Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 08.10.16 14:07  •  Green moon [Kirin, Fenrir] Empty Green moon [Kirin, Fenrir]
Green moon [Kirin, Fenrir] 200_s

Drużyna: Fenrir i Kirin ku przygodzie!
Cel: Mamy własne projekty na poziomie ok. średniego (między łatwym a średnim)
Mistrz Gry: Obojętnie.
Wymagania: Zaskoczcie nas B|
Zgoda na połączenie misji: Raczej nie, już i tak we dwóch lecimy.
POGODA: Nocne niebo usłane gęstymi chmurami; delikatny wiatr; brak deszczu; oznaki nadchodzącej burzy.

___________________

Śniłeś o lataniu.
Nie posiadałeś skrzydeł, o prostu płynąłeś nad lasami, niczym dotknięty przez magiczną różdżkę, muskałeś palcami koniuszki drzew, szczęśliwy, szybszy od jastrzębia. Czułeś niesamowitą radość, która prawie rozszarpywała Cię od środka. To piękny sen o wolności, który prysnął niczym bańka mydlana w chwili, gdy pociąg wydał z siebie głośny gwizd. Otworzyłeś oczy. I nic nie było takie, jakie być powinno.

Kirin czuł niesamowity ból głowy, który stopniowo zanikał. Czuł się jak przy poranku na kacu. Bardzo chciało mu się pić, a w zasięgu wzroku żadnej butelki, szklanki czy nawet kałuży. Właśnie. Gdzie jestem? wyrwało Ci się w myślach, przez dłuższą chwilę widząc przez mroczną mgłę. Gdy w końcu wzrok przyzwyczaił się do ciemności, przyjrzał się dokładnie otoczeniu.
Znajdował się w pociągowym przedziale. Sam. Żadnych ludzi wokół Ciebie, żadnych bagaży, tylko ty i twoje myśli, pełno pytań. Za oknem nic, tylko ciemność, nawet księżyc nie odważył się wychylić zza chmur i uraczyć widzów dzisiejszej nocy delikatną, nieśmiałą poświatą. Jakby bał się czegoś, co czai się w mroku. Kirin postanowił wyjść, cichutko przesuwając drzwi i rozglądając się.
Korytarz był równie ciemny, co przedział. Jego wzrok zdążył nadrobić zaległości i Kirin mógł rozróżniać poszczególne kształty i wychwycić ewentualny ruch. Teraz czuł się bardziej pewnie. Chociaż nie wiem, czy w tamtych chwilach nie wolałby nie widzieć kompletnie nic.
Fenrir. Obudziłeś się w podobnym stanie, dwa przedziały dalej. Jedyna osoba siedząca z Tobą to przygarbiona postać z naciągniętym kapturem, zakrywającym tajemniczą twarz.

Kirin: Nie masz żadnego ekwipunku. W pełni sił, żadnych ran, czujesz lekki, zanikający ból głowy.
Fenrir: W prawej kieszeni płaszcza znajdujesz szwajcarski scyzoryk.


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 07.04.17 22:58, w całości zmieniany 2 razy
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.10.16 20:40  •  Green moon [Kirin, Fenrir] Empty Re: Green moon [Kirin, Fenrir]
Alkohol nie wpływał na niego, tak jak na innych ludzi. Wiedział o tym doskonale i fakt ten wykorzystywał nie raz w swojej przeszłości. Sama przyjemność wypływająca ze spożywania procentów nie była dla niego głównym aspektem bawienia się w ten rodzaj zabijania czasu, przede wszystkim czerpał korzyści z obserwowania i wysłuchiwania innych, gdy napój mieszał im w głowach. Kac był dla niego niczym niejasna wizja jakiegoś zjawiska, którego nigdy tak na prawdę nie był w stanie w stu procentach czuć. Ból głowy, właściwie bardzo częsta dolegliwość, która była denerwująca. Ignorował własne obrażenia gdy tylko mógł, przyzwyczaił się do tego, że ciało może odmawiać mu posłuszeństwa, nie było jednak nic bardziej irytującego, niż taki rodzaj dolegliwości, którego pochodzenia nie był w stanie odkryć, a i nic nie mógł w jego wypadku zrobić.
- Cholera... - wyrwało mu się mimowolnie.
Pociąg, wiedział że tym jest właśnie miejsce, w którym się znajduje. Wagon, gdzieś w przydługim wężu dziesiątek podobnych. Ciasne przejścia i zużyte fotele, dziwne, że w ogóle nadal tam były. Gdyby wiedział, co właściwie ma miejsce, sam mógłby spróbować wyrwać je z podłoża i upchnąć gdzieś na Desperacji, lecz gdy tylko starał się przywołać myślami powód swojego pobytu w takiej miejscówce, ciemność w głowie zaczynała przerastać tą dookoła.
Nie musiał polegać na wzroku, ale był wygodny i przyzwyczajony do ludzkiego patrzenia na świat. Musiała minąć chwila, by przestawił się na badanie otoczenia w sposób zwierzęcy, węsząc i nasłuchując. Mimo to mrużył oczy i starał się dostrzec coś, co przykuło by jego uwagę na dłużej niż pół sekundy. Czy ktoś tu był? Zwierzę? Człowiek? Nie wypowiadał żadnych słów. Z gardła dobermana wydobywało się jedynie narastające warczenie.
Nie podobało mu się to, iż nie wiedział zbyt wielu rzeczy na raz. Dlaczego, po co, jak. Żółte ślepia zlewały się w mrokiem, nie było tu światła, które ich powierzchnia mogłaby odbijać. Nawet jeżeli znalazł się w pułapce, wolał zachowywać się niczym napastnik, poruszał się po wąskim korytarzu z pewnością, stawiając stopy cicho i spokojnie. Chciał usłyszeć jakikolwiek szmer, nawet ten bardzo odległy. Jeżeli nie był sam, na pewno prędzej czy później to odkryje.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.10.16 21:49  •  Green moon [Kirin, Fenrir] Empty Re: Green moon [Kirin, Fenrir]
- Fuck, shit, shitfuck.
Sentencja czystej angielszczyzny była pierwszym znakiem życia z jego strony.
Odruchowo klepnął się po kieszeniach żeby sprawdzić co przy sobie ma i zaczął się podnosić żeby przejść z pozycji leżącej na siedzącą.
Kiedy już siedział, głośno wypuścił powietrze z płuc i siedząc z głową opuszczoną w dół, spojrzał w stronę nieznajomego.
Wtedy przypomniał sobie o jednym z faktów, nic nie widzi bo ma rozwiązaną czuprynę.
Zgarnął długi kosmyki włosów na tył, ale przez fakt nieposiadania gumki, pozostawił je w takim stanie.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale gdzie jesteśmy? - Zapytał grzecznie wpierw po angielsku, jeśli osobnik jednak nie załapał to powtórzył po japońsku.
Podniósł się powoli i przeciągnął, strzelając większością kości w organizmie i wychylił się z przedziału żeby mieć jakiekolwiek rozeznanie w terenie od samego siebie.
Jeżeli rozmówca nie był zbyt gadatliwy, czyli wcale, to machnął na niego ręką i postanowił rozejrzeć się po okolicznych przedziałach, licząc na to, że kogoś lub coś wartego uwagi znajdzie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.11.16 13:01  •  Green moon [Kirin, Fenrir] Empty Re: Green moon [Kirin, Fenrir]
W mroku każdy koszmar, każda rodząca się z najdalszych zakątków umysłu mara, najmniejsze ziarenko kiełkującego lęku znajdzie schronienie. Ciemność panująca tu, bezlitosna królowa tego miejsca, wydawała się być bardzo nienaturalna, co powodowało jeszcze większy, i tak wzrastający z sekundy na sekundę, niepokój. Wokół idealna cisza, w tle jedynie nieznużony stukot pociągu zmierzającego donikąd. Minęło parę krótkich chwil, Kirinowi wydawały się jednak całą wiecznością. Serce waliło niczym młot, nogi nieszczególnie pragnęły podążać dalej...
W końcu ruch, po prawej. To chyba następny przedział. Błysk pojedynczego światła. Dźwięk cicho otwieranych drzwi i stęk, podejrzany, energiczny ruch. Za późno - coś złapało mężczyznę za ramię, po czym wciągnęło do środka, zatrzaskując za sobą drzwi.

***

- Cicho! - i tutaj panowała idealna ciemność. Z tą różnicą, że nie panował tu taki chłód, jak na korytarzu czy w przedziale, w którym mężczyzna się obudził. Ciepło wytwarzały ciała przebywających tu osób. Nikt się nie odezwał. Po chwili i Fenrir, postanowiwszy rozejrzeć się po przedziałach został przechwycony i wciągnięty do przedziału. Zdezorientowany, przez chwilę chętny do ataku już po chwili rozpoznał w jednym z ludzi swojego kompana, Kirina. Czuł na swojej ręce uścisk. - Kolejni ocaleni... całe szczęście - szepnął cicho nieznajomy, puszczając jego rękę - Jest was więcej? Czy jest więcej przytomnych? - Po chwili wszyscy zamarli, słysząc głośne kroki zza przedziału. Kundle zorientowali się, że w tamtym momencie lepiej nie wydawać z siebie żadnego dźwięku...
Wszyscy nagle odsunęli się od środka przedziału, przyciskając się do ściany. Zza drzwi słychać było podejrzane pomruki, błysnęło światło latarki, które coś lub ktoś skierował w stronę drzwi. Jeżeli Kirin i Fenrir zdążyli wcisnąć się wraz z grupką pod ścianę, cień zniknął, idąc dalej. Jeśli nie... akcja mogła potoczyć się inaczej. Na szczęście jeden z obecnych zorientował się, że obydwaj nie znali powagi sytuacji. Dlatego też chwycił za koszulkę jednego, w porę przysuwając go do siebie. Inny zrobił podobnie z drugim. - Tym razem się udało - powiedział, gdy cień odszedł - ale uważajcie, bo następnym razem nie będziecie mieć tyle szczęścia.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.11.16 10:55  •  Green moon [Kirin, Fenrir] Empty Re: Green moon [Kirin, Fenrir]
Ciemność była jego dobrą towarzyszką. Towarzyszyła mu przez całe życie, łącznie z dziurami w pamięci, kiedy któregoś dnia obudził się bez pamięci całego swojego wcześniejszego życia. Ten rodzaj mroku był jednak nieco inny od tego, który pamiętał. Niemal namacalny, a jednocześnie gry ręka wędrowała przed twarz, nie był w stanie niczego pochwycić, jakby cień przesuwał mu się między palcami.
Nie był panem tej sytuacji i to nie podobało mu się jeszcze niż znajdowanie się w jakimś głupim pociągu, po środku głupiej ciemności zmierzając w tak samo głupim kierunku. Chociaż destynacji maszyny wcale nie znał.
- Pokaż się... - powiedział pod nosem.
Cokolwiek znajdowało się obok niego, nawet jeżeli była to ciemność we własnej osobie powinna go usłyszeć. To coś było inne, tajemnicze, nie z tego świata, więc szept nie powinien stanowić przeszkody. Gorzej, że gdy tylko wypowiedział słowa, te zaginęły w głuchej ciszy, a zaraz potem obcy dotyk opadł na jego ramię.
Nie zdołał się odwrócić. Prawdopodobnie i tak by nie mógł. Silny nacisk szarpnął go do tyłu, do innego przedziału, do miejsca gdzie tajemniczy cień mignął mu przed oczami, zanim zdołał wypowiedzieć jakieś słowa. Nie rzucił się do ataku czy obrony, w pierwszym momencie instynkt kazał mu rozpoznać przeciwnika, przekonać się z czym lub kim ma do czynienia, a dopiero potem użyć siły do przetrwania.
Trzask drzwi i tyle. Cisza ponownie opanowała pomieszczenie, z którego został wyrwany.

Obrócił się szybko, a przynajmniej próbował. Złote ślepia chciały dostrzec to, co było dla niego niedostrzegalne wcześniej. Czuł jednak coś na swoim ciele, teraz był pewny, że nie jest tu sam.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.01.17 23:52  •  Green moon [Kirin, Fenrir] Empty Re: Green moon [Kirin, Fenrir]
//Ok, na start chciałem przeprosić za bardzo dużą zwłokę na tej misji. Nie wiedzieć czemu sądziłem, że zmarło, Yuu na szczęście niedawno mnie z tego błędu wyrwała. O tyle dobrze, że wróciłem do aktywności i będę mógł teraz odpowiadać w krótkim przeciągu czasu.

Kiedy został wciągnięty do środka, nie zdążył nawet powiedzieć typowego:
- Co jest kur- W tym momencie ujrzał znajomą twarz więc szybko zamilkł i spojrzał na zebranych w przedziale wzrokiem stanowczo proszącym o jakiekolwiek wyjaśnienia.
Kiedy zamiast odpowiedzi otrzymał przerażone spojrzenia w stronę drzwi, po czym ktoś na dodatek przyciągnął go do ściany, nie stawiał oporu. Za cholerę nie wiedział co jest grane więc wolał współpracować.
- Szczęścia z czym? O co tu chodzi w ogóle? Czy tam kurwa chodzi dementor, że się tak wszyscy boicie? Kirin, wiesz co tu się odpieprza? - Zapytał cicho, ale zniecierpliwionym głosem.
- W przedziale, w którym się obudziłem siedzi jakiś typek, też mi kazał zamknąć mordę.
Postarał się przyjrzeć jakkolwiek zebranym, choć ciemność, która panowała z pewnością nie pomagała mu w zrealizowaniu tego zadania.
Starał się cały czas trzymać na uboczu przedziału w taki sposób aby dementor miał trudności z zauważeniem go, jak jakiś skurwysyn ma uprawiać na kimkolwiek jakieś modżo to na pewno nie będzie to on, nie znosił magików.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.02.17 13:32  •  Green moon [Kirin, Fenrir] Empty Re: Green moon [Kirin, Fenrir]
W tłumie zapanował cichy szmer. Pomimo kapturów okalających twarze obecnych w przedziale, dostrzec można było krzywe spojrzenia, nieufne łypnięcia i mocno zaciśniete usta nieznajomych. Dwójka bardzo różniła się od pozostałych. W końcu, przepchnąwszy się przez spory jak na tak małą powierzchnię tłum zgarbiony, posiwiały mężczyzna zwrócił jasne, zielone oczy na dwójkę. Przez chwilę milczał, by w końcu przemówić przez usta suche i popękane - Z Waszego zdezorientowania rozumiem, że nie wiecie, kim są Ci, przed którymi Was uchroniliśmy - jego głos był szorstki i niepokojący zarazem. W jego tonacji odnaleźli jednak coś, co działało wręcz hipnotyzująco na słuchaczy - To lunarzy. Uśpieni. Ślepcy - dodał spokojnie, nie spuszczając z mężczyzn wzroku - nie wiedzą, co czynią.
Nagle rozległ się głośny łomot. Dźwięk brzmiał jak energiczne otwieranie przedziałów. Ci, którzy znajdowali się w tym zajętym również przez Kirina i Fenrira natychmiastowo zaciągnęli kaptury i spuścili głowy w dół. Przestali się ruszać, jakby czekając na wyrok z pokora. - Szybko! - jakaś kobieta rzuciła w stronę mężczyzn szaty z wielkimi kapturami - zakładajcie i chowajcie się!
Po kilku sekundach również i ten przedział został otwarty. Istota szczupła, wysoka, o długich kończynach i z podejrzanymi, błyszczącymi ślepiami szybko zniknęła z pola widzenia mężczyzn. Tłum zakapturzonych ludzi powoli opuścił przedział, ich ruchy były powolne, jednostajne, niczym u nieświadomych niczego lunatyków.
Wyszli z pociągu. Noc była piękna, ciepła, księżyc chował się co chwilę za chmurami, tchórz. Gwiazdy jakby uciekły do zagrody, żadna nie świeciła radośnie, ani smutnie, nie świeciła wcale. Niebo było niemalże czarne. Ale było piękne, niezwykle piękne, jakby usłane czarną szatą, okradzione ze swoich kolorów i barw, jednak wspaniałe w swojej inności i nienaturalności.
Wszyscy zatrzymali się. Ktoś próbował uciec, krzycząc. Wrzask przepełniony był przerażeniem. Otoczyły g te istoty, pochwyciły, jednak spojrzała mu w oczy. Krzyk ustał, a uciekinier dołączył do reszty, z tym samym, zmulonym wzrokiem i chodem zahipnotyzowanego. - My jesteśmy jedyni, którym udało się uniknąć uśpienia - szepnął mężczyzna.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.02.17 11:06  •  Green moon [Kirin, Fenrir] Empty Re: Green moon [Kirin, Fenrir]
Jeżeli coś działało mu na nerwy bardziej od wszystkiego, to były to sytuacja gdy nie rozumiał nic. Zero punktu odniesienia, zero informacji, jakiś chaos, obcy ludzie, potwory, miejsce. Ktoś go szturchał, inny pchał, jakieś ręce ciągnęły, a inne zatykały mu usta, by nie warczał wściekle na cały wagon, łącznie ze ścianami i podłogą. Denerwował się, z chwili na chwilę irytacja skakała co raz mocniej ku górze, zanim zdołał się powstrzymać, długi ogon chwiał się na boki i uderzał po nogach każdego kto stał w okolicy.
Nie kupował tej bajeczki, nie było podstaw by wierzyć ludziom, którzy stali dookoła, może sami byli potworami, co nie?
W ciemnościach jednak widział to i owo, zwierzęce oczy pomagały zachować mu równowagę zmysłów, jako zwierzę polegał na wszystkich poza wzrokiem, jako człowiek, na tym odrzuconym przez zwierzęcą naturę. Odczuwał więc dużo więcej, niż tak naprawdę chciał zdolny wybuchnąć w każdej chwili. Dopiero znajomy głos zwrócił jego uwagę na tyle, że znieruchomiał nasłuchując.
- Fenek? - Obracał głowę na boki, próbując wyłowić go z tłumu, ale czyjaś wielka łapa znowu zasłoniła mu usta i kolejne słowa ugrzęzły w gardle. Miał nawet ochotę ugryźć tego, który śmiał go tknąć, ale zawarczał tylko i pojął próbę racjonalnego myślenia.
Zamlaskał kilka razy z niezadowolenia, bo nic nie widział, Ktoś rzucił na niego jakąś szmatą i został w takiej pozycji, z głową przykrytą lejącym się materiałem. Całe przedstawienie analizował innymi zmysłami. Ktoś szedł, inny zaczął bieg, krzyczał, aż w końcu nienaturalnie zamilkł.
- Co to za cyrk, psia kość. Ja żem się nie pchał do jakiegoś pociągu. Puszczaj mnie gorylu, sam potrafię stać. - Kłapnął zębami przy ręce mężczyzny uwalniając się od niego, gdy tylko parada dziwolągów zniknęła w innym wagonie. Ogon nadal wahał się rytmicznie, ale nie działał już jak bicz, którym pewnie nabił kilka siniaków ludziom za sobą.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.04.17 21:56  •  Green moon [Kirin, Fenrir] Empty Re: Green moon [Kirin, Fenrir]
Gdy wysiedli z pociągu, starał się jak najszybciej zlokalizować dźwięki rozdrażnionej żyrafy, której ktoś zakrywa usta kiedy próbuje coś powiedzieć.
Niewiele szybszym krokiem niż pozostali kierował się w stronę Kirina. Skoro oboje nie wiedzą co jest grane, to przynajmniej mają wspólny cel, nie mówiąc już o wyrwaniu się z tej pokracznej sytuacji, która przyprawia o ból głowy.
Czując przypadkowe smagnięcie ogona syknął lekko, ale przynajmniej wiedział, że kieruje się w dobrą stronę.
Odwrócił się jednak na moment słysząc wrzask po swojej prawicy. Szybkie przedstawienie skreśliło jeden ze sposobów na ucieczkę, zajebiście.
Chcąc nie chcąc, kierował się dalej razem z tłumem, mając po swojej lewej stronie rozdrażnionego żyrafa. Po cichu, trzymając dłoń w kieszeni, badał palcami możliwości scyzoryka. Klasyczne ustrojstwo, ale przynajmniej ma coś do obrony.
Trzepnął łokciem typa po swojej prawej i spojrzał na niego miną dziecka z autyzmem, które pyta jaki kolor ma liczba cztery, licząc na to, że uzyska satysfakcjonującą odpowiedź.
- Zobaczysz, sprzedadzą nas do Rosji jako maszyny do ciągnięcia pały i chuj będzie z siania wpierdolu. Prędzej się zesram niż zostaję jakimś jebanym okultystą - Wyszeptał cicho ale pełen emocji do Kirina.
A mimo to dalej szedł jak potulny baranek, ani myśląc o tym aby skręcić. Scenka sprzed chwili wypaliła mu się w pamięci. Pocieszał się jednak myślą, że w razie czego dźgnie któregoś z tych chujków w oczodół scyzorykiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.04.17 20:29  •  Green moon [Kirin, Fenrir] Empty Re: Green moon [Kirin, Fenrir]
- Gdy dojdziemy do końca, znajdziemy dogodny moment i uciekniemy... - szepnęła kobieta do Fenrira i Kirina. - Patrzcie na wprost i nie mrugajcie oczami. Gdy usłyszycie głośny gwizd... biegnijcie w lewo!
Szli długo. Od jakiegoś czasu ich drogę rozświetlały pochodnie, ustawione niczym lampy koło chodnika. Mężczyznom udało się ustalić, że znajdują się w środku lasu. W końcu drzewa ustąpiły, a przed sobą dostrzegł sporą górę... Za kobietą pojawiło się czterech następnych uciekinierów. Blondyn, jeden brązowowłosy i dwóch brunetów. Byli różni, jednak cel posiadali ten sam. Przeżyć. - Musimy dotrzeć do granicy. - szepnęła kobieta, rozglądając się niespokojnie - ...jak najdalej od nich.
Jeden z rzekomo uśpionych najwyraźniej nie wiedział o wielkim planie ucieczki. Zerwał się nagle z szeregu, wykorzystując chwilową nieuwagę strażników i pobiegł w stronę lasu. Za nim drugi, a chwilę później trzeci. Pierwszy nie zdążył zrobić paru kroków, gdy jeden ze strażników nabił go na swoją długą kuszę, po czym rzucił w cień. Jego ciało porwało coś o wielkich kłach, ostrych pazurach i całkowicie czarnej sierści. Drugi uciekinier szczęśliwie nie natknął się na żadnego strażnika, ale po chwili słychać było jego krzyki i odgłos rozszarpywanego mięsa. Pochodnie i światło, którym źródłem były okazało się być ich sprzymierzeńcem. To miejsce dzieliło się na dwie części. Bezpieczną, do której potwory nawet się nie zbliżały, aczkolwiek bezpieczny ruch ograniczał się do robienia nieświadomych kroków; oraz tą zdecydowanie mniej przyjazną, będącą ostoją mroku i krwiożerczych, bardzo łakomych stworów, lecz daleki od dziwnych strażników, którzy najprawdopodobniej ciągnęli grupę na pewną śmierć. - Jeżeli zostaniemy, oni złożą nas w ofierze swym Bogom... - Kirin i Fenrir usłyszeli te słowa. To jeden z mężczyzn, którzy szli za szmaragdowooką.
Ale trzeciemu uciekinierowi się udało. Stwory zajęte były zapewne swoją nieuważną zdobyczą i tym pechowcem nabitym na pal. Może jednak było warto? Może potrzebny był właśnie plan, dzięki któremu z powodzeniem uda im się uciec w głąb puszczy. A potem... a potem się pomyśli. Kobieta o szmaragdowych, kocich oczach odsunęła się trochę od mężczyzn.
Nagle w przodzie wybuchnęła jakaś kłótnia. Dwóch strażników zaczęło się sprzeczać i popychać. Na jednego z nich nieuważnie wszedł jeden z lunatyków. Jeszcze bardziej zirytowany strażnik zaczął krzyczeć do niego w nieznanym języku, popychając go w cień. Upadł, dalej śniąc. Już po chwili biedakiem zajęły się te stworzenia z lasu. To był doskonały moment na ucieczkę. Chwilę później usłyszeli donośny gwizd, a pośród tłumu zrobił sie rozgardiasz... widocznie wielu udawało sen. Część pobiegła na prawo, druga zaś - na prawo. Mężczyznom znacznie bliżej było do biegu na lewo. I tam właśnie pobiegła kobieta ze szmaragdowymi oczami.
Uciekniecie, czy pozostaniecie wśród kompanii uśpionych, z daleka od krwiożerczych stworów?

Spoiler:
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.04.17 12:01  •  Green moon [Kirin, Fenrir] Empty Re: Green moon [Kirin, Fenrir]
Czuł się jak na paradzie zombie, przez moment nawet zaczął wydawać z siebie ciche buczenie, jak ktoś, w jego mniemaniu, lunatykujący, pozbawiony własnego rozumu. Rzucił jednak krótkie spojrzenie Fenkowi zastanawiając się, czy podchwyci tą zabawę. Brakowało tylko, by wyciągnąć ręce przed siebie i chrapać od czasu do czasu w tym monotonnym marszu. Słuchał jednak poleceń innych, bo skoro wiedzieli więcej od niego, to dlaczego miałby na siłę się buntować w sytuacji, gdzie jego wiedza ograniczała się do tego, że nie wiedział nic.
Z czasem jednak zaczął dostrzegać jakąś zależność. Światło - bezpieczne, ale nikt nie wie, co czeka ich dalej. Mrok - niebezpieczny, ale warto zaryzykować ucieczkę. Dlaczego więc nie zerwali się wtedy, gdy bestie z lasu zajmowały się pożeraniem jednego z uciekinierów? Pewnie czekali, aż podejmie próbę wyzwolenia się grupa znacznie większa, w której to i im udałoby się jakoś nawiać, a przynajmniej maksymalnie zwiększyć swoje szanse.
Nie interesowali go strażnicy, ani to, co dzieje się z ludźmi, gdy dojdą już do końca ścieżki, dlatego dał reszcie wyraźnie do zrozumienia, że on wieje, nawet gdy tamci mają ochotę zostać.
Czekał na sygnał, zwierzęcy słuch działał doskonale, bo gdy tylko rozległo się donośne dmuchanie w palce, skoczył na lewo za kobietą i szarpnął Fenka w swoją stronę, upewniając się, że przynajmniej biegną w tym samym kierunku. Żadnego z tej dwójki nie chciał stracić z oczu, zielonookiej bez szczególnego powodu. Skoro im jednak pomogła, miał ochotę w razie czego spróbować się jej odwdzięczyć. Co z tego, że bestie mogły ich zjeść, skoro on mógł zjeść je. Przynajmniej w teorii.
Miał w zanadrzu jednak plan, zabezpieczenie, dzięki któremu z mniej drżącym sercem podjął się próby wydostania w tym tumulcie z lunatycznego marszu. Drgały mu kąciki ust, z podniecenia i przez zwierzęce geny, szczerzył zęby, bo tak robiły bestie, starając się pokazać przeciwnikowi, że w żadnym wypadku się nie obawiają, ba, gotowe są do ataku, natychmiast i bez litości. Jeżeli do czynienia mieli z istotami jego pokroju, to powinny odebrać ten sygnał i skierować się do osobników osłabionych, tych, które pozostawały w tyle i były pewnym łupem.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach