Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Deszcz uderzał denerwującym bębnieniem w ściany, okna, parapety, ludzi... Ulewa nie oszczędzała absolutnie nikogo, grubą zasłoną ciężkich kropli odcinając przemokniętym wymordowanym widoczność. Od przyspieszonego marszu, a nawet biegu nogi właziły im do dupy, dodatkowo wzmagając wewnętrzną irytację. Co jakiś czas głośniejsze charknięcie przebijało ponad chlupotem, gdy mokra ziemia płatała komuś figla, fundując mu długą przejażdżkę prosto w kałużę błota. Tu, na Desperacji nikt jednak nie sprawiał wrażenia zbyt przejętego dodatkowym brudem. Przywykli do niego na tyle, by to jedynie upadek wznosił oczy ku niebu w zmęczonej rezygnacji. Wszyscy jednak dzielnie dźwigali wyziębione pogodą ciała i szli dalej w zaparte.
Tylko jedna postać siedziała pod marną imitacją dachu w postaci kawałka utkwionej w kamiennej ścianie blachy, otulając się długim ogonem. Jak ta dziewczynka z zapałkami w święta obserwował jak pozostali trzaskali drzwiami swoich kryjówek bądź barów. Salwa śmiechu dobiegająca z sąsiedniego budynku wyrwała mu z gardła drobne westchnienie, dodatkowo unosząc dłoń, by przetrzeć z lekka przekrwione oko.
Co, szczeniaczek jest zmęczony?
Daj spokój...
Sam jesteś sobie winny.
Skulił jasne ucho na nagły dźwięk grzmotu, gdy jasna błyskawica przecięła niebo. Była jak cholerne przypieczętowanie słów Rhetta. Właście ta myśl zmarszczyła mu brwi, poprzedzając skulenie sylwetki i schowanie nosa w rękawie bluzy. Ciemne plamy na niebie od samego rana zwiastowały burzę, a Renard pomimo tego uparcie chciał udać się do apogeum. Nawet jeśli głos z tyłu głowy podpowiadał, że przy takim doborze miejsca na spacer nie będzie miał gdzie schować nosa w razie nagłej ulewy.
Choć nie miał racji w stu procentach.
Pośród budynków był jeden wyjątkowy, którego fakt istnienia chłopak odsuwał od siebie jak najdalej. Wiedział, że w razie podjęcia takiej, a nie innej decyzji prawdopodobnie zostałby powitany odpowiednią dawką szyderstwa i kpiny.
Nie, żeby ci się nie należały.
Nie powstrzymał odruchu wywrócenia oczyma, mocniej zaciskając palce na szczupłym ramieniu. Przez głowę przemykały wszystkie argumenty za i przeciw napinając mięśnie do granic możliwości. Dodatkowo dreszcz wstrząsnął wychudzonym ciałem, przyciskając zwierzęce uszy do czaszki.
No dalej, idziemy.
Kolejne westchnienie przetoczyło się przez zaciśnięte wargi, niemniej zmusił mięśnie do wykonania ruchu, powoli podnosząc się z ziemi. Ulewa ani na chwilę nie ustąpiła, wręcz przybierając na mocy z każdą kolejną sekundą. Jasnowłosy naciągnął więc kaptur na głowę, choć marna to była ochrona wobec kaprysu matki natury.
A matki bywają sukami.

---

Do czasu zawitania przed drzwiami znajomego burdelu zdążył już całkowicie przemoknąć. Nie od razu uniósł dłoń w celu zapukania, uparcie wpatrując się dwubarwnym spojrzeniem w wejście. Trzymał się swojej szczenięcej nadziei jeszcze przez długą chwilę, licząc, że to znajoma blondynka będzie akurat przechodziła obok i otworzy. Jaka wielka była jego ulga, gdy lico Rakshy wykwitło w drzwiach, od razu witając go szerokim uśmiechem.
- Renny!
Mimo panującego na zewnątrz chłodu przekroczyła próg, natychmiast obejmując drobniejszego wymordowanego ramionami i przyciskając go do piersi. Naraz poczuł falę poczucia winy, mocząc ubrania kobiety deszczem spływającym z niego jak z oblanej wiadrem wody kury. Znów skulił lisie uszy, ostatecznie jednak odwzajemniając jej uścisk.
- Słuchaj... mógłbym chwilę u was posiedzieć?
- Co to w ogóle za głupie pytanie! Strach pomyśleć, że w ogóle wyszedłeś w taką burzę, wchodź - wyraźny ruch ręki wskazywał na zaproszenie, a sama blondynka usunęła się w przejściu, by wpuścić go do środka. Kontrolnie przemknął spojrzeniem po wnętrzu jakby w obawie przed dostrzeżeniem kolejnej znajomej twarzy. Jakby burza szalejąca poza ścianami burdelu nie była wystarczająca.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Raksha uśmiechnęła się ciepło I wsunęła palce w mokre kosmyki chłopaka, po czym delikatnie je poczochrała.
- Chodź, musimy znaleźć ci jakiś koc, byś mógł się ogrzać. Jeszcze nabawisz się zapalenia płuc i co wtedy? – jej wzrok przez moment przypominał matczyne spojrzenie, pełne zatroskania i zmartwienia. Poprowadziła go wzdłuż znanego mu już korytarza, na którym przewijały się skąpo ubrane kobiety, oraz od czasu do czasu jakiś mężczyzna, który najprawdopodobniej był jednym z klientów. Dzień jak każdy inny. Obraz, do którego prędzej czy później można było przywyknąć.
Kobieta wreszcie zatrzymała się i pchnęła drzwi, uchylając je na tyle, by dzieciak wszedł do środka. Jej pokój nie należał do największych, ale może właśnie w tym tkwił cały jego urok. Przy oknie znajdowało się łóżko, szafka z lustrem i jedna większa szafa. Do tego stolik, przy którym kobieta przesiadywała czytając książki, które często dostawała od swoich klientów. Skromnie, ale to było jej, własne. Coś, o czym wiele osób na Desperacji mogło po prostu zapomnieć.
- Zdejmij te mokre ubrania. Zaraz coś ci dam. – powiedziała z uśmiechem, i podeszła do szafy, skąd wyciągnęła koc. Materiał może nie należał do najnowszych, w niektórych znajdowały się krzywo przyszyte łaty, ale był czysty i ciepły. A w tym momencie to było najważniejsze.
Usiadła na krześle, przyglądając się mu uważnie, kiedy już owinął się w ciepły materiał. W jej oczach migały podekscytowane ogniki pełne zainteresowania oraz zaciekawienia.
- Opowiadaj co u ciebie. Jak sobie radzisz? - przechyliła głowę lekko w bok, a jej długie włosy opadły delikatnie na jej twarz.
- Strasznie schudłeś. Jeszcze cokolwiek? Jak chcesz, potem coś ci przyniosę z kuchni. Na pewno nie powinno być z tym większego problemu.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Roztrzepane delikatnym gestem kosmyki uniosły mu kąciki ust w wesołym uśmiechu. Końcówka ogona zafalowała lekko z wyraźnym zadowoleniu, gdy przymykał oczy, pochylając lekko głowę. Humor jak na zawołanie podskoczył te kilka stopni w górę i nawet pogardliwe prychnięcie Rhetta tego nie popsuło.
- Spokojnie, nie rozchoruję się tak łatwo, to tylko deszcz - mruknął. Co prawda skulił lekko sylwetkę pod wpływem spojrzenia kobiety, jednak zaraz wyprostował plecy, podążając jej śladami. Przechodząc znanym już korytarzem, nie oglądał się zbytnio, tylko raz czy dwa spoglądając za przechodzącą dziewczyną, bądź mężczyzną. Niczego nie komentował, choć myśli wyraźnie kłębiły mu się w głowie. Na szczęście po niedługiej chwili przed dwubarwnymi tęczówkami pojawiło się coś, co znacznie bardziej pochłonęło uwagę chłopaka.
Pokój Rakshy. Nigdy w nim nie był, dlatego stanął w progu nieco niepewnie, uważnie przemykając spojrzeniem po całym wnętrzu. Co prawda nie spodziewał się po kobiecie tak przytulnego wystroju, niemniej nie był to żaden powód do narzekania. Został pozytywnie zaskoczony.
- Masz tu bardzo ładnie - przyznał, skinąwszy przy tym głową. Wszedł w końcu do środka, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Może i nikt nie zwróciłby uwagi na drobny trzask, jednak z jakiegoś powodu wolał zachować ciszę.
"Zdejmij te mokre ubrania. Zaraz coś ci dam."
Naraz poczuł się wyjątkowo głupio. Raksha zawsze była wobec niego jak kochana mama kaczka, a jeszcze nie miał okazji odwdzięczyć się jej w choć najmniejszym stopniu. Ta myśl tym bardziej go dobijała, jednak postanowił nie martwić niepotrzebnie kobiety i trzymać gardę. Wyprostował więc postawę, sięgając rękoma do spodu przemokniętej bluzy. Ściągnął ją przez głowę, chwilowo pozostając tylko w luźnej koszulce. Nie do końca wiedział, co zrobić z mokrą odzieżą, toteż wraz z ściąganiem kolejnych części, składał wszystko w schludną kostkę, odkładając na parapet. Nie chciał niczego zniszczyć wodą skapującą z ubrań.
"Strasznie schudłeś."
Jasny ogon znacznie się nastroszył, a plecy wymordowanego wyprostowały jak struna.
- Raksha! - fuknął obrażony, szczelnie okrywając ciało kocem. Policzki naznaczyła delikatna czerwień, gdy marszczył brwi, spoglądając karcącą na znajomą. - Jest w sumie... całkiem nieźle. Zostało mi niewiele do zrealizowania planów, więc możesz być dumna - pozwolił sobie usiąść po turecku na łóżku, przesuwając dłonią po miękkiej fakturze pościeli.
- Nie ma takiej potrzeby, to same mięśnie - zacisnął usta w wąską linię, wypinając dumnie pierś. - W zupełności wystarczy, że pozwoliłaś mi tu zostać. Nie chcę się niepotrzebnie naprzykrzać ani podbierać wam niczego z kuchni. Dam sobie radę - robił wszystko, by brzmieć na przekonującego. Jednak zacięta mina stojącej naprzeciw kobiety mówiła, że mu nie wierzyła. Gdy już otwierała usta w celu wysunięcia własnych, zdecydowanie efektownych argumentów, uniósł dłonie ku górze, powstrzymując ją przed matczyną przemową.
- Niczego nie potrzebuję, naprawdę. Wystarczy, że odrobinę się prześpię. Nie zajmuję dużo miejsca, więc też będziesz mogła się położyć w każdej chwili - nagłe westchnienie poruszyło lisimi uszami. Uniósł wzrok na idącą w swoim kierunku sylwetkę, skupiając spojrzenie na lądującej na głowie dłoni. Niezrozumienie odmalowało się w jego oczach, gdy kobieta znów roztrzepała mu włosy.
- Zostań ile chcesz, najlepiej do wyschnięcia ubrań. Nie wypuszczę cię stąd mokrego, Renny.
- Oh - drgnął nagle, uświadomiwszy sobie coś. - Sama wiesz kto, nie będzie zły, że odrywam cię od pracy? Jakby nie patrzeć, wpadłem tu bez zapowiedzi...
Nie, żebyś mógł wysłać gołębia z wiadomością.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

NKobieta przysłoniła sobie usta wierzchem dłoni I roześmiała się cicho, w ciepły I typowy dla niej sposób. Właściwie była niewiele starsza od niego, ale je ruchy, słowa i zachowania sprawiały, że zdawała się już od dłuższego czasu odkryć w sobie instynkt macierzyński. Być może dlatego, że nie mogła mieć swoich dzieci.
- Och nie musisz się mnie przecież wstydzić. Ile to razy cię kąpałam? Nie jestem nawet w stanie tego zliczyć. – spojrzała na niego z ciepłymi rumieńcami na policzkach i cicho westchnęła. Ciężko było powiedzieć, o czym w tym momencie myślała, kiedy uciekła spojrzeniem w stronę okna, gdzie powoli zaczynała majaczyć się noc. Zapowiadało się, że będzie padało do samego rana, dlatego też nie mogła pozwolić, by chłopak opuścił burdel tak szybko. Choćby miała go siłą tutaj przytrzymać.
- Możesz spać tutaj, u mnie w pokoju. Dzisiaj mam wolne, więc o nic nie musisz się martwić – machnęła lekko ręką, jakby odganiała upierdliwą muchę.
- Zresztą, słońce, nie potrafisz kłamać. Doskonale wiem, że potrzebujesz ciepłego kąta oraz czegoś do zjedzenia. Przestań się wstydzić i po prostu poproś o to. – podniosła się i podeszła parę kroków, do niego, a następnie objęła go i przyciągnęła do siebie, powoli głaszcząc po miękkich włosach.
- Wiesz, że zawsze ci pomogę. I zawsze możesz tu wracać. A Jinxem się nie przejmuj. Jeżeli do tej pory nigdy cię nie wykopał, kiedy tutaj przychodziłeś, to i w przyszłości też nie wywali. - przechyliła lekko głowę, kiedy wreszcie wypuściła go ze swoich objęć i usiadła obok, nie zamierzając się tak łatwo poddać i odsuwać od niego. Był dla niej ważną osobą. Traktowała go jak syna albo brata, gotowa zawsze pomóc.
– Zresztą, aktualnie i tak jest zajęty. Trenuje z Jasperem i pewnie skończą dopiero rano. Chyba że coś niespodziewanego się wydarzy i będzie potrzebna jego interwencja. No i w wolnych chwilach zajmuje się też tym dzieciakiem, którego znalazł kilka miesięcy temu, więc istnieje dość małe prawdopodobieństwo, że nawet na niego trafisz. – powiedziała na moment zamyślając się nieco.
- Chyba się go nie boisz?
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Sam Renard czuł się przy Rakshy jak wyjątkowo nieporadny szczeniak. Zapewne jakoś wielce nie odbiegało to od prawdy, jednak nigdy nie przyznałby tego na głos. Jej kolejne słowa sprawiły, że wzdrygnął się wyraźnie na całym ciele, prostując jak struna.
- Nie zdeptałaś mojej dumy... ty ją strzaskałaś i właśnie rozdmuchałaś proch - pożalił się na głos. Nawet jeśli zgrywał obecnie obrażonego (co też nie do końca dobrze wychodziło...), był wdzięczny kobiecie za każdy raz, gdy mu pomogła bez względu na okoliczności i możliwe konsekwencje. Potarł policzek w zmęczeniu, z lekka przytłoczony całą sytuacją i odgłosami dochodzącymi zza drzwi. Każdy plask dłoni o skórę, pisk, chichot, i niski głos zdecydowanie należący do mężczyzny, napływały do lisich uszu dokładnie, nawet pomimo bariery w postaci drewnianych drzwi.
"Możesz spać tutaj"
Kiwnął powoli głową i podciągnął kolana pod brodę, gdy już siedział na łóżku. Miękkość łóżka pod sobą była na tyle dziwna, by nie mógł się do niej do końca przyzwyczaić. Ani jedno marudne słowo nie wypłynęło jednak z ust, gdyż było to przyjemnie dziwne uczucie. Drobne westchnienie wyrwało na światło dzienne. Zaraz wymordowany drgnął na całym ciele, spoglądając na blondynkę.
- Jak to nie potrafię kłamać?  - zmarszczył brwi, zaciskając również usta w wąską linię. Uznał, że tym pytaniem zgrabnie ominie temat posiłku a Raksha zdąży się rozkojarzyć i o nim zapomnieć. Taki był plan. Lisie uszy poruszyły się minimalnie, wyłapując skrzypnięcie podłogi, gdy Raksha skierowała kroki w jego stronę. Spodziewał się wielu, jednak niekoniecznie akurat takiego gestu. W pierwszej chwili zamarł w kilkusekundowym bezruchu, kierując lekko niezrozumiałe spojrzenie na lico dziewczyny. Szybko jednak przymknął powieki, obejmując ją i wtulając twarz w jej koszulkę. Co musiał przyznać - Raksha zawsze ładnie pachniała. Nie miał pojęcia czyja to była zasługa, lecz lubił ten zapach.
- Wiem, po prostu mi głupio. Nic w zamian nie robię i... sama rozumiesz, to nie w porządku  - spojrzał na nią od boku. Gdyby o coś poprosiła, zapewne poleciałby na łeb na szyję, byleby tylko to zrobić. Zresztą nie tylko dla niej. Nie była jedyną osobą, która go nie wykopała, co też zostało napomknięte. Lisie uszy oklapły na samą myśl, niemal wtapiając się w białe kosmyki. Odchrząknął, zagłuszając nagły wybuch śmiechu w tyle umysłu.
Wysłuchał udzielonej odpowiedzi, znów kiwając pokrótce głową. O ile wymienione imię nie do końca kojarzył, tak o "tym dzieciaku" raj już słyszał od samego Jinxa. Co prawda bez większych szczegółów, jednak nie miało to na chwilę obecną większego znaczenia.
- Pffh, no coś ty, kto by się go bał  - przewrócił teatralnie oczyma, krzyżując ręce na piersi. Szybko zrezygnował z podobnej postawy, wspierając policzek na dłoni. - Może trochę. Sama przyznasz, że bywa straszny. Chociaż może to dlatego, że za mną nie przepada  - przygryzł wargę, spoglądając w drzwiczki od szafy, jakby właśnie na nich miał znaleźć odpowiedź.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wątek przenoszę do archiwum z braku aktywności prowadzenia lub zakończenia.
W razie czego pisać do mnie na PW, jeśli będziecie chcieli go wznowić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach