Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 15 z 16 Previous  1 ... 9 ... 14, 15, 16  Next

Go down

Pisanie 19.01.19 15:42  •  Placyk - Page 15 Empty Re: Placyk
 — Po co rozpuścić?
 — Nie mam pojęcia — odpowiedziała, jak zwykle, z rozbrajającą szczerością. — Jak są stare, to i tak się już do niczego nie przydadzą, więc czemu nie?
 Przegrała zakład, konkurs czy co to tam było, ale nie wydawała się tym w żaden szczególny sposób przejęta. Fakt ów zdawał się jakby zupełnie mijać jej świadomość, choć przecież moment temu sama przyznała się do porażki. W gruncie rzeczy jednak nie było to dotkliwe wydarzenie; tak czy inaczej, dorwali się do czegoś ciekawego, co już za moment będą mogli wspólnie obejrzeć. Wystarczyło sobie przypomnieć poprzednią porażkę, kiedy w znalezionym notatniku wszystko zapisane było w nieznanym im języku, a późniejsze odkrycia tylko pogrążyły całe przedsięwzięcie. Gdyby nie pożar na sam koniec, całą wyprawę należałoby zaliczyć jako jedno wielkie pasmo niepowodzeń.
 Wnętrze autobusu nie wydawało się oferować już niczego interesującego, takie odnosiła wrażenie. Dlatego bez protestów pozwoliła wyciągnąć się ze starego pojazdu i wskazać miejsce odpowiednie do przestudiowania notesu. Należy tutaj zauważyć, że wyjątkowo schowała do kieszeni swój nieśmiertelny nawyk dyrygowania wszystkimi i wszystkim, co należałoby zakwalifikować jako rzecz bardzo wyjątkową. Powiedzmy, że był to element nagrody związanej z wygraną w zakładzie, choć oczywiście i owego tajemniczego "życzenia" będzie musiała dotrzymać. Na szczęście sama miała jeszcze w zanadrzu własne, do tej pory niewykorzystane mimo upływu czasu. Również zachowywała je na coś specjalnego, a że nadal nie przychodził jej do głowy żaden pomysł, głupotą byłoby marnować je na coś błahego.
 Bez zwłoki przysiadła na podstarzałym cokole, jedną nogę puszczając luzem w dół, a na drugiej, ugiętej, układając splecione dłonie i głowę. Nachyliła się nieznacznie w stronę Renarda, z nieopanowaną ciekawością wypatrując, co też znajdzie w tajemniczym dzienniku. Złapała upadający na jej nogi rysunek i przybliżyła go do twarzy, z niemałym rozczuleniem błądząc wzrokiem po koślawych postaciach. Sama nigdy nie wybiła się zdolnościami artystycznymi poza poziom patyczkowych ludków, chociaż w jej wykonaniu były nieco bardziej proporcjonalne. Sam jednak widok dziecięcego przedstawienia rodziny ujmował za serce; aż żal było pomyśleć, że albo wszyscy zginęli w czasie apokalipsy te wieki temu, albo pod wpływem wirusa X stali się całkowitymi zwierzętami.
 — Pokaż też tamto — poprosiła półgłosem, przysuwając oba arkusiki do siebie i próbując porównać osoby ze zdjęcia z tymi, które przedstawiał rysunek. Nie ulegało wątpliwości, że na obu uwieczniono tych samych ludzi: kierowcę autobusu i jego rodzinę, a więc kredkowe ludki były pewnie dziełem jednej z jego córek.
 — Myślisz, że byli szczęśliwi? — zapytała ni z tego, ni z owego. Dla niej wyglądali na szczęśliwych, uśmiechniętych. Widziała jednak wiele grymasów przypominających tylko radosną minę, ale w rzeczywistości przebijających wielkim smutkiem. Na poblakłej fotografii nie dało się tego odcyfrować choćby w połowie tak, jak u żywej osoby. A nie wiedzieć czemu, owa kwestia zaczynała ją niezmiernie zastanawiać.
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.01.19 12:48  •  Placyk - Page 15 Empty Re: Placyk
 — Pokaż też tamto.
 Bez wahania posunął jej nieco wyblakłą fotografię, samemu chwytając dziennik, w obie dłonie. Nie spojrzał do jego wnętrza, wzrok kierując na trzymane przez Nayami kawałki papieru. Wraz z nią spoglądał to na rysunek, to na zdjęcie, porównując podobiznę postaci.
 — Ciężko powiedzieć po samym zdjęciu — mruknął w zastanowieniu, przekrzywiając nieco głowę. — Ale chyba tak? Wyglądają na takich. Więcej dowiemy się prawdopodobnie z dziennika — podsunął, spoglądając znów ku trzymanej na udach książeczce. Kartkował przez chwilę, nie mogąc się zdecydować, który fragment powinien odczytać na głos. Na niektórych strona pismo kierowcy było niemożliwe do odczytania — litery zniekształcił czas, wytarły się o inne kartki bądź zmazała je plama kawy.
 — O, mam coś. Uwaga, czytam ci. "21 maja, Dziś są urodziny naszej córki Chloe. Gdy wrócę z pracy, wyślemy dziewczynki do koleżanek. Podczas ich nieobecności przygotujemy całe przyjęcie: balony, tort, przekąski, zabawy. Może nawet uda się załatwić wróżkę, którą Chloe tak bardzo chciała zobaczyć. Razem z siostrą powinny być zachwycone. Żona znalazła cudowny przepis na ciasto czekoladowe z truskawkami." — cytat zakończył odchrząknięciem, tym samym pozbywając się z gardła drapiącego uczucia powstającego kaszlu. Pociągnął nosem i wsunął ręce głębiej w materiał rękawów.
 — "13 czerwca, Dostałem kilka dni wolnego i z tej okazji postanowiliśmy razem z Charlotte zabrać dziewczynki na wycieczkę. Byliśmy w zoo i w parku rozrywki, a podczas długiego spaceru spotkaliśmy dziewczynę wyprowadzającą psy. Jeden ze szczeniaków tak bardzo spodobał się Chloe i Sophie, że po długich namowach zgodziliśmy się na adopcję psiaka. Oczywiście pod warunkiem, że dziewczynki wezmą za niego wszelką odpowiedzialność i będą się nim zajmować." — Marshall zrobił krótką przerwę, z ciekawością obracając kartkę. Sekundę później parsknął. — "15 czerwca, Adoptowaliśmy uroczego kundelka. Nazywa się Melody."
 — Chyba jednak byli całkiem szczęśliwi — podsunął, spoglądając na dziewczynę z szerokim uśmiechem zdobiącym uśmiech. Wspomniane w dzienniku przyjęcia, zabawy... wszystko w porównaniu do ich obecnego świata wydawało się abstrakcyjne.
 — Może też założymy dziennik? Spiszemy w nim wszystkie przygody.[/color][/color]
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.01.19 0:07  •  Placyk - Page 15 Empty Re: Placyk
 — Więcej dowiemy się prawdopodobnie z dziennika.
 — Mam nadzieję — mruknęła. Wolała nie zakładać z góry, że treść notatnika odpowie na jakiekolwiek zadane przez nią pytania. Zapiski musiały być wiekowe, dotyczyły zupełnie innego świata i nie zdziwiłaby się wcale, gdyby mieli jakieś problemy z ich zrozumieniem. Słuchając rozmów między najstarszymi wymordowanymi czasem miała wrażenie, że czasy przed epidemią wirusa X były jakby z kompletnie innego świata. Wszystko działało inaczej, ludzie żyli inaczej i nawet nie wyobrażali sobie, jak już za niedługo skończą. Fascynowało ją to bardzo, stąd często zasypywała swoich opiekunów najróżniejszymi pytaniami, na które czasem wręcz nie umieli odpowiedzieć.
 Ot, uroki "posiadania" dziecka.
 Zasłuchała się w wyczytywane przez chłopaka zdania, próbując sobie wyobrazić postaci ze zdjęcia. Poznawali po kolei ich imiona, jednak twarze uparcie pozostawały nieruchome; nie tak łatwo wymyślić czyjąś mimikę i gestykulację, gdy się ich nigdy nie widziało. Poczuła się jednak zaintrygowana wspomnieniami owego mężczyzny, po którym ostatnie pamiątki trzymała właśnie w rękach. Tak jak się spodziewała, treść pamiętnika wywołała wyłącznie więcej pytań, i to takich, na które raczej nigdy nie poznają odpowiedzi. Nie znajdą nigdy książki opisującej całe życie dawnego kierowcy ani nie będą w stanie go poznać (teoretycznie może mogli, jednak wyobraźnia Nayami od startu uznała, że wszyscy zginęli).
 — Ej. — Kiedy tylko Renny skończył czytać, trąciła go lekko łokciem. — Co to są te... balony? — Musiała spojrzeć mu przez ramię na kartki i odszukać odpowiednie słowo, bo już zdążyło jej przez tych kilkanaście sekund wylecieć z głowy, o który wyraz chciała zapytać. A że pojęcia balonów nie znała – trudno się dziwić. Może nawet kiedyś coś jej się o uszy mogło obić, ale z pewnością tego nie zapamiętała. Jej urodzin nikt nie celebrował tortem, dekoracjami i hucznym przyjęciem. W ogóle nie świętowała urodzin, a odkąd przestała rosnąć, doliczanie sobie kolejnej jedynki po każdym roku nie miało już wielkiego sensu. Tak jak kilkanaście miesięcy wcześniej zatrzymała się na siedemnastu latach, tak miało już na zawsze pozostać.
 — Podoba mi się ten pomysł — przytaknęła, składając fotografię razem z rysunkiem i umieszczając je między kartkami notesu. — A mamy w czym? I czym? — Bo że będą mieli o czym pisać, w to nie wątpiła. Wystarczyło tylko zdobyć materiały do pracy, a treść sama się znajdzie. Już teraz mieli na koncie niebagatelne przygody warte spisania, choć tym pewnie to Renard powinien się zająć, jako że z Leather żadna poetka. Składanie literek w wyrazy to jednak nie to samo, co snucie fascynujących opowieści.
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.02.19 23:09  •  Placyk - Page 15 Empty Re: Placyk
 — Co to są te... balony?
 — Cóż, to... — zmrużył nieco ślepia, czując ugrzęzły na środku gardła język. Co miał jej powiedzieć? Nie posiadał tak rozległej wiedzy. Odszukał na kartce właściwe słowo, poddając je czujnej obserwacji, jakby dzięki temu miał odkryć szyfr schowany za literami. Nie odkrył.
 Złapał dziennik pewniej w dłonie. Przekręcił go wpierw na jeden bok, później na drugi. Oglądał pod każdym możliwym kątem, zerknął nawet z bliska i z daleka, odsuwając książeczkę na odległość wyciągniętych ramion. Ocieplające kartki promienie słońca przebiły przez papier kolorowy obszar. Marshall od razu przerzucił strony, spotykając wzrok z czerwoną krągłością. Prowadziło do niej kilka strzałek, pod którymi widniał charakterystyczny, dziecięcy podpis "balony od taty".
 — To chyba to — wydął nieco policzki, z powrotem układając notes na udach. — Nie rozumiem, o co tyle zachodu — wyglądał na nieco zawiedzionego. Wszak koniec końców dostali jedynie rysunek przedstawiający balon. Zero wyjaśnień, pozostały jedynie własne domysły.
 Zamknął dziennik z głuchym trzaskiem. Pytanie Nayami wprawiło go w zamyślenie, więc oparł plecy o pozostałość rzeźby i hmknął mrukliwie, machając ogonem. Wypowiadając słowa na głos, dziewczyna uświadomiła mu, że mogli po drodze napotkać więcej przeszkód, niż początkowo zakładał. Z drugiej strony nie byliby sobą, gdyby byle problem odwiódł ich od pomysłu.
 — Możemy poszukać innego dziennika... albo sposobu jak pozbyć się zapisków z tego — zamachał książeczką w powietrzu, posyłając koleżance szeroki uśmiech. Radość przerwał napad kaszlu, który zgiął młodzieńca w pół. Odłożył znalezisko między siebie a Nayami, ręką dotykając gardła. Przypomniało o sobie bolesnym drapaniem, na które przymknął jedno z oczu.
 — Chyba będę się zbierać. Nie chciałbym cię zarazić. To zostawiam pod twoją opieką — wsparł dłonie na krawędzi siedziska, by następnie zsunąć się na ziemię. Spojrzał jeszcze na brunetkę. — Ale obiecuję, że odwiedzę cię najszybciej, jak się da. Przyniosę ci ciekawą książkę — zasalutował jeszcze na pożegnanie, zaraz czmychając między ruinami.

z/t
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.02.19 17:38  •  Placyk - Page 15 Empty Re: Placyk
 Niby zlokalizowali te tajemnicze balony na obrazku, ale namalowany dziecięcą ręką rysunek nie był zbytnio pomocny w rozpoznaniu, czymże są te tajemnicze obiekty. Coś jakby kolorowego, o okrągłym kształcie i z czymś jakby ogonkiem...? Może trochę piłka na sznurku, co nadal wydawało się niezbyt sensowne. Westchnęła z rezygnacją, uznając w duchu, że ci żyjący wieki temu ludzie byli naprawdę niesłychanie dziwni.
 Kolejnym pytaniem znów zabiła klina, przez co ukłuły ją wyrzuty sumienia. W naprawdę wielu sprawach polegała na pomysłach i wiedzy Renny'ego, przez co w tym momencie musiała się uznać za solidnie bezużyteczną. Z wyraźnie niezadowoloną miną wbiła wzrok gdzieś przed siebie, myślami już biegnąc na wszystkie możliwe kierunki, by znaleźć sposób rozwiązania problemu, który sama wypowiedziała. Skłaniała się bardziej ku propozycji znalezienia czystej podkładki pod zapiski, bo nijak nie wiedziała, w jaki sposób można usunąć te już istniejące. Kiedyś przecież uczyła się pisać, a kiedy już szło jej lepiej, dostała kiedyś do rąk papier i ołówek. To oznaczało, że da się je jeszcze gdzieś zdobyć, a gdyby ładnie poprosić tego czy innego braciszka, może nawet dostałaby plik zeszytów prosto z Miasta.
 — Popytam u swoich, może ktoś będzie akurat miał niepotrzebny notes — zadeklarowała, nabierając znów optymistycznego nastawienia. Ta opcja dawała całkiem spore szanse na sukces, a dopiero gdyby nie wypaliła, będzie się można martwić. W końcu na Desperacji podobno da się dostać absolutnie wszystko, wystarczy tylko wiedzieć gdzie szukać i kogo pytać. A nie byłoby wcale przesadą stwierdzenie, że DOGS mają lepsze dojścia niż ktokolwiek inny.
 — Jasne — przytaknęła zgodnie, biorąc pamiętnik kierowcy do rąk na znak, że będzie go pilnować. — Biorę cię za słowo! I masz wyzdrowieć do tego czasu, bo jak nie, to nie będę z tobą rozmawiać! — zagroziła wpół żartem, choć złowrogi błysk w oku mógł sugerować, że gotowa jest dotrzymać tej obietnicy, jeśli będzie trzeba. Co jak co, ale nie zamierzała pozwolić, by jej przyjaciel błąkał się po świecie z jakimś paskudnym choróbskiem. Odprowadziła go wzrokiem, kiedy znikał między ruinami i dopiero po jakimś czasie, przejrzawszy leniwie kartki notatnika, zebrała się z cokołu i wróciła w swoje strony.

[zt]
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.19 22:26  •  Placyk - Page 15 Empty Re: Placyk
 Nie odszedł zbyt daleko, uporczywie trzymając się zabudowań Apogeum. Chyba podświadomie traktował je jako tereny znacznie bezpieczniejsze niż wszechobecne pustkowia, choć doskonale wiedział, że to nieprawda. Zwłaszcza teraz, gdy wyłapywał głodne spojrzenia rzucane na towarzyszącego mu psa. Bury nie był zbyt duży i pewnie wystarczyłby komuś na zaledwie ze dwa kęsy, ale byłyby to kęsy bardzo drogie, bo mimo maczety u boku Boris nie zawahałby się w rzuceniu się do gardła potencjalnemu agresorowi i odwdzięczeniu się za wszelkie psie krzywdy.
 Denerwowała go wszechobecność wymordowanych, irytowało go posiadanie tak dużej ilości niespożytkowanego czasu, a co najgorsze - niemal do szaleństwa doprowadzała go niemożność odnalezienia tej przeklętej suki, której twarzy wypatrywał w każdej mijanej osobie. Odwiedził wcześniej norę, którą śmiała kiedyś nazywać swoim domem, ale wyglądało jakby od miesięcy nikogo tam nie było, nawet szabrowników.
 - O nie, zostaw to. Nie wiesz kto tego wcześniej dotykał - rzucił do psa, który zainteresował się jakimś ścierwem.
 Bubuś jednak nie miał zamiaru posłuchać marudnego przywódcy ich dwuosobowego stada i nadal próbował uporczywie wygrzebać coś spod sterty śmieci, jakby zapominając, że może przy użyciu pyska byłoby zdecydowanie łatwiej - w końcu nie miał tak chwytnych łapek jak kot.
 Łowca zmuszony był zatrzymać się i poczekać na towarzysza, co wybitnie nie było mu w smak. Ryzykowanie w tym miejscu odejścia było zbyt niebezpieczne. Całe to gruzowisko było wyciągnięte rodem z horroru, nie tylko przez wszechobecne ruiny i bycie cieniem samego siebie, a w horrorach naczelną zasadą było to, by się nie rozdzielać. Zwłaszcza, że Lazarus nadal nie pozbył się uwalonej przez zaschniętą już krew bluzy i mimowolnie przyciągał tym uwagę wymordowanych. Niemal czuł krążące nad jego głową sępy. Nie było innego wyjścia jak przewertować w myślach całą listę swoich potencjalnych miejskich sponsorów i ułożyć ją w odpowiedniej kolejności, a następnie pod osłoną nocy wybrać się do miasta i złożyć wizytę komu trzeba. Nowa bluza się sama nie kupi.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.03.19 0:37  •  Placyk - Page 15 Empty Re: Placyk
Desperacja.
Ostatnimi czasy stała się jego drugim domem, czy tego chciał, czy też nie. I choć miejsce to do najbezpieczniejszych nie należało, to dawało mu poczucie pewnej wolności, której w Edenie w ostatnich tygodniach mu brakowało. Naciągnął mocniej arafatkę na usta, by ograniczyć wdychanie nieprzyjemnego powietrza na desperacji, i wcisnął obie dłonie głęboko w kieszenie bluzy, przeskakując po ruinach.
Nie posiadał na ten moment żadnego określonego celu, choć kierował się bardziej w stronę Melancholii w nadziei na spotkanie dawnych znajomych. Minęło naprawdę sporo czasu kiedy widział się z nimi po raz ostatni. I choć generalnie nie należał do osób, które lubią wciskać się butami w cudze życie, tak musiał przyznać przed samym sobą, że zaczynała doskwierać mu ciekawość jak sobie powodzą.
Czy jeszcze żyją.
Oczywiście był przygotowany na najgorsze wiadomości. Wiele osób, które spotkał w swoim dotychczasowym życiu już od dawna gryzły piasek, a ich zwłoki albo posłużyły jako pokarm dla innych, albo wyparowały użyźniając i tak zatrutą glebę. Kopnął niedbale jeden z kamyków zadzierając głowę ku niebu. Zapowiadała się dzisiaj dość miła pogoda, jak na warunki tutaj panujące. Pokonując kolejne odległości, w żadnym wypadku nie przejmował się spojrzeniami innych istot. Wyróżniał się. Stanowił łakomy kąsek. Ale był też pewny swoich mocy, i doskonale wiedział, że nie są w stanie nic mu zrobić.
Jesteś zbyt arogancki. No, przynajmniej nie mogli mu nic zrobić w większości przypadków.
Ześlizgnął się z jednego kamienia i zsunął na dół, zeskakując z gracją kota na suchą ziemię, tuż obok jakiegoś kundla i nieznajomego. W pierwszej kolejności spojrzał na psa, który przedstawiał się jak siedem boleści, a potem na człekokształtną istotę, marszcząc przy tym nieznacznie brwi.
Co? - rzucił niemalże zaczepnie i jakby z wyrzutem, niemo przekazując, aby powiedział co chciał powiedzieć.
Nie mam żarcia. - wzruszył ramionami, jakby tego właśnie oczekiwał drugi mężczyzna.
Kłamał. To było oczywiste. Nigdy nie opuszczał Edenu z pustymi rękoma, ale nie oznaczało to, że zaraz wykarmi połowę Desperacji.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.03.19 22:02  •  Placyk - Page 15 Empty Re: Placyk
 Nieznajomy pojawił się tak nagle, że Boris niemal odruchowo postąpił krok naprzód, by znaleźć się między nim a psem i oddzielić tym samym towarzysza od potencjalnego zagrożenia. Miał na siebie uważać, nie zwracać niepotrzebnej uwagi innych, ale jego ruch sam w sobie zawierał mnóstwo niezamierzonej prowokacji. Jak gdyby mężczyzna śmiał rościć sobie jakiekolwiek prawa do tego kawałka desperackiej ziemi.
 Ciemne ślepia wyliniałego kundla szybko przeniosły się na pozostałą dwójkę, wyraźnie zauważając nagły wzrost niepokoju swojego właściciela, a zwierzę oblizało się uspokajająco. Nie było co wszczynać bójek z byle powodu, on to wiedział. Jego właściciel chyba nie za bardzo, bo zdążył już odwdzięczyć się równie nieprzychylnym spojrzeniem i otaksować wzrokiem anioła pod kątem ewentualnej walki. W oczach łowcy był jednak zwykłym wymordowanym, bo przecież Azarow nigdy nie kwapił się by jakoś szczególnie odróżniać jednych od drugich.
 Pytanie zostało zbyte wzruszeniem ramion, choć gdyby Lazarus nie stracił zdolności rozróżniania kolorów to z pewnością potraktowałby chłopaka jakimś niewybrednym komentarzem na temat koloru jego włosów. Wystarczająco nieswojo czuł się zaczepiany przez mniejszego od niego szczeniaka. Takie małe szczwane lisy zazwyczaj były zwykłymi złodziejami, więc łowca nawet na chwilę nie odwracał wzroku od obcego.
Nie mam żarcia.
 Ten jeden moment, ta jedna chwila w której zarówno pies jak i łowca równocześnie spojrzeli na chłopaka z nagłym zainteresowaniem wystarczyła, by zrozumieć, na czym najbardziej by im zależało. Bury reagował na to słowo niemal instynktownie, więc podreptał bliżej właściciela i przysiadł za jego nogami wlepiając wyczekujące spojrzenie w Nathaira. Boris potrzebował tylko chwili, by jego wygłodzony umysł poskładał to zdanie w całość i wyniósł jego sens ponad to jedno najważniejsze słowo. Tym samym dezerter w mgnieniu oka przestał patrzeć na nieznajomego jak na inną żywą istotę, a na powrót wróciło spojrzenie pełne podejrzeń. Anioł znowu był tylko zagrożeniem.
 - A dlaczego miałbyś mieć żarcie? Nie wyglądasz na kogoś, kogo na nie stać - rzucił, próbując komentarzem zamaskować napływającą do ust ślinę.
 Obydwoje nie jedli dopiero od kilkunastu godzin, co jak na te tereny było wynikiem niemal zadowalającym i najpewniej wielu wygłodzonych desperatów z chęcią by się z nimi zamieniło, ale Boris czuł się niemal jak na skraju śmierci głodowej. Co prawda jeszcze nie chwiał się na tej krawędzi do tego stopnia, by widzieć w zaczepnym dzieciaku syty obiad, ale nie pogardziłby normalnym jedzeniem. Porcją, dwoma, ewentualnie pożarciem całego garnka jak na takiego potwora przystało.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.03.19 1:44  •  Placyk - Page 15 Empty Re: Placyk
Powieka mu nawet nie drgnęła, kiedy usłyszał odpowiedź mężczyzny. Przez krótki moment wyglądał porcelanową lalkę, a nie ludzką istotę. Nawet pomimo warstwy brudu, czy podartych w niektórych miejscach ubraniach, nadal prezentował się ładne. Anielskie przekleństwo, jak sam je czasami określał. Nathair nienawidził obnosić się ze swoją anielskością na Desperacji. Doskonale wiedział co wymordowani robili z takimi jak on. W najlepszym przypadku sprzedawali Kościołowi albo Miastu na doświadczenia. Dlatego też kiedy tylko ktoś pytał go o rasę, bez najmniejszego problemu proste kłamstwo prześlizgiwało się przez jego gardło.
Mówisz? Bo jak dla mnie, ty z kolei wyglądasz na kogoś, kto na samą myśl o jedzeniu utopi się w swojej ślinie. - prychnął pod nosem i odwrócił głowę, gotowy wycofać się. Każdy normalny na jego miejscu wzruszyłby jedynie ramionami, nie przejmując się losem jakiegoś obcego wymordowanego czy innego desperata. Samo oddychanie w tym Piekle było wyzwaniem i próbą przeżycia kolejnego dnia. Każdy normalny stawiałby swoje własne życie i wygody ponad innych.
Ale Nathair nie mógł być każdym innym i normalnym. Był aniołem. Przeklętym aniołem.
Westchnął ciężko, po czym sięgnął do swojej skórzanej torby, którą miał przy sobie i zaczął w niej niespiesznie grzebać. W końcu wytargał z niej zawiniątko okryte papierem. Spojrzał wtedy na mężczyznę i rzucił to do niego, w nadziei że nie okaże się jakąś ciamajdą i nie wypuści tego z rąk. Wszakże jak na desperackie warunki było całkiem cenne.
Nie jest tego za wiele. Kawałek już pewnie nieco twardego chleba i trochę sera. Możesz to zatrzymać pod jednym warunkiem. Podzielisz się z psem. - wskazał głową na zwierzaka. Nie miał pojęcia czy był to zwykły pies czy może wymordowany kryjący się w swojej zwierzęcej formie, ale faktem było, że to właśnie on najbardziej skruszył jego serce. A przynajmniej tak to sobie tłumaczył.
Druga sprawa, że to, co im dał, to zdecydowanie za mało. Nic jednak nie mógł poradzić na ilość jedzenia, które ze sobą nosił. A sobie też musiał trochę zostawić, by nie wyszło, że prędzej czy później sam zacznie zdychać z głodu. Nie mógł już im więcej pomóc.
Chociaż... czyżby aby na pewno?
Uniósł nieco głowę, spoglądając trochę znudzonym wzrokiem prosto w niebo.
Niech to szlag. - warknął sam do siebie, a raczej do wyższego bytu, który zrobił z niego anioła. Potem spojrzał na mężczyznę i złapał za rękojeść katany na plecach, nieco ją wysuwając.
Niedaleko z tego miejsca widziałem młodą sarnę. Mogę pomóc. - nie musiał tłumaczyć więcej, mając nadzieję, że nieznajomy zrozumie aluzje i propozycję, jaką właśnie mu złożył.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.03.19 22:02  •  Placyk - Page 15 Empty Re: Placyk
 Ostatnimi czasy łowca miał wybitnie spore szczęście do spotykania pierzastych. Co rusz natykał się na któregoś z ich przedstawicieli, czasem nawet nie wiedząc z czym konkretnie miał do czynienia. Zupełnie jakby jego przydział na spotkania ze skrzydlatymi nie został nigdy wyczerpany, a skoro jego żywot powoli zbliżał się do końca to należało zrzucić mu na łeb całe pozostałe wiaderko należnych mu aniołów.
 Słysząc słowa dzieciaka, dezerter tylko rozłożył bezradnie ręce jakby miał być pierwszą osobą, która zaprezentuje mu Desperację.
 - Tak jak my wszyscy, młody.
 To krótkie spotkanie powinno zakończyć się własnie teraz, gdy obcy przez ułamek sekundy wyrażał chęć odwrotu. Każde z nich poszłoby w swoją stronę i w ogólnym rozrachunku oboje mogliby uznać to niespodziewane wpadnięcie na siebie za całkiem szczęśliwie zakończone. W końcu żadne z nich nie rzuciło się na drugiego jak przystało na zagłodzone psy znajdujące się na stanowczo zbyt małym terytorium, nie polała się krew ani nikt nie odniósł głębszych obrażeń.
 Jednak dzieciak zrobił coś, czego Lazarus raczej by się po nim nie spodziewał. Nie tutaj i nie dla niego. Rzucone jedzenie udało mu się złapać, choć może nieco niezgrabnie i by ratować je przed ostatecznym upadkiem na ziemię, przycisnął je do brzucha. Posługiwanie się lewą ręką nie wychodziło mu tak dobrze jakby chciał. Prawą próbował za wszelką cenę oszczędzać ze względu na opatrunki. Przecież obiecał.
 - Dlaczego mi to dajesz? - spytał, mrużąc podejrzliwie czerwone ślepia - Nie dam ci nic w zamian, bo nie mam...
 A nawet jakby miał to by nie dał, pasożyt jeden.
 Szybka inspekcja zawiniątka potwierdziła, że właśnie dostał od nieznajomego jedzenie, a sam pakunek natychmiast znalazł się w przedniej kieszeni bluzy, by jak najszybciej ukryć go przed niepotrzebnym wzrokiem innych wymordowanych. Pies natarczywie próbował dowęszyć się do najnowszej zdobyczy, ale został zbyty szybszym machnięciem ręki.
 - Uspokój się kurwa, bo cię tu zostawię i on cię zabierze.
 Bubuś aż się zapowietrzył i kichnął z oburzenia albo zwyczajnie przez fakt, że niekoniecznie specjalnie oberwał w nos przy próbie szturmowania kieszeni. Boris może zbyt często dopisywał mu znacznie mądrzejsze cechy niż te, które rzeczywiście pies posiadał. Najpewniej oboje pogryźliby się na oczach Nathaira, bo zarówno pies jak i łowca zdążyli wyszczerzyć do siebie kły, ale dźwięk wysuwanej katany sprawił, że oboje się uspokoili, wracając uwagą do chłopaka. Co prawda gotowi podjąć rzucone im wyzwanie, ale każda uwaga tych dwojga była lepsza niż żadna.
 - Upolujesz nam sarnę? - kolejna fala podejrzliwości, która chyba już na stałe zadomowiła się w głosie dezertera, kiedy zwracał się do nieznajomego zupełnie nie pasowała do jego ochoczego, pewnie mimowolnego pokiwania głową - Zobacz Bubuś jakiego dobrego przyjaciela znalazłeś. Upoluje nam sarnę i zrobi dla nas obiad i już nie będziesz głodny.
 Pies zamachał gwałtownie wyliniałym ogonem, bardzo ucieszony z niezrozumiałej dla niego pochwały, a Boris zerknął na różową żyłkę złota zastanawiając się ile z tej dobroci da się wycisnąć tak, by jednocześnie nie skręcić dzieciakowi karku.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.03.19 1:04  •  Placyk - Page 15 Empty Re: Placyk
Nie skomentował jego krótkiej zaczepki. W przeciwieństwie do niego, jak i zapewne w większej części Desperacji, Nathair nie był wygłodniały. Owszem, zdarzały się momenty, kiedy odczuwał głód, ale była to raczej kwestia chwilowego braku dostępu do pożywienia czy też czystej wody. Ale zawsze miał możliwość powrotu i napełnienia żołądka. Nigdy nie spotkała go głodówka, nigdy też nie cierpiał z tego powodu. Dlatego też w żadnym stopniu nie zidentyfikował się ze "wszystkimi", jak to określił jego tymczasowy rozmówca. Nie chciał komentować, bo być może wtedy zdradziłby swoją przynależność do anielskiej rasy. A wolał na Desperacji udawać wymordowanego, czy też nawet człowieka.
Pokręcił lekko głową.
Niczego nie chcę w zamian. - na końcu języka czaiła się krótka złośliwość, że zapewne mężczyzna i tak nie miał przy sobie nic na tyle drogocennego, by zadowolić jasnowłosego. Powstrzymał się, bo przecież miał być tym dobrym.
Warunek jest jednak taki, że podzielisz się z psem. - powtórzył się, przenosząc spojrzenie na wychudzone zwierzę. Trwało to zaledwie parę krótkich chwil, kiedy na powrót wrócił wzrokiem do mężczyzny, skupiając się na jego prawej ręce. Ograniczał jej używanie, a kiedy już to robił, szło mu to całkiem topornie. Ranny? Zresztą, nawet jeżeli tak było, Nathair w tej kwestii nic nie mógł zrobić.
Nie, wróć.
Mógł. Jego najnowsza moc pozwalała na pomaganie innych, odbierając od nich nie tylko ból, ale również i lecząc z najróżniejszych ran. Ale to z kolei niosło ze sobą spore ryzyko dla samego skrzydlatego. A ten nie znał nieznajomego na tyle, by aż tak się dla niego poświęć. Uznał, że sprawy po prostu nie było.
Bubuś? - uniósł obie brwi ku górze, aż te niemalże zniknęły Odwrócił głowę, a potem parsknął śmiechem. przysuwając wierzch dłoni do ust, by chociaż w drobnym stopniu ukryć swoje rozbawienie.
Serio? Aż tak go nienawidzisz, że go tak skrzywdziłeś? - posłał mu krótkie spojrzenie i ponownie się zaśmiał. Na całe szczęście trwało to zaledwie parę krótkich chwil, gdy w końcu się uspokoił.
Nie, nie upoluję dla was, ale mogę wam pomóc. Chodźcie, jeżeli chcecie darmowego mięsa. - wiedział, że nie odmówią. Przebywając w otoczeniu wymordowanych już dawno temu nauczył się, że właściwie nigdy nie odmawiali możliwości zapełnienie sobie żołądków. Nie czekając na jego dalsze słowa, ruszył w stronę, z której wrócił, starając sobie przypomnieć, gdzie po raz ostatni widział zwierzę.
Szli ponad dwadzieścia minut, kiedy w oddali rzeczywiście zamajaczyła sylwetka zwierzęcia. Nathair bez zbędnych słów zrobił parę kroków bliżej, acz trzymał odpowiedni dystans, by jej nie spłoszyć.
Niech to będzie zwierzę, a nie wymordowany.
Wyciągnął dłoń przed siebie, a pomiędzy jego palcami zaczęło delikatnie iskrzyć. Wiązka elektryczna powiększała się, aż w końcu pomknęła po ziemi wprost do zwierzęcia, momentalnie go rażąc. Nim to upadło na ziemię, Nathair zeskoczył z kamienia i podbiegł do sarny, nie czekając zbyt długo by się męczyło, przebił jej gardło mieczem. Przypatrywał się oczom, w których gasło życie, oraz krótkim agonalnym konwulsją. Wyszarpnął katanę z ciała sarny i przykucnął, dotykając palcami jej czoła, szepcząc coś do siebie. Podniósł się odwracając do mężczyzny, by sprawdzić, czy podszedł do niego. Wytarł krew o swoją bluzę i schował katanę do pochwy, a zamiast niej wyciągnął zza paska spodni nóż.
Mam nadzieję, że umiesz patroszyć? - zapytał podając nóż do nieznajomego rękojeścią skierowaną w jego stronę.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Placyk - Page 15 Empty Re: Placyk
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 15 z 16 Previous  1 ... 9 ... 14, 15, 16  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach