Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Karty Postaci


Go down

Ludzie ze skazą są niebezpieczni.
Wiedzą, że potrafią przetrwać.
Jillian O’Shea
● Jill ● tysiąc jedenaście lat ● wymordowana ●
● opętana ● była członkini Yudokuny ●
● aktualnie niezrzeszona ●
● oszustka ● żywy trup (dosłownie)●
Najdroższy
Doskonale wiesz, że każda historia składa się z trzech części: początku, środka i końca. Już od jakiegoś czasu codziennie wspominam fragmenty naszej historii — za każdym razem mam ślepą nadzieję, że jej finał będzie inny, mniej destrukcyjny i krzywdzący. Dopiero później uzmysławiam sobie, że ten rozdział od dawna jest zamknięty, że jest tylko częścią bolesnej przeszłości, która jest już za nami mną. Dlaczego wciąż do niej powracam? Bo pozostawiłeś w niej po sobie wyraźny ślad, stanowiłeś w niej jeden z najważniejszych punktów i to właśnie Ty ją zakończyłeś — naszą historię. Chciałam to zaakceptować, chciałam pogodzić się z Twoją decyzją, ale im usilniej próbowałam, tym bardziej rozżalona się stawałam, a żal to okropne uczucie — zżera od środka, aż w końcu doprowadza człowieka do ruiny.
W dalszej części listu opowiem Ci swoją historię — dokładniej przybliżę Ci kim kiedyś byłam i pokażę Ci w jak wielu sprawach mnie zawiodłeś, co w efekcie końcowym doprowadziło mnie do momentu, w którym pękłam. Zniszczyłeś mnie i chcę żebyś o tym wiedział — jeśli chociaż po części jesteś człowiekiem, to powinny gryźć Cię wyrzuty sumienia.
Mawiają, że początki bywają trudne — ja przekonałam się o tym na własnej skórze. Co prawda w moim domu rodzinnym nie brakowało miłości, wszyscy się wspierali jak tylko mogli, rodzice wychodzili z siebie, by móc zapewnić mi jak najlepszy start w życiu, ale i tak żyliśmy w biedzie. Byłam wtedy jeszcze małą dziewczynką, wielu spraw nie pojmowałam, ale bardzo szybko zaczęłam dostrzegać, że niektóre rzeczy nie powinny być takie, jakie były. Kilka razy przyłapałam matkę płaczącą pod pierzyną, próbującą skrywać swoje łzy, wycierającą mokre policzki chustą — zawsze uśmiechała się głupio, kładła mi rękę na ramieniu i zapewniała, że wszystko jest dobrze, tłumacząc swój płacz alergią. Ale ja doskonale wiedziałam, że to nie były łzy alergiczki, wkrótce zaczęłam rozumieć, że były to łzy zrozpaczonej matki. Moja rodzicielka szybko zaczęła podupadać na zdrowiu — na przestrzeni kilku miesięcy za dużo schudła, aż zaczęły jej sterczeć kości. Szybko okazało się, że rezygnowała z własnych (już i tak skąpych) posiłków, żebym ja miała co jeść. Kłóciłam się z nią o to wiele razy, ale zawsze to ona wygrywała wymianę zdań, a na sam koniec uspokajała mnie, próbując mi wmówić, że wszystko będzie dobrze. Wierzyłam jej, bo była wyjątkowo silną kobietą — miałam ślepą nadzieję, że zwyczajnie da sobie z tym wszystkim radę, a ja jej w tym jakoś pomogę. W międzyczasie ojciec stracił swoją pracę (tylko on zarabiał na rodzinę), a wszelkie oszczędności zaczął przepijać w pobliskich barach. Swąd trawionego alkoholu stał się jego naturalnym zapachem. Rodzice coraz częściej się kłócili — był płacz, były krzyki i było trzaskanie drzwiami. A ja? Ja wciąż byłam nastolatką, która nie za wiele mogła zrobić by poprawić sytuację rodziny. Nocami przesiadywałam w pustym domu, bo ojciec upijał się w pobliskim barze, a zdesperowana matka wymykała się tylnymi drzwiami i oddawała się każdemu, kto miał chociaż trochę pieniędzy w kieszeni. Atmosfera była napięta każdego dnia — było więcej krzyków, więcej mocnych słów, a od czasu do czasu dochodziło także do rękoczynów. Matka modliła się do Boga, ojciec dalej pił, a ja bardzo często uciekałam z domu — śmiało można było powiedzieć, że żyłam poza nim. Pamiętam, że wtedy byłam cholernie wściekła, ale teraz już wszystko zrozumiałam, bo dla własnego dziecka zrobiłabym nawet więcej.
Finalnie zostałam sama — matka popełniła samobójstwo (jednak nie była silna, ale wspaniale potrafiła to udawać), prawdopodobnie dlatego, że nie dawała sobie już rady, a ojciec pewnie zapił się na śmierć, choć tego pewna nie jestem, bo uciekłam z domu zaraz po tym, gdy pierwszy raz podniósł na mnie rękę. Miałam wtedy siedemnaście lat — wokół nie mieszkali żadni krewni, których bym znała, nie miałam dokąd pójść. Byłam zdana tylko na siebie — nie wierzyłam, że ktokolwiek może mi pomóc.
Pierwszą noc spędziłam w lesie — było zimno, pogryzły mnie komary, a rano musiałam wyglądać gorzej niż trup. Na śniadanie udało mi się ustrzelić królika, którego zjadłam mocno niedopieczonego, bo zgasło mi ognisko. Oczywiście później zgubiłam się, przez co cholernie długo błąkałam się bez celu, chowając się przed dziką zwierzyną. Ostatecznie udało mi się opuścić teren lasu. Wyszłam na jakąś boczną uliczkę, wzdłuż której postanowiłam się kierować, mając nadzieję, że odnajdę jakieś domy lub kogoś, kto mi pomoże — w tamtej chwili wiedziałam, że sama nie przetrwam. Byłam okropnie wymęczona — nawet nie zapamiętałam momentu, w którym straciłam przytomność.
Ktoś mnie odnalazł — obudziłam się w małym, drewnianym pokoju, nakryta kocem pod samą szyję. W pierwszej chwili byłam przerażona, bo zupełnie nie wiedziałam jak znalazłam się w tym miejscu, to był lęk przed nieznanym, którego nie potrafiłam zwalczyć. Myślałam nad szybką ucieczką — być może nie połamałabym się, gdybym zeskoczyła z wysokości pierwszego piętra. Chciałam uciec, ale doskonale wiedziałam, że nie mam dokąd. Moje rozmyślania przerwał męski głos, poprzedzony przeraźliwym skrzypnięciem pordzewiałych drzwi. Okazało się, że znalazł mnie właściciel placówki dla nieletnich. Postanowił mnie przygarnąć na jakiś czas. Rok dorastałam wśród młodocianych przestępców, dzieci z pijackich rodzin i pokrzywdzonych przez los. Gdy tylko stałam się pełnoletnia zaproponowano mi pracę — miałam sprzątać i pomagać w kuchni. Od razu się zgodziłam — życzliwi ludzie prowadzący ten poprawczak stali się rodziną, której nigdy nie miałam. Z początku byłam dla nich tylko obcą dziewuchą — kolejną, która miała sprawiać kłopoty wychowawcze. Ale przekonali się do mnie, szczerze mnie pokochali i pozwolili mi poczuć ciepło domowego ogniska.
Mieszkałam w drewnianym domku w lesie, który znajdował się nieopodal placówki. Wydawać by się mogło, że wyszłam na prostą, że nareszcie zaczęłam prowadzić normalne życie — i tak w gruncie rzeczy było. Było, bo wszystko uległo zmianie tamtego feralnego wieczora, kiedy spotkałam Ciebie. Byłeś zrozpaczony i zagubiony — nie chciałeś ze mną rozmawiać. Rozglądałeś się dookoła, jakbyś kogoś szukał, nie potrafiłeś się skupić. Nie wiedziałeś, gdzie jesteś, a w Twoich oczach kryło się coś dziwnego, coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam. Poza wątpliwym stanem psychicznym byłeś też ranny — krew na Twoich ubraniach od razu rzuciła mi się w oczy. Od razu chciałam Ci pomóc, ale nie wiedziałam jak Cię do siebie przekonać. Nie chciałeś mi nic powiedzieć — wszystko dusiłeś w sobie, a przecież było widać, że coś jest na rzeczy. Uspokajałam Cię kilkanaście minut, dopiero wtedy przestałeś mnie traktować jak kogoś, kto chce Twojej krzywdy.
W domu opatrzyłam Twoje rany — prowizorycznie, bo żadnego wykształcenia nigdy nie zdobyłam. Obmyłam też Twoje brudne ciało i twarz. Pozwoliłam Ci zostać u siebie przez kilka dni — przyszykowałam Ci nawet oddzielne łóżko w pokoju obok. Doskonale pamiętam, że już pierwszej nocy rozmawialiśmy, jakbyśmy znali się od lat. Być może wzbudziłam Twoje zaufanie, a prócz niego byłam też wyśmienitą słuchaczką. Wszyscy moi najbliżsi cenili sobie to, że potrafiłam ich wysłuchać, a przy okazji nikogo nie oceniałam. Zawsze starałam się wszystko zrozumieć, nie zadawałam niewygodnych pytań i nie ciągnęłam nikogo niepotrzebnie za język. W moim towarzystwie każdy mówił tyle ile chciał. Być może właśnie tego wtedy potrzebowałeś — wygadania się i kogoś, kto po prostu Cię wysłucha. Nie wiedziałeś jednak, co działo się w moim młodym ciele, które nigdy wcześniej nikogo nie kochało.
Tamtej nocy nie mogłam zasnąć — już wtedy wiedziałam, że zawróciłeś mi w głowie. Nie mogłam tego przyjąć do wiadomości — byłeś mi zupełnie obcy, nie znałam Cię, z początku miałam nawet wątpliwości czy powinnam wpuszczać do domu nieznajomego mężczyznę, ale mimo wszystko zrobiłam to. Zdecydowanie za szybko poczułam do Ciebie coś więcej. Nie potrafiłam tego zdefiniować — nigdy wcześniej nie byłam zakochana. Czułam się bardzo dziwnie, ale byłam szczęśliwa. Dostrzegłam w Tobie coś, czemu nie mogłam się oprzeć — nawet nie wiedziałam co jest tym czymś. Wydawało mi się jednak, że Ty nie myślisz podobnie o mnie, dlatego siedziałam cicho. Uśmiechałam się do Ciebie, traktowałam Cię jak przyjaciela, ale moje serce płonęło, a ja doskonale widziałam dlaczego.
Przez te kilka dni przyglądałam Ci się ukradkiem — skrzętnie skrywałam swoje ogromne zainteresowanie Twoją osobą. Proponowałam rozmowy i zmieniałam opatrunki, ale nie dawałam Ci żadnych sygnałów, które mogłyby zasugerować, że mi się podobasz. A przynajmniej ja tak myślałam, ale kiedy powiedziało się 'a', trzeba było powiedzieć też 'b'.
Ostatniej nocy Twojego pobytu u mnie wylądowaliśmy w łóżku. Zupełnie nie wiem jak to się stało, ale się stało. Wtedy uzmysłowiłam sobie, że naprawdę Cię pokochałam. Chciałam Cię zatrzymać przy sobie, chciałam już zawsze móc obejmować Cię ramieniem podczas snu, chciałam już zawsze czuć ciepło Twojego ciała i w końcu chciałam żebyś był dla mnie kimś ważnym, kimś kogo nigdy wcześniej nie miałam. Nawet nie potrafiłam opisać dobrymi słowami tego, co do Ciebie czułam. Wiedziałam, że dla mnie jest to coś więcej, ale nie byłam pewna czym ta noc była dla Ciebie. Dopiero rano okazało się, że to, co dla mnie było ważne, dla Ciebie okazało się jednorazową przygodą. Wykorzystałeś mnie, złamałeś mi serce i po prostu mnie zniszczyłeś. Moja pierwsza miłość sprawiła, że coś zwyczajnie we mnie pękło, a mój charakter całkowicie się zmienił. Nie użalałam się nad sobą zbyt długo, ale od tamtego czasu już zawsze towarzyszyła mi dziwna pustka — luka, której nie dało się wypełnić. Z mojej zawsze radosnej twarzy zniknął uśmiech, a ja stałam się kompletną egoistką. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że wciąż mam coś, co należało do Ciebie.
Po Twoim odejściu trochę słyszało się o pierwszych przypadkach tajemniczego wirusa, który zaczął pojawiać się u nielicznych. Wtedy jeszcze nikt nie wiedział skąd wzięło się to cholerstwo i jak oddziałuje na organizm człowieka. Wtedy nie wiedziałam też, że wirus zaczął rozpowszechniać się po moim ciele... Nie czułam się źle — byłam tylko zła na siebie, że tak łatwo dałam Ci się wykorzystać. Początkowo widziałam w tym też swoją winę — chyba nie dawałam Ci jawnych sygnałów, że liczę na coś więcej. Ostatecznie uznałam, że nawet jeśli tego nie zrobiłam, to nie powinieneś zabawiać się moim kosztem. Już wtedy zaczynałam Cię nienawidzić, ale jednocześnie nie mogłam ot tak pozbyć się Ciebie z mojej głowy. Pierwszej miłości się nie zapomina.
Mijały dni — pojawiły się zawroty głowy.
Minęły tygodnie — zaczął mnie boleć żołądek, łapały mnie nudności i wymiotowałam.
W mojej głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka, gdy pierwszy raz spóźniał mi się okres. Doskonale wiedziałam co się ze mną dzieje — byłam w ciąży. Dla upewnienia zrobiłam test, który potwierdził moje podejrzenia. Nie wiem co mnie bardziej zabolało w tamtym momencie — to, że noszę w sobie dziecko mężczyzny, który mnie zostawił czy to, że odszedłeś zanim się dowiedziałeś. Być może to właśnie nowy członek rodziny sprawiłby, że byś mnie nie opuścił. Mimo wszystko chciałam urodzić to dziecko — chciałam je wychować sama, chciałam żebyś nigdy się o nim nie dowiedział, bo uznałam, że na to nie zasłużyłeś.
Zaczęłam się niepokoić, gdy do podstawowych objawów ciąży doszły inne — bóle nerek, kołatanie serca i trudności z oddychaniem. Lekarz prowadzący moją ciążę był zaskoczony pojawieniem się dodatkowych dolegliwości. Zrobił mi jakieś badania, które nie wskazywały na żadną chorobę, ale ja czułam się coraz gorzej. Marniałam w oczach, działo się ze mną coś strasznego — w końcu zapadła decyzja o przedwczesnym porodzie, bo mój stan mógł zagrażać dziecku, a to właśnie je chciałam chronić najbardziej. To był najtrudniejszy okres w moim życiu — tyle bólu nie sprawiłeś mi nawet Ty. Niestety, naszemu synowi nie udało się przeżyć. Nawet nie wiesz jak się wtedy czułam. Życie kolejny raz odebrało mi kogoś, kogo chciałam szczerze pokochać. Byłam rozżalona, nie wierzyłam w to, co mnie spotkało. Moje serce zaczęło bić jeszcze bardziej nieregularnie, a po policzkach spływały mi słone łzy. Umierałam długo — moje krzyki zagłuszały głosy lekarza i pielęgniarek, którzy próbowali mnie uratować. Wkrótce oczy zalała mi czarność — nie widziałam nic, a wszystkie odgłosy stopniowo cichły, aż w końcu nie słyszałam ich wcale. Byłam martwa.
Wirus dał mi jednak drugą szansę, co interpretowałam na swój własny sposób. Drugie życie było mi potrzebne, żeby wyrównać rachunki z Tobą. Po przebudzeniu się wiedziałam, że dołożę wszelkich starań, by Cię odnaleźć i powiedzieć Ci wszystko to, co zamieściłam w tym liście.

List ten nigdy nie został wysłany.

MOCE/ARTEFAKTY

BIOKINEZA (GRONOSTAJ EUROPEJSKI)
Forma biokinetyczna pozwala jej na przybranie postaci gronostaja — małego ssaka drapieżnego z rodziny łasicowatych. Wyglądem niespecjalnie wyróżnia się na tle innych przedstawicieli swojego gatunku — ma smukłe ciało z elastycznym kręgosłupem, krótkie łapy zakończone ostrymi pazurami oraz typowe dla gronostajów zmienne ubarwienie, zależne od pory roku. W lecie jej sierść jest koloru kasztanowo-brązowego na grzbiecie i biało-szarego na brzuchu, z czarnym końcem ogona; w zimie futro zmienia barwę na białą, a końcówka ogona (który swoją drogą jest długi, silny i puszysty) wciąż pozostaje czarna. Delikatna i gęsta sierść składa się z gęstych włosów wełnistych i długich, sztywniejszych włosów okrywowych. Ma małe, zaokrąglone uszy, a w jej uzębieniu wyróżniają się wydłużone i ostre kły oraz dobrze rozwinięte łamacze. To wszystko sprawia, że Jillian w formie zwierzęcej jest bardzo sprawnym i wytrwałym łowcą — podobnie jak inni drapieżnicy ma wspaniały węch i dobrze rozwinięty wzrok wraz ze słuchem, które wykorzystuje do lokalizacji ofiary, bądź potencjalnego zagrożenia.
Długość ciała (bez ogona) 35 cm, długość ogona 13 cm.
Masa ciała 80 g.

Defekty: znaczne pomniejszenie organów (a później ich powiększenie) w trakcie przemiany jest bardzo bolesne.
Zdjęcia poglądowe:




SYMULOWANIE ŚMIERCI
Jillian za sprawą dużego stężenia wirusa w organizmie jest w stanie zakamuflować działanie swoich organów, wyłączając je na określony czas. Serce przestaje jej bić (bądź bije niewyczuwalnie rzadko), a tlen nie przepływa przez płuca (organizm korzysta wówczas z wcześniej nagromadzonych pokładów powietrza). Wymordowana wygląda jak trup — jej skóra momentalnie robi się chłodniejsza i bledsza, klatka piersiowa nie unosi się, a mimo wszystko pozostaje w pełni świadoma tego, co się wokół niej dzieje. Obraz rejestrowany przez oczy jest nieco zniekształcony i rozmazany, dźwięki rejestrowane przez uszy są wytłumione, a odbieranie innych bodźców zewnętrznych jest utrudnione (ale możliwe). Aby przerwać działanie symulacji Jillian musi zaczerpnąć powietrza i zranić się — wtedy kamuflaż znika, a organizm działa jak wcześniej.
(!) Symulacja jest niemalże niemożliwa do wykrycia dla osób bez jakiegokolwiek przeszkolenia medycznego i bez odpowiedniego sprzętu medycznego.

Czas działania: maksymalnie 3 posty na sesję.

Defekty: drobne problemy z oddychaniem, nieprzyjemne mrowienie w kończynach, obniżona temperatura ciała, rzadziej nieregularne bicie serca (dodatkowe skurcze) i zawroty głowy. Przekroczenie maksymalnego czasu działania symulacji jest równoznaczne ze śmiercią (organizm nie jest w stanie się utrzymać).

KOPIOWANIE WŁAŚCIWOŚCI PRZEDMIOTÓW MARTWYCH
Moc ta zaklęta jest w srebrnym pierścieniu, który zdobi jeden z palców oszustki. Artefakt potrafi sprawić, że prawa ręka (maksymalnie do łokcia, wyżej pozostaje ludzka) dziewczyny zmienia swoją strukturę i przejmuje właściwości przedmiotu, który Jillian trzyma w dłoni — może to być kamień, drewno, a nawet kawałek metalu, lecz głównym szkopułem jest to, że kończyna przejmuje wszystkie właściwości, tak więc za każdym razem coś zyskuje, ale również coś traci. Kamiennej pięści nie będzie się dało tak łatwo otworzyć, drewnianą będzie można łatwo podpalić, a każda rysa na metalowej przekształci się w ranę na cielesnej powłoce.

Czas działania: 3 posty działania z 5 postami przerwy.

Defekty: uciążliwy ból ręki, rozdrażnienie, rzadziej odrętwienie kończyny.

UMIEJĘTNOŚCI

KONSTRUOWANIE PUŁAPEK
Jillian nigdy nie należała do osób dysponujących ogromną siłą — żeby przeżyć musiała nauczyć się działać podstępnie i cicho, w końcu każdy robi to, co musi, żeby przetrwać. Zaszywała się w zrujnowanych domach, próbując tworzyć drobne pułapki na zwierzęta, na podstawie tych, które sama znalazła. Z biegiem czasu poznała najprostsze, jak i te bardziej skomplikowane mechanizmy, które pozwoliły jej również konstruować większe i bardziej wymyślne zasadzki — do poszerzenia jej wiedzy w dziedzinie konstruowania pułapek z pewnością przyczynili się członkowie organizacji japońskich trucicieli, do której niegdyś należała.

UMIEJĘTNE POSŁUGIWANIE SIĘ KUSZĄ
Za namowami ojca strzelała od najmłodszych lat, można by powiedzieć, że już jako mała dziewczynka miała obycie z bronią — zaczynała od lekkich łuków, a dopiero później zainteresowała się kuszą (zasadnicza różnica w użyciu, w porównaniu z łukiem, polega na możliwości wstrzymania się ze strzałem przez dowolnie długi czas po naciągnięciu cięciwy, a co za tym idzie — dłużej można śledzić cel, mając naładowaną broń w pogotowiu), która szybko stała się jej ulubionym narzędziem polowań.

ZRĘCZNE DŁONIE
Dzięki domowym pracom ręcznym i odrobinie sprytu Jillian nauczyła się wykorzystywać swoje wprawne dłonie w wielu niecodziennych sytuacjach — łapanie lecących w powietrzu przedmiotów nagle okazywało się o wiele łatwiejsze, szybkie schowanie ostrza do rękawa również. Nawet przywłaszczenie sobie własności tych, który nie wykazywali się zbyt dużą czujnością stało się banalne.

SŁABOŚCI

UROJENIA PRZEŚLADOWCZE
Przekonanie o nieustannym zagrożeniu ze strony mniej lub bardziej sprecyzowanych wrogich sił nie odstępuje jej na krok — Jillian bardzo często odnosi wrażenie, że ktoś ją śledzi, a każdy, nawet najmniejszy szelest lub nieregularny kształt w ciemności jest dla niej ostrzeżeniem o zbliżającym się zagrożeniu. Urojenia te z pewnością są spowodowane tym, że dziewczyna już wiele razy w życiu była zmuszona uciekać od ludzi, którzy chcieli jej zrobić krzywdę — napędzana przez chorą nieufność do innych podupadła na zdrowiu psychicznym.

PRZYWIDZENIA ZWIĄZANE Z DZIEĆMI
Po utracie dziecka przechodziła przez naprawdę trudny okres — jej sny nawiedzały dusze zmarłych maluchów, budziła się nocami i z trudem zasypiała. Gdy koszmary przestały ją męczyć stało się coś, na co nie potrafiła znaleźć żadnego sensownego wytłumaczenia — zrozpaczona niedoszła matka zaczęła widywać dzieci w rzeczywistym świecie. W trudnych chwilach zdarza się jej z nimi rozmawiać.

ODRĘTWIENIA PRAWEJ RĘKI
Pojawiają się głównie po użyciu mocy artefaktu, ale czasami utrudniają życie również w innych, losowych momentach. Są krótkotrwałe, ale bardzo irytujące.


APARYCJA W PIGUŁCE

● Naturalna barwa jej włosów to brąz, jednak kolor ten ewoluował w niebiesko-fioletowy niedługo po tym, jak wirus spowodował śmierć Jillian. Prócz samej barwy włosów zmieniła się również ich struktura — stały się grubsze i wytrwalsze (choć nadal są lekko falowane), ale jednocześnie mniej przyjemne w dotyku. Ciekawe jest również to, że zimą, po powrocie ze zwierzęcej postaci, do postaci ludzkiej na jej głowie licznie pojawiają się białe pasma. Włosy stale utrzymuje w podobnej długości — nigdy nie sięgają poniżej jej ramion.
● Jej niegdyś nieskazitelna, owalnego kształtu twarz aktualnie jest pokryta wieloma niedoskonałościami, które niewątpliwie nieco ją postarzają — drobne zmarszczki wokół popękanych ust, podkrążone oczy barwy bursztynowej, nieduże blizny (głównie na policzkach) i przebarwienia skóry. Prócz tego jej twarz częściowo pokrywają jasne piegi. Nierzadko jest brudna w piachu i zaschniętej krwi.
● Należy do osób szczupłych, choć niektórzy powiedzieliby, że nawet chudych. Co prawda żebra nie odznaczają się na jej skórze, ale biodra i łopatki ma zarysowane nieco mocniej. Ma średniej wielkości biust, płaski tyłek i brzuch. Nie garbi się.
● Jej dłonie są poniszczone, podrapane i poranione, odznaczają się na nich długie, twarde paznokcie.
● Ma kolczyk w pępku.
● Buty na obcasie i pierścionek z niebieskim kamieniem są niezmienną częścią jej stroju.

INFORMACJE DODATKOWE

● Na Desperacji jest od kilku lat.
● Za jej zdradliwym uśmiechem i udawaną pewnością siebie skrywa się kilkukrotnie skrzywdzona przez los dziewczyna, która jest bliska rozpadu. Ktoś, kto przebywałby z nią dostatecznie długo mógłby zauważyć to, że z dnia na dzień jest z nią coraz gorzej. Przy życiu utrzymuje ją praktycznie tylko zemsta.
● Jest typem introwertyka, któremu ciężko pracuje się w grupie — nie lubi podziału obowiązków, a dodatkowo ma problemy z zaufaniem.
● Z trudem wybacza, ale nie oczekuje też wybaczenia od innych.
● Jest bardzo mściwą osobą.
● Lubi biżuterię.
● Wzrost: 168 centymetrów; waga: 55 kilogramów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Co się stało to się nie odstanie. ¯\_(ツ)_/¯
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie znalazłam informacji odnośnie grupy i rasy.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Wszystkie informacje pojawiają się po najechaniu na grafikę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Akcept.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach