Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Pisanie 27.06.18 21:48  •  [Ayumu x Raymond] Empty [Ayumu x Raymond]
Z końcówki kariery Raymonda w Specu (i przy okazji początków Ayumu jako hycla).

Przez kilka ostatnich dni zastanawiała się, jak można spłacić dług, który nie ma najmniejszego związku z pieniędzmi. Przyszło jej do głowy wiele pomysłów, żaden z nich jednak nie wchodził w grę. Pytała wielu osób o pomoc, która jednak na nic się nie zdawała. Poważnie zastanawiała się nad tym, czy po prostu nie rzucić całego pomysłu z rekompensatą w cholerę i może by to zrobiła, gdyby nie fakt, że wtedy wciąż była bardzo emocjonalna po wielu trudnych i stresujących chwilach. Rozstania, nowe obowiązki, coraz większe problemy ze zdrowiem. A to wszystko, gdy nie miała nawet trzydziestu lat! Czuła się jak zdesperowana czterdziestopięciolatka, nie młoda, dwudziestoośmioletnia kobieta mająca przed sobą jeszcze drugie tyle i wiele więcej. Ciężko wzdychając, wyszła na chwilę zapalić papierosa. Natknęła się przy tym na swoją dawną przyjaciółkę. Niezbyt przypadkiem, bo wiedziała, że o tej porze wychodzi i wiedziała, że ma sporo, dla większości osób zupełnie zbędnych i klasyfikowanych jako plotki, ale jednak informacji o współpracownikach. Wiedziała też, że to może być jej szansa.
- O, Shinohara. Co tak wzdychasz? Rozmyślasz o zemście za tamtą akcję?
- Raczej o odwdzięczeniu się, Nishinomiya.
- Ach, a więc tak się mówi delikatnie o zemście!
- Nikt się nie będzie mścił. Chcę się odwdzięczyć lekarzowi. Miał jakieś obco brzmiące nazwisko, chyba Brytyjczyk. Wal...Walmole? Walrole? - przekręciła delikatnie głowę.
- A, Walpole! Słyszałam, że jest niezły. - puściła oczko - I co, chciałabyś go gdzieś wyciągnąć?
- Cóż, faktycznie jest niezły w tym co robi...ale czy od razu go wyciągać?
- Nie do końca to miałam na myśli...chyba nigdy nie umiałaś się odnaleźć w takich sprawach, co? Słyszałam, że lubi herbatę. I alkohol. To może być dwuetapowa randka! Albo i trójetapowa... A, muszę już iść. Powodzenia! - powiedziała, po czym wręcz odbiegła na bezpieczny dystans widząc, że Shinohara niespecjalnie jest zachwycona jej zachowaniem.
- Uciekasz! - krzyknęła za nią. - Co jej strzeliło do łba...to, że ona działa jak kotka w rui nie znaczy, że ja też tak muszę... - wymamrotała pod nosem tonem pełnym urazy do znajomej. Nie przypomniała jej, że właściwie dopiero co rozpadło się małżeństwo Ayumu i żarty o nowej relacji były dla niej nieco niestosowne. Nie chciała psuć nastroju, a i tak nie była aż tak zdenerwowana, jak mogłaby być. Herbata nie wchodzi w grę...ale alkohol może.
Szybko sprawdziła, ile pieniędzy zostało jej na koncie. Ciężko jej było pomyśleć, że dwa, może trzy tygodnie temu bała się, że nie da rady chodzić jeszcze przez jakiś czas. Ba, obawiała się, że może nie wyjść cało z tego, w co się wpakowała. Była kompletnie początkująca jeśli chodziło o faktyczne walki. Nie do końca rozumiała nawet, dlaczego ktoś stwierdził, że się do tego nadaje. Do tej pory wychodziła za miasto cztery razy. A za czwartym po raz pierwszy doznała całkiem sporych obrażeń. Najbardziej oberwała w lewą nogę, ale dostało jej się też po twarzy i klatce piersiowej. Kto wie, może gdyby w pierwszym odruchu spanikowała i nie zatamowała krwawienia, nie miałaby na co liczyć? Pomimo tego, że sama zrobiła sobie odpowiedni opatrunek, była to ledwie pierwsza pomoc i choć w tej pierwszej pomocy Ayumu jak najbardziej jest wykwalifikowana, tak w każdej kolejnej niekoniecznie. Zdrowy rozsądek i złe samopoczucie wręcz krzyczały, żeby poszła z tym do lekarza, gdy tylko wróci do miasta. Tak też zrobiła. A teraz kierowała się w stronę gabinetu tegoż lekarza wiedząc już, o której wychodzi z pracy. Pytała o naprawdę wiele rzeczy, a nawet, jeśli ktoś jej coś zarzucił, ona zarzucała tej osobie dwa razy tyle. W tym dowolny przedmiot na głowę, w granicach rozsądku oczywiście. Był już dość późny wieczór, gdy zapukała do drzwi, otworzyła je i pojawiła się w progu z nieśmiałym uśmiechem. Czuła się nieswojo czując, że przysporzyła komuś kłopotu, ale też zastanawiała się, czy kiedyś przestanie zwracać na to uwagę.
- Przepraszam za najście...idzie pan już do domu, nie mylę się? Ach, może mnie pan nie pamiętać, ma pan przecież sporo pacjentów. Nazywam się Shinohara, jakiś czas temu u pana byłam i... - skierowała wzrok na swoje stopy -I, tak właściwie chciałam się odwdzięczyć. - spojrzała znów na niego i podeszła bliżej. Właściwie tak blisko, że jeszcze parę milimetrów, a przekroczona zostałaby granica komfortu. Z punktu widzenia osoby trzeciej cała ta sytuacja mogła wyglądać ciekawie, przynajmniej do momentu, w którym wyciągnęła portfel i nim pomachała dając do zrozumienia, że do czegoś zdecydowanie się przyda.
- Tak właściwie to...słyszałam, że lubi pan dobry alkohol. Chyba dzielimy to zainteresowanie! - zaśmiała się - Ach, brzmi to trochę niezdrowo. Mam nadzieję, że nie ma mi pan tego za złe. W każdym razie, proponuję wieczorne wyjście. Chyba po całym dniu pracy klub nie jest najlepszym wyjściem, ale może jakiś bar? Oczywiście wszystko na mój koszt. - uśmiechnęła się ciepło, odsuwając już nieco od lekarza - To jak?


Ostatnio zmieniony przez Ayumu dnia 02.07.18 21:07, w całości zmieniany 2 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.06.18 22:21  •  [Ayumu x Raymond] Empty Re: [Ayumu x Raymond]
Raymond tego dnia przygotowywał już końcowe papiery, dzięki którym miał pozbyć się SPEC-owego kagańca i przejść do cywila... Może nie tyle nawet chodziło o sam kaganiec, co o rzeczy, które widział kiedy miał go dalej na szyi. Rzeczy, które potrafią albo człowieka znieczulić do tego stopnia, że przestaje on być człowiekiem, lub które sprawiają, że chce on z sobą skończyć. Na dobre.
Tym drugim typem był Raymond Thomas Walpole. Rodezyjczyk z dziada pradziada. Czasami zastanawiał się jak wspomnienie o państwie istniejącym tak dawno temu przetrwało te tysiąc lat i dalej w nim żyje. Bawiło go to trochę, bo w sumie było to dziedzictwo, którego już nigdy nikt nie odzyska, choć i tak je podtrzymywał. Nic dziwnego, że irytowało go trochę jak ludzie nazywali go Brytyjczykiem... Jednakże, teraz o tym nie myślał. W ciągu ostatnich dni kilka razy już brał sznur do rąk i pusto spoglądał na jakieś miejsce, gdzie mógłby go zaczepić. Nigdy jednak takiego miejsca nie znalazł, choć często coś mu podpowiadało, że nie ma odwagi by skończyć z sobą. A może do końca nie chce tego zrobić? Sam tego nie wiedział. Wiedział natomiast, że ma dosyć siebie.
O ile można odczuwać coś na kształt niechęci do niektórych cech związanych z sobą, to u Walpole'a była to czysta nienawiść do całokształtu swej osoby. Nic nie robi, by zmienić ten okrutny świat. Nic nie zrobił, by uratować ludzi przed zastrzeleniem za to, że dostali się w kontakt z wirusem. Nie mógł pomóc niektórym swoim przyjaciołom, bo nie miał odpowiednich narzędzi chirurgicznych. Nie mógł... Jakoś jednak nie mógł z sobą skończyć, pomimo takiej niechęci do siebie.
Najwyraźniej dostrzegał w sobie coś, co może się tej ludzkości przydać. Spojrzał na swoje ręce. Mimo że już nie raz ludzie umierali na tych rękach, to te ręce potrafiły nieraz uratować czyjeś życie. Pomimo braku narzędzi, pomimo braku odpowiednich warunków, raz na jakiś czas działały cuda. I ratowały ludzi nie do odratowania. Spojrzał jeszcze raz na dokumenty, upewniając się, że wszystko jest dobrze wypełnione. Nawet nie miał co się zastanawiać jeszcze raz nad swoją decyzją - przejście do cywila zaczął rekomendować nawet jego dowódca od kiedy stan psychiczny Raymonda sięgnął dna, więc nawet jakby sam był przeciw, to i tak pewnie by go wywalili. Innymi słowy - to była kwestia czasu. Westchnął, przeglądając papiery po raz kolejny.
Ktoś zapukał.
Rodezyjczyk spojrzał się w kierunku drzwi. Ostatnio już zaczął przygotowywać się do pełnego odejścia z wojska i otworzył gabinet, więc nie dziwiła go pora wizyty - w końcu ludzie nie mają spokoju od nieszczęść i obrażeń fizycznych. Zdziwiła go natomiast osoba, która pojawiła się w drzwiach. Kojarzył ją. Krótkie włosy, miła dla oka sylwetka, chyba ją raz badał... I zszywał. Chwilę mu zajęło zaznajomienie się z osobą, która podeszła do niego, ale zdołał ją sobie przypomnieć, przy okazji rejestrując co ma do powiedzenia. Wprawdzie część słów przeleciała mu przez uszy, lecz wyłapał nazwisko i cel wizyty. Spoglądał na nią wzrokiem pustym jak jego dusza, jakby go nie interesowała ani Ayumu, ani cel jej wizyty, choć było całkiem odwrotnie. W końcu na chwilę mógł oderwać myśli od swojego godnego pożałowania życia i zwolnienia z S.SPEC. Jego twarz była bez wyrazu do momentu, aż skończyła mówić, trochę jakby faktycznie miał ją w miejscu, gdzie słońce nie sięga, choć tak naprawdę było to spowodowane bliskością kobiety. Stanowczo zbyt dużą bliskością, tak się nie godzi! Jego myśli na chwilę odleciały w kierunku tego jak w wykwintny sposób zwrócić jej na to uwagę, aczkolwiek... Cóż.
Po tym jak odeszła z "To jak?" na ustach to mina Raymonda była całkiem skonsternowana. Trochę nie wiedział co z sobą zrobić, bo tu nagle ładna dama zaprasza go na wyjście. I to na alkohol. A, nie oszukujmy się, akurat miał ochotę sobie wypić. wręcz za dużo Ponownie spojrzał na nią od stóp do głów, aż jego mina znowu stała się beznamiętna. Musiał przeanalizować sytuację, bo powiedzenie, że nie był na to przygotowany to jak stwierdzenie, iż Polska była przygotowana na II Wojnę Światową. Lekkie niedopowiedzenie i to co najmniej.
- Madame Shinohara... - Zaczął i przerwał w połowie, jakby zastanawiał się jakie dobrać słowa. - Prawdę mówiąc, zaskoczyła mnie Madame z tą propozycją i chyba jest to oczywiste zarówno dla mnie, jak i dla Madame. - Znowu przerwa. Nie może się namyślić. - Aczkolwiek... Jeżeli nie przeszkadza Madame towarzystwo takiego osobnika jak ja, to przyjmę propozycję. - Rzekł. Czuł się nieco niezręcznie, bo to w końcu kobieta, i to jeszcze ledwo znana, proponuje mu wyjście do baru. Lub pubu. Był nieco tym wszystkim zakłopotany, ale uznał, że może i warto raz wyjść na miasto i się narąbać. Przynajmniej wypłucze z siebie część smutku, jaką ma w sobie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.06.18 1:18  •  [Ayumu x Raymond] Empty Re: [Ayumu x Raymond]
- Madame? Ach, faktycznie, słyszałam, że nie ma pan nawet rodziny z Japonii. - dopiero teraz miała w ogóle czas, żeby zwrócić uwagę na jego nietypowy akcent. Było nie było, akcent twojego lekarza nie jest pierwszą rzeczą, którą zauważasz, gdy przychodzisz do niego ze sporymi obrażeniami. Uznała, że ten specyficzny sposób mówienia dodaje mężczyźnie nawet trochę uroku. Co prawda uroku ogółem wiele w nim nie było, ale jednak ten drobny mankament sprawiał, że wizerunek Raymonda potrafił się odrobinę ocieplić. Nie umiała właściwie wyjaśnić dlaczego, ale tak już było. Najwyraźniej tak miało być. A wplątanie słowa madame, choć nieco ją zaskoczyło, sprawiło, że wypowiedź nabierała klimatu, który ciężko było jej opisać. Rzadko spotykała dżentelmenów, co dopiero anglojęzycznych dżentelmenów.
- Ach, mi oczywiście nie przeszkadza pana towarzystwo! - pomachała rękoma w geście zaprzeczenia, zapominając, że w jednej z dłoni wciąż trzymała portfel. Niemalże go upuściła, jednak udało jej się go złapać drugą ręką. Poczuła się wtedy nieco zawstydzona, wiedząc, że wyglądało to dość niezdarnie. A niezdara z niej żadna, choć trzeba było przyznać, że pod wieczór potrafiło ją ogarnąć zmęczenie. Jeśli by się jej naprawdę dokładnie przyjrzeć, faktycznie można było to zauważyć. - To prędzej panu mogłaby nie odpowiadać moja obecność! W końcu to ja pana zaprosiłam bez żadnego uprzedzenia, na ostatnią chwilę. - powiedziała, pomijając część słów, które wypowiedział. Chociaż wyczuła w nich przygnębienie, ostatecznie uznała za zwykłe przejęzyczenie, nieumiejętny dobór słów obcokrajowca. W końcu tylko ktoś naprawdę zdesperowany sugerowałby, że jego obecność jest wręcz odrażająca. A Walpole nie wydawał jej się wtedy kimś w ogóle smutnym, co dopiero na skraju wytrzymałości. Dodatkowo był to okres, w którym Ayumu wydawało się ciągle, że jest przewrażliwiona. Bardzo często też to słyszała. W końcu, za którymś razem, zaczęła negować praktycznie każde swoje przeczucie, zwłaszcza związane z innymi ludźmi. Może gdyby wszystko wydarzyło się trochę wcześniej, kobieta byłaby w stanie mu pomóc? Kto wie. Możliwe. Tak się jednak nie wydarzyło. To, co działo się w rzeczywistości było dużo bardziej przygnębiające i zdecydowanie bardziej odbiegało od serialowego szczęśliwego zakończenia. Czy też rozpoczęcia, skoro ich znajomość była jeszcze wyjątkowo płytka. Dorosły mężczyzna na skraju swojej wytrzymałości psychicznej idzie z dorosłą kobietą na skraju swojej wytrzymałości psychicznej się napić, aby skończyli wspólnie będąc na skraju swojej wytrzymałości psychicznej. Kto odpadnie pierwszy?
Shinohara potrząsnęła lekko głową, jakby odganiała złe myśli. Niezbyt jej się udało, ale przynajmniej wróciła po długim dość zamyśleniu do świata żywych. - Co ja...a, tak! Ten bar! Jest właściwie bardzo blisko, możemy się przejść. Lepiej dla zdrowia, a pewnie i tak nie wyjdziemy trzeźwi. - zaśmiała się nerwowo, czując się nieswojo w tej, z jej perspektywy dosyć sztywnej atmosferze. Była do takiej przyzwyczajona, ale nie prywatnie. A to wyjście zdecydowanie służbowe nie było.
Nie posłuchała nawet specjalnie odpowiedzi Walpole'a, wiedziała, że i tak dałaby radę go nakłonić. Potrafiła obchodzić się z upartymi pięciolatkami, takie drobnostki były dla niej niczym. Wychodząc zapięła marynarkę i odruchowo poprawiła włosy.
- Pozwolę sobie poprowadzić. - uśmiechnęła się. Droga faktycznie nie była długa, szli powoli, a i tak dotarli na miejsce w dwadzieścia minut. Samo wejście nie zachęcało - drzwi skierowane były w stronę wąskiej alejki, do tego wyglądały na nieco przestarzałe. Wnętrze z kolei prezentowało się dużo lepiej, choć wciąż nie oznaczało to, że dobrze. Pomimo tego, że atmosfera mogła być nieprzyjemna, w gruncie rzeczy była niesamowicie luźna. Właśnie to Ayumu tak lubiła w tym konkretnym, nieco obskurnym barze. W środku panował półmrok, po oczach nie biło jasne światło, ale nie było też zupełnie ciemno. Ciężko było powiedzieć, czy było tak za sprawą ciekawego gustu właściciela, czy najzwyczajniej w świecie rozbitej kilka miesięcy wcześniej żarówce, której najwyraźniej nikt nie zamierzał wymieniać. Przy samym barze stało kilka krzeseł, niektóre w lepszym, niektóre w gorszym stanie. Dalej znajdowało się kilka stolików, a z tyłu lokalu stara, drewniana szafa, która prawdopodobnie miała sporo wartości sentymentalnej. Zupełnie nie pasowała do wystroju, a to, co było w niej najdziwniejsze, to fakt, że była w stanie niemalże idealnym. Klientów było niewielu, kilku jednak widywano tam często. Takim stałym klientem powoli stawała się i kobieta. - Ach, mam nadzieję, że nie przeszkadza panu fakt, że to miejsce jest dość...specyficzne. - powiedziała trochę ciszej niż zwykle, dopiero teraz przypominając sobie o naturze wybranego miejsca, która nie każdemu mogła przypaść do gustu. - Cóż, usiądźmy! - znów się uśmiechnęła, po czym zajęła jedno z miejsc przy barze z dziwnym uczuciem, że coś podobnego już kiedyś miało miejsce. Zapiję to cholerne deja vu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.06.18 1:53  •  [Ayumu x Raymond] Empty Re: [Ayumu x Raymond]
Cały czas spoglądał się na Ayumu pusto, nie zdając sobie sprawy z tego, że może to w pewien sposób urazić kobietę (na jego szczęście - jej to nie ruszało). W jego obecnym stanie psychicznym każda osoba, która przejmowała się nim była dla niego ciekawa. No bo przecież jest taki paskudny, ohydny i wredny. Kto CHCIAŁBY się nim przejmować? No kto? No właśnie. Nikt. A tu przychodzi piękn... No może nie piękna, ale na pewno ładna dama i proponuje wyjście. Grzechem, a na pewno niegrzecznością byłoby nie skorzystać z tejże opcji, dlatego też o przekonywaniu Walpole'a nie było mowy. Odpowiedź była całkiem oczywista.
- W porządku Madame, tylko schowam dokumenty. - Odparł neutralnie. W sumie wszystko na tą chwilę było gotowe do jego wyjścia lub położenia się spać, toteż czytaj: uprzątnięte. Kiedy kobieta upuściła swój portfel, wyjątkowo to zignorował ze względu na całą tą sytuację. W końcu... Nie oszukujmy się, trochę go zawstydziła tą wizytą i tą propozycją O TEJ GODZINIE. Jeszcze okaże się, że próbuje go poderwać.
- ... - Walpole na tą myśl natychmiast zatrzymał wszelkie swoje czynności, potrząsnął głową, powstrzymał rękę przed spoliczkowaniem się, bo wyglądałoby to co najmniej dziwnie, po czym wrócił do sortowania dokumentów. Sam fakt, że dopuścił myśl o tym, że ktokolwiek może być nim zainteresowany zakrawa w jego mniemaniu o zbrodnię. Jest tylko smutnym lekarzem, niedługo "weteranem" S.SPEC. Nikt się nie interesuje takimi i basta.
Z dokumentami natomiast uwinął się całkiem szybko, jakby śpieszyło się mu by opuścić jego lokum, lub też z kierunku jego sypialni dotykała go aura ciemności, która może go w każdej chwili zupełnie pochłonąć. Jeżeli Ayumu zwróciła uwagę na jego gabinet lub na jego osobę, wydawało się jakby zarówno on, jak i jego mieszkanie były przygotowane tak, by w każdej chwili mógł on odejść z tego świata. Wszystko uprzątnięte, niepotrzebne rzeczy wywalone... Poza biurkiem, fotelem i paroma innymi bibelotami pokój w którym się znajdowali mógł się wydawać niepokojąco pusty. A sam Rodezyjczyk - dziwnie nieobecny, zarówno wzrokiem, jak i ciałem. Mogło to być przeczucie lub wniosek, jaki można odebrać z wyglądu zarówno mężczyzny, jak i jego gabinetu. Niezależnie od tego co to było - Raymond odczuwał pewną ulgę związaną z chociaż chwilowym zostawieniem tego za sobą. Jakby ktoś z kilku ton wiszących na jego sercu, które ledwo utrzymywało się w całości, ktoś odjął jedną tonę. Niewielka, ale zawsze ulga.
Tuż przed wyjściem zauważył jak to Ayumu już chciała wyjść. Bez niego, otwierającego jej drzwi. Jedyna myśl Walpole'a w tej chwili, prócz tego jak trafnie zwrócić jej na to uwagę, polegała na technice szybkiego wzięcia płaszcza bez wywalenia wszystkiego wokół i dotarcia tam w ciągu kilku sekund. Ujął obiema rękoma płaszcz leżący na biurku, o dziwo nie rozwalając niczego co było na tymże biurku, zarzucił niedbale na siebie, a następnie podbiegł do drzwi, wygaszając po drodze światła, i otworzył je tuż przed nosem Japonki.
- ...Madame chyba jest dzisiaj wyjątkowo niecierpliwa, hmm? - Zapytał trochę irytującym dla ucha tonem, aczkolwiek i nieco żartobliwym. Nawet on miał na tyle rozumu by wpleść w swoje słowa żart. W końcu, kobieta mu się podobała... Nie, nie w tym sensie. Po prostu myślał, że jest w porządku i szkoda by było z nią kończyć znajomość na tak wczesnym etapie.
Po wyjściu, zamknięciu domu na klucz, upewnieniu się, że wszystkie światła i urządzenia są wyłączone poprzez szybkie przypomnienie sobie i spojrzenie przez okno, a następnie spojrzeniu na zegarek, spojrzał na Ayumu i przytaknął na jej propozycję. Tutaj nie miał się do czego przyczepić, w końcu oczywistym było by to ona prowadziła. Nie zna lokalizacji tego baru, więc jedynie gdzie mógłby ich poprowadzić to... Cóż, na pewno nie ten bar.
W czasie drogi na miejsce Walpole milczał. Może dlatego, że dopadły go jego wewnętrzne demony? A może dlatego, że po prostu jest bułą i nie potrafi w kontakty międzyludzkie? Prawdopodobnie oba, bo zerkał to na Ayumu, to na nocne niebo z pytaniem w oczach o sens jego istnienia i tego dlaczego zostało zesłane na niego takie cierpienie. Cały czas jego mina pozostawała nieporuszona, kamienna, bez wyrazu. Pusta. Nawet nie smutna, po prostu... Pusta.
I to mogło chyba najbardziej w nim na tą chwilę dziwić, smucić, a nawet przerażać. Fakt, że z człowieka można wyjąć całe życie tak bardzo, że nie jest on w stanie okazywać podstawowych emocji. Zainteresowania, zawstydzenia, konsternacji. Wszystko to zastąpiła jedna, wielka, zimna pustka... Tak, zimna. To można powiedzieć zarówno o tym wieczorze, który zmusił Raymonda do poprawienia swojego płaszcza i poprawnego go założenia, a także jego oczach, które wydawały się dwoma kawałkami lodu wetkniętymi w jego oczodoły. Jest możliwe, że zdawał sobie z tego sprawę. Ponieważ kiedy tylko Japonka na niego spoglądała, on znowu wlepiał wzrok przed siebie lub w gwiazdy.
Kiedy zaś dotarli na miejsce, nie wyraził żadnej opinii ani nawet nie pokazał nic po sobie. Ba, był wręcz w środku zadowolony. W końcu lokal na jego miarę! Ciemny, obskurny, jeszcze brakowało tam typów spod ciemnej gwiazdy. Idealne miejsce dla człowieka, który ma ochotę zrobić sobie krzywdę, a przy okazji się nawalić jak meserszmit. Gdyby tylko nie miał problemów z sobą, to jeszcze by się uśmiechnął. Może to miejsce też po prostu pasowało jego osobowości, bo przypominało mu jeden, charakterystyczny, stary pub? Kto to wie? Jedyne co w tym momencie zrobił po słowach Ayumu to usiadł koło niej i spojrzał pusto na barmana, a następnie zamówił coś.
- Evenin' good sir, Irlandzką poproszę. - Powiedział, trochę zapominając o tym, że niekoniecznie wszyscy mogą znać tutaj angielski. Jeżeli faktycznie barman spojrzał na niego jak na kosmitę, to poprawił się po japońsku...
...I nie, jednak na tym nie poprzestał. W końcu nie przyszedł narąbać się SAM, tylko z kimś. Dlatego też spojrzał po chwili na kobietę-towarzyszkę, choć trochę nieśmiało i z dozą rezerwy.
- W sumie, dlaczego Madame mnie tutaj zaprosiła? - Spytał wprost. Powiedzenie, że ciekawiło go to od momentu, gdy przestąpiła próg jego gabinetu jest sporym niedopowiedzeniem. Od środka zżerała go ciekawość co do jej intencji i chciał się nareszcie przekonać dlaczego to zrobiła. Może po prostu chciała mu wynagrodzić leczenie? Jeżeli tak, to pewnie będzie pytać dalej, aczkolwiek na tą chwilę zadowoliłaby go odpowiedź na to jedno, zwykłe pytanie. Ba, mógłby nawet przedłużyć swoją egzystencję i wyzbyć się części bólu wewnętrznego, jeżeliby poznał odpowiedź na to proste pytanie.
Dlaczego w ogóle się nim przejęła?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.07.18 23:07  •  [Ayumu x Raymond] Empty Re: [Ayumu x Raymond]
- Madame? - zaśmiała się pod nosem, zasłaniając przy tym usta. Zazwyczaj uważała takie wtrącenia w innych językach za całkiem urocze. Tak było i tym razem, chociaż kobieta miała cichą nadzieję, że lekarz nie będzie się zbyt często powtarzał. Nie chciała zepsuć swojego wizerunku, gdyby się czymś zdenerwowała, a nawet takie drobne rzeczy potrafiły sprawić, że przebywanie z nią można było określić jako co najmniej nieprzyjemne. Starała się powstrzymywać jak tylko mogła, ale myśl, że alkohol mógłby ją trochę pod tym względem osłabić, niezbyt ją pocieszała. Kątem oka zauważyła, że jej towarzysz potrząsa głową. Zastanawiała się, co takiego mogło się zrodzić w jego głowie. Wydawał jej się być osobą, której ciężko pogrążyć się w myślach, jednak w tamtej chwili zobaczyła, że mogło być z deka inaczej. Czekając na niego, rozejrzała się po gabinecie. Przypominał nieco ten w jej domu, który, choć nieco mniejszy, utrzymany był w tak samo idealnym porządku, nawet, jeśli Ayumu i Raymondem kierowało coś kompletnie innego. Nie mogła udawać, że nie zauważyła ponurej aury, ale była przy tym też pełna podziwu - w końcu rzadko kiedy zdarzało się, że była w miejscu, w którym nie miała się do czego przyczepić. Można to uznać za swego rodzaju osiągniecie, patrząc na jej dbałość o detale i ogromną niechęć do brudu. W końcu jednak musiała oderwać wzrok od pomieszczenia w nienagannym stanie, gdy, tuż przed tym jak otworzyła drzwi, tuż obok niej coś przeleciało z niesamowitą prędkością, by zrobić to przed nią. Czymś, a raczej kimś, okazał się lekarz, który, ku zdumieniu Shinohary, zdołał przedostać się do drzwi i zabrać po drodze wszystko, czego potrzebował bez przewrócenia niczego. Przez sekundę, może dwie, patrzyła na niego osłupiała, kiwnęła jednak głową w geście podziękowania i przekroczyła próg.
- Niecierpliwa? Przepraszam, ale coś takiego nie… - mentalnie poklepała się po policzkach, gdy już zaczęła się denerwować. Na szczęście po samym tonie jej wypowiedzi bardzo trudno było to zauważyć. Mówiła co prawda trochę szybciej, niż zwykle, ale jeszcze nie zdążyła się rozkręcić, więc jej głos pozostawał łagodny. Nigdy nie zwracała uwagi na takie rzeczy, jak odsuwanie krzesła czy właśnie otwieranie drzwi i było jej zupełnie obojętne, czy ktoś to robił, czy nie, jednak gdy ktoś przejmował się takimi drobiazgami aż za bardzo, potrafiło działać jej to na nerwy. Najbardziej jednak przeszkadzały jej słowa lekarza, sugerujące jakby, przynajmniej w jej mniemaniu, że czuje się nie wiadomo jak ważny. Była przewrażliwiona, a żartobliwy ton odebrała nieco inaczej, szybko jednak przypomniała sobie, że nie może sobie pozwolić na robienie scen, a zwłąszcza z tak błahego powodu. Wbrew pozorom wiedziała doskonale, że potrafi przesadzić i wiedziała, kiedy ma przestać. - Dziękuję. Za te drzwi. - na jej twarzy zagościł uśmiech, tym razem jednak częściowo przynajmniej wymuszony. - Bardzo miło z pana strony.
Nawet, gdy próbowała zacząć rozmowę, nie miała pojęcia, jaki temat mógłby zainteresować ich obojga. Ostatecznie więc szli w ciszy, przerywanej raz na jakiś czas cichym, niemalże niesłyszalnym westchnieniem czy ziewnięciem. Miała wrażenie, że tylko jej taki stan rzeczy przeszkadza. Spojrzała ukradkiem na Walpole’a, szybko jednak odwróciła wzrok. Nie mogła zignorować faktu, że z tego człowieka emanowała niesamowita pustka. To już nawet nie był smutek czy desperacja. To nie tak, że się przestraszyła. Ciężko, żeby przestraszyło cię coś, co miesiącami widziałeś we własnym lustrze. Czuła, że jego nastrój szybko może się jej udzielić. Nie miała pojęcia, od kiedy był w takim stanie i co go do niego doprowadziło, wiedziała tylko, że niesamowicie jej go szkoda. Najbardziej w końcu zrozumie to osoba, która miała dokładnie taki sam wzrok. Pozbawiony jakichkolwiek skrawków szczęścia. Być może i resztek duszy, kto wie. Poddała się z rozpoczynaniem jakiejkolwiek konwersacji. Pozwoliła i jemu, i sobie w spokoju pogrążyć się w myślach. Nie lubiła za dużo rozmyślać, zwłaszcza na temat przeszłości, jednak to, co zobaczyła obudziło w niej falę wspomnień, z którymi już zdążyła się oswoić. Kontrowała je znacznie szczęśliwszymi chwilami. Potrafiła sobie radzić z takimi sytuacjami. Obawiała się jednak, że Raymond już tej zdolności, żeby nie powiedzieć siły, w sobie nie ma. Przy takim człowieku nie mogła się nie martwić.
Siedząc już przy barze, nieco się otrząsnęła i wróciła myślami z powrotem do teraźniejszości. Właśnie do tamtej chwili, gdy zawitała do paskudnie wyglądającego baru, w którym była już stałym klientem wraz z mężczyzną, który choć wyglądał na typa spod ciemnej gwiazdy, w gruncie rzeczy przydawał się bardziej niż ona. Kiwnęła głową w geście przywitania. Zauważyła, że taka komunikacja niewerbalna zaczynała wchodzić jej w nawyk.
- Dobry wieczór. Dla mnie będzie…ach, właściwie mam ochotę na coś słodkiego. Likier? O, może Irish Cream. - zaśmiała się - Dzisiaj jak raz mam większe fundusze. - nie była pewna, czy barman zaczął ją rozpoznawać, ale ona jego zdecydowanie pamiętała. Na jej szczęście wyglądało na to, że on ją też, ale kto wie, może udawał z grzeczności. Prawie zdążyła zapomnieć o towarzyszu, ten jednak w odpowiednim momencie się odezwał. Nieco się zdziwiła, że zainicjował rozmowę, ale nie była z tego faktu niezadowolona. Może odrobinę zaczęło ją kłuć używanie słowa madame, ale jeszcze nie była aż tak tym zirytowana.
- O nie, nie mówiłam panu? Jaki wstyd! Wie pan, to dlatego, że byłam pana pacjentką. Pierwszy raz aż tak dałam się ponieść…chyba tak się kończy bycie narwanym młodzikiem. - podrapała się po głowie, bardziej jednak jako gest, niż cokolwiek innego, po czym oparła ręce o ladę i westchnęła. - Głupio to przyznać, ale naprawdę się bałam. - aura wokół niej trochę zelżała. Gdyby ktoś nie znał okoliczności, właściwie mógłby powiedzieć, że takie słowa brzmiały nawet uroczo. Traciło to jednak na wartości, gdy już wiedziało się, że mówiła o walce, jednej z tych ciężkich i nieprzyjemnych. I tych, o których niekoniecznie wspomina się przy ludziach z zewnątrz. - Można to nazwać spłącaniem długu wdzięczności. Chociaż mam nadzieję, że nie jest pan z tego powodu zakłopotany. Wie pan, wydaje się pan być naprawdę życzliwą osobą.
Szkoda, że taką smutną - dodała w myślach.
Barman podał im po szklance zamówionych trunków. Ciężko było nie zauważyć, że na twarzy Ayumu pojawił się jeden z tych uśmiechów, które nie mają prawa zwiastować niczego dobrego. Podpiła trochę, odstawiła, po czym znów wzięła i dopiła resztę jednym duszkiem. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że ma ze sobą towarzystwo. Odrobinę poczerwieniała, gdy skierowała wzrok na Raymonda.
- Och, to…przepraszam! Ja…zazwyczaj nie mam takiego tempa. - zaczęła się wykręcać zawstydzona swoim nie do końca kobiecym zachowaniem. Uśmiech barmana sugerował jednak, że zazwyczaj widywał dokładnie to samo, co towarzysz kobiety w tamtej chwili. Gdy tylko to zauważyła, nawiązała kontakt wzrokowy i spojrzała wymownie, jakby go ganiąc. Najwyraźniej faktycznie ją rozpoznał. - Cóż, ja…wezmę w takim razie Szkocką. Za słodko mi. - rzuciła do barmana, po czym jej uwaga wróciła do towarzysza, na którego spojrzała przepraszająco. Czuła się dziwnie z tym, że właśnie pokazała jedną ze swoich słabości komukolwiek, co dopiero komuś, kogo właściwie nie zna. Miała jednak nadzieję, że tylko ona się przejęła, co miałoby właściwie sporo sensu. Bo dlaczego niby ktoś inny miał się interesować jej utrzymywaniem pozorów ułożonej, spokojnej kobiety? Tak się przynajmniej w duchu uspokajała. Ze skutkiem. Zwolnij, przekraczanie prędkości nie służy zdrowiu! Chwila, przekraczanie…co?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.07.18 22:04  •  [Ayumu x Raymond] Empty Re: [Ayumu x Raymond]
Walpole spojrzał zdziwiony na Ayumu, gdy ta mu odpowiedziała na jego pytanie. Można rzec, że nie zdziwił się tak od czasu kiedy ostatnio był mocno zdziwiony, a było to naprawdę dawno temu. W końcu jest to człowiek, który raczej przyjmuje bieg wydarzeń z spokojem, a nie emocjami.
Natomiast odpowiedź tej Japonki go... Zdziwiła. Nawet już nie chodziło zupełnie o sam fakt, że ktoś w ogóle jest zainteresowany osobą Raymonda. Chodziło o sam fakt, że ona w ten sposób odwzajemnia "dług wdzięczności". Czy jest na tyle dobrą osobą, że wyjdzie z obcym facetem się napić by taki dług spłacić? A może nie miała pomysłu na to jak to zrobić? A może ona jest w humorze do picia i narzuciła z automatu tą myśl Rodezyjczykowi poprzez takie odpłacenie się? A może zdaje sobie sprawę, że jemu pomoże w tym momencie tylko napicie się? Możliwości było multum i z ich powodu na chwilę Raymond mógł wyglądać, jakby mu się mózg zaciął, choć było całkiem przeciwnie. Mózg mu aktualnie na tyle mocno pracował, że zapomniał o obsługi mimiki twarzy i narządu mowy, także tkwił tak w stagnacji dopóki jego towarzyszka nie zechciała wypić Irish Cream, który zamówiła. Głównie dlatego, że po chwili zakłopotała się na tyle, że mężczyzna musiał się przynajmniej uśmiechnąć, bo było to dla niego całkiem zabawne. Akurat co do prędkości picia zawsze stosował zasadę, która zresztą wynika z nauki, że każdy pije w różnym tempie i niech tak zostanie. Dlatego też z szerokim uśmiechem początkowo zignorował Ayumu, przynajmniej w ten sposób, że nic nie powiedział, wypił duszkiem zawartość swojej szklanki, a następnie... Szybko tego pożałował.
Jezu Chryste, że też tak dawno tego nie pił. Aż kaszlnął jak woda ognista zaczęła mu wypalać gardło, aczkolwiek było to tylko jedno kaszlnięcie. Też nie przywykł do takiego tempa, także zapewne bardzo szybko odleci w obję-
Moment. Przecież nie jest sam.
- P-przepraszam, jeżeli zachowałem się grubiańsko, Madame. - Brawo Walpole. Właśnie powtórzyłeś błąd, z którego przed chwilą się w głowie chichrałeś. I ja się pytam, dumny ty jesteś z siebie człowieku? Dumny jesteś z siebie?
Na jego twarzy było widać lekkie zakłopotanie, faktycznie i jemu nie wypadało by tak szybko się napił, aczkolwiek całkiem szybko jego mina znowu wróciła do kamiennego wyrazu i spojrzał na barmana. Przy okazji dał sobie mentalnego policzka w twarz, bo coś dzisiaj nie myśli, a powinien. W końcu jest z nim dama!
- Jeszcze irlandzkiej poproszę. - Rzekł i skierował wzrok na Ayumu, marszcząc brwi. Pewnie to teraz ona się naigrywa z niego. No nic, kiedy indziej będzie miał okazję by się odgryźć.
- ...Wracając. Nie będę wracać do tematu Madame... Właściwie, dlaczego akurat chce mi się Madame odwdzięczyć w ten sposób? - Spytał, nie zdając sobie sprawy z irytacji, jaką powoli sprawuje zwrot "Madame" u Ayumu. Przynajmniej załatwi sprawę jego ciekawości dotyczącej akurat takiego sposobu na odwdzięczenie się Raymondowi. W międzyczasie pewnie też sobie popija irlandzką. Oczywiście o ile za synonim popija można ująć słowa "Wypija wszystko od razu".
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down


 
Nie możesz odpowiadać w tematach