Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Karty Postaci


Go down

Pisanie 24.10.18 21:21  •  Victor Spencer Empty Victor Spencer
Godność: Victor Spencer
Płeć: mężczyzna
Wiek: 37 lata
Zawód: najemnik
Miejsce zamieszkania: Desperacja

Organizacja: Neutralni
Stanowisko: -
Rasa: Wymordowani
Ranga: Zarażony


Artefakty:
+ Luneta snajperki – pamiątka po karierze wojskowego. Artefakt dwukrotnie zwiększa prawdopodobieństwo trafienia z broni palnej. Działa na trzy pierwsze strzały. Ponowne użycie jest możliwe dopiero w kolejnym zwarciu. Przy kolejnych próbach użycia bez odczekania odpowiednio długiego czasu powoduje stopniowe rozmycie pola widzenia aż do zupełnej utraty widoczności. Głównie z tego powodu Spencer nosi przy sobie dwie lunety- zwyczajną oraz artefakt.
Modyfikacje genetyczne:
+ biokineza na niezaawansowanym poziomie (forma ludzka i półzwierzęca) - jak Victor wygląda każdy widzi, ale już nie wszyscy go rozpoznają, gdy pozwoli by emocje wzięły nad nim górę. Gdy czuje się zagrożony lub zwyczajnie nieludzko wściekły, zmiany w kodzie DNA dają o sobie znać. Zacznijmy od twarzy. Źrenice zwężają się przypominając te kocie, zęby wydłużają się i nie mogą już się pomieścić we wciąż ludzkich ustach, rysy stają się ostrzejsze. Krótko mówiąc, nabiera kocich rysów. Dłonie rosną, paznokcie wydłużają się i twardnieją. Na razie doświadczył tylko tego, ale zdaje sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec mutacji, którą przygotowała dla niego biologia. Zmiany będą następować stopniowo. Pytanie tylko ile czasu im to zajmie?
+ Przyspieszenie – Victor rusza się i myśli trzy razy szybciej od przeciętnego człowieka na okres czterech postów. By ponownie użyć umiejętności, musi odczekać sześć kolejnych postów. Wcześniejsza próba ponownego użycia powoduje najpierw narastające zawroty głowy, które w końcu po trzech postach stają się nie do wytrzymania i mogą prowadzić nawet do utraty przytomności. W kolejnych dniach skutki wciąż są odczuwalne w postaci silnego bólu mięśni całego ciała, wcześniej wspomnianych zawrotach głowy, a nawet chwilowej krótkowzroczności.
Umiejętności:
+ Strzelec wyborowy – Victor to doświadczony myśliwy. Pierwszego zwierza upolował mając czternaście lat. Potem zmienił się tylko cel. Zaczął strzelać głównie do ludzi, przeważnie za niemałe pieniądze. Specjalizuje się w snajperkach, ale gdy trzeba, strzeli ze wszystkiego.
+ Walka bronią białą – Spencer odnajduje się w niej wyśmienicie. Odbył szkolenie w wojsku, a jego późniejsza historia zawodowa tylko wymusiła większe rozbudowanie tej umiejętności.
+ Broń improwizowana – Victor Spencer to urodzony drapieżnik. Nawet, gdy zostanie rozbrojony z wiernego pistoletu czy noża, potrafi zmienić przedmiot w broń. Czy to krzesło, czy szklana butelka, możesz być pewien, że znajdzie sposób by zrobić ci tym krzywdę.
+ zwiększona tężyzna
+ wyostrzone zmysły
+ zwiększona czujność
Słabości:
+ w wybuchu, który spowodował jego śmierć, stracił oko. Wciąż uczy się jak nadrobić ograniczoną widoczność w zwarciu.
+ ma liczne, ciężkie blizny, szczególnie na plecach, więc każdy atak w jedno z wrażliwszych miejsc boli dużo bardziej.

Wygląd zewnętrzny:
Victor mógł być kiedyś przystojny. Sugerowałyby to jego ostre, męskie rysy i niebrzydkie, niebieskoszare oczy. Jego typ urody odzwierciedla ideał aryjskości. Wspomniane niebieskie oczka, blond włosy i jasna cera. No tylko, że prawe oczko jest sztuczne, na głowie miejscami przebija przedwczesna siwizna, a skórę pokrywa bogaty zestaw blizn. Nie uważa się za przystojniaka, ale w sumie nie jest też osobą, która by się zbytnio przejmowała aparycją. Chodzi idealnie wyprostowany, chwilami wręcz sztywny. Jest to nawyk pozostawiony przez lata spędzone w wojsku. Dba o swoje ciało, w końcu to jego główna broń. Tak więc jest wysportowany, nawet przez ubranie można się zorientować, że jest z niego człowiek o muskulaturze godnej pozazdroszczenia. Może sprawiać wrażenie typowego, militarnego draba, który nie potrafi myśleć niezależnie. Dłuższe spojrzenie błękitnego oka rozwiewa te podejrzenia. Zdecydowanie przebija w nim inteligencja.
Jego mutacja wciąż trwa, nie doszło jeszcze do widocznego zezwierzęcenia.
Charakter:
Jaki charakter? Victor to zlepek problemów emocjonalnych i licznych traum. Do życia podchodzi z zimnym spokojem i wyrachowaniem. Ukrywa swoje słabości i raczej nie przyznaje się do przeżywanych emocji. Próbuje się kreować na stereotypowego twardziela, zimną rybę i zupełnego skurwysyna. Jak wychodzi? Jako tako. Jak na razie tylko jedna osoba miała cierpliwość, by przebić się przez tę skorupę, ale to nie ma większego znaczenia. Jest obowiązkowy i zdyscyplinowany. Wie kiedy nie zadawać pytań. Wymaga przede wszystkim od siebie i to właśnie on jest swoim największym krytykiem. Wiecznie uwikłany w plątaninę żalu i wątpliwości. Najbardziej na świecie lubi rzeczy proste, niekoniecznie przyjemne. Prostota i ład pomagają mu zachować spokój. Niestety niewiele jest ich w jego życiu.

Historia:
Jego historia zaczyna się banalnie, prawie jak film, który oglądał w sobotni wieczór z braku lepszego zajęcia. Na barowym stołku, zaraz przy ladzie, siedzi samotny mężczyzna. Nie ma już nic do stracenia, więc pije na umór. Wywalili go z wojska za problemy z agresją. Gdy tylko sobie o tym przypomni, mocniej zaciska palce na kieliszku i gdyby nie krążący w żyłach alkohol, może i by nim rzucił o ścianę lub głowę jakiegoś nieszczęśnika. Ale tania wódka przepływa przez gardło zostawiając za sobą uczucie ciepła, a w portfelu ma jeszcze trochę pieniędzy, więc nie może sobie pozwolić na wyrzucenie za drzwi. Może skończyłoby się to bijatyką, w której mógłby odreagować emocje, ale nie chce sobie pozwolić na opadnięcie na dno, bo za dobrze wie, że już by się od niego nie odbił.
Gdy godzinę później wychodzi przepiwszy wszystkie swoje pieniądze, słyszy za sobą rytm kroków. Wsłuchując się w niego potrafi ocenić, że idzie za nim trójka mężczyzn. Więc jednak będzie miał okazje rozładować napięcie. Dłonie aż mu się trzęsą, gdy myśli o zastrzyku adrenaliny, który go zaraz czeka. Oczekuje na ich ruch chyba tylko po to żeby się upewnić, że przyszli po niego. Nie interesują go powody, nie teraz, gdy jego ciało rozpoczyna tak świetnie znajomy taniec. Ból sprawia, że czuje się żywszy, niż kiedykolwiek. Alkohol, który wciąż szumi w jego głowie dodaje odwagi, więc Victor nie myśli o konsekwencjach i ewentualnym zagrożeniu. Gdy uderza najniższego z nich w nos, słyszy chrupnięcie, które jest niczym muzyka. Brakowało mu tego. Jego odziana w ciężki but noga po raz kolejny uderza jednego z trzech biedaków w brzuch. Jego towarzysze zwiali dobry moment temu, a Spencer napawa się zwycięstwem. Adrenalina schodzi z jego ciała zdecydowanie za szybko, ręce wciąż drżą, a umysł wydaje się być czysty od wątpliwości. Nie zadaje pytań, chociaż powinien. Wtedy słyszy za sobą również znajomy dźwięk, ale przez niego igły niepokoju wbijają się w jego kark, nic przyjemnego. Odbezpieczony pistolet. Powoli odwraca się i patrzy na zagrożenie oczami dzikiego zwierzęcia przyłapanego na chwili słabości. Gdyby nie pistolet, może i by się zaśmiał, bo to co widzi, jest doprawdy komiczne- niski, mizerny mężczyzna o niezdrowo bladej cerze mierzy do niego. Gdyby chciał, mógłby zmiażdżyć jego szyję. Ale o dziwo nie ma takiej ochoty, już zupełnie pomijając dzielącą ich odległość, którą pocisk przemierzy o wiele szybciej, niż Victor. Gość ma tupet.
- Jakiś problem? – głos Victora jest ochrypły, dopiero teraz czuje, jak suche jest jego gardło. Spowolniony przez procenty mózg w końcu przetwarza obserwacje: ręce gościa się nie trzęsą, a czarne oczy mierzą prosto w oczy Spencera. Nie boi się go, ani trochę. Albo jest szalony, albo już zabijał. Może jedno i drugie. Victor marszczy brwi.
- Ależ nie, skądże, Victorze. Przyszedłem porozmawiać. – nie jest to odpowiedź, której się spodziewał. Nie jest to nawet odpowiedź, która by mu się spodobała. Nie lubił zbędnej paplaniny. Szczególnie z wymierzoną w niego lufą.
- Odłóż pistolet to pogadamy.
- O nie, nie, nie, chyba nie zrozumiałeś. Ja tu ustalam zasady. A to? To tylko mój środek ostrożności. Na wypadek, gdyby strzeliło ci do głowy coś głupiego – głos  jest zdecydowanie zbyt radosny, jak na okoliczność, a właścicielowi chyba się to podoba, bo za dużo gada. Victor krzywi się i wzdycha ciężko. Napięcie, którego dopiero, co się pozbył znów powraca. Jest jak te zwierzęta, do których strzelał jako nastolatek.
- Czego chcesz? – syczy w końcu.
- Złożyć ci ofertę pracy – Victor nie wytrzymuje, w uliczce rozbrzmiewa jego gardłowy śmiech.

Spencer nie ma nic do stracenia, więc bez zastanowienia rzuca się na drzwi, które przed nim otworzono. Okazuje się to być spirala przemocy, pieniędzy i wielkiej gry, której zasad nie potrafi zrozumieć. Co innego J, dla niego jest to tak naturalne, jak oddychanie. Victor szybko się uczy, żeby nie zadawać zbędnych pytań. Dostaje sprzęt, cel, miejsce i godzinę, jedyne co musi zrobić to wpisać się w plan. Bo J zawsze ma plan, nawet wtedy, gdy wydaje się, że został zupełnie zaskoczony. Ten człowiek go zadziwia, przeraża w pewnym stopniu, ale nie potrafi odciąć się od tego źródła adrenaliny i ekscytacji. Żyje pełniej, niż kiedykolwiek, balansuje na krawędzi niebezpieczeństwa. Szybko staje się ulubieńcem J’a. Głównie dlatego, bo zawsze mieści się w planie, zawsze trafia w cel i zawsze wraca, bez względu na groźby i obelgi, jakie słyszy. Bo J jest jak tykająca bomba, zadawać się z nim to jak igrać z ogniem, ale Victor to lubi, w końcu czuje, że żyje. Tylko kim tak naprawdę jest J? Dla Spencera jest szefem, marionetkarzem, który trzyma w rękach wiele sznurków. Victor nigdy nie zdaje się na odwagę, by przekroczyć cienką linię dzielącą ulubieńca szefa od przyjaciela i nie zadaje niepotrzebnych pytań. Nawet gdy J w szale po nieudanej akcji uderza pięścią w ścianę tak długo, aż jego palce krwawią. Nawet gdy widzi go najbardziej bezbronnego podczas napadu drgawek, które czasami miewa. Nawet gdy wpuszcza go do swojego prywatnego mieszkania i po prostu milczą, chłonąc wspólne towarzystwo. W końcu Victor decyduje, że wcale nie musi wiedzieć. J to J, a przeszłość nie ma najmniejszego znaczenia.

J nie ma w zwyczaju się mylić, a Spencer przyzwyczaił się do wykonywania poleceń z dbałością o szczegóły, bo nie raz go uratowały. Szef chyba przyzwyczaił się, że Victor zawsze wraca cały i mimo licznych obrażeń wciąż brnie do przodu zostawiając za sobą tylko szlak anonimowych trupów. Tak, musiał się przyzwyczaić, bo gdy w końcu znalazł się ktoś, kto dorównał jego umysłowi, prześcignął go w planowaniu i uderzył pierwszy, J był w szoku. Victor widział to na jego twarzy, gdy już wyciągnięto go spod gruzów budynku, który do tej pory nazywał domem. Gdy trup ścieli się gęsto zawsze znajdzie się ktoś, komu będzie to nie na rękę. Victor popełnił błąd, dał się znaleźć, przyłapać w najmniej odpowiednim momencie. Bomba wybuchła nagle. Nie było stresu i odliczania, szukania odpowiedniego kabelka. Po prostu się stało, a następną rzeczą jaką pamięta była wściekła twarz jego szefa. Spencer nic nie czuł. Jego myśli pływały bezwiednie i tak trudno było je pozbierać. Pomyślał tylko, że J na wszystko reaguje złością. Złość jest wygodna i bezpieczna, więc może sobie na nią pozwolić. Chyba się uśmiechnął, ale nie był tego pewien. Szef za bardzo przyzwyczaił się, że Victor zawsze wraca. Teraz obaj płacili konsekwencje tego przekonania. Cóż, koniec nigdy nie jest radosny. Dobrze, że mieli chociaż specyficzny, acz całkiem dobry początek i jeszcze lepszy środek. Statystycznie koniec może być zły. Spencer nieświadomie zaciska palce na dłoni szefa. W tym ostatnim momencie nie chce być sam. Mężczyzna bierze jego rękę w swoje dużo drobniejsze dłonie. Trwają tak, sam nie wie jak długo, aż w końcu świadomość się rozpływa, Victor zapada w sen.

- Tygrysie, błysku w gąszczach mroku: jakiemuż nieziemskiemu oku przyśniło się, że noc rozświetli skupiona groza twej symetrii? – słowa dobiegają jak zza szklanej ściany, obraz jest rozmazany, więc Victor mruga kilka razy. Wszystko go boli, powieki nadal są ciężkie i dziwnie zimne w porównaniu do reszty ciała. W końcu w zasięgu wzroku pojawia się twarz jego szefa. J jest spokojny i uśmiecha się w ten charakterystyczny sposób, jakby coś właśnie mu się bardzo udało. Victor nie rozumie. Próbuje coś powiedzieć, ale z gardła wydobywa się tylko charczenie – O nie, nie, nie, nie! Nie próbuj mówić, tygrysie, jeszcze na to za wcześnie – głos jest melodyjny, tak, zdecydowanie J jest z czegoś zadowolony. Spencer by się zdziwił, gdyby miał siłę na odczuwanie emocji. Przecież przez jego nieuwagę… Wspomnienia wracają. Jego oczy otwierają się szeroko w zdziwieniu, ciało podrywa się do góry ignorując ból i przytrzymujące go w miejscu ręce. Co on tu robi? Dlaczego jeszcze żyje? Jego wzrok rzuca się dziko po pomieszczeniu, próbuje zrozumieć, jest jak dzikie zwierzę w klatce. Trzęsie się… Nie, raczej dygocze. Gdy był młody widział tygrysy. Strzelał do nich i czekał z ojcem, aż zapadną w sen. Potem pakowano je do klatek. Czuł się jak jeden z nich. Dopiero po chwili docierają do niego głosy, które najwyraźniej próbują go uspokoić. Dyszy, panicznie łyka powietrze próbując znaleźć wyjaśnienie. W końcu czuje, jak coś wbija się w jego ramię, wymachuje ręką, by pozbyć się tego uczucia, ale już jest za późno. Opada zupełnie bezwładny, powoli zapada w nienaturalny spokój pełen świadomości, że wszystko, co ma tu miejsce nie powinno się wydarzyć – Spokojnie, Victorze, nic złego ci się nie przytrafi – Spencer nie jest tego taki pewien.

Szef nadal nazywa go „tygrysem”. To chyba żart, odniesienie do licznych, pociągłych blizn, które teraz zdobią ciało Victora. Wciąż trudno mu przyswoić fakt, że zginął tylko po to, by powrócić. J zarządził eksperyment. W martwe ciało Spencera przetoczono krew zarażonego wirusem X. Spencer nie raz zastanawia się czy nie wolałby już pozostać martwym, niż żyć ze świadomością, że w końcu straci panowanie nad swoim umysłem. J się tym nie przejmuje. – Jesteś cholernie sentymentalny, szefie – mówi któregoś wieczoru, balansując zatkniętym w wargi papierosem. J rzuca mu puste, zimne spojrzenie i Victor już wie, że ma się zamknąć. Mimo to uśmiecha się sam do siebie. Nie potrafi sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz ktoś miał do niego sentyment.


Dodatkowe:
X Jest uzależniony od papierosów.
X Nie ma rodziny, ani przyjaciół. Najbliższą osobą jest dla niego J. Sam nie wie czy to dobrze czy wręcz przeciwnie.
X Cierpi na bezsenność.
X Miewa też ataki paniki, ale wstydzi się tego tak bardzo, że wciąż je ukrywa.
X Ma obsesję na punkcie bycia przydatnym. To nadaje sens jego życiu.
X Jako młody dorosły nie radził sobie z napadami gniewu. Teraz bardzo trudno go w nim wywołać.


Ostatnio zmieniony przez V. Spencer dnia 05.11.18 21:09, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.10.18 0:29  •  Victor Spencer Empty Re: Victor Spencer
1. Brak opisu biokinezy
2. Brak jakichkolwiek skutków ubocznych nadużywania mocy i artefaktu.
3. Walka na noże jest klasyfikowana jako dodatkowa umiejętność (walka bronią białą), więc w tym momencie masz 4 umiejki, a nie 3.
4. Z historii wynika, że twoja postać jest podległa osobnikowi, którego określasz "J", ale przystępując do Smoków z automatu twoja postać będzie podlegać Pradawnemu, czyli Shane'owi.

W sumie tyle z uwag. Ogólnie karta bardzo ładna c:
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.11.18 21:09  •  Victor Spencer Empty Re: Victor Spencer
Poprawione!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.11.18 16:46  •  Victor Spencer Empty Re: Victor Spencer
Pamiętaj, że jako neutralny najemnik możesz brać tylko drobne zlecenia, bo od większych jest organizacja DRUG-ON.

Akcept.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach