Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

→ Desperacja, Kryjówka 40 rozbójników/pokój Grimshawa; kilka miesięcy temu.



Żyła w tunelach nie od dziś i już dawno powinna przyzwyczaić się do ich dzikiego układu; cóż, nie przyzwyczaiła się.
Dwa-trzy lata? Dłużej?
Czas się ogarnąć, skarbie.

Potrafiła zgubić się wszędzie, na każdym piętrze. Niezależnie od tego czy wszystko było z nią w porządku, czy akurat stąpała nietrzeźwa, zaspana, czymkolwiek odurzona — jej "orientacja w terenie" przestawała działać, gdy tylko znajdowała się w Kryjówce.
I tak za każdym pieprzonym razem.
Miała jedynie przekazać parę ważnych słów temu, komu było trzeba. Nic wielkiego. Wystarczyło, że po drodze do swojej nory zahaczy o pokój na drugim... końcu... korytarza.
Idealnie.
Każdy mały kroczek niósł za sobą cichy odgłos stawianego na ubitej glebie buta. Z perspektywy ludzkiego pojmowania czasu przewijała się tam na tyle długo, by nieprzyjemny zapach spleśniałych belek dawno przestał ją drażnić. Do niektórych woni najwidoczniej nie potrafiła przywyknąć — zupełnie jak ze rdzawym zapachem krwi — bo mimo wszystko wciąż marszczyła nos.
Nie spieszyła się. Maszerowała swoim tempem, myśląc tylko i wyłącznie o materacach znajdujących się w jej niewielkiej dziurze, które — mogła przysiąc — telepatycznie wzywały ją, aby pierdoliła to wszystko i położyła się spać. Dopiero idąc zdała sobie sprawę z tego, jak długo była tego dnia na nogach... Albo kolanach.
Jedenaście od Kaito... dziesięć... dziewięć... osiem... siedem...
To był jej sposób na przetrwanie w podziemnym świecie błota i drewna.
...sześć... pięć... cztery... trzy... dw--
Zatrzymała się gwałtownie, odwracając głowę.
Za daleko — bąknęła pod nosem, cofając się. Jeszcze trochę i dopadłaby końca.
Czasami przestawała wierzyć, że wyliczanie pokoi mogło na cokolwiek się zdać. Do gry wchodziła wówczas n i e z a s t ą p i o n a intuicja. O tak.
Po przejściu zaledwie kilkunastu metrów uwagę czarnowłosej przykuły prowizorycznie zrobione drzwi, które wyglądem łudząco przypominały te przez nią poszukiwane. Cholera, były identyczne.
To muszą być one.
Nawet się nie zastanawiała — opierając bark o róg podtrzymującego górę słupa, umiejscowionego tuż obok, z impetem załomotała w pozbijane razem deski. Założyła ręce na piersi, uniosła podbródek, wykrzywiła usta w delikatnym grymasie i czekała.
Czekała, przeklinając w duchu każdą wnękę, obok której przeszła.
Tylko. Spróbuj. Nie. Otworzyć...

...Rei.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przez wieki Kryjówka była dla niego miejscem, które odwiedzał z czystej konieczności. Pojawiał się tu, gdy organizowano spotkania, na których należało podjąć ważne decyzje, albo wtedy, gdy brakowało rąk do pracy – zwłaszcza przy schwytanych w pobliżu kryjówki więźniach, z których część albo świadomie naruszyła granice ich terenu, albo i nie. Niezależnie od sytuacji efekt zawsze był ten sam. Miejsce to nigdy nie było jego domem, nawet jeśli odkąd został Rottweilerem pojawiał się tu znacznie częściej, Psy nie musiały oswajać się z jego obecnością do tego stopnia, by jakiekolwiek miejsce w tym zapyziałym i brudnym padole uznać za jego własność.
Teraz było inaczej.
Parę tygodni temu jedna z nor musiała przygotować się na przybycie prawdopodobnie najbardziej niespodziewanego w tych stronach lokatora. Chociaż ciemnowłosy nadal traktował swoje progi jak miejsce przechodnie, wszystko w ciasnej i odgrodzonej od reszty klitce należało do niego. Nie musiał przebywać tu od wielu miesięcy, by większość członków gangu uzmysłowiła sobie, że ten pokój przestał należeć do poprzedniego właściciela, który – przynajmniej według nich – szlachetnie poległ w boju. Kolejne istnienie zamazało się na kartach historii i nie było nic dziwnego w tym, że przestrzeń obecnego już trupa, została odziedziczona przez kogoś innego. Od tamtej pory do tych drzwi pukano jedynie w kryzysowych sytuacjach, gdy wiedziano, że szarooki akurat znajdował się na miejscu. W przeciwnym razie mało kto ośmielił się choćby zatrzymać obok i nasłuchiwać jakichkolwiek szmerów, które mogłyby dobiec ze środka tajemniczego pomieszczenia.
Przeważnie panowała tam absolutna cisza.
Tego dnia pokój też wydawał się martwy. Jedynie mdły blask płonącej wewnątrz świecy, który zawzięcie przeciskał się przez szpary w drewnie świadczył o tym, że ktoś znajdował się w środku, nawet jeśli równie dobrze mógł wyjść i zapomnieć o płomieniu, który z wyraźnym trudem odganiał mrok. Zasięg światła nie był w stanie dosięgnąć ułożonego pod ścianą materaca, jednak ktokolwiek odważyłby się wejść do środka, nie mógłby oprzeć się wrażeniu, że nie był tu sam.
Grimshaw już od jakiegoś czasu słyszał nasilający się dźwięk kroków. Ten nie był mu obcy, zważywszy na to, że w po kryjówce kręciło się całe mnóstwo różnych osób – chcianych, niechcianych, obojętnych. Był niemalże pewien, że będzie miał do czynienia ze zwyczajnym przechodniem, dlatego nie zawracał sobie głowy czymś tak banalnym, jak otwieranie oczu w chwili, gdy akurat odpoczywał. Ale kroki ustały w chwili, gdy ostatnie uderzenie buta o ziemię rozbrzmiało tuż za jego drzwiami, a później przerodziło się w nieznośny łomot.
Tak rzadko miewasz gości.
Głos w jego głowie musiał mieć wyjątkowo dobry dzień, biorąc pod uwagę, że nie brakowało mu spostrzegawczości. Dobrze wiedział, że ten chroniczny brak towarzystwa był uwarunkowany tym, że mężczyzna po prostu go nie chciał. Tym razem nie było inaczej.
Nie musiał podnosić się z prowizorycznego łóżka, by wiedzieć, z kim będzie miał do czynienia, kiedy tylko otworzy drzwi. Świadomość tego bynajmniej go nie zachwycała, ale z drugiej strony i tak ciężko było zaspokoić jego oczekiwania. Srebrne tęczówki błysnęły, gdy leniwie rozchylił powieki, powoli podnosząc się z miejsca. Bose stopy stawiały bezgłośne kroki na brudnej ziemi, przez co do ostatniej chwili wydawało się, że nikt nie miał zamiaru odpowiadać na jej pukanie.
Ale drzwi stanęły przed nią otworem, a postawna sylwetka w progu utrudniała zajrzenie do środka pokoju. Zresztą skoro tu przyszła, musiała szukać kogoś, a nie czegoś. Wpatrywał się w nią, w milczeniu czekając na powód, dla którego się tu znalazła. Wiedział, że była to jedynie daremna zabawa w podchody, biorąc pod uwagę, jak małym i bezwartościowym robakiem była stojąca przed nim czarnowłosa. Co mogła mieć mu do zaoferowania?
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach