Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Uśmiechnął się lekko, widząc te dziwne podrygi. Niby blondyn zarażał radością, ale jakoś tak chyba nie wypadało śmiać się otwarcie z osoby, która miała im pomóc? W rezultacie na twarzy Skyu jawił się nieco nerwowy - poprzez szczękościsk - uśmiech, który został rozwarty dopiero gdy Akinael znalazł się niespodziewanie blisko, aby spojrzeć na dolegliwości rudzielca. Wydawał się przy tym dość skrupulatny. To chyba dobrze, że szaleństwo nie wyparło z głowy tego osobnika nabytych umiejętności. Niekiedy są to jedyne rzeczy jakie pozostają człowiekowi na desperacji. Albo i nie...
Minęła chwila zanim doszło do mechanika co się właściwie stało. O ile było to w jakikolwiek sposób wytłumaczalne. Jedyne co, to poczuł że nagle robi mu się duszno i nie może oddychać bez nosa... i chyba dostanie zeza próbując dostrzec te zmianę na swojej twarzy. Mechanicznie otworzył na powrót swoje usta, czując jak dostaje zimnych potów. To potwór! Nawet nie wymordowany! A przeczy nauce jak... jak... no właśnie jak?
Odpowietrzył się po krótkiej chwili. Chyba zaraz po tym jak odzyskał swoją część ciała spowrotem i porządnie ją wymacał, sprawdzając czy na pewno jest jego i siedzi stabilnie na swoim miejscu. Kto, wie ile nosów Akinael może mieć w swoich kieszeniach?
- Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Miejmy nadzieję, że żadnej części ciała nie zabierze w ramach zapłaty...
- ... - Chciał coś odpowiedzieć lisowi, jednak po ponownym otwarciu ust i gwałtownym poruszeniem językiem odpuścił. Bolał, jedynie wywołując grymas na twarzy i uczucie powolnej utraty jeszcze jednego organu. Ponadto, był zbyt zmęczony i głodny aby dyskutować. Po prostu dalej trzymał się blisko wyższego towarzysza. Jego życie było zagrożone,  ale przy nim i jego zachowaniu czuł się niemal jak na wycieczce po grzyby. Było zbyt dziwnie, aby nie uznać że nałykał się jeszcze czegoś poza skażoną wodą.
Ruszył za towarzystwem i dość niechętnie zajął miejsce przy jednym z wolnych mebli,śladem wymordowanego obserwując poczynania Anioła. Nie trzeba było długo czekać na złe i dobre wiadomości... To się zdarza. Jednak ostatnie z nich były jeszcze gorsze.
ZOSTAĆ?! Zostawi go tutaj? Ale jak to? Samego? Skierował swoje spojrzenie prosto na palec Akinaela. Dawno nikt nie zaszczycił go podobnym spojrzeniem. Złomiarz odruchowo spiął mięśnie, sprawdzając czy po drodze nie ukradł mu czegoś, czego powinien się natychmiast pozbyć. Na szczęście to nie był jego prawdziwy nauczyciel, a w kieszeniach miał jedynie swoje skarby. Również kradzione, ale niekoniecznie należące do Akinaela. Niemniej, perspektywa pozostania tutaj samemu odrobinę go niepokoiła. Najwyżej Kesil będzie mieć go na sumieniu... nawet podwójnie. Bo tak i tak by umarł. Pytanie w jakich męczarniach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Nie martw się o swojego przyjaciela, będzie pod najlepszą opieką - zadeklarował Akinael, uśmiechając się uprzejmie do lisiego wymordowanego. - Zobaczymy, jak dobrze zadziałają doraźne środki i zdecydujemy, czy lepiej będzie poleżeć, czy zająć się czymś pożytecznym. Może mi zawsze pomóc z obiadem, hm? - zerknął wymownie w kierunku rudzielca. W ustach anioła gotowanie brzmiało jak wspaniała rozrywka, a przynajmniej on tak ją odbierał, wnioskując po szerokości jego radosnego wyszczerzu. Zaraz też podszedł do pieca, gdzie stał klasyczny, metalowy czajnik z gwizdkiem. Bez wahania przytknął dłoń do lekko obłej powierzchni i pokiwał głową z zadowoleniem.
- Nie zdążyła wystygnąć, dobrze - stwierdził, nie wiadomo czy sam do siebie, czy zamierzał informować także pozostałą dwójkę. Tak czy owak ruszył zaraz do swojego kredensu, skąd wyjął jedno z licznych pudełek. - No dobrze, więc... Kesil, tak? Tak - odpowiedział sam sobie, nim którykolwiek zdążyłby choćby uchylić usta. - Najsensowniej będzie, jeśli udasz się do mojego starego przyjaciela, Remiela. Mieszka dość daleko, więc musiałbyś już wyruszyć, żeby zdążyć na spokojnie wrócić przed zmierzchem. Włóczenie się tutaj po zmroku nie jest zbyt bezpieczne. - Kiedy mówił, równocześnie przesypał nieco ziół z pudełka do metalowego garnuszka. Na uchu od kubka umieszczono materiał w kolorowe wzorki, pewnie po to, by zapobiec oparzeniom. - Rem na pewno będzie miał to, czego nam trzeba. Na potęgę skupuje wszystkie przydatne rzeczy i co jakiś czas przesyła mi listę dostępnych składników. Właśnie dziś dostałem wiadomość od niego. - Przybliżył kubek do twarzy i spojrzał krytycznie na znajdujący się wewnątrz susz. Potrząsnął kilkakrotnie naczyniem, wyciągnął kilka listków i wrzucił je do pudełka, potem przełożył kilka z pudełka do kubka. - Dałbym ci w takim razie listę zakupów i odpowiednią zapłatę, a ty byłbyś tak dobry, żeby zająć się samą transakcją. Droga jest prosta i zgubić się nie sposób. Będziesz tylko musiał mieć nieco cierpliwości dla Remiela. Z wiekiem odrobineczkę dziwaczeje... - Zalał wreszcie zioła wodą z czajnika i postawił przed Skyu. - Wypij za dwie minutki - wtrącił płynnie między innymi wytłumaczeniami, po czym zwrócił się ponownie do drugiego ze swoich gości. - Pewnie będzie ci raźniej zabrać ze sobą lwa. Możesz zdjąć mu część bagażu, żeby nie męczył się dźwiganiem. Nie jesteś głodny? Możemy ci w sumie zapakować coś na drogę, bo będzie trzeba lada moment ruszać. - Zerknął nerwowo ku stojącemu na kredensie zegarkowi, po czym zniknął w drugim pokoju. Trudno było zdążyć mrugnąć ze dwa razy nim wrócił z kartką i ołówkiem, przysunął sobie krzesełko do stołu i zaczął sprawnie, acz starannie zapisywać listę "zakupów".
- Wybacz ten pośpiech - rzucił przepraszająco, nawet nie odrywając wzroku od kartki. - Lepiej będzie, żebyś nie musiał przeczekiwać nocy u Remiela, chrapie jak smok i jeszcze lunatykuje - dodał poważnym tonem. Wkrótce wręczył Kesilowi świstek zapisany równymi, eleganckimi literami. Zerknął wymownie w stronę rudzielca i zlustrował zawartość kubka, by upewnić się, że chory wypełnił wcześniejsze polecenie.
- Nie takie paskudne, nie? Staram się udoskonalić smak, ale chyba nadal zalatuje gorzkawo - skomentował w międzyczasie, a otworzywszy umieszczoną obok ławy skrzynię, zapakował kilka różnorakich przedmiotów do jutowego wora. Wór wręczył wymordowanemu, na nowo rozpromieniając się w entuzjastycznym uśmiechu.
- To powinno starczyć, a jeśli stary Remik będzie narzekał, to złożę mu kiedyś wizytę i po przyjacielsku nakopię. - Mrugnął wymownie. - To co? Pokażę drogę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W tę "najlepszą opiekę" miejscami można powątpiewać, ale nie mieli lepszej opcji. Poza oczywiście śmiercią w męczarniach.
Łatwo wyczuł strach złomiarza. Rudy był ogólnie płochliwy miejscami. Nie w sensie typowo zwierzęcym, gdzie obcy podchodzący przeraża oraz pobudza do ucieczki. U desperata chyba chęć zysku potrafiła stłumić strach, aby być w stanie dobić interesu. Acz przy bliższym - fizycznym - kontakcie, od razu się chłopak wycofywał.
Mutant rzucił swoją puchatą kitę na kolana Skyu. Masz, odstresuj się, gładząc futerko.
- Hej, będzie dobrze, tak? - Uśmiechnął się ku pokrzepieniu serc, albo tylko jednego serca, tłukącego się pod pomarańczowym kombinezonem.
Wysłuchał następnie z uwagą anioła, zanim pokiwał z zawahaniem głową. Podchodził do informacji od niego z pewną rezerwą, jednak zapamiętał każdą.
- Zostawię tu wszystkie nasze rzeczy. Jeśli możemy, prosiłbym przede wszystkim o zapas świeżej wody. Lew nie pił już jakiś czas, a nam się kończy. Mam bukłaki przy uprzęży. Chętnie też podzielę się suszonym mięsem za trochę warzyw - na parę chwil twarz lisa zrobiła się dziwnie poważna. Wręcz analityczna. Rozważał, czy coś jeszcze potrzebują i czy mogą coś wymienić.
- Jeśli jest tu gdzieś jakiś las, przyda nam się także drewno na opał. Byłbym wdzięczny za wskazanie drogi do niego. Nie znam zbyt dobrze tych rejonów - zmrużył lekko oczy, w myślach przeskakując po każdym przedmiocie w ich wyposażeniu.
- To chyba wszystko. Wezmę trochę jedzenia i bukłak wody. Skoro to droga tylko na jeden dzień, więcej nie potrzebuję - pokiwał w zamyśleniu głową, a potem się uśmiechnął.
- A najważniejsza prośba, to o dbanie o Skyu - rzucił wesoło, merdając znów lekko ogonem.
Pochylił się delikatnie, zerkając, jak anioł pisze, a potem biorąc od niego kartkę.
- To jakiś szyfr? - Nie znał połowy z tych znaków... Ma chyba poważne braki w mowie pisanej. Wypada nadrobić. Schował sobie kartkę do kieszeni spodni, zanim dopadł do Skyu, obejmując go i przytulając wszystkimi czterema kończynami.
- Odpoczywaj! Może ugotujecie zupę? Zjesz nareszcie coś dobrego, co nie jest rozmoczonym mięsem - ucieszył się, machając już całkiem kitą, zanim posmyrał złomiarza nosem po szyi (prawdopodobnie powstrzymując się przed tym, aby go polizać. Nie chce się sam zarazić) i wstał.
- Tak. Pójdę zdjąć nasze bagaże z lwa i możesz mi pokazać kierunek - sięgnął po worek, po czym wyszedł przygotować się do drogi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tak, rzeczywiście... gotowanie to prawdziwa frajda. Ale tylko w tedy gry masz co do garnka wrzucić i jesteś w stanie przegryźć samemu upolowane, martwe truchło. Czy też możesz się pobawić swoim nowo skonstruowanym palnikiem. Cała reszta to tylko wmawianie sobie, że wcale ta obsypana zielskiem bulgocząca breja nie smakuje tak źle. Na desperacji wybredne to są tylko kruki. Stołówka za każdym rogiem. Jak nie ta, to następna, a i tak zapewne takie zwłoki długo samotnie nie poleżą.
Mimowolnie się uśmiechnął. Ten puszysty ogon jedynie sprawił, że rudzielec nie siedział na krześle jakby się pod nim paliło i choć odrobinę rozluźnił swoje mięśnie. Kiedy samemu nie możesz mówić aby dać upust negatywnym emocjom, ciężko Ci być spokojnym słuchając innych. Chociaż na dobrą sprawę Lisa nie będzie tylko do wieczora. A przynajmniej tak zakładał Akinael. Wystarczy przetrwać kilka godzin, nic trudnego. Nic... Gadał do siebie w myślach obejmowany teraz prze lisa. To obejmowanie nie pomagało. Im mocniej go wymordowany ściskał, tym głośniej odbijało się w jego głowie chrupanie szczurzych kości.
O, herbatka! Wyplątał się nagle z kończyn Kesila i pochylił nad kubkiem. Dając mu tym samym do zrozumienia, że to koniec czułości. Był głodny, a woda jak sam lis wcześniej poinformował już się kończyła - zapewne w głównej mierze za sprawą rudzielca. Wszak była to najłatwiejsza do przełknięcia rzecz. Z drugiej strony Akinael nie musiał martwić się smakiem napoju. Język złomiarza przestał rozpoznawać je już jakiś czas temu... zatem cokolwiek było w kubku, Skuryu nie robiło różnicy czy jest cierpkie czy słodkie. Co najwyżej ciepłe-zimne. Póki nie paliło mu żołądka, było dobre.
Pokiwał głową i sam również wstał, aby odprowadzić swojego wymordowanego kompana do drzwi - sprawdzić w którą stronę się udaje tak naprawdę i rozejrzeć przy okazji jeszcze trochę po okolicy. W ostateczności pomachać mu na do widzenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Oczywiście, oczywiście - potaknął gorliwie anioł. Sięgnął do swoich zapasów i wydobył nieco warzywnego prowiantu - akurat wystarczająco na to, by wymordowany miał co przekąsić w trasie, ale zdążył zgłodnieć na późny, wieczorny obiad. W końcu zakładali, że Kesilowi uda się wrócić przed zmierzchem, a wtedy zdecydowanie zostanie nakarmiony tym, co pozostający w chatce panowie zdołają upichcić. Akinael ochoczo wskazał swoją beczkę z zapasem wody i pomógł napełnić bukłak, a także zasugerował, by dać lwu zaspokoić pragnienie jeszcze zanim wyruszą w drogę. Kiedy wreszcie wszystko było gotowe, poprowadził gości za swoją ukrytą między drzewami chatkę. Tam rozciągał się zielony zagajnik, fenomen na desperacką skalę. Byli jednak na terytorium zamieszkiwanym przez anioła, może to miało jakiś związek z obfitą roślinnością w tym rejonie? Drzewa i krzewy nie sięgały jednak wysoko; bardziej można powiedzieć, że ich gruba linia wiła się nisko pomiędzy pagórkami, stanowiąc coś w rodzaju drogi do oddalonego od nich zrujnowanego wieżowca.
- To tam, cały czas idzie się prosto, lasem - poinformował młodzieniec, wskazując połowicznie zawalony budynek. Klepnął lisowatego lekko w plecy i posłał mu zachęcający uśmiech. - Na pewno doskonale sobie poradzisz. Wracaj szybko i nie daj się temu staremu piernikowi!
Tak zakończywszy wszelkie dyskusje, pozostawił Kesila u progu wyprawy; rudzielca zaś zachęcił kiwnięciem głowy do odwrotu, bo w chatce czekały na nich inne obowiązki. Musieli w końcu przygotować obiad tak dla siebie, jak i dla wypuszczonego w świat kompana. Z pewnością będzie głodny po powrocie, to nie ulegało wątpliwości!
- Będę musiał się zająć ogrodem - poinformował Akinael, kiedy tylko znaleźli się znów w izbie. - Dałbyś radę zaopiekować się obiadem? To prościzna. Pokażę ci, co gdzie jest i czuj się jak we własnej kuchni! - Anioła nie opuszczał entuzjazm i zdecydowanie nie przewidywał scenariusza, w którym Skyu odmawia współpracy lub też deklaruje, że nie potrafi gotować. Nie mógł też wymówić się chorobą, bowiem wypity wcześniej napar zadziałał jak marzenie: mechanik nie miał już gorączki ani dreszczy, z nieprzyjemności pozostawał tylko spuchnięty niemiłosiernie język. Zmuszony był więc wysłuchać szczegółowych instrukcji przyrządzania rosołu; kiedy zaś anioł upewnił się, że wytyczne zostały zrozumiane, śmignął do ogródka.
- Jakby co, to wołaj! - przypomniał tylko i już po chwili przez otwarte okno dało się dosłyszeć jego energiczne pogwizdywanie. Skyu został zaś z kuchennymi utensyliami, michą warzyw i rozporcjowanym... czymś, co może miało w dalekich krewnych kurczaka.

Ruddy Lisseł i wysypisko wpierdolu [Skyu x Kesil] - Page 2 MBMaOoc
ETAP GRY LOSOWEJ
objaśnienie

Na tym etapie misji o wydarzeniach decyduje ślepy los. Będziecie wykonywać rzuty kostką sześcienną, a każdemu wynikowi odpowiadać będzie konkretne zdarzenie. Wylosowane przygody należy opisać - można to zrobić w jednym poście lub rozbić historię na kilka wiadomości, zgodnie z własnymi upodobaniami. Ważne, by w odpisach znalazły się wszystkie wyrzucone na kostce punkty.
Rzuty można wykonać w tym temacie. Każde z was rzuca osobno i ma osobne efekty rzutów, które zostaną opisane poniżej.

Sposób rzucania:
I) Wykonujesz trzy rzuty. Jeśli udało Ci się wyrzucić wymaganą ilość szóstek, Twój trud skończon. Jeśli nie, przejdź do kroku II.
II) Wykonujesz dwa rzuty. Jeśli w krokach I i II udało Ci się łącznie zebrać wymaganą ilość szóstek, Twój trud skończon. Jeśli nie, przejdź do kroku III.
III) Wykonujesz jeden rzut. Jeśli we wszystkich dotychczasowych krokach udało Ci się wyrzucić łącznie wymaganą ilość szóstek, Twój trud skończon. Jeśli nie, powtórz krok III.
IV) Jeśli wykonasz już maksymalną ilość rzutów, a nie uda Ci się osiągnąć wymaganej liczby szóstek, Twój trud i tak skończon.

Ruddy Lisseł i wysypisko wpierdolu [Skyu x Kesil] - Page 2 MBMaOoc
KOSTKA ROSOŁOWA
efekty rzutów dla Skyu
startowa wymagana ilość wyrzuconych szóstek: 2
maksymalna ilość rzutów: 10

1 - Zaciąłeś się nożem przy krojeniu warzyw! Rana nie jest głęboka, ale delikatnie krwawi. Na szczęście Akinael zdążył pokazać Ci, gdzie znajduje się apteczka i możesz samodzielnie przykleić plasterek.
2 - Rozpalony w piecu ogień chyba jest odrobinkę za mocny, bowiem gorąca woda próbuje uciec z garnka. Wrzątek pryska na Ciebie, powodując niegroźne oparzenia na wybranej części ciała.
3 - Ulokowane w pobliżu pieca okno jest doskonałe w przypadku potrzeby skomunikowania się z gospodarzem, jednak potrafi też stanowić zagrożenie. Silny podmuch wiatru powoduje, że drewniana rama uderza Cię prosto w czoło. Oj, ktoś będzie miał pięknego guza!
4 - Czasem po prostu ma się pecha. Pieczołowicie siekane jarzyny upadają Ci na podłogę. Musisz je pozbierać i bardzo dokładnie wypłukać, w końcu nie chcecie się pochorować. Musisz wyrzucić jedną dodatkową szóstkę!
5 - Znajdujesz na podłodze niewielki przedmiot. Wykonujesz dodatkowy rzut:

    1, 2 - Czy to jakiś pechowy wynalazek Akinaela? Maleńki przedmiot wybucha Ci tuż przed twarzą, przypalając Ci twarz i palce. Pożegnaj się z brwiami!
    3, 4 - to tylko jakiś bezwartościowy śmieć, możesz go śmiało władować do kosza.
    5 - Podnosisz przedmiot, który okazuje się być zgrabnym, składanym nożykiem o rękojeści starannie wyrzeźbionej w drewnie. Oznajmiasz swoje znalezisko aniołowi, który stwierdza tylko: "Och, mam takich na pęczki, zachowaj go sobie!"
    6 - Twoje znalezisko to niewielkie, metalowe puzderko z tłoczonym wzorkiem. Pytasz o nie Akinaela, jednak on odkrzykuje tylko, że sprawdzi to później. Odkładasz pudełeczko na stół, nie zaglądając do środka.

6 - Udaje Ci się wykonać instrukcje bez żadnych przykrych przygód... na razie.

Jeśli któryś z wyników powtórzy się więcej niż dwa razy, proszę mnie o tym powiadomić - zostaną wprowadzone odpowiednie zmiany.

Ruddy Lisseł i wysypisko wpierdolu [Skyu x Kesil] - Page 2 MBMaOoc
KOSTKA LEŚNA
efekty rzutów dla Kesila
startowa wymagana ilość wyrzuconych szóstek: 2

1 - Na swojej drodze spotykacie rodzinkę atro wielkich: parę rodziców i jedno młode. Wykonujesz dodatkowy rzut:

    1, 2 - Zaskakujące, co zwierzęta są gotowe zrobić w obronie swoich młodych. Nie udało Ci się uniknąć zmasowanego ataku, przez co doznajesz dotkliwych ugryzień na wybranych częściach ciała.
    3, 4 - Jednemu z gadów udaje się dziabnąć Cię w łydkę, jednak jest to pojedynczy akt brawury. Obecność potężnego lwa z pewnością działa odstraszająco, bo wkrótce rodzinka umyka w krzaki.
    5, 6 - Przechodzące bestie co prawda was zauważają, ale nawet nie próbują zachowywać się agresywnie. Uciekają czym prędzej.

2 - Tuż przed wami przelatuje chmara pięknych motyli. Niestety - to modraszki, których pyłek działa drażniąco. Kesilowi obrywa się w okolice głowy i ramion, lew zaś ma większego pecha; jeden z motyli wlatuje mu do... rozdziawionej akurat w ziewnięciu paszczy. To będzie bolało!
3 - Potykasz się o wystający korzeń, który ni stąd, ni z owąd pojawia się na Twojej drodze. Upadasz i próbując ratować godność, wybijasz sobie nadgarstek. To robota króla lasu, który jako przeprosiny ofiarowuje Ci kwiat ire.
4 - Jak gdyby nigdy nic mijacie zwieszające się z drzew grube liany, jednak może lepiej było poświęcić nieco więcej uwagi. Grube pnącza łapią was w pewnym momencie, próbując porwać w górę do wielkich, rosiczkowatych paszcz. Lew okazuje się jednak za ciężki, przez co mięsożerna roślina jest zmuszona was wypuścić. Chcąc ominąć jej sidła, nadkładacie drogi. Musisz wyrzucić dodatkową szóstkę!
5 - Idziesz sobie spokojnie lasem, aż tu nagle wpadasz na... coś. Coś zdecydowanie niewidzialnego, bo przecież inaczej byś to dawno zauważył. Chwilę potem otrzymujesz niespodziewany cios w policzek, zaś przeszkoda staje się na powrót widoczna. Możesz pomachać na pożegnanie tyłkowi halli srebrzystej, której poroże pozostawiło Ci pięknego siniaka na twarzy.
6 - To ciekawe, ale przez całkiem długi kawałek trasy nie dzieje się nic podejrzanego. Przynajmniej na razie...

Jeśli któryś z wyników powtórzy się więcej niż dwa razy, proszę mnie o tym powiadomić - zostaną wprowadzone odpowiednie zmiany.

Ruddy Lisseł i wysypisko wpierdolu [Skyu x Kesil] - Page 2 MBMaOoc
Nie obowiązuje kolejka. Na wykonanie zadania macie czas do poniedziałku 30.07 włącznie (do północy). O ewentualnych opóźnieniach/potrzebie przedłużenia terminu proszę poinformować. Nieusprawiedliwione spóźnienia będą skutkowały odpowiednimi sankcjami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ruddy Lisseł i wysypisko wpierdolu [Skyu x Kesil] - Page 2 MBMaOoc
Dodatkowe wyniki rzutów dla Kesila:

1 - Kwiaty zazwyczaj są piękne. Te też wyglądały zachwycająco, aż nie dało się nie podejść! Problem pojawił się wtedy, kiedy do waszych nozdrzy dotarł ich nadmiernie intensywny, słodki zapach. Cofacie się natychmiast, ale ataku kichania nie da się już powstrzymać. Na zdrowie!
3 -  Droga się dłuży, a mutant nie wielbłąd (zazwyczaj) i pić musi. Robicie krótki postój na uzupełnienie płynów. Niestety, nie od razu zauważasz, że na miejsce odpoczynku wybraliście teren już zamieszkany. W kilka chwil obłażą was malutkie, czarne mrówki. Łaskocze niemiłosiernie! Nie gryzą co prawda, ale trudno będzie szybko pozbyć się ich z ubrań, włosów i futra.

Ruddy Lisseł i wysypisko wpierdolu [Skyu x Kesil] - Page 2 MBMaOoc
Dodatkowe rzuty kostką dla Skyu:

1 - Ulokowane w pobliżu pieca okno jest doskonałe w przypadku potrzeby skomunikowania się z gospodarzem, jednak potrafi też stanowić zagrożenie. Silny podmuch wiatru powoduje, że drewniana rama uderza Cię prosto w czoło. Oj, ktoś będzie miał pięknego guza!
2 - Znajdujesz na podłodze niewielki przedmiot. Wykonujesz dodatkowy rzut:
    1, 2 - Czy to jakiś pechowy wynalazek Akinaela? Maleńki przedmiot wybucha Ci tuż przed twarzą, przypalając Ci twarz i palce. Pożegnaj się z brwiami!
    3, 4 - to tylko jakiś bezwartościowy śmieć, możesz go śmiało władować do kosza.
    5 - Podnosisz przedmiot, który okazuje się być zgrabnym, składanym nożykiem o rękojeści starannie wyrzeźbionej w drewnie. Oznajmiasz swoje znalezisko aniołowi, który stwierdza tylko: "Och, mam takich na pęczki, zachowaj go sobie!"
    6 - Twoje znalezisko to niewielkie, metalowe puzderko z tłoczonym wzorkiem. Pytasz o nie Akinaela, jednak on odkrzykuje tylko, że sprawdzi to później. Odkładasz pudełeczko na stół, nie zaglądając do środka.

Ruddy Lisseł i wysypisko wpierdolu [Skyu x Kesil] - Page 2 MBMaOoc

Ze względu na obsuwę, która powstała z winy mojego niedopatrzenia - i za którą z głębi serduszka przepraszam - zdejmuję termin odpisów. Będzie najlepiej, jeśli zdążycie do środy, jednak za opór nie będzie żadnych konsekwencji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie widział innej opcji, jak zdążyć przed wieczorem. Wszak to miał być tylko spacer prosto jak z bicza strzelił i na dodatek cały czas lasem. Czy mogą być lepsze okoliczności na pokojową, przyjemną wycieczkę?
Kesil powinien częściej rozmawiać z aniołami, inaczej wiedziałby, jak kończą się z pozoru miłe spacerki przez zagajnik.
Zaczęło się niegroźnie. Otoczyły ich piękne motyle, trzepocząc skrzydełkami. Wymordowany wyciągnął nawet dłoń, chcąc jednego zmotywować do odpoczynku na jego palcu. Niestety, szybko tego pożałowali, kiedy masa drażniącego pyłku spadła na ich ciała. Próżno też było szukać ulgi. Motyle nie zdawały się pragnąć odlecieć w najbliższym czasie. Dwa nawet wleciały do paszczy lwa, sprawiając, że poruszona bestia jęła cofać się, wydając z siebie odgłosy bólu. Jej ryki spłoszyły stado halli. Niewidzialne, przerażone stworzenia wpadły na nieszczęsnego lisa ich biegu ku spokojniejszej części lasu. Co prawda nie oberwał mocno, ale dwa razy poroże walnęło go w twarz. Z pewnością zostanie siniak...
Chwiejąc się, drapiąc oraz niezbyt widząc, co robi przez opuchnięty policzek i zakryte pyłkiem oczy, potknął się o jakiś wystający korzeń. Wpadł na szczęście w krzak z miarę miękkiego zielska. Nawet całkiem ładnego. Gorzej, że przy tym rękę poraził ból wybitego nadgarstka. Jednego z trzech, wobec tego nie aż taka tragedia. Ma pozostałe ręce nadal w pełni sprawne.
Niestety, do pieczenia i swędzenia twarzy oraz ramion dołączyło histeryczne kichanie, spowodowane silnie pachnącym pyłkiem kwiatów, w otoczeniu których siedział. Wypełzł zatem stamtąd, starając się podnieść... Tylko po to, aby wywrócić się o następny korzeń, wpadając w kolejną kępę kwiatów. Tym razem nie wybił sobie nadgarstka... O ziemię, bowiem zrobił to o leżący pień. Yey różnorodność.
Podrapany na ciele od gałęzi i własnych paznokci, kichający oraz obolały tako na twarzy, jak i dwóch z posiadanych rąk, nie był w stanie chwilowo stanąć o własnych siłach. Musiał mu w tym pomóc król lasu. Ent, poczuwając się zapewne do odpowiedzialności przynajmniej za część obrażeń lisa, złapał go ogromną łapą za grzbiet, wyciągając z krzaków. Przeniósł w pobliże strumienia, aby ochlapać zimną wodą, zmywając częściowo pyłek od motyli i kwiatów. Przynajmniej chłopak nareszcie mógł przestać kichać.
Król lasu odstawił go na brzeg, wrzucając do jego torby jakieś kwiatki. Tak szczerze, to Kesil nie zwrócił na podarek zbyt wielkiej uwagi, nadal mając opuchniętą twarz i bolące dwie ręce. Niezbyt mógł także ruszać dłońmi.
Zajęczał smętnie, co brzmiało, jakby ktoś porządnie skopał szczeniaczka, zanim wymordowany dostał kawałek bandaża z ekwipunku. Zaczął usztywniać sobie zwichnięte nadgarstki, gdy dołączył do niego lew. Temu mniej się oberwało, jedynie musiał jakoś uspokoić drapanie w gardle. Napił się zatem dość sporo, aż położył obok Kesila, odpoczywając po tej nieprzyjemnej przygodzie. Zupełnie, jakby blondyn miał lepiej.
W pewnym momencie na biały bandaż weszło coś czarnego. A potem kolejne coś. Mrówki. Yh. Strzepnął je, ale szybko wróciły. Albo to kolejne? Zanim zauważył, był cały w tych małych żyjątkach. Poderwał się, otrzepując desperacko. Nie pomagało to za mocno, czuł, że wszędzie - nawet we włosach - ma robaki. Lew prawdopodobnie to samo, bo zaczął się drapać tylną łapą. Wstał i potrząsnął grzywą, uciekając z mrowiska jak niepyszny. Kesil siłą rzeczy podążył za nim, ignorując zupełnie pnącza, w które kotowany wkroczył. Przynajmniej do momentu, aż te nie postanowiły go boleśnie spętać, podrywając z ziemi.
Cichy krzyk wyrwał się z jego piersi. To nie było ani przyjemne, ani obiecujące. Złapał lwa za grzywę i przylgnął do niego licząc, że zrobi... w zasadzie cokolwiek, co ich uwolni. Na ich szczęście, kot nie musiał podejmować żadnej innej czynności poza byciem dużym. Rośliny puściły ich dość szybko, nie dając rady unieść ich aż do przerażających, rosiczkowatych kwiatów. Liści. Gęb. Cokolwiek to było, Kesil nie zna się na anatomii roślin.
Puszczony, podkulił dwie zranione ręce, starając się wypełznąć ze zdradzieckich pnączy na pozostałych czterech kończynach. Niestety lew nie był na tyle ostrożny. Zanim zauważyli, czekała ich powtórka z rozrywki, tylko tym razem wiedział, jak postąpić, aby nie dać się zjeść.
Kiedy już jakimś cudem opuścili kłębowisko krwiożerczych roślin, na wpół zrozpaczony, na wpół zdenerwowany tym natężeniem złych wydarzeń, stanął na środku ścieżki.
- Czy to już koniec, czy ten las jeszcze w jakiś sposób pragnie mnie pokarać?!
Za sobą usłyszał złowróżbny syk, będący prawdopodobnie odpowiedzią na jego pytanie. Odwrócił się wolno, aby zobaczyć rodzinę atro. Nie dostrzegł ich wcześniej, zbyt skupiony na pnączach, a gdy już był wolny, po prostu idiotycznie jął wrzeszczeć w lesie. Prawdopodobnie przez to zdając się zagrożeniem dla jaszczurów.
Nie zdążył się wycofać. Zawsze go zaskakiwało, jak te ogromne gady potrafią się zwinnie poruszać. Rzuciły się na niego, atakując. Większy, zapewne samica, chwyciła zębami za łydkę mutanta, przewracając go. Drugi, smuklejszy, doskoczył do torsu, wgryzając się w ramię. Prawdopodobnie Kesil stałby się przekąską dla gadów, gdyby nagle z krzaków nie wypadł lew. Został w tyle, bo kilka pnączy nie chciało go puścić i musiał je przegryźć. Nawet teraz jedna gałąź owijała się wciąż wokół jego łapy, acz teraz tylko ciągnąc się za kotowatym, zerwana w połowie. Bestia odgoniła stworzenia, w ferworze walki znikając za jednym pomiędzy drzewami.
Nieobecność obrońcy wykorzystały ostałe dwa atro - samica oraz młodzik. Rzuciły się ponownie na Kesila, gdy ten wstawał. Nastolatek zatopił kły w boku ciała mutanta, zaś samica wgryzła się w udo. Szybko jednak zrezygnowały, bowiem lew już wracał. Wycofały się, acz pyski miały okrwawione, a lis był pogryziony.
Czuł się okropnie sponiewierany. Nigdy jeszcze tyle złego nie zdarzyło się w tak krótkim czasie. W pewien sposób chciało mu się płakać.
Otarł się z krwi, przemył rany i na szybko obandażował, zanim wlazł na grzbiet lwa. Dość ma podróżowania pieszo. Położył się, chowając twarz w gęstej grzywie i tylko pokierował stworzenie, aby poszło okrężną drogą. Wiele nadłożą, ale może nic więcej nie spotka ich złego.
A gdy dotarł do celu, wyglądał jak chodzące nieszczęście, opatrzony byle jak, z posiniaczoną twarzą oraz zadrapaniami gdzie tylko można owe mieć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nawet gdyby chciał się wymówić, to nie za bardzo miał tę możliwość. O rosole słyszał rzecz jasna, jednak nie pamiętał jak smakuje i raczej nie dane będzie mu poczuć dobrego smaku z tak niesprawnym językiem. Czy to może się równać nieumiejętności gotowania? Dieta rudzielca zwykle ograniczała się do jakiegoś upolowanego w sidłach ścierwa, opiekanego nad ogniem spawarki lub sałatek warzywnych, o ile jakieś udało mu się znaleźć. Wszystko zapijane wodą. Z zupą było za dużo zachodu... a przynajmniej podczas sprzątania. Ścierwo zsuwało się ze szczypiec i już można było się zająć pracą. Ale zupa? Nalej wody, wrzuć, zagotuj, dopraw, znowu zagotuj... i pewnie jeszcze wiele innych, pośrednich czynności które jedynie kumulują brudne naczynia oraz marnują drogocenną, filtrowaną wodę na mycie garów. To nie dla niego. Jeśli chciał zjeść zupę, to mógł z powodzeniem wybrać się do jakiejś knajpy czy innego baru.
Opuścił bezsilnie dłonie, widząc że Akinael najwyraźniej nie ma zamiaru odczytywać, ani też chociaż zauważyć dawanych przezeń innych gestykulacji ponad potakiwanie głową. Chcąc nie chcąc został sam w kuchni razem z całym asortymentem. Nigdy nie był w takim pomieszczeniu po nic więcej jak zawracanie komuś tyłka, także to był pierwszy raz gdy mógł się jej bardziej przyjrzeć. Czy jego matka kiedykolwiek gotowała? Chyba nie. Nie wydaje mu się. Jedzenie zawsze było gotowe i na niego czekało. Na niego i tuzin innych dzieci oraz dorosłych. Wszyscy jedli w tym samym czasie i chyba to samo, o ile w ogóle wychodzili ze swoich kanciap robiąc sobie przerwę na coś więcej aniżeli fajka. Westchnął. Te szczątkowe wspomnienia na nic mu się przydadzą. Powinien skupić się na instrukcjach podanych mu przez właściciela domu. Z drugiej strony, nawet pewniej się czuł gdy tego osobnika nie było w pobliżu. Zdjął swoje rękawice oraz gogle, kładąc je na stole, po czym zerknął po blatach. Od czego tu zacząć? Może warzywka?
Jak pomyślał tak zrobił. Niestety siekanie nie było jego najlepszą umiejętnością. Kostki marchewki były równe niczym ziemniaki obierane tępym nożem przez pięciolatka. Nie dość, że zajmowało to dużo czasu, to jeszcze starając się przyspieszyć sobie pracę zaciął się w palec. - Tsk... - Popatrzył na swoją rękę, a później na nożyk. Ściąganie rękawiczek nie było dobrym pomysłem. Nigdy nie ściągał rękawiczek do pracy... acz w nich nie byłby w stanie przygotować zupy. Są za duże i za grube. Cóż za patowa sytuacja. Odruchem skierował palec w stronę ust, szybko tego żałując przy spotkaniu z napuchniętym językiem. Skrzywił się natychmiast. Musi obejść się bez śliny! Szczęściem Akinael zostawił mu apteczkę. A przynajmniej zasugerował, ze rudzielec może jej użyć w razie potrzeby. Czyżby spodziewał się podobnego efektu? Skyu nie chciał się zarazić czymś więcej... jego fobia pewnie jeszcze wzrośnie gdy tylko powróci jego nowy przyjaciel z lwem. Umrzeć od zadrapania? Dłonie mu drżały, gdy solidnie zaklejał cały palec plastrem, dodatkowo poprawiając dwoma innymi tasiemkami, aby rana na pewno nie miała styczności z wymordowanym Kesilem, czy innym zwierzem. Eh... gotowe?
Nie. To dopiero początek komplikacji. Siekając ostałą zieleninkę, mimo pełnego skupienia, ostrze kolejny raz zawadziło o jego palce. Syknął, przestraszony nagłym ukłuciem bólu i cofnął się, zrzucając przy tym dopiero co przygotowane składniki. Skomentowałby soczyście te sytuacje, jednak brak mowy skutecznie mu to utrudniał. Poirytowany zacisnął mocniej szczękę i poszedł wpierw opatrzyć kolejne skaleczenie. Zasadę 5 sekund mając w głębokim poważaniu. Ktoś na pewno będzie chciał jeszcze jeść tę zupę? Skaleczył się dwukrotnie, a i sama podłoga nie wydawała się zbyt czysta.
Zbierając do miski drobne kosteczki oraz kawałki pietruszki zauważył kilka dziwnych przedmiotów. Pierwszy okazał się, zwykłym śmieciem, który natychmiast trafił do wiaderka służącego mu za kosz. Przy dwóch kolejnych jednak zatrzymał się nieco dłużej. Uniósł lekko głowę chcąc wstać, aby rzucić na znaleziska więcej światła i najpierw uderzył się o framugę otwartego okna, a zaraz po tym to samo okno poprawiło mu ciosem w czoło. Jęknął, chwytając się za twarz i przyciskając do niej swoje dłonie. Boliiii... Odsunął się na czworakach od niebezpiecznego okna i czując jak oczy szklą się od wymuszonych przez ból łez, zamrugał kilkakrotnie by pozbyć się mroczków i spojrzeć przez mgłę na pozbierane z podłogi przedmioty. Gdyby tylko wiedział co się teraz stanie, prawdopodobnie w życiu nie wziąłby tego świństwa do rąk. Podwójny wybuch zamienił jego rude brwi w czarne wspomnienie, boleśnie traktując również jego obolałe już wcześniej palce.
Chciał przekląć Akinaela, jednak był w takim szoku że nie był w stanie wydusić z siebie nawet odpowiedniej myśli sugerującej coś poza słowami - boli, nie chcę tu być i nie chcę tego robić. W rezultacie ponownie wracając do wcześniejszego nie umiem - wiec nie będę robić, czego nie wyłapał pierwotnej z gestykulacji anioł. Ból języka niestety był zbyt silny aby złomiarz trwał zbyt długo w swoim postanowieniu. I chcąc nie chcąc wrócił do umycia swojej twarzy, warzywek, oraz zalania wielkiego gara wodą. To chyba ostatni etap? Gotowanie truchełka razem z warzywami. Bardzo by chciał aby tak było. Zatem czekając już tylko na gotowe, nie zauważył jak woda zaczyna wrzeć, ostatecznie opryskując najpierw przedramię chłopaka, a zaraz po tym dłoń, którą starał się opanować sytuację. Dlaczego to ucieka? Nie powinno tak być, to tylko woda! Rozgrzebał nieco drewno pod kominkiem, aby stłumić płomienie. Po czym samemu odsuwając się od paleniska w drugi kąt pomieszczenia. Nie był w stanie bez głosu oznajmić Akinaelowi, że już wykonał swoje zadania, zatem tylko usadowił się na względnie bezpiecznym i wolnym miejscu, z dala od katastrof i obserwował nieufnie garnek. Uniform odpowiedni by mu chociaż dali. Czemu nikt go nie ostrzegł, że to tak wygląda? Jeszcze ma podwójnego guza... ta zupa musi być paskudna. Nie tknie ani trochę! Prychnął obrażony na gotowanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wydawać by się mogło, że Akinael zniknął w ogrodzie na całe wieki, jednak w rzeczywistości czasu wcale nie upłynęło wiele. To tylko nieprzyjemne wypadki podczas gotowania potęgowały to wrażenie i trudno się dziwić frustracji Skyu, skoro jego pierwszy w życiu samodzielnie wykonany rosół zakończył się obrażeniami na taką skalę. Gordon Ramsay nie byłby zachwycony, dobrze więc, że zginął tych paręset lat wcześniej. Kiedy jednak udało się opanować wybuchające wynalazki, pryskający wrzątek i upadające warzywa, po kilkunastu minutach pomieszczenie wypełniło się przyjemnym zapachem. Nawet poirytowany mechanik musiał przyznać, że zupa może okazać się całkiem niezła, jeżeli piękna woń świadczy o równie świetnym smaku.
- O, poradziłeś sobie!
W kuchni znów pojawił się Akinael, równie promienny i wesoły co do tej pory. Zauważył siedzącego pod ściana rudzielca i obdarzył go uśmiechem pełnym wyraźnej dumy.
- Do dwudziestu minut będziemy mieli obiad! Za ten czas powiesilibyśmy pranie, co? - zaproponował i żaden sprzeciw ze strony Skyu nie był w stanie odwieść go od tego pomysłu. Nie zresztą żeby ten miał jakieś szanse się kłócić, bo ze względu na spuchnięty język powiedzieć nie mógł wiele, a energiczny anioł nawet największego gadułę przebijał o kilka punktów. Wyprowadziwszy swego pacjenta na zewnątrz i za domek, zaprezentował ogromną balię pełną mokrych ubrań, pościeli i zasłon. Chyba robił generalne pranie.
- Mam na razie tylko jeden sznurek tutaj, bo reszta była już za stara i musiałem zdjąć. To jakbyś zaczął już wieszać, tam na parapecie są klamerki, a ja ogarnę sznurek gdzieś tu... albo tam... - zamyślił się i odwrócił w kierunku zagajnika, po czym bez dalszych wyjaśnień złapał z wierzchu balii duży kłąb sznurka i ruszył między drzewa, pomrukując coś do siebie. Po chwili zabrał się do roboty, przygotowując więcej miejsca na wyprane materiały.
Ruddy Lisseł i wysypisko wpierdolu [Skyu x Kesil] - Page 2 MBMaOoc
Kesil nie miał szczęścia, jeśli chodzi o wędrówkę przez las. Rzucone w rozpaczy pytanie pozostało bez odpowiedzi, jako że żaden z mieszkańców zielonego terenu nie potrafił mówić, tak samo jak biały lew towarzyszący wymordowanemu. Cóż jednak im pozostawało, dla dobra przyjaciela musieli przetrwać trudy podróży, by zdobyć ostatni składnik leku. Brzmi trochę jak książka przygodowa, choć ich dokonań pewnie nikt nie spisze i zginą w odmętach nigdy nieopowiedzianych historii. Smutne.
Ścieżka wreszcie wypełzła z lasu, docierając do zdemolowanego budynku, który Kesil na samym początku widział z oddali. Miał z pewnością jeszcze kilka porośniętych mchem i inną roślinnością pięter, jednak nie wydawał się zamieszkany. W ogóle trudno było wyobrażać sobie, że ktoś zapuszcza się w to zapomniane przez Boga miejsce, jednak krótkie oględziny pozwoliły dostrzec pierwszy od chatki Akinaela ślad ludzkiej bytności. O ścianę starego wieżowca stała oparta drabina, tak że rośliny częściowo ją przykrywały, a częściowo pewnie przytrzymywały. Nad jej górnym krańcem znajdowało się okno, już dawno bez szyby, dostatecznie duże by służyć za wejście.
Teraz, kiedy drzewa przerzedziły się, widać było wyraźne przesunięcie słońca na nieboskłonie. Trudno określić, jak wiele czasu minęło od opuszczenia chatki, jednak prawdopodobnie wymordowany i jego lwi towarzysz powinni się pospieszyć, jeśli chcieli zdążyć pokonać drogę powrotną przed zmrokiem.
Ruddy Lisseł i wysypisko wpierdolu [Skyu x Kesil] - Page 2 MBMaOoc
Obrażenia:

Skyu: dwa palce rozcięte niezbyt głęboko, opatrzone plasterkami; głowa stłuczona w dwóch miejscach; przypalone brwi;

Kesil: ugryzienia na rękach i nogach prowizorycznie opatrzone; dwa wybite nadgarstki; siniaki na twarzy; sporadyczne kichnięcia i swędzenie;
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach