Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Karty Postaci


Go down

Pisanie 02.07.19 15:17  •  Cześć, giniemy Empty Cześć, giniemy

Jarema Børge
Wymordowany (srebrny lis), Opętany
wiek wizualny: 26 lat, próba głosu
wanna be prezenter radiowy | Desperacja



za każdym razem, kiedy ktoś się kocha,
ktoś inny pisze donos


Moja matka uwielbiała darmowe produkty. W najszczęśliwszych okresach swego życia codziennie sięgała po paczki kuponów, próbki podstarzałych maści i fiolki tanich perfum. „Free stuff, free stuff”, mówiła łamanym angielskim. Była głupią kobietą, choć ten koślawy urok przyciągał spojrzenia zaborczych mężczyzn. Ci utożsamiali się z bohaterami powieści kryminalnych; tych książek, które przekazywano z rąk do rąk, pod stołem, najgorętsze strony znacząc śliną pozostawioną na palcach.
Fiołkowe suknie, fioletowe berety i szale barwione w śliwkowe odcienie dobierane były pod kolor matczynej skóry. Ciało jej wiecznie obumierało, majaczyło kolorami zgniłych roślin i zziębniętych ust. Pod fałdami starczego tłuszczu zbierały się lata dorywczej pracy przy sezonowych zbiorach owoców. Była ociężała, przez co faceci łatwiej nią manipulowali. Każdą pracę, zdobywaną dzięki obrzmiałym ustom wbijającym się w jej krótką szyję, szanowała na tyle, na ile inne, podobne do niej matki, nie wybijały się przed szereg. A mógł być to szereg maszyn do szycia, półek sklepowych czy skrzynek z jabłkami. Wszystko jedno, byleby hałda podobnych jej kobiet pracowała niehierarchicznie i w pozornej zgodzie, najlepiej od okiem zawziętego samca.
Warto zaznaczyć, że matka moja, prócz bycia bezgranicznie głupią, wielbiła patriarchat i jego konsekwencje. Niemal z namaszczeniem sięgała po narzędzia własnej opresji - drewnianą, ciężką miotłę, mosiężny garnek czy agresywne dłonie ojca pogłębiające jej naturalne sińce. Umierała już podczas życia, gdy my z wolna składaliśmy kwiaty w jej grobie. A była nas czwórka, wszyscy podobnie bezbarwni. W za dużych garniturach, z pejczem wiszącym nad głowami. Do tej pory fetyszyzuję tę wizję - rozerotyzowana szpicruta stała się stałym elementem moich seksualnych fantazji.
Potem matka dostała zawału. Ojciec nie zadzwonił po pogotowie. Stwierdził, że sam kobietę zawiezie, zadba i uratuje. Opowiadał później, że jak umierała, to łzy ciekły po jej wiecznie zaczerwienionych policzkach. Ściskała kolano męża, podczas gdy dom trząsł się u podstaw. Na pogrzeb przyniosłem kwiaty z ogrodu. Były za darmo.
Ojciec - generał jednego z pododdziałów S.SPEC i nudny chuj z dużymi zakolami - nie rozstawał się z własnym mundurem. Był szaleńcem, którego wojna wykorzystała. Odebrała mężczyźnie swobodę czy wszelką chęć rozrywki (gdyby tę upatrywać w znormalizowanych czynnościach jak wspólny seans filmu z Arnoldem Schwarzeneggerem). Ojciec był jednak ponad to, preferował postać Rudolfa Franza Ferdinanda Hößa - komendanta jednego z niemieckich obozów koncentracyjnych, SS-Obersturmbannführera. Namiętnie czytał powieść Łaskawe Jonathana Littela, w której fikcyjny nazista umoralniał historię. Wielokrotnie słyszeliśmy: "właściwie to człowiek potrzebuje do życia tylko powietrza, jedzenia, picia i wydalania, no i poszukiwania prawdy. Cała reszta jest nadobowiązkowa”.  Jako jego potomstwo byliśmy więc zrealizowaną powinnością wobec narodu; wizji kraju, który budował na zmitologizowanej historii. Nikt już bowiem nie opowiadał o mordach sprzed wieków. Naziści byli koszmarkiem na dobranoc, żartem przy barmańskim stole, światem, który nigdy nie istniał. Matka mówiła, że ojciec od dawna przeciera szmatą zakurzone barykady.
Powinny istnieć stosy specjalnych znaków interpunkcyjnych, graficzne odpowiedniki dla zaciskającej się krtani, niestrawności żołądka czy w końcu kaca wżerającego się w najczulsze strefy ciała. Ojciec nauczył się, że od rodziny ważniejsi są przyjaciele. Przyjaciele na miarę krojonych garniturów, zegarków Omegi i Rolexa, bogaci, a w swoim bogactwie wciąż zachłanni. Liczył więc na kolegów dawniej z podwórka, teraz batalionu. W swoich synach widział siłę sprawczą, a gdy klepał nas po plecach, mówił: „dobre z was chłopaki”. To prawda, dobre z nas były dzieciaki, bo gdy rzucano ochłapy atencji, najpierw gryźliśmy kostki, później dopiero samą krtań.
Mój pierwszy brat zginął bardzo szybko. Był to konsekwentny i sprawy łowca, w grupie i poza nią. Zaczęło się niewinnie, bo od pierwszego łuku, który we własnej przychylności przygotował dla niego ojciec. Cięciwa naciągnięta, półprzymknięte powieki, targanie jeszcze ciepłych zwłok przez próg domostwa. Oboje byli dumni z dzieciaka, który stał się całkiem sprawny w furii zabijania. Wiedzę o szlachetnym mordzie przekazał dalej. Wpierw do mnie i do wtedy jeszcze niewinnych bliźniaków. Byliśmy do siebie podobni, wszyscy zwinni, młodzi, skorzy do wkładania dłoni pod języki obumierających zwierząt. Do dzisiaj czuję ich fakturę, były wyschłe, chropowate, jak zdychające ślimaki.
W konkretne dni lubiliśmy sięgnąć po wnętrzności - mokre, przyjemne, ogrzewające dłonie ciepłą krwią. Zastanawialiśmy się, czy matka ma podobnie, czy pod jej nadmiarem skóry, brzuchem zwisającym znad majtek, jest równie ciepło; czy gałki oczne ojca też wybałuszyłyby się pod naciskiem scyzoryka; czy i my w panice pogubimy kroki, jak te zwierzęta co ślepo wpadają w niewielkie zapadliny. Ścigaliśmy się więc. Podzieleni na dwie grupy - łowców i zwierzynę - z zewnętrznymi świadkami w postaci przerażonych, lisich oczu.
Najstarszy z braci był pierwszą ofiarą. „Czaszka roztrzaskana o ścianę, flaki wybebeszone z ciała bądź nóż w krtani, tradycyjnie?”, pytaliśmy. Matka płakała. Najprawdopodobniej poruszyła ją nasza bezwzględność, oswojenie z niebyciem, śmiercią jako taką, ale też kreatywnością młodych a już zaradnych. Ojciec milczał we własnej niechęci, wciąż śmierdział palonym ciałem syna. „Łowca, jebany Łowca” - ciskał pod nosem.
Z ostatnich dni w Mieście pamiętam jedynie bolące mięśnie, skrajne zmęczenie i igły wciskane pod ciało z niewyobrażalną siłą. Później tylko wkurwienie, własną krew z nosa i obcą na knykciach. To już nie był zapach śmierci, a ten, który całe życie towarzyszył matce - swąd powolnego gnicia. Zginąłem jako drugi.
***
W 1959 roku na terenach byłego ZSRR podjęto próbę udomowienia srebrnych lisiąt. Inicjatorem projektu był Dmitry Belyayev - zoolog zainteresowany procesem przekształcenia się wilków w posłuszne psiaki. Chcąc zbadać przyczyny i skutki udomowienia, stworzył farmę z przestrzenią do wspólnego koegzystowania zwierząt i człowieka. W tym samym czasie, w ostatnich latach dawnego świata, zauważono wzrost zainteresowania post-apokaliptycznymi wizjami rzeczywistości, w których zwierzęta przejmowały kontrolę nad człowiekiem, m.in. „Zoo” (2015-2017), „Fatal Attractions” (2010-2013). Ucieczka od antropocentryzmu trwała kilkaset lat. Wymordowani, kładący pierwsze łapy na suchych lądach, osiadający się przy brzegach jeszcze istniejących mórz, aż w końcu wznoszący szpony ku niebu, przerwali historię człowieka. Młode, srebrne lisięta szybko powbijały kiełki w żylaste dłonie naukowców.
Jarema wielokrotnie słyszał te historie. W czasach, gdy sam był szczeniakiem. Pyskatym, nieznośnym, z różową gumą pod językiem. Wiecznie podkrążone oczy, ciemne, grube brwi kładły na chłopaku niepochlebny cień. Sprawiał wrażenie zadziornego nastolatka o przekleństwach ukrytych w naburmuszonych policzkach. Stąd, gdy i jego dosięgły kły lisiąt, wkurwił się niesamowicie, ugryzł zwierzę w łapę, a potem zwyczajnie spowszedniał. Wpierw spowszedniała jego skóra. Nabrała ziemistych odcieni, choć chwilami mieniła się fioletem - jakby ciało właśnie się rozkładało, ale dusza wciąż walczyła. Pomimo upływu lat - dość długich, momentami nudnych i monotonnych - pozostała w nim chęć na niewielkie zgryźliwości. Nic dziwnego, że stonowane, choć ciekawe monologi stały się jego specjalnością.
Upały spiekły nie tylko lądy, ale i ludzkie, dość słabe sylwetki. Spierzchnięte usta, niekiedy zaczerwieniona na ramionach skóra. Ciało Jaremy posiadło różne kolory - obecnie podatne jest na zmiany temperatur, fizyczne dolegliwości, zewnętrzne ataki. Po styranych mięśniach widać poprzednie dni, po sińcach pod oczami gorsze noce, pod paznokciami osadza się zakrzepnięta krew. Jego ponad metr dziewięćdziesiąt w ludzkiej postaci, pięćdziesiąt w lisiej (w kłębie) komponują się zarówno z kłami przy człowieczej i zwierzęcej posturze.
Istnienie gdzieś pomiędzy byciem żywym a martwym odbija się na charakterze. Niepokój widoczny jest w rozbieganych oczach, półprzymkniętych powiekach i zaciśniętej szczęce. Chciałoby się spierdolić przy najbliższej okazji, w cichy i ciemny kąt. Ale spierdolić się nie da, bo ziemia parzy zwierzęce stopy a ludzkie ciało niedomaga. Jarema postanowił więc trwać i szeptać coś do rozpadającego się mikrofonu. Sam nie wie, czy audycje gdziekolwiek docierają. Ale to dzięki nim naiwnie wierzy w utrzymanie, przynajmniej w głowie, własnego człowieczeństwa.
W przypadku ciała jest gorzej, jego ludzka strona zdaje się wyciekać wraz z potem. Dłonie stały się podłużne, jakby ostrzejsze. Paznokcie rosną równe, zaostrzone. Jego włosy przybrały czarnych odcieni. Jest zwinniejszy, wiadomo, ale przy ogólnym wycofaniu, które wynika z wrogości do wszystkiego co żywsze od niego, znajdujemy pewien balans. Jest w tym wszystkim pewien urok, niepisana przyjemność z fetyszyzowanego wyobcowania. Z drugiej strony ciągnie go do śmierci, od zawsze zresztą, co przedkłada się na szczeniackie zafascynowanie rozkładem. Stąd jego ciekawość, czasami wręcz lisia wścibskość, stają się podstawą dla dłoni sięgających tam, gdzie nie powinny, ogona znikającego za drzwiami, które siłą zostały uchylone.

umiejętności i słabości
x posługiwanie się bronią białą (umiejętność)

Zaczęło się niewinnie: od delikatnych podszeptów ze strony braci po dłonie sięgające noży bojowych. Niesłusznie oskarżał, jak sądzi obecnie, ojca o brak jakiejkolwiek pokory. To jego palce wręczały im różnego rodzaju broń, głównie białą: „to ona wyrządza mniej szkód, niż inne, bardziej rozpowszechnione sposoby mordu”. Nic dziwnego, proch już samym swym zapachem odstraszał. Był ostrzeżeniem, niebezpieczną masą schowaną w metalowych obudowach. Stąd chłopięca radość odnajdywana w prostej broni białej.

x walka wręcz (umiejętność)
Chłopięce lata. Oni w za dużych koszulach, z krwią osadzoną na mankietach. Po raz kolejny rozbebeszają królika, którego martwego znaleźli nieopodal domu. "To te lisy, pałętają się gdzie popadnie, gryzą i porzucają, nawet nie zjedzą", mówiła matka. W zapętlonym boju o pierwsze nacięcie na zwierzęciu tłukli się do nieprzytomności. Knykciem w brzuch, łokciem w biodro i śmiechem w ucho. Nie żałuje palców wkładanych pod żebra, dzisiaj może to robić skuteczniej. Naruszać skórę, tworzyć zadrapania i krwotoki.

x zwiększona tężyzna, wyostrzone zmysły, szósty zmysł (umiejętność rasowa)
W ciągu zeszłych stuleci człowiek perfekcyjnie kłamał dzięki swym książkom z dekoracyjnymi tytułami, technologii sięgającej niebios i niesamowitej zdolności do autodestrukcji. Po epoce antropocentryzmu, okresie dominacji człowieka nad zwierzętami, przyszedł czas odwetu. To naturalne instynkty i umiejętności, niezaplanowana przez ludzi ewolucja bazująca na modyfikacjach genetycznych, wykształciła jednostki mogące reprezentować i królestwo zwierząt, i częściowo świat ludzi. Wymordowani zaczerpnęli więc z małych bestyjek to, co wydawało się być kolejnym krokiem ku postępowi. Ich hybrydalne formy zyskały zwierzęcą sprawność, wyczulone zmysły oraz ponadprzeciętnie rozwiniętą intuicję.

x fobia przed bornią palną (słabość)
Wiadomo, ojciec polował, najstarszy z synów polował. Zapach prochu unosi się i na podwórku, i w samym mieszkaniu. W jego fantazjach dłonie mężczyzn od zawsze pokryte były czarnym pyłem i nakrapiane krwią mordowanej zwierzyny. Od momentu transformacji, jego płochliwe ciało nerwowo reaguje na odgłosy wystrzałów. Bywa wtedy nerwowy, nieufny, kuli się w ciemnych miejscach, w swoich norach lub pod ciałem innej, świeżo zamordowanej istoty.

x agorafobia (słabość)
Lęk przed otwartymi przestrzeniami, który bezpośrednio łączy się z wyżej opisaną słabością. Puste, złowrogie tereny (nota bene większość Desperacji) to proste narażenie siebie, swojego ciała na czyjeś spostrzegawcze oczy, później pazury i zęby. Towarzyszą temu napady paniki w sytuacjach, w których ograniczona lub uniemożliwiona jest jakakolwiek ucieczka. Stwierdził, że lęk ten jest wynikiem stresu pourazowego.

x protanopia (słabość)
Obniżona percepcja względem barwy czerwonej, pomarańczowej i żółtej. W rezultacie krew mieni się w kolorach gorzkiej musztardy. "Autorski rodzaj cenzury na brutalność dnia codziennego", napisałby pisarz-amator z marzeniem na wydanie swej pierwszej książki. On powie, że to zwyczajnie spierdolony wzrok, który uniemożliwia zwykłe funkcjonowanie. Spojówki ma wiecznie zaczerwienione, oczy momentami łzawią i pieką. Tropienie to udręka, każda kropla krwi wtapia się w otoczenie, podobnie jak inne sygnały ostrzegawcze. Cześć, giniemy.



moce | artefakty | bestie | modyfikacje genetyczne | technologia:
x pełna biokineza (rasowe)
Lis o czarno-szarym futrze i jasnych oczach. Wydłużone ciało, względnie krótkie kończyny. Długi, puszysty, choć nie tak jak u lisów rudych, szary ogon. Oczy, podobnie jak w przypadku ludzkiej sylwetki, owalne, wydłużone. Świetnie pływa, skacze na ponad dwa metry wysokości. Długi i węższy pysk niż u psa. Waga: 12 kilogramów. „Dość fluffy”, jak powiedziałaby matka.

x wywoływanie fantazmatów (modyfikacja genetyczna)
Podczas pracy mózg generuje impulsy elektryczne. Już na początku XIX wieku przekonano się, że istnieje możliwość wpływania na opisywane fale. Jednym ze sposobów jest wytwarzanie dwóch, różnych dźwięków o częstotliwości mniejszej niż 1000Hz. W ten sposób produkowany jest kolejny, trzeci dźwięk, którego nasilenie nie przekracza 30Hz. Odgłos nazwano efektem wibrato, czyli falującym, wibrującym tonem. Całość procesu określana była i jest dudnieniem różnicowym. Rezultatem opisywanego działania okazała się być zmiana stanu świadomości, której towarzyszą różnego rodzaju fantazmaty. Jarema posiadł możliwość, wraz z wysokimi tonami odgłosów lisów, kontroli wydawanych dźwięków. Kreowany przez niego efekt wibrato prowadzi do wytworzenia u drugiej osoby majaków na bazie zastanej rzeczywistości, flashbacków z przeszłości bądź wyobrażeń innych światów, np. tych bazujących na indywidualnych traumach. Dźwięk oddziałuje na niego samego, jak i wszystkie, niezabezpieczone osoby wokół. Moc nie jest również logiczna. Chłopak nigdy nie wie, jakie rezultaty przyniesie jej używanie, m.in. czy nie przyniesie innych efektów niż zamierzone. Samo tworzenie wibrato powoduje u niego nieprzyjemne skurcze mięśni, krwotoki z nosa, ponownie - wylewy podspojówkowe czy nawet nagłą, chwilową głuchotę. Przy nadużywaniu umiejętności Jarema traci przytomność.

3 posty działania, 4 posty przerwy

x toksyczność potu (modyfikacja genetyczna)
Strach, który od zawsze daje się we znaki płochliwym zwierzętom, u lisiąt podsycany był morderczymi zapędami łowców. W rezultacie nie tylko modyfikacji genetycznych, ale i zwykłego rozwoju gatunku, zwierzęta te wykształciły dość rozpowszechniony u innych system obronny. Jarema, będący potomkiem człowieka i lisa, posiadł umiejętność wytwarzania toksycznego potu. Świadomie produkowana trucizna, by mogła jakkolwiek zadziałać, musi dostać się na skórę drugiej osoby. Reakcjami toksycznymi są bolesne drgawki, silne skurcze mięśni czy łukowate wygięcie kręgosłupa. Najczęstszym skutkiem staje się również niewydolność oddechowa, brak czucia w kończynach i rwące spazmy. W zależności od ilości oraz jakości wyprodukowanej toksyny u Jaremy pojawiają się wylewy podspojówkowe i zaburzenia widzenia, utraty równowagi bądź przytomności.

3 posty działania, 4 posty przerwy




                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.07.19 18:47  •  Cześć, giniemy Empty Re: Cześć, giniemy
Akcept.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach