex dnia 23.11.14 21:27, w całości zmieniany 4 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.14 19:11  •  Cause really... I'm a Psycho... Empty Re: Cause really... I'm a Psycho...
No to tak.
W pierwszej mocy musisz zmienić. Przede wszystkim kiedy Ex ginie, moc automatycznie przestaje działać. Druga kwestia, to nie może działać na osoby z blokadą umysłu. Blokada, to blokada.

Druga moc - przesadzone. Albo kreacja z materialnych rzeczy, albo niematerialnych, albo żywych istot. Za dużo w jednej mocy, przez co wydaje się zbyt OP.

Trzecia moc - ogranicz tylko do siebie samego.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.14 19:37  •  Cause really... I'm a Psycho... Empty Re: Cause really... I'm a Psycho...
Zedytowane.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.14 21:08  •  Cause really... I'm a Psycho... Empty Re: Cause really... I'm a Psycho...
Pierwsza moc - Bezpośredni dotyk jest mocniejszy od ataku za pomocą broni. Zmiany na psychice następują po długotrwałym atakowaniu, do tego jest potrzebna ingerencja MG, który zadecyduje czy to za pomocą kostki czy innej metody, czy nastąpiły jakiekolwiek zmiany, aczkolwiek bardzo rzadko to się będzie zdarzało. Ex istnieje przez trzy posty, potem potrzebna regeneracja 4 postów do ponownego jego użycia.

Druga moc - wciąż nie określiłeś, czy kreujesz z materialnych rzeczy czy nie. Ogień podlega pod niematerialne, skały tak.

Trzecia moc - Tu już nie mam zarzutów. Moc działa 3 posty, potem następuje powrót do Twojego wyglądu.

Do poprawy
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.14 22:05  •  Cause really... I'm a Psycho... Empty Re: Cause really... I'm a Psycho...
Sądzę że to co powinno być poprawione... Takowoż jest.

Zedytowane.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.14 22:36  •  Cause really... I'm a Psycho... Empty Re: Cause really... I'm a Psycho...
No i dobra. Każda moc działa przez 3 posty, pamiętaj, że Twoja postać męczy się przy tym. Plus, najważniejsze. Przy drugiej mocy nie masz wpływu na żywy organizm, w sensie nie możesz z niego nic wykreować. I... to chyba wszystko. Było ciężko, ale daliśmy radę! Tak więc akcept i miłej gry.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach